×

Usamos cookies para ayudar a mejorar LingQ. Al visitar este sitio, aceptas nuestras politicas de cookie.


image

Emigracja - Malcolm XD, Kamper (2)

Kamper (2)

Po chwili z kampera wyszedł jeden z tych tarczowników z naszymi dokumentami, które zostały w środku, i dał je dowódcy, ale musiał biegiem wracać do środka, bo jego kolega zaczął coś krzyczeć – po odgłosach wnioskowałem, że go tarcza przygniotła. W tym czasie policjanci zaczęli oglądać dokumenty z każdej strony, aż w końcu pytają NO ARAB? Więc im tłumaczę, że NO, I AM POLISH AND THEM POLISH-CYGANIE. To policjanci dopytują CIHUNERS?, to ja potwierdzam, że no tak, Cyganie, przecież mówię. Jak to usłyszeli, to momentalnie nas podnieśli z ziemi i zaczęli przepraszać i otrzepywać z kurzu. Że oni nie wiedzieli, że pomyłka taka i spodziewali się zupełnie czego innego. Mi też się wtedy zrobiło głupio, że o Szukim i Wano już miałem najgorsze myśli, ale przynajmniej nie musiałem się publicznie kajać, bo nikogo nie rzucałem na asfalt, tylko tak sobie myślałem w głowie. Policjanci zawołali też tych dwóch dziadków ze środka, którzy wyszli stamtąd ostatkiem sił, bo było samo południe i kamper się w środku zajebiście nagrzał, a oni jeszcze musieli w jego wąskiej przestrzeni dźwigać tę tarczę ochronną. Wtedy dowódca przystąpił do tłumaczenia, że my nie wiemy, jak to jest mieszkać w takim małym mieście 10 000–19 999 mieszkańców. To my mówimy, że wiemy, bo sami z takich pochodzimy. To on mówi, że może i tak, ale w Polsce, dużym kraju, a oni nie dosyć, że z małego miasta, to jeszcze w kraju o skromnym zaludnieniu i obszarze geograficznym. Że tu u nich to się centralnie nic nie dzieje, że ich jest wszystkiego łącznie 4 policjantów i tych dwóch emerytów z Rezerwy Obywatelskiej czy czegoś takiego. Szuki zwrócił uwagę, że jeszcze pies, to jeden policjant mówi, że pies to jest jego prywatny, nieposiadający żadnych zdolności kryminalistycznych, tylko on go nie może samego zostawiać w domu, bo gryzie kanapę. Żebyśmy mieli trochę zrozumienia dla ich sytuacji, bo u nich w mieście średnia arytmetyczna wieku to jest 58 lat i nie ma ani przestępczości, ani w ogóle niczego godnego uwagi. Dwa miesiące temu mieli zgłoszenie, że kobieta torebkę ukradła ze sklepu, to w toku śledztwa wyszło, że to była jej własna, z którą do sklepu przyszła, a w domu to nawet na nią miała paragon fiskalny, co go zachowała w celach gwarancyjnych. Kiedyś to jeszcze był coffee shop i przyjeżdżała młodzież z nieodległej Belgii i Niemiec się zabawić, to jeszcze coś tam do roboty mieli. A to ktoś butlę po piwie rzucił, a to oddał mocz na ulicy, ale rok temu rada miasta przegłosowała, że w coffee shopie można sprzedawać tylko obywatelom holenderskim i zbankrutował.

