×

Usamos cookies para ayudar a mejorar LingQ. Al visitar este sitio, aceptas nuestras politicas de cookie.


image

Robinson Crusoe - Daniel Defoe, 06. Rozdział szósty

06. Rozdział szósty

Rozdział szósty

— Robinson jako hodowca bydła i gospodarz domu. — Ślad na piasku. — Obawa rzecz to gorsza, niż samo niebezpieczeństwo. — Środki obrony. — Ludożercy na wyspie.

Minął jeszcze rok jeden. Żyłem spokojnie i jednostajnie, ćwicząc się w rozmaitych rzemiosłach, zwłaszcza zostałem dzielnym cieślą, co notuję ze względu na niedostateczną sprawność posiadanych narzędzi.

Odniosłem też tryumf w garncarstwie, sporządzając sobie fajkę. Była to prosta fajka gliniana, na czerwono wypalona, dała mi ona jednak dużo miłych chwil, gdyż z dawien dawna nawykłem do palenia tytoniu.

Wzrósł również znacznie mój zapas koszyków, których potrzebowałem zarówno na przechowywanie owoców i produktów rolnych, jak i dla celów noszenia różnych rzeczy do domu.

Jedna jednakże sprawa napełniała mnie troską, to jest zmniejszanie się mego zapasu prochu. Niezdolny sporządzić świeży proch, poważnie rozmyślałem, jak zdołam w przyszłości bez niego polować na dzikie kozy. Jak już wspomniałem, oswoiłem w trzecim roku pobytu młodą kozę, w nadziei doczekania się stada, ale koza niestety pozostała samotną i w końcu zdechła ze starości.

Teraz dopiero, w jedenastym roku pobytu mego na wyspie zająłem się myślą, jakby chwytać dzikie kozy w paści lub doły. Po długich, daremnych usiłowaniach udało mi się w końcu schwytać w dół dużego capa oraz trzy młode sztuki, dwie żeńskiej, a jedną męskiej płci.

Cap był jednak tak dziki, że nie mogłem sobie z nim dać rady, nie chcąc go zaś zabijać, puściłem na wolność. Nie przyszło mi wówczas na myśl, że głód byłby go obłaskawił. Trzeba go było zostawić na parę dni w dole, potem zaś dać mu po trochu jeść i pić. Stałby się wówczas pokorny niby jagnię, gdyż kozy są to zwierzęta mądre i przywykają łatwo do człowieka, byle się z nimi dobrze obchodzić.

Trzy młode okazy uwiązane na linach nie bez trudności zawiodłem do domu.

Chcąc dojść do posiadania trzody, powinienem był w pierwszej kolejności zabezpieczyć oswojone kozy od zetknięcia z dzikimi. Należało tedy zagrodzić dla nich kawał pastwiska, co było pracą nie lada dla dwu tylko rąk ludzkich. Ale wziąłem się bez wahania do roboty i po trzech miesiącach otoczyłem mocną i pewną zagrodą kawał pastwiska, sto metrów szeroki, sto pięćdziesiąt długi, posiadający bujne krzaki i mały strumyk.

Zanim to skończyłem trzymałem troje koźląt zawsze w pobliżu, podawałem im czasem trochę owsa czy ryżu, one zaś zapoznały się ze mną i niebawem straciły wszelką ochotę do ucieczki.

Po upływie półtora roku posiadałem już trzodę w ogólnej liczbie dwunastu głów, zaś gdy ubiegły następne dwa lata, doszedłem do czterdziestu trzech sztuk, nie licząc tych, które w tym czasie zarżnąłem. Ogrodziłem następnie jeszcze pięć dalszych pastwisk, komunikujących ze sobą, umieszczając też gdzieniegdzie daszki i koleby dające zwierzętom ochronę podczas słoty.

Na tym nie koniec. Miałem nie tylko pod dostatkiem mięsa, ale także sześć do ośmiu litrów mleka dziennie, że zaś przyroda nie tylko dostarcza każdemu stworzeniu pożywienia, ale uczy je również należycie spożytkować przez ludzi, przeto wziąłem się i ja do przerabiania mleka na masło i ser. Nigdy nie doiłem dotąd krów czy kóz, teraz jednak zostałem skrzętnym i zręcznym mleczarzem. Soli dostarczał mi odpływ, susząc w szczelinach skał wodę morską.

Tak to Bóg miłosierny zastawił mi na bezludnej wyspie obficie zaopatrzony stół.

Jadałem zawsze w towarzystwie mych domowników, niby król otoczony wasalami. Pol, mój ulubieniec, miał sam jeden prawo mówić do mnie, staruszek pies siadywał po prawicy mojej, koty zaś zwinięte na stole czekały bacznie na kąski, jakie im rzucałem.

Koty przywiezione z okrętu, dawno pozdychały i pogrzebałem je w pobliżu mego osiedla. Zostawiły jednakże tyle potomstwa po lasach, i to tak złodziejskiego, że musiałem częstem strzelaniem bronić się od tej plagi.

Rad bym był sprowadzić czółno na tę stronę wyspy, a chociaż nie nęciła mnie podróż morska, chciałem zwiedzić tę część wybrzeża, gdzie wyszedłem na wzgórze dla zobaczenia, jak daleko rafa skalna sięga w morze. Co dnia silniej odczuwając tę chętkę, ruszyłem też tam dnia pewnego.

Trudno sobie wyobrazić dziwniejszego ode mnie wędrowca. Postać moja zadziwiłaby zapewne czytelnika.

Na głowie miałem szpiczastą czapę ze skóry lamy, z szerokim spadającym na kark fartuchem dla ochrony przed słońcem i deszczem.

Ubrany byłem w kaftan ze skóry koźlej o połach sięgających do lędźwi, pod nim zaś spodnie z miękkiej skóry lamy, której uwłosienie spadało aż na łydki. Nie posiadałem pończoch ni trzewików, wymyśliłem sobie natomiast skórzaną plecionkę, okrywającą stopy i dolną część łydek, sznurowaną z przodu i z tyłu. Wyglądało to wszystko razem strasznie po barbarzyńsku, ale nie sposób było temu zaradzić.

Przepasany byłem szerokim pasem z koziej skóry, zeszytym takimiż rzemykami. Posiadał on po bokach rodzaj olster dla umieszczenia po lewej topora, zaś małej piły po prawej stronie. Drugi pas spływał mi przez prawe ramię. Dźwigał on dwie torby z koziej skóry na proch, kule i śrut. Na plecach miałem sztucznie upleciony noszak na pożywienie, służący jednocześnie za torbę myśliwską. W lewej ręce niosłem strzelbę, w prawej zaś parasol, sprzęt obok broni najkonieczniejszy dla mnie.

Byłem ogorzały, ale nie tak bardzo, jakby należało oczekiwać. Mając pod dostatkiem nożyczek i brzytew, nosiłem brodę krótko przyciętą, tylko wąsy wyrosły mi tak długie, że z pewnością w mieście ulicznicy biegaliby za mną i szydzili.

Tak ubrany ruszyłem w drogę, idąc tuż nad wybrzeżem, aż do miejsca, gdzie umieściłem na kotwicy mą pirogę. Tu wyszedłem ponownie na wzgórze, ale spojrzawszy po morzu, z wielkim zdumieniem nie dostrzegłem ni śladu owego prądu, który mnie takiego nabawił strachu. Widocznie stał on w ścisłym związku z przypływem i odpływem i tę okoliczność stwierdziłem później dokładnie.

