×

Nós usamos os cookies para ajudar a melhorar o LingQ. Ao visitar o site, você concorda com a nossa política de cookies.


image

Bolesław Prus "Lalka", Tom I, ROZDZIAŁ DRUGI: RZĄDY STAREGO SUBIEKTA

ROZDZIAŁ DRUGI: RZĄDY STAREGO SUBIEKTA

ROZDZIAŁ DRUGI: RZĄDY STAREGO SUBIEKTA

Pan Ignacy od dwudziestu pięciu lat mieszkał w pokoiku przy sklepie.

W ciągu tego czasu sklep zmieniał właścicieli i podłogę, szafy i szyby w oknach, zakres swojej działalności i subiektów; ale pokój pana Rzeckiego pozostał zawsze taki sam. Było w nim to samo smutne okno, wychodzące na to samo podwórze, z tą samą kratą, na której szczeblach zwieszała się być może ćwierćwiekowa pajęczyna, a z pewnością ćwierćwiekowa firanka, niegdyś zielona, obecnie wypłowiała z tęsknoty za słońcem.

Pod oknem stał ten sam czarny stół obity suknem, także niegdyś zielonym, dziś tylko poplamionym.

Na nim wielki czarny kałamarz wraz z wielką czarną piaseczniczką, przymocowaną do tej samej podstawki - para mosiężnych lichtarzy do świec łojowych, których już nikt nie palił, i stalowe szczypce, którymi już nikt nie obcinał knotów. Żelazne łóżko z bardzo cienkim materacem, nad nim nigdy nie używana dubeltówka, pod nim pudło z gitarą, przypominające dziecinną trumienkę, wąska kanapka obita skórą, dwa krzesła również skórą obite, duża blaszana miednica i mała szafa ciemnowiśniowej barwy stanowiły umeblowanie pokoju, który ze względu na swoją długość i mrok w nim panujący zdawał się być podobniejszym do grobu aniżeli do mieszkania.

Równie jak pokój, nie zmieniły się od ćwierć wieku zwyczaje pana Ignacego.

Rano budził się zawsze o szóstej; przez chwilę słuchał, czy idzie leżący na krześle zegarek, i spoglądał na skazówki, które tworzyły jedną linię prostą.

Chciał wstać spokojnie, bez awantur; ale że chłodne nogi i nieco zesztywniałe ręce nie okazywały się dość uległymi jego woli, więc zrywał się nagle, wyskakiwał na środek pokoju i rzuciwszy na łóżko szlafmycę, biegł pod piec do wielkiej miednicy, w której mył się od stóp do głów, rżąc i parskając jak wiekowy rumak szlachetnej krwi, któremu przypomniał się wyścig.

Podczas obrządku wycierania się kosmatymi ręcznikami z upodobaniem patrzył na swoje chude łydki i zarośnięte piersi mrucząc:

"No, przecie nabieram ciała". W tym samym czasie zeskakiwał z kanapki jego stary pudel Ir z wybitym okiem i mocno otrząsnąwszy się, zapewne z resztek snu, skrobał do drzwi, za którymi rozlegało się pracowite dmuchanie w samowar.

Pan Rzecki, wciąż ubierając się z pośpiechem, wypuszczał psa, mówił dzień dobry służącemu, wydobywał z szafy imbryk, mylił się przy zapinaniu mankietów, biegł na podwórze zobaczyć stan pogody, parzył się gorącą herbatą, czesał się nie patrząc w lustro i o wpół do siódmej był gotów.

Obejrzawszy się, czy ma krawat na szyi, a zegarek i portmonetkę w kieszeniach, pan Ignacy wydobywał ze stolika wielki klucz i, trochę zgarbiony, uroczyście otwierał tylne drzwi sklepu obite żelazną blachą.

Wchodzili tam obaj ze służącym, zapalali parę płomyków gazu i podczas gdy służący zamiatał podłogę, pan Ignacy odczytywał przez binokle ze swego notatnika rozkład zajęć na dzień dzisiejszy.

"Oddać w banku osiemset rubli, aha... Do Lublina wysłać trzy albumy, tuzin portmonetek... Właśnie!... Do Wiednia przekaz na tysiąc dwieście guldenów... Z kolei odebrać transport... Zmonitować rymarza za nieodesłanie walizek... Bagatela!... Napisać list do Stasia... Bagatela..." Skończywszy czytać zapalał jeszcze kilka płomieni i przy ich blasku robił przegląd towarów w gablotkach i szafach.

"Spinki, szpilki, portmonety... dobrze... Rękawiczki, wachlarze, krawaty... tak jest... Laski, parasole, sakwojaże... A tu - albumy, neseserki... Szafirowy wczoraj sprzedano, naturalnie!... Lichtarze, kałamarze, przyciski... Porcelana... Ciekawym, dlaczego ten wazon odwrócili?...Z pewnością... Nie, nie uszkodzony... Lalki z włosami, teatr, karuzel...Trzeba na jutro postawić w oknie karuzel, bo już fontanna spowszedniała. Bagatela!... Ósma dochodzi... Założyłbym się, że Klejn będzie pierwszy a Mraczewski ostatni. Naturalnie... Poznał się z jakąś guwernantką i już jej kupił neseser na rachunek i z rabatem... Rozumie się...Byle nie zaczął kupować bez rabatu i bez rachunku..." Tak mruczał i chodził po sklepie, przygarbiony, z rękoma w kieszeniach, a za nim jego pudel.

Pan od czasu do czasu zatrzymywał się i oglądał jakiś przedmiot, pies przysiadał na podłodze i skrobał tylną nogą gęste kudły, a rzędem ustawione w szafie lalki, małe, średnie i duże, brunetki i blondynki, przypatrywały się im martwymi oczami.

Drzwi od sieni skrzypnęły i ukazał się pan Klejn, mizerny subiekt, ze smutnym uśmiechem na posiniałych ustach.

- A co, byłem pewny, że pan przyjdziesz pierwszy.

Dzień dobry- rzekł pan Ignacy. - Paweł! gaś światło i otwieraj sklep.

Służący wbiegł ciężkim kłusem i zakręcił gaz.

Po chwili rozległo się zgrzytanie ryglów, szczękanie sztab i do sklepu wszedł dzień, jedyny gość, który nigdy nie zawodzi kupca. Rzecki usiadł przy kantorku pod oknem. Klejn stanął na zwykłym miejscu przy porcelanie.

- Pryncypał jeszcze nie wraca, nie miał pan listu?

- spytał Klejn.

- Spodziewam się go w połowie marca, najdalej za miesiąc.

- Jeżeli go nie zatrzyma nowa wojna.

- Staś... Pan Wokulski - poprawił się Rzecki - pisze mi, że wojny nie będzie.

- Kursa jednak spadają, a przed chwilą czytałem, że flota angielska wpłynęła na Dardanele.

-To nic, wojny nie będzie.

Zresztą - westchnął pan Ignacy - co nas obchodzi wojna, w której nie przyjmie udziału Bonaparte.

- Bonapartowie skończyli już karierę.

- Doprawdy?...

- uśmiechnął się ironicznie pan Ignacy. - A na czyjąż korzyść MacMahon z Ducrotem układali w styczniu zamach stanu?... Wierz mi, panie Klejn, bonapartyzm to potęga!...

- Jest większa od niej.

- Jaka?

- oburzył się pan. Ignacy.

- Może republika z Gambettą?... - Może Bismarck?..

- Socjalizm... - szepnął mizerny subiekt kryjąc się za porcelanę.

