×

Używamy ciasteczek, aby ulepszyć LingQ. Odwiedzając stronę wyrażasz zgodę na nasze polityka Cookie.


image

Bolesław Prus, Antek (2/2)

Antek (2/2)

Straszno i smutno było chłopcu patrzeć, jak płacząca matka i stary Andrzej pożegnawszy jego i kowala skryli się już za sadami idąc z powrotem do domu. Było mu jeszcze smutniej, kiedy spał pierwszą noc pod cudzym dachem, w stodółce, między nie znanymi sobie chłopakami kowala, którzy zjedli jego kolację i jeszcze dali mu do snu parę kułaków na zadatek dobrej przyjaźni.

Ale kiedy na drugi dzień rano ze świtem poszli gromadą do kuźni, gdy rozniecili ognisko, Antek począł dąć pękatym miechem, a inni, śpiewając z majstrem Kiedy ranne wstają zorze, poczęli kuć młotami rozpalone żelazo — w chłopcu zbudził się jakby nowy duch. Dźwięk metalu, rytmiczny huk, pieśń, której aż las odpowiadał echem — wszystko to upoiło chłopca… Zdaje się, że w sercu jego aniołowie niebiescy naciągnęli kilka strun nie znanych innym chłopskim dzieciom i że struny te odezwały się dopiero dziś przy sapaniu miecha, tętnieniu młotów i pryskających z żelaza iskrach.

Ach, jaki by z niego był dziarski kowal, a może i co więcej… Bo chłopak, choć nowa robota podobała mu się okrutnie, wciąż myślał o swoich wiatrakach.

Kowal, dzisiejszy opiekun Antka, był człowiek nijaki. Kuł żelazo i piłował je ani źle, ani dobrze. Czasami walił chłopców, aż puchli, a najwięcej dbał o to, żeby się zbyt prędko nie wyuczyli kunsztu. Bo taki młodzik wyszedłszy z terminu mógłby pod bokiem swemu rodzonemu majstrowi kuźnię założyć i zmusić go do staranniejszej roboty!…

A trzeba wiedzieć, że majster miał jeszcze jeden obyczaj.

Na drugim końcu wsi mieszkał wielki przyjaciel kowala — sołtys, który w zwykłe dnie prawie nie odchodził od pracy, ale gdy mu co kapnęło z urzędu, rzucał gospodarstwo i szedł do karczmy mimo kuźni. Bywało tego raz albo i dwa razy na tydzień.

Idzie sobie tedy sołtys z zapracowanym na urzędzie groszem pod sosnową wiechę i niechcący zbacza do kuźni.

— Pochwalony! — woła do kowala stojąc za progiem.

— Pochwalony! — odpowiada kowal. — A jak tam w polu?

— Niczego — mówi sołtys. — A jak u was w kuźni?

— Niczego — mówi kowal. — Chwała Bogu, żeście choć aby raz wyleźli z chałupy.

— A tak — odpowiada sołtys. — Takem ci się zgadał w kancelarii, że muszę choć odrobinę zęby popłukać. Może pójdziecie i wy od tego kurzu?

— Ma się rozumieć, że pójdę, przecie zdrowie jest najpierwsze — odpowiadał kowal i nie zdejmując fartucha szedł wraz z sołtysem do karczmy.

A kiedy już raz wyszedł, mogli chłopcy na pewno gasić ogniska. Żeby robota była najpilniejsza, żeby się walił świat, ani majster, ani sołtys przed wieczorem nie wyszli z karczmy, chyba że sołtysowi narzuciła się jaka urzędowa czynność.

Dopiero późno w nocy wracali do domu.

Zwykle sołtys wiódł kowala pod rękę, a ten dźwigał butelkę „płukania” na jutro. Na drugi dzień sołtys był zupełnie trzeźwy i gospodarował aż do nowego zarobku na urzędzie, ale kowal wciąż zaglądał w przyniesioną butelkę, dopóki się dno nie pokazało, i tym sposobem od jednego zamachu wypoczywał przez dwa dni.

Już półtora roku nadymał Antek miechy w kuźni, nie robiąc, zdaje się, nic więcej, i półtora roku majster z sołtysem regularnie płukali zęby pod sosnową wiechą. Aż raz zdarzył się wypadek.

Kiedy sołtys z kowalem siedzieli w karczmie, nagle po pierwszym półkwaterku dano znać, że ktoś tam powiesił się — i gwałtem wyciągnięto sołtysa zza stołu. Kowal nie mając odpowiedniego towarzystwa musiał zaprzestać płukania, ale kupił niezbędną butelkę i powoli wracał z nią ku domowi.

Tymczasem do kuźni przyszedł chłop z koniem do okucia.

Ujrzawszy go terminatorzy zawołali:

— Nie ma majstra, dziś robi z sołtysem płukanie!

— A z was to żaden nie potrafi szkapy okuć? — spytał markotnie gospodarