×

Nous utilisons des cookies pour rendre LingQ meilleur. En visitant le site vous acceptez nos Politique des cookies.


image

7 metrów pod ziemią, Co CZWARTY Polak zachoruje na NOWOTWÓR. Lepiej działać niż omijać temat rakiem (1)

Co CZWARTY Polak zachoruje na NOWOTWÓR. Lepiej działać niż omijać temat rakiem (1)

Ja zachorowałam, tak, w wieku 29 lat.

Dowiedziałam się o tym, będąc na urlopie macierzyńskim.

Wiele osób niedotkniętych tym tematem

powie ci: to tylko włosy, nie przejmuj się.

I ja się z tym zgadzam, ale emocjonalnie?

To zrób sobie tak. To stań przed lustrem

i się zgól.

Chorowanie na nowotwór nie jest tanie.

Ty usłyszałaś już od polskich lekarzy, że

"właściwie pani Olu, to my już nie jesteśmy w stanie pani pomóc".

Chciałbym zacząć ten wywiad od statystyki, która mocno mną wstrząsnęła.

To są szacunki Fundacji Alivia,

zgodnie z którymi, uwaga, co czwarty Polak w ciągu całego swojego życia

zachoruje na nowotwór.

To też sprawia, że wielu lekarzy mówi dzisiaj

nawet o onkologicznym tsunami, które przechodzi

przechodzi prze Polskę.

No ale to wszystko nie zmienia faktu, że o nowotworze rozmawiamy niechętnie,

właściwie chętnie omijamy ten temat.

Ale dzisiaj tak nie będzie.

Ola, ty miałaś 29 lat.

Tak.

Kiedy dowiedziałaś się o chorobie.

Jakie to były okoliczności? Jak ty się dowiedziałaś?

Cześć. Bardzo dziękuję za zaproszenie i że zechciałeś podjąć

się takiego dosyć trudnego i niełatwego tematu,

od którego wszyscy w sumie uciekamy.

Ja zachorowałam, tak, w wieku 29 lat.

Dowiedziałam się o tym, będąc na urlopie macierzyńskim.

Czyli niedawno wtedy urodziłam synka.

Twój synek miał osiem miesięcy.

Tak, dosłownie. Jak się dowiedziałam, to naprawdę to było, wiesz, kilka dni

przed. Więc czasami, ja tak mówię, siedem skończył,

no osiem miał, tak.

To nie jest czas w życiu, kiedy człowiek myśli o chorowaniu, co?

No, dokładnie tak.

Wtedy priorytety są zupełnie inne, myślisz

o tym właśnie, że jesteś młodą mamą,

rodzicem, że twoje życie się wywróciło do góry nogami,

jest fajniejsze, ale i trudniejsze jednocześnie.

Ale chcesz się tym cieszyć.

Tak, i się tym cieszysz.

Jak to wyszło?

Przez przypadek. Po prostu w trakcie karmienia piersią

wyczułam, że jedna pierś coś tutaj nie do końca jest taka, jak powinna być.

Czyli nie jest tak mięciutka po tym jak dziecko już ten pokarm sobie zje.

I pierwsze co, no to umówiłam się na USG.

Prywatnie.

Wcześniej, przed zajściem w ciążę i jeszcze w trakcie ciąży, ja

takie badania wykonywałam, dla mnie to nie było nic nadzwyczajnego, że...

Badałaś się wcześniej, tak?

Oczywiście.

Nie olewałaś tematu?

Nie, nie. Właśnie to jest takie,

może nie tyle co zabawne, ale myślę, że to może też mi uratowało życie,

że ja się nie bałam wykonać telefonu do przychodni i od razu

zapisać się na USG. Czyli nie czekałam, że

o, to pewnie nic. Że to tak jak ten stereotyp,

że ciąża i karmienie piersią chroni przed rakiem, nie?

Taki stereotyp panuje do tej pory.

Niektórzy tak myślą.

Do tej pory. A to już było prawie pięć i pół roku temu.

Szczęście w nieszczęściu, że ty natychmiast chwyciłaś za telefon,

zadzwoniłaś, jadę na USG.

