×

Nós usamos os cookies para ajudar a melhorar o LingQ. Ao visitar o site, você concorda com a nossa política de cookies.


image

7 metrów pod ziemią, ZAWÓD ADWOKAT – 7 metrów pod ziemią

ZAWÓD ADWOKAT – 7 metrów pod ziemią

W polskim postępowaniu karnym jest bardzo

łatwo kogoś zatrzymać, a później aresztować.

Ja mam obowiązek bronić. Jestem

trybikiem

skomplikowanej maszyny, jaką jest wymiar sprawiedliwości. Moją rolą jest

kręcić się w określonym kierunku.

Ja muszę być absolutnie ostatnią osobą. Nawet jak

rodzina mojego klienta straci w niego wiarę,

to ja nadal muszę wierzyć w to, że mój mocodawca

tego czynu nie popełnił.

Zgłasza się do pana człowiek, który

przyznaje uczciwie, że zgwałcił,

okaleczył, no i zabił trzynastolatkę.

Chciałby, na ile to możliwe oczywiście, uniknąć

odpowiedzialności.

Co pan z tym robi?

Odsyłam go do innego adwokata i mówię, żeby

nie mówił temu adwokatowi, czy to uczynił,

czy nie, tylko czy zamierza przyznać się do winy, czy nie.

To jest też to pytanie, które ja zadaje swoim klientom.

O to, czy zamierzają przyznać się do winy, czy nie. Ja nie pytam się,

czy rzeczywiście ten czyn zrobili, czy go nie popełnili.

Natomiast adwokat nie może kłamać przed sądem.

Ja nie

mogę powiedzieć sądowi, że mój mocodawca, mój klient,

nie popełnił danego czynu, jeżeli ja sam wiem,

że ten czyn popełnił. Dlatego ja

pytam się moich klientów tylko o to,

czy zamierzają się przyznać do winy,

czy nie. Jeżeli zamierzają się nie przyznawać,

to ja muszę być absolutnie ostatnią osobą,

nawet jak rodzina

mojego klienta straci w niego wiarę, to ja nadal

muszę wierzyć w to, że mój mocodawca tego czynu

nie popełnił, niezależnie od treści dowodów.

Czy to oznacza, że gdyby nie przyznał się, ten sam

człowiek,

ale nawet pana podejrzenia wobec niego byłyby

bardzo silne, nie odmówiłby

pan współpracy?

Jeżeli nie miałbym

problemów natury takiej, że ktoś z moich bliskich byłby

ofiarą takiego przestępstwa wcześniej albo w ogóle

ofiarą tego przestępstwa, prawda?,

w takim wypadku musiałbym bronić. To nie jest kwestia wyboru

tylko to jest kwestia obowiązku. Jestem

adwokatem, zajmuję się sprawami karnymi,

pomagam ludziom. Czasami pomagam ofiarom

przestępstw, pokrzywdzonym na gruncie

procesu karnego, a czasami sprawcom

albo domniemanym sprawcom.

Powiedział pan, że: "gdyby nikt z moich bliskich nie był ofiarą

podobnego przestępstwa". Jakie to ma znaczenie?

To ma takie znaczenie, że jeżeli ktoś z moich

najbliższych padłby ofiarą

takiego czynu, ja mógłbym mieć

szczególnie negatywny, osobisty stosunek

do takiego czynu i nie mógłbym

dać z siebie wszystkiego. A od tego

jest obrońca,

żeby dał z siebie zawsze sto procent.

Jeżeli czułbym w jakiejś sprawie, że

z przyczyn różnego rodzaju,

nie mógłbym zaoferować mojemu klientowi

stu procent mojego zaangażowania, moich możliwości,

wtedy musiałbym odmówić prowadzenia takiej sprawy.

A czy miewał pan takie sytuacje, że, nie jako

adwokat, ale jako człowiek, jako obywatel,

po ludzku nie ma ochoty do końca

bronić jakiegoś klienta? Czy bywają takie sytuacje?

Nie pozwalam sobie. Nie pozwalam sobie, żeby te

czysto ludzkie instynkty

decydowały o tym, czy ja jako adwokat

podejmuję się prowadzenia danej sprawy, czy nie. Ja mam

obowiązek bronić. Jestem trybikiem

skomplikowanej maszyny, jaką jest wymiar sprawiedliwości.

Moją rolą jest kręcić się w określonym

kierunku, to wszystko.

Zakładam, że robi pan wszystko, żeby być maksymalnie skutecznym.

Miewa pan czasem takie refleksje, że być może

przez to, że

tak bardzo próbuje pan starać się bronić

swoich klientów, być może potencjalnie

dochodzi do sytuacji, w której przestępca

nie ponosi tak dotkliwej kary

jak powinien.

Albo nie ponosi kary w ogóle. Moim zdaniem jesteśmy w dużo

lepszej sytuacji, jeżeli nie skażemy,

jeżeli uniewinnimy dziesięciu sprawców

przestępstwa, niż jeżeli skażemy jedną

osobę

spośród dziesięciu, która tego przestępstwa nie popełniła.

Ja w każdej sprawie daję z siebie sto

procent, działam maksymalnie

na korzyść moich klientów

i absolutnie nie mam w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia.

Powiedział pan, że absolutnie najważniejsze jest,

by

nie skazać osoby niewinnej.

Zgadza się.

Czy do takich sytuacji dochodzi dość często? To, że dochodzi, jest jasne, przykład

chociażby Tomasza Komendy. Myśli pan,

że takich przypadków w Polsce może być znacznie więcej?

Absolutnie tak, absolutnie tak.

Klienci,

którzy

zaufają mi, których jestem

obrońcą, wiedzą, że mogą mi powiedzieć

wszystko i że ja tego nie będę

mógł wykorzystać przeciwko nim. Jako obrońca

wiąże mnie i tajemnica adwokacka, i tajemnica

obrończa. Więc bardzo często mówią mi:

"Panie mecenasie, ja nie jestem osobą świętą.

Ale te czyny,

o które jestem oskarżany czy wcześniej podejrzewany,

to absolutnie nie ja, to są jakieś wymysły,

na przykład małego świadka koronnego".

Więc ja ufam moim klientom.

Ja ufam moim klientom, to nie jest tak, że

do mnie przychodzą tylko osoby niewinne, absolutnie.

Żaden adwokat, który zajmuje się sprawami

karnymi w tak komfortowej sytuacji się

nie znajduje. Natomiast bardzo często jest tak, że

to ostrze, najpierw organów ścigania,

a później wymiaru sprawiedliwości,

kierowane jest przeciwko niewłaściwej osobie.