Wystarczyło tedy wybrać tylko odpowiedni czas, a czółno z łatwością dałoby się zabrać do domu. W pamięci mojej tkwiły jednak tak silnie przygody przebyte na morzu, że odstąpiłem od tej myśli. Wolałem raczej wyciosać sobie drugie czółno i mieć dwa po obu stronach do użytku.

Zszedłszy ze wzgórza, poszedłem na moje letnisko i tam spędziłem noc, nazajutrz zaś ruszyłem do przystani, gdzie zastałem mą pirogę nietkniętą w poprzednim stanie, spokojnie stojącą na kotwicy. Wzdłuż brzegu rzeczki dotarłem do morza i tutaj natrafiłem na coś, co memu życiu nadało całkiem nowy kierunek. Wypatrując muszli i innych produktów morza, jak to czyniłem zawsze, zobaczyłem nagle na piasku odcisk ludzkiej stopy.

Stanąłem niby rażony piorunem lub jakbym zobaczył ducha.

Nadsłuchując bacznie, rozglądałem się wkoło, niczego jednakże nie zauważyłem.

Wszedłem na małe wzgórze, by sięgnąć spojrzeniem dalej, biegałem po wybrzeżu, ale nigdzie nie znalazłem odcisku drugiego. Długo badałem ślad, sądząc, że się mylę, ale nie było żadnej wątpliwości. Była to z całą pewnością stopa ludzka, z piętą, podeszwą, osadą przednią i pięciu palcami.

Nie mogłem zgadnąć, skąd się wzięła, ale że była, to fakt niezaprzeczalny.

Straciłem głowę i jąłem uciekać, obawiając się, czy mnie ktoś nie goni, podejrzewając zasadzkę za każdym krzakiem i pniem drzewa.

Do dziś nie wiem, ile czasu użyłem, by dobiec do mej fortecy. Nie pamiętam też, czy wszedłem po drabinie, czy otworem w skale. Nie zwracałem na to uwagi, przejęty strachem.

Noc spędziłem bezsennie, gdyż podniecona fantazja przywodziła mi tysiące okropności i niebezpieczeństw do głowy.

Stopa ta mogła być tylko odciskiem dzikiego mieszkańca pobliskiego lądu. Niezawodnie wiatr zapędził czeredę dzikich na wyspę, z której potem niebawem odpłynęli.

Uradowany byłem, żem w tym czasie nie znalazł się w tych stronach, a także, że nie odkryli mej pirogi. Gdyby to nastąpiło, dzicy postaraliby się też niezawodnie odnaleźć właściciela statku. Może jednak znaleźli oni czółno i nie odpłynęli z wyspy? Czyż miałem pewność, że tak nie jest? Mogli też wrócić w wielkiej liczbie i nawet, nie znalazłszy mnie samego poza palisadą, poniszczyć me zagrody, zabrać trzodę i spustoszyć me łany zboża.

Skutkiem przerażenia zapomniałem nawet o Opatrzności mimo tylu dowodów jej opieki. Jeden jedyny cios zniweczył cały spokój i szczęście mego życia. Po całych dniach byłem dręczony okropnymi myślami i bezustannie wyczekiwałem tej chwili, w której ludożercy wśród dzikich okrzyków rzucą się na mnie nawałą z włóczniami i strzałami, aby wydrzeć mi życie.

Potem myśli me przybrały inny kierunek. Może odcisk ten był śladem mej własnej stopy z czasów dawniejszych, kiedy, będąc tutaj, wysiadłem z czółna na piasek? To mi dodało otuchy i uznałem się za głupca, który opowiada niestworzone historie, a sam drży i boi się najbardziej.

Po czterech dniach wychyliłem się poza dom, albowiem nie miałem nic prócz kilku placków owsianych i wody, a także trzeba było wydoić kozy.

W gęstwie leśnej doznałem ponownie strachu, rozglądałem się też bacznie, gotów za najlżejszym szmerem zmykać jak zając do mej fortecy skalnej. Nie zauważyłem jednak nic podejrzanego i to mi dało śmiałość wyruszenia pewnego dnia na wybrzeże przeciwległe dla zbadania raz jeszcze odcisku i przekonania się, czy jest śladem mej własnej stopy, czy też nie.

Próba wykazała jednak, że stopa moja jest o wiele mniejsza i ogarnięty ponownym strachem pośpieszyłem do domu. Miałem teraz pewność pobytu dzikich, a nawet zacząłem podejrzewać, że wyspa moja jest zamieszkała i należy się spodziewać zgoła niespodzianego napadu.

O, jakże ślepy strach może pozbawić człowieka zmysłów! Do jakichże nierozsądnych popchnąć go jest zdolny czynów! W pierwszej chwili chciałem zniszczyć zagrody i zapędzić oswojone trzody moje do lasu, by je ukryć przed nieprzyjacielem szukającym łatwej zdobyczy. Miałem też zamiar przekopać me łany, rozebrać letnisko, słowem zatrzeć wszelkie ślady mego pobytu na wyspie.

Takie dziwaczne pomysły nękały mój umysł podczas bezsennej nocy po powrocie. Strach przed niebezpieczeństwem jest o wiele gorszy od samego niebezpieczeństwa. O świcie dopiero zamknąłem oczy, zapadłem w głęboki sen i zbudziłem się znacznie spokojniejszy.

Zacząłem rozważać położenie moje chłodno i rozsądnie.

Wyspa położona tak blisko kontynentu nie była tedy do tego stopnia opuszczona, jak sądziłem zrazu. Chociaż sama niezamieszkała, mogła być od czasu do czasu miejscem lądowania dla statków przybywających umyślnie lub też zapędzonych prądem czy wiatrem.

Od lat piętnastu przebywając tu, nie napotkałem człowieka, przeto jeśli nawet bywali tu dzicy, nie zatrzymywali się nigdy długo, niebezpieczeństwo polegało więc na możliwości natknięcia się kiedyś na taką grupę dzikich, powinienem był tedy wyszukać sobie bezpieczne schronienie.

Pożałowałem teraz, że urządziłem w jaskini mej wejście z zewnątrz i umyśliłem obwarować ją lepiej przez drugi wał umieszczony ze strony przeciwnej, poza palisadą sprzed lat dwunastu. Umocniłem go belkami i starymi linami kotwicznymi, bacząc na to, by zostawić w nim siedem szerokich jak ramię otworów strzelniczych. Podsypałem ten wał z zewnątrz ziemią na wysokość dziesięciu stóp i ubiłem ją mocno. W siedmiu otworach strzelniczych ustawiłem siedem muszkietów zabranych z okrętu w pozycji, jakby były armatami. Do tego celu musiałem dla każdego z nich urządzić odpowiednie rusztowanie. Byłem teraz w możności dać ognia z wszystkich w ciągu dwu minut.

Długo i ciężko pracowałem nad budową tego wału i odzyskałem poczucie bezpieczeństwa dopiero, kiedy był gotowy.

Następnie wetknąłem przed wałem w ziemię pale i kije z gatunku drzewa puszczającego pędy, bacząc, by zachować znaczną odległość i nie pozwolić nieprzyjaciołom użyć tej plantacji jako zasieku dla siebie w czasie napadu. Wbiłem takich pali może z dwadzieścia tysięcy i bardzo rychło drzewo puściło pędy.

Po dwu latach powstała bujna gęstwa krzaków, zaś po pięciu wyrósł las młody, silny, a zarazem nieprzekraczalny dla żadnej istoty ludzkiej. Przy tym wyglądał tak dziko, że niepodobieństwem było przypuszczać, iżby poza nim mógł ktoś mieszkać.