Tak, tak zrobiłam.

No i pojechałaś.

I pojechałam. I pani w przychodni powiedziała: no tak,

faktycznie są tam kanaliki mleczne też,

no ale jakieś dwa guzki są.

No ale proszę zrobić biopsję, pani karmi,

no to taką cieniutką, cienką igłą. Tak się mówi, bo są

gruba i cienka igła, ja też o tym nie wiedziałam.

W ogóle byłam w temacie onkologicznym zielona, bo u mnie w rodzinie

nikt nigdy nie chorował. Ja nie mam obciążenia genetycznego

ani rodzinnego.

To też jest ważna informacja.

Tak, to też jest ważna informacja.

Niektórzy wychodzą z założenia, że jeśli nikt w rodzinie nie chorował,

no to te szanse są niewielkie.

To tym bardziej. Ja jeszcze byłam z tych takich

"fit mom", czyli naprawdę

nie tyle co za wszelką cenę, ale

naturalność, karmienie piersią, powrót do ćwiczeń,

czyli ćwiczenia z dzieckiem

nie były mi obce. I nawet do tej pory znajduję jakieś takie filmiki, gdzie

ja ćwiczę, podnoszę ciężary,

a Franio sobie siedzi w bujaczku, nie? I to jest takie, no.

Więc żadnych nałogów, palenia papierosów, picia

alkoholu. No naprawdę,

jeżeli ktoś mi powiedział, że ja nagrzeszyłam, to ja zawsze odpowiadam,

że no właśnie nie zdążyłam.

Nie zdążyłam nagrzeszyć tak konkretnie, nie?

A żałuję, powinnam.

Wtedy bym powiedziała: dobra, swoje zrobiłam, nie?, no to mogę chorować.

Mówię to z uśmiechem, ale tak naprawdę to to jest taki uśmiech przez łzy.

Chcę być dobrze zrozumiana, że to nie jest tak, że ja

choruję i ja się tak cieszę z tego, tylko po prostu

wybieram raczej tę jasną

stronę.

Było USG, była biopsja, czekasz na wyniki. I jak to dalej wygląda?

Czekam na wyniki, które są niejednoznaczne,

czyli nie potwierdzają ani nie zaprzeczają nowotworu.

I lekarz wysyła mnie, uspokajając jednocześnie,

bo za każdym razem, najpierw pani od USG, później lekarz wykonujący biopsję,

powtarzali mi: nie, nie, to na pewno nic poważnego.

Ty miałaś podobne nastawienie?

Takie przekonanie, że na pewno wszystko jest okej?

Cały czas wierzyłam, że tak.

Że, no nie no gdzie?

No gdzie tam, nie?

29 lat.

Tak. Dopiero, pamiętam, mój mąż powiedział, jak jechaliśmy na kolejne badanie i mówi:

słuchaj, jak się okaże, że to jest to,

to ja na jakiś czas rezygnuję z pracy.

I ja wtedy tak na niego.

No ale...

Co ty gadasz?

No nie? I faktycznie, jeszcze w międzyczasie wykonałam sobie mammografię,

gdzie też się nie wykonuje przeważnie takich badań

kobietom karmiącym ani tym bardziej poniżej tego, wiesz, 45. roku życia.

I wyniki już dostał doktor.

Zrobił mi jeszcze jedną biopsję i dopiero po miesiącu był wynik, tak?

Czyli po miesiącu od pierwszego momentu pójścia na USG,

do diagnozy, nawet więcej niż miesiąc, tak?

No to naczekałaś się.

Trochę się naczekałam, trochę się naczekałam.

i potem, jak po ten wynik pojechaliśmy, to też pojechaliśmy

we troje.

Na zasadzie: no dobra, jedziemy odebrać wynik, a potem jedziemy sobie gdzieś

na obiad.

No, tak było, tak było.

A kiedy się dowiedziałaś, że to jest to? Jakie to były okoliczności?

No weszliśmy do gabinetu i lekarz, wcześniej taki

żartobliwy, nagle miał minę grobową.