Pan Ignacy mocniej zasadził binokle i podniósł się na swym fotelu, jakby pragnąc jednym zamachem obalić nową teorię, która przeciwstawiała się jego poglądom; lecz poplątało mu szyki wejście drugiego subiekta z brodą.

- A, moje uszanowanie panu Lisieckiemu!

- zwrócił się do przybyłego. - Zimny dzień mamy, prawda? Która też godzina w mieście, bo mój zegarek musi się spieszyć. Jeszcze chyba nie ma kwadransa na dziewiątą?..

- Także koncept!...

Pański zegarek zawsze spieszy się z rana, a późni wieczorem - odparł cierpko Lisiecki ocierając szronem pokryte wąsy.

- Założę się, żeś pan był wczoraj na preferansie.

- Ma się wiedzieć.

Cóż pan myślisz, że mi na całą dobę wystarczy widok waszych galanterii i pańskiej siwizny?

- No, mój panie, wolę być trochę szpakowatym aniżeli łysym - oburzył się pan Ignacy.

- Koncept!...

- syknął pan Lisiecki. - Moja łysina, jeżeli ją kto dojrzy, jest smutnym dziedzictwem rodu, ale pańska siwizna i gderliwy charakter są owocami starości, którą... chciałbym szanować.

Do sklepu wszedł pierwszy gość: kobieta ubrana w salopę i chustkę na głowie, żądająca mosiężnej spluwaczki... Pan Ignacy bardzo nisko ukłonił się jej i ofiarował krzesło, a pan Lisiecki zniknął za szafami i wróciwszy po chwili doręczył interesantce ruchem pełnym godności żądany przedmiot.

Potem zapisał cenę spluwaczki na kartce, podał ją przez ramię Rzeckiemu i poszedł za gablotkę z miną bankiera, który złożył na cel dobroczynny kilka tysięcy rubli.

Spór o siwiznę i łysinę był zażegnany.

Dopiero około dziewiątej wszedł, a raczej wpadł do sklepu pan Mraczewski, piękny, dwudziestoletni blondynek, z oczyma jak gwiazdy, z ustami jak korale, z wąsikami jak zatrute sztylety.

Wbiegł ciągnąc za sobą od progu smugę woni, i zawołał:

- Słowo honoru daję, że już musi być wpół do dziesiątej.

Letkiewicz jestem, gałgan jestem, no - podły jestem, ale cóż zrobię, kiedy matka mi zachorowała i musiałem szukać doktora. Byłem u sześciu...

- Czy u tych, którym dajesz pan neseserki?

- spytał Lisiecki.

- Neseserki?...

Nie. Nasz doktor nie przyjąłby nawet szpilki. Zacny człowiek... Prawda, panie Rzecki, że już jest wpół do dziesiątej? Stanął mi zegarek.

- Dochodzi dzie-wią-ta... - odparł ze szczególnym naciskiem pan Ignacy.

- Dopiero dziewiąta?...

No, kto by myślał! A tak projektowałem sobie, że dziś przyjdę do sklepu pierwszy, wcześniej od pana Klejna...

- Ażeby wyjść przed ósmą - wtrącił pan Lisiecki.

Mraczewski utkwił w nim błękitne oczy, w których malowało się najwyższe zdumienie.

- Pan skąd wie?...

- odparł. - No, słowo honoru daję, że ten człowiek ma zmysł proroczy! Właśnie dziś, słowo honoru... muszę być na mieście przed siódmą, choćbym umarł, choćbym... miał podać się do dymisji...

- Niech pan od tego zacznie - wybuchnął Rzecki - a będzie pan wolny przed jedenastą, nawet w tej chwili, panie Mraczewski.

Pan powinieneś być hrabią, nie kupcem, i dziwię się, że pan od razu nie wstąpił do tamtego fachu, przy którym zawsze ma się czas, panie Mraczewski. Naturalnie!

- No, i pan w jego wieku latałeś za spódniczkami - odezwał się Lisiecki.

- Co tu bawić się w morały.

- Nigdy nie latałem!

- krzyknął Rzecki uderzając pięścią w kantorek.

- Przynajmniej raz wygadał się, że całe życie jest niedołęgą - mruknął Lisiecki do Klejna, który uśmiechał się, podnosząc jednocześnie brwi bardzo wysoko.

Do sklepu wszedł drugi gość i zażądał kaloszy.

Naprzeciw niego wysunął się Mraczewski.

- Kaloszyków żąda szanowny pan?

Który numerek, jeżeli wolno spytać? Ach, szanowny pan zapewne nie pamięta! Nie każdy ma czas myśleć o numerze swoich kaloszy, to należy do nas. Szanowny pan raczy zająć miejsce na taburecie. Paweł! przynieś ręcznik, zdejm panu kalosze i wytrzyj obuwie...

Wbiegł Paweł ze ścierką i rzucił się do nóg przybyłemu.

- Ależ, panie, ależ przepraszam!...

- tłomaczył się odurzony gość.

- Bardzo prosimy - mówił prędko Mraczewski - to nasz obowiązek.

Zdaje mi się, że te będą dobre - ciągnął, podając parę sczepionych nitką kaloszy. - Doskonałe, pysznie wyglądają; szanowny pan ma tak normalną nogę, że niepodobna mylić się co do numeru. Szanowny pan życzy sobie zapewne literki; jakie mają być literki?...

- L. P.

- mruknął gość, czując, że tonie w bystrym potoku wymowy grzecznego subiekta.

- Panie Lisiecki, panie Klejn, przybijcie z łaski swojej literki.

Szanowny pan każe zawinąć dawne kalosze? Paweł! wytrzyj kalosze i okręć w bibułę. A może szanowny pan nie życzy sobie dźwigać zbytecznego ciężaru? Paweł! rzuć kalosze do paki... Należy się dwa ruble kopiejek pięćdziesiąt... Kaloszy z literkami nikt szanownemu panu nie zamieni, a to przykra rzecz znaleźć w miejsce nowych artykułów dziurawe graty... Dwa ruble pięćdziesiąt kopiejek do kasy z tą karteczką. Panie kasjerze, pięćdziesiąt kopiejek reszty dla szanownego pana...

Nim gość oprzytomniał, ubrano go w kalosze, wydano resztę i wśród niskich ukłonów odprowadzono do drzwi.

Interesant stał przez chwilę na ulicy, bezmyślnie patrząc w szybę, spoza której Mraczewski darzył go słodkim uśmiechem i ognistymi spojrzeniami. Wreszcie machnął ręką i poszedł dalej, może myśląc, że w innym sklepie kalosze bez literek kosztowałyby go dziesięć złotych.

Pan Ignacy zwrócił się do Lisieckiego i kiwał głową w sposób oznaczający podziw i zadowolenie.

Mraczewski dostrzegł ten ruch kątem oka i podbiegłszy do Lisieckiego, rzekł półgłosem:

- Niech no pan patrzy, czy nasz stary nie jest podobny z profilu do Napoleona III?

Nos... wąs... hiszpanka...

- Do Napoleona, kiedy chorował na kamień - odparł Lisiecki.

Na ten dowcip pan Ignacy skrzywił się z niesmakiem.

Swoją drogą Mraczewski dostał urlop przed siódmą wieczór, a w parę dni później w prywatnym katalogu Rzeckiego otrzymał notatkę:

"Był na Hugonotach w ósmym rzędzie krzeseł z niejaką Matyldą? ?. " Na pociechę mógłby sobie powiedzieć, że w tym samym katalogu równie posiadają notatki dwaj inni.

jego koledzy, a także inkasent, posłańcy, nawet - służący Paweł. Skąd Rzecki znał podobne szczegóły z życia swych współpracowników? Jest to tajemnica, z którą przed nikim się nie zwierzał.