Te sytuacje, które my znamy z mediów, one są

absolutnie bulwersujące, natomiast my o nich mówimy,

bo one są nagłośnione, prawda? Natomiast

w, często - ciszy, sali sądowej

zapadają także wyroki, które są

niesłuszne,

o których nikt nie mówi,

nie są przedmiotem wieczornych wydań

serwisów informacyjnych i niestety

takie wyroki zapadają.

Niestety nie pomaga temu, mam wrażenie,

świadomość społeczna. Bo

nie odkryję Ameryki, jak powiem, że

Polacy są żądni krwi, tak?, jak słyszą o

jakimś przestępstwie to od razu widzimy

w komentarzach w internecie, że "kara

śmierci, dla takiego zwyrodnialca należy

przywrócić karę śmierci". Natomiast

nie pamiętają zupełnie o tych

gwarancjach procesowych, które muszą być oskarżonemu,

podejrzanemu, zapewnione. I o tym, że sąd ma prawo

powiedzieć "nie wiem".

Wyrok uniewinniający wydawany jest

w dwóch sytuacjach: kiedy sąd wie, że dana

osoba nie popełniła zarzucanego jej czynu

albo kiedy sąd nie wie, czy na sto procent

dana osoba zarzucany jej czyn popełniła.

Ten drugi rodzaj wyroków uniewinniających

jest często bardzo źle odbierany przez

opinię publiczną, bo

każdy przecież, każdy Polak zna się na wszystkim, prawda?

Każdy Polak jest co najmniej lekarzem i prawnikiem.

Dlatego często

ludzie, którzy nie mają do czynienia z

prawem, z wymiarem sprawiedliwości, są przekonani, że jak to,

w świetle tych dowodów, bazując oczywiście

nie tylko na przekazach medialnych, to jest oczywiste,

że on to zrobił, prawda? Dobrym przykładem

takiej sytuacji jest taki casus,

w którym

w małym pokoju siedzi dziecko

i razem z tym dzieckiem jest tabliczka czekolady.

Mówi pan temu dziecku: nie jedz tej czekolady,

nie możesz jej zjeść. Wychodzi pan z pokoju,

wraca pan po pewnym czasie

i dziecko ma ubrudzoną buzię czekoladą,

czekolady nie ma.

Czy to dziecko zjadło tę czekoladę?

Pierwszy odruch jest: absolutnie tak. Bo przecież

jest ślad

czekolady na ustach, prawda? A być może to dziecko tylko

sobie wymazało twarz czekoladą,

a czekoladę wyrzuciło. Może być tak, że to dziecko

rzeczywiście tę czekoladę zjadło, a może być tak,

że nie złamało tego zakazu,

które my temu dziecko postawiliśmy, prawda?

I to jest sytuacja, w której my nie wiemy.

I w takiej sytuacji sąd karny ma obowiązek wydać

wyrok uniewinniający. Jeżeli sam dojdzie do przekonania,

że nie wie.

Wspomniał pan chwilę temu o instytucji świadka koronnego. Myślę, że to taki

temat, który wywołuje dużo emocji.

Czym w ogóle się różni świadek koronny od małego

świadka koronnego? Jaka jest główna różnica?

Oczywiście. Więc, panie redaktorze, świadek koronny to jest instytucja,

która została wprowadzona do polskiego systemu prawnego

po to, żeby zwalczać plagę, jak

podawał wówczas ustawodawca,

plagę zorganizowanych grup przestępczych.

Ta instytucja w swoim założeniu miała w obrocie prawnym

funkcjonować kilka lat. Niestety,

w moim przekonaniu - niestety,

ona się tak zakorzeniła, że

prokuratorzy, w tych najważniejszych sprawach, bo

nie jest to instytucja, po którą się sięga w co drugiej sprawie,

absolutnie nie,

przyzwyczaili się do tej instytucji. I ona

z pewnością ułatwia pracę prokuratorską

i ona została. Ona nadal

funkcjonuje w systemie prawnym. Świadek koronny

to jest osoba, co do której

zawieszane są postępowania

co do wszystkich czynów, które

miała popełnić. Nie może to być osoba, która

popełniła zabójstwo - czy rzeczywiście

pociągała za spust pistoletu, czy zleciła takie zabójstwo albo

kierowała zorganizowaną grupą przestępczą. Jeżeli

ktoś będzie oskarżony o jeden z tych czynów, to wyklucza

nadanie mu statusu świadka koronnego i jest to

osoba, której status jest nadawany przez sąd,

sąd okręgowy w pierwszej instancji na wniosek prokuratora.

Czyli, mówiąc kolokwialnie, to jest taka osoba, której się

odpuszcza winy pod warunkiem, że nie popełniła zbyt ciężkiego przestępstwa.

Na okres postępowania,

na okres postępowań, w których ta

osoba będzie zeznawać, te postępowania się

zawiesza i jeżeli rzeczywiście

taka osoba okaże się, w rozumieniu,

w percepcji prokuratora, osobą prawdomówną,

to po zakończeniu tych wszystkich postępowań, w których świadek

koronny zeznaje, tak, odpuszcza się winę.

A mały świadek koronny? To chyba instytucja, którą się częściej wykorzystuje?

Zdecydowanie częściej. Mały świadek koronny

to jest osoba, która najczęściej była zaangażowana

w jakiś przestępczy proceder

i albo zeznaje, albo wyjaśnia,

w zależności od roli procesowej, w jakiej

występuje w sprawie, na temat czynów, w które była zaangażowana.

To jest ten mały świadek koronny z paragrafu trzeciego

artykułu sześćdziesiątego, przepraszam za prawniczą nomenklaturę,

ale tutaj to rozróżnienie jest konieczne.

Jest też mały świadek koronny,

który mówi organom ścigania, informuje

organy ścigania o czynach, o których wie, ale nie

był ich sprawcą, nie współdziałał

w ich popełnieniu, czyli nie popełnił przestępstwa,

nikogo nie podżegał ani nie udzielił

pomocy do popełnienia przestępstwa. To jest paragraf czwarty

artykułu, o którym mówiłem, i wtedy sąd

stosuje nadzwyczajne złagodzenie kary na wniosek prokuratora.

Jeżeli chodzi o tego małego świadka koronnego,

który był zaangażowany w rzekomy przestępczy proceder,

to wtedy sąd stosuje obligatoryjnie

nadzwyczajne złagodzenie kary,

jeżeli oczywiście zostają spełnione warunki, które

w przepisach kodeksu karnego

są tej instytucji postawione.

Mówi się często, że ta instytucja małego

świadka koronnego jest jednak

w Polsce nadużywana,

co prowadzi do sytuacji, w której

dochodzi do zatrzymań osób niewinnych tylko dlatego,

że zostały fałszywie oskarżone

właśnie przez takiego świadka koronnego.