W ten sposób zamknąłem wszelki dostęp do mej fortecy i mogłem do niej wchodzić wyłącznie tylko z wierzchołka góry po dwu drabinach, sięgających od góry i dołu do połowy wysokości jaskini, gdzie był naturalny wyskok skalny. Po zdjęciu tych drabin nikt nie mógł tu dotrzeć, a gdyby nawet zdołał to uczynić, dzieliła go jeszcze ode mnie pierwsza palisada.

W ten sposób uczyniłem wszystko, com mógł uczynić dla własnego bezpieczeństwa.

Mimo gorliwego zajęcia się tym, nie zapomniałem też o sprawach innych. Byt mojej trzody leżał mi na sercu, bowiem nie tylko dawała mi pożywienie, ale pozwalała szczędzić prochu i zwalniała z trudów polowania. Strata jej i konieczność zakładania drugiej byłaby dla mnie wprost nieszczęściem.

Długo dumałem, jak ją zabezpieczyć najlepiej. Należało wykopać wielką podziemną jaskinię, by zwierzęta zapędzić tam w razie niebezpieczeństwa, albo też zagrodzić w różnych odległych a ukrytych miejscach kilka pastwisk oddzielnych i trzymać tam po pół tuzina młodych kóz, których przychówek mógłby wyrównać stratę trzody głównej w razie napadu. Ten ostatni plan uznałem za lepszy.

Wyszukałem w najodleglejszej części wyspy głęboką, otoczoną lasem kotlinę, tę właśnie, na której swego czasu zabłądziłem, wracając ze wschodniego wybrzeża. Polanę mającą około trzech morgów obszaru otaczał gąszcz taki, że sam już stanowił naturalną ochronę.

W ciągu niespełna miesiąca wykończyłem płot i mogłem tu umieścić część trzody. Wybrałem dziesięć młodych kóz i dwa młode capy i odtąd z większą już odwagą oczekiwałem napaści dzikich.

Cała ta ogromna praca i cały ten przewrót wywołane zostały jednym tylko jedynym śladem ludzkiej stopy na piasku, gdyż do tej pory nie napotkałem żywej duszy. Na ustawicznym niepokoju zeszły mi dwa lata, utraciłem wszelką radość życia i całą wygodę, żyjąc w ciągłym strachu przed podstępem i złością istot ludzkich.

Zabezpieczywszy w opisany sposób część trzody, wyruszyłem na poszukiwanie miejsca drugiego dla koziej kolonii.

Zaznaczam tu, że nigdy nie miałem zamiaru stworzyć trzody oswojonych lam. Było ich na wyspie niewiele, a przy tym nie spodziewałem się z nich tych korzyści, jakie mi dawały dużo łatwiejsze do opanowania i mniejsze kozy. Wielce mi były przydatne skóry lam, a jedna z nich oswojona, pędząca w mej fortecy żywot spokojny i wygodny, sprawiała mi wiele przyjemności, jednakże nie posunąłem się aż do chowu tych zwierząt, nie mając ochoty ani na ich mięso, ani mleko.

Podczas jednej z wycieczek dotarłem aż do ostatniego, zachodniego krańca wyspy, gdzie dotąd nie postała jeszcze moja noga. Wyszedłszy na skałę, ogarnąłem spojrzeniem morze.

— Ha! Cóż to widać? — zawołałem bezwiednie.

Ujrzałem czółno.

Przetarłszy oczy, spojrzałem ponownie.

Daleko, na lśniącej płaszczyźnie, dostrzegłem czarny punkt.

Posiadałem w domu kilka lunet, znalezionych w skrzyniach marynarzy. Na nieszczęście nie wziąłem żadnej ze sobą.

Wypatrywałem sobie wprost oczy, nie mogąc jednak stwierdzić, czy dostrzeżony przedmiot jest czółnem, czy pniem drzewa, niesionym przez wodę. Nie widać go było z samego wybrzeża, toteż zacząłem sobie samemu tłumaczyć, iż to pomyłka, jednocześnie ślubując, że nigdy bez lunety z domu nie wyruszę.

Niebawem okazało się jednak, iż odcisk stopy ludzkiej nie było to na mej wyspie zjawisko tak niezwykłe, jakbym tego pragnął, i że tylko Opatrzność kazała mi wylądować po tej stronie, na którą dzicy nigdy nie zachodzili. Inaczej dawno by mnie już byli znaleźli. Kanoe ich płynące od strony kontynentu bardzo często szukały ochrony w zatokach mej wyspy przed wiatrem. Prócz tego ludożercy toczący ciągłe ze sobą wojny międzyplemienne przywozili tu swych jeńców, zarzynali i zjadali ich.

Uszedłszy niewielki kawałek drogi wybrzeżem, stanąłem nagle skamieniały od strasznej grozy. Nie zdołam opisać nigdy uczuć, jakich doznałem, ujrzawszy na białym piasku mnóstwo ludzkich czaszek, nóg, rąk i innych resztek ciała. Opodal poczerniały od dymu i ognia punkt wskazywał, gdzie płonął stos, wokoło zaś niego zagłębienie w piasku świadczyło, że siedzieli tu dzicy przy ohydnej uczcie swojej.

Okropny ten widok oszołomił mnie, tak że zapomniałem o grożącym mi niebezpieczeństwie, myśli me skierowały się wyłącznie na ową szatańską zbrodnię pożerania istot ludzkich. Słyszałem o ludożercach nieraz, nigdy jednakże nie znalazłem się w pobliżu tych potworów. Odwróciłem twarz, zrobiło mi się źle ze wstrętu i przez długą chwilę nie mogłem przyjść do siebie. Potem ruszyłem żywo do domu.

Przybywszy, zdjąłem za sobą drabiny i teraz dopiero odetchnąłem z ulgą. Czułem się bezpieczny i powinszowałem sobie, że w ciągu lat ostatnich umocniłem swą fortecę. Jednocześnie zaś nabrałem przekonania, iż dzicy uważają wyspę za bezludną i nie przybywają tu na żadne poszukiwania. Mieszkając tu już blisko osiemnaście lat, nie natrafiłem aż do ostatnich czasów na ślad człowieka, toteż mogłem przeżyć drugie tyle czasu, a nie zdołaliby mnie znaleźć, chyba żebym im się pokazał sam, ku czemu jednak nie miałem żadnej ochoty.

Odraza, jaką mnie przejęli ci ludzie, i ich straszny obyczaj pożerania się wzajem przepoiły mnie jednak tak ponurym nastrojem, że blisko przez dwa lata po owym szkaradnym widowisku nie robiłem dalszych wycieczek, poprzestając na najbliższym otoczeniu domowym, to znaczy fortecy, letnisku i zagrodzie w lesie. Nie chcąc nawet zachodzić do mego czółna, postanowiłem zbudować sobie drugie. Tamtego nie mogłem wyprowadzić z zatoki, nie będąc dostrzeżony przez dzikich, a wiedziałem, że wpadłszy raz w ich ręce bez ratunku straciłbym życie.

Z biegiem czasu uspokoiłem się jednak i wróciłem do dawnego sposobu życia, unikając tylko spotkania z ludożercami. Toteż strzelałem, jak mogłem najrzadziej z obawy, by się nie zdradzić i dopiero teraz w całej pełni oceniłem wartość mej swojskiej trzody. Jeśli jeszcze od czasu do czasu polowałem na dzikie kozy, to tylko za pomocą paści i dołów, także przez ostatnie dwa lata nie dałem ani jednego strzału. Oczywiście, wyruszając z domu, zabierałem zawsze ze sobą muszkiet oraz trzy pistolety zabrane z okrętu. U pasa zawieszałem też jedną z wyostrzonych świeżo szpad oraz topór, tak że był ze mnie mąż wielce wojowniczy i niebezpieczny w spotkaniu z nieprzyjacielem.

