×

Usamos cookies para ayudar a mejorar LingQ. Al visitar este sitio, aceptas nuestras politicas de cookie.


image

Bolesław Prus, Kamizelka

Kamizelka

Bolesław Prus

Kamizelka

Niektórzy ludzie mają pociąg do zbierania osobliwości kosztowniejszych lub mniej kosztownych, na jakie kogo stać. Ja także posiadam zbiorek, lecz skromny, jak zwykle w początkach.

Jest tam mój dramat, który pisałem jeszcze w gimnazjum na lekcjach języka łacińskiego… Jest kilka zasuszonych kwiatów, które trzeba będzie zastąpić nowymi, jest…

Zdaje się, że nie ma nic więcej oprócz pewnej bardzo starej i zniszczonej kamizelki.

Oto ona. Przód spłowiały, a tył przetarty. Dużo plam, brak guzików, na brzegu dziurka, wypalona zapewne papierosem. Ale najciekawsze w niej są ściągacze. Ten, na którym znajduje się sprzączka, jest skrócony i przyszyty do kamizelki wcale nie po krawiecku, a ten drugi, prawie na całej długości, jest pokłuty zębami sprzączki.

Patrząc na to od razu domyślasz się, że właściciel odzienia zapewne co dzień chudnął i wreszcie dosięgnął tego stopnia, na którym kamizelka przestaje być niezbędna, ale natomiast okazuje się bardzo potrzebny zapięty pod szyję frak z magazynu pogrzebowego.

Wyznaję, że dziś chętnie odstąpiłbym komu ten szmat sukna, który mi robi trochę kłopotu. Szaf na zbiory jeszcze nie mam, a nie chciałbym znowu trzymać chorej kamizelczyny między własnymi rzeczami. Był jednak czas, żem ją kupił za cenę znakomicie wyższą od wartości, a dałbym nawet i drożej, gdyby umiano się targować. Człowiek miewa w życiu takie chwile, że lubi otaczać się przedmiotami, które przypominają smutek.

Smutek ten nie gnieździł się we mnie, ale w mieszkaniu bliskich sąsiadów. Z okna mogłem co dzień spoglądać do wnętrza ich pokoiku.

Jeszcze w kwietniu było ich troje: pan, pani i mała służąca, która sypiała, o ile wiem, na kuferku za szafą. Szafa była ciemnowiśniowa. W lipcu, jeżeli mnie pamięć nie zwodzi, zostało ich tylko dwoje: pani i pan, bo służąca przeniosła się do takich państwa, którzy płacili jej trzy ruble na rok i co dzień gotowali obiady.

W październiku została już tylko – pani, sama jedna. To jest niezupełnie sama, ponieważ w pokoju znajdowało się jeszcze dużo sprzętów: dwa łóżka, stół, szafa… Ale na początku listopada sprzedano z licytacji niepotrzebne rzeczy, a przy pani ze wszystkich pamiątek po mężu została tylko kamizelka, którą obecnie posiadam.

Lecz w końcu listopada pewnego dnia pani zawołała do pustego mieszkania handlarza starzyzny i sprzedała mu swój parasol za dwa złote i kamizelkę po mężu za czterdzieści groszy. Potem zamknęła mieszkanie na klucz, powoli przeszła dziedziniec, w bramie oddała klucz stróżowi, chwilę popatrzyła w swoje niegdyś okno, na które padały drobne płatki śniegu, i — znikła za bramą.

Na dziedzińcu został handlarz starzyzny. Podniósł do góry wielki kołnierz kapoty, pod pachę wetknął dopiero co kupiony parasol i owinąwszy w kamizelkę ręce czerwone z zimna, mruczał:

— Handel, panowie… handel!…

Zawołałem go.

— Pan dobrodziej ma co do sprzedania? — zapytał wchodząc.

— Nie, chcę od ciebie coś kupić.

— Pewnie wielmożny pan chce parasol?… — odparł Żydek.

Rzucił na ziemię kamizelkę, otrząsnął śnieg z kołnierza i z wielką usilnością począł otwierać parasol.

— A *fajn* mebel!… — mówił. — Na taki śnieg to tylko taki parasol… Ja wiem, że wielmożny pan może mieć całkiem jedwabny parasol, nawet ze dwa. Ale to dobre tylko na lato!…

— Co chcesz za kamizelkę? — spytałem.

— Jake kamyzelkie?… — odparł, zdziwiony, myśląc zapewne o swojej własnej.

Ale wnet opamiętał się i szybko podniósł leżącą na ziemi.

— Za te kamyzelkie?… Pan dobrodziej pyta się o te kamyzelkie?…

A potem, jakby zbudziło się w nim podejrzenie, spytał:

— Co wielmożnego pana po take kamyzelkie? !…

— Ile chcesz za nią?

Żydowi błysnęły żółte białka, a koniec wyciągniętego nosa poczerwieniał jeszcze bardziej.

— Da wielmożny pan… rubelka! — odparł roztaczając mi przed oczyma towar w taki sposób, ażeby okazać wszystkie jego zalety.

— Dam ci pół rubla.

— Pół rubla?… taky ubjór?… To nie może być! — mówił handlarz.

— Ani grosza więcej.

— Niech wielmożny pan żartuje zdrów!… — rzekł klepiąc mnie po ramieniu. — Pan sam wi, co taka rzecz jest warta. To przecie nie jest ubjór na małe dziecko, to jest na dorosłe osoby…

— No, jeżeli nie możesz oddać za pół rubla, to już idź. Ja więcej nie dam.

— Ino niech się pan nie gniewa! — przerwał mięknąc. — Na moje sumienie, za pół rubelka nie mogę, ale — ja zdaję się na pański rozum… Niech pan sam powie: co to jest wart, a ja się zgodzę!… Ja wolę dołożyć, byle to się stało, co pan chce.

— Kamizelka jest warta pięćdziesiąt groszy, a ja ci daję pół rubla.

— Pół rubla?… Niech będzie już pół rubla!… — westchnął wpychając mi kamizelkę w ręce. — Niech będzie moja strata, byle ja z gęby nie robił… ten wjatr!…

I wskazał ręką na okno, za którym kłębił się tuman śniegu.

Gdym sięgnął po pieniądze, handlarz, widocznie coś przypomniawszy sobie, wyrwał mi jeszcze raz kamizelkę i począł szybko rewidować jej kieszonki.

— Czegóż ty tam szukasz?

— Możem co zostawił w kieszeni, nie pamiętam! — odparł najnaturalniejszym tonem, a zwracając mi nabytek dodał:

— Niech jaśnie pan dołoży choć z dziesiątkę!…

— No, bywaj zdrów! — rzekłem otwierając drzwi.

— Upadam do nóg!… Mam jeszcze w domu bardzo porządne futro…

I jeszcze zza progu, wytknąwszy głowę, zapytał:

— A może wielmożny pan każe przynieść serki owczych?…

W parę minut znowu wołał na podwórzu: „Handel! handel!…” — a gdym stanął w oknie, ukłonił mi się z przyjacielskim uśmiechem.

Śnieg zaczął tak mocno padać, że prawie zmierzchło się. Położyłem kamizelkę na stole i począłem marzyć to o pani, która wyszła za bramę nie wiadomo dokąd, to o mieszkaniu stojącym pustką obok mego, to znowu o właścicielu kamizelki, nad którym coraz gęstsza warstwa śniegu narasta…

Jeszcze trzy miesiące temu słyszałem, jak w pogodny dzień wrześniowy rozmawiali ze sobą. W maju pani raz nawet — nuciła jakąś piosenkę, on śmiał się czytając „Kuriera Świątecznego”. A dziś…

Do naszej kamienicy sprowadzili się na początku kwietnia. Wstawali dość rano, pili herbatę z blaszanego samowaru i razem wychodzili do miasta. Ona na lekcje, on do biura.

