×

我們使用cookies幫助改善LingQ。通過流覽本網站,表示你同意我們的 cookie policy.


image

LO-teria - Małgorzata Karolina Piekarska, WOJNA (2)

WOJNA (2)

– Małgosiu… prosiłbym, byś mnie zrozumiała – zaczął ojciec, gdy tylko usiadła przy stoliku.

W niedzielne popołudnie umówili się w jednej z restauracji na Francuskiej. Ojciec nie chciał, żeby Małgosia, która na to spotkanie oderwała się od nauki, musiała daleko jechać. Nie wiedział jednak, że aby tu przyjść, okłamała matkę. Właściwie od tamtego dnia, gdy zakomunikował, że odchodzi, matka wszczynała awantury niemal codziennie. Wykrzykiwała, że puści ojca z torbami, że jeśli Małgosia nie będzie po jej stronie, to wyrzuci ją z domu i tym podobne rzeczy.

– Ja rozumiem, że trudno kochać mamę teraz, gdy zachorowała… – przyznała Małgosia, przerywając ojcu.

Tak bała się tej rozmowy. Czuła jednak, że jest konieczna. Ojciec miał prawo się wytłumaczyć. Małgosia skuliła się w sobie.

– To nawet nie o to chodzi – odparł tata. – Wcześniej też nie układało się między nami najlepiej… – Zawiesił głos, bo do stolika podeszła kelnerka.

Małgosia czuła się tak głodna, że wybrała i zupę, i grzanki z serem, i sałatkę z kurczakiem. Ojciec nie zamówił nic.

– Jadłem, czekając na ciebie – wyjaśnił, widząc jej zdziwione spojrzenie. – Ja rozumiem, że to wygląda z mojej strony egoistycznie, ale… nie będę ukrywał. Mam kogoś. Zwyczajnie zakochałem się. Na początku uciekałem przed tym uczuciem, ale… pomyślałem, że mam prawo do szczęścia. Nie chcę prowadzić podwójnego życia, to nieuczciwe. Zresztą… jesteś dorosła, Małgorela. Liczę, że mnie zrozumiesz. Ja wreszcie czuję się doceniany. Matka ciągle mnie dołowała. – Ojciec zawiesił głos i przez chwilę milczał, patrząc w okno. – Często zastanawiam się, czy ona zachorowała, czy raczej klimakterium uwypukliło to, co było w niej od dawna. Ale nie chcę o niej źle mówić, bo to dobra kobieta i twoja matka. W każdym razie przy niej nie mogłem nawet porządnie zarabiać. Zobacz, jak długo nie zgadzała się, bym zmienił pracę. Pamiętasz?

Małgosia się zamyśliła. Coś tam pamiętała, ale prawdę mówiąc, zawsze, gdy rodzice się kłócili, zamknięta w swoim pokoju podkręcała głośność radia lub magnetofonu, by muzyką zagłuszyć ich wrzaski. Wrzaski, w których przeważał głos mamy.

– Dopiero dzięki Alinie znalazłem lepszą pracę i zarabiam o wiele więcej – mówił ojciec. – Sama wiesz, że kiedyś nie było nas stać na zbyt wiele. Wszystko zmieniło się od chwili, gdy ją poznałem. Zechcesz, to ci ją przedstawię. Nie zechcesz, uszanuję twoją wolę. W każdym razie to nie tak, że ma zastąpić ci mamę…

– Tato… – zaczęła Małgosia.

Chciała powiedzieć o aferze, jaką rozpętała mama. O groźbie wyrzucenia z domu, o zamknięciu lodówki, ale nie zdążyła.

– Poczekaj… tylko dokończę. Zostawiam wam mieszkanie. Będę płacił alimenty na ciebie i na matkę. Na nią zresztą pewnie do końca życia. Nie zamierzam wnosić pozwu o rozwód, bo z Aliną nie planujemy się pobierać. Powód jest prosty. Oboje mamy dzieci. Nie chcemy, by w przypadku śmierci jednego z nas drugie pętało się po sądach.

– Śmierci? – Małgosia aż oderwała wzrok od sałatki, którą i tak jadła powoli, dziobiąc bez apetytu.

– Patrzę w przyszłość. Chcę zabezpieczyć ciebie i matkę. Dlatego zostawiam wam mieszkanie. Zabieram tylko samochód. Zresztą matka i tak nie ma prawa jazdy. Kilka miesięcy temu podpisaliśmy rozdzielność majątkową. Dzięki temu udzielono mi kredytu na zakup kawalerki. Wolałem nie wprowadzać się do Aliny, by jej rodzina nie mogła mi zarzucić, że czatuję na jej mieszkanie.