Ja mówię, dobra, ale co to ma z nami wspólnego? No to oni zakłopotani zaczynają tłumaczyć, że co chwilę się słyszy, że gdzieś był jakiś zamach terrorystyczny: a to w Nowym Jorku, a to w Paryżu, a to Londynie czy Madrycie, takich różnych ekskluzywnych miejscach, centralnych ośrodkach kulturalno-gospodarczych. Więc oni pomyśleli, że jak by przypadkiem u nich taki zamach był, to by było coś. Że oczywiście nie są jacyś pojebani, że by chcieli, żeby ktoś w nim zginął, tylko taki bardziej symboliczny, żeby jakąś fontannę wysadzili, może tak skromniej nawet, że ławkę w parku czy coś takiego, to już i tak powinno wystarczyć, żeby oczy całego świata się zwróciły na ich miasteczko, a rząd to by na pewno przeznaczył jakieś dodatkowe środki. Natomiast oni są niestety realistami i zdają sobie sprawę, a i my pewnie ich zrozumiemy, że jak taki terrorysta ma do wyboru całą Europę i może sobie zrobić zamach pod bazyliką św. Piotra czy pod wieżą Eiffla albo Parlamentem Europejskim, to raczej marne szanse, żeby się zdecydował akurat na miejscowość formatu 10 000–19 999 mieszkańców jak ich czy nasze w Polsce. Trudno się zresztą dziwić, jeżeli się spojrzy na to z perspektywy takiej zakamuflowanej komórki terrorystycznej, która musiałaby potem wysłać gdzieś do centrali Al-Kaidy w Afganistanie raport, że brat Ahmed osiągnął męczeństwo, wysadzając się na parkingu pod Tesco, w wyniku czego poważnie uszkodzony został śmietnik, lakier trzech samochodów, a wierny pies jednej niewiernej emerytki to się tak wystraszył, że jak uciekł, to go potem dwa dni nie mogli znaleźć. No i biorąc wszystko powyższe pod uwagę, to ci policjanci wymyślili, że spróbują szczęścia na tej autostradzie, bo a nuż będzie jakiś ekstremista przejeżdżał w drodze na zamach w jakimś prestiżowym miejscu. Że oni co prawda nie popierają typowania ludzi do przeszukań na podstawie karnacji, ale Szuki i Wano też muszą zrozumieć ich sytuację i mają chyba świadomość, że wyglądają, jak wyglądają. Więc ja pytam, a dlaczego w takim razie mnie wytypowano? Policjanci mówią, że jako że jechałem z tymi dwoma, to oni pomyśleli, że może jestem jednym z tych, którzy się zradykalizowali w szkole albo w Internecie, a tacy są podobno najgroźniejsi. To im tłumaczę, że u mnie w szkole to można było się zradykalizować tylko na fanatyka Korony Kielce, takiej polskiej drużyny piłkarskiej znaczy. Policjanci na to, że OOOO, TAAAAK, że oni o tym słyszeli, bo wtedy zaczynały się przygotowania do EURO 2012 i wszędzie w Europie Zachodniej w telewizji leciały reportaże o tym, jaki w Europie Wschodniej jest bandytyzm na stadionach i że lepiej nie jechać.

Jak usłyszeli o tej Koronie Kielce, to zaczęli coś między sobą szeptać, a potem zapytali, czy byśmy nie chcieli zarobić po 50 euro. My wiadomo, że chcieliśmy, bo akurat paliwo w kamperze się kończyło, a ja też czułem, że powinienem się dorzucić do wachy, ale byliśmy dosyć nieufnie nastawieni i woleliśmy najpierw wiedzieć za co. Dowódca policjantów mówi więc bez zbędnych ogródek, że widzimy ten szalet co tu stoi, nie? No widzimy. To że jak już tu jesteśmy, to może byśmy im chociaż zrobili przysługę, ja bym na ścianie napisał coś polskiego-kibolskiego, a Szuki i Wano są trochę podobni do Arabów, to by napisali na ścianie coś w języku podobnym do arabskiego, jakiś taki radykalny przekaz. Od razu byłoby wielkie śledztwo, że się w okolicy pojawił jakiś niebezpieczny element, zdjęcia kibla by były w lokalnej gazecie, a z Eindhoven by musieli ściągnąć biegłego, żeby napisy przetłumaczył i interpretował. 50 euro piechotą nie chodzi, więc mówimy, no dobra, tylko wy musicie zapewnić markera do pisania. Okazało się, że mają tylko długopis do wypisywania mandatów i nawet próbowaliśmy nim mazać po ścianie w toalecie, ale zupełnie nie szło. Na szczęście jeden policjant sobie przypomniał, że córka u niego w samochodzie zostawiła piórnik, jak ją odbierał ze szkoły, więc dostaliśmy kredki świecowe.

