×

Usamos cookies para ayudar a mejorar LingQ. Al visitar este sitio, aceptas nuestras politicas de cookie.

image

LO-teria - Małgorzata Karolina Piekarska, WAHANIE NA MANHATTANIE (2)

WAHANIE NA MANHATTANIE (2)

– E! Palisz? – Patrycja wyciągnęła w kierunku Małgosi dłoń z fajką wodną. Stały w obszernym pokoju z wielkim barkiem. W powietrzu unosił się dym z papierosów, a dookoła w rytm muzyki kiwały się pary w różnym wieku.

– Nie. Nie palę – odparła Małgosia i aż wzdrygnęła się na samą myśl. W domu nikt z rodziców nie palił nawet papierosów, a to coś, co tu palono w tej dziwnej fajce, z pewnością było czymś innym niż papierosy. Patrycja uchwyciła spojrzenie Małgosi i prychnęła pogardliwie, po czym podała fajkę Matyldzie, która chichocząc, zaciągnęła się dymem. Małgosia usłyszała bulgotanie wody w fajce, a po chwili kaszel Matyldy.

– Co to jest? – Małgosia spojrzała pytająco na Patrycję.

– Marihuana.

– A to nie jest zabronione?

– Jest. No i co z tego? Poskarżysz się cioci?

– Nie. Tak tylko pytam, bo w Polsce jest zakazane.

– W Polsce to i oddychanie jest zakazane – odparła z pogardą Patrycja. – Tu jest prawdziwa wolność. – Patrycja zatoczyła ręką koło. – Tam w Polsce miałaś chłopaka?

– Mam.

– Eee tam. Ściemniasz.

– Dlaczego?

– No bo jak ty wyglądasz? Jak dziecko. – Patrycja wzruszyła ramionami.

Paulina z Matyldą zachichotały.

– Jak długo mieszkasz w Stanach? – spytała Małgosia, żeby zmienić temat.

Ta rozmowa zaczynała ją męczyć. Podobnie jak same dziewczyny. Czuła się przy nich trochę jak szara myszka. Bo rzeczywiście na ich tle nie wyglądała zbyt korzystnie w tym swoim czarnym ubraniu. Ale nie wiedziała też, o czym z nimi mówić. Z Kamilą nie miała tego problemu. Nawet z Kaśką dawało się gadać. A z nimi?

– Cztery lata – odparła Patrycja, wypinając z dumą pierś i wołając „hello” do wchodzącego właśnie chłopaka, który spojrzał w jej stronę i szybko odwrócił głowę. Patrycja szturchnęła łokciem Matyldę. – Widziałaś?

– Yhm… jest – odparła Matylda i oblizała usta, a potem wyciągnęła z torebki lusterko.

– To kawał czasu – powiedziała Małgosia do Patrycji, myśląc o spędzonych przez nią w Ameryce czterech latach, ale Patrycja nie słuchała. Więc Małgosia zamilkła. Po wejściu chłopaka dziewczyny w ogóle straciły nią zainteresowanie i zaczęły szeptać między sobą.

– Długo tu będziemy? – spytała Małgosia Matyldę.

– Słuchaj – odezwała się Matylda tonem, który nie wróżył nic dobrego. – Przyszedł tu facet, na którym bardzo mi zależy, i nie radzę ci zepsuć mi tego wieczora, bo nigdzie cię już więcej nie zabiorę. Jasne?

– Tak.

– To spadaj napić się dżusa i nie marudź.

– Co mam pić? – zdziwiła się Małgosia.

– Sok – mruknęła niecierpliwie Matylda i oddaliła się w kierunku ogrodu, w którym zamajaczyła sylwetka chłopaka.

Małgosia została sama. Spostrzegłszy Tomka – gospodarza przyjęcia − spytała, czy może skorzystać z komputera. Pozwolił i zaprowadził ją do malutkiego pustego pokoiku niedaleko drzwi wejściowych. Dziewczyna szybko odczytała listy od Maćka. Pierwszy głos z Polski. Serce zabiło jej żywo, kiedy przebiegała wzrokiem literki e-maila. „A więc jednak był na lotnisku” – pomyślała i poczuła, że się rumieni. Napisała mu kilka zdań w odpowiedzi. O Nowym Jorku. O tym, że jest na imprezie i że się nudzi, i… nagle usłyszała za plecami głos Matyldy:

– Wkurza mnie to, że musiałam wziąć tutaj ten ogon.

Małgosia spojrzała za siebie. Przez szybę w drzwiach dostrzegła znajome sylwetki dziewcząt.

– To więcej jej nigdzie nie bierz… – Małgosia poznała głos Pauliny.