Był to drobny urzędniczek, który na naczelników wydziałowych patrzył z takim podziwem jak podróżnik na Tatry. Za to musiał dużo pracować po całych dniach. Widywałem nawet go i o północy, przy lampie, zgiętego nad stolikiem.

Żona zwykle siedziała przy nim i szyła. Niekiedy spojrzawszy na niego przerywała swoją robotę i mówiła tonem upominającym:

— No, już dość będzie, połóż się spać.

— A ty kiedy pójdziesz spać?…

— Ja… jeszcze tylko dokończę parę ściegów…

— No… to i ja napiszę parę wierszy…

Znowu oboje pochylali głowy i robili swoje. I znowu po niejakim czasie pani mówiła:

— Kładź się!… Kładź się!…

Niekiedy na jej słowa odpowiadał mój zegar wybijając pierwszą.

Byli to ludzie młodzi, ani ładni, ani brzydcy, w ogóle spokojni. O ile pamiętam, pani była znacznie szczuplejsza od męża, który miał budowę wcale tęgą. Powiedziałbym, że nawet za tęgą na tak małego urzędnika.

Co niedzielę około południa wychodzili na spacer trzymając się pod ręce i wracali do domu późno wieczór. Obiad zapewne jedli w mieście. Raz spotkałem ich przy bramie oddzielającej Ogród Botaniczny od Łazienek. Kupili sobie dwa kufle doskonałej wody i dwa duże pierniki, mając przy tym spokojne fizjognomie mieszczan, którzy zwykli jadać przy herbacie gorącą szynkę z chrzanem.

W ogóle biednym ludziom niewiele potrzeba do utrzymania duchowej równowagi. Trochę żywności, dużo roboty i dużo zdrowia. Reszta sama się jakoś znajduje.

Moim sąsiadom, o ile się zdaje, nie brakło żywności, a przynajmniej roboty. Ale zdrowie nie zawsze dopisywało.

Jakoś w lipcu pan zaziębił się, zresztą nie bardzo. Dziwnym jednak zbiegiem okoliczności dostał jednocześnie tak silnego krwotoku, że aż stracił przytomność.

Było to już w nocy. Żona, utuliwszy go na łóżku, sprowadziła do pokoju stróżową, a sama pobiegła po doktora. Dowiadywała się o pięciu, ale znalazła ledwie jednego, i to wypadkiem, na ulicy.

Doktór, spojrzawszy na nią przy blasku migotliwej latarni, uznał za stosowne ją przede wszystkim uspokoić. A ponieważ chwilami zataczała się, zapewne ze zmęczenia, a dorożki na ulicy nie było, więc podał jej rękę i idąc tłumaczył, że krwotok jeszcze niczego nie dowodzi.

— Krwotok może być z krtani, z żołądka, z nosa, z płuc rzadko kiedy. Zresztą, jeżeli człowiek zawsze był zdrów, nigdy nie kaszlał…

— O, tylko czasami! — szepnęła pani zatrzymując się dla nabrania tchu.

— Czasami? To jeszcze nic. Może mieć lekki katar oskrzeli.

— Tak… to katar! — powtórzyła pani już głośno.

— Zapalenia płuc nie miał nigdy?…

— Owszem!… — odparła pani, znowu stając.

Trochę się nogi pod nią chwiały.

— Tak, ale zapewne już dawno?… — pochwycił lekarz.

— O, bardzo… bardzo dawno!… — potwierdziła z pośpiechem. — Jeszcze tamtej zimy.

— Półtora roku temu.

— Nie… Ale jeszcze przed Nowym Rokiem… O, już dawno!

— A!… Jaka to ciemna ulica, a w dodatku niebo trochę zasłonięte… — mówił lekarz.

Weszli do domu. Pani z trwogą zapytała stróża: co słychać? — i dowiedziała się, że nic. W mieszkaniu stróżowa także powiedziała jej, że nic nie słychać, a chory drzemał.

Lekarz ostrożnie obudził go, wybadał i także powiedział, że to nic.

— Ja zaraz mówiłem, że to nic! — odezwał się chory.

— O, nic… — powtórzyła pani ściskając jego spotniałe ręce. — Wiem przecie, że krwotok może być z żołądka albo z nosa. U ciebie pewnie z nosa… Tyś taki tęgi, potrzebujesz ruchu, a ciągle siedzisz… Prawda, panie doktorze, że on potrzebuje ruchu?…

— Tak, tak!… Ruch jest w ogóle potrzebny, ale małżonek pani musi parę dni poleżeć. Czy może wyjechać na wieś?

— Nie może… — szepnęła pani ze smutkiem.

— No — to nic! Więc zostanie w Warszawie. Ja będę go odwiedzał, a tymczasem — niech sobie poleży i odpocznie. Gdyby się zaś krwotok powtórzył… — dodał lekarz.

— To co, panie? — spytała żona blednąc jak wosk.

— No, to nic. Mąż pani wypocznie, tam się zasklepi…

— Tam… w nosie? — mówiła pani składając przed doktorem ręce.

— Tak… w nosie! Rozumie się. Niech pani uspokoi się, a resztę zdać na Boga. Dobranoc.

Słowa doktora tak uspokoiły panią, że po trwodze, jaką przechodziła od kilku godzin, zrobiło się jej prawie wesoło.

— No, i cóż to tak wielkiego! — rzekła, trochę śmiejąc się, a trochę popłakując.

Uklękła przy łóżku chorego i zaczęła całować go po rękach.

— Cóż tak wielkiego! — powtórzył pan cicho i uśmiechnął się. — Ile to krwi na wojnie z człowieka upływa, a jednak jest potem zdrów!…

— Już tylko nic nie mów — prosiła go pani.

Na dworze zaczęło świtać. W lecie, jak wiadomo, noce są bardzo krótkie.

Choroba przeciągnęła się znacznie dłużej, niż myślano. Mąż nie chodził już do biura, co mu tym mniej robiło kłopotu, że jako urzędnik najemny nie potrzebował brać urlopu, a mógł wrócić, kiedy by mu się podobało i — o ile znalazłby miejsce. Ponieważ gdy siedział w mieszkaniu, był zdrowszy, więc pani wystarała się jeszcze o kilka lekcji na tydzień i za ich pomocą opędzała domowe potrzeby.

Wychodziła zwykle do miasta o ósmej rano. Około pierwszej wracała na parę godzin do domu, ażeby ugotować mężowi obiad na maszynce, a potem znowu wybiegała na jakiś czas.

Za to już wieczory spędzali razem. Pani zaś, aby nie próżnować, brała trochę więcej do szycia.

Jakoś w końcu sierpnia spotkała się pani z doktorem na ulicy. Długo chodzili razem. W końcu pani schwyciła doktora za rękę i rzekła błagalnym tonem:

— Ale swoją drogą, niech pan do nas przychodzi. Może też Bóg da!… On tak się uspokaja po każdej pańskiej wizycie…

Doktór obiecał, a pani wróciła do domu jakby spłakana. Pan też, skutkiem przymusowego siedzenia, zrobił się jakiś drażliwy i zwątpiały. Zaczął wymawiać żonie, że jest zanadto o niego troskliwa, że on mimo to umrze, a w końcu zapytał:

— Czy nie powiedział ci doktór, że ja nie przeżyję kilku miesięcy?

Pani zdrętwiała.

— Co ty mówisz? — rzekła. — Skąd ci takie myśli?

Chory wpadł w gniew.