Ja napisałem ARKA GDYNIA, bo nic lepszego mi nie przyszło do głowy, to policjant zapytał, czy dałoby radę, żebym może jeszcze do tego domalował swastykę, żeby było groźniej. Mówię mu, że ohoho, na takie rzeczy się nie umawialiśmy, my jesteśmy z Polski, kraju ciężko doświadczonego przez totalitaryzmy, więc ja za 50 euro nie będę swastyki malował, bo babcia mojego kolegi była na robotach przymusowych. On pyta, czy może chociaż krzyż celtycki, czy jakiś wilczy hak, takie mniej oczywiste symbole, to mówię, że dobra, ale żeby krzyż celtycki był wpisany w hasło, to musi się w nim znajdować litera O, przez którą się wtedy rysuje dwie kreski i gotowe, a w ARKA GDYNIA nie ma O. Dlatego skreśliłem, a obok dopisałem DYNAMO MOSKWA, gdzie O są aż dwa, więc krzyż celtycki był podwójny. DYNAMO MOSKWA to może nie po polsku, ale jest jeszcze bardziej na wschód, więc policjanci stwierdzili, że w ich zachodnio-europejskim przekonaniu to jako całość wygląda teraz nawet groźniej od swastyki.

Potem przyszła kolej na Cyganów, którzy kompletnie nie mieli pojęcia, jak pisać po arabsku, więc dowódca im powiedział, że mogą napisać po cygańsku, byle coś brzydkiego. No to Wano napisał KURWO JEBANO, jednak ku zaskoczeniu policji było to w normalnym alfabecie rzymsko-katolickim, więc się prawie niczym nie różniło od holenderskiego, o polskim już nawet nie wspominając. Mundurowi nie byli specjalnie zadowoleni, więc ja zasugerowałem, że jest potencjał na co najmniej dwa kolejne krzyże celtyckie, ale w końcu doszliśmy do wniosku, że byłoby to logicznie niespójne i w jednym napisie trzeba się skupić na jednej grupie ekstremistycznej. W tej sytuacji zapadła decyzja, żeby do liter w KURWO JEBANO dorysować po prostu jakieś szlaczki i kropeczki, żeby wyglądało bardziej bliskowschodnio, a potem niech sobie przyjeżdża biegły sądowy z Eindhoven i to rozszyfrowuje.

Na koniec dostaliśmy po 50 euro każdy, a jak odjeżdżaliśmy, to wszyscy mundurowi nam machali na pożegnanie – z wyjątkiem dwóch emerytów, którzy odgradzali już kibel taśmą policyjną jako miejsce zbrodni.

Po jakichś trzech godzinach, gdy zbliżaliśmy już powoli do promu do UK, poszedłem na tył kampera zrobić sobie i chłopakom po gorącym kubku. Zorientowaliśmy się wtedy, że ci starsi faceci z holenderskiej Obrony Terytorialnej zostawili u nas tę zajebiście wielką tarczę. Mieliśmy jednak podstawy, by sądzić, że nigdy nie będzie im ona potrzebna, więc po prostu wyjebaliśmy ją na poboczu autostrady, żeby nie robić sobie niepotrzebnych problemów ze strażą graniczną na wjeździe do Wielkiej Brytanii.

Po tym, jak przeprawiliśmy się promem przez Kanał La Manche i przejechaliśmy kamperem jeszcze jakąś godzinę po autostradzie, Szuki i Wano zbili ze mną po bratersku pionę, a potem wyrzucili mnie na jakimś przystanku autobusowym na obwodnicy Londynu.


