×

Usamos cookies para ayudar a mejorar LingQ. Al visitar este sitio, aceptas nuestras politicas de cookie.


image

Emigracja - Malcolm XD, Sejf

Sejf

Pewnego dnia, po około dwóch tygodniach mieszkania na squacie, wróciłem z pracy jako ostatni, bo trafiłem jeszcze kilka kursów jeden po drugim, podczas gdy Stomil nie miał tyle szczęścia i dwie godziny wcześniej zawinął do domu. Najpierw wiozłem starsze małżeństwo spod National Gallery na Euston Road, a potem dwie panny z tego Euston do pubu koło katedry St. Paul's. W tym pubie był jakiś melanż firmowy i jak dowiozłem te dziewczyny, to ich koledzy z pracy wsadzili mi na rikszę jakiegoś swojego ziomka, który zdążył zezgonować, zanim w ogóle dzierlatki przyszły. Taksówa go nie chciała wziąć, bo się porzigoł, a na rikszy to mniejszy problem niż w taxi, bo nie ma szyb i drzwi, więc na bieżąco się wietrzy. Ci jego koleżkowie poprosili, żebym go zawiózł na Piccadilly Circus, a oni w tym czasie tam dojadą taksówką (bo widać to tacy koledzy, że też nie chcieli z nim jechać), odbiorą go na miejscu i mi zapłacą 40 funtów. Wszystko się udało, typek przespał całą drogę na tylnej kanapie, a oni zgodnie z obietnicą tam czekali. Potem musiałem jeszcze zjechać stamtąd na bazę, co zajęło kolejne 20 minut, a potem jeszcze do domu z dwoma przesiadkami nocnym autobusem. Byłem więc na naszym squacie koło trzeciej w nocy. Wbiłem jeszcze do kuchni zjeść jakieś resztki wegańskiego obiadu, które zazwyczaj zostawiały mi Ebba i Ebba. Jem, jem, jem i słyszę jakieś dziwne odgłosy z okolic podłogi, takie jednostajne SZURU-BURU-SZURU-BURU. Mam coś takiego z głową, że nie zaznam spokoju, dopóki nie odnajdę źródła takiego dźwięku i go nie zneutralizuję. Zacząłem więc łazić na kuckach po kuchni i szukać, co to może być. Dźwięk zaprowadził mnie do salonu, a potem jeszcze dalej, aż do schodów do piwnicy. Wtedy mnie olśniło, że rozwiązanie jest pewnie najbardziej oczywiste, żeby nie powiedzieć, że zwyczajnie banalne. Pewnie to te słynne myszy harcują, bo to właśnie takie rzeczy się zazwyczaj w piwnicach dzieją po nocach, szczególnie w takich posiadłościach jak nasza. W salonie był kominek, a przy kominku były pogrzebacze, pogrzebaczo-szczotki, pogrzebaczo-szczypce i inne akcesoria kominkowe, więc jeden pogrzebacz wziąłem ze sobą, bo nie miałem pewności, ile tych myszy jest – jak mało, to mogę po prostu postraszyć, ale jak dużo, to mogłyby mnie zjeść, bo był już taki precedens historyczny.

Schodami na dół przemieszczałem się powolutku, na paluszkach, jak w jakimś horrorze, bo to SZURU-BURU robiło się coraz intensywniejsze. Stoję już na wejściu na basen i przez chwilę poczułem się dosyć niezręcznie, bo co ja mam do takich myszy powiedzieć, HALO? Wymyśliłem, że to jednak trzeba ostrzej, zapaliłem światło i w tym samym momencie groźnie uniosłem pogrzebacz i krzyknąłem NO CO JEST KURWA?! Z nadzieją, że myszy zrozumieją i uciekną. Zamiast tego stałem się świadkiem zjawiska niemal paranormalnego.

Na ścianach dookoła basenu były porozwieszane różne banery i grafiki, dla przyozdobienia naszej świetlicy. Na przykład z jednej strony JEDZENIE ZAMIAST BOMB, kawałek dalej LEGALIZE IT i tak dalej. Natomiast na ścianie naprzeciwko wejścia, czyli dokładnie po drugiej stronie basenu niż byłem ja, wisiała taka kwadratowa tkanina 2x2 metry, na której był namalowany ten prawdopodobnie azjatycki bóg, o którego była awantura w temacie zakresu swobód i wolności religijnych. W każdym razie, gdy tylko włączyłem światło, ten malunek boga zaczął się gwałtownie unosić, potem szarpać na boki, a potem zerwał się ze ściany i spierdolił prosto do basenu, aż plasnęło o kafelki, bo w tej głębszej części było z półtora metra wysokości. Mnie ze strachu zamurowało na dobre kilka sekund, aż spod tego leżącego na dnie wyschniętego basenu płótna nie zaczęły dochodzić jęki wskazujące, że pod nim jest człowiek. Podchodzę bliżej, pogrzebacz ciągle w gotowości, jakby to jednak było stado myszy, a tam spod materiału wyłania się Profesorek, jęcząc i trzymając się za ramię, bo widocznie nim uderzył o ziemię. Od razu na mnie naskakuje, że co ja robię, że ludzi straszę po nocy i że on chyba rękę przeze mnie złamał. Ja go zaczynam przepraszać i tłumaczę, że chciałem tylko myszy przepłoszyć, że nie wiedziałem, że to on, ale nagle patrzę, a on w tej obolałej ręce trzyma pilnik, a na głowę ma założoną taką latarkę-czołówkę. W tym momencie sobie myślę, hola hola, to on tutaj po ciemku coś kombinuje z pilnikiem na basenie o trzeciej w nocy, a ja się mam tłumaczyć? On widocznie po mojej mimice skminił, że coś mi zaczęło nie pasować, bo nagle zmienił ton na znacznie bardziej koleżeński, przestał sobie masować tę rękę i mówi, że HEHE DOBRA NIC WIELKIEGO SIĘ NIE STAŁO, CHODŹMY SPAĆ, BO JUŻ PÓŹNO JEST, A TY PO CAŁYM DNIU PRACY PEWNIE. To się zrobiło już podejrzane w opór, że jest taki miły. Rozglądam się po basenie i widzę, że coś jest nie tak ze ścianą, gdzie wcześniej wisiał ten niby Budda. Przyglądam się bliżej, a tam normalnie jeden kafelek, taki pół na pół metra, jest wyjebany ze ściany, a za nim centralnie kurwa najprawdziwszy sejf.

Nawet jak jeszcze byłem dzieckiem, to zawsze mi dobrze szły różne zagadki i łamigłówki z Kaczora Donalda, bo miałem taki zmysł detektywistyczny, więc w ułamku sekundy połączyłem ten pilnik w ręce, latarkę na głowie i sejf w ścianie w logicznie spójną całość. Jeżeli wy nie jesteście tacy bystrzy, to pokrótce powiem, że siedział jebany po nocy schowany za nie-Buddą i w ukryciu piłował, żeby okraść ten sejf, który jakoś musiał namierzyć. To do niego mówię OSZ TY KURWA! Niechcący powiedziałem po polsku, bo w oburzeniu się zapomniałem, ale z kontekstu chyba wszystko musiało być jasne, bo on zaczyna się gęsto tłumaczyć, że spokojnie, żebyśmy pogadali i on mi wszystko wytłumaczy. Mówię, no dobra, tylko żadnych sztuczek – bo wszyscy wielcy detektywi tak mówią.

BO WIDZISZ, SYTUACJA JEST TAKA, ŻE JA NA TYM SQUACIE MIESZKAM TYMCZASOWO. ZRESZTĄ PEWNIE TAK JAK TY, BO UMÓWMY SIĘ, ŻE OBYDWAJ JESTEŚMY LUDŹMI, KTÓRZY ZASŁUGUJĄ NA WIĘCEJ, TYLKO CHWILOWO SIĘ ZNALEŹLI W TRUDNEJ SYTUACJI. TY JESTEŚ W TAKIEJ SYTUACJI, ŻE JESTEŚ Z POLSKI, A JA JESTEM W TAKIEJ SYTUACJI, ŻE MNIE ŻONA WYRZUCIŁA Z DOMU.

TO NIE MOGŁEŚ SOBIE CZEGOŚ WYNAJĄĆ, JAK CI SIĘ SQUAT NIE PODOBA?

NO NIESPECJALNIE, BO MNIE NIE STAĆ, BO Z UCZELNI TEŻ MNIE CHWILOWO WYRZUCILI, W SENSIE ZAWIESILI, ZRESZTĄ Z TEGO SAMEGO POWODU, CO Z DOMU.

CZYLI JAKIEGO?

NO BO MNIE JEDNA STUDENTKA OSKARŻYŁA, ŻE JĄ WYMACAŁEM.

Myślę sobie, ohoho, to ładny zwrot fabuły tu nam następuje w tej całej historii Profesorka. Jako człowiek o udowodnionych predyspozycjach detektywistyczno-śledczych zaczynam drążyć temat.

A JEŻELI MOGĘ ZAPYTAĆ, TO ZA CO WYMACAŁEŚ?

JAK TO ZA CO?

NO Z PRZODU CZY Z TYŁU?

JESTEM CAŁKOWICIE NIEWINNY, A TE OSKARŻENIA SĄ FORMĄ REWANŻU ZA NIEZALICZENIE EGZAMINU, KTÓRE MAJĄ ZRUJNOWAĆ MOJĄ ŚWIETNIE ROZWIJAJĄCĄ SIĘ KARIERĘ AKADEMICKĄ. ALE TAK OGÓLNIE TO ZA DUPĘ. WIĘC SŁUCHAJ MŁODY, JEŻELI MOGĘ SIĘ TAK DO CIEBIE ZWRACAĆ, PROPONUJĘ NASTĘPUJĄCE ROZWIĄZANIE TEJ SYTUACJI. TACY LUDZIE JAK MY, MUSZĄ SOBIE POMAGAĆ…

W głowie sobie mówię, żeby nas tak do siebie nie porównywał, bo ja w swoim życiu nikogo za dupę nie trzymałem, nawet za czyjąś zgodą – nawet tej dziewczyny, co z nią byłem dwa razy w gimnazjum i liceum – a co dopiero przy jej braku. No ale czekam, aż padnie intratna propozycja korupcyjna, bo to było kwestią czasu.