— Oo, chodźże tu do mnie, tu!… — mówił gwałtownie, chwytając ją za ręce. — Patrz mi prosto w oczy i odpowiadaj: nie mówił ci doktór?

I utopił w niej rozgorączkowane spojrzenie. Zdawało się, że pod tym wzrokiem mur wyszeptałby tajemnicę, gdyby ją posiadał.

Na twarzy kobiety ukazał się dziwny spokój. Uśmiechała się łagodnie, wytrzymując to dzikie spojrzenie. Tylko jej oczy jakby szkłem zaszły.

— Doktór mówił — odparła — że to nic, tylko że musisz trochę wypocząć…

Mąż nagle puścił ją, zaczął drżeć i śmiać się, a potem machając ręką rzekł:

— No, widzisz, jakim ja nerwowy!… Koniecznie ubrdało mi się, że doktór zwątpił o mnie… Ale… przekonałaś mnie… Już jestem spokojny!…

I coraz weselej śmiał się ze swoich przywidzeń.

Zresztą taki atak podejrzliwości nigdy się już nie powtórzył. Łagodny spokój żony był przecie najlepszą dla chorego wskazówką, że stan jego nie jest zły.

Bo i z jakiej racji miał być zły?

Był wprawdzie kaszel, ale — to z kataru oskrzeli. Czasami, skutkiem długiego siedzenia, pokazywała się krew — z nosa. No, miewał też jakby gorączkę, ale właściwie nie była to gorączka, tylko — taki stan nerwowy.

W ogóle czuł się coraz zdrowszy. Miał nieprzepartą chęć do jakichś dalekich wycieczek, lecz — trochę sił mu brakło. Przyszedł nawet czas, że w dzień nie chciał leżeć w łóżku, tylko siedział na krześle ubrany, gotowy do wyjścia, byle go opuściło to chwilowe osłabienie.

Niepokoił go jeden szczegół.

Pewnego dnia kładąc kamizelkę uczuł, że jest jakoś bardzo luźna.

— Czybym aż tak schudł?… — szepnął.

— No, naturalnie, że musiałeś trochę zmizernieć — odparła żona. — Ale przecież nie można przesadzać…

Mąż bacznie spojrzał na nią. Nie oderwała nawet oczu od roboty. Nie, ten spokój nie mógł być udany!… Żona wie od doktora, że on nie jest tak znowu bardzo chory, więc nie ma powodu martwić się.

W początkach września nerwowe stany, podobne do gorączki, występowały coraz silniej, prawie po całych dniach.

— To głupstwo! — mówił chory. — Na przejściu od lata do jesieni najzdrowszemu człowiekowi trafia się jakieś rozdrażnienie, każdy jest nieswój… To mnie tylko dziwi: dlaczego moja kamizelka leży na mnie coraz luźniej?… Strasznie musiałem schudnąć i naturalnie dopóty nie mogę być zdrowym, dopóki mi ciała nie przybędzie, to darmo!…

Żona bacznie przysłuchiwała się temu i musiała przyznać, że mąż ma słuszność.

Chory co dzień wstawał z łóżka i ubierał się, pomimo że bez pomocy żony nie mógł wciągnąć na siebie żadnej sztuki ubrania. Tyle przynajmniej wymogła na nim, że na wierzch nie kładł surduta, tylko paltot.

— Dziwić się tu — mówił nieraz, patrząc w lustro — dziwić się tu, że ja nie mam sił. Ależ jak wyglądam!…

— No, twarz zawsze łatwo się zmienia — wtrąciła żona.

— Prawda, tylko że ja i w sobie chudnę…

— Czy ci się nie zdaje? — spytała pani z akcentem wielkiej wątpliwości.

Zamyślił się.

— Ha! może i masz rację… Bo nawet… od kilku dni uważam, że… coś… moja kamizelka…

— Dajże pokój! — przerwała pani — przecież nie utyłeś…

— Kto wie? Bo, o ile uważam po kamizelce, to… .

— W takim razie powinny by ci wracać siły.

— Oho! chciałabyś tak zaraz… Pierwej muszę przecież choć cokolwiek nabrać ciała. Nawet powiem ci, że choć i odzyskam ciało, to i wtedy jeszcze nie zaraz nabiorę sił…

— A co ty tam robisz za szafą?… — spytał nagle.

— Nic. Szukam w kufrze ręcznika, a nie wiem… czy jest czysty.

— Nie wysilajże się tak, bo aż ci się głos zmienia… To przecież ciężki kufer…

Istotnie, kufer musiał być ciężki, bo pani aż porobiły się wypieki na twarzy. Ale była spokojna.

Odtąd chory coraz pilniejszą zwracał uwagę na swoją kamizelkę. Co parę zaś dni wołał do siebie żonę i mówił:

— No… patrzajże. Sama się przekonaj: wczoraj mogłem tu jeszcze włożyć palec, o — tu… A dziś już nie mogę. Ja istotnie zaczynam nabierać ciała!

Ale pewnego dnia radość chorego nie miała granic. Kiedy żona wróciła z lekcji, powitał ją z błyszczącymi oczyma i rzekł bardzo wzruszony:

— Posłuchaj mnie, powiem ci jeden sekret… Ja z tą kamizelką, widzisz, trochę szachrowałem. Ażeby ciebie uspokoić, co dzień sam ściągałem pasek i dlatego — kamizelka była ciasna… Tym sposobem dociągnąłem wczoraj pasek do końca. Już martwiłem się myśląc, że się wyda sekret, gdy wtem dziś… Wiesz, co ci powiem?… Ja dziś, daję ci najświętsze słowo, zamiast ściągać pasek musiałem go trochę rozluźnić!… Było mi formalnie ciasno, choć jeszcze wczoraj było cokolwiek luźniej…

No, teraz i ja wierzę, że będę zdrów… Ja sam!… Niech doktór myśli, co chce…

Długa mowa tak go wysiliła, że musiał przejść na łóżko. Tam jednak, jako człowiek, który bez ściągania pasków zaczyna nabierać ciała, nie położył się, ale jak w fotelu oparł się w objęciach żony…

-– No, no!… — szeptał — kto by się spodziewał?… Przez dwa tygodnie oszukiwałem moją żonę, że kamizelka jest za ciasna, a ona dziś naprawdę sama ciasna!…

No… no!…

I przesiedzieli tuląc się jedno do drugiego cały wieczór.

Chory był wzruszony jak nigdy.

— Mój Boże! — szeptał całując żonę po rękach — a ja myślałem, że już tak będę chudnął do… końca. Od dwu miesięcy dziś dopiero, pierwszy raz, uwierzyłem w to, że mogę być zdrów.

Bo to przy chorym wszyscy kłamią, a żona najwięcej. Ale kamizelka — ta już nie skłamie!…

Dziś patrząc na starą kamizelkę widzę, że nad jej ściągaczami pracowały dwie osoby. Pan — co dzień posuwał sprzączkę, ażeby uspokoić żonę, a pani co dzień — skracała pasek, aby mężowi dodać otuchy.

„Czy znowu zejdą się kiedy oboje, ażeby powiedzieć sobie cały sekret o kamizelce?…” — myślałem patrząc na niebo.

Nieba prawie już nie było nad ziemią. Padał tylko śnieg taki gęsty i zimny, że nawet w grobach marzły ludzkie popioły.

Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca?…


Kamizelka Vest

Bolesław Prus Bolesław Prus Болеслав Прус

Kamizelka Vest

Niektórzy ludzie mają pociąg do zbierania osobliwości kosztowniejszych lub mniej kosztownych, na jakie kogo stać. Einige Leute fühlen sich angezogen, Seltsamkeiten auszuwählen, die mehr oder weniger kostspielig sind als die, die sie sich leisten können. Some people have the attraction to collect the more costly or less expensive peculiarities that they can afford. У некоторых людей есть привлекательность для сбора более дорогостоящих или менее дорогостоящих особенностей, которые они могут себе позволить. Ja także posiadam zbiorek, lecz skromny, jak zwykle w początkach. Ich habe auch eine Sammlung, aber bescheiden, wie am Anfang üblich. I also have a collection, but modest, as usual in the beginning. У меня также есть коллекция, но скромная, как обычно, в начале.

Jest tam mój dramat, który pisałem jeszcze w gimnazjum na lekcjach języka łacińskiego… Jest kilka zasuszonych kwiatów, które trzeba będzie zastąpić nowymi, jest… There is my drama, which I wrote at the junior high school in Latin language lessons ... There are a few dried flowers that will have to be replaced with new ones, there are ...

Zdaje się, że nie ma nic więcej oprócz pewnej bardzo starej i zniszczonej kamizelki. There seems to be nothing more than a very old and worn vest.

Oto ona. Here she is. Przód spłowiały, a tył przetarty. The front is faded and the back is worn. Dużo plam, brak guzików, na brzegu dziurka, wypalona zapewne papierosem. A lot of stains, no buttons, on the edge of the hole, probably burned with a cigarette. Ale najciekawsze w niej są ściągacze. But the most interesting are the welts. Ten, na którym znajduje się sprzączka, jest skrócony i przyszyty do kamizelki wcale nie po krawiecku, a ten drugi, prawie na całej długości, jest pokłuty zębami sprzączki. The one on which the buckle is located is shortened and sewn to the vest not at all by the tailor, and the latter, almost all the length, is punctured with the teeth of the buckle.

Patrząc na to od razu domyślasz się, że właściciel odzienia zapewne co dzień chudnął i wreszcie dosięgnął tego stopnia, na którym kamizelka przestaje być niezbędna, ale natomiast okazuje się bardzo potrzebny zapięty pod szyję frak z magazynu pogrzebowego. Looking at it, you immediately guess that the owner of the clothing probably lost weight every day and finally reached the point where the vest ceases to be necessary, but it turns out to be a much needed tailcoat from the funeral warehouse. Дивлячись на нього, відразу можна здогадатися, що власник одягу, напевно, щодня худнув і нарешті дійшов до того моменту, коли жилет уже не потрібен, а виявляється, що фрак з похоронного журналу на гудзиках дуже потрібен. .

Wyznaję, że dziś chętnie odstąpiłbym komu ten szmat sukna, który mi robi trochę kłopotu. I confess that today I would like to willingly give away this cloth, which does me a bit of trouble. Szaf na zbiory jeszcze nie mam, a nie chciałbym znowu trzymać chorej kamizelczyny między własnymi rzeczami. I do not have a cupboard for the harvest yet, and I would not want to keep the sick vest between my own belongings again. Był jednak czas, żem ją kupił za cenę znakomicie wyższą od wartości, a dałbym nawet i drożej, gdyby umiano się targować. There was a time, however, that I bought it at a price that was much higher than the value, and I would have given even more money if it was possible to bargain. Człowiek miewa w życiu takie chwile, że lubi otaczać się przedmiotami, które przypominają smutek. Man has such moments in life that he likes to surround himself with objects that resemble sadness.

Smutek ten nie gnieździł się we mnie, ale w mieszkaniu bliskich sąsiadów. This sadness did not settle in me, but in the apartment of close neighbors. Z okna mogłem co dzień spoglądać do wnętrza ich pokoiku. From the window I could look into the interior of their room every day.

Jeszcze w kwietniu było ich troje: pan, pani i mała służąca, która sypiała, o ile wiem, na kuferku za szafą. Only in April there were three of them: a gentleman, a lady and a small maid who slept, as far as I know, in the chest behind the wardrobe. Szafa była ciemnowiśniowa. The wardrobe was dark cherry. W lipcu, jeżeli mnie pamięć nie zwodzi, zostało ich tylko dwoje: pani i pan, bo służąca przeniosła się do takich państwa, którzy płacili jej trzy ruble na rok i co dzień gotowali obiady. In July, if memory doesn't deceive me, there were only two of them left: the mistress and the master, because the servant moved to such states, who paid her three rubles a year and cooked her lunches every day.

W październiku została już tylko – pani, sama jedna. In October, she was left with only - a lady, alone. To jest niezupełnie sama, ponieważ w pokoju znajdowało się jeszcze dużo sprzętów: dwa łóżka, stół, szafa… Ale na początku listopada sprzedano z licytacji niepotrzebne rzeczy, a przy pani ze wszystkich pamiątek po mężu została tylko kamizelka, którą obecnie posiadam. It is not completely alone, because the room still had a lot of equipment: two beds, a table, a wardrobe ... But at the beginning of November, unnecessary things were sold at the auction, and with all the souvenirs from my husband, only the vest I currently have was left with you.

Lecz w końcu listopada pewnego dnia pani zawołała do pustego mieszkania handlarza starzyzny i sprzedała mu swój parasol za dwa złote i kamizelkę po mężu za czterdzieści groszy. But at the end of November, one day the lady called an old goods dealer to the empty apartment and sold him her umbrella for two zlotys and her husband's waistcoat for forty groszy. Potem zamknęła mieszkanie na klucz, powoli przeszła dziedziniec, w bramie oddała klucz stróżowi, chwilę popatrzyła w swoje niegdyś okno, na które padały drobne płatki śniegu, i — znikła za bramą. Then she locked the apartment, slowly crossed the courtyard, handed the key to the guard at the gate, looked for a moment at her window, which was falling with tiny snowflakes, and disappeared outside the gate.

Na dziedzińcu został handlarz starzyzny. A trader of old goods remained in the courtyard. Podniósł do góry wielki kołnierz kapoty, pod pachę wetknął dopiero co kupiony parasol i owinąwszy w kamizelkę ręce czerwone z zimna, mruczał: He lifted up the large collar of the capote, stuck the newly-bought umbrella under his arm and, wrapped in a vest, his hands red with cold, murmured:

— Handel, panowie… handel!… - Trade, gentlemen ... trade! ...

Zawołałem go. I called him.

— Pan dobrodziej ma co do sprzedania? - Do you have something to sell? — zapytał wchodząc. - He asked upon entering.

— Nie, chcę od ciebie coś kupić.

— Pewnie wielmożny pan chce parasol?… — odparł Żydek. - Surely the noble lord wants an umbrella?... - replied the Jew.

Rzucił na ziemię kamizelkę, otrząsnął śnieg z kołnierza i z wielką usilnością począł otwierać parasol. He dropped his vest, lifted the snow from his collar, and with great effort began to open the umbrella.

— A *fajn* mebel!… — mówił. "A * cool * piece of furniture!…" He said. — Na taki śnieg to tylko taki parasol… Ja wiem, że wielmożny pan może mieć całkiem jedwabny parasol, nawet ze dwa. - For such snow it is just an umbrella ... I know that a noble lord can have quite a silk umbrella, even two. Ale to dobre tylko na lato!… But it's only good for summer!....

— Co chcesz za kamizelkę? - What do you want for a vest? — spytałem. - I asked.

— Jake kamyzelkie?… — odparł, zdziwiony, myśląc zapewne o swojej własnej. - Jake kamyzelkie? ... - he replied, surprised, probably thinking about his own.

Ale wnet opamiętał się i szybko podniósł leżącą na ziemi. But he soon came to his senses and quickly picked up lying on the ground.

— Za te kamyzelkie?… Pan dobrodziej pyta się o te kamyzelkie?… - For these kamyzelkie?....Mr. Benefactor is asking for these kamyzelkie?....