Pominąwszy te środki ostrożności, żyłem teraz spokojnie, jak przed całym zajściem i poznałem, że w porównaniu z wielu innymi ludźmi los mój nie jest tak zły, oraz doszedłem do wniosku, że znikłoby dużo skarg, gdybyśmy swe życie porównywali z życiem bliźnich, którym się powodzi jeszcze gorzej. Przyrównując się do szczęśliwszych, zapominamy natomiast o winnej Bogu wdzięczności.


06. Rozdział szósty 06 Sechstes Kapitel 06 Chapter Six 06 Capitolo 6 06 Глава 6

Rozdział szósty

— Robinson jako hodowca bydła i gospodarz domu. - Robinson as a cattle farmer and homesteader. — Ślad na piasku. - A footprint in the sand. — Obawa rzecz to gorsza, niż samo niebezpieczeństwo. - The fear of the thing is worse than the danger itself. — Środki obrony. - Defense measures. — Ludożercy na wyspie. - Cannibals on the island.

Minął jeszcze rok jeden. One more year has passed. Żyłem spokojnie i jednostajnie, ćwicząc się w rozmaitych rzemiosłach, zwłaszcza zostałem dzielnym cieślą, co notuję ze względu na niedostateczną sprawność posiadanych narzędzi. I lived a quiet and monotonous life, practicing various crafts, especially I became a brave carpenter, which I note due to the inadequate efficiency of the tools I had. Я вел тихую и однообразную жизнь, занимаясь различными ремеслами, в частности, стал отважным плотником, что, замечу, объясняется нехваткой инструментов.

Odniosłem też tryumf w garncarstwie, sporządzając sobie fajkę. I also achieved a triumph in pottery, making myself a pipe. Była to prosta fajka gliniana, na czerwono wypalona, dała mi ona jednak dużo miłych chwil, gdyż z dawien dawna nawykłem do palenia tytoniu. It was a simple clay pipe, red-fired, but it gave me a lot of nice moments, as I had long been accustomed to smoking tobacco.

Wzrósł również znacznie mój zapas koszyków, których potrzebowałem zarówno na przechowywanie owoców i produktów rolnych, jak i dla celów noszenia różnych rzeczy do domu. My supply of baskets, which I needed both for storing fruit and agricultural products and for the purpose of carrying various things home, also increased significantly.

Jedna jednakże sprawa napełniała mnie troską, to jest zmniejszanie się mego zapasu prochu. There was one thing that worried me, however, and that was the depletion of my gunpowder supply. Niezdolny sporządzić świeży proch, poważnie rozmyślałem, jak zdołam w przyszłości bez niego polować na dzikie kozy. Unable to make fresh gunpowder, I seriously contemplated how I would manage to hunt wild goats in the future without it. Jak już wspomniałem, oswoiłem w trzecim roku pobytu młodą kozę, w nadziei doczekania się stada, ale koza niestety pozostała samotną i w końcu zdechła ze starości. As I mentioned, I tamed a young goat in the third year of my stay, in the hope of getting a herd, but the goat unfortunately remained lonely and eventually died of old age.

Teraz dopiero, w jedenastym roku pobytu mego na wyspie zająłem się myślą, jakby chwytać dzikie kozy w paści lub doły. Only now, in the eleventh year of my stay on the island, I became preoccupied with the thought of how to capture wild goats in pastures or pits. Только сейчас, на одиннадцатом году моего пребывания на острове, я озаботился мыслью о том, как поймать диких коз на пастбищах или в ямах. Po długich, daremnych usiłowaniach udało mi się w końcu schwytać w dół dużego capa oraz trzy młode sztuki, dwie żeńskiej, a jedną męskiej płci. After long, futile efforts, I finally managed to capture down a large cap and three juveniles, two of the female gender and one of the male gender.

Cap był jednak tak dziki, że nie mogłem sobie z nim dać rady, nie chcąc go zaś zabijać, puściłem na wolność. However, the cap was so wild that I could not handle it, and not wanting to kill it, I let it go. Однако шапочка была настолько дикой, что я не смог с ней справиться и, не желая ее убивать, отпустил. Nie przyszło mi wówczas na myśl, że głód byłby go obłaskawił. It didn't occur to me at the time that hunger would have ticked him off. Тогда мне и в голову не приходило, что голод может его раздражать. Trzeba go było zostawić na parę dni w dole, potem zaś dać mu po trochu jeść i pić. It was necessary to leave him in the pit for a few days, and then give him a little food and drink each. Stałby się wówczas pokorny niby jagnię, gdyż kozy są to zwierzęta mądre i przywykają łatwo do człowieka, byle się z nimi dobrze obchodzić. Er würde dann demütig werden wie ein Lamm, denn Ziegen sind weise Tiere und gewöhnen sich leicht an Menschen, solange sie gut behandelt werden. He would then become humble like a lamb, as goats are smart animals and get used to humans easily, as long as they are handled well.

Trzy młode okazy uwiązane na linach nie bez trudności zawiodłem do domu. Three young specimens tethered on ropes I drove home not without difficulty.

Chcąc dojść do posiadania trzody, powinienem był w pierwszej kolejności zabezpieczyć oswojone kozy od zetknięcia z dzikimi. Wanting to reach flock ownership, I should have first protected the tame goats from contact with wild ones. Należało tedy zagrodzić dla nich kawał pastwiska, co było pracą nie lada dla dwu tylko rąk ludzkich. It was then necessary to fence a piece of pasture for them, which was quite a job for just two human hands. Ale wziąłem się bez wahania do roboty i po trzech miesiącach otoczyłem mocną i pewną zagrodą kawał pastwiska, sto metrów szeroki, sto pięćdziesiąt długi, posiadający bujne krzaki i mały strumyk. But I took to the job without hesitation, and after three months I surrounded with a strong and secure enclosure a piece of pasture, one hundred meters wide, one hundred and fifty long, having lush bushes and a small stream.

Zanim to skończyłem trzymałem troje koźląt zawsze w pobliżu, podawałem im czasem trochę owsa czy ryżu, one zaś zapoznały się ze mną i niebawem straciły wszelką ochotę do ucieczki. Als ich damit fertig war, behielt ich die drei Kinder immer bei mir, gab ihnen manchmal etwas Hafer oder Reis, und sie lernten mich kennen und verloren bald alle Lust wegzulaufen. By the time I finished this, I kept the three kids always nearby, gave them some oats or rice occasionally, and they became familiar with me and soon lost all desire to run away.

Po upływie półtora roku posiadałem już trzodę w ogólnej liczbie dwunastu głów, zaś gdy ubiegły następne dwa lata, doszedłem do czterdziestu trzech sztuk, nie licząc tych, które w tym czasie zarżnąłem. After a year and a half, I already owned a flock in the total number of twelve heads, while when the next two years had passed, I had reached forty-three heads, not counting those I butchered during that time. Ogrodziłem następnie jeszcze pięć dalszych pastwisk, komunikujących ze sobą, umieszczając też gdzieniegdzie daszki i koleby dające zwierzętom ochronę podczas słoty. I then fenced off five more pastures, communicating with each other, also placing canopies and cradles in places to give the animals protection during the rainy season. Затем я огородил еще пять пастбищ, сообщающихся друг с другом, а также установил навесы и люльки, чтобы животные были защищены в сезон дождей.