Kamper (2) Camper (2)

Po chwili z kampera wyszedł jeden z tych tarczowników z naszymi dokumentami, które zostały w środku, i dał je dowódcy, ale musiał biegiem wracać do środka, bo jego kolega zaczął coś krzyczeć – po odgłosach wnioskowałem, że go tarcza przygniotła. W tym czasie policjanci zaczęli oglądać dokumenty z każdej strony, aż w końcu pytają NO ARAB? Więc im tłumaczę, że NO, I AM POLISH AND THEM POLISH-CYGANIE. So I explain to them that NO, I AM POLISH AND THEM POLISH-Gypsies. To policjanci dopytują CIHUNERS?, to ja potwierdzam, że no tak, Cyganie, przecież mówię. It's the police who ask CIHUNERS?, I confirm that, yes, Gypsies, I'm talking. Jak to usłyszeli, to momentalnie nas podnieśli z ziemi i zaczęli przepraszać i otrzepywać z kurzu. When they heard that, they immediately picked us up from the ground and started apologizing and brushing off the dust. Że oni nie wiedzieli, że pomyłka taka i spodziewali się zupełnie czego innego. Mi też się wtedy zrobiło głupio, że o Szukim i Wano już miałem najgorsze myśli, ale przynajmniej nie musiałem się publicznie kajać, bo nikogo nie rzucałem na asfalt, tylko tak sobie myślałem w głowie. Policjanci zawołali też tych dwóch dziadków ze środka, którzy wyszli stamtąd ostatkiem sił, bo było samo południe i kamper się w środku zajebiście nagrzał, a oni jeszcze musieli w jego wąskiej przestrzeni dźwigać tę tarczę ochronną. Wtedy dowódca przystąpił do tłumaczenia, że my nie wiemy, jak to jest mieszkać w takim małym mieście 10 000–19 999 mieszkańców. To my mówimy, że wiemy, bo sami z takich pochodzimy. To on mówi, że może i tak, ale w Polsce, dużym kraju, a oni nie dosyć, że z małego miasta, to jeszcze w kraju o skromnym zaludnieniu i obszarze geograficznym. He is the one who says that maybe so, but in Poland, a large country, and they are not only from a small town, but also in a country with a modest population and geographical area. Że tu u nich to się centralnie nic nie dzieje, że ich jest wszystkiego łącznie 4 policjantów i tych dwóch emerytów z Rezerwy Obywatelskiej czy czegoś takiego. Szuki zwrócił uwagę, że jeszcze pies, to jeden policjant mówi, że pies to jest jego prywatny, nieposiadający żadnych zdolności kryminalistycznych, tylko on go nie może samego zostawiać w domu, bo gryzie kanapę. Żebyśmy mieli trochę zrozumienia dla ich sytuacji, bo u nich w mieście średnia arytmetyczna wieku to jest 58 lat i nie ma ani przestępczości, ani w ogóle niczego godnego uwagi. Dwa miesiące temu mieli zgłoszenie, że kobieta torebkę ukradła ze sklepu, to w toku śledztwa wyszło, że to była jej własna, z którą do sklepu przyszła, a w domu to nawet na nią miała paragon fiskalny, co go zachowała w celach gwarancyjnych. Kiedyś to jeszcze był coffee shop i przyjeżdżała młodzież z nieodległej Belgii i Niemiec się zabawić, to jeszcze coś tam do roboty mieli. A to ktoś butlę po piwie rzucił, a to oddał mocz na ulicy, ale rok temu rada miasta przegłosowała, że w coffee shopie można sprzedawać tylko obywatelom holenderskim i zbankrutował.

