×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

LO-teria - Małgorzata Karolina Piekarska, SPOTKANIE

SPOTKANIE

– Michał! Zaczekaj!

Odwrócił się. W jego stronę biegła Klaudia. Czapkę wcisnęła mocno na oczy, więc w pierwszym momencie nie poznał dziewczyny. Tylko dlatego zdecydował się zaczekać.

– Aaa, to ty – mruknął rozczarowany.

– Tygodniami mnie unikasz. Obraziłeś się?

Wzruszył ramionami.

– Mnie jest bardzo trudno obrazić – odparł i spojrzawszy jej prosto w oczy, spytał: – A ciebie?

– O co ci chodzi?

– O sylwestra.

– Jezu! Człowieku! Kiedy to było? – Nieważne kiedy…

– Poza tym co ja mam wspólnego z twoim sylwestrem?

– Ty? Nic. – Głos Michała był kpiący. – Tylko to twój koleś o mały włos nie zgwałcił mojej eks.

– Kurde! Po pierwsze to nie jest mój koleś…

– A!!! Więc wiesz jednak, o kogo chodzi!

– Nie wiem!

– To skąd wiesz, że nie twój koleś?

– Bo po pierwsze nie mam kolesia, a po drugie jakby był mój, tobym chyba z nim spędzała sylwka, a tak…

– A tak co?

– Gówno. Ale to ciekawe, że interesujesz się swoją eks. Żałuję, że cię zatrzymałam! – burknęła Klaudia i ruszyła przed siebie.

Michał popędził za nią.

– Poczekaj! Nie skończyliśmy rozmowy.

– To może ty nie skończyłeś. Ja tak. Bujaj się! Na drzewo!

* * *

To było kilka tygodni temu. Tuż przed feriami. Potem w ferie, które spędzał w domu, widział Klaudię kilka razy na ulicy, ale czasem to on skręcał w inną uliczkę, czasem ona.

„Bez sensu” − mruknął do siebie, widząc, jak po raz kolejny na jego widok dziewczyna zawraca.

Szedł do Marcpolu. Lista zakupów, jaką zrobiła mama, była dość długa. Wózek na zakupy, który wcisnęła mu w rękę, wkurzał. O ileż bardziej wolałby plecak. Ale mama upierała się, że w plecaku butelki z sokiem malinowym się zbiją. Nie mogąc krzyczeć, tupała i płakała, że ma być tak, jak ona chce. Uległ.

Teraz wózek śmiesznie podskakiwał na nierównych płytach chodnika. Klaudia na jego widok zawróciła, a przecież z tym wózkiem na pewno by jej nie gonił. Zresztą… więcej gonić jej nie będzie. Uciekać też nie. Niech sobie żyje. Z dryblasem. Innymi. Niech rani, kogo chce. To nie jego problem. A jaki jest jego? Nie zdążył sobie odpowiedzieć na to pytanie. Automatyczne drzwi w sklepie się otworzyły. Michał wyciągnął z kieszeni kartkę z listą zakupów i wsunął dwuzłotówkę w koszyk. Odpiąwszy go od całego ciągu innych koszyków, pchnął przed siebie i ruszył między regały.

– Olej, mąka pszenna, ryż Halina, płatki owsiane… – odczytywał półgłosem listę.

Nawet nie zauważył, że od dłuższej chwili obserwują go czyjeś oczy.

– Hej – usłyszał za plecami znajomy głos.

Stał w kolejce do kasy. Odwrócił się. Kinga. I to z rozpuszczonymi włosami. Tego się nie spodziewał; w końcu zawsze związywała je w koński ogon, splatała w warkocz, upinała w kok. Nawet kiedy byli razem, niełatwo było ją przekonać, by rozpuściła je choć na chwilę. Tylko dla niego. A teraz stała tak w sklepie. Uczesana tak jak kiedyś. Jakby tylko dla niego. Skinął jej głową, ale nie wiedział, co powiedzieć.

– Tak jakoś nie było okazji, żeby podziękować…

Michał wzruszył ramionami.