Czy faktycznie dochodzi w Polsce do takich sytuacji,

że zupełnie niewinna osoba

może zostać zatrzymana, aresztowana? Tylko dlatego, że

jakiś przestępca ją wskazał?

Tak, absolutnie. Niestety tak.

W polskim postępowaniu karnym jest bardzo łatwo

kogoś zatrzymać, a później aresztować.

Znam sytuację, w której

mały świadek koronny zeznał, że

osoba trzecia

uczestniczyła w transakcji narkotykowej

z osobą czwartą.

I na tej podstawie osoba czwarta

została aresztowana. W toku postępowania

przesłuchano tę osobę trzecią, która absolutnie zaprzeczyła.

Wskazała, że taka sytuacja nie miała miejsca.

Żeby zastosować tymczasowe aresztowanie wystarczy

duże prawdopodobieństwo popełnienia przez

oskarżonego podejrzanego, zarzucanego mu czynu.

W literaturze przedmiotu wskazuje się, że to musi być

prawdopodobieństwo graniczące z pewnością,

natomiast bardzo często jest

tak,

że

wątpliwości nasuwają się na pierwszy rzut oka.

Ale wystarczy, czarno na białym, wystarczy

zapis protokołu,

który mógł być tworzony w różnoraki sposób,

przy którym podejrzany,

bo to najczęściej jest na tym etapie postępowania,

przy tworzeniu którego podejrzany nie uczestniczył,

a na jego podstawie przypisuje mu się sprawstwo

z dużym prawdopodobieństwem nadal, nie

definitywnie, określonych przestępstw,

i zamyka się w areszcie.

Jest też druga strona medalu. To

na dylemat obrońcy, prawda? Ja,

często uczestnicząc w posiedzeniach aresztowych,

zapoznając się z aktami sprawy, bo

podejrzanemu obrońcy przysługuje

takie uprawnienie w zakresie, w jakim prokurator twierdzi, że

te dowody mają stanowić o dużym

prawdopodobieństwie popełnienia przez kogoś

jakiegoś przestępstwa,

widzę luki w materiale dowodowym.

Widzę, że ten materiał dowodowy jest niespójny. Że raz

mały świadek koronny x

zeznaje czy wyjaśnia w określony sposób,

by później, na przykład za miesiąc, wyjaśnić

w sposób odmienny.

I teraz

wydawać by się mogło, że ja powinienem od razu

wskazać sądowi, który decyduje

o tym, czy zastosować tymczasowe aresztowanie,

czy nie,

że takie luki istnieją. Że

zeznania, wyjaśnienia małego świadka

koronnego są niespójne wewnętrznie.

Nie wskazuje pan ich?

Zawsze rozmawiam na ten temat z klientem, bo oczywiście,

jeżeli ja je wskażę, to zmniejszam

prawdopodobieństwo

zastosowania wobec

mojego klienta tymczasowego aresztowania.

Ale, już na tym etapie, wytykam błąd prokuratorowi,

który może dosłuchać, czyli

przesłuchać ponownie małego świadka

koronnego na te okoliczności, o których

ja mówię, na które zwracam sądowi uwagę,

często bez mojego udziału, mimo że ja nawet

złożę taki wniosek, żeby być zawiadamianym

o czynnościach śledztwa,

no i cóż.

Short term. Krótkoterminowo

nie odniosłem żadnej korzyści albo

nawet jak ją odniosłem, dobrze, przyjmijmy, że odniosłem tę korzyść,

ale już w dalszej perspektywie, w perspektywie wyroku,

miałem coś, na czym mogłem oprzeć swoją

obronę, to zostało wyrugowane przez prokuratora na

etapie postępowania przygotowawczego.

Czyli czasem lepiej przyjść do klienta i powiedzieć: "Panie Kowalski,

niech pan sobie posiedzi jeszcze w tym areszcie,

a ja wykorzystam swojego asa w rękawie później"?

Nie do końca, ale czasem warto powiedzieć klientowi, że

dostrzega się luki w materiale dowodowym, dostrzega się

okoliczności, które są dla niego korzystne,

ale z uwagi na konieczność

jak gdyby posiadania oglądu na tą

szerszą perspektywę, na perspektywę całej sprawy, warto

o tym korzystnych okolicznościach na początkowym etapie

nie mówić.

Jakie sprawy są dla pana najbardziej

wymagające?

Przede wszystkim,

to można rozumieć w moim przekonaniu

dwojako. Najbardziej

wymagające w znaczeniu takim na przykład, że jest się adwokatem diabła.

Prawda? Że ma się

przeciwko sobie prokuratora,

cały majestat organów państwowych, bo przecież

prokurator to nie jest tak jak ja osoba,

która ma gdzieś kancelarię, tylko zakłada

togę z czerwonym żabotem, a nie z zielonym. Tylko

to jest osoba, za którą stoi cały majestat państwa,

ma się przeciwko sobie opinię publiczną. Takie sprawy

z pewnością są wymagające.

Drugi rodzaj spraw wymagających to są sprawy obszerne.

W polskim systemie prawnym,

w polskim wymiarze sprawiedliwości nierzadko

trafiają się sprawy, które mają kilkadziesiąt,

a nawet kilkaset tomów akt.

Rzetelny obrońca musi zapoznać się z całością tych akt.

Nawet jeżeli udział jego klienta

w jakimś procederze miał być marginalny, to i tak

rzetelny obrońca musi się zapoznać z całością akt,

bo być może gdzieś w tych aktach

jest coś, co można wykorzystać na korzyść oskarżonego.

Czyli tutaj tym wyzwaniem jest po prostu przeczytanie

tego wszystkiego i zapoznanie się ze szczegółami sprawy.

Zgadza się.

Natomiast chyba bardziej ciekawią mnie te sprawy, które obciążają

pana psychicznie. Czy ma pan jakąś taką jedną w pamięci, która

być może śniła się panu po nocach, wracała?

Ja nie jestem psychologiem, ale wydaje mi się, że mam dość dobrze

opanowaną teorię klosza i staram się nie

zabierać pracy

do domu. Chociaż absolutnie między innymi dlatego tak bardzo lubię

ten zawód, bo w tym zawodzie są emocje.

I bardzo często adwokat karnista

najczęściej jednak, nie ukrywajmy tego,

ponosi porażki.

To nie są korzystne emocje, ale mimo wszystko

to jest w pewien sposób uzależniające. Bardzo lubię

być emocjonalnie, oczywiście w zdrowych granicach,

zaangażowany w sprawę,

lubię wygłaszać, jak sądzę,

płomienne przemówienia, często po takich

przemówieniach muszę zmierzyć się z porażką.