Ja mówię, dobra, ale co to ma z nami wspólnego? No to oni zakłopotani zaczynają tłumaczyć, że co chwilę się słyszy, że gdzieś był jakiś zamach terrorystyczny: a to w Nowym Jorku, a to w Paryżu, a to Londynie czy Madrycie, takich różnych ekskluzywnych miejscach, centralnych ośrodkach kulturalno-gospodarczych. Więc oni pomyśleli, że jak by przypadkiem u nich taki zamach był, to by było coś. Że oczywiście nie są jacyś pojebani, że by chcieli, żeby ktoś w nim zginął, tylko taki bardziej symboliczny, żeby jakąś fontannę wysadzili, może tak skromniej nawet, że ławkę w parku czy coś takiego, to już i tak powinno wystarczyć, żeby oczy całego świata się zwróciły na ich miasteczko, a rząd to by na pewno przeznaczył jakieś dodatkowe środki. Natomiast oni są niestety realistami i zdają sobie sprawę, a i my pewnie ich zrozumiemy, że jak taki terrorysta ma do wyboru całą Europę i może sobie zrobić zamach pod bazyliką św. Piotra czy pod wieżą Eiffla albo Parlamentem Europejskim, to raczej marne szanse, żeby się zdecydował akurat na miejscowość formatu 10 000–19 999 mieszkańców jak ich czy nasze w Polsce. Trudno się zresztą dziwić, jeżeli się spojrzy na to z perspektywy takiej zakamuflowanej komórki terrorystycznej, która musiałaby potem wysłać gdzieś do centrali Al-Kaidy w Afganistanie raport, że brat Ahmed osiągnął męczeństwo, wysadzając się na parkingu pod Tesco, w wyniku czego poważnie uszkodzony został śmietnik, lakier trzech samochodów, a wierny pies jednej niewiernej emerytki to się tak wystraszył, że jak uciekł, to go potem dwa dni nie mogli znaleźć. No i biorąc wszystko powyższe pod uwagę, to ci policjanci wymyślili, że spróbują szczęścia na tej autostradzie, bo a nuż będzie jakiś ekstremista przejeżdżał w drodze na zamach w jakimś prestiżowym miejscu. Że oni co prawda nie popierają typowania ludzi do przeszukań na podstawie karnacji, ale Szuki i Wano też muszą zrozumieć ich sytuację i mają chyba świadomość, że wyglądają, jak wyglądają. Więc ja pytam, a dlaczego w takim razie mnie wytypowano? Policjanci mówią, że jako że jechałem z tymi dwoma, to oni pomyśleli, że może jestem jednym z tych, którzy się zradykalizowali w szkole albo w Internecie, a tacy są podobno najgroźniejsi. To im tłumaczę, że u mnie w szkole to można było się zradykalizować tylko na fanatyka Korony Kielce, takiej polskiej drużyny piłkarskiej znaczy. Policjanci na to, że OOOO, TAAAAK, że oni o tym słyszeli, bo wtedy zaczynały się przygotowania do EURO 2012 i wszędzie w Europie Zachodniej w telewizji leciały reportaże o tym, jaki w Europie Wschodniej jest bandytyzm na stadionach i że lepiej nie jechać.

Jak usłyszeli o tej Koronie Kielce, to zaczęli coś między sobą szeptać, a potem zapytali, czy byśmy nie chcieli zarobić po 50 euro. My wiadomo, że chcieliśmy, bo akurat paliwo w kamperze się kończyło, a ja też czułem, że powinienem się dorzucić do wachy, ale byliśmy dosyć nieufnie nastawieni i woleliśmy najpierw wiedzieć za co. Dowódca policjantów mówi więc bez zbędnych ogródek, że widzimy ten szalet co tu stoi, nie? No widzimy. To że jak już tu jesteśmy, to może byśmy im chociaż zrobili przysługę, ja bym na ścianie napisał coś polskiego-kibolskiego, a Szuki i Wano są trochę podobni do Arabów, to by napisali na ścianie coś w języku podobnym do arabskiego, jakiś taki radykalny przekaz. Od razu byłoby wielkie śledztwo, że się w okolicy pojawił jakiś niebezpieczny element, zdjęcia kibla by były w lokalnej gazecie, a z Eindhoven by musieli ściągnąć biegłego, żeby napisy przetłumaczył i interpretował. 50 euro piechotą nie chodzi, więc mówimy, no dobra, tylko wy musicie zapewnić markera do pisania. Okazało się, że mają tylko długopis do wypisywania mandatów i nawet próbowaliśmy nim mazać po ścianie w toalecie, ale zupełnie nie szło. Na szczęście jeden policjant sobie przypomniał, że córka u niego w samochodzie zostawiła piórnik, jak ją odbierał ze szkoły, więc dostaliśmy kredki świecowe.