Około pierwszej w południe pan Ignacy, zdawszy kasę Lisieckiemu, któremu pomimo ciągłych sporów ufał najbardziej, wymykał się do swego pokoiku, ażeby zjeść obiad przyniesiony z restauracji; Współcześnie z nim wychodził Klejn i wracał do sklepu o drugiej; potem obaj z Rzeckim zostawali w sklepie, a Lisiecki i Mraczewski szli na obiad.

O trzeciej znowu wszyscy byli na miejscu.

O ósmej wieczór zamykano sklep; subiekci rozchodzili się i zostawał tylko Rzecki.

Robił dzienny rachunek, sprawdzał kasę, układał plan czynności na jutro i przypominał sobie: czy zrobiono wszystko, co wypadało na dziś. Każdą zaniedbaną sprawę opłacał długą bezsennością i smętnymi marzeniami na temat ruiny sklepu, stanowczego upadku Napoleonidów i tego, że wszystkie nadzieje, jakie miał w życiu, były tylko głupstwem.

"Nic nie będzie! Giniemy bez ratunku!" - wzdychał przewracając się na twardej pościeli.

Jeżeli dzień udał się dobrze, pan Ignacy był kontent.

Wówczas przed snem czytał historię konsulatu i cesarstwa albo wycinki z gazet opisujących wojnę włoską z roku 1859, albo też, co trafiało się rzadziej, wydobywał spod łóżka gitarę i grał na niej Marsza Rakoczego przyśpiewując wątpliwej wartości tenorem.

Potem śniły mu się obszerne węgierskie równiny, granatowe i białe linie wojsk, przysłoniętych chmurą dymu... Nazajutrz miewał posępny humor i skarżył się na ból głowy.

Do przyjemniejszych dni należała u niego niedziela; wówczas bowiem obmyślał i wykonywał plany wystaw okiennych na cały tydzień.

W jego pojęciu okna nie tylko streszczały zasoby sklepu, ale jeszcze powinny były zwracać uwagę przechodniów bądź najmodniejszym towarem, bądź pięknym ułożeniem, bądź figlem.

Prawe okno przeznaczone dla galanterii zbytkownych mieściło zwykle jakiś brąz, porcelanową wazę, całą zastawę buduarowego stolika, dokoła których ustawiały się albumy, lichtarze, portmonety, wachlarze, w towarzystwie lasek, parasoli i niezliczonej ilości drobnych a eleganckich przedmiotów. W lewym znowu oknie, napełnionym okazami krawatów, rękawiczek, kaloszy i perfum, miejsce środkowe zajmowały zabawki, najczęściej poruszające się.

Niekiedy, podczas tych samotnych zajęć, w starym subiekcie budziło się dziecko.

Wydobywał wtedy i ustawiał na stole wszystkie mechaniczne cacka. Był tam niedźwiedź wdrapujący się na słup, był piejący kogut, mysz, która biegała, pociąg, który toczył się po szynach, cyrkowy pajac, który cwałował na koniu, dźwigając drugiego pajaca, i kilka par, które tańczyły walca przy dźwiękach niewyraźnej muzyki. Wszystkie te figury pan Ignacy nakręcał i jednocześnie puszczał w ruch. A gdy kogut zaczął piać łopocząc sztywnymi skrzydłami, gdy tańczyły martwe pary, co chwilę potykając się i zatrzymując, gdy ołowiani pasażerowie pociągu, jadącego bez celu, zaczęli przypatrywać mu się ze zdziwieniem i gdy cały ten świat lalek, przy drgającym świetle gazu, nabrał jakiegoś fantastycznego życia, stary subiekt podparłszy się łokciami śmiał się cicho i mruczał:

- Hi!

hi! hi! dokąd wy jedziecie, podróżni?... Dlaczego narażasz kark, akrobato?... Co wam po uściskach, tancerze?... Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, wszystko głupstwo!...a wam, gdybyście myśleli, mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!...

Po takich i tym podobnych monologach szybko składał zabawki i rozdrażniony chodził go pustym sklepie, a za nim jego brudny pies.

"Głupstwo handel... głupstwo polityka... głupstwo podróż do Turcji... głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy... Gdzież prawda?.. Ponieważ tego rodzaju zdania wypowiadał niekiedy głośno i publicznie, więc uważano go za bzika, a poważne damy, mające córki na wydaniu, nieraz mówiły:

- Oto do czego prowadzi mężczyznę starokawalerstwo!

Z domu pan Ignacy wychodził rzadko i na krótko i zwykle kręcił się po ulicach, na których mieszkali jego koledzy albo oficjaliści sklepu.

Wówczas jego ciemnozielona algierka lub tabaczkowy surdut, popielate spodnie z czarnym lampasem i wypłowiały cylinder, nade wszystko zaś jego nieśmiałe zachowanie się zwracały powszechną uwagę. Pan Ignacy wiedział to i coraz bardziej zniechęcał się do spacerów. Wolał przy święcie kłaść się na łóżku i całymi godzinami patrzeć w swoje zakratowane okno, za którym widać było szary mur sąsiedniego domu, ozdobiony jednym jedynym, również zakratowanym oknem, gdzie czasami stał garnczek masła albo wisiały zwłoki zająca.

Lecz im mniej wychodził, tym częściej marzył o jakiejś dalekiej podróży na wieś lub za granicę.

Coraz częściej spotykał we snach zielone pola i ciemne bory, po których błąkałby się, przypominając sobie młode czasy. Powoli zbudziła się w nim głucha tęsknota do tych krajobrazów, więc postanowił, natychmiast po powrocie Wokulskiego, wyjechać gdzieś na całe lato.

- Choć raz przed śmiercią, ale na kilka miesięcy - mówił kolegom, którzy nie wiadomo dlaczego uśmiechali się z tych projektów.

Dobrowolnie odcięty od natury i ludzi, utopiony w wartkim, ale ciasnym wirze sklepowych interesów, czuł coraz mocniej potrzebę wymiany myśli.

A ponieważ jednym nie ufał, inni go nie chcieli słuchać, a Wokulskiego nie było, więc rozmawiał sam z sobą i - w największym sekrecie pisywał pamiętnik.

ROZDZIAŁ DRUGI: RZĄDY STAREGO SUBIEKTA CHAPTER TWO: THE REIGN OF THE OLD SUBJECT CHAPITRE DEUX : LE RÈGNE DE L'ANCIEN SUJET

ROZDZIAŁ DRUGI: RZĄDY STAREGO SUBIEKTA

Pan Ignacy od dwudziestu pięciu lat mieszkał w pokoiku przy sklepie. Mr. Ignatius had lived in a room next to the store for twenty-five years.

W ciągu tego czasu sklep zmieniał właścicieli i podłogę, szafy i szyby w oknach, zakres swojej działalności i subiektów; ale pokój pana Rzeckiego pozostał zawsze taki sam. Over the course of that time, the store changed owners and floors, cabinets and window panes, the scope of its business and sub-editors; but Mr. Rzecki's room always remained the same. Było w nim to samo smutne okno, wychodzące na to samo podwórze, z tą samą kratą, na której szczeblach zwieszała się być może ćwierćwiekowa pajęczyna, a z pewnością ćwierćwiekowa firanka, niegdyś zielona, obecnie wypłowiała z tęsknoty za słońcem. There was the same sad window, facing the same courtyard, with the same lattice, on whose rungs hung perhaps a quarter-century-old cobweb, and certainly a quarter-century-old curtain, once green, now faded from longing for the sun. Il y avait la même fenêtre triste, donnant sur la même cour, avec le même treillis, aux barreaux duquel pendait peut-être une toile d'araignée vieille d'un quart de siècle, et certainement un rideau vieux d'un quart de siècle, autrefois vert, aujourd'hui délavé par la nostalgie du soleil.

