NOWINY I SENSACJE
Był środek nocy i środek tygodnia. Kamila nie mogła spać. Czuła jakiś dziwny niepokój. Czemu? Sam fakt, że musiała ukrywać spotkania z Wojtkiem, stresował. Dniami kombinowała, co zrobić, by przebywać razem dłużej niż w szkole, nocami dręczyły ją wyrzuty sumienia, że okłamuje rodziców. Choć… silniejszy od nich był strach. Co powiedzą, gdy wszystko się wyda? Będzie tak jak u Szekspira? Kamila dopiero niedawno, zresztą za namową Wojtka, przeczytała Romea i Julię. I czuła się jak Julia. Wojtek od dawna wczuwał się w rolę Romea, bo akurat jego grał w kółku teatralnym.
– Z tym że nowocześnie – tłumaczył.
– My też jesteśmy nowocześni.
– Ojej, ale u nas to się wyjaśni… – odpowiadał Wojtek i z reguły machał ręką.
– Kiedy? – pytała Kamila.
Ten dialog powtarzał się często. Nigdy się nie kończył, bo Wojtek nie wiedział, kiedy się wyjaśni, a Kamila z dnia na dzień coraz bardziej się męczyła. W końcu to ona okłamywała rodziców.
Teraz myślała o tych rozmowach i z laptopem pod kołdrą, by nikt w domu nie wiedział, że nie śpi, pisała do Małgosi. Tak dawno się nie widziały. Ostatnio kilka razy dzwoniła do przyjaciółki, ale Małgosia nie mogła rozmawiać. Głos miała zresztą jakiś dziwny.
Hej, co tam u ciebie? Dzwoniłam kilka razy, ale jakoś nie mogłyśmy pogadać. Mam straszne problemy ze starymi. W ogóle nie mogę się dogadać. Przestali akceptować Wojtka. Zwłaszcza mama. A z tego, co słyszałam, to sama w moim wieku nie była zbyt święta…
Pisanie przerwał szczęk zamka w drzwiach wejściowych. Zaraz potem Kamila usłyszała, jak otwierają się drzwi sypialni rodziców. Było po północy.
– Mamy! – powiedział ojciec od progu.
– Już na sto procent? – Głos matki wydał się Kamili i podekscytowany, i jakby przestraszony. Oderwała ręce od klawiatury.
– Na sto! Teraz to już musisz powiedzieć dzieciom.
– Dlaczego ja?
– Bo to był twój pomysł, by nie mówić im wcześniej.
– Ale ja nie wiem, jak to im powiedzieć…
– No ja tym bardziej, kochanie. Ja tym bardziej.
– Ale pomóż… jesteś mądrzejszy…
– O nie! Ja ci dwa lata temu mówiłem, że dzieci powinny brać w tym udział od początku. Od zakupu ziemi przez murowanie fundamentów… Tak jak u Majewskich. Aż cud, że Malwina do dziś Kubie niczego nie wypaplała. No i nawet nie wiesz, z jakim podziwem patrzyłem na Olka.
– To znaczy, że ty im nie powiesz?
– Kochanie… uległem ci w tylu sprawach, więc pozwól mi w tej nie ulegać.
– Ale… – W głosie mamy Kamila wyczuła wahanie. – Kuba to Kuba, ale jak ja to powiem Kamili?
– Też mnie to ciekawi – powiedział ojciec pogodnym głosem i Kamila usłyszała, jak zamyka drzwi od łazienki.
Zatrzasnęła pokrywę laptopa i przez chwilę wpatrywała się w ciemność. „Od zakupu ziemi przez murowanie fundamentów… Od zakupu ziemi przez murowanie fundamentów…”. Głos ojca brzmiał Kamili w uszach. A w głowie kiełkowała tylko jedna myśl. I to straszna. Straszniejsza od innych, bo oznaczająca rozłąkę z Wojtkiem. Przeprowadzka. Potem zaczęła sobie uświadamiać, że widziała na biurku ojca jakieś plany, że kilka razy ze skrzynki przynosiła rachunki z jakiejś firmy budowlanej, że w weekendy ojciec często gdzieś jeździł.