A potem, jakby zbudziło się w nim podejrzenie, spytał: And then, as if suspicion had awakened in him, he asked:

— Co wielmożnego pana po take kamyzelkie? - What, gentleman, would also like kamyzelkie? !…

— Ile chcesz za nią? - How much do you want for it?

Żydowi błysnęły żółte białka, a koniec wyciągniętego nosa poczerwieniał jeszcze bardziej. Yellow proteins flashed, and the end of his outstretched nose became even redder.

— Da wielmożny pan… rubelka! - Will give the almighty gentleman ... a ruble! — odparł roztaczając mi przed oczyma towar w taki sposób, ażeby okazać wszystkie jego zalety. - he replied, spreading the goods in front of me in such a way as to show all its advantages.

— Dam ci pół rubla. - I'll give you half a ruble.

— Pół rubla?… taky ubjór?… To nie może być! - Half a ruble? ... a dress like that? ... It can not be! — mówił handlarz.

— Ani grosza więcej. - Not a penny more.

— Niech wielmożny pan żartuje zdrów!… — rzekł klepiąc mnie po ramieniu. "Let the good man joke," he said, patting my shoulder. — Pan sam wi, co taka rzecz jest warta. - You know what such a thing is worth. To przecie nie jest ubjór na małe dziecko, to jest na dorosłe osoby… It is not, after all, clothing for small children, it is for adults ...

— No, jeżeli nie możesz oddać za pół rubla, to już idź. - Well, if you can't pay back for half a ruble, go ahead. Ja więcej nie dam. I won't give any more.

— Ino niech się pan nie gniewa! - Do not be angry! — przerwał mięknąc. - he stopped softening. — Na moje sumienie, za pół rubelka nie mogę, ale — ja zdaję się na pański rozum… Niech pan sam powie: co to jest wart, a ja się zgodzę!… Ja wolę dołożyć, byle to się stało, co pan chce. - By my conscience, I cannot pay for half a ruble, but - I rely on your reason ... Tell yourself: what is it worth, and I will agree! ... I prefer to add whatever you want, as long as it happens. — По совісті я не можу заплатити за піврубля, але — покладаюся на ваш розум... Скажіть собі: чого це коштує, і я погоджусь! це буває.

— Kamizelka jest warta pięćdziesiąt groszy, a ja ci daję pół rubla. - The vest is worth fifty cents, and I'm giving you half a ruble. — Жилет п’ятдесят копійок, а я тобі даю піврубля.

— Pół rubla?… Niech będzie już pół rubla!… — westchnął wpychając mi kamizelkę w ręce. - Half a ruble? ... Let it be half a ruble! ... - He sighed, stuffing the vest in my hands. — Niech będzie moja strata, byle ja z gęby nie robił… ten wjatr!… - Let it be my loss, if he did not make a face ... this way! — Нехай це буде моя втрата, поки я не розмовляю... цей вітер!

I wskazał ręką na okno, za którym kłębił się tuman śniegu. And he pointed to the window, behind which a cloud of snow swirled. І показав на вікно з хмарою снігу.

Gdym sięgnął po pieniądze, handlarz, widocznie coś przypomniawszy sobie, wyrwał mi jeszcze raz kamizelkę i począł szybko rewidować jej kieszonki. When I reached for the money, the merchant, apparently remembering something, wrenched my waistcoat and began to quickly revise her pockets.

— Czegóż ty tam szukasz? - What are you looking for?

— Możem co zostawił w kieszeni, nie pamiętam! - I can leave something in my pocket, I do not remember! — odparł najnaturalniejszym tonem, a zwracając mi nabytek dodał: - he replied in the most natural tone, and when he returned me, he added:

— Niech jaśnie pan dołoży choć z dziesiątkę!… - May you put in a good word, yes! ...

— No, bywaj zdrów! - Well, be well! — rzekłem otwierając drzwi. I said, opening the door.

— Upadam do nóg!… Mam jeszcze w domu bardzo porządne futro… - I'm falling to my feet! ... I still have a very decent fur at home ...

I jeszcze zza progu, wytknąwszy głowę, zapytał: And from behind the threshold, pointing his head, he asked:

— A może wielmożny pan każe przynieść serki owczych?… - Or perhaps a wealthy gentleman tells you to bring sheep's cheese? ...

W parę minut znowu wołał na podwórzu: „Handel! In a few minutes he cried again in the yard: "Trade! handel!…” — a gdym stanął w oknie, ukłonił mi się z przyjacielskim uśmiechem. trade! ... "- and when I stood in the window, he bowed to me with a friendly smile.

Śnieg zaczął tak mocno padać, że prawie zmierzchło się. The snow began to rain so much that it almost dusked. Położyłem kamizelkę na stole i począłem marzyć to o pani, która wyszła za bramę nie wiadomo dokąd, to o mieszkaniu stojącym pustką obok mego, to znowu o właścicielu kamizelki, nad którym coraz gęstsza warstwa śniegu narasta… I put the waistcoat on the table and I started dreaming about the lady who went outside the gate, we do not know where it is, about the apartment standing next to my apartment, again about the owner of the vest, over which the thicker layer of snow is growing ...

Jeszcze trzy miesiące temu słyszałem, jak w pogodny dzień wrześniowy rozmawiali ze sobą. Three months ago, I heard them talking to each other on a sunny September day. W maju pani raz nawet — nuciła jakąś piosenkę, on śmiał się czytając „Kuriera Świątecznego”. In May you once even - hummed a song, he laughed reading "Kurier Świąteczny." A dziś… And today…

Do naszej kamienicy sprowadzili się na początku kwietnia. They moved to our tenement at the beginning of April. Wstawali dość rano, pili herbatę z blaszanego samowaru i razem wychodzili do miasta. They got up quite early in the morning, drank tea from a tin samovar and went out to the city together. Ona na lekcje, on do biura. She for lessons, he for the office.

Był to drobny urzędniczek, który na naczelników wydziałowych patrzył z takim podziwem jak podróżnik na Tatry. He was a small clerk who looked at the head chiefs with such admiration as a traveler to the Tatras. Za to musiał dużo pracować po całych dniach. But he had to work a lot after whole days. Widywałem nawet go i o północy, przy lampie, zgiętego nad stolikiem. I even saw him at midnight, by the lamp, bent over the table.

Żona zwykle siedziała przy nim i szyła. His wife usually sat with him and sewed. Niekiedy spojrzawszy na niego przerywała swoją robotę i mówiła tonem upominającym: Sometimes, when she looked at him, she paused her work and spoke in a tone of admonition:

— No, już dość będzie, połóż się spać. - Well, it will be enough already, go to bed.

— A ty kiedy pójdziesz spać?… - And when will you go to bed...?

— Ja… jeszcze tylko dokończę parę ściegów… - Me... just finishing a few more stitches....

— No… to i ja napiszę parę wierszy… - Well... then I will also write some poems....

Znowu oboje pochylali głowy i robili swoje. Again, they both bowed their heads and did their own thing. I znowu po niejakim czasie pani mówiła: And again after some time the lady spoke:

— Kładź się!… Kładź się!… - Lie down!... Lie down!...

Niekiedy na jej słowa odpowiadał mój zegar wybijając pierwszą. Sometimes her words were answered by my clock striking one.

Byli to ludzie młodzi, ani ładni, ani brzydcy, w ogóle spokojni. They were young people, neither pretty nor ugly, in general quiet. O ile pamiętam, pani była znacznie szczuplejsza od męża, który miał budowę wcale tęgą. As I remember, you were much slimmer than your husband, who had a very heavy construction. Powiedziałbym, że nawet za tęgą na tak małego urzędnika. I would say that even too heavy for such a small official.