Pod oknem stał ten sam czarny stół obity suknem, także niegdyś zielonym, dziś tylko poplamionym. Under the window stood the same black table covered with cloth, also once green, now only stained. Sous la fenêtre se trouvait la même table noire recouverte d'un tissu, lui aussi autrefois vert, mais aujourd'hui seulement taché.

Na nim wielki czarny kałamarz wraz z wielką czarną piaseczniczką, przymocowaną do tej samej podstawki - para mosiężnych lichtarzy do świec łojowych, których już nikt nie palił, i stalowe szczypce, którymi już nikt nie obcinał knotów. On it was a large black inkwell along with a large black sandblaster attached to the same stand - a pair of brass candlesticks for tallow candles that no one burned anymore, and steel tongs with which no one cut the wicks anymore. On y trouvait un grand encrier noir, ainsi qu'un grand bécasseau noir, attaché à la même soucoupe - une paire de chandeliers en laiton pour les bougies de suif, que plus personne ne brûle, et des pinces en acier, avec lesquelles plus personne ne coupe les mèches. Żelazne łóżko z bardzo cienkim materacem, nad nim nigdy nie używana dubeltówka, pod nim pudło z gitarą, przypominające dziecinną trumienkę, wąska kanapka obita skórą, dwa krzesła również skórą obite, duża blaszana miednica i mała szafa ciemnowiśniowej barwy stanowiły umeblowanie pokoju, który ze względu na swoją długość i mrok w nim panujący zdawał się być podobniejszym do grobu aniżeli do mieszkania. An iron bed with a very thin mattress, above it a never-used doublet, under it a guitar box resembling a child's coffin, a narrow couch upholstered in leather, two chairs also upholstered in leather, a large tin basin and a small dark cherry-colored closet constituted the furnishings of the room, which, because of its length and the darkness in it, seemed more like a tomb than an apartment. Un lit en fer avec un matelas très mince, un double baril jamais utilisé au-dessus, une boîte avec une guitare en dessous qui ressemblait à un cercueil d'enfant, un canapé étroit recouvert de cuir, deux chaises également recouvertes de cuir, une grande bassine en fer-blanc et une petite armoire de couleur cerise foncée constituaient le mobilier de la pièce qui, en raison de sa longueur et de l'obscurité qui y régnait, ressemblait plus à un tombeau qu'à une habitation.

Równie jak pokój, nie zmieniły się od ćwierć wieku zwyczaje pana Ignacego. As well as the room, Mr. Ignatius' habits have not changed in a quarter of a century. Outre la chambre, les habitudes de M. Ignatius n'ont pas changé depuis un quart de siècle.

Rano budził się zawsze o szóstej; przez chwilę słuchał, czy idzie leżący na krześle zegarek, i spoglądał na skazówki, które tworzyły jedną linię prostą. In the morning, he always woke up at six o'clock; he listened for a while to see if the watch lying on the chair was going, and looked at the blemishes, which formed a single straight line. Le matin, il se réveillait toujours à six heures ; il écoutait un moment pour voir si la montre posée sur la chaise marchait, et regardait les taches, qui formaient une seule ligne droite.

Chciał wstać spokojnie, bez awantur; ale że chłodne nogi i nieco zesztywniałe ręce nie okazywały się dość uległymi jego woli, więc zrywał się nagle, wyskakiwał na środek pokoju i rzuciwszy na łóżko szlafmycę, biegł pod piec do wielkiej miednicy, w której mył się od stóp do głów, rżąc i parskając jak wiekowy rumak szlachetnej krwi, któremu przypomniał się wyścig. He wanted to get up quietly, without brawling; but that the cool legs and somewhat stiff hands did not prove quite submissive to his will, so he broke off suddenly, jumped into the middle of the room and, having thrown his bathrobe on the bed, ran under the stove to the big basin, in which he washed himself from head to toe, neighing and snorting like an aged steed of noble blood who was reminded of the race. Il voulait se lever tranquillement, sans se bousculer ; mais comme ses jambes fraîches et ses bras un peu raides ne se montraient pas tout à fait soumis à sa volonté, il s'interrompit brusquement, sauta au milieu de la chambre et, après avoir jeté sa robe de chambre sur le lit, courut sous la cuisinière jusqu'à la grande cuvette, dans laquelle il se lava de la tête aux pieds, en s'ébrouant et en renâclant comme un vieux coursier de noble sang à qui l'on aurait rappelé une course.

Podczas obrządku wycierania się kosmatymi ręcznikami z upodobaniem patrzył na swoje chude łydki i zarośnięte piersi mrucząc: During the ritual of wiping himself with shaggy towels, he fondly looked at his skinny calves and overgrown breasts muttering: Pendant le rituel de l'essuyage avec des serviettes de tonte, il contemple avec tendresse ses mollets maigres et ses seins trop volumineux en murmurant :

"No, przecie nabieram ciała". "Well, I'm gaining body." "Eh bien, j'ai pris du poids". W tym samym czasie zeskakiwał z kanapki jego stary pudel Ir z wybitym okiem i mocno otrząsnąwszy się, zapewne z resztek snu, skrobał do drzwi, za którymi rozlegało się pracowite dmuchanie w samowar. At the same time, his old Ir poodle with its eye poked out of the sandwich and, heavily shaken, presumably from the remnants of sleep, scrabbled for the door, behind which the busy blowing of the samovar sounded. Au même moment, son vieux caniche Ir, l'œil crevé, sauta du sandwich et, se secouant lourdement, sans doute à cause d'un reste de sommeil, se précipita vers la porte, derrière laquelle résonnait le souffle actif du samovar.

Pan Rzecki, wciąż ubierając się z pośpiechem, wypuszczał psa, mówił dzień dobry służącemu, wydobywał z szafy imbryk, mylił się przy zapinaniu mankietów, biegł na podwórze zobaczyć stan pogody, parzył się gorącą herbatą, czesał się nie patrząc w lustro i o wpół do siódmej był gotów. Mr. Rzecki, still dressing in a hurry, let the dog out, said good morning to the servant, got the teapot out of the closet, made a mistake when fastening his cuffs, ran to the courtyard to see the state of the weather, brewed himself some hot tea, combed his hair without looking in the mirror and at half past seven he was ready. M. Rzecki, toujours habillé à la hâte, sortit le chien, dit bonjour au domestique, sortit la théière de l'armoire, se trompa en attachant ses manchettes, courut dans la cour pour voir le temps qu'il faisait, se prépara un thé chaud, se coiffa sans se regarder dans le miroir et fut prêt à sept heures et demie.

Obejrzawszy się, czy ma krawat na szyi, a zegarek i portmonetkę w kieszeniach, pan Ignacy wydobywał ze stolika wielki klucz i, trochę zgarbiony, uroczyście otwierał tylne drzwi sklepu obite żelazną blachą. Taking a look to make sure he had a tie around his neck and his watch and purse in his pockets, Mr. Ignatius brought out a large key from the table and, a little hunched over, solemnly opened the back door of the store clad in iron sheet metal. Après avoir vérifié qu'il avait bien sa cravate autour du cou, sa montre et son porte-monnaie dans ses poches, M. Ignatius a sorti une grosse clé de la table et, légèrement voûté, a ouvert solennellement la porte arrière de la boutique aux murs de fer.