Tak długo leżała z rękoma na zamkniętym laptopie i otwartymi oczami, wpatrując się w ciemność, że nie spostrzegła, kiedy zasnęła. Listu do Małgosi nie dokończyła.
* * *
W szkole niezbyt uważnie słuchała na lekcjach. Zauważyli to i nauczyciele, i Wojtek, który z niepokojem wpatrywał się w jej twarz. Zbywała go. Dopiero gdy wracali ze szkoły, po raz pierwszy odpowiedziała na pytanie:
– Co ty taka dziwna dziś jesteś?
Opowiedziała mu o nocnej rozmowie rodziców.
– No nawet jeśli przeprowadzka, to co? Daleko?
– Nie wiem – odparła Kamila i bezradnie rozłożyła ręce. – Wszystko sobie wyobrażam i wszystkiego się po nich spodziewam. A ojciec! Jaki pantoflarz! – syknęła z wściekłością. – Tak się matce daje! Jak ona zabrania mi się z tobą spotykać, to jej przytakuje! Zero własnego zdania.
– Daj spokój. Lepiej się dowiedz o tę przeprowadzkę.
– Jak?
– Po prostu spytaj mamę.
– Żeby się wydało, że podsłuchiwałam? Może najpierw babcię. Zresztą dziś obiecała… – Kamila nie dokończyła. Na horyzoncie pojawiła się babcia, która dziarskim krokiem zmierzała w stronę ich bloku, gdzie od tylu lat mieszkali w apartamencie na ostatnim piętrze. – Babcia! – rzuciła do Wojtka i wspiąwszy się na palce, pocałowała go w policzek. – Lecę!
– No to co, że się wyda? Przecież sama mówisz, że leżałaś w łóżku, a oni mówili dość głośno. Zresztą… jak nie chcesz iść z tym do mamy, to spytaj Olka. Przecież z tego, co mi powtórzyłaś, wynika, że on coś wie.
* * *
– Babciu! – zawołała Kamila, wpadając na klatkę. – Zaczekaj!
Babcia aż podskoczyła w miejscu.
– Matko! Aleś mnie przestraszyła – westchnęła, łapiąc się za serce.
– Przepraszam – odparła Kamila i chwyciła za siatki. – Pomogę ci.
Weszły do windy.
– Babciu… Babciu… – zaczęła Kamila, gdy otwierały drzwi mieszkania. – Czy jak ja ci coś powiem, to ty dasz słowo, że nikomu, ale to nikomu nie powtórzysz?
– No… – Babcia zawahała się i spojrzała podejrzliwie na Kamilę. – Ale to nic złego? – upewniła się.
– Oj, babciu! – żachnęła się Kamila, ale nagle zmieniła zdanie. Nie spyta o przeprowadzkę. Spyta o mamę.
– Kiedyś opowiadałaś mi, że mama kochała się w jednym chłopcu…
– A co to ma wspólnego z tobą? – spytała babcia, wieszając płaszcz w przedpokoju, i znów przyjrzała się Kamili podejrzliwie.
– Nic. To znaczy… – Kamila się zawahała. – Babciu… Choć ty bądź sprawiedliwa. Przecież nigdy cię nie okłamałam. Ty zawsze mnie rozumiałaś. A teraz? Też jesteś pod wpływem mamy? Ona zabrania mi spotykać się z Wojtkiem. Ja po prostu tego nie rozumiem. Ty też jej zabraniałaś?
– Poczekaj, kotuniu – odparła babcia. – Ja tylko pójdę siusiu i zaraz się spotkamy w kuchni.
Kamila wniosła siatki. Włączyła czajnik elektryczny i wyjęła z szafki kubki do herbaty.
– Wypakuj ciasto – usłyszała za plecami głos babci.
– Mów, babciu…
– Poczekaj! – Babcia się uśmiechnęła i ze spokojem zaczęła wykładać na stół ciasto biszkoptowe, przekładańca i babeczki z nadzieniem serowym, które Kamila z Kubą tak lubili.