Co niedzielę około południa wychodzili na spacer trzymając się pod ręce i wracali do domu późno wieczór. Every Sunday around noon they would go out for a walk holding hands and return home late in the evening. Obiad zapewne jedli w mieście. They probably ate lunch in the city. Raz spotkałem ich przy bramie oddzielającej Ogród Botaniczny od Łazienek. Once I met them at the gate separating the Botanical Garden from the Baths. Kupili sobie dwa kufle doskonałej wody i dwa duże pierniki, mając przy tym spokojne fizjognomie mieszczan, którzy zwykli jadać przy herbacie gorącą szynkę z chrzanem. They bought themselves two pints of excellent water and two large gingerbread, while having the quiet physiognomy of the townspeople, who used to eat hot ham with horseradish at tea.

W ogóle biednym ludziom niewiele potrzeba do utrzymania duchowej równowagi. In general, poor people do not need much to maintain a spiritual balance. Trochę żywności, dużo roboty i dużo zdrowia. A little food, a lot of work and a lot of health. Reszta sama się jakoś znajduje. The rest are found somehow.

Moim sąsiadom, o ile się zdaje, nie brakło żywności, a przynajmniej roboty. My neighbors, as far as it seems, did not lack food, or at least work. Ale zdrowie nie zawsze dopisywało. But health was not always good.

Jakoś w lipcu pan zaziębił się, zresztą nie bardzo. Somehow, in July, the gentleman got cold, not really, anyway. Dziwnym jednak zbiegiem okoliczności dostał jednocześnie tak silnego krwotoku, że aż stracił przytomność. However, with a strange coincidence, he got so severe a hemorrhage that he lost consciousness.

Było to już w nocy. It was already at night. Żona, utuliwszy go na łóżku, sprowadziła do pokoju stróżową, a sama pobiegła po doktora. His wife, having cuddled him on the bed, brought the watchwoman into the room, and herself ran for the doctor. Dowiadywała się o pięciu, ale znalazła ledwie jednego, i to wypadkiem, na ulicy. She learned of five, but found barely one, and that by accident, on the street.

Doktór, spojrzawszy na nią przy blasku migotliwej latarni, uznał za stosowne ją przede wszystkim uspokoić. The doctor, looking at her at the gleam of a flickering streetlight, thought it appropriate to calm her down first of all. A ponieważ chwilami zataczała się, zapewne ze zmęczenia, a dorożki na ulicy nie było, więc podał jej rękę i idąc tłumaczył, że krwotok jeszcze niczego nie dowodzi. And because at times she staggered, probably from fatigue, and there were no cabs on the street, so he gave her a hand and, when walking, he explained that the hemorrhage does not prove anything.

— Krwotok może być z krtani, z żołądka, z nosa, z płuc rzadko kiedy. - The hemorrhage may be from the larynx, from the stomach, from the nose, from the lungs rarely. Zresztą, jeżeli człowiek zawsze był zdrów, nigdy nie kaszlał… Anyway, if a man was always healthy, he never cough ...

— O, tylko czasami! - Oh, just sometimes! — szepnęła pani zatrzymując się dla nabrania tchu. - whispered the lady stopping to take a breath.

— Czasami? - Sometimes? To jeszcze nic. That's still nothing. Może mieć lekki katar oskrzeli. It may have a slight bronchial rhinitis.

— Tak… to katar! - Yes... it's a runny nose! — powtórzyła pani już głośno. - repeated the lady already loudly.

— Zapalenia płuc nie miał nigdy?… - Have you never had pneumonia? ...

— Owszem!… — odparła pani, znowu stając. - Yes!...," replied the lady, standing up again.

Trochę się nogi pod nią chwiały. A little feet swayed under it.

— Tak, ale zapewne już dawno?… — pochwycił lekarz. - Yes, but probably a long time ago ... - the doctor grabbed.

— O, bardzo… bardzo dawno!… — potwierdziła z pośpiechem. - Oh, a very... very long time ago!..," she confirmed with haste. — Jeszcze tamtej zimy. - Still that winter.

— Półtora roku temu. - A year and a half ago.

— Nie… Ale jeszcze przed Nowym Rokiem… O, już dawno! - No... But even before the New Year... Oh, it's been a long time!

— A!… Jaka to ciemna ulica, a w dodatku niebo trochę zasłonięte… — mówił lekarz. - A!... What a dark street it is, and in addition, the sky is a bit obscured... - said the doctor.

Weszli do domu. They entered the house. Pani z trwogą zapytała stróża: co słychać? The lady asked the watchman with trepidation: what's up? — i dowiedziała się, że nic. - And she learned that nothing. W mieszkaniu stróżowa także powiedziała jej, że nic nie słychać, a chory drzemał. At the apartment, the watchman also told her that nothing could be heard, and that the patient was taking a nap.

Lekarz ostrożnie obudził go, wybadał i także powiedział, że to nic. The doctor carefully woke him up, examined him and also said it was nothing.

— Ja zaraz mówiłem, że to nic! - I immediately said it was nothing! — odezwał się chory. - spoke up sickly.

— O, nic… — powtórzyła pani ściskając jego spotniałe ręce. - Oh, nothing ... - repeated the lady squeezing his hands. — Wiem przecie, że krwotok może być z żołądka albo z nosa. - I know, after all, that the hemorrhage can be from the stomach or the nose. U ciebie pewnie z nosa… Tyś taki tęgi, potrzebujesz ruchu, a ciągle siedzisz… Prawda, panie doktorze, że on potrzebuje ruchu?… In your case, probably from the nose... You are so bulky, you need movement, and you are still sitting... Isn't it true, doctor, that he needs movement?...

— Tak, tak!… Ruch jest w ogóle potrzebny, ale małżonek pani musi parę dni poleżeć. - Yes, yes!... Movement in general is needed, but the lady's spouse needs to lie down for a few days. Czy może wyjechać na wieś? Can he go to the countryside?

— Nie może… — szepnęła pani ze smutkiem. - He can't...," the lady whispered sadly.

— No — to nic! - Well - that's nothing! Więc zostanie w Warszawie. So he will stay in Warsaw. Ja będę go odwiedzał, a tymczasem — niech sobie poleży i odpocznie. I will visit him, and in the meantime - let him lie down and rest. Gdyby się zaś krwotok powtórzył… — dodał lekarz. In turn, should the hemorrhage recur," the doctor added.

— To co, panie? - So what, ladies? — spytała żona blednąc jak wosk. - asked his wife blanching like wax.

— No, to nic. - Well, that's nothing. Mąż pani wypocznie, tam się zasklepi… Your husband will be rested, he will be caked there ...

— Tam… w nosie? - There ... in the nose? — mówiła pani składając przed doktorem ręce. - You said, folding your hands in front of the doctor.

— Tak… w nosie! Rozumie się. Reason. Niech pani uspokoi się, a resztę zdać na Boga. Take it easy, and pass the rest to God. Dobranoc. Good night.

Słowa doktora tak uspokoiły panią, że po trwodze, jaką przechodziła od kilku godzin, zrobiło się jej prawie wesoło. The doctor's words soothed the lady that, after the fear she had been going through for several hours, she became almost cheerful.

— No, i cóż to tak wielkiego! - Well, and what is so great! — rzekła, trochę śmiejąc się, a trochę popłakując. - She said, laughing a little and crying a little.

Uklękła przy łóżku chorego i zaczęła całować go po rękach. She knelt by the patient's bedside and began kissing his hands.

— Cóż tak wielkiego! - What's so great! — powtórzył pan cicho i uśmiechnął się. - repeated quietly and smiled. — Ile to krwi na wojnie z człowieka upływa, a jednak jest potem zdrów!… - How much blood is wasted in a man's war, and yet he is healthy after that! ...