I kazał nam usiąść. I powiedział, że niestety,

ale jest to nowotwór złośliwy, jeden z tych najgorszych,

i w tym momencie musimy rozpocząć walkę o pani życie i zdrowie.

I mój mąż, po prostu zamurowało go.

Był z naszym synem wtedy na rękach i wyszli z gabinetu

i ja usiadłam naprzeciwko tego doktora

i tak trochę chyba, nie wiem, wyparłam to w tym momencie,

bo nie pamiętam. Ale ja tego nie przyjęłam do wiadomości.

Jak on może mi mówić, że rozpoczynamy walkę o moje życie i zdrowie?

Jak ja się świetnie czuję.

Jak ja się dobrze czuję, jak ja się świetnie czuję.

I tak było przez długi czas.

Ja nie odczuwałam żadnych skutków tej choroby.

Na szczęście.

Powiedz mi, w jaki sposób to pozmieniało wasze życie?

Oj. Właśnie nawet jadąc do was tutaj, tak sobie myśleliśmy.

Ciężko jest nam czasami coś zaplanować. Bo chcielibyśmy

spontanicznie sobie gdzieś wyjechać

czy gdzieś pójść, ale zawsze jest coś takiego:

no tak, ale przecież mamy wizytę.

W sumie no "ty" masz wizytę, bo teraz się samemu wszędzie chodzi.

No tak, ale ty masz przecież jutro wizytę,

a tu masz jakieś badania.

I ja czasami się czuję, tak mi jest źle,

że ja muszę na przykład przypominać, że ja mam badania.

Bo ja nie mam żadnych pretensji do męża, że on czasami się już gubi w tym wszystkim.

Czy mój mąż, czy moi rodzice. I czasami się już po raz trzeci pytają:

poczekaj, to ty masz jutro, nie?, a za tydzień?

A ja w głowie mam taki kalendarz "wszystko", nie?

Czasami sobie muszę zapisywać. I to jest to ustawianie

życia "pod".

Okej. Czyli życie właściwie trzeba dostosować do choroby.

Dostosowań "pod". A poza tym staramy się żyć jak najnormalniej.

I chyba cieszyć się tym życiem jeszcze bardziej,

niż osoby, które są pozbawione tych doświadczeń.

A powiedz, jak najbliżsi? Jak znajomi? Bo często mówi się, że

taka diagnoza skutkuje tym, że człowiek zostaje sam.

Że jakoś ludzie boją się tego słowa,

boją się tej diagnozy. Tak jakby

bali się, że się zarażą.

Tak, trochę jak trędowaty.

Jakie są twoje obserwacje? Jak to było w twoim przypadku?

No ja początkowo dostałam ogromne wsparcie od znajomych,

od przyjaciół.

I to było naprawdę takie wzruszające.

Że, no, nie czułam się samotna.

Ale mimo wszystko ta choroba jest chorobą taką samotną.

Bo wszyscy wkoło na początku ci kibicują, martwią się, dzwonią,

a jak ta moja podróż już trwa lata,

to już ludzie niektórzy się przyzwyczaili, nie?

I to już jest takie: a, no tak, ona choruje.

Albo wręcz takie myślenie: no dobra, my tu gdzieś jedziemy,

wyskoczymy sobie, no nie? I ja, już wiadomo, że ja nie będę za każdym razem:

no słuchajcie, ja nie mogę, bo ja się źle czuję. Albo już nie pójdę na jakąś imprezę,

bo, niestety, 22.00 to nie jest już moment dla mnie.

Czyli niektórzy dochodzą do wniosku, że Oli to już nie pytajmy nawet, tak?

O, właśnie. I tak było też w pewnym momencie.

I jest takie coś. No i to jest takie przykre, że

że cię tak omija.

I masz taki bunt w sobie.

Ja tak myślę, że w ogóle to jest niełatwe właśnie pod tym względem, że

tak niewiele się o tym mówi, jak się zachowywać wobec osób

chorujących na nowotwór.