Wchodzili tam obaj ze służącym, zapalali parę płomyków gazu i podczas gdy służący zamiatał podłogę, pan Ignacy odczytywał przez binokle ze swego notatnika rozkład zajęć na dzień dzisiejszy. The two of them and the servant went in there, lit a couple of gas flames, and while the servant swept the floor, Mr. Ignatius read through his binoculars from his notebook the schedule for today.

"Oddać w banku osiemset rubli, aha... Do Lublina wysłać trzy albumy, tuzin portmonetek... "To give in the bank eight hundred rubles, aha.... To Lublin to send three albums, a dozen purses.... Właśnie!... Do Wiednia przekaz na tysiąc dwieście guldenów... Z kolei odebrać transport... Zmonitować rymarza za nieodesłanie walizek... To Vienna a transfer for one thousand two hundred guilders.... To receive the transport from the railroad... To rile the saddler for not sending the suitcases.... Vienne un virement de mille deux cents florins.... Récupérer le transport auprès du chemin de fer... Pour faire râler le sellier qui n'a pas envoyé les valises.... Bagatela!... Bagatelle!!! Napisać list do Stasia... Bagatela..." To write a letter to Stasio.... Bagatelle..." Skończywszy czytać zapalał jeszcze kilka płomieni i przy ich blasku robił przegląd towarów w gablotkach i szafach. Having finished reading, he lit a few more flames and, by their glow, made a survey of the goods in display cases and cabinets. Après avoir terminé sa lecture, il allume quelques flammes supplémentaires et, à leur lueur, passe en revue les marchandises dans les vitrines et les armoires.

"Spinki, szpilki, portmonety... dobrze... Rękawiczki, wachlarze, krawaty... tak jest... Laski, parasole, sakwojaże... A tu - albumy, neseserki... Szafirowy wczoraj sprzedano, naturalnie!... "Clips, pins, purses.... well... Gloves, fans, ties.... that's right... Walking sticks, umbrellas, panniers.... And here - albums, briefcases.... Sapphire yesterday was sold, naturally!... Lichtarze, kałamarze, przyciski... Porcelana... Ciekawym, dlaczego ten wazon odwrócili?...Z pewnością... Nie, nie uszkodzony... Lalki z włosami, teatr, karuzel...Trzeba na jutro postawić w oknie karuzel, bo już fontanna spowszedniała. Candlesticks, inkwells, buttons.... Porcelain... I wonder why they turned this vase?...Certainly.... No, not damaged... Hair dolls, theater, merry-go-round...It is necessary to put a merry-go-round in the window for tomorrow, because the fountain has already faded. Bagatela!... Bagatelle!!! Ósma dochodzi... Założyłbym się, że Klejn będzie pierwszy a Mraczewski ostatni. The eighth arrives... I would bet that Klejn will be first and Mraczewski last. Naturalnie... Poznał się z jakąś guwernantką i już jej kupił neseser na rachunek i z rabatem... Rozumie się...Byle nie zaczął kupować bez rabatu i bez rachunku..." Naturally... He has met with some governess and has already bought her a nesse on account and at a discount.... He understands...As long as he didn't start buying without a discount and without a bill..." Tak mruczał i chodził po sklepie, przygarbiony, z rękoma w kieszeniach, a za nim jego pudel. He muttered this way and walked around the store, hunched over, with his hands in his pockets, followed by his poodle.

Pan od czasu do czasu zatrzymywał się i oglądał jakiś przedmiot, pies przysiadał na podłodze i skrobał tylną nogą gęste kudły, a rzędem ustawione w szafie lalki, małe, średnie i duże, brunetki i blondynki, przypatrywały się im martwymi oczami. The master would occasionally stop and look at an object, the dog would squat on the floor and scrape his thick shags with his hind leg, and the dolls, small, medium and large, brunette and blonde, lined up in a row in the closet, watched them with dead eyes. Le maître s'arrêtait de temps en temps pour inspecter un objet, le chien s'accroupissait sur le sol et grattait ses épais poils avec sa patte arrière, et les poupées, petites, moyennes et grandes, brunes et blondes, alignées dans l'armoire, les regardaient d'un œil éteint.

Drzwi od sieni skrzypnęły i ukazał się pan Klejn, mizerny subiekt, ze smutnym uśmiechem na posiniałych ustach. The vestibule door creaked open and Mr. Klejn, a meager sub-editor, appeared, with a sad smile on his bruised lips. La porte du vestibule s'est ouverte en grinçant et M. Klejn, un maigre sous-rédacteur, est apparu, un sourire triste sur ses lèvres meurtries.

- A co, byłem pewny, że pan przyjdziesz pierwszy. - Why, I was sure you would come first.

Dzień dobry- rzekł pan Ignacy. - Paweł! gaś światło i otwieraj sklep. Turn off the lights and open the store.

Służący wbiegł ciężkim kłusem i zakręcił gaz. The servant ran in at a heavy trot and turned off the gas.

Po chwili rozległo się zgrzytanie ryglów, szczękanie sztab i do sklepu wszedł dzień, jedyny gość, który nigdy nie zawodzi kupca. After a while, the rasping of bolts and the clacking of bars sounded, and Day, the one visitor who never disappoints a merchant, entered the store. Au bout d'un moment, on entendit le grincement des boulons, le claquement des barres et Day, le seul visiteur qui ne laisse jamais tomber le marchand, entra dans la boutique. Rzecki usiadł przy kantorku pod oknem. Rzecki sat down at a cantina under the window. Klejn stanął na zwykłym miejscu przy porcelanie. Klein stood in his usual place by the porcelain.

- Pryncypał jeszcze nie wraca, nie miał pan listu? - The prinicipal is not back yet, did you not have a letter? - Le directeur n'est pas encore rentré, vous n'avez pas reçu de lettre ?

- spytał Klejn.

- Spodziewam się go w połowie marca, najdalej za miesiąc. - I expect it in mid-March, at the latest in a month.

- Jeżeli go nie zatrzyma nowa wojna. - If he is not stopped by a new war.

- Staś... Pan Wokulski - poprawił się Rzecki - pisze mi, że wojny nie będzie. - Staś ... Mr. Wokulski," corrected Rzecki, "writes me that there will be no war. - Staś ... M. Wokulski - Rzecki s'est corrigé - m'écrit qu'il n'y aura pas de guerre.

- Kursa jednak spadają, a przed chwilą czytałem, że flota angielska wpłynęła na Dardanele. - However, the odds are falling, and a while ago I read that the English fleet has entered the Dardanelles.

-To nic, wojny nie będzie. -It's nothing, there will be no war.

Zresztą - westchnął pan Ignacy - co nas obchodzi wojna, w której nie przyjmie udziału Bonaparte. Anyway," sighed Mr. Ignatius, "what do we care about a war in which Bonaparte will not accept participation. D'ailleurs, soupire M. Ignatius, que nous importe une guerre à laquelle Bonaparte ne participera pas.

- Bonapartowie skończyli już karierę. - The Bonapartes have now ended their careers.

- Doprawdy?... - Truly...

- uśmiechnął się ironicznie pan Ignacy. - A na czyjąż korzyść MacMahon z Ducrotem układali w styczniu zamach stanu?... - And for whose benefit MacMahon and Ducrot stacked the coup in January.... - Et en faveur de qui MacMahon et Ducrot ont-ils organisé le coup d'État de janvier.... ? Wierz mi, panie Klejn, bonapartyzm to potęga!... Believe me, Mr. Klejn, Bonapartism is a powerhouse!...

- Jest większa od niej. - It is bigger than she is.

- Jaka? - Which one?

- oburzył się pan. - outraged. Ignacy.

- Może republika z Gambettą?... - How about a republic with Gambetta.... - Może Bismarck?..