– Ale boję się, że mama niedługo wróci…
– Dziś tak prędko nie przyjedzie, ma jeszcze coś do załatwienia – odparła babcia i spojrzała gdzieś w bok.
Kamila zrozumiała to spojrzenie. Babcia wiedziała i tak jak ojciec została zmuszona do zachowania tajemnicy.
– No… – Kamila po raz kolejny zachęcała babcię do zwierzeń.
– Chodzi ci o tego od tej piosenki? Że chce się, czego nie ma?
– Yhm… – mruknęła Kamila.
– To Majewski.
– Kto?
– Ojciec Olka i Malwiny – odparła babcia spokojnie i nałożyła Kamili po kawałku każdego z ciast i dwie babeczki. – Ja czasem myślę… ale ty nie mów mamie, że ci powiedziałam. Że ona nadal się w nim kocha. I że wszystko robi tak, by myślał, że zrobił błąd, że związał się z inną.
Kamila milczała. Ta informacja poraziła ją jak piorun. Babcia jednak jakby tego nie widziała. Z ulgą, jakiej Kamila dawno nie widziała na jej twarzy, mówiła dalej:
– Mnie to od lat męczy, bo lubię twojego ojca. Pokochałam go jak syna, którego nigdy nie miałam. Twoja mama nie najlepiej go traktuje. A on… wpatrzony w nią spełnia wszystkie zachcianki. Nawet te najbardziej idiotyczne.
– Też zauważyłaś, że jej ulega… – stwierdziła Kamila.
– Tak… – Babcia westchnęła. – Jesteś już duża. Za rok zdajesz maturę. Będziesz niedługo szła na studia. Zobaczysz wszystko tak, jak ja to widzę. Nie zastanowiło cię na przykład to, że jesteś kilka miesięcy młodsza od Olka? A Kuba od Malwiny?
– To znaczy? – Kamila nie rozumiała.
– Twoja mama, jak się dowiedziała, że Zbyszek się żeni, natychmiast chciała wyjść za mąż. Zmieniała chłopaków jak rękawiczki, aż znalazła twojego ojca, który stracił dla niej głowę i się ożenił. Dziś myślę, że na własną zgubę. Potem z kolei jak się dowiedziała, że Zbyszek będzie miał dziecko, natychmiast też chciała dziecko. Jak się okazało po latach, że będzie miał drugie, to ona zaraz też chciała drugie. Mnie jest żal twojego ojca. Ja może nie powinnam tak mówić, bo to moja córka, ale ja to widzę i mnie to boli. Najpierw mówiła Andrzejowi, że więcej dzieci nie chce, a potem nagle twierdziła, że chce. Kiedy? Jak tylko usłyszała, że Zbyszkowa żona w ciąży. Nie wiem, co w Beacie jest takiego. Skąd to się bierze, że musi stawiać na swoim. Zastanawiam się, czy ona nie dorosła? Wiesz… – Babcia zawiesiła głos. – Ja często myślę, że ona w skrytości ducha marzy, by twój ojciec zmarł, by żona Zbyszka też zmarła i wtedy Zbyszek znów byłby jej. Ale to nie takie proste i oczywiste.
Kamila siedziała jak ogłuszona. Babcia? Jej mówi TAKIE rzeczy? Ale… nagle Kamila zaczęła sobie przypominać… Spojrzenia mamy w stronę ojca Olka. Spojrzenia rzucane cioci Irenie. I… czy te wspólne wyjazdy to nie pomysł mamy?
– Nie patrz tak na mnie – z otępienia wyrwał ją głos babci. – Ty to lada moment zauważysz. Zwłaszcza jak się przep… – Babcia urwała. – A czemu chciałaś o tym mówić?