Chociażby kwestia włosów, które ty gubiłaś, tak?

Ktoś zna cię wiele lat, miałaś zawsze długie włosy,

nagle spotykacie się, nie masz włosów. Jak się zachować, Ola?

Jak się do tego odnieść? Udawać, ze tego nie ma czy

co powiedzieć?

To też zależy, prawda?

To też zależy od tego, w jakiej relacji jesteś z tą osobą,

nie? Bo jeżeli jesteś w relacji dosyć takiej koleżeńskiej, nawet takiej facebookowej, no to

gdzieś tam ci się może przewinąć wcześniejsze powiedzmy zdjęcie i możesz

się do takiej rozmowy przygotować.

A jeżeli jest to osoba, miałam taką sytuację, że

nie widziałam się z jakąś tam znajomą, wiesz, lata

i gdzieś tam przy kasie w sklepie w markecie, wiesz.

I wtedy miałam perukę na sobie,

taką prostą, długą. Nie wiem, tak mi odwaliło, że sobie taką kupiłam.

I było nagle takie wiesz, krzyk w kolejce: boże,

Ola, jakie masz teraz długie włosy, o jezu, nie poznałam cię.

Nie? A ja tylko się delikatnie uśmiechnęłam, wiadomo, nie wchodziłam w jakieś

rozwinięcie tematu i dopiero potem ta osoba, wiesz,

pisze ci na komunikatorze: boże, przepraszam.

Ale to jest akurat odbierane bardzo pozytywnie, tak.

Ciężko byłoby mieć pretensje.

Nie mam pretensji do takich sytuacji.

Może było mi czasami przykro, jak już

miałam, powiedzmy, po raz trzeci

byłam właśnie ścięta.

I właśnie ktoś tam powiedział, jakiś chłopak: a, no

co ty, ja to się przyzwyczaiłem, że ty tak wyglądasz. Nie?

A tam, żadna różnica dla mnie. I to było takie

Dla ciebie to była różnica.

Kurczę, jestem naprawdę dziewczyną, nie?

Ale to jest takie coś, że

wiele osób niedotkniętych tym tematem

powie ci: to tylko włosy, nie przejmuj się.

I ja się z tym zgadzam, oczywiście, ja się z tym zgadzam.

Ale emocjonalnie? To zrób sobie tak. To stań przed lustrem i się zgól.

I tak zgól się razem z brwiami.

Tak z dnia na dzień.

Tak z dnia na dzień, tak?

Nawet mężczyzna dozna szoku, nawet chłopak, nie?

Z całą pewnością tak.

Nie? I to nie będzie trwało, bo zdrowa osoba ma tak, że po tygodniu

już te włosy rosną, a ty jesteś tak i dobre kilka miesięcy, tak?

Bo pierwszy tydzień to jest wręcz taka ekscytacja,

bo to można się pobawić, nie?

Ale jak to już trwa, trwa, trwa, a do tego leczenie,

gdzie czasami się dostaje, wiesz, sterydy podczas brania chemii,

gdzie jednocześnie cię to osłabia, a jednocześnie czujesz się po tych sterydach

taki pełny, jak to się mówi,

to też jest takie dołujące.

Ja właśnie podczas ostatniej takiej ciężkiej chemii

to już nie bawiłam się w peruki tylko robiłam sobie jakieś fajne kolorowe turbany, o.

I to też było takie nastrajające pozytywnie.

Wręcz do tego doszło, że

będąc na wizycie u mojej pani doktor,

już mi się włosy tak pojawiały z powrotem, ale za każdym razem przychodził ktoś nowy.

I jest coś takiego, nie? Taki nowicjusz, widać, pierwszy raz przyszła.

To widać, to się czuje.

I zawsze są jakieś takie pytania, ktoś szuka jakichś odpowiedzi.