BO WIDZISZ, JAK MOŻESZ SIĘ DOMYŚLAĆ, JA ROZPACZLIWIE POTRZEBUJĘ PIENIĘDZY NA ADWOKATÓW, BO INACZEJ ŻONA MNIE PUŚCI Z TORBAMI I BĘDĘ MUSIAŁ NA TYM PIERDOLNIKU Z TYMI DEBILAMI MIESZKAĆ DO KOŃCA ŻYCIA. NO ALE SZCZĘŚCIE SIĘ DO MNIE UŚMIECHNĘŁO I JAK KIEDYŚ TU SAM SIEDZIAŁEM, PIŁEM BROWARY I MEDYTOWAŁEM, TO NAGLE PŁYTKA SIĘ ZE ŚCIANY ODKLEIŁA I JEBŁA O ZIEMIĘ, A TAM POD NIĄ TEN SEJF. NO KURWA ZNAK OD LOSU.

No nie da się ukryć.

WIĘC WZIĄŁEM TO SZYBKO ZASŁONIŁEM TYM MALUNKIEM Z BUDDO, KUPIŁEM SPRZĘTU BUDOWLANEGO I OD DWÓCH TYGODNI PO NOCY PIŁUJĘ. MOJA PROPOZYCJA JEST TAKA, ŻE TY SIEDZISZ CICHO, DZISIAJ W NOCY PIŁUJEMY JUŻ DO KOŃCA, BO TE ZAWIASY ZARAZ PUSZCZĄ, I OTWIERAMY. WIESZ CZŁOWIEKU, CO MOŻE W TAKIM SEJFIE ROSYJSKIEGO OLIGARCHY BYĆ? SZTABY ZŁOTA, BIŻUTERIA, DROGOCENNE OBRAZY, A MOŻE NAWET TE SŁYNNE JAJKA FABERGÉ OD RODZINY CARSKIEJ Z SANKT PETERSBURGA.

Mi się aż oczy zaświeciły, bo kiedyś widziałem program w telewizji o tych jajkach i podobno jedno jest warte 10 milionów dolarów, a co dopiero jak by cała wytłoczka ich była. W takim razie dobra, wchodzę w to. A on, że zajebiście, że w takim razie ze wszystkiego, co w środku znajdziemy, to dla mnie będzie 5%. Ja mówię, co kurwa? 50% chyba chciałeś powiedzieć. A on, że nie, że nie chciał, że on tu od dwóch tygodni po nocach piłuje, a ja sobie przyszedłem już praktycznie na gotowe. Dla mnie te 5% to było, jakby ktoś mi w mordę napluł, jakbym z jajka Fabergé dostał tylko zabawkę-niespodziankę i to też jakąś chujową. Przystępujemy więc do gorączkowych negocjacji szeptem, które trwały z 15 minut. Po tym czasie moja oferta stanęła na 45%, a jego na 8,5%. Patrząc na tę rozbieżność, stawało się jasne, że zbyt szybko się nie dogadamy. A nagle Profesorek mówi, że on w takim razie się poddaje, bo jestem dla niego zbyt twardym negocjatorem i on mi oddaje swój pilnik do piłowania sejfu i uznaje mój triumf i podzielimy się tak, jak ja zdecyduję, że będzie sprawiedliwie. No to ja mówię NO, biorę ten pilnik, a on w tym momencie zaczyna drzeć mordę na cały dom POMOCY, POMOCY WSZYSCY DO PIWNICY SZYBKO POMOCY, POMOCY. Ja w szoku, mówię do niego ty, na dekiel ci jebło? Przecież teraz wszyscy tu przylecą i zobaczą, że sejf chciałeś okraść w tajemnicy. A on mówi, że to ja chciałem okraść, a on mnie złapał na gorącym uczynku i ostrzegł wspólnotę, która z pewnością za ten szlachetny i uczciwy czyn przegłosuje, żeby nagrodzić go większym udziałem w łupach. Popatrzyłem po sobie i faktycznie, stoję nad ranem w piwnicy niedaleko sejfu z pilnikiem w jednej ręce, a pogrzebaczem w drugiej. Więc mu mówię, że ja jednak wcale nie chce tego jego pilnika, żeby go sobie zabrał, i mu go wciskam z powrotem do ręki. On się go oczywiście wypiera, ręce zacisnął w pięści i schował za siebie. To go zachodzę od tyłu, żeby mieć dojście do tych rąk, a on zaczyna uciekać po basenie, więc ja biegiem za nim, żeby mu to przymusem oddać. A tu nagle patrzę, a nad basenem już stoją wszyscy nasi współlokatorzy, w dodatku uzbrojeni w co kto miał, bo myśleli, że jest napad na squat, bo podobno zanim my się wprowadziliśmy, to już raz ich naziole zaatakowali, bo oni nie lubią takich ludzi jak my, czyli Ugandyjczyków, Szkotów, Polaków i doktorantów.