– Czemu nic nie mówisz? – spytała.

– Bo nie wiem, co mam powiedzieć.

– No cokolwiek.

– Eeee tam! Ja tam wolę nie mówić nic, niż pieprzyć trzy po trzy i bez sensu. Znasz mnie.

– Znam?

Znów wzruszył ramionami.

– Przesuwajcie się, a nie romansujecie na środku! – odezwał się tuż za nimi jakiś mężczyzna.

Kinga się zaczerwieniła, a Michał szybko zapłacił za zakupy i ruszył w stronę wyjścia.

– Poczekaj na mnie! – zawołała takim głosem, że odwrócił się w jej kierunku.

W spojrzeniu dziewczyny był i strach, i żal, i coś, czego Michał nazwać nie potrafił. Coś, czego wcześniej nigdy nie widział. Stanął koło wózków na zakupy. Sklep o tej porze nie był zatłoczony. Kinga wyszła po chwili. W ręku trzymała ostatni numer „Cogito”.

„No tak… gazeta dla kujonów” – pomyślał w pierwszym momencie, ale po chwili zmrużywszy oczy, zaczął przyglądać się Kindze z namysłem. Mogła kupić magazyn w tylu miejscach po drodze. Nawet w kiosku przy swoim domu… A przyszła aż tu… Na Międzynarodową. Pod ich dawną szkołę.

– Odprowadzę cię – powiedziała Kinga, kiedy znaleźli się na zewnątrz. – U mnie już nie było – dodała, widząc spojrzenie Michała utkwione w piśmie.

Nie uwierzył jej. Przez chwilę szli w milczeniu. Kinga odezwała się pierwsza.

– Wiesz… Ja już dawno chciałam ci podziękować za wtedy… wiesz…

– Nie ma sprawy – odparł Michał i szarpnął mocniej wózek, którego kółko utkwiło w szczelinie nierównego chodnika.

– Jest – odparła Kinga. – Bo to wszystko wtedy to moja wina.

– Eeee, nie przesadzaj. – Machnął ręką w zniecierpliwieniu.

– Nie przesadzam. Moja.

– Daj spokój. Nie mówmy już o tym. Co robiłaś w ferie?

– Wyjechałam.

Krótka odpowiedź Kingi sprawiła, że Michał nie drążył tematu. Przez chwilę szli w milczeniu. Słychać było tylko terkot wózka z zakupami.

– Twoja dziewczyna idzie za nami – odezwała się Kinga po chwili.

Michał odwrócił głowę i zauważył idącą chodnikiem po drugiej stronie Międzynarodowej Klaudię, która bacznie ich obserwowała, ale teraz szybko spuściła głowę.

– To nie jest moja dziewczyna – odparł i przyspieszył kroku.

– Zerwałeś? Zresztą nieważne…

W milczeniu doszli pod klatkę Michała.

– Zaprosisz mnie? – spytała Kinga, a jej palce o krótkich równo przyciętych paznokciach zacisnęły się aż do białości na zwiniętym w rulon piśmie.

– Czemu nie nosisz rękawiczek?

– Tak jakoś… – odparła.

– Chodź – mruknął Michał i wystukawszy kod na domofonie, pchnął drzwi.

– Chcesz z sokiem? – spytał, kiedy weszli do mieszkania.

Kinga skinęła głową. Powiesiła płaszcz na wieszaku i weszła do pokoju Michała. Na regale, gdzie kiedyś w ramce stało jej zdjęcie, było pusto. Z kuchni dobiegł ją odgłos otwieranej i zamykanej lodówki. Trzaskanie szafek i pogwizdywanie Michała.

Nagle drzwi pokoju otworzyły się. Mama Michała uśmiechnęła się do Kingi. Jej usta ułożyły się w „dzień dobry”.

– Nalałem ci w kubku w wisienki… – powiedział Michał, wnosząc do pokoju tacę. – Mamo, tylko ryżu Halina nie było, więc wziąłem jakiś inny. Ale też w torebkach.