I wręcz ja staram się wtedy tę osobę nie na zasadzie zdołować,

że "słuchaj, będzie ci trudno, będzie ciężko",


Co CZWARTY Polak zachoruje na NOWOTWÓR. Lepiej działać niż omijać temat rakiem (1) One in FOUR Poles will become ill with a NEW cancer. Better to act than to skirt the subject with cancer (1) У КОЖНОГО ЧЕТВЕРТОГО поляка з'явиться НОВЕ ЗАХВОРЮВАННЯ. Краще діяти, ніж уникати теми раку (1)

Ja zachorowałam, tak, w wieku 29 lat.

Dowiedziałam się o tym, będąc na urlopie macierzyńskim.

Wiele osób niedotkniętych tym tematem

powie ci: to tylko włosy, nie przejmuj się. скаже тобі: це просто волосся, не хвилюйся.

I ja się z tym zgadzam, ale emocjonalnie?

To zrób sobie tak. To stań przed lustrem

i się zgól. і злитися.

Chorowanie na nowotwór nie jest tanie.

Ty usłyszałaś już od polskich lekarzy, że

"właściwie pani Olu, to my już nie jesteśmy w stanie pani pomóc". "Насправді, пані Олю, ми більше не можемо вам допомогти".

Chciałbym zacząć ten wywiad od statystyki, która mocno mną wstrząsnęła. Я хотів би почати це інтерв'ю зі статистики, яка мене дуже вразила.

To są szacunki Fundacji Alivia, Такими є підрахунки фонду Alivia Foundation,

zgodnie z którymi, uwaga, co czwarty Polak w ciągu całego swojego życia

zachoruje na nowotwór.

To też sprawia, że wielu lekarzy mówi dzisiaj

nawet o onkologicznym tsunami, które przechodzi

przechodzi prze Polskę.

No ale to wszystko nie zmienia faktu, że o nowotworze rozmawiamy niechętnie,

właściwie chętnie omijamy ten temat.

Ale dzisiaj tak nie będzie.

Ola, ty miałaś 29 lat.

Tak.

Kiedy dowiedziałaś się o chorobie.

Jakie to były okoliczności? Jak ty się dowiedziałaś?

Cześć. Bardzo dziękuję za zaproszenie i że zechciałeś podjąć

się takiego dosyć trudnego i niełatwego tematu,

od którego wszyscy w sumie uciekamy.

Ja zachorowałam, tak, w wieku 29 lat.

Dowiedziałam się o tym, będąc na urlopie macierzyńskim.

Czyli niedawno wtedy urodziłam synka.

Twój synek miał osiem miesięcy.

Tak, dosłownie. Jak się dowiedziałam, to naprawdę to było, wiesz, kilka dni

przed. Więc czasami, ja tak mówię, siedem skończył,

no osiem miał, tak.

To nie jest czas w życiu, kiedy człowiek myśli o chorowaniu, co?

No, dokładnie tak.

Wtedy priorytety są zupełnie inne, myślisz

o tym właśnie, że jesteś młodą mamą,

rodzicem, że twoje życie się wywróciło do góry nogami,

jest fajniejsze, ale i trudniejsze jednocześnie.

Ale chcesz się tym cieszyć.

Tak, i się tym cieszysz.

Jak to wyszło?

Przez przypadek. Po prostu w trakcie karmienia piersią

wyczułam, że jedna pierś coś tutaj nie do końca jest taka, jak powinna być.

Czyli nie jest tak mięciutka po tym jak dziecko już ten pokarm sobie zje.

I pierwsze co, no to umówiłam się na USG.

Prywatnie.

Wcześniej, przed zajściem w ciążę i jeszcze w trakcie ciąży, ja

takie badania wykonywałam, dla mnie to nie było nic nadzwyczajnego, że...

Badałaś się wcześniej, tak?

Oczywiście.

Nie olewałaś tematu?

Nie, nie. Właśnie to jest takie,

może nie tyle co zabawne, ale myślę, że to może też mi uratowało życie,

że ja się nie bałam wykonać telefonu do przychodni i od razu

zapisać się na USG. Czyli nie czekałam, że

o, to pewnie nic. Że to tak jak ten stereotyp,

że ciąża i karmienie piersią chroni przed rakiem, nie?

Taki stereotyp panuje do tej pory.

Niektórzy tak myślą.