Nigdy nie odmówiłem nikomu

obrony z uwagi na to, że sprawa

ma jakiś negatywny wydźwięk społeczny.

Absolutnie nie. Nie dopuszczam do siebie takiej możliwości.

Jaka więc sprawa do tej pory

w największym stopniu, najbardziej dała panu w kość?

To jest bardzo trudne pytanie, panie redaktorze.

Cieszy mnie to, panie mecenasie.

Na pewno sprawa,

w której spotkałem się z bardzo dużą niesprawiedliwością,

to właśnie na etapie

stosowania tymczasowego aresztowania, to

sprawa mojego klienta, który został

zatrzymany jako jedna z trzech osób

i był podejrzewany o

organizowanie plantacji marihuany.

Dowody już na tym etapie

początkowym wykluczały udział mojego

klienta. To znaczy z trzech sprawców

dwóch sprawców się przyznało

i wykluczyło udział mojego klienta.

Nie było dowodów na przykład

z zakresu daktyloskopii, czyli odcisków palców,

z zakresu biologii, czyli śladów

biologicznych, które są później badane pod kątem

DNA, czy na przykład mój klient wchodził

do tego miejsca, gdzie ta plantacja była

zorganizowana. Mimo to

sąd rejonowy zdecydował się aresztować mojego klienta.

Szczęśliwie po trzech

tygodniach

sąd okręgowy na skutek

zażalenia, które wnieśliśmy, uchylił tę decyzję.

Później postępowanie w stosunku

do mojego klienta zostało umorzone, Prokurator nawet nie

pokusił się o skierowanie do sądu

aktu oskarżenia, stwierdzając,

że rzeczywiście przeprowadzone

postępowanie przygotowawcze nie dostarczyło

ku temu podstaw. Natomiast jestem przekonany, że ta decyzja

o tym, żeby mojego klienta aresztować

była głęboko niesłuszna.

Czyli pana klient przez trzy tygodnie

zupełnie niesłusznie przesiedział w areszcie.

Zgadza się.

Na sali sądowej, dowiadujemy się tego ze wszystkich filmów i seriali,

pana

przeciwnikiem jest oczywiście prokurator,

W sprawach karnych tak, ale nie tylko, bo przecież pokrzywdzony może

stać się w procesie karnym oskarżycielem posiłkowym,

może ustanowić pełnomocnika, którym może być też adwokat.

Wracając jednak do tych filmów i seriali, można odnieść takie wrażenie, że

panowie, państwo, różnie bywa, się po prostu nienawidzą.

Jak jest w rzeczywistości? Czy pan...?

Nie, absolutnie, absolutnie. Ja bardzo często,

jeżeli prokurator na przykład jest

na ogłoszeniu postanowienia o zastosowaniu

tymczasowego aresztowania, podchodzę do prokuratora i

gratuluję mu sukcesu.

Mam wrażenie, że adwokaci

są...

Nie chciałbym urazić prokuratorów, wielu z nich

znamienitych, ale adwokaci

statystycznie odrobinę lepiej znoszą porażki niż prokuratorzy,

taka jest moja prywatna opinia.

Czyli koledzy z czerwoną togą rzadziej przychodzą...

Tak, ale takie przypadki

nie są niczym odosobnione, że na przykład

po wygranej apelacji prokurator

podchodzi do obrońcy podchodzi do obrońcy i mu gratuluje.

Sala sądowa jest pewnego rodzaju teatrem,

czy byśmy tego chcieli, czy nie.

Zawsze będzie. Niezależnie od tego, jak

zostanie ukształtowana procedura

karna, ta mojej praktyce najbliższa,

zawsze będzie pewnego rodzaju teatrem, zawsze

pewnego rodzaju zachowania będą wymagały

mieszczenia się w granicach pewnego rodzaju konwencji.

I uważam, że pogratulowanie przeciwnikowi

procesowemu wygranej

jest bardzo pożądanym elementem na sali

sądowej. Mieści się w ramach tej sądowej

kurtuazji, która powinna na salach sądowych

gościć. I ja, i prokurator, i sędzia

przychodzimy tam do pracy. Nie utrudniajmy

sobie życia zanadto.

Myślę sobie, że adwokat to jest taki zawód, który potrafi

dać człowiekowi wiele satysfakcji,

zwłaszcza w tych sytuacjach, kiedy się sprawy oczywiście wygrywa.

Czy miał pan takie chwile w

swojej karierze, kiedy pomyślał na sali sądowej,

że: "no właśnie po to studiowałem to prawo"?

Na pewno są momenty szczęśliwie,

w których odczuwa się ogromną satysfakcję.

Mi na myśl przychodzą trzy takie sprawy. Jedna, o której już

rozmawialiśmy, to uchylenie tego

niesłusznego tymczasowego aresztowania po trzech tygodniach

w sprawie, gdzie nie było żadnych dowodów,

druga sytuacja to taka, w której miałem przyjemność bronić

damy, która została zatrzymana, postawiono jej zarzut

popełnienia określonego przestępstwa,

przyznała się do winy. Chciała jak najszybciej

uciąć sprawę, odzyskać wolność...

Ale była niewinna?

Więc okazało się,

w toku postępowania pierwszoinstancyjnego

zdołałem przekonać sąd, że

moja mandantka nie wypełniła wszystkich znamion czynu zabronionego,

to znaczy nie popełniła przestępstwa.

Popełniła czyn, który jednak nie był przestępstwem.

Mimo że organom ścigania nie przeszkadzało to przecież

zatrzymać mojej klientki i postawić jej zarzut, prawda?

I szczęśliwie w tej sprawie sąd wydał

wyrok uniewinniający, którego prokuratura nawet

nie zechciała zaskarżyć.

Trzecia z tych spraw to taka sprawa, która była

rozpoznawana po raz trzeci przez

sąd pierwszej instancji. Mój mocodawca

najpierw został skazany,

później, po uchyleniu tego wyroku

skazującego przez sąd odwoławczy, został

uniewinniony od jednego zarzutu,

skazany za

drugi zarzut, to uniewinnienie stało się

prawomocne, przy trzecim rozpoznaniu

sąd był zainteresowany już tylko tym jednym zarzutem

i szczęśliwie w zeszłym tygodniu

usłyszeliśmy wyrok uniewinniający, także absolutnie

jest to sytuacja dostarczająca bardzo dużej dozy

satysfakcji.

Gratulacje.

Dziękuję uprzejmie.

O porażkach przez skromność nie będę wspominał.