– Babciu, bo ja się męczę. Ukrywam przed mamą, że spotykam się z Wojtkiem. Jego rodzice to wiedzą. Nie mają nic przeciwko temu, a mama…
– Ech… twoja mama to najchętniej widziałaby cię z Olkiem. Zauważ, że dwa lata temu nie miała nic przeciwko…
Kamila się zamyśliła. Fakt. A na narty pozwoliła zabrać Wojtka, bo może myślała, że Olek… Nie. Głupie. Dziecinne. No i ostatnio, kiedy do kina oficjalnie zabrał ją niby Olek, mama nie użyła argumentu, że Kamila powinna odrabiać lekcje.
– To co ja mam robić?
– Stawiaj się – odparła babcia.
– I ty to, babciu, mówisz? Ty?
– Słuchaj, to twoje życie i nie pozwól, by ktoś się w nie wtrącał. Nawet matka. I to ja ci mówię. Bo ja w życie twojej matki się nie wtrącam. Choć widzę, jak błądzi, i to od kilkunastu lat. Ale milczę. Co sobie myślę, to moje. Nawet porozmawiać o tym nie mam z kim. Pewnie dlatego powiedziałam to dziś tobie. A przecież właśnie tobie nie powinnam. Choć ciebie to poniekąd dotyczy. Jesteś jej córką. Tylko nie mów nikomu o naszej rozmowie.
Kamila westchnęła. Gdy po kwadransie szła do pokoju, wysyłała esemesa do Olka: Musimy się zobaczyć.
Odpowiedział natychmiast: Przyjadę do ciebie.
Nie. To ja przyjadę. Czekaj.
Kiedy po osiemnastej mama wróciła do domu, Kamila wyszła z pokoju.
– Pojadę do Olka, dobrze?
– Dobrze. – Mama ochoczo skinęła głową, co jeszcze bardziej wkurzyło Kamilę.
Zacisnęła wargi i ubrawszy się, wyszła z mieszkania.
* * *
– Muszę z tobą pogadać tak, żeby nikt nie słyszał – zaczęła od progu.
– Spokojnie – odparł Olek. – Starych nie ma. Malwiny też.
– Czy ty wiesz coś na temat przeprowadzki? Domu? – spytała Kamila.
– Czemu pytasz? – Olek odwrócił wzrok.
– Bo wiem, że wiesz… – odparła Kamila i zrelacjonowała usłyszaną w nocy rozmowę rodziców.
– Wiem… ale obiecałem, że nie powiem.
– Ale widzisz, że…
– Widzę – westchnął Olek. – To jest w Kiełpinie. Daleko stąd. Za Łomiankami. Jedzie się trasą gdańską i skręca się w prawo na wysokości szpitala w Dziekanowie.
– Nie wiem gdzie to. – Kamila wzruszyła ramionami. – A czemu oni to ukrywają?
– Bo twoja mama chce ci od nowego roku zmienić szkołę.
– Żartujesz! – Kamila aż zgarbiła się na krześle. – Przecież nie będzie mogła tego zrobić bez mojej zgody! Przecież w wakacje skończę osiemnaście lat.
– No i dlatego mają problem.
Przez chwilę oboje milczeli. Olek odezwał się pierwszy:
– Chcesz soku, coli albo czegoś do picia?
– Nie…
– A może ty głodna jesteś?
– Nie… nienawidzę jej.
– Kogo?
– Matki! – powiedziała Kamila. – Nienawidzę za to zakłamanie. Czy ty wiesz, co mi dziś powiedziała babcia?
– Skąd mam wiedzieć… – Olek wzruszył ramionami.
– Że twój ojciec kochał się w mojej matce, że moja matka… – I Kamila, nie bacząc na to, że babcia prosiła o dyskrecję, urywanymi zdaniami streściła Olkowi swoją dzisiejszą rozmowę.
– Czyli co…? – spytał i spojrzał Kamili w oczy, starając się, by to, co powie, zabrzmiało możliwie najbardziej żartobliwie. – Jest szansa, że jak sobie znajdę jakąś dupencję, to zwrócisz na mnie uwagę?
– Nie jestem nią – żachnęła się Kamila.
„W tym przypadku to wielka szkoda” – pomyślał Olek i podniósł się z krzesła.
– Przyniosę colę. Pić mi się chce – powiedział i wyszedł z pokoju.