Na tym nie koniec. It doesn't stop there. Miałem nie tylko pod dostatkiem mięsa, ale także sześć do ośmiu litrów mleka dziennie, że zaś przyroda nie tylko dostarcza każdemu stworzeniu pożywienia, ale uczy je również należycie spożytkować przez ludzi, przeto wziąłem się i ja do przerabiania mleka na masło i ser. I not only had meat in abundance, but also six to eight liters of milk a day, and that nature not only provides every creature with food, but also teaches it to be properly consumed by humans, so I also took to processing milk into butter and cheese. Nigdy nie doiłem dotąd krów czy kóz, teraz jednak zostałem skrzętnym i zręcznym mleczarzem. I have never milked cows or goats before, but now I have become an eager and skillful milkman. Soli dostarczał mi odpływ, susząc w szczelinach skał wodę morską. The salt was provided by the tide, drying seawater in the crevices of the rocks. Соль поставляли приливы и отливы, высушивая морскую воду в трещинах скал.

Tak to Bóg miłosierny zastawił mi na bezludnej wyspie obficie zaopatrzony stół. That's how the merciful God set a plentifully stocked table for me on a desert island.

Jadałem zawsze w towarzystwie mych domowników, niby król otoczony wasalami. I always ate in the company of my household, as if a king surrounded by vassals. Pol, mój ulubieniec, miał sam jeden prawo mówić do mnie, staruszek pies siadywał po prawicy mojej, koty zaś zwinięte na stole czekały bacznie na kąski, jakie im rzucałem. Pol, my favorite, had alone the right to speak to me, the old dog sat at my right hand, while the cats curled up on the table waited attentively for the morsels I threw to them. Пол, мой любимец, имел право разговаривать только со мной, старый пес сидел по правую руку от меня, а кошки, свернувшиеся на столе, внимательно ждали лакомства, которое я им подбрасывал.

Koty przywiezione z okrętu, dawno pozdychały i pogrzebałem je w pobliżu mego osiedla. Cats brought from the ship, long since died and I buried them near my estate. Zostawiły jednakże tyle potomstwa po lasach, i to tak złodziejskiego, że musiałem częstem strzelaniem bronić się od tej plagi. However, they left so many offspring in the forests, and so thieving, that I had to defend myself from this scourge with frequent shooting. Однако они оставили в лесах столько потомства, да еще и такого вороватого, что мне пришлось защищаться от этой напасти частыми выстрелами.

Rad bym był sprowadzić czółno na tę stronę wyspy, a chociaż nie nęciła mnie podróż morska, chciałem zwiedzić tę część wybrzeża, gdzie wyszedłem na wzgórze dla zobaczenia, jak daleko rafa skalna sięga w morze. I would have been glad to bring the dugout canoe to this side of the island, and while I was not tempted by the sea voyage, I wanted to visit this part of the coast, where I walked up the hill for the sake of seeing how far the rocky reef extends into the sea. Co dnia silniej odczuwając tę chętkę, ruszyłem też tam dnia pewnego. Feeling this urge more strongly every day, I also set off there one day.

Trudno sobie wyobrazić dziwniejszego ode mnie wędrowca. It's hard to imagine a weirder wanderer than me. Postać moja zadziwiłaby zapewne czytelnika. My character would probably amaze the reader.

Na głowie miałem szpiczastą czapę ze skóry lamy, z szerokim spadającym na kark fartuchem dla ochrony przed słońcem i deszczem. On my head was a pointed cap made of llama skin, with a wide apron falling to my neck for protection from the sun and rain.

Ubrany byłem w kaftan ze skóry koźlej o połach sięgających do lędźwi, pod nim zaś spodnie z miękkiej skóry lamy, której uwłosienie spadało aż na łydki. Ich trug einen Kaftan aus Ziegenleder, dessen Latten bis zu den Lenden reichten, darunter eine Hose aus weichem Lamafell, deren Haare bis zu den Waden fielen. I was dressed in a kaftan made of goatskin with the sides reaching to my loins, while underneath it were pants made of soft llama skin, whose hair fell all the way down to my calves. Nie posiadałem pończoch ni trzewików, wymyśliłem sobie natomiast skórzaną plecionkę, okrywającą stopy i dolną część łydek, sznurowaną z przodu i z tyłu. Ich hatte keine Strümpfe oder Stiefel, aber ich habe mir ein Ledergeflecht ausgedacht, das die Füße und Unterschenkel bedeckt und vorne und hinten geschnürt ist. I didn't own stockings or shoelaces, but instead came up with a leather braid, covering my feet and the lower part of my calves, laced at the front and back. Wyglądało to wszystko razem strasznie po barbarzyńsku, ale nie sposób było temu zaradzić. It all looked terribly barbaric together, but there was no way to remedy it.

Przepasany byłem szerokim pasem z koziej skóry, zeszytym takimiż rzemykami. Ich war mit einem breiten Gürtel aus Ziegenleder umgürtet, an den Riemen genäht waren. I was girded with a wide goatskin belt, sewn together with such thongs. Posiadał on po bokach rodzaj olster dla umieszczenia po lewej topora, zaś małej piły po prawej stronie. It had a kind of olster on the sides for placing an axe on the left, and a small saw on the right. Drugi pas spływał mi przez prawe ramię. The other belt was flowing over my right shoulder. Dźwigał on dwie torby z koziej skóry na proch, kule i śrut. He was carrying two goatskin bags for gunpowder, bullets and shot. Na plecach miałem sztucznie upleciony noszak na pożywienie, służący jednocześnie za torbę myśliwską. On my back I had an artfully woven food carrier, serving at the same time as a hunting bag. W lewej ręce niosłem strzelbę, w prawej zaś parasol, sprzęt obok broni najkonieczniejszy dla mnie. In my left hand I carried a shotgun, while in my right hand I carried an umbrella, the equipment next to a gun most necessary for me.

Byłem ogorzały, ale nie tak bardzo, jakby należało oczekiwać. I was warmed, but not as much as expected. Mając pod dostatkiem nożyczek i brzytew, nosiłem brodę krótko przyciętą, tylko wąsy wyrosły mi tak długie, że z pewnością w mieście ulicznicy biegaliby za mną i szydzili. Having scissors and razors in abundance, I wore my beard trimmed short, only my mustache grew so long that surely in the city the street people would run after me and taunt me.

Tak ubrany ruszyłem w drogę, idąc tuż nad wybrzeżem, aż do miejsca, gdzie umieściłem na kotwicy mą pirogę. So gekleidet machte ich mich auf den Weg und ging knapp über der Küste zu dem Punkt, an dem ich meine Piroge vor Anker gelegt hatte. Thus dressed, I set off, walking just above the coast to the place where I placed my pirogue at anchor. Tu wyszedłem ponownie na wzgórze, ale spojrzawszy po morzu, z wielkim zdumieniem nie dostrzegłem ni śladu owego prądu, który mnie takiego nabawił strachu. Here I went out again to the hill, but having looked over the sea, I was greatly surprised to see not a trace of that current that had given me such a fright. Widocznie stał on w ścisłym związku z przypływem i odpływem i tę okoliczność stwierdziłem później dokładnie. Anscheinend war es eng mit der Ebbe und Flut der Ebbe verbunden, und das war die Tatsache, die ich später herausfand. Apparently, it stood in close connection with the tide, and this circumstance I later found out exactly. Судя по всему, он стоял в непосредственной близости от прилива, и это обстоятельство я позже выяснил точно.

Wystarczyło tedy wybrać tylko odpowiedni czas, a czółno z łatwością dałoby się zabrać do domu. W pamięci mojej tkwiły jednak tak silnie przygody przebyte na morzu, że odstąpiłem od tej myśli. Die Abenteuer auf See waren mir jedoch so stark in Erinnerung, dass ich diesen Gedanken aufgab. However, my memory was so strongly stuck in my mind by the adventures I had on the sea that I stepped away from this thought. Wolałem raczej wyciosać sobie drugie czółno i mieć dwa po obu stronach do użytku. I rather preferred to carve out a second dugout and have two on either side for use.