Panie mecenasie, uprzejmie dziękuję za spotkanie.

To była przyjemność, bardzo mi miło.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.


ZAWÓD ADWOKAT – 7 metrów pod ziemią

W polskim postępowaniu karnym jest bardzo

łatwo kogoś zatrzymać, a później aresztować.

Ja mam obowiązek bronić. Jestem

trybikiem

skomplikowanej maszyny, jaką jest wymiar sprawiedliwości. Moją rolą jest

kręcić się w określonym kierunku.

Ja muszę być absolutnie ostatnią osobą. Nawet jak

rodzina mojego klienta straci w niego wiarę,

to ja nadal muszę wierzyć w to, że mój mocodawca

tego czynu nie popełnił.

Zgłasza się do pana człowiek, który

przyznaje uczciwie, że zgwałcił,

okaleczył, no i zabił trzynastolatkę.

Chciałby, na ile to możliwe oczywiście, uniknąć

odpowiedzialności.

Co pan z tym robi?

Odsyłam go do innego adwokata i mówię, żeby

nie mówił temu adwokatowi, czy to uczynił,

czy nie, tylko czy zamierza przyznać się do winy, czy nie.

To jest też to pytanie, które ja zadaje swoim klientom.

O to, czy zamierzają przyznać się do winy, czy nie. Ja nie pytam się,

czy rzeczywiście ten czyn zrobili, czy go nie popełnili.

Natomiast adwokat nie może kłamać przed sądem.

Ja nie

mogę powiedzieć sądowi, że mój mocodawca, mój klient,

nie popełnił danego czynu, jeżeli ja sam wiem,

że ten czyn popełnił. Dlatego ja

pytam się moich klientów tylko o to,

czy zamierzają się przyznać do winy,

czy nie. Jeżeli zamierzają się nie przyznawać,

to ja muszę być absolutnie ostatnią osobą,

nawet jak rodzina

mojego klienta straci w niego wiarę, to ja nadal

muszę wierzyć w to, że mój mocodawca tego czynu

nie popełnił, niezależnie od treści dowodów.

Czy to oznacza, że gdyby nie przyznał się, ten sam

człowiek,

ale nawet pana podejrzenia wobec niego byłyby

bardzo silne, nie odmówiłby

pan współpracy?

Jeżeli nie miałbym

problemów natury takiej, że ktoś z moich bliskich byłby

ofiarą takiego przestępstwa wcześniej albo w ogóle

ofiarą tego przestępstwa, prawda?,

w takim wypadku musiałbym bronić. To nie jest kwestia wyboru

tylko to jest kwestia obowiązku. Jestem

adwokatem, zajmuję się sprawami karnymi,

pomagam ludziom. Czasami pomagam ofiarom

przestępstw, pokrzywdzonym na gruncie

procesu karnego, a czasami sprawcom

albo domniemanym sprawcom.

Powiedział pan, że: "gdyby nikt z moich bliskich nie był ofiarą

podobnego przestępstwa". Jakie to ma znaczenie?

To ma takie znaczenie, że jeżeli ktoś z moich

najbliższych padłby ofiarą

takiego czynu, ja mógłbym mieć

szczególnie negatywny, osobisty stosunek

do takiego czynu i nie mógłbym

dać z siebie wszystkiego. A od tego

jest obrońca,

żeby dał z siebie zawsze sto procent.

Jeżeli czułbym w jakiejś sprawie, że

z przyczyn różnego rodzaju,

nie mógłbym zaoferować mojemu klientowi

stu procent mojego zaangażowania, moich możliwości,

wtedy musiałbym odmówić prowadzenia takiej sprawy.

A czy miewał pan takie sytuacje, że, nie jako

adwokat, ale jako człowiek, jako obywatel,

po ludzku nie ma ochoty do końca

bronić jakiegoś klienta? Czy bywają takie sytuacje?

Nie pozwalam sobie. Nie pozwalam sobie, żeby te

czysto ludzkie instynkty

decydowały o tym, czy ja jako adwokat

podejmuję się prowadzenia danej sprawy, czy nie. Ja mam

obowiązek bronić. Jestem trybikiem

skomplikowanej maszyny, jaką jest wymiar sprawiedliwości.

Moją rolą jest kręcić się w określonym

kierunku, to wszystko.

Zakładam, że robi pan wszystko, żeby być maksymalnie skutecznym.

Miewa pan czasem takie refleksje, że być może

przez to, że

tak bardzo próbuje pan starać się bronić

swoich klientów, być może potencjalnie

dochodzi do sytuacji, w której przestępca

nie ponosi tak dotkliwej kary

jak powinien.

Albo nie ponosi kary w ogóle. Moim zdaniem jesteśmy w dużo

lepszej sytuacji, jeżeli nie skażemy,

jeżeli uniewinnimy dziesięciu sprawców

przestępstwa, niż jeżeli skażemy jedną

osobę

spośród dziesięciu, która tego przestępstwa nie popełniła.

Ja w każdej sprawie daję z siebie sto

procent, działam maksymalnie

na korzyść moich klientów

i absolutnie nie mam w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia.

Powiedział pan, że absolutnie najważniejsze jest,

by

nie skazać osoby niewinnej.

Zgadza się.

Czy do takich sytuacji dochodzi dość często? To, że dochodzi, jest jasne, przykład

chociażby Tomasza Komendy. Myśli pan,

że takich przypadków w Polsce może być znacznie więcej?

Absolutnie tak, absolutnie tak.

Klienci,

którzy

zaufają mi, których jestem

obrońcą, wiedzą, że mogą mi powiedzieć

wszystko i że ja tego nie będę

mógł wykorzystać przeciwko nim. Jako obrońca

wiąże mnie i tajemnica adwokacka, i tajemnica

obrończa. Więc bardzo często mówią mi:

"Panie mecenasie, ja nie jestem osobą świętą.

Ale te czyny,

o które jestem oskarżany czy wcześniej podejrzewany,

to absolutnie nie ja, to są jakieś wymysły,

na przykład małego świadka koronnego".

Więc ja ufam moim klientom.

Ja ufam moim klientom, to nie jest tak, że

do mnie przychodzą tylko osoby niewinne, absolutnie.

Żaden adwokat, który zajmuje się sprawami

karnymi w tak komfortowej sytuacji się

nie znajduje. Natomiast bardzo często jest tak, że

to ostrze, najpierw organów ścigania,

a później wymiaru sprawiedliwości,

kierowane jest przeciwko niewłaściwej osobie.