Mama pokiwała głową i zniknęła, zamykając za sobą drzwi.

Michał postawił tacę na biurku i odsunął od niego krzesło, robiąc dla Kingi miejsce. Sam siadł obok na łóżku i wziąwszy do ręki łyżeczkę, głośno zamieszał herbatę.

– Zachowałam się wtedy jak głupia – powiedziała Kinga, siadając koło Michała.

– Nie mówmy o tym – przerwał. – Pij, bo ci wystygnie. Ostatnim razem musiałem całą wypić za ciebie.

– Przepraszam.

– Nie przepraszaj.

– Dlaczego? Chcę to powiedzieć. Byłam głupia i wtedy na andrzejkach, i wcześniej, kiedy… A sylwester to moja wina. Niepotrzebnie prowokowałam tego gościa. Dekolt… Chciałam, byś był zazdrosny… Tak jak ja…

– Nie mów tyle – powiedział Michał, odwracając się w jej stronę.

– Muszę. Michał… ja… to nie przypadek, że się spotkaliśmy. Byłam tu dziś. Twoja mama powiedziała, gdzie jesteś. Pobiegłam tam. Mam już ten numer „Cogito”. Nie wiedziałam, co kupić. Spanikowałam, jak ciebie zobaczyłam… chciałam… – Oddech Kingi stawał się coraz krótszy. Michał patrzył jej w oczy, a jego dłoń poprawiała kosmyk włosów niesfornie opadający jej na czoło. – Ja źle zrobiłam. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło…

Ale Michał nie dał jej dokończyć. Całował zachłannie jej usta, oczy i czoło, tuląc do siebie, jakby się bał, że ta chwila uleci jak sen. Że za chwilę Kinga zniknie. Tak jak parę tygodni temu wyjdzie i zostanie po niej tylko kubek zimnej herbaty z sokiem. Nie opierała się. Jej ręce błądziły po jego ramionach. Wreszcie oplotły szyję.

– Michał… daj mi coś powiedzieć… ja muszę…

– Nic nie musisz… − wyszeptał, zamykając jej usta kolejnym pocałunkiem.

Na języku poczuł słony smak łez. Bezgłośnie spływały po twarzy Kingi wprost do ust. Jego i jej.

Nie przerwali nawet wtedy, gdy rozległo się pikanie esemesa. O tym, że był od Klaudii i że brzmiał: „PRZEPRASZAM. ODEZWIJ SIĘ. MOŻE ZACZNIEMY OD NOWA I WYSKOCZYMY DO KINA?” Michał dowiedział się później, ale jego treść nie miała już dla niego żadnego znaczenia.


SPOTKANIE

– Michał! - Michael! Zaczekaj!

Odwrócił się. W jego stronę biegła Klaudia. Czapkę wcisnęła mocno na oczy, więc w pierwszym momencie nie poznał dziewczyny. Tylko dlatego zdecydował się zaczekać.

– Aaa, to ty – mruknął rozczarowany. "Oh, it's you," he muttered, disappointed.

– Tygodniami mnie unikasz. Obraziłeś się?

Wzruszył ramionami.

– Mnie jest bardzo trudno obrazić – odparł i spojrzawszy jej prosto w oczy, spytał: – A ciebie? "It's very hard to offend me," he replied, and looking her straight in the eye, he asked, "And you?"

– O co ci chodzi? - What do you mean? - Что ты имеешь в виду?

– O sylwestra.

– Jezu! Człowieku! Kiedy to było? – Nieważne kiedy…

– Poza tym co ja mam wspólnego z twoim sylwestrem? - Besides, what do I have to do with your New Year's Eve?

– Ty? Nic. – Głos Michała był kpiący. Michael's voice was mocking. – Tylko to twój koleś o mały włos nie zgwałcił mojej eks. - It's just your guy who nearly raped my ex.

– Kurde! - Damn! Po pierwsze to nie jest mój koleś… First of all, this is not my dude ...