Przez chwilę panowała cisza. Małgosia ważyła w myślach wszystko. Powiedzieć ojcu o tym, co dzieje się w domu? Że matka kazała jej zerwać z nim kontakt? Że w przeciwnym razie zagroziła wyrzuceniem jej z domu? Małgosia wiedziała, że matka jest do tego zdolna. Zwłaszcza teraz. Małgosia podejrzewała, że odstawiła leki.

Popatrzyła na ojca. Wyglądał na szczęśliwego. Nie, nie powie mu o sytuacji w domu. Nie teraz. Niech na razie się nacieszy tą swoją wolnością. Choć rzeczywiście mógł z tym wszystkim poczekać kilka tygodni.

Ojciec zamówił kawę. Dla Małgosi wziął drugą. Zdawał się czytać w jej myślach.

– Chciałem to wszystko przeprowadzić już po twojej maturze, ale matka odebrała moją komórkę… Nie było sensu kłamać.

– Rozumiem. – Małgosia starała się zachować spokój. I ku swojemu zdumieniu udało się jej to. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu przerażała ją perspektywa takiego właśnie finału. Przecież widywała ojca z tą kobietą na mieście. Wtedy tak bardzo się bała, że ojciec odejdzie. Teraz czuła ulgę. Wreszcie wiedziała, na czym stoi. I nie bała się odejścia ojca, ale zostania z matką.

– Dostaniesz ode mnie tysiąc złotych alimentów – mówił ojciec. – Mogę ci dawać do ręki, ale lepiej, byś założyła sobie konto w tym samym banku co ja, wtedy pieniądze będą od razu wpływać. Jak ci na coś zabraknie, to w każdej chwili dorzucę. W ogóle jak będziesz czegoś potrzebowała, to dawaj znać… w porządku?

– Tak… – szepnęła Małgosia.

– Może masz jakieś życzenie? Może coś trzeba ci kupić?

– Nową komórkę.

– Komórkę? – Ojciec aż brwi uniósł ze zdumienia. – Przecież twoja ma pół roku?

– Tak, ale… – Małgosia się zawahała.

Mówić czy przemilczeć? Mama nie dalej jak wczoraj zrobiła jej awanturę o tę komórkę. Kazała się jej pozbyć, bo to prezent od ojca. Małgosia wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, matka naprawdę wyrzuci ją z domu, a w najlepszym przypadku wywali telefon do śmieci. W ciągu trzech dni wyrzuciła wiele rzeczy. W tym tysiące jej zabawek z dzieciństwa. Nie zwracała uwagi na protesty Małgosi. A córka nawet popłakała się i jak lew broniła swojego ulubionego misia, którego kupił jej ojciec, gdy w pierwszej klasie podstawówki miała wizytę u dentysty. Matka pozostała jednak nieugięta.

Niedługo po tym, jak matka wyniosła maskotkę na śmietnik, Małgosia pod pretekstem wizyty u Ewy wyszła z domu i przetrząsnęła cały kontener. Na szczęście misia udało jej się znaleźć. Jednak nie mogła z nim wrócić do domu. Nie wiedziała, co robić. Po raz kolejny przyłapała się na tym, że brakuje jej Maćka. Jednak nie poszła do niego. Chciał od niej czegoś, czego nie mogła mu dać. Po krótkim namyśle zdecydowała się pójść zgodnie z wymówką do Ewy i poprosić o przechowanie przytulanki.

Ewa, lekko zdziwiona prośbą koleżanki, oczywiście spytała, o co chodzi z tym misiem, ale Małgosia obiecała wyjaśnić później i… wyszła. Nie chciała wtajemniczać Ewy. Bała się, że ta powtórzy Maćkowi, a lepiej, by o niczym nie wiedział. Choć gdyby ktoś spytał czemu, nie umiałaby logicznie wytłumaczyć.

Teraz siedziała na wprost ojca i biła się z myślami, czy opowiedzieć mu o tym wszystkim, co wyprawia mama. Zdecydowała jednak, że przemilczy. Bo czy on by uwierzył? Mógłby uznać, że to część gierek matki. I że ona, Małgosia, działa przeciwko niemu. A tego nie chciała.

– No… po prostu wolałabym nową komórkę… – bąknęła niepewnym głosem. – Taką z odtwarzaczem mp3! – dodała po chwili, żeby uwiarygodnić swoją prośbę.

Ojciec nie powinien zadawać dodatkowych pytań.

Tak też się stało. Nowy telefon obiecał jej dać następnego dnia.

– Jak przed maturą? – spytał, zmieniając temat.

– Nie wiem… tak sobie.

– To już jutro, tak?

– Tak… – Małgosia westchnęła.

Egzamin pisemny z polskiego rzeczywiście miał odbyć się następnego dnia, a ona nie wiedziała, jak jest przygotowana.