Te sytuacje, które my znamy z mediów, one są

absolutnie bulwersujące, natomiast my o nich mówimy,

bo one są nagłośnione, prawda? Natomiast

w, często - ciszy, sali sądowej

zapadają także wyroki, które są

niesłuszne,

o których nikt nie mówi,

nie są przedmiotem wieczornych wydań

serwisów informacyjnych i niestety

takie wyroki zapadają.

Niestety nie pomaga temu, mam wrażenie,

świadomość społeczna. Bo

nie odkryję Ameryki, jak powiem, że

Polacy są żądni krwi, tak?, jak słyszą o

jakimś przestępstwie to od razu widzimy

w komentarzach w internecie, że "kara

śmierci, dla takiego zwyrodnialca należy

przywrócić karę śmierci". Natomiast

nie pamiętają zupełnie o tych

gwarancjach procesowych, które muszą być oskarżonemu,

podejrzanemu, zapewnione. I o tym, że sąd ma prawo

powiedzieć "nie wiem".

Wyrok uniewinniający wydawany jest

w dwóch sytuacjach: kiedy sąd wie, że dana

osoba nie popełniła zarzucanego jej czynu

albo kiedy sąd nie wie, czy na sto procent

dana osoba zarzucany jej czyn popełniła.

Ten drugi rodzaj wyroków uniewinniających

jest często bardzo źle odbierany przez

opinię publiczną, bo

każdy przecież, każdy Polak zna się na wszystkim, prawda?

Każdy Polak jest co najmniej lekarzem i prawnikiem.

Dlatego często

ludzie, którzy nie mają do czynienia z

prawem, z wymiarem sprawiedliwości, są przekonani, że jak to,

w świetle tych dowodów, bazując oczywiście

nie tylko na przekazach medialnych, to jest oczywiste,

że on to zrobił, prawda? Dobrym przykładem

takiej sytuacji jest taki casus,

w którym

w małym pokoju siedzi dziecko

i razem z tym dzieckiem jest tabliczka czekolady.

Mówi pan temu dziecku: nie jedz tej czekolady,

nie możesz jej zjeść. Wychodzi pan z pokoju,

wraca pan po pewnym czasie

i dziecko ma ubrudzoną buzię czekoladą,

czekolady nie ma.

Czy to dziecko zjadło tę czekoladę?

Pierwszy odruch jest: absolutnie tak. Bo przecież

jest ślad

czekolady na ustach, prawda? A być może to dziecko tylko

sobie wymazało twarz czekoladą,

a czekoladę wyrzuciło. Może być tak, że to dziecko

rzeczywiście tę czekoladę zjadło, a może być tak,

że nie złamało tego zakazu,

które my temu dziecko postawiliśmy, prawda?

I to jest sytuacja, w której my nie wiemy.

I w takiej sytuacji sąd karny ma obowiązek wydać

wyrok uniewinniający. Jeżeli sam dojdzie do przekonania,

że nie wie.

Wspomniał pan chwilę temu o instytucji świadka koronnego. Myślę, że to taki

temat, który wywołuje dużo emocji.

Czym w ogóle się różni świadek koronny od małego

świadka koronnego? Jaka jest główna różnica?

Oczywiście. Więc, panie redaktorze, świadek koronny to jest instytucja,

która została wprowadzona do polskiego systemu prawnego

po to, żeby zwalczać plagę, jak

podawał wówczas ustawodawca,

plagę zorganizowanych grup przestępczych.

Ta instytucja w swoim założeniu miała w obrocie prawnym

funkcjonować kilka lat. Niestety,

w moim przekonaniu - niestety,

ona się tak zakorzeniła, że

prokuratorzy, w tych najważniejszych sprawach, bo

nie jest to instytucja, po którą się sięga w co drugiej sprawie,

absolutnie nie,

przyzwyczaili się do tej instytucji. I ona

z pewnością ułatwia pracę prokuratorską

i ona została. Ona nadal

funkcjonuje w systemie prawnym. Świadek koronny

to jest osoba, co do której

zawieszane są postępowania

co do wszystkich czynów, które

miała popełnić. Nie może to być osoba, która

popełniła zabójstwo - czy rzeczywiście

pociągała za spust pistoletu, czy zleciła takie zabójstwo albo

kierowała zorganizowaną grupą przestępczą. Jeżeli

ktoś będzie oskarżony o jeden z tych czynów, to wyklucza

nadanie mu statusu świadka koronnego i jest to

osoba, której status jest nadawany przez sąd,

sąd okręgowy w pierwszej instancji na wniosek prokuratora.

Czyli, mówiąc kolokwialnie, to jest taka osoba, której się

odpuszcza winy pod warunkiem, że nie popełniła zbyt ciężkiego przestępstwa.

Na okres postępowania,

na okres postępowań, w których ta

osoba będzie zeznawać, te postępowania się

zawiesza i jeżeli rzeczywiście

taka osoba okaże się, w rozumieniu,

w percepcji prokuratora, osobą prawdomówną,

to po zakończeniu tych wszystkich postępowań, w których świadek

koronny zeznaje, tak, odpuszcza się winę.

A mały świadek koronny? To chyba instytucja, którą się częściej wykorzystuje?

Zdecydowanie częściej. Mały świadek koronny

to jest osoba, która najczęściej była zaangażowana

w jakiś przestępczy proceder

i albo zeznaje, albo wyjaśnia,

w zależności od roli procesowej, w jakiej

występuje w sprawie, na temat czynów, w które była zaangażowana.

To jest ten mały świadek koronny z paragrafu trzeciego

artykułu sześćdziesiątego, przepraszam za prawniczą nomenklaturę,

ale tutaj to rozróżnienie jest konieczne.

Jest też mały świadek koronny,

który mówi organom ścigania, informuje

organy ścigania o czynach, o których wie, ale nie

był ich sprawcą, nie współdziałał

w ich popełnieniu, czyli nie popełnił przestępstwa,

nikogo nie podżegał ani nie udzielił

pomocy do popełnienia przestępstwa. To jest paragraf czwarty

artykułu, o którym mówiłem, i wtedy sąd

stosuje nadzwyczajne złagodzenie kary na wniosek prokuratora.

Jeżeli chodzi o tego małego świadka koronnego,

który był zaangażowany w rzekomy przestępczy proceder,

to wtedy sąd stosuje obligatoryjnie

nadzwyczajne złagodzenie kary,

jeżeli oczywiście zostają spełnione warunki, które

w przepisach kodeksu karnego

są tej instytucji postawione.

Mówi się często, że ta instytucja małego

świadka koronnego jest jednak

w Polsce nadużywana,

co prowadzi do sytuacji, w której

dochodzi do zatrzymań osób niewinnych tylko dlatego,

że zostały fałszywie oskarżone

właśnie przez takiego świadka koronnego.