Do tej pory. A to już było prawie pięć i pół roku temu.

Szczęście w nieszczęściu, że ty natychmiast chwyciłaś za telefon,

zadzwoniłaś, jadę na USG.

Tak, tak zrobiłam.

No i pojechałaś.

I pojechałam. I pani w przychodni powiedziała: no tak,

faktycznie są tam kanaliki mleczne też,

no ale jakieś dwa guzki są.

No ale proszę zrobić biopsję, pani karmi,

no to taką cieniutką, cienką igłą. Tak się mówi, bo są

gruba i cienka igła, ja też o tym nie wiedziałam.

W ogóle byłam w temacie onkologicznym zielona, bo u mnie w rodzinie

nikt nigdy nie chorował. Ja nie mam obciążenia genetycznego

ani rodzinnego.

To też jest ważna informacja.

Tak, to też jest ważna informacja.

Niektórzy wychodzą z założenia, że jeśli nikt w rodzinie nie chorował,

no to te szanse są niewielkie.

To tym bardziej. Ja jeszcze byłam z tych takich

"fit mom", czyli naprawdę

nie tyle co za wszelką cenę, ale

naturalność, karmienie piersią, powrót do ćwiczeń,

czyli ćwiczenia z dzieckiem

nie były mi obce. I nawet do tej pory znajduję jakieś takie filmiki, gdzie

ja ćwiczę, podnoszę ciężary,

a Franio sobie siedzi w bujaczku, nie? I to jest takie, no.

Więc żadnych nałogów, palenia papierosów, picia

alkoholu. No naprawdę,

jeżeli ktoś mi powiedział, że ja nagrzeszyłam, to ja zawsze odpowiadam,

że no właśnie nie zdążyłam.

Nie zdążyłam nagrzeszyć tak konkretnie, nie?

A żałuję, powinnam.

Wtedy bym powiedziała: dobra, swoje zrobiłam, nie?, no to mogę chorować.

Mówię to z uśmiechem, ale tak naprawdę to to jest taki uśmiech przez łzy.

Chcę być dobrze zrozumiana, że to nie jest tak, że ja

choruję i ja się tak cieszę z tego, tylko po prostu

wybieram raczej tę jasną

stronę.

Było USG, była biopsja, czekasz na wyniki. I jak to dalej wygląda?

Czekam na wyniki, które są niejednoznaczne,

czyli nie potwierdzają ani nie zaprzeczają nowotworu.

I lekarz wysyła mnie, uspokajając jednocześnie,

bo za każdym razem, najpierw pani od USG, później lekarz wykonujący biopsję,

powtarzali mi: nie, nie, to na pewno nic poważnego.

Ty miałaś podobne nastawienie?

Takie przekonanie, że na pewno wszystko jest okej?

Cały czas wierzyłam, że tak.

Że, no nie no gdzie?

No gdzie tam, nie?

29 lat.

Tak. Dopiero, pamiętam, mój mąż powiedział, jak jechaliśmy na kolejne badanie i mówi:

słuchaj, jak się okaże, że to jest to,

to ja na jakiś czas rezygnuję z pracy.

I ja wtedy tak na niego.

No ale...

Co ty gadasz?

No nie? I faktycznie, jeszcze w międzyczasie wykonałam sobie mammografię,

gdzie też się nie wykonuje przeważnie takich badań

kobietom karmiącym ani tym bardziej poniżej tego, wiesz, 45. roku życia.

I wyniki już dostał doktor.

Zrobił mi jeszcze jedną biopsję i dopiero po miesiącu był wynik, tak?

Czyli po miesiącu od pierwszego momentu pójścia na USG,

do diagnozy, nawet więcej niż miesiąc, tak?

No to naczekałaś się.

Trochę się naczekałam, trochę się naczekałam.

i potem, jak po ten wynik pojechaliśmy, to też pojechaliśmy

we troje.

Na zasadzie: no dobra, jedziemy odebrać wynik, a potem jedziemy sobie gdzieś

na obiad.

No, tak było, tak było.