Zaraz wszyscy zeszli do basenu, uformowany został Krąg Dialogu, który jak zwykle rozpoczął Profesorek, mówiąc, że poszedł do kuchni sobie kanapkę zrobić, usłyszał hałasy z piwnicy, zszedł na basen, a tu nie dosyć, że ja rabuję ukryty sejf, o którym nikt z nas nie wiedział, to jeszcze po złości zbezcześciłem Buddę, bo nie mogłem się pogodzić, że przegrałem kiedyś demokratyczne głosowanie na jego temat. Ja opowiadam, że to wszystko jest nieprawda i było dokładnie odwrotnie, a w dodatku, czy kolektyw wie, że Profesorek jest oskarżony o zmacanie studentki po dupie i tylko dlatego tu mieszka. A jeszcze w dodatku mówił, że nasz squat to jest PIERDOLNIK, a mieszkańcy to są DEBILE. Jedna Szwedka pyta, czy to prawda z tym macaniem, a Profesorek kłamie, że oczywista nieprawda, że ja to teraz na poczekaniu wymyśliłem, żeby zasłonić motywowane chciwością obrabowanie sejfu w tajemnicy przed kolektywem i w dodatku zrujnować jego świetnie rozwijającą się karierę aktywisty-squattera.

Słowo przeciwko słowu, zaraz doszło do głosowania, każdy głos policzony przez przemnożnik, potem podzielony przez podzielnik i, jak możecie się domyślić, wyszło tak, że 64,3% osób było za opcją przeciwko temu, żeby pozostałe 45,7% było za tym, żebym ja mógł nadal pozostawać członkiem kolektywu. Po policzeniu głosów i ogłoszeniu wyniku przez Profesorka zapadło z 30 sekund ciszy, bo każdy musiał przekminić, co to oznacza. Stomil, dobry kolega, jak w końcu zrozumiał, to położył się na środku Kręgu Dialogu jak Reytan na obrazie i powiedział, że jeżeli ja mam wypierdalać, to on też. W tej sytuacji przeprowadzono kolejne głosowanie, w którym 72,1% uprawnionych zdecydowało, że on też.

Po tych wszystkich awanturach i głosowaniach zrobiła się już prawie 7 rano, więc po prostu poszliśmy na górę spakować swoje rzeczy i elo. Na koniec właściwie wszyscy z wyjątkiem Profesorka nam mówili, że szkoda, że się musimy wyprowadzić. Nam też było szkoda, bo już trochę się z nimi zaziomowaliśmy. Na szczęście przynajmniej z Rafałelem mieliśmy jeszcze widywać się w pracy na rikszach. Swoją drogą kilka dni później to właśnie on powiedział nam, że jak w końcu kolektywnie i komisyjnie otworzyli sejf, to okazało się, że w środku były klapki, okularki pływackie i czepek – czego zresztą można było się spodziewać.

Stanęliśmy na ulicy pod squatem, już drugi – a w przypadku Stomila nawet trzeci – raz pozbawieni dachu nad głową. Tym razem nasza sytuacja była jednak zdecydowanie mniej dramatyczna, a my bardzo dumni ze swojej zapobiegawczości w kwestii kwaterunku, objawiającej się tym, że na taką okoliczność mieliśmy przygotowane kilka zapasowych mieszkań. Najpierw zadzwoniliśmy do najfajniejszego z tych, które oglądaliśmy i które mieściło się na Camden Town. Okazało się niestety, że pokój został już wynajęty. W kolejnym mieszkaniu nikt nie odbierał, więc Stomil zaproponował, żebyśmy zadzwonili do takiego jednego, które on oglądał sam, a jak będzie wolne, to pojedziemy teraz razem, i jeżeli mi też się spodoba, to wynajmiemy. Dzwonimy, faktycznie jest wolne, właściciel mówi, że możemy przyjeżdżać nawet teraz, bo on jest tam na miejscu, bo jest dzień wolny sobota – jak się miało później okazać, w inny dni tygodnia również miał wolne.

Poszliśmy więc tam, gdzie wszystko się zaczęło, czyli na Victoria Station, skąd pojechaliśmy niebieską linią metra na stację Highbury&Islington, gdzie przesiadaliśmy się w OVERGROUND. Overground to, jak sama nazwa wskazuje, taki undeground, czyli metro, tylko jeżdżące nad ziemią zamiast pod nią. Po prostu pociąg, którym dotarliśmy do stacji Hackney Central.