– Myślisz, że to takie easy? Jak nie wezmę, to nie będziemy mieli dobrych układów z panią Dorotą, a ona może załatwić tańsze bilety, wycieczki…

„Mówią o mnie” – pomyślała Małgosia i zrobiło jej się przykro.

– To co teraz? – pytała Paulina.

– Nie wiem. – Matylda była wyraźnie wściekła. – Paweł przyszedł, ale nie zwraca na mnie uwagi. Pewnie przez tę ostatnią akcję. Teraz to chciałabym zostać tu do końca party, żeby wreszcie się mną zainteresował. A ta niedawno się pytała, kiedy wracamy. O shit! Cześć!

To ostatnie słowo Matylda wypowiedziała zupełnie innym tonem, więc Małgosia zorientowała się, że w pobliżu musiał znaleźć się wspomniany Paweł.

Po chwili do pokoiku wszedł wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Małgosia widziała go już wcześniej, bo to z nim właśnie witała się Patrycja. Tuż za nim wbiegła Matylda z koleżankami.

– A, tu jesteś! – zawołała zaskoczona na widok Małgosi, choć jej wzrok zdawał się mówić, że wcale z tego faktu nie jest zadowolona.

– Już wychodzę. – Małgosia podniosła się z miejsca.

– Siedź – powiedział chłopak i posadził ją z powrotem na krześle.

– Idź – rzuciła Matylda i spojrzała na Małgosię wzrokiem, jakiego nie powstydziłby się bazyliszek.

– Zostań – nie ustępował chłopak.

– Ja już skończyłam – odparła Małgosia i znów wstała z krzesła, ale Paweł jeszcze raz ją posadził.

– Ja też skończyłem. – Chłopak spojrzał wymownie w stronę Matyldy, aż ta skuliła się pod jego wzrokiem. – Mogłabyś stąd wyjść? – zwrócił się do niej takim tonem, że Małgosia aż zamarła.

– Wyjdę, ale wtedy Małgosia wyjdzie ze mną, bo to ja ją tu przywiozłam.

– Ty? – Paweł spojrzał na Małgosię ze zdziwieniem i wyraźnym rozczarowaniem.

– Jedziesz, mała? – spytała Matylda takim głosem, że Małgosia bała się odpowiedzieć cokolwiek. Czuła, jakby żadna odpowiedź − ani przecząca, ani twierdząca − nie była mile widziana.

– Co, kolejne superparty? – spytał Paweł z pogardą.

– Fuck you! – zawołała Matylda i trzasnęła drzwiami.

– Ja naprawdę… – zaczęła Małgosia niepewnie, bo zupełnie nie rozumiała wymiany zdań, której była świadkiem.

– Ja cię odwiozę – zaproponował Paweł.

Małgosia stała bezradnie na środku pokoju.

– Słuchaj, nie znam cię… – zaczęła, ale chłopak jej przerwał.

– Na imię mam Paweł i… – urwał, spojrzał na Małgosię i dodał z rozbrajającą szczerością: – Gadać mi się nie chce. A ty?

Małgosia wzruszyła ramionami.

– Co ja?

– Skąd znasz Matyldę?

– Jest sąsiadką cioci… – zaczęła Małgosia i po chwili, sama nie wiedząc czemu, opowiedziała Pawłowi o sobie, Maćku, mamie, żyrowaniu przez nią pożyczki, długu, wreszcie o komputerze, na który pieniądze przysłała Leśkiewiczowa, i o zaproszeniu, z którego Małgosia skorzystała, by teraz w wakacje znaleźć się w Nowym Jorku. Z dala od wszystkich bliskich. Bez jakiejkolwiek życzliwej duszy, która poszłaby z nią zwiedzać muzea na Manhattanie lub po prostu spacerować po Central Parku.

– A co cię interesuje? – spytał Paweł i przysunął do komputera drugie krzesło.

– Wszystko – odpowiedziała Małgosia.

– Zobacz… jest taka strona o Nowym Jorku i możesz na niej znaleźć wszystko… – mówił spokojnie Paweł, wpisując w przeglądarkę adres www.nyc.com.

* * *

Właśnie tak się poznali. W sumie dzięki Matyldzie, choć Małgosia wolała myśleć, że to dzięki ciotce Leśkiewiczowej. Zwłaszcza że od czasu tego party u Tomka Matylda stała się dla niej jeszcze bardziej niemiła. Nic dziwnego… Paweł opowiedział Małgosi o tym, że rozbiła jego poprzedni związek, posługując się podstępem i kłamstwem tylko po to, by zostać jego dziewczyną.