WOJNA (2) KRIEG (2) WAR (2) ВІЙНА (2)

– Małgosiu… prosiłbym, byś mnie zrozumiała – zaczął ojciec, gdy tylko usiadła przy stoliku.

W niedzielne popołudnie umówili się w jednej z restauracji na Francuskiej. Ojciec nie chciał, żeby Małgosia, która na to spotkanie oderwała się od nauki, musiała daleko jechać. Nie wiedział jednak, że aby tu przyjść, okłamała matkę. Właściwie od tamtego dnia, gdy zakomunikował, że odchodzi, matka wszczynała awantury niemal codziennie. Wykrzykiwała, że puści ojca z torbami, że jeśli Małgosia nie będzie po jej stronie, to wyrzuci ją z domu i tym podobne rzeczy.

– Ja rozumiem, że trudno kochać mamę teraz, gdy zachorowała… – przyznała Małgosia, przerywając ojcu.

Tak bała się tej rozmowy. Czuła jednak, że jest konieczna. Ojciec miał prawo się wytłumaczyć. Małgosia skuliła się w sobie.

– To nawet nie o to chodzi – odparł tata. – Wcześniej też nie układało się między nami najlepiej… – Zawiesił głos, bo do stolika podeszła kelnerka.

Małgosia czuła się tak głodna, że wybrała i zupę, i grzanki z serem, i sałatkę z kurczakiem. Ojciec nie zamówił nic.

– Jadłem, czekając na ciebie – wyjaśnił, widząc jej zdziwione spojrzenie. – Ja rozumiem, że to wygląda z mojej strony egoistycznie, ale… nie będę ukrywał. Mam kogoś. Zwyczajnie zakochałem się. Na początku uciekałem przed tym uczuciem, ale… pomyślałem, że mam prawo do szczęścia. Nie chcę prowadzić podwójnego życia, to nieuczciwe. Zresztą… jesteś dorosła, Małgorela. Liczę, że mnie zrozumiesz. Ja wreszcie czuję się doceniany. Matka ciągle mnie dołowała. – Ojciec zawiesił głos i przez chwilę milczał, patrząc w okno. – Często zastanawiam się, czy ona zachorowała, czy raczej klimakterium uwypukliło to, co było w niej od dawna. Ale nie chcę o niej źle mówić, bo to dobra kobieta i twoja matka. W każdym razie przy niej nie mogłem nawet porządnie zarabiać. Zobacz, jak długo nie zgadzała się, bym zmienił pracę. Pamiętasz?

Małgosia się zamyśliła. Coś tam pamiętała, ale prawdę mówiąc, zawsze, gdy rodzice się kłócili, zamknięta w swoim pokoju podkręcała głośność radia lub magnetofonu, by muzyką zagłuszyć ich wrzaski. Wrzaski, w których przeważał głos mamy.

– Dopiero dzięki Alinie znalazłem lepszą pracę i zarabiam o wiele więcej – mówił ojciec. – Sama wiesz, że kiedyś nie było nas stać na zbyt wiele. Wszystko zmieniło się od chwili, gdy ją poznałem. Zechcesz, to ci ją przedstawię. Nie zechcesz, uszanuję twoją wolę. W każdym razie to nie tak, że ma zastąpić ci mamę…

– Tato… – zaczęła Małgosia.

Chciała powiedzieć o aferze, jaką rozpętała mama. O groźbie wyrzucenia z domu, o zamknięciu lodówki, ale nie zdążyła.

– Poczekaj… tylko dokończę. Zostawiam wam mieszkanie. Będę płacił alimenty na ciebie i na matkę. Na nią zresztą pewnie do końca życia. Nie zamierzam wnosić pozwu o rozwód, bo z Aliną nie planujemy się pobierać. Powód jest prosty. Oboje mamy dzieci. Nie chcemy, by w przypadku śmierci jednego z nas drugie pętało się po sądach.

– Śmierci? – Małgosia aż oderwała wzrok od sałatki, którą i tak jadła powoli, dziobiąc bez apetytu.

– Patrzę w przyszłość. Chcę zabezpieczyć ciebie i matkę. Dlatego zostawiam wam mieszkanie. Zabieram tylko samochód. Zresztą matka i tak nie ma prawa jazdy. Kilka miesięcy temu podpisaliśmy rozdzielność majątkową. Dzięki temu udzielono mi kredytu na zakup kawalerki. Wolałem nie wprowadzać się do Aliny, by jej rodzina nie mogła mi zarzucić, że czatuję na jej mieszkanie.