Sejf

Pewnego dnia, po około dwóch tygodniach mieszkania na squacie, wróciłem z pracy jako ostatni, bo trafiłem jeszcze kilka kursów jeden po drugim, podczas gdy Stomil nie miał tyle szczęścia i dwie godziny wcześniej zawinął do domu. Najpierw wiozłem starsze małżeństwo spod National Gallery na Euston Road, a potem dwie panny z tego Euston do pubu koło katedry St. Paul's. W tym pubie był jakiś melanż firmowy i jak dowiozłem te dziewczyny, to ich koledzy z pracy wsadzili mi na rikszę jakiegoś swojego ziomka, który zdążył zezgonować, zanim w ogóle dzierlatki przyszły. Taksówa go nie chciała wziąć, bo się porzigoł, a na rikszy to mniejszy problem niż w taxi, bo nie ma szyb i drzwi, więc na bieżąco się wietrzy. Ci jego koleżkowie poprosili, żebym go zawiózł na Piccadilly Circus, a oni w tym czasie tam dojadą taksówką (bo widać to tacy koledzy, że też nie chcieli z nim jechać), odbiorą go na miejscu i mi zapłacą 40 funtów. Wszystko się udało, typek przespał całą drogę na tylnej kanapie, a oni zgodnie z obietnicą tam czekali. Potem musiałem jeszcze zjechać stamtąd na bazę, co zajęło kolejne 20 minut, a potem jeszcze do domu z dwoma przesiadkami nocnym autobusem. Byłem więc na naszym squacie koło trzeciej w nocy. Wbiłem jeszcze do kuchni zjeść jakieś resztki wegańskiego obiadu, które zazwyczaj zostawiały mi Ebba i Ebba. Jem, jem, jem i słyszę jakieś dziwne odgłosy z okolic podłogi, takie jednostajne SZURU-BURU-SZURU-BURU. Mam coś takiego z głową, że nie zaznam spokoju, dopóki nie odnajdę źródła takiego dźwięku i go nie zneutralizuję. Zacząłem więc łazić na kuckach po kuchni i szukać, co to może być. Dźwięk zaprowadził mnie do salonu, a potem jeszcze dalej, aż do schodów do piwnicy. The sound took me into the living room and then further down to the basement stairs. Wtedy mnie olśniło, że rozwiązanie jest pewnie najbardziej oczywiste, żeby nie powiedzieć, że zwyczajnie banalne. Pewnie to te słynne myszy harcują, bo to właśnie takie rzeczy się zazwyczaj w piwnicach dzieją po nocach, szczególnie w takich posiadłościach jak nasza. W salonie był kominek, a przy kominku były pogrzebacze, pogrzebaczo-szczotki, pogrzebaczo-szczypce i inne akcesoria kominkowe, więc jeden pogrzebacz wziąłem ze sobą, bo nie miałem pewności, ile tych myszy jest – jak mało, to mogę po prostu postraszyć, ale jak dużo, to mogłyby mnie zjeść, bo był już taki precedens historyczny.

Schodami na dół przemieszczałem się powolutku, na paluszkach, jak w jakimś horrorze, bo to SZURU-BURU robiło się coraz intensywniejsze. Stoję już na wejściu na basen i przez chwilę poczułem się dosyć niezręcznie, bo co ja mam do takich myszy powiedzieć, HALO? Wymyśliłem, że to jednak trzeba ostrzej, zapaliłem światło i w tym samym momencie groźnie uniosłem pogrzebacz i krzyknąłem NO CO JEST KURWA?! I thought it needed to be sharper, turned on the light and at the same time menacingly raised the poker and shouted WHAT THE FUCK?! Z nadzieją, że myszy zrozumieją i uciekną. Zamiast tego stałem się świadkiem zjawiska niemal paranormalnego.

Na ścianach dookoła basenu były porozwieszane różne banery i grafiki, dla przyozdobienia naszej świetlicy. Na przykład z jednej strony JEDZENIE ZAMIAST BOMB, kawałek dalej LEGALIZE IT i tak dalej. Natomiast na ścianie naprzeciwko wejścia, czyli dokładnie po drugiej stronie basenu niż byłem ja, wisiała taka kwadratowa tkanina 2x2 metry, na której był namalowany ten prawdopodobnie azjatycki bóg, o którego była awantura w temacie zakresu swobód i wolności religijnych. W każdym razie, gdy tylko włączyłem światło, ten malunek boga zaczął się gwałtownie unosić, potem szarpać na boki, a potem zerwał się ze ściany i spierdolił prosto do basenu, aż plasnęło o kafelki, bo w tej głębszej części było z półtora metra wysokości. Mnie ze strachu zamurowało na dobre kilka sekund, aż spod tego leżącego na dnie wyschniętego basenu płótna nie zaczęły dochodzić jęki wskazujące, że pod nim jest człowiek. Podchodzę bliżej, pogrzebacz ciągle w gotowości, jakby to jednak było stado myszy, a tam spod materiału wyłania się Profesorek, jęcząc i trzymając się za ramię, bo widocznie nim uderzył o ziemię. Od razu na mnie naskakuje, że co ja robię, że ludzi straszę po nocy i że on chyba rękę przeze mnie złamał. Ja go zaczynam przepraszać i tłumaczę, że chciałem tylko myszy przepłoszyć, że nie wiedziałem, że to on, ale nagle patrzę, a on w tej obolałej ręce trzyma pilnik, a na głowę ma założoną taką latarkę-czołówkę. W tym momencie sobie myślę, hola hola, to on tutaj po ciemku coś kombinuje z pilnikiem na basenie o trzeciej w nocy, a ja się mam tłumaczyć? On widocznie po mojej mimice skminił, że coś mi zaczęło nie pasować, bo nagle zmienił ton na znacznie bardziej koleżeński, przestał sobie masować tę rękę i mówi, że HEHE DOBRA NIC WIELKIEGO SIĘ NIE STAŁO, CHODŹMY SPAĆ, BO JUŻ PÓŹNO JEST, A TY PO CAŁYM DNIU PRACY PEWNIE. To się zrobiło już podejrzane w opór, że jest taki miły. Rozglądam się po basenie i widzę, że coś jest nie tak ze ścianą, gdzie wcześniej wisiał ten niby Budda. Przyglądam się bliżej, a tam normalnie jeden kafelek, taki pół na pół metra, jest wyjebany ze ściany, a za nim centralnie kurwa najprawdziwszy sejf.