Ja napisałem ARKA GDYNIA, bo nic lepszego mi nie przyszło do głowy, to policjant zapytał, czy dałoby radę, żebym może jeszcze do tego domalował swastykę, żeby było groźniej. Mówię mu, że ohoho, na takie rzeczy się nie umawialiśmy, my jesteśmy z Polski, kraju ciężko doświadczonego przez totalitaryzmy, więc ja za 50 euro nie będę swastyki malował, bo babcia mojego kolegi była na robotach przymusowych. On pyta, czy może chociaż krzyż celtycki, czy jakiś wilczy hak, takie mniej oczywiste symbole, to mówię, że dobra, ale żeby krzyż celtycki był wpisany w hasło, to musi się w nim znajdować litera O, przez którą się wtedy rysuje dwie kreski i gotowe, a w ARKA GDYNIA nie ma O. Dlatego skreśliłem, a obok dopisałem DYNAMO MOSKWA, gdzie O są aż dwa, więc krzyż celtycki był podwójny. DYNAMO MOSKWA to może nie po polsku, ale jest jeszcze bardziej na wschód, więc policjanci stwierdzili, że w ich zachodnio-europejskim przekonaniu to jako całość wygląda teraz nawet groźniej od swastyki.

Potem przyszła kolej na Cyganów, którzy kompletnie nie mieli pojęcia, jak pisać po arabsku, więc dowódca im powiedział, że mogą napisać po cygańsku, byle coś brzydkiego. No to Wano napisał KURWO JEBANO, jednak ku zaskoczeniu policji było to w normalnym alfabecie rzymsko-katolickim, więc się prawie niczym nie różniło od holenderskiego, o polskim już nawet nie wspominając. Mundurowi nie byli specjalnie zadowoleni, więc ja zasugerowałem, że jest potencjał na co najmniej dwa kolejne krzyże celtyckie, ale w końcu doszliśmy do wniosku, że byłoby to logicznie niespójne i w jednym napisie trzeba się skupić na jednej grupie ekstremistycznej. W tej sytuacji zapadła decyzja, żeby do liter w KURWO JEBANO dorysować po prostu jakieś szlaczki i kropeczki, żeby wyglądało bardziej bliskowschodnio, a potem niech sobie przyjeżdża biegły sądowy z Eindhoven i to rozszyfrowuje.

Na koniec dostaliśmy po 50 euro każdy, a jak odjeżdżaliśmy, to wszyscy mundurowi nam machali na pożegnanie – z wyjątkiem dwóch emerytów, którzy odgradzali już kibel taśmą policyjną jako miejsce zbrodni.

Po jakichś trzech godzinach, gdy zbliżaliśmy już powoli do promu do UK, poszedłem na tył kampera zrobić sobie i chłopakom po gorącym kubku. Zorientowaliśmy się wtedy, że ci starsi faceci z holenderskiej Obrony Terytorialnej zostawili u nas tę zajebiście wielką tarczę. Mieliśmy jednak podstawy, by sądzić, że nigdy nie będzie im ona potrzebna, więc po prostu wyjebaliśmy ją na poboczu autostrady, żeby nie robić sobie niepotrzebnych problemów ze strażą graniczną na wjeździe do Wielkiej Brytanii.

Po tym, jak przeprawiliśmy się promem przez Kanał La Manche i przejechaliśmy kamperem jeszcze jakąś godzinę po autostradzie, Szuki i Wano zbili ze mną po bratersku pionę, a potem wyrzucili mnie na jakimś przystanku autobusowym na obwodnicy Londynu.