- Socjalizm... - szepnął mizerny subiekt kryjąc się za porcelanę. - Socialism... - whispered the meager sub while taking cover behind the porcelain.

Pan Ignacy mocniej zasadził binokle i podniósł się na swym fotelu, jakby pragnąc jednym zamachem obalić nową teorię, która przeciwstawiała się jego poglądom; lecz poplątało mu szyki wejście drugiego subiekta z brodą. Mr. Ignatius planted his binoculars more firmly and rose in his chair, as if wishing to refute in one fell swoop the new theory that opposed his views; but he was tangled up by the entrance of the other bearded subiect. M. Ignatius planta plus fermement ses jumelles et se redressa sur sa chaise, comme s'il voulait réfuter d'un seul coup une nouvelle théorie qui s'opposait à ses vues ; mais il fut empêtré par l'entrée de l'autre sujet barbu.

- A, moje uszanowanie panu Lisieckiemu! - And, my respects to Mr. Lisiecki!

- zwrócił się do przybyłego. - he turned to the newcomer. - Zimny dzień mamy, prawda? Która też godzina w mieście, bo mój zegarek musi się spieszyć. What time is it in the city, too, because my watch must be in a hurry. Jeszcze chyba nie ma kwadransa na dziewiątą?.. I don't think there's a quarter to nine yet...?

- Także koncept!... - Also the concept!!!

Pański zegarek zawsze spieszy się z rana, a późni wieczorem - odparł cierpko Lisiecki ocierając szronem pokryte wąsy. Your watch is always in a hurry in the morning and late in the evening," Lisiecki replied tartly while rubbing his frost-covered mustache. Votre montre est toujours pressée le matin et tard le soir", répond Lisiecki d'un ton acerbe, en frottant sa moustache couverte de givre.

- Założę się, żeś pan był wczoraj na preferansie. - I'll bet you were at the prefecture yesterday.

- Ma się wiedzieć. - One is supposed to know.

Cóż pan myślisz, że mi na całą dobę wystarczy widok waszych galanterii i pańskiej siwizny? What do you think that the sight of your gallantries and your gray hair is enough for me for 24 hours? Que crois-tu que la vue de tes galanteries et de tes cheveux gris me suffise pour 24 heures ?

- No, mój panie, wolę być trochę szpakowatym aniżeli łysym - oburzył się pan Ignacy. - Well, my lord, I'd rather be a little starling than bald," outraged Mr. Ignatius.

- Koncept!... - Concept!!!

- syknął pan Lisiecki. - Moja łysina, jeżeli ją kto dojrzy, jest smutnym dziedzictwem rodu, ale pańska siwizna i gderliwy charakter są owocami starości, którą... chciałbym szanować. - My baldness, if anyone can see it, is a sad inheritance of the family line, but your gray hair and rumpled character are the fruits of old age, which I I would like to respect.

Do sklepu wszedł pierwszy gość: kobieta ubrana w salopę i chustkę na głowie, żądająca mosiężnej spluwaczki... Pan Ignacy bardzo nisko ukłonił się jej i ofiarował krzesło, a pan Lisiecki zniknął za szafami i wróciwszy po chwili doręczył interesantce ruchem pełnym godności żądany przedmiot. The first visitor entered the store: a woman dressed in a salop and a kerchief on her head, demanding a brass spittoon.... Mr. Ignatius bowed very low to her and offered her a chair, while Mr. Lisiecki disappeared behind the cabinets and, returning after a while, delivered the requested item to the businesswoman with a movement full of dignity. Le premier visiteur entre dans la boutique : une femme vêtue d'un salo et d'un fichu sur la tête, qui demande un crachoir en laiton... M. Ignacy s'incline très bas devant elle et lui offre une chaise, tandis que M. Lisiecki disparaît derrière les armoires et, revenant au bout d'un moment, remet l'objet demandé à la femme d'un geste digne.

Potem zapisał cenę spluwaczki na kartce, podał ją przez ramię Rzeckiemu i poszedł za gablotkę z miną bankiera, który złożył na cel dobroczynny kilka tysięcy rubli. He then wrote down the price of the spittoon on a piece of paper, passed it over his shoulder to Rzecki and went behind the display case with the look of a banker who had deposited several thousand rubles for charity.

Spór o siwiznę i łysinę był zażegnany. The dispute over gray hair and baldness was resolved.

Dopiero około dziewiątej wszedł, a raczej wpadł do sklepu pan Mraczewski, piękny, dwudziestoletni blondynek, z oczyma jak gwiazdy, z ustami jak korale, z wąsikami jak zatrute sztylety. It wasn't until about nine o'clock that Mr. Mraczewski, a beautiful blond man in his twenties, with eyes like stars, a mouth like beads, and a mustache like poisoned daggers, entered, or rather rushed into the store. Ce n'est que vers neuf heures que M. Mraczewski, un bel homme blond d'une vingtaine d'années, aux yeux comme des étoiles, à la bouche comme des perles et à la moustache comme des poignards empoisonnés, est entré, ou plutôt s'est précipité dans le magasin.

Wbiegł ciągnąc za sobą od progu smugę woni, i zawołał: He ran in dragging a trail of scent behind him from the threshold, and called out:

- Słowo honoru daję, że już musi być wpół do dziesiątej.

Letkiewicz jestem, gałgan jestem, no - podły jestem, ale cóż zrobię, kiedy matka mi zachorowała i musiałem szukać doktora. Je suis Letkiewicz, je suis une tête de noeud, je suis méchant, mais qu'est-ce que je vais faire quand ma mère tombe malade et que je dois chercher un médecin. Byłem u sześciu...

- Czy u tych, którym dajesz pan neseserki? - Dans ceux à qui vous donnez vos mallettes ?

- spytał Lisiecki.

- Neseserki?...

Nie. Nasz doktor nie przyjąłby nawet szpilki. Zacny człowiek... Prawda, panie Rzecki, że już jest wpół do dziesiątej? Stanął mi zegarek.

- Dochodzi dzie-wią-ta... - odparł ze szczególnym naciskiem pan Ignacy. - Il est environ neuf heures... - a répondu M. Ignacy avec une insistance particulière.

- Dopiero dziewiąta?...

No, kto by myślał! A tak projektowałem sobie, że dziś przyjdę do sklepu pierwszy, wcześniej od pana Klejna...

- Ażeby wyjść przed ósmą - wtrącił pan Lisiecki.

Mraczewski utkwił w nim błękitne oczy, w których malowało się najwyższe zdumienie. Mraczewski fixe des yeux bleus où se peint un suprême étonnement.

- Pan skąd wie?...

- odparł. - No, słowo honoru daję, że ten człowiek ma zmysł proroczy! Właśnie dziś, słowo honoru... muszę być na mieście przed siódmą, choćbym umarł, choćbym... miał podać się do dymisji...

- Niech pan od tego zacznie - wybuchnął Rzecki - a będzie pan wolny przed jedenastą, nawet w tej chwili, panie Mraczewski. - Commencez par cela, s'exclama Rzecki, et vous serez libre avant onze heures, même en ce moment, M. Mraczewski.

Pan powinieneś być hrabią, nie kupcem, i dziwię się, że pan od razu nie wstąpił do tamtego fachu, przy którym zawsze ma się czas, panie Mraczewski. Vous devriez être comte, pas marchand, et je m'étonne que vous n'ayez pas immédiatement rejoint ce métier, pour lequel vous avez toujours du temps, Monsieur Mraczewski. Naturalnie!

- No, i pan w jego wieku latałeś za spódniczkami - odezwał się Lisiecki.

- Co tu bawić się w morały.