— Już tylko nic nie mów — prosiła go pani. - Just don't say anything anymore," the lady asked him.

Na dworze zaczęło świtać. It was dawning outside. W lecie, jak wiadomo, noce są bardzo krótkie. In summer, as you know, the nights are very short.

Choroba przeciągnęła się znacznie dłużej, niż myślano. The disease stretched longer than thought. Mąż nie chodził już do biura, co mu tym mniej robiło kłopotu, że jako urzędnik najemny nie potrzebował brać urlopu, a mógł wrócić, kiedy by mu się podobało i — o ile znalazłby miejsce. My husband did not go to the office anymore, which made him less troubled, that as a salaried agent he did not need to take leave, and he could return when he liked it and if he found a place. Ponieważ gdy siedział w mieszkaniu, był zdrowszy, więc pani wystarała się jeszcze o kilka lekcji na tydzień i za ich pomocą opędzała domowe potrzeby. Because when he was sitting in the apartment, he was healthier, so you got a few more lessons a week and used to help them out of home.

Wychodziła zwykle do miasta o ósmej rano. She usually left for the city at eight in the morning. Około pierwszej wracała na parę godzin do domu, ażeby ugotować mężowi obiad na maszynce, a potem znowu wybiegała na jakiś czas. Around one o'clock she would return home for a couple of hours to cook her husband dinner on the stove, and then run out again for a while.

Za to już wieczory spędzali razem. For that, they were already spending evenings together. Pani zaś, aby nie próżnować, brała trochę więcej do szycia. The lady, not to waste time, took some more sewing.

Jakoś w końcu sierpnia spotkała się pani z doktorem na ulicy. Somehow, at the end of August, you met the doctor on the street. Długo chodzili razem. They walked together for a long time. W końcu pani schwyciła doktora za rękę i rzekła błagalnym tonem: Finally, the lady grabbed the doctor's hand and said in a pleading tone:

— Ale swoją drogą, niech pan do nas przychodzi. - But by all means, keep coming to us. Może też Bóg da!… On tak się uspokaja po każdej pańskiej wizycie… Also, maybe God will give!... He gets so calm after each of your visits....

Doktór obiecał, a pani wróciła do domu jakby spłakana. The doctor promised, and the lady returned home as if weeping. Pan też, skutkiem przymusowego siedzenia, zrobił się jakiś drażliwy i zwątpiały. The Lord, as a result of forced sitting, did become irritable and doubtful. Zaczął wymawiać żonie, że jest zanadto o niego troskliwa, że on mimo to umrze, a w końcu zapytał: He began to say to his wife that he was too caring about him, that he would still die, and finally asked:

— Czy nie powiedział ci doktór, że ja nie przeżyję kilku miesięcy? - Did not the doctor tell you that I would not survive a few months?

Pani zdrętwiała. You were numb.

— Co ty mówisz? — rzekła. - she said. — Skąd ci takie myśli? - Where do you get such thoughts?

Chory wpadł w gniew. The patient became enraged.

— Oo, chodźże tu do mnie, tu!… — mówił gwałtownie, chwytając ją za ręce. "Oh, come to me here," he said violently, grabbing her hands. — Patrz mi prosto w oczy i odpowiadaj: nie mówił ci doktór? - Look me straight in the eye and answer: didn't the doctor tell you?

I utopił w niej rozgorączkowane spojrzenie. And he drowned in her a feverish look. Zdawało się, że pod tym wzrokiem mur wyszeptałby tajemnicę, gdyby ją posiadał. It seemed that under this gaze the wall would whisper a secret if it possessed it.

Na twarzy kobiety ukazał się dziwny spokój. A strange calmness appeared on the woman's face. Uśmiechała się łagodnie, wytrzymując to dzikie spojrzenie. She smiled gently, withstood the wild look. Tylko jej oczy jakby szkłem zaszły. Only her eyes were like glass.

— Doktór mówił — odparła — że to nic, tylko że musisz trochę wypocząć… - The doctor said," she replied, "that it's nothing, just that you need to rest a little....

Mąż nagle puścił ją, zaczął drżeć i śmiać się, a potem machając ręką rzekł: Her husband suddenly let her go, he began to tremble and laugh, then waved his hand and said:

— No, widzisz, jakim ja nerwowy!… Koniecznie ubrdało mi się, że doktór zwątpił o mnie… Ale… przekonałaś mnie… Już jestem spokojny!… - Well, you see how nervous I am! ... It was necessary for me that the doctor doubted me ... But ... you convinced me ... I am already calm! ...

I coraz weselej śmiał się ze swoich przywidzeń. And he laughed more and more merrily at his trappings.

Zresztą taki atak podejrzliwości nigdy się już nie powtórzył. Anyway, such an attack of suspicion was never repeated. Łagodny spokój żony był przecie najlepszą dla chorego wskazówką, że stan jego nie jest zły. The gentle calm of my wife was the best indication for the patient that his condition was not bad.

Bo i z jakiej racji miał być zły? For what reason was he supposed to be bad, anyway?

Był wprawdzie kaszel, ale — to z kataru oskrzeli. He was coughing, but it was a bronchial catarrh. Czasami, skutkiem długiego siedzenia, pokazywała się krew — z nosa. Sometimes, the result of a long sitting, blood appeared - from the nose. No, miewał też jakby gorączkę, ale właściwie nie była to gorączka, tylko — taki stan nerwowy. Well, he also had a fever, but actually it was not a fever, just - such a state of nervousness.

W ogóle czuł się coraz zdrowszy. In general, he felt healthier and healthier. Miał nieprzepartą chęć do jakichś dalekich wycieczek, lecz — trochę sił mu brakło. He had an irresistible urge for some distant trips, but he lacked strength. Przyszedł nawet czas, że w dzień nie chciał leżeć w łóżku, tylko siedział na krześle ubrany, gotowy do wyjścia, byle go opuściło to chwilowe osłabienie. There was even a time when he did not want to lie in bed during the day, he just sat in a chair dressed, ready to leave, if he left it, this momentary weakness.

Niepokoił go jeden szczegół. One detail bothered him.

Pewnego dnia kładąc kamizelkę uczuł, że jest jakoś bardzo luźna. One day, laying down his vest, he felt that it was somehow very loose.

— Czybym aż tak schudł?… — szepnął. - Have I lost that much weight...," he whispered.

— No, naturalnie, że musiałeś trochę zmizernieć — odparła żona. - Well, of course you must have gotten a bit wimpy," replied his wife. — Ale przecież nie można przesadzać… - But after all, you can't overdo it....

Mąż bacznie spojrzał na nią. Her husband looked at her closely. Nie oderwała nawet oczu od roboty. She didn't even take her eyes off the job. Nie, ten spokój nie mógł być udany!… Żona wie od doktora, że on nie jest tak znowu bardzo chory, więc nie ma powodu martwić się. No, this peace could not be successful! ... The wife knows from the doctor that he is not so sick again, so there is no reason to worry.

W początkach września nerwowe stany, podobne do gorączki, występowały coraz silniej, prawie po całych dniach. At the beginning of September, nervous conditions, similar to fever, occurred more and more, almost all days.

— To głupstwo! - That's silly! — mówił chory. - said the patient. — Na przejściu od lata do jesieni najzdrowszemu człowiekowi trafia się jakieś rozdrażnienie, każdy jest nieswój… To mnie tylko dziwi: dlaczego moja kamizelka leży na mnie coraz luźniej?… Strasznie musiałem schudnąć i naturalnie dopóty nie mogę być zdrowym, dopóki mi ciała nie przybędzie, to darmo!… - On the transition from summer to autumn the worst person gets some irritation, everyone is unsold ... It only surprises me: why my waistcoat is looser on me? ... I had to lose weight and naturally I can not be healthy until my body arrives, it's free! ...