– A!!! - Ah !!! Więc wiesz jednak, o kogo chodzi! So you know who it is though!

– Nie wiem! - I do not know!

– To skąd wiesz, że nie twój koleś? - Then how do you know it's not your buddy?

– Bo po pierwsze nie mam kolesia, a po drugie jakby był mój, tobym chyba z nim spędzała sylwka, a tak… – Потому что, во-первых, у меня нет парня, а во-вторых, если бы он был мой, я бы, наверное, провела с ним силвку, и да…

– A tak co?

– Gówno. Ale to ciekawe, że interesujesz się swoją eks. Żałuję, że cię zatrzymałam! I wish I had stopped you! – burknęła Klaudia i ruszyła przed siebie.

Michał popędził za nią.

– Poczekaj! Nie skończyliśmy rozmowy.

– To może ty nie skończyłeś. Ja tak. Bujaj się! рок! Na drzewo!

* * *

To było kilka tygodni temu. That was a few weeks ago. Tuż przed feriami. Just before the winter break. Potem w ferie, które spędzał w domu, widział Klaudię kilka razy na ulicy, ale czasem to on skręcał w inną uliczkę, czasem ona. Then, during the holidays, which he spent at home, he saw Klaudia on the street several times, but sometimes he turned into another street, sometimes her.

„Bez sensu” − mruknął do siebie, widząc, jak po raz kolejny na jego widok dziewczyna zawraca. "No point," he muttered to himself, seeing the girl turn again at the sight of him.

Szedł do Marcpolu. Lista zakupów, jaką zrobiła mama, była dość długa. Wózek na zakupy, który wcisnęła mu w rękę, wkurzał. The shopping cart she shoved into his hand pissed him off. O ileż bardziej wolałby plecak. How much more would he prefer a backpack. Ale mama upierała się, że w plecaku butelki z sokiem malinowym się zbiją. Nie mogąc krzyczeć, tupała i płakała, że ma być tak, jak ona chce. Uległ.

Teraz wózek śmiesznie podskakiwał na nierównych płytach chodnika. Now the cart bounced funny on the uneven pavement. Klaudia na jego widok zawróciła, a przecież z tym wózkiem na pewno by jej nie gonił. Klaudia turned when she saw him, and he would not chase her with this pram. Zresztą… więcej gonić jej nie będzie. Uciekać też nie. Niech sobie żyje. Z dryblasem. Innymi. Niech rani, kogo chce. To nie jego problem. A jaki jest jego? Nie zdążył sobie odpowiedzieć na to pytanie. He did not have time to answer this question. Automatyczne drzwi w sklepie się otworzyły. Michał wyciągnął z kieszeni kartkę z listą zakupów i wsunął dwuzłotówkę w koszyk. Michał took a card with a shopping list from his pocket and slipped the two zloty into the basket. Odpiąwszy go od całego ciągu innych koszyków, pchnął przed siebie i ruszył między regały.

– Olej, mąka pszenna, ryż Halina, płatki owsiane… – odczytywał półgłosem listę.

Nawet nie zauważył, że od dłuższej chwili obserwują go czyjeś oczy. He didn't even notice that someone's eyes had been watching him for a long time.

– Hej – usłyszał za plecami znajomy głos.

Stał w kolejce do kasy. Odwrócił się. Kinga. I to z rozpuszczonymi włosami. And it's with loose hair. Tego się nie spodziewał; w końcu zawsze związywała je w koński ogon, splatała w warkocz, upinała w kok. He had not expected this; after all, she always tied them up in a ponytail, braided them into a braid, and fastened them in a bun. Nawet kiedy byli razem, niełatwo było ją przekonać, by rozpuściła je choć na chwilę. Tylko dla niego. A teraz stała tak w sklepie. And now she was standing there in the store. Uczesana tak jak kiedyś. Jakby tylko dla niego. Skinął jej głową, ale nie wiedział, co powiedzieć.

– Tak jakoś nie było okazji, żeby podziękować…

Michał wzruszył ramionami.