Zszedłszy ze wzgórza, poszedłem na moje letnisko i tam spędziłem noc, nazajutrz zaś ruszyłem do przystani, gdzie zastałem mą pirogę nietkniętą w poprzednim stanie, spokojnie stojącą na kotwicy. Wzdłuż brzegu rzeczki dotarłem do morza i tutaj natrafiłem na coś, co memu życiu nadało całkiem nowy kierunek. Along the bank of the river I reached the sea, and here I encountered something that gave my life a whole new direction. Wypatrując muszli i innych produktów morza, jak to czyniłem zawsze, zobaczyłem nagle na piasku odcisk ludzkiej stopy. Looking out for shells and other products of the sea, as I have always done, I suddenly saw a human footprint on the sand.

Stanąłem niby rażony piorunem lub jakbym zobaczył ducha. I stood as if struck by lightning or as if I had seen a ghost.

Nadsłuchując bacznie, rozglądałem się wkoło, niczego jednakże nie zauważyłem.

Wszedłem na małe wzgórze, by sięgnąć spojrzeniem dalej, biegałem po wybrzeżu, ale nigdzie nie znalazłem odcisku drugiego. Ich ging einen kleinen Hügel hinauf, um weiter zu sehen, ich rannte an der Küste entlang, aber nirgendwo fand ich einen zweiten Abdruck. Długo badałem ślad, sądząc, że się mylę, ale nie było żadnej wątpliwości. Była to z całą pewnością stopa ludzka, z piętą, podeszwą, osadą przednią i pięciu palcami.

Nie mogłem zgadnąć, skąd się wzięła, ale że była, to fakt niezaprzeczalny.

Straciłem głowę i jąłem uciekać, obawiając się, czy mnie ktoś nie goni, podejrzewając zasadzkę za każdym krzakiem i pniem drzewa.

Do dziś nie wiem, ile czasu użyłem, by dobiec do mej fortecy. Nie pamiętam też, czy wszedłem po drabinie, czy otworem w skale. Nie zwracałem na to uwagi, przejęty strachem. Ich habe nicht darauf geachtet, ich hatte Angst.

Noc spędziłem bezsennie, gdyż podniecona fantazja przywodziła mi tysiące okropności i niebezpieczeństw do głowy. Ich verbrachte die Nacht schlaflos, denn meine aufgeregte Fantasie brachte Tausende von Schrecken und Gefahren in mein Bewusstsein.

Stopa ta mogła być tylko odciskiem dzikiego mieszkańca pobliskiego lądu. Dieser Fuß konnte nur der Abdruck eines wilden Bewohners des nahen Landes sein. Niezawodnie wiatr zapędził czeredę dzikich na wyspę, z której potem niebawem odpłynęli. Sicherlich trieb der Wind die Herde der Wilden auf die Insel, von der sie bald davonsegelten.

Uradowany byłem, żem w tym czasie nie znalazł się w tych stronach, a także, że nie odkryli mej pirogi. Gdyby to nastąpiło, dzicy postaraliby się też niezawodnie odnaleźć właściciela statku. Może jednak znaleźli oni czółno i nie odpłynęli z wyspy? Czyż miałem pewność, że tak nie jest? Mogli też wrócić w wielkiej liczbie i nawet, nie znalazłszy mnie samego poza palisadą, poniszczyć me zagrody, zabrać trzodę i spustoszyć me łany zboża.

Skutkiem przerażenia zapomniałem nawet o Opatrzności mimo tylu dowodów jej opieki. Jeden jedyny cios zniweczył cały spokój i szczęście mego życia. Ein einziger Schlag zerstörte allen Frieden und Glück in meinem Leben. Po całych dniach byłem dręczony okropnymi myślami i bezustannie wyczekiwałem tej chwili, w której ludożercy wśród dzikich okrzyków rzucą się na mnie nawałą z włóczniami i strzałami, aby wydrzeć mi życie.

Potem myśli me przybrały inny kierunek. Może odcisk ten był śladem mej własnej stopy z czasów dawniejszych, kiedy, będąc tutaj, wysiadłem z czółna na piasek? To mi dodało otuchy i uznałem się za głupca, który opowiada niestworzone historie, a sam drży i boi się najbardziej. Это воодушевляло меня, и я считал себя дураком, рассказывая невероятные истории, а сам дрожал и боялся больше всех.

Po czterech dniach wychyliłem się poza dom, albowiem nie miałem nic prócz kilku placków owsianych i wody, a także trzeba było wydoić kozy. Nach vier Tagen lehnte ich mich aus dem Haus, weil ich nichts als ein paar Haferflocken und Wasser hatte und die Ziegen gemolken werden mussten. Через четыре дня я ушла из дома, потому что у меня не было ничего, кроме нескольких овсяных лепешек и воды, а коз нужно было доить.

W gęstwie leśnej doznałem ponownie strachu, rozglądałem się też bacznie, gotów za najlżejszym szmerem zmykać jak zając do mej fortecy skalnej. Nie zauważyłem jednak nic podejrzanego i to mi dało śmiałość wyruszenia pewnego dnia na wybrzeże przeciwległe dla zbadania raz jeszcze odcisku i przekonania się, czy jest śladem mej własnej stopy, czy też nie.

Próba wykazała jednak, że stopa moja jest o wiele mniejsza i ogarnięty ponownym strachem pośpieszyłem do domu. Miałem teraz pewność pobytu dzikich, a nawet zacząłem podejrzewać, że wyspa moja jest zamieszkała i należy się spodziewać zgoła niespodzianego napadu.

O, jakże ślepy strach może pozbawić człowieka zmysłów! Do jakichże nierozsądnych popchnąć go jest zdolny czynów! На какие безрассудные поступки они способны его толкнуть! W pierwszej chwili chciałem zniszczyć zagrody i zapędzić oswojone trzody moje do lasu, by je ukryć przed nieprzyjacielem szukającym łatwej zdobyczy. Miałem też zamiar przekopać me łany, rozebrać letnisko, słowem zatrzeć wszelkie ślady mego pobytu na wyspie.

Takie dziwaczne pomysły nękały mój umysł podczas bezsennej nocy po powrocie. Strach przed niebezpieczeństwem jest o wiele gorszy od samego niebezpieczeństwa. O świcie dopiero zamknąłem oczy, zapadłem w głęboki sen i zbudziłem się znacznie spokojniejszy.

Zacząłem rozważać położenie moje chłodno i rozsądnie.

Wyspa położona tak blisko kontynentu nie była tedy do tego stopnia opuszczona, jak sądziłem zrazu. Остров, расположенный так близко к материку, оказался не таким уж пустынным, как мне показалось вначале. Chociaż sama niezamieszkała, mogła być od czasu do czasu miejscem lądowania dla statków przybywających umyślnie lub też zapędzonych prądem czy wiatrem. Хотя сам по себе он необитаем, здесь иногда причаливают корабли, приплывающие специально или подгоняемые течением или ветром.

Od lat piętnastu przebywając tu, nie napotkałem człowieka, przeto jeśli nawet bywali tu dzicy, nie zatrzymywali się nigdy długo, niebezpieczeństwo polegało więc na możliwości natknięcia się kiedyś na taką grupę dzikich, powinienem był tedy wyszukać sobie bezpieczne schronienie.