Żona bacznie przysłuchiwała się temu i musiała przyznać, że mąż ma słuszność. My wife listened intently to this and had to admit that her husband was right.

Chory co dzień wstawał z łóżka i ubierał się, pomimo że bez pomocy żony nie mógł wciągnąć na siebie żadnej sztuki ubrania. He would get out of bed every day and dress, although without the help of his wife, he could not draw on any piece of clothing. Tyle przynajmniej wymogła na nim, że na wierzch nie kładł surduta, tylko paltot. At least that's what she demanded on him that he did not put a frock coat on top, only a coat.

— Dziwić się tu — mówił nieraz, patrząc w lustro — dziwić się tu, że ja nie mam sił. - Surprise here," he said at times, looking in the mirror, "surprise here that I do not have the strength. Ależ jak wyglądam!… But how do I look!...

— No, twarz zawsze łatwo się zmienia — wtrąciła żona. - Well, the face always changes easily," his wife interjected.

— Prawda, tylko że ja i w sobie chudnę… - True, except that I am also losing weight in myself....

— Czy ci się nie zdaje? - Don't you think so? — spytała pani z akcentem wielkiej wątpliwości. - you asked with an accent of great doubt.

Zamyślił się. He was thinking.

— Ha! - Ha! może i masz rację… Bo nawet… od kilku dni uważam, że… coś… moja kamizelka… maybe you're right ... Because even ... for a few days I think that ... something ... my waistcoat ...

— Dajże pokój! - Give peace a chance! — przerwała pani — przecież nie utyłeś… - interrupted the lady - after all, you did not get fat....

— Kto wie? Bo, o ile uważam po kamizelce, to… . Because, if I think about the waistcoat, then ....

— W takim razie powinny by ci wracać siły. "In that case, they should come back strength.

— Oho! - Oho! chciałabyś tak zaraz… Pierwej muszę przecież choć cokolwiek nabrać ciała. I want you so soon ... First of all, I have to get my body at least. Nawet powiem ci, że choć i odzyskam ciało, to i wtedy jeszcze nie zaraz nabiorę sił… I will even tell you that even though I will regain my body, I will not be able to gain strength soon ...

— A co ty tam robisz za szafą?… — spytał nagle. "What are you doing behind the wardrobe?" He asked suddenly.

— Nic. - Nothing. Szukam w kufrze ręcznika, a nie wiem… czy jest czysty. I am looking for a towel in the trunk, and I do not know ... is it clean.

— Nie wysilajże się tak, bo aż ci się głos zmienia… To przecież ciężki kufer… - Do not try so much, because you change your voice ... It's a heavy trunk ...

Istotnie, kufer musiał być ciężki, bo pani aż porobiły się wypieki na twarzy. In fact, the trunk had to be heavy, because you were all baked on your face. Ale była spokojna. But she was calm.

Odtąd chory coraz pilniejszą zwracał uwagę na swoją kamizelkę. From that time on, the patient became more and more attentive to his vest. Co parę zaś dni wołał do siebie żonę i mówił: Every few days, he called his wife and said:

— No… patrzajże. - Well ... look. Sama się przekonaj: wczoraj mogłem tu jeszcze włożyć palec, o — tu… A dziś już nie mogę. Just convince yourself: yesterday I could put my finger here, oh - here ... And today I can not. Ja istotnie zaczynam nabierać ciała! I'm really starting to take on my body!

Ale pewnego dnia radość chorego nie miała granic. But one day the sick's joy had no limits. Kiedy żona wróciła z lekcji, powitał ją z błyszczącymi oczyma i rzekł bardzo wzruszony: When the wife returned from the lesson, he greeted her with shining eyes and said very moved:

— Posłuchaj mnie, powiem ci jeden sekret… Ja z tą kamizelką, widzisz, trochę szachrowałem. - Listen to me, I'll tell you one secret ... I, with this vest, you see, I've been cheating a bit. Ażeby ciebie uspokoić, co dzień sam ściągałem pasek i dlatego — kamizelka była ciasna… Tym sposobem dociągnąłem wczoraj pasek do końca. In order to calm you down, I pulled the belt myself every day and that is why - the vest was tight ... This way I pulled the belt to the end yesterday. Już martwiłem się myśląc, że się wyda sekret, gdy wtem dziś… Wiesz, co ci powiem?… Ja dziś, daję ci najświętsze słowo, zamiast ściągać pasek musiałem go trochę rozluźnić!… Było mi formalnie ciasno, choć jeszcze wczoraj było cokolwiek luźniej… I was already worried thinking that a secret would come out, when today ... Do you know what I will tell you? ... Today, I give you the most sacred word, I had to loosen up a little bit instead of pulling the strap! ... I was formally tight, although there was nothing more loose yesterday ...

No, teraz i ja wierzę, że będę zdrów… Ja sam!… Niech doktór myśli, co chce… Well, now I also believe that I will be healthy... I myself!... Let the doctor think what he wants....

Długa mowa tak go wysiliła, że musiał przejść na łóżko. Long speech so exalted him that he had to go to bed. Tam jednak, jako człowiek, który bez ściągania pasków zaczyna nabierać ciała, nie położył się, ale jak w fotelu oparł się w objęciach żony… There, however, as a man who, without striping the straps, begins to take on the body, he did not lie down, but as in the chair he leaned in his wife's arms ...

-– No, no!… — szeptał — kto by się spodziewał?… Przez dwa tygodnie oszukiwałem moją żonę, że kamizelka jest za ciasna, a ona dziś naprawdę sama ciasna!… - Well, well ... - whispered - who would have expected? ... For two weeks I cheated my wife that the vest is too tight, and she is really tight today! ...

No… no!… Well ... well! ...

I przesiedzieli tuląc się jedno do drugiego cały wieczór. And sat out clinging to each other all evening.

Chory był wzruszony jak nigdy. The patient was moved as never before.

— Mój Boże! - My God! — szeptał całując żonę po rękach — a ja myślałem, że już tak będę chudnął do… końca. - whispered kissing his wife on his hands - and I thought that I would lose weight to the end. Od dwu miesięcy dziś dopiero, pierwszy raz, uwierzyłem w to, że mogę być zdrów. For two months now, for the first time, I believed that I can be healthy.

Bo to przy chorym wszyscy kłamią, a żona najwięcej. Because everyone is lying with the patient and the wife the most. Ale kamizelka — ta już nie skłamie!… But the vest - it will not lie anymore! ...

Dziś patrząc na starą kamizelkę widzę, że nad jej ściągaczami pracowały dwie osoby. Today, looking at the old vest, I see that two people worked on her cuffs. Pan — co dzień posuwał sprzączkę, ażeby uspokoić żonę, a pani co dzień — skracała pasek, aby mężowi dodać otuchy. The Lord - every day he moved the buckle to calm his wife, and every day - she shortened the belt to give her husband encouragement.

„Czy znowu zejdą się kiedy oboje, ażeby powiedzieć sobie cały sekret o kamizelce?…” — myślałem patrząc na niebo. "Will they come together again when both of us, to tell the whole secret about the vest? ..." - I thought looking at the sky.

Nieba prawie już nie było nad ziemią. There was almost no more heaven above the earth. Padał tylko śnieg taki gęsty i zimny, że nawet w grobach marzły ludzkie popioły. Only snow was so thick and cold that even ashes in the graves were freezing.

Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca?… Who will say that there is no sun behind these clouds? ...