– Czemu nic nie mówisz? – spytała.

– Bo nie wiem, co mam powiedzieć. - Because I don't know what to say.

– No cokolwiek.

– Eeee tam! Ja tam wolę nie mówić nic, niż pieprzyć trzy po trzy i bez sensu. Я лучше промолчу, чем трахаться три на три и не иметь смысла. Znasz mnie.

– Znam?

Znów wzruszył ramionami.

– Przesuwajcie się, a nie romansujecie na środku! "Подвинься, не заводи роман посередине!" – odezwał się tuż za nimi jakiś mężczyzna. A man spoke up behind them.

Kinga się zaczerwieniła, a Michał szybko zapłacił za zakupy i ruszył w stronę wyjścia. Kinga blushed, and Michał quickly paid for his purchases and headed towards the exit.

– Poczekaj na mnie! - Wait for me! – zawołała takim głosem, że odwrócił się w jej kierunku. She called in such a voice that he turned to face her.

W spojrzeniu dziewczyny był i strach, i żal, i coś, czego Michał nazwać nie potrafił. In the girl's gaze there was both fear and regret, and something Michał could not name. Coś, czego wcześniej nigdy nie widział. Something he has never seen before. Stanął koło wózków na zakupy. He was standing next to the shopping carts. Sklep o tej porze nie był zatłoczony. Kinga wyszła po chwili. W ręku trzymała ostatni numer „Cogito”.

„No tak… gazeta dla kujonów” – pomyślał w pierwszym momencie, ale po chwili zmrużywszy oczy, zaczął przyglądać się Kindze z namysłem. Mogła kupić magazyn w tylu miejscach po drodze. Nawet w kiosku przy swoim domu… A przyszła aż tu… Na Międzynarodową. Pod ich dawną szkołę.

– Odprowadzę cię – powiedziała Kinga, kiedy znaleźli się na zewnątrz. – U mnie już nie było – dodała, widząc spojrzenie Michała utkwione w piśmie.

Nie uwierzył jej. Przez chwilę szli w milczeniu. Kinga odezwała się pierwsza.

– Wiesz… Ja już dawno chciałam ci podziękować za wtedy… wiesz…

– Nie ma sprawy – odparł Michał i szarpnął mocniej wózek, którego kółko utkwiło w szczelinie nierównego chodnika.

– Jest – odparła Kinga. – Bo to wszystko wtedy to moja wina.

– Eeee, nie przesadzaj. – Machnął ręką w zniecierpliwieniu.

– Nie przesadzam. Moja.

– Daj spokój. Nie mówmy już o tym. Co robiłaś w ferie?

– Wyjechałam.

Krótka odpowiedź Kingi sprawiła, że Michał nie drążył tematu. Przez chwilę szli w milczeniu. Słychać było tylko terkot wózka z zakupami.

– Twoja dziewczyna idzie za nami – odezwała się Kinga po chwili.

Michał odwrócił głowę i zauważył idącą chodnikiem po drugiej stronie Międzynarodowej Klaudię, która bacznie ich obserwowała, ale teraz szybko spuściła głowę.

– To nie jest moja dziewczyna – odparł i przyspieszył kroku.

– Zerwałeś? Zresztą nieważne…

W milczeniu doszli pod klatkę Michała. Они молча подошли к клетке Майкла.

– Zaprosisz mnie? – spytała Kinga, a jej palce o krótkich równo przyciętych paznokciach zacisnęły się aż do białości na zwiniętym w rulon piśmie.

– Czemu nie nosisz rękawiczek?

– Tak jakoś… – odparła.

– Chodź – mruknął Michał i wystukawszy kod na domofonie, pchnął drzwi.

– Chcesz z sokiem? - Want some juice? – spytał, kiedy weszli do mieszkania.

Kinga skinęła głową. Powiesiła płaszcz na wieszaku i weszła do pokoju Michała. Na regale, gdzie kiedyś w ramce stało jej zdjęcie, było pusto. Z kuchni dobiegł ją odgłos otwieranej i zamykanej lodówki. Trzaskanie szafek i pogwizdywanie Michała.