Nawet jak jeszcze byłem dzieckiem, to zawsze mi dobrze szły różne zagadki i łamigłówki z Kaczora Donalda, bo miałem taki zmysł detektywistyczny, więc w ułamku sekundy połączyłem ten pilnik w ręce, latarkę na głowie i sejf w ścianie w logicznie spójną całość. Jeżeli wy nie jesteście tacy bystrzy, to pokrótce powiem, że siedział jebany po nocy schowany za nie-Buddą i w ukryciu piłował, żeby okraść ten sejf, który jakoś musiał namierzyć. To do niego mówię OSZ TY KURWA! Niechcący powiedziałem po polsku, bo w oburzeniu się zapomniałem, ale z kontekstu chyba wszystko musiało być jasne, bo on zaczyna się gęsto tłumaczyć, że spokojnie, żebyśmy pogadali i on mi wszystko wytłumaczy. Mówię, no dobra, tylko żadnych sztuczek – bo wszyscy wielcy detektywi tak mówią.

BO WIDZISZ, SYTUACJA JEST TAKA, ŻE JA NA TYM SQUACIE MIESZKAM TYMCZASOWO. ZRESZTĄ PEWNIE TAK JAK TY, BO UMÓWMY SIĘ, ŻE OBYDWAJ JESTEŚMY LUDŹMI, KTÓRZY ZASŁUGUJĄ NA WIĘCEJ, TYLKO CHWILOWO SIĘ ZNALEŹLI W TRUDNEJ SYTUACJI. TY JESTEŚ W TAKIEJ SYTUACJI, ŻE JESTEŚ Z POLSKI, A JA JESTEM W TAKIEJ SYTUACJI, ŻE MNIE ŻONA WYRZUCIŁA Z DOMU.

TO NIE MOGŁEŚ SOBIE CZEGOŚ WYNAJĄĆ, JAK CI SIĘ SQUAT NIE PODOBA?

NO NIESPECJALNIE, BO MNIE NIE STAĆ, BO Z UCZELNI TEŻ MNIE CHWILOWO WYRZUCILI, W SENSIE ZAWIESILI, ZRESZTĄ Z TEGO SAMEGO POWODU, CO Z DOMU.

CZYLI JAKIEGO?

NO BO MNIE JEDNA STUDENTKA OSKARŻYŁA, ŻE JĄ WYMACAŁEM.

Myślę sobie, ohoho, to ładny zwrot fabuły tu nam następuje w tej całej historii Profesorka. I'm thinking, ohhoho, this is a nice plot twist here in this whole story of the Professor. Jako człowiek o udowodnionych predyspozycjach detektywistyczno-śledczych zaczynam drążyć temat.

A JEŻELI MOGĘ ZAPYTAĆ, TO ZA CO WYMACAŁEŚ?

JAK TO ZA CO?

NO Z PRZODU CZY Z TYŁU?

JESTEM CAŁKOWICIE NIEWINNY, A TE OSKARŻENIA SĄ FORMĄ REWANŻU ZA NIEZALICZENIE EGZAMINU, KTÓRE MAJĄ ZRUJNOWAĆ MOJĄ ŚWIETNIE ROZWIJAJĄCĄ SIĘ KARIERĘ AKADEMICKĄ. ALE TAK OGÓLNIE TO ZA DUPĘ. WIĘC SŁUCHAJ MŁODY, JEŻELI MOGĘ SIĘ TAK DO CIEBIE ZWRACAĆ, PROPONUJĘ NASTĘPUJĄCE ROZWIĄZANIE TEJ SYTUACJI. TACY LUDZIE JAK MY, MUSZĄ SOBIE POMAGAĆ…

W głowie sobie mówię, żeby nas tak do siebie nie porównywał, bo ja w swoim życiu nikogo za dupę nie trzymałem, nawet za czyjąś zgodą – nawet tej dziewczyny, co z nią byłem dwa razy w gimnazjum i liceum – a co dopiero przy jej braku. No ale czekam, aż padnie intratna propozycja korupcyjna, bo to było kwestią czasu.