- Nigdy nie latałem!

- krzyknął Rzecki uderzając pięścią w kantorek.

- Przynajmniej raz wygadał się, że całe życie jest niedołęgą - mruknął Lisiecki do Klejna, który uśmiechał się, podnosząc jednocześnie brwi bardzo wysoko. - Au moins une fois, il a réussi à éviter d'être un outsider toute sa vie", a marmonné Lisiecki à l'intention de Klein, qui a souri en haussant les sourcils très haut.

Do sklepu wszedł drugi gość i zażądał kaloszy.

Naprzeciw niego wysunął się Mraczewski. En face de lui se trouve Mraczewski.

- Kaloszyków żąda szanowny pan?

Który numerek, jeżeli wolno spytać? Ach, szanowny pan zapewne nie pamięta! Nie każdy ma czas myśleć o numerze swoich kaloszy, to należy do nas. Tout le monde n'a pas le temps de réfléchir au numéro de ses bottes, c'est à nous de le faire. Szanowny pan raczy zająć miejsce na taburecie. Paweł! przynieś ręcznik, zdejm panu kalosze i wytrzyj obuwie... apportez une serviette, enlevez vos guêtres et essuyez vos chaussures....

Wbiegł Paweł ze ścierką i rzucił się do nóg przybyłemu.

- Ależ, panie, ależ przepraszam!...

- tłomaczył się odurzony gość.

- Bardzo prosimy - mówił prędko Mraczewski - to nasz obowiązek.

Zdaje mi się, że te będą dobre - ciągnął, podając parę sczepionych nitką kaloszy. Je pense que ces chaussures feront l'affaire", poursuit-il en lui tendant une paire de sandales usées. - Doskonałe, pysznie wyglądają; szanowny pan ma tak normalną nogę, że niepodobna mylić się co do numeru. - Excellent, délicieux ; l'honorable monsieur a une jambe si normale qu'il est impossible de se tromper sur le nombre. Szanowny pan życzy sobie zapewne literki; jakie mają być literki?...

- L. P.

- mruknął gość, czując, że tonie w bystrym potoku wymowy grzecznego subiekta.

- Panie Lisiecki, panie Klejn, przybijcie z łaski swojej literki.

Szanowny pan każe zawinąć dawne kalosze? Paweł! wytrzyj kalosze i okręć w bibułę. A może szanowny pan nie życzy sobie dźwigać zbytecznego ciężaru? Paweł! Paul ! rzuć kalosze do paki... Należy się dwa ruble kopiejek pięćdziesiąt... Kaloszy z literkami nikt szanownemu panu nie zamieni, a to przykra rzecz znaleźć w miejsce nowych artykułów dziurawe graty... Dwa ruble pięćdziesiąt kopiejek do kasy z tą karteczką. Panie kasjerze, pięćdziesiąt kopiejek reszty dla szanownego pana...

Nim gość oprzytomniał, ubrano go w kalosze, wydano resztę i wśród niskich ukłonów odprowadzono do drzwi. Avant que l'invité n'ait repris ses esprits, il a été habillé avec des bottes de laine, on lui a donné de la monnaie et on l'a raccompagné à la porte en lui faisant des courbettes.

Interesant stał przez chwilę na ulicy, bezmyślnie patrząc w szybę, spoza której Mraczewski darzył go słodkim uśmiechem i ognistymi spojrzeniami. L'homme d'affaires resta un moment dans la rue, fixant sans réfléchir la vitre, de l'extérieur de laquelle Mraczewski lui adressait un doux sourire et des regards enflammés. Wreszcie machnął ręką i poszedł dalej, może myśląc, że w innym sklepie kalosze bez literek kosztowałyby go dziesięć złotych.

Pan Ignacy zwrócił się do Lisieckiego i kiwał głową w sposób oznaczający podziw i zadowolenie.

Mraczewski dostrzegł ten ruch kątem oka i podbiegłszy do Lisieckiego, rzekł półgłosem: Mraczewski a vu ce mouvement du coin de l'œil et, courant vers Lisiecki, a dit d'une voix hésitante :

- Niech no pan patrzy, czy nasz stary nie jest podobny z profilu do Napoleona III?

Nos... wąs... hiszpanka...

- Do Napoleona, kiedy chorował na kamień - odparł Lisiecki.

Na ten dowcip pan Ignacy skrzywił się z niesmakiem.

Swoją drogą Mraczewski dostał urlop przed siódmą wieczór, a w parę dni później w prywatnym katalogu Rzeckiego otrzymał notatkę: Mraczewski a d'ailleurs reçu son congé avant sept heures du soir et, quelques jours plus tard, il a reçu une note dans le catalogue privé de Rzecki :

"Był na  Hugonotach  w ósmym rzędzie krzeseł z niejaką Matyldą? ?. " Na pociechę mógłby sobie powiedzieć, że w tym samym katalogu równie posiadają notatki dwaj inni. Pour se consoler, il peut se dire que deux autres ont des notes équivalentes dans le même catalogue.

jego koledzy, a także inkasent, posłańcy, nawet - służący Paweł. Skąd Rzecki znał podobne szczegóły z życia swych współpracowników? Jest to tajemnica, z którą przed nikim się nie zwierzał.

Około pierwszej w południe pan Ignacy, zdawszy kasę Lisieckiemu, któremu pomimo ciągłych sporów ufał najbardziej, wymykał się do swego pokoiku, ażeby zjeść obiad przyniesiony z restauracji; Współcześnie z nim wychodził Klejn i wracał do sklepu o drugiej; potem obaj z Rzeckim zostawali w sklepie, a Lisiecki i Mraczewski szli na obiad. Vers 13 heures, M. Ignacy, après avoir remis la caisse à Lisiecki, en qui, malgré les disputes constantes, il avait le plus confiance, s'est éclipsé dans sa petite chambre pour manger le déjeuner apporté du restaurant ; Klejn est sorti avec lui et est revenu au magasin à 14 heures ; ensuite, Rzecki et lui sont restés dans le magasin, tandis que Lisiecki et Mraczewski sont allés dîner.

O trzeciej znowu wszyscy byli na miejscu.

O ósmej wieczór zamykano sklep; subiekci rozchodzili się i zostawał tylko Rzecki.

Robił dzienny rachunek, sprawdzał kasę, układał plan czynności na jutro i przypominał sobie: czy zrobiono wszystko, co wypadało na dziś. Każdą zaniedbaną sprawę opłacał długą bezsennością i smętnymi marzeniami na temat ruiny sklepu, stanowczego upadku Napoleonidów i tego, że wszystkie nadzieje, jakie miał w życiu, były tylko głupstwem. Il payait chaque course négligée par de longues insomnies et des rêves morveux sur la ruine du magasin, la chute résolue des Napoléoniens et le fait que tous les espoirs qu'il avait dans la vie n'étaient que des folies.

"Nic nie będzie! Giniemy bez ratunku!" - wzdychał przewracając się na twardej pościeli.

Jeżeli dzień udał się dobrze, pan Ignacy był kontent. Si la journée se passe bien, M. Ignatius est satisfait.

Wówczas przed snem czytał historię konsulatu i cesarstwa albo wycinki z gazet opisujących wojnę włoską z roku 1859, albo też, co trafiało się rzadziej, wydobywał spod łóżka gitarę i grał na niej  Marsza Rakoczego  przyśpiewując wątpliwej wartości tenorem. Puis, avant de se coucher, il lisait l'histoire du consulat et de l'empire, ou des coupures de presse décrivant la guerre d'Italie de 1859, ou, plus rarement, il sortait sa guitare de sous le lit et jouait la Marche de Rakoczi en chantant d'un ténor douteux.