Nagle drzwi pokoju otworzyły się. Mama Michała uśmiechnęła się do Kingi. Jej usta ułożyły się w „dzień dobry”.

– Nalałem ci w kubku w wisienki… – powiedział Michał, wnosząc do pokoju tacę. – Mamo, tylko ryżu Halina nie było, więc wziąłem jakiś inny. Ale też w torebkach.

Mama pokiwała głową i zniknęła, zamykając za sobą drzwi.

Michał postawił tacę na biurku i odsunął od niego krzesło, robiąc dla Kingi miejsce. Sam siadł obok na łóżku i wziąwszy do ręki łyżeczkę, głośno zamieszał herbatę. Sam sat down on the bed next to him and, taking a teaspoon in his hand, stirred the tea loudly.

– Zachowałam się wtedy jak głupia – powiedziała Kinga, siadając koło Michała. "I acted stupid then," Kinga said, sitting next to Michael.

– Nie mówmy o tym – przerwał. – Pij, bo ci wystygnie. Ostatnim razem musiałem całą wypić za ciebie.

– Przepraszam.

– Nie przepraszaj.

– Dlaczego? Chcę to powiedzieć. I want to say it. Byłam głupia i wtedy na andrzejkach, i wcześniej, kiedy… A sylwester to moja wina. I was stupid then on St. Andrew's Day and before, when… And New Year's Eve is my fault. Niepotrzebnie prowokowałam tego gościa. Dekolt… Chciałam, byś był zazdrosny… Tak jak ja… Cleavage ... I wanted you to be jealous ... Just like me ...

– Nie mów tyle – powiedział Michał, odwracając się w jej stronę. "Don't talk so much," said Michael, turning to face her.

– Muszę. Michał… ja… to nie przypadek, że się spotkaliśmy. Michał… I… it's no coincidence that we met. Byłam tu dziś. I was here today. Twoja mama powiedziała, gdzie jesteś. Pobiegłam tam. Mam już ten numer „Cogito”. Nie wiedziałam, co kupić. I didn't know what to buy. Spanikowałam, jak ciebie zobaczyłam… chciałam… – Oddech Kingi stawał się coraz krótszy. Michał patrzył jej w oczy, a jego dłoń poprawiała kosmyk włosów niesfornie opadający jej na czoło. – Ja źle zrobiłam. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło…

Ale Michał nie dał jej dokończyć. But Michał did not let it finish. Całował zachłannie jej usta, oczy i czoło, tuląc do siebie, jakby się bał, że ta chwila uleci jak sen. He greedily kissed her lips, eyes and forehead, pressing them against him as if afraid that the moment would pass away like a dream. Że za chwilę Kinga zniknie. That Kinga will disappear in a moment. Tak jak parę tygodni temu wyjdzie i zostanie po niej tylko kubek zimnej herbaty z sokiem. Like a couple of weeks ago, she would leave and only have a cup of cold tea and juice left behind. Nie opierała się. Jej ręce błądziły po jego ramionach. Wreszcie oplotły szyję.

– Michał… daj mi coś powiedzieć… ja muszę… - Michał ... let me tell you something ... I have to ...

– Nic nie musisz… − wyszeptał, zamykając jej usta kolejnym pocałunkiem. "You don't have to…" he whispered, closing her mouth with another kiss.

Na języku poczuł słony smak łez. Bezgłośnie spływały po twarzy Kingi wprost do ust. Jego i jej. His and hers.

Nie przerwali nawet wtedy, gdy rozległo się pikanie esemesa. They didn't stop even when the text beeped. O tym, że był od Klaudii i że brzmiał: „PRZEPRASZAM. About the fact that it was from Claudia and that it read: "SORRY. ODEZWIJ SIĘ. MOŻE ZACZNIEMY OD NOWA I WYSKOCZYMY DO KINA?” Michał dowiedział się później, ale jego treść nie miała już dla niego żadnego znaczenia.