BO WIDZISZ, JAK MOŻESZ SIĘ DOMYŚLAĆ, JA ROZPACZLIWIE POTRZEBUJĘ PIENIĘDZY NA ADWOKATÓW, BO INACZEJ ŻONA MNIE PUŚCI Z TORBAMI I BĘDĘ MUSIAŁ NA TYM PIERDOLNIKU Z TYMI DEBILAMI MIESZKAĆ DO KOŃCA ŻYCIA. NO ALE SZCZĘŚCIE SIĘ DO MNIE UŚMIECHNĘŁO I JAK KIEDYŚ TU SAM SIEDZIAŁEM, PIŁEM BROWARY I MEDYTOWAŁEM, TO NAGLE PŁYTKA SIĘ ZE ŚCIANY ODKLEIŁA I JEBŁA O ZIEMIĘ, A TAM POD NIĄ TEN SEJF. NO KURWA ZNAK OD LOSU.

No nie da się ukryć.

WIĘC WZIĄŁEM TO SZYBKO ZASŁONIŁEM TYM MALUNKIEM Z BUDDO, KUPIŁEM SPRZĘTU BUDOWLANEGO I OD DWÓCH TYGODNI PO NOCY PIŁUJĘ. MOJA PROPOZYCJA JEST TAKA, ŻE TY SIEDZISZ CICHO, DZISIAJ W NOCY PIŁUJEMY JUŻ DO KOŃCA, BO TE ZAWIASY ZARAZ PUSZCZĄ, I OTWIERAMY. WIESZ CZŁOWIEKU, CO MOŻE W TAKIM SEJFIE ROSYJSKIEGO OLIGARCHY BYĆ? SZTABY ZŁOTA, BIŻUTERIA, DROGOCENNE OBRAZY, A MOŻE NAWET TE SŁYNNE JAJKA FABERGÉ OD RODZINY CARSKIEJ Z SANKT PETERSBURGA.

Mi się aż oczy zaświeciły, bo kiedyś widziałem program w telewizji o tych jajkach i podobno jedno jest warte 10 milionów dolarów, a co dopiero jak by cała wytłoczka ich była. My eyes lit up because I once saw a TV program about these eggs and apparently one is worth 10 million dollars, let alone a whole carcass of them. W takim razie dobra, wchodzę w to. A on, że zajebiście, że w takim razie ze wszystkiego, co w środku znajdziemy, to dla mnie będzie 5%. Ja mówię, co kurwa? 50% chyba chciałeś powiedzieć. 50% I think you meant to say. A on, że nie, że nie chciał, że on tu od dwóch tygodni po nocach piłuje, a ja sobie przyszedłem już praktycznie na gotowe. And he said no, that he didn't want to, that he's been sawing here for two weeks at night, and I came almost ready. Dla mnie te 5% to było, jakby ktoś mi w mordę napluł, jakbym z jajka Fabergé dostał tylko zabawkę-niespodziankę i to też jakąś chujową. For me, this 5% was like someone had spit in my mouth, as if I had only gotten a surprise toy out of a Fabergé egg, and a shitty one too. Przystępujemy więc do gorączkowych negocjacji szeptem, które trwały z 15 minut. So we proceed to feverish negotiations in whispers, which lasted about 15 minutes. Po tym czasie moja oferta stanęła na 45%, a jego na 8,5%. After this time, my offer stood at 45%, and his at 8.5%. Patrząc na tę rozbieżność, stawało się jasne, że zbyt szybko się nie dogadamy. A nagle Profesorek mówi, że on w takim razie się poddaje, bo jestem dla niego zbyt twardym negocjatorem i on mi oddaje swój pilnik do piłowania sejfu i uznaje mój triumf i podzielimy się tak, jak ja zdecyduję, że będzie sprawiedliwie. No to ja mówię NO, biorę ten pilnik, a on w tym momencie zaczyna drzeć mordę na cały dom POMOCY, POMOCY WSZYSCY DO PIWNICY SZYBKO POMOCY, POMOCY. So I say NO, I take this file, and at that moment he starts yelling at the whole house HELP, HELP, EVERYONE TO THE BASEMENT QUICKLY HELP, HELP. Ja w szoku, mówię do niego ty, na dekiel ci jebło? Przecież teraz wszyscy tu przylecą i zobaczą, że sejf chciałeś okraść w tajemnicy. After all, now everyone will come here and see that you wanted to rob the safe in secret. A on mówi, że to ja chciałem okraść, a on mnie złapał na gorącym uczynku i ostrzegł wspólnotę, która z pewnością za ten szlachetny i uczciwy czyn przegłosuje, żeby nagrodzić go większym udziałem w łupach. Popatrzyłem po sobie i faktycznie, stoję nad ranem w piwnicy niedaleko sejfu z pilnikiem w jednej ręce, a pogrzebaczem w drugiej. Więc mu mówię, że ja jednak wcale nie chce tego jego pilnika, żeby go sobie zabrał, i mu go wciskam z powrotem do ręki. On się go oczywiście wypiera, ręce zacisnął w pięści i schował za siebie. To go zachodzę od tyłu, żeby mieć dojście do tych rąk, a on zaczyna uciekać po basenie, więc ja biegiem za nim, żeby mu to przymusem oddać. A tu nagle patrzę, a nad basenem już stoją wszyscy nasi współlokatorzy, w dodatku uzbrojeni w co kto miał, bo myśleli, że jest napad na squat, bo podobno zanim my się wprowadziliśmy, to już raz ich naziole zaatakowali, bo oni nie lubią takich ludzi jak my, czyli Ugandyjczyków, Szkotów, Polaków i doktorantów.