A kiedy się dowiedziałaś, że to jest to? Jakie to były okoliczności?

No weszliśmy do gabinetu i lekarz, wcześniej taki

żartobliwy, nagle miał minę grobową.

I kazał nam usiąść. I powiedział, że niestety,

ale jest to nowotwór złośliwy, jeden z tych najgorszych,

i w tym momencie musimy rozpocząć walkę o pani życie i zdrowie.

I mój mąż, po prostu zamurowało go.

Był z naszym synem wtedy na rękach i wyszli z gabinetu

i ja usiadłam naprzeciwko tego doktora

i tak trochę chyba, nie wiem, wyparłam to w tym momencie,

bo nie pamiętam. Ale ja tego nie przyjęłam do wiadomości.

Jak on może mi mówić, że rozpoczynamy walkę o moje życie i zdrowie?

Jak ja się świetnie czuję.

Jak ja się dobrze czuję, jak ja się świetnie czuję.

I tak było przez długi czas.

Ja nie odczuwałam żadnych skutków tej choroby.

Na szczęście.

Powiedz mi, w jaki sposób to pozmieniało wasze życie?

Oj. Właśnie nawet jadąc do was tutaj, tak sobie myśleliśmy.

Ciężko jest nam czasami coś zaplanować. Bo chcielibyśmy

spontanicznie sobie gdzieś wyjechać

czy gdzieś pójść, ale zawsze jest coś takiego:

no tak, ale przecież mamy wizytę.

W sumie no "ty" masz wizytę, bo teraz się samemu wszędzie chodzi.

No tak, ale ty masz przecież jutro wizytę,

a tu masz jakieś badania.

I ja czasami się czuję, tak mi jest źle,

że ja muszę na przykład przypominać, że ja mam badania.

Bo ja nie mam żadnych pretensji do męża, że on czasami się już gubi w tym wszystkim.

Czy mój mąż, czy moi rodzice. I czasami się już po raz trzeci pytają:

poczekaj, to ty masz jutro, nie?, a za tydzień?

A ja w głowie mam taki kalendarz "wszystko", nie?

Czasami sobie muszę zapisywać. I to jest to ustawianie

życia "pod".

Okej. Czyli życie właściwie trzeba dostosować do choroby.

Dostosowań "pod". A poza tym staramy się żyć jak najnormalniej.

I chyba cieszyć się tym życiem jeszcze bardziej,

niż osoby, które są pozbawione tych doświadczeń.

A powiedz, jak najbliżsi? Jak znajomi? Bo często mówi się, że

taka diagnoza skutkuje tym, że człowiek zostaje sam.

Że jakoś ludzie boją się tego słowa,

boją się tej diagnozy. Tak jakby

bali się, że się zarażą.

Tak, trochę jak trędowaty.

Jakie są twoje obserwacje? Jak to było w twoim przypadku?

No ja początkowo dostałam ogromne wsparcie od znajomych,

od przyjaciół.

I to było naprawdę takie wzruszające.

Że, no, nie czułam się samotna.

Ale mimo wszystko ta choroba jest chorobą taką samotną.

Bo wszyscy wkoło na początku ci kibicują, martwią się, dzwonią,

a jak ta moja podróż już trwa lata,

to już ludzie niektórzy się przyzwyczaili, nie?

I to już jest takie: a, no tak, ona choruje.

Albo wręcz takie myślenie: no dobra, my tu gdzieś jedziemy,

wyskoczymy sobie, no nie? I ja, już wiadomo, że ja nie będę za każdym razem:

no słuchajcie, ja nie mogę, bo ja się źle czuję. Albo już nie pójdę na jakąś imprezę,

bo, niestety, 22.00 to nie jest już moment dla mnie.

Czyli niektórzy dochodzą do wniosku, że Oli to już nie pytajmy nawet, tak?

O, właśnie. I tak było też w pewnym momencie.

I jest takie coś. No i to jest takie przykre, że

że cię tak omija.

I masz taki bunt w sobie.