Pożałowałem teraz, że urządziłem w jaskini mej wejście z zewnątrz i umyśliłem obwarować ją lepiej przez drugi wał umieszczony ze strony przeciwnej, poza palisadą sprzed lat dwunastu. Теперь я жалел, что устроил вход в свою пещеру снаружи и решил получше укрепить ее вторым валом, поставленным с противоположной стороны, за палисадом двенадцатилетней давности. Umocniłem go belkami i starymi linami kotwicznymi, bacząc na to, by zostawić w nim siedem szerokich jak ramię otworów strzelniczych. Podsypałem ten wał z zewnątrz ziemią na wysokość dziesięciu stóp i ubiłem ją mocno. Diesen Deich habe ich von außen drei Meter hoch mit Erde bedeckt und festgestampft. I shored up this embankment from the outside with earth to a height of ten feet and compacted it firmly. W siedmiu otworach strzelniczych ustawiłem siedem muszkietów zabranych z okrętu w pozycji, jakby były armatami. Do tego celu musiałem dla każdego z nich urządzić odpowiednie rusztowanie. Для этого мне пришлось соорудить для каждого из них подходящие подмостки. Byłem teraz w możności dać ognia z wszystkich w ciągu dwu minut. Теперь я был в состоянии уволить всех в течение двух минут.

Długo i ciężko pracowałem nad budową tego wału i odzyskałem poczucie bezpieczeństwa dopiero, kiedy był gotowy.

Następnie wetknąłem przed wałem w ziemię pale i kije z gatunku drzewa puszczającego pędy, bacząc, by zachować znaczną odległość i nie pozwolić nieprzyjaciołom użyć tej plantacji jako zasieku dla siebie w czasie napadu. Wbiłem takich pali może z dwadzieścia tysięcy i bardzo rychło drzewo puściło pędy. Ich trieb solche Haufen, vielleicht zwanzigtausend, und sehr bald sprossen die Bäume. Я вбил около двадцати тысяч таких колышков, и дерево очень быстро проросло.

Po dwu latach powstała bujna gęstwa krzaków, zaś po pięciu wyrósł las młody, silny, a zarazem nieprzekraczalny dla żadnej istoty ludzkiej. Przy tym wyglądał tak dziko, że niepodobieństwem było przypuszczać, iżby poza nim mógł ktoś mieszkać. At the same time, it looked so wild that it was impossible to suppose that anyone could live outside it.

W ten sposób zamknąłem wszelki dostęp do mej fortecy i mogłem do niej wchodzić wyłącznie tylko z wierzchołka góry po dwu drabinach, sięgających od góry i dołu do połowy wysokości jaskini, gdzie był naturalny wyskok skalny. Thus, I closed off all access to my fortress and could only enter it from the top of the mountain by two ladders, reaching from the top and bottom to halfway up the cave, where there was a natural rock outcropping. Po zdjęciu tych drabin nikt nie mógł tu dotrzeć, a gdyby nawet zdołał to uczynić, dzieliła go jeszcze ode mnie pierwsza palisada.

W ten sposób uczyniłem wszystko, com mógł uczynić dla własnego bezpieczeństwa.

Mimo gorliwego zajęcia się tym, nie zapomniałem też o sprawach innych. Несмотря на свою страстную озабоченность, я не забывал и о других проблемах. Byt mojej trzody leżał mi na sercu, bowiem nie tylko dawała mi pożywienie, ale pozwalała szczędzić prochu i zwalniała z trudów polowania. Strata jej i konieczność zakładania drugiej byłaby dla mnie wprost nieszczęściem. Es zu verlieren und ein zweites anziehen zu müssen, wäre ein echtes Unglück für mich.

Długo dumałem, jak ją zabezpieczyć najlepiej. Należało wykopać wielką podziemną jaskinię, by zwierzęta zapędzić tam w razie niebezpieczeństwa, albo też zagrodzić w różnych odległych a ukrytych miejscach kilka pastwisk oddzielnych i trzymać tam po pół tuzina młodych kóz, których przychówek mógłby wyrównać stratę trzody głównej w razie napadu. Ten ostatni plan uznałem za lepszy.

Wyszukałem w najodleglejszej części wyspy głęboką, otoczoną lasem kotlinę, tę właśnie, na której swego czasu zabłądziłem, wracając ze wschodniego wybrzeża. Im hintersten Teil der Insel suchte ich nach einem tiefen, von Wäldern umgebenen Tal, in dem ich mich auf dem Rückweg von der Ostküste verirrt hatte. Polanę mającą około trzech morgów obszaru otaczał gąszcz taki, że sam już stanowił naturalną ochronę.

W ciągu niespełna miesiąca wykończyłem płot i mogłem tu umieścić część trzody. Wybrałem dziesięć młodych kóz i dwa młode capy i odtąd z większą już odwagą oczekiwałem napaści dzikich.

Cała ta ogromna praca i cały ten przewrót wywołane zostały jednym tylko jedynym śladem ludzkiej stopy na piasku, gdyż do tej pory nie napotkałem żywej duszy. Na ustawicznym niepokoju zeszły mi dwa lata, utraciłem wszelką radość życia i całą wygodę, żyjąc w ciągłym strachu przed podstępem i złością istot ludzkich.

Zabezpieczywszy w opisany sposób część trzody, wyruszyłem na poszukiwanie miejsca drugiego dla koziej kolonii.

Zaznaczam tu, że nigdy nie miałem zamiaru stworzyć trzody oswojonych lam. Było ich na wyspie niewiele, a przy tym nie spodziewałem się z nich tych korzyści, jakie mi dawały dużo łatwiejsze do opanowania i mniejsze kozy. На острове их было мало, и я не ожидал, что получу от них ту пользу, которую принесли мне гораздо более послушные и маленькие козы. Wielce mi były przydatne skóry lam, a jedna z nich oswojona, pędząca w mej fortecy żywot spokojny i wygodny, sprawiała mi wiele przyjemności, jednakże nie posunąłem się aż do chowu tych zwierząt, nie mając ochoty ani na ich mięso, ani mleko.

Podczas jednej z wycieczek dotarłem aż do ostatniego, zachodniego krańca wyspy, gdzie dotąd nie postała jeszcze moja noga. Wyszedłszy na skałę, ogarnąłem spojrzeniem morze.

— Ha! Cóż to widać? — zawołałem bezwiednie.

Ujrzałem czółno.

Przetarłszy oczy, spojrzałem ponownie.

Daleko, na lśniącej płaszczyźnie, dostrzegłem czarny punkt.

Posiadałem w domu kilka lunet, znalezionych w skrzyniach marynarzy. Ich hatte mehrere Spektive zu Hause, gefunden in Seemannskisten. Na nieszczęście nie wziąłem żadnej ze sobą. Leider habe ich keine davon mitgenommen.

Wypatrywałem sobie wprost oczy, nie mogąc jednak stwierdzić, czy dostrzeżony przedmiot jest czółnem, czy pniem drzewa, niesionym przez wodę. Ich blickte direkt in die Augen, konnte aber nicht sagen, ob das, was ich sah, ein Kanu oder ein vom Wasser getragener Baumstamm war. Nie widać go było z samego wybrzeża, toteż zacząłem sobie samemu tłumaczyć, iż to pomyłka, jednocześnie ślubując, że nigdy bez lunety z domu nie wyruszę. Er war von der Küste aus nicht zu sehen, also begann ich mir zu erklären, dass es ein Fehler war, und schwor mir gleichzeitig, dass ich niemals ohne das Teleskop das Haus verlassen würde. It could not be seen from the coast itself, so I began to explain to myself that it was a mistake, while vowing never to leave home without a telescope.