Przez chwilę panowała cisza. Małgosia ważyła w myślach wszystko. Powiedzieć ojcu o tym, co dzieje się w domu? Że matka kazała jej zerwać z nim kontakt? Że w przeciwnym razie zagroziła wyrzuceniem jej z domu? Małgosia wiedziała, że matka jest do tego zdolna. Zwłaszcza teraz. Małgosia podejrzewała, że odstawiła leki.

Popatrzyła na ojca. Wyglądał na szczęśliwego. Nie, nie powie mu o sytuacji w domu. Nie teraz. Niech na razie się nacieszy tą swoją wolnością. Choć rzeczywiście mógł z tym wszystkim poczekać kilka tygodni.

Ojciec zamówił kawę. Dla Małgosi wziął drugą. Zdawał się czytać w jej myślach.

– Chciałem to wszystko przeprowadzić już po twojej maturze, ale matka odebrała moją komórkę… Nie było sensu kłamać.

– Rozumiem. – Małgosia starała się zachować spokój. I ku swojemu zdumieniu udało się jej to. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu przerażała ją perspektywa takiego właśnie finału. Przecież widywała ojca z tą kobietą na mieście. Wtedy tak bardzo się bała, że ojciec odejdzie. Teraz czuła ulgę. Wreszcie wiedziała, na czym stoi. I nie bała się odejścia ojca, ale zostania z matką.

– Dostaniesz ode mnie tysiąc złotych alimentów – mówił ojciec. – Mogę ci dawać do ręki, ale lepiej, byś założyła sobie konto w tym samym banku co ja, wtedy pieniądze będą od razu wpływać. Jak ci na coś zabraknie, to w każdej chwili dorzucę. W ogóle jak będziesz czegoś potrzebowała, to dawaj znać… w porządku?

– Tak… – szepnęła Małgosia.

– Może masz jakieś życzenie? Może coś trzeba ci kupić?

– Nową komórkę.

– Komórkę? – Ojciec aż brwi uniósł ze zdumienia. – Przecież twoja ma pół roku?

– Tak, ale… – Małgosia się zawahała.

Mówić czy przemilczeć? Mama nie dalej jak wczoraj zrobiła jej awanturę o tę komórkę. Kazała się jej pozbyć, bo to prezent od ojca. Małgosia wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, matka naprawdę wyrzuci ją z domu, a w najlepszym przypadku wywali telefon do śmieci. W ciągu trzech dni wyrzuciła wiele rzeczy. W tym tysiące jej zabawek z dzieciństwa. Nie zwracała uwagi na protesty Małgosi. A córka nawet popłakała się i jak lew broniła swojego ulubionego misia, którego kupił jej ojciec, gdy w pierwszej klasie podstawówki miała wizytę u dentysty. Matka pozostała jednak nieugięta.

Niedługo po tym, jak matka wyniosła maskotkę na śmietnik, Małgosia pod pretekstem wizyty u Ewy wyszła z domu i przetrząsnęła cały kontener. Na szczęście misia udało jej się znaleźć. Jednak nie mogła z nim wrócić do domu. Nie wiedziała, co robić. Po raz kolejny przyłapała się na tym, że brakuje jej Maćka. Jednak nie poszła do niego. Chciał od niej czegoś, czego nie mogła mu dać. Po krótkim namyśle zdecydowała się pójść zgodnie z wymówką do Ewy i poprosić o przechowanie przytulanki.

Ewa, lekko zdziwiona prośbą koleżanki, oczywiście spytała, o co chodzi z tym misiem, ale Małgosia obiecała wyjaśnić później i… wyszła. Nie chciała wtajemniczać Ewy. Bała się, że ta powtórzy Maćkowi, a lepiej, by o niczym nie wiedział. Choć gdyby ktoś spytał czemu, nie umiałaby logicznie wytłumaczyć.

Teraz siedziała na wprost ojca i biła się z myślami, czy opowiedzieć mu o tym wszystkim, co wyprawia mama. Zdecydowała jednak, że przemilczy. Bo czy on by uwierzył? Mógłby uznać, że to część gierek matki. I że ona, Małgosia, działa przeciwko niemu. A tego nie chciała.

– No… po prostu wolałabym nową komórkę… – bąknęła niepewnym głosem. – Taką z odtwarzaczem mp3! – dodała po chwili, żeby uwiarygodnić swoją prośbę.

Ojciec nie powinien zadawać dodatkowych pytań.

Tak też się stało. Nowy telefon obiecał jej dać następnego dnia.

– Jak przed maturą? – spytał, zmieniając temat.

– Nie wiem… tak sobie.

– To już jutro, tak?

– Tak… – Małgosia westchnęła.

Egzamin pisemny z polskiego rzeczywiście miał odbyć się następnego dnia, a ona nie wiedziała, jak jest przygotowana.