Czy faktycznie dochodzi w Polsce do takich sytuacji,

że zupełnie niewinna osoba

może zostać zatrzymana, aresztowana? Tylko dlatego, że

jakiś przestępca ją wskazał?

Tak, absolutnie. Niestety tak.

W polskim postępowaniu karnym jest bardzo łatwo

kogoś zatrzymać, a później aresztować.

Znam sytuację, w której

mały świadek koronny zeznał, że

osoba trzecia

uczestniczyła w transakcji narkotykowej

z osobą czwartą.

I na tej podstawie osoba czwarta

została aresztowana. W toku postępowania

przesłuchano tę osobę trzecią, która absolutnie zaprzeczyła.

Wskazała, że taka sytuacja nie miała miejsca.

Żeby zastosować tymczasowe aresztowanie wystarczy

duże prawdopodobieństwo popełnienia przez

oskarżonego podejrzanego, zarzucanego mu czynu.

W literaturze przedmiotu wskazuje się, że to musi być

prawdopodobieństwo graniczące z pewnością,

natomiast bardzo często jest

tak,

że

wątpliwości nasuwają się na pierwszy rzut oka.

Ale wystarczy, czarno na białym, wystarczy

zapis protokołu,

który mógł być tworzony w różnoraki sposób,

przy którym podejrzany,

bo to najczęściej jest na tym etapie postępowania,

przy tworzeniu którego podejrzany nie uczestniczył,

a na jego podstawie przypisuje mu się sprawstwo

z dużym prawdopodobieństwem nadal, nie

definitywnie, określonych przestępstw,

i zamyka się w areszcie.

Jest też druga strona medalu. To

na dylemat obrońcy, prawda? Ja,

często uczestnicząc w posiedzeniach aresztowych,

zapoznając się z aktami sprawy, bo

podejrzanemu obrońcy przysługuje

takie uprawnienie w zakresie, w jakim prokurator twierdzi, że

te dowody mają stanowić o dużym

prawdopodobieństwie popełnienia przez kogoś

jakiegoś przestępstwa,

widzę luki w materiale dowodowym.

Widzę, że ten materiał dowodowy jest niespójny. Że raz

mały świadek koronny x

zeznaje czy wyjaśnia w określony sposób,

by później, na przykład za miesiąc, wyjaśnić

w sposób odmienny.

I teraz

wydawać by się mogło, że ja powinienem od razu

wskazać sądowi, który decyduje

o tym, czy zastosować tymczasowe aresztowanie,

czy nie,

że takie luki istnieją. Że

zeznania, wyjaśnienia małego świadka

koronnego są niespójne wewnętrznie.

Nie wskazuje pan ich?

Zawsze rozmawiam na ten temat z klientem, bo oczywiście,

jeżeli ja je wskażę, to zmniejszam

prawdopodobieństwo

zastosowania wobec

mojego klienta tymczasowego aresztowania.

Ale, już na tym etapie, wytykam błąd prokuratorowi,

który może dosłuchać, czyli

przesłuchać ponownie małego świadka

koronnego na te okoliczności, o których

ja mówię, na które zwracam sądowi uwagę,

często bez mojego udziału, mimo że ja nawet

złożę taki wniosek, żeby być zawiadamianym

o czynnościach śledztwa,

no i cóż.

Short term. Krótkoterminowo

nie odniosłem żadnej korzyści albo

nawet jak ją odniosłem, dobrze, przyjmijmy, że odniosłem tę korzyść,

ale już w dalszej perspektywie, w perspektywie wyroku,

miałem coś, na czym mogłem oprzeć swoją

obronę, to zostało wyrugowane przez prokuratora na

etapie postępowania przygotowawczego.

Czyli czasem lepiej przyjść do klienta i powiedzieć: "Panie Kowalski,

niech pan sobie posiedzi jeszcze w tym areszcie,

a ja wykorzystam swojego asa w rękawie później"?

Nie do końca, ale czasem warto powiedzieć klientowi, że

dostrzega się luki w materiale dowodowym, dostrzega się

okoliczności, które są dla niego korzystne,

ale z uwagi na konieczność

jak gdyby posiadania oglądu na tą

szerszą perspektywę, na perspektywę całej sprawy, warto

o tym korzystnych okolicznościach na początkowym etapie

nie mówić.

Jakie sprawy są dla pana najbardziej

wymagające?

Przede wszystkim,

to można rozumieć w moim przekonaniu

dwojako. Najbardziej

wymagające w znaczeniu takim na przykład, że jest się adwokatem diabła.

Prawda? Że ma się

przeciwko sobie prokuratora,

cały majestat organów państwowych, bo przecież

prokurator to nie jest tak jak ja osoba,

która ma gdzieś kancelarię, tylko zakłada

togę z czerwonym żabotem, a nie z zielonym. Tylko

to jest osoba, za którą stoi cały majestat państwa,

ma się przeciwko sobie opinię publiczną. Takie sprawy

z pewnością są wymagające.

Drugi rodzaj spraw wymagających to są sprawy obszerne.

W polskim systemie prawnym,

w polskim wymiarze sprawiedliwości nierzadko

trafiają się sprawy, które mają kilkadziesiąt,

a nawet kilkaset tomów akt.

Rzetelny obrońca musi zapoznać się z całością tych akt.

Nawet jeżeli udział jego klienta

w jakimś procederze miał być marginalny, to i tak

rzetelny obrońca musi się zapoznać z całością akt,

bo być może gdzieś w tych aktach

jest coś, co można wykorzystać na korzyść oskarżonego.

Czyli tutaj tym wyzwaniem jest po prostu przeczytanie

tego wszystkiego i zapoznanie się ze szczegółami sprawy.

Zgadza się.

Natomiast chyba bardziej ciekawią mnie te sprawy, które obciążają

pana psychicznie. Czy ma pan jakąś taką jedną w pamięci, która

być może śniła się panu po nocach, wracała?

Ja nie jestem psychologiem, ale wydaje mi się, że mam dość dobrze

opanowaną teorię klosza i staram się nie

zabierać pracy

do domu. Chociaż absolutnie między innymi dlatego tak bardzo lubię

ten zawód, bo w tym zawodzie są emocje.

I bardzo często adwokat karnista

najczęściej jednak, nie ukrywajmy tego,

ponosi porażki.

To nie są korzystne emocje, ale mimo wszystko

to jest w pewien sposób uzależniające. Bardzo lubię

być emocjonalnie, oczywiście w zdrowych granicach,

zaangażowany w sprawę,

lubię wygłaszać, jak sądzę,

płomienne przemówienia, często po takich

przemówieniach muszę zmierzyć się z porażką.