Niebawem okazało się jednak, iż odcisk stopy ludzkiej nie było to na mej wyspie zjawisko tak niezwykłe, jakbym tego pragnął, i że tylko Opatrzność kazała mi wylądować po tej stronie, na którą dzicy nigdy nie zachodzili. Es stellte sich jedoch bald heraus, dass der Abdruck eines menschlichen Fußes auf meiner Insel nicht so ungewöhnlich war, wie ich es wollte, und dass nur die Vorsehung mir befahl, auf der Seite zu landen, wo die Wilden nie hinkamen. Inaczej dawno by mnie już byli znaleźli. Sonst hätten sie mich längst gefunden. Kanoe ich płynące od strony kontynentu bardzo często szukały ochrony w zatokach mej wyspy przed wiatrem. Ihre vom Kontinent segelnden Kanus suchten sehr oft in den Buchten meiner Insel Schutz vor dem Wind. Prócz tego ludożercy toczący ciągłe ze sobą wojny międzyplemienne przywozili tu swych jeńców, zarzynali i zjadali ich. Außerdem brachten Kannibalen, die ständig Kriege zwischen den Stämmen miteinander führten, ihre Gefangenen hierher, schlachteten und aßen sie.

Uszedłszy niewielki kawałek drogi wybrzeżem, stanąłem nagle skamieniały od strasznej grozy. Nachdem ich ein Stück entlang der Küste gelaufen war, war ich plötzlich von einem schrecklichen Entsetzen versteinert. Nie zdołam opisać nigdy uczuć, jakich doznałem, ujrzawszy na białym piasku mnóstwo ludzkich czaszek, nóg, rąk i innych resztek ciała. Ich kann niemals die Gefühle beschreiben, die ich erlebte, als ich eine Vielzahl von menschlichen Schädeln, Beinen, Armen und anderen Körperresten auf dem weißen Sand sah. Opodal poczerniały od dymu i ognia punkt wskazywał, gdzie płonął stos, wokoło zaś niego zagłębienie w piasku świadczyło, że siedzieli tu dzicy przy ohydnej uczcie swojej.

Okropny ten widok oszołomił mnie, tak że zapomniałem o grożącym mi niebezpieczeństwie, myśli me skierowały się wyłącznie na ową szatańską zbrodnię pożerania istot ludzkich. Słyszałem o ludożercach nieraz, nigdy jednakże nie znalazłem się w pobliżu tych potworów. Odwróciłem twarz, zrobiło mi się źle ze wstrętu i przez długą chwilę nie mogłem przyjść do siebie. Ich wandte mein Gesicht ab, mir wurde übel vor Ekel, und für einen langen Moment konnte ich nicht zu mir kommen. Potem ruszyłem żywo do domu.

Przybywszy, zdjąłem za sobą drabiny i teraz dopiero odetchnąłem z ulgą. Als ich ankam, nahm ich die Leitern hinter mir herunter und atmete erst jetzt erleichtert auf. Czułem się bezpieczny i powinszowałem sobie, że w ciągu lat ostatnich umocniłem swą fortecę. Jednocześnie zaś nabrałem przekonania, iż dzicy uważają wyspę za bezludną i nie przybywają tu na żadne poszukiwania. Mieszkając tu już blisko osiemnaście lat, nie natrafiłem aż do ostatnich czasów na ślad człowieka, toteż mogłem przeżyć drugie tyle czasu, a nie zdołaliby mnie znaleźć, chyba żebym im się pokazał sam, ku czemu jednak nie miałem żadnej ochoty. Nachdem ich hier fast achtzehn Jahre gelebt hatte, war ich bis vor kurzem keiner Spur eines Menschen begegnet, also hätte ich doppelt so lange überleben können, und sie hätten mich nicht finden können, wenn ich mich ihnen nicht selbst gezeigt hätte. aber ich hatte keine Lust dazu.

Odraza, jaką mnie przejęli ci ludzie, i ich straszny obyczaj pożerania się wzajem przepoiły mnie jednak tak ponurym nastrojem, że blisko przez dwa lata po owym szkaradnym widowisku nie robiłem dalszych wycieczek, poprzestając na najbliższym otoczeniu domowym, to znaczy fortecy, letnisku i zagrodzie w lesie. Der Ekel, dass diese Menschen mich übermannten und ihre schreckliche Gewohnheit, sich gegenseitig zu verschlingen, erfüllte mich mit einer so düsteren Stimmung, dass ich nach diesem scheußlichen Schauspiel fast zwei Jahre lang keine weiteren Reisen unternahm, sondern mich mit der unmittelbaren häuslichen Umgebung begnügte , eine Festung, ein Sommerhaus und ein Hof in Forest. Nie chcąc nawet zachodzić do mego czółna, postanowiłem zbudować sobie drugie. Tamtego nie mogłem wyprowadzić z zatoki, nie będąc dostrzeżony przez dzikich, a wiedziałem, że wpadłszy raz w ich ręce bez ratunku straciłbym życie. Этот корабль я не мог вывести из бухты, чтобы его не заметили дикари, и я знал, что, попав в их руки без спасения, я потеряю жизнь.

Z biegiem czasu uspokoiłem się jednak i wróciłem do dawnego sposobu życia, unikając tylko spotkania z ludożercami. Toteż strzelałem, jak mogłem najrzadziej z obawy, by się nie zdradzić i dopiero teraz w całej pełni oceniłem wartość mej swojskiej trzody. Поэтому я снимал как можно меньше, боясь выдать себя, и только теперь в полной мере оценил ценность своей родной стаи. Jeśli jeszcze od czasu do czasu polowałem na dzikie kozy, to tylko za pomocą paści i dołów, także przez ostatnie dwa lata nie dałem ani jednego strzału. Если я и охотился иногда на диких коз, то только с помощью подножного корма и ям, а за последние два года не сделал ни одного выстрела. Oczywiście, wyruszając z domu, zabierałem zawsze ze sobą muszkiet oraz trzy pistolety zabrane z okrętu. U pasa zawieszałem też jedną z wyostrzonych świeżo szpad oraz topór, tak że był ze mnie mąż wielce wojowniczy i niebezpieczny w spotkaniu z nieprzyjacielem. At my belt I also hung one of my freshly sharpened swords and an axe, so that I was a husband of great wariness and danger in an encounter with the enemy.

Pominąwszy te środki ostrożności, żyłem teraz spokojnie, jak przed całym zajściem i poznałem, że w porównaniu z wielu innymi ludźmi los mój nie jest tak zły, oraz doszedłem do wniosku, że znikłoby dużo skarg, gdybyśmy swe życie porównywali z życiem bliźnich, którym się powodzi jeszcze gorzej. Ungeachtet dieser Vorsichtsmaßnahmen lebte ich jetzt das ruhige Leben des Vorfalls, und ich erfuhr, dass mein Schicksal im Vergleich zu vielen anderen Menschen nicht so schlimm war, und ich kam zu dem Schluss, dass viele Beschwerden verschwinden würden, wenn wir unser Leben mit dem Leben von vergleichen würden unsere Mitmenschen, Überschwemmungen noch schlimmer. Пропустив эти меры предосторожности, я теперь жил так же спокойно, как и до всего этого инцидента, и понимал, что по сравнению со многими другими людьми моя судьба не так уж плоха, и пришел к выводу, что многие жалобы исчезнут, если я сравню свою жизнь с жизнью соседей, которым было еще хуже. Przyrównując się do szczęśliwszych, zapominamy natomiast o winnej Bogu wdzięczności. Wenn wir uns mit den Glücklicheren vergleichen, vergessen wir unsere Dankbarkeit gegenüber Gott. By comparing ourselves to the more fortunate, instead, we forget to owe God gratitude. Сравнивая себя с более удачливыми, мы забываем о том, что должны быть благодарны Богу.