Ja tak myślę, że w ogóle to jest niełatwe właśnie pod tym względem, że

tak niewiele się o tym mówi, jak się zachowywać wobec osób

chorujących na nowotwór.

Chociażby kwestia włosów, które ty gubiłaś, tak?

Ktoś zna cię wiele lat, miałaś zawsze długie włosy,

nagle spotykacie się, nie masz włosów. Jak się zachować, Ola?

Jak się do tego odnieść? Udawać, ze tego nie ma czy

co powiedzieć?

To też zależy, prawda?

To też zależy od tego, w jakiej relacji jesteś z tą osobą,

nie? Bo jeżeli jesteś w relacji dosyć takiej koleżeńskiej, nawet takiej facebookowej, no to

gdzieś tam ci się może przewinąć wcześniejsze powiedzmy zdjęcie i możesz

się do takiej rozmowy przygotować.

A jeżeli jest to osoba, miałam taką sytuację, że

nie widziałam się z jakąś tam znajomą, wiesz, lata

i gdzieś tam przy kasie w sklepie w markecie, wiesz.

I wtedy miałam perukę na sobie,

taką prostą, długą. Nie wiem, tak mi odwaliło, że sobie taką kupiłam.

I było nagle takie wiesz, krzyk w kolejce: boże,

Ola, jakie masz teraz długie włosy, o jezu, nie poznałam cię.

Nie? A ja tylko się delikatnie uśmiechnęłam, wiadomo, nie wchodziłam w jakieś

rozwinięcie tematu i dopiero potem ta osoba, wiesz,

pisze ci na komunikatorze: boże, przepraszam.

Ale to jest akurat odbierane bardzo pozytywnie, tak.

Ciężko byłoby mieć pretensje.

Nie mam pretensji do takich sytuacji.

Może było mi czasami przykro, jak już

miałam, powiedzmy, po raz trzeci

byłam właśnie ścięta.

I właśnie ktoś tam powiedział, jakiś chłopak: a, no

co ty, ja to się przyzwyczaiłem, że ty tak wyglądasz. Nie?

A tam, żadna różnica dla mnie. I to było takie

Dla ciebie to była różnica.

Kurczę, jestem naprawdę dziewczyną, nie?

Ale to jest takie coś, że

wiele osób niedotkniętych tym tematem

powie ci: to tylko włosy, nie przejmuj się.

I ja się z tym zgadzam, oczywiście, ja się z tym zgadzam.

Ale emocjonalnie? To zrób sobie tak. To stań przed lustrem i się zgól.

I tak zgól się razem z brwiami.

Tak z dnia na dzień.

Tak z dnia na dzień, tak?

Nawet mężczyzna dozna szoku, nawet chłopak, nie?

Z całą pewnością tak.

Nie? I to nie będzie trwało, bo zdrowa osoba ma tak, że po tygodniu

już te włosy rosną, a ty jesteś tak i dobre kilka miesięcy, tak?

Bo pierwszy tydzień to jest wręcz taka ekscytacja,

bo to można się pobawić, nie?

Ale jak to już trwa, trwa, trwa, a do tego leczenie,

gdzie czasami się dostaje, wiesz, sterydy podczas brania chemii,

gdzie jednocześnie cię to osłabia, a jednocześnie czujesz się po tych sterydach

taki pełny, jak to się mówi,

to też jest takie dołujące.

Ja właśnie podczas ostatniej takiej ciężkiej chemii

to już nie bawiłam się w peruki tylko robiłam sobie jakieś fajne kolorowe turbany, o.

I to też było takie nastrajające pozytywnie.

Wręcz do tego doszło, że

będąc na wizycie u mojej pani doktor,

już mi się włosy tak pojawiały z powrotem, ale za każdym razem przychodził ktoś nowy.

I jest coś takiego, nie? Taki nowicjusz, widać, pierwszy raz przyszła.

To widać, to się czuje.

I zawsze są jakieś takie pytania, ktoś szuka jakichś odpowiedzi.

I wręcz ja staram się wtedy tę osobę nie na zasadzie zdołować,

że "słuchaj, będzie ci trudno, będzie ciężko",