Nigdy nie odmówiłem nikomu

obrony z uwagi na to, że sprawa

ma jakiś negatywny wydźwięk społeczny.

Absolutnie nie. Nie dopuszczam do siebie takiej możliwości.

Jaka więc sprawa do tej pory

w największym stopniu, najbardziej dała panu w kość?

To jest bardzo trudne pytanie, panie redaktorze.

Cieszy mnie to, panie mecenasie.

Na pewno sprawa,

w której spotkałem się z bardzo dużą niesprawiedliwością,

to właśnie na etapie

stosowania tymczasowego aresztowania, to

sprawa mojego klienta, który został

zatrzymany jako jedna z trzech osób

i był podejrzewany o

organizowanie plantacji marihuany.

Dowody już na tym etapie

początkowym wykluczały udział mojego

klienta. To znaczy z trzech sprawców

dwóch sprawców się przyznało

i wykluczyło udział mojego klienta.

Nie było dowodów na przykład

z zakresu daktyloskopii, czyli odcisków palców,

z zakresu biologii, czyli śladów

biologicznych, które są później badane pod kątem

DNA, czy na przykład mój klient wchodził

do tego miejsca, gdzie ta plantacja była

zorganizowana. Mimo to

sąd rejonowy zdecydował się aresztować mojego klienta.

Szczęśliwie po trzech

tygodniach

sąd okręgowy na skutek

zażalenia, które wnieśliśmy, uchylił tę decyzję.

Później postępowanie w stosunku

do mojego klienta zostało umorzone, Prokurator nawet nie

pokusił się o skierowanie do sądu

aktu oskarżenia, stwierdzając,

że rzeczywiście przeprowadzone

postępowanie przygotowawcze nie dostarczyło

ku temu podstaw. Natomiast jestem przekonany, że ta decyzja

o tym, żeby mojego klienta aresztować

była głęboko niesłuszna.

Czyli pana klient przez trzy tygodnie

zupełnie niesłusznie przesiedział w areszcie.

Zgadza się.

Na sali sądowej, dowiadujemy się tego ze wszystkich filmów i seriali,

pana

przeciwnikiem jest oczywiście prokurator,

W sprawach karnych tak, ale nie tylko, bo przecież pokrzywdzony może

stać się w procesie karnym oskarżycielem posiłkowym,

może ustanowić pełnomocnika, którym może być też adwokat.

Wracając jednak do tych filmów i seriali, można odnieść takie wrażenie, że

panowie, państwo, różnie bywa, się po prostu nienawidzą.

Jak jest w rzeczywistości? Czy pan...?

Nie, absolutnie, absolutnie. Ja bardzo często,

jeżeli prokurator na przykład jest

na ogłoszeniu postanowienia o zastosowaniu

tymczasowego aresztowania, podchodzę do prokuratora i

gratuluję mu sukcesu.

Mam wrażenie, że adwokaci

są...

Nie chciałbym urazić prokuratorów, wielu z nich

znamienitych, ale adwokaci

statystycznie odrobinę lepiej znoszą porażki niż prokuratorzy,

taka jest moja prywatna opinia.

Czyli koledzy z czerwoną togą rzadziej przychodzą...

Tak, ale takie przypadki

nie są niczym odosobnione, że na przykład

po wygranej apelacji prokurator

podchodzi do obrońcy podchodzi do obrońcy i mu gratuluje.

Sala sądowa jest pewnego rodzaju teatrem,

czy byśmy tego chcieli, czy nie.

Zawsze będzie. Niezależnie od tego, jak

zostanie ukształtowana procedura

karna, ta mojej praktyce najbliższa,

zawsze będzie pewnego rodzaju teatrem, zawsze

pewnego rodzaju zachowania będą wymagały

mieszczenia się w granicach pewnego rodzaju konwencji.

I uważam, że pogratulowanie przeciwnikowi

procesowemu wygranej

jest bardzo pożądanym elementem na sali

sądowej. Mieści się w ramach tej sądowej

kurtuazji, która powinna na salach sądowych

gościć. I ja, i prokurator, i sędzia

przychodzimy tam do pracy. Nie utrudniajmy

sobie życia zanadto.

Myślę sobie, że adwokat to jest taki zawód, który potrafi

dać człowiekowi wiele satysfakcji,

zwłaszcza w tych sytuacjach, kiedy się sprawy oczywiście wygrywa.

Czy miał pan takie chwile w

swojej karierze, kiedy pomyślał na sali sądowej,

że: "no właśnie po to studiowałem to prawo"?

Na pewno są momenty szczęśliwie,

w których odczuwa się ogromną satysfakcję.

Mi na myśl przychodzą trzy takie sprawy. Jedna, o której już

rozmawialiśmy, to uchylenie tego

niesłusznego tymczasowego aresztowania po trzech tygodniach

w sprawie, gdzie nie było żadnych dowodów,

druga sytuacja to taka, w której miałem przyjemność bronić

damy, która została zatrzymana, postawiono jej zarzut

popełnienia określonego przestępstwa,

przyznała się do winy. Chciała jak najszybciej

uciąć sprawę, odzyskać wolność...

Ale była niewinna?

Więc okazało się,

w toku postępowania pierwszoinstancyjnego

zdołałem przekonać sąd, że

moja mandantka nie wypełniła wszystkich znamion czynu zabronionego,

to znaczy nie popełniła przestępstwa.

Popełniła czyn, który jednak nie był przestępstwem.

Mimo że organom ścigania nie przeszkadzało to przecież

zatrzymać mojej klientki i postawić jej zarzut, prawda?

I szczęśliwie w tej sprawie sąd wydał

wyrok uniewinniający, którego prokuratura nawet

nie zechciała zaskarżyć.

Trzecia z tych spraw to taka sprawa, która była

rozpoznawana po raz trzeci przez

sąd pierwszej instancji. Mój mocodawca

najpierw został skazany,

później, po uchyleniu tego wyroku

skazującego przez sąd odwoławczy, został

uniewinniony od jednego zarzutu,

skazany za

drugi zarzut, to uniewinnienie stało się

prawomocne, przy trzecim rozpoznaniu

sąd był zainteresowany już tylko tym jednym zarzutem

i szczęśliwie w zeszłym tygodniu

usłyszeliśmy wyrok uniewinniający, także absolutnie

jest to sytuacja dostarczająca bardzo dużej dozy

satysfakcji.

Gratulacje.

Dziękuję uprzejmie.

O porażkach przez skromność nie będę wspominał.

Panie mecenasie, uprzejmie dziękuję za spotkanie.

To była przyjemność, bardzo mi miło.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.