Potem śniły mu się obszerne węgierskie równiny, granatowe i białe linie wojsk, przysłoniętych chmurą dymu... Nazajutrz miewał posępny humor i skarżył się na ból głowy.

Do przyjemniejszych dni należała u niego niedziela; wówczas bowiem obmyślał i wykonywał plany wystaw okiennych na cały tydzień.

W jego pojęciu okna nie tylko streszczały zasoby sklepu, ale jeszcze powinny były zwracać uwagę przechodniów bądź najmodniejszym towarem, bądź pięknym ułożeniem, bądź figlem.

Prawe okno przeznaczone dla galanterii zbytkownych mieściło zwykle jakiś brąz, porcelanową wazę, całą zastawę buduarowego stolika, dokoła których ustawiały się albumy, lichtarze, portmonety, wachlarze, w towarzystwie lasek, parasoli i niezliczonej ilości drobnych a eleganckich przedmiotów. La fenêtre de droite, destinée à la galanterie du superflu, abritait généralement un bronze, un vase de porcelaine, toute la vaisselle d'une table de boudoir, autour de laquelle étaient disposés albums, chandeliers, porte-monnaie, éventails, accompagnés de cannes, de parapluies et d'innombrables petits objets élégants. W lewym znowu oknie, napełnionym okazami krawatów, rękawiczek, kaloszy i perfum, miejsce środkowe zajmowały zabawki, najczęściej poruszające się.

Niekiedy, podczas tych samotnych zajęć, w starym subiekcie budziło się dziecko.

Wydobywał wtedy i ustawiał na stole wszystkie mechaniczne cacka. Był tam niedźwiedź wdrapujący się na słup, był piejący kogut, mysz, która biegała, pociąg, który toczył się po szynach, cyrkowy pajac, który cwałował na koniu, dźwigając drugiego pajaca, i kilka par, które tańczyły walca przy dźwiękach niewyraźnej muzyki. Wszystkie te figury pan Ignacy nakręcał i jednocześnie puszczał w ruch. A gdy kogut zaczął piać łopocząc sztywnymi skrzydłami, gdy tańczyły martwe pary, co chwilę potykając się i zatrzymując, gdy ołowiani pasażerowie pociągu, jadącego bez celu, zaczęli przypatrywać mu się ze zdziwieniem i gdy cały ten świat lalek, przy drgającym świetle gazu, nabrał jakiegoś fantastycznego życia, stary subiekt podparłszy się łokciami śmiał się cicho i mruczał: Et quand le coq se mit à chanter de ses ailes raides, quand les couples morts dansèrent, trébuchant et s'arrêtant de temps en temps, quand les passagers du train, qui roulaient sans but, commencèrent à le regarder avec étonnement, et quand tout ce monde de marionnettes, à la lumière vacillante du gaz, prit une vie fantastique, le vieux subiect, se soutenant avec ses coudes, rit doucement et marmonna :

- Hi!

hi! hi! dokąd wy jedziecie, podróżni?... Où allez-vous, voyageurs ? .... Dlaczego narażasz kark, akrobato?... Co wam po uściskach, tancerze?... Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy. Głupstwo, wszystko głupstwo!...a wam, gdybyście myśleli, mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!...

Po takich i tym podobnych monologach szybko składał zabawki i rozdrażniony chodził go pustym sklepie, a za nim jego brudny pies. Après tel ou tel monologue, il rassemblait rapidement ses jouets et le promenait avec irritation dans la boutique vide, suivi de son chien crasseux.

"Głupstwo handel... głupstwo polityka... głupstwo podróż do Turcji... głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy... Gdzież prawda?.. "La folie du commerce ... La folie de la politique... La folie d'un voyage en Turquie.... La folie d'une vie entière dont on ne se souvient pas du début et dont on ne connaît pas la fin.... Où est la vérité... Ponieważ tego rodzaju zdania wypowiadał niekiedy głośno i publicznie, więc uważano go za bzika, a poważne damy, mające córki na wydaniu, nieraz mówiły: Comme il prononçait parfois ce genre de phrases à voix haute et en public, il était considéré comme un fou, et des dames sérieuses ayant des belles-filles disaient parfois :

- Oto do czego prowadzi mężczyznę starokawalerstwo! - C'est à cela que mène l'âgisme !

Z domu pan Ignacy wychodził rzadko i na krótko i zwykle kręcił się po ulicach, na których mieszkali jego koledzy albo oficjaliści sklepu. En dehors de la maison, M. Ignatius sortait rarement et pour de courtes périodes et traînait généralement dans les rues où vivaient ses collègues ou les fonctionnaires du magasin.

Wówczas jego ciemnozielona algierka lub tabaczkowy surdut, popielate spodnie z czarnym lampasem i wypłowiały cylinder, nade wszystko zaś jego nieśmiałe zachowanie się zwracały powszechną uwagę. À l'époque, sa redingote vert foncé ou couleur tabac, son pantalon couleur cendre avec passepoil noir et cylindre délavé, et surtout son attitude timide, ont attiré l'attention de tous. Pan Ignacy wiedział to i coraz bardziej zniechęcał się do spacerów. Wolał przy święcie kłaść się na łóżku i całymi godzinami patrzeć w swoje zakratowane okno, za którym widać było szary mur sąsiedniego domu, ozdobiony jednym jedynym, również zakratowanym oknem, gdzie czasami stał garnczek masła albo wisiały zwłoki zająca. Il préférait s'allonger sur son lit lors de la fête et regarder pendant des heures sa fenêtre grillagée, au-delà de laquelle on voyait le mur gris de la maison voisine, orné d'une seule fenêtre, également grillagée, où se trouvait parfois un pot de beurre ou le cadavre d'un lièvre suspendu.

Lecz im mniej wychodził, tym częściej marzył o jakiejś dalekiej podróży na wieś lub za granicę. Mais moins il sort, plus il rêve d'un voyage lointain à la campagne ou à l'étranger.

Coraz częściej spotykał we snach zielone pola i ciemne bory, po których błąkałby się, przypominając sobie młode czasy. De plus en plus, il voit dans ses rêves les champs verts et les bois sombres où il se promenait, se remémorant ses jeunes années. Powoli zbudziła się w nim głucha tęsknota do tych krajobrazów, więc postanowił, natychmiast po powrocie Wokulskiego, wyjechać gdzieś na całe lato. Lentement, une sourde nostalgie de ces paysages s'est éveillée en lui et il a décidé, dès le retour de Wokulski, de partir quelque part pour tout l'été.

- Choć raz przed śmiercią, ale na kilka miesięcy - mówił kolegom, którzy nie wiadomo dlaczego uśmiechali się z tych projektów. - Pour une fois avant qu'il ne meure, mais pour quelques mois", a-t-il dit à ses collègues, qui, pour une raison inconnue, ont souri à ces projets.

Dobrowolnie odcięty od natury i ludzi, utopiony w wartkim, ale ciasnym wirze sklepowych interesów, czuł coraz mocniej potrzebę wymiany myśli. Volontairement coupé de la nature et des hommes, noyé dans le tourbillon vif mais étriqué des affaires de la boutique, il ressent de plus en plus fortement le besoin d'échanger des idées.

A ponieważ jednym nie ufał, inni go nie chcieli słuchać, a Wokulskiego nie było, więc rozmawiał sam z sobą i - w największym sekrecie pisywał pamiętnik. Et comme il ne faisait pas confiance à certains, d'autres ne l'écoutaient pas, et que Wokulski n'était pas là, il se parlait à lui-même et, dans le plus grand secret, écrivait un journal.