Troja podobała się obojgu. Zrobione z wielkim rozmachem sceny bitwy po prostu ich urzekły. Wracali z kina, dyskutując o tym, co widzieli. Wprawdzie Małgosia kilkukrotnie musiała prosić Pawła o przetłumaczenie słów, ale w sumie była dumna z siebie i swojego angielskiego. Całkiem nieźle zrozumiała film.

Wracali pieszo. Na dworze było już ciemno, tylko w oknach paliły się światła. Małgosia zdążyła się przyzwyczaić, że tu zmierzch zapada o wiele szybciej niż w Warszawie. Ostatnio często wracała z Pawłem o tej porze. Dzięki niemu sporo zobaczyła, choć nadal nie wszystko. Niby Paweł pokazywał jej najróżniejsze miejsca w Nowym Jorku i poza metropolią, ale w końcu Ameryka to wielki kraj. A Małgosia przyjechała tylko na dwa miesiące. Tymczasem koniec wakacji zbliżał się wielkimi krokami.

– Jutro pojedziemy do West Point – zapowiedział Paweł, kiedy stanęli pod drzwiami domu ciotki. – To akademia wojskowa, gdzie był nawet Kościuszko. Ma tam swój pomnik. Warto go zobaczyć.

– Nie wiem, czy tak warto – zaśmiała się Małgosia. – Kościuszko był strasznie brzydki.

– Brzydki?

– Miał kaczy nos.

– Przecież kaczki nie mają nosa.

– Ale tak się mówi.

– A ja jaki mam? – spytał Paweł i przysunął swoją twarz do Małgosi, robiąc przy tym głupią minę.

– Całkiem zgrabny – odparła ze śmiechem.

– To poczekaj, teraz ja twój obejrzę! Może ty masz kaczy. – Paweł ujął twarz Małgosi w dłonie i zanim zorientowała się, co się dzieje, delikatnie musnął wargami jej usta.

– Nie, nie… przestań – szepnęła Małgosia i odsunęła się od Pawła. – Ja nie mogę… nie mogę.

– Przepraszam. Zapomniałem się. Ja po prostu… Nie spotkałem wcześniej takiej dziewczyny jak ty.

– Coś ty…

– Tu są same pustaki zachłyśnięte Ameryką.

– A ty? Ty się nie zachłystujesz? Przed chwilą zachwalałeś West Point. – Małgosia starała się obrócić wszystko w żart.

– Bo współtworzył go Kościuszko!

– Z kaczym nosem!

Ale Paweł milczał. Odezwał się dopiero po chwili.

– Ja nie chciałem tu jechać. Do Ameryki. Moi rodzice chcieli.

– Rozumiem – powiedziała cicho Małgosia.

– Nie rozumiesz – żachnął się. – Ty stąd zaraz odjedziesz. A ja zostanę. Maciek to szczęściarz, że ciebie ma. Niedawno myślałem, że oddałbym wszystko za to, by znowu być w Polsce. By móc z kumplami pójść do kina na polski film i mieć przy sobie dziewczynę, która myśli o czymś więcej niż tylko o tym, jak się zamerykanizować. Oddałbym wszystko, byś to ty była tą dziewczyną. I wkurza mnie, że za tydzień ciebie tu nie będzie i że pewnie nigdy więcej się nie spotkamy.

Małgosi serce biło jak młot. Jakże chciałaby nie słyszeć tych słów. Jakże chciałaby nie czuć tego, co czuła. Bo słowa Pawła bolały, ale i cieszyły. A to, że cieszyły, sprawiało, że czuła się nie w porządku wobec Maćka. „Rany! Co się ze mną dzieje!” – myślała, starając się nie patrzeć w miodowe oczy Pawła.

Stali przez chwilę w milczeniu, aż wreszcie Małgosię z kłopotliwej sytuacji wybawił głos ciotki, która wyjrzała przez okno i zawołała:

– Małgosia! Wchodź na górę. Telefon z Polski.

To był Maciek. Kupił specjalną kartę, by zadzwonić do niej po powrocie z obozu. Jakże ucieszyła się, słysząc jego głos w słuchawce. Gadali dobre dwadzieścia minut. Tak jakby nie było tych prawie dwóch miesięcy rozłąki. Wszystkie niepokojące myśli zniknęły. Dlatego kiedy następnego dnia rano Małgosia obudziła się, zadzwoniła do Pawła.

– Wiesz co? Nie gniewaj się. Nie jedźmy do West Point. Nie jedźmy nigdzie. Nie chcę, żebyśmy się więcej spotykali. Przepraszam.

I nie czekając na jego reakcję, odłożyła słuchawkę.

Learn languages from TV shows, movies, news, articles and more! Try LingQ for FREE