Zaraz wszyscy zeszli do basenu, uformowany został Krąg Dialogu, który jak zwykle rozpoczął Profesorek, mówiąc, że poszedł do kuchni sobie kanapkę zrobić, usłyszał hałasy z piwnicy, zszedł na basen, a tu nie dosyć, że ja rabuję ukryty sejf, o którym nikt z nas nie wiedział, to jeszcze po złości zbezcześciłem Buddę, bo nie mogłem się pogodzić, że przegrałem kiedyś demokratyczne głosowanie na jego temat. Ja opowiadam, że to wszystko jest nieprawda i było dokładnie odwrotnie, a w dodatku, czy kolektyw wie, że Profesorek jest oskarżony o zmacanie studentki po dupie i tylko dlatego tu mieszka. A jeszcze w dodatku mówił, że nasz squat to jest PIERDOLNIK, a mieszkańcy to są DEBILE. Jedna Szwedka pyta, czy to prawda z tym macaniem, a Profesorek kłamie, że oczywista nieprawda, że ja to teraz na poczekaniu wymyśliłem, żeby zasłonić motywowane chciwością obrabowanie sejfu w tajemnicy przed kolektywem i w dodatku zrujnować jego świetnie rozwijającą się karierę aktywisty-squattera.

Słowo przeciwko słowu, zaraz doszło do głosowania, każdy głos policzony przez przemnożnik, potem podzielony przez podzielnik i, jak możecie się domyślić, wyszło tak, że 64,3% osób było za opcją przeciwko temu, żeby pozostałe 45,7% było za tym, żebym ja mógł nadal pozostawać członkiem kolektywu. Po policzeniu głosów i ogłoszeniu wyniku przez Profesorka zapadło z 30 sekund ciszy, bo każdy musiał przekminić, co to oznacza. Stomil, dobry kolega, jak w końcu zrozumiał, to położył się na środku Kręgu Dialogu jak Reytan na obrazie i powiedział, że jeżeli ja mam wypierdalać, to on też. W tej sytuacji przeprowadzono kolejne głosowanie, w którym 72,1% uprawnionych zdecydowało, że on też.

Po tych wszystkich awanturach i głosowaniach zrobiła się już prawie 7 rano, więc po prostu poszliśmy na górę spakować swoje rzeczy i elo. Na koniec właściwie wszyscy z wyjątkiem Profesorka nam mówili, że szkoda, że się musimy wyprowadzić. Nam też było szkoda, bo już trochę się z nimi zaziomowaliśmy. Na szczęście przynajmniej z Rafałelem mieliśmy jeszcze widywać się w pracy na rikszach. Swoją drogą kilka dni później to właśnie on powiedział nam, że jak w końcu kolektywnie i komisyjnie otworzyli sejf, to okazało się, że w środku były klapki, okularki pływackie i czepek – czego zresztą można było się spodziewać.

Stanęliśmy na ulicy pod squatem, już drugi – a w przypadku Stomila nawet trzeci – raz pozbawieni dachu nad głową. Tym razem nasza sytuacja była jednak zdecydowanie mniej dramatyczna, a my bardzo dumni ze swojej zapobiegawczości w kwestii kwaterunku, objawiającej się tym, że na taką okoliczność mieliśmy przygotowane kilka zapasowych mieszkań. Najpierw zadzwoniliśmy do najfajniejszego z tych, które oglądaliśmy i które mieściło się na Camden Town. Okazało się niestety, że pokój został już wynajęty. W kolejnym mieszkaniu nikt nie odbierał, więc Stomil zaproponował, żebyśmy zadzwonili do takiego jednego, które on oglądał sam, a jak będzie wolne, to pojedziemy teraz razem, i jeżeli mi też się spodoba, to wynajmiemy. Dzwonimy, faktycznie jest wolne, właściciel mówi, że możemy przyjeżdżać nawet teraz, bo on jest tam na miejscu, bo jest dzień wolny sobota – jak się miało później okazać, w inny dni tygodnia również miał wolne.

Poszliśmy więc tam, gdzie wszystko się zaczęło, czyli na Victoria Station, skąd pojechaliśmy niebieską linią metra na stację Highbury&Islington, gdzie przesiadaliśmy się w OVERGROUND. Overground to, jak sama nazwa wskazuje, taki undeground, czyli metro, tylko jeżdżące nad ziemią zamiast pod nią. Po prostu pociąg, którym dotarliśmy do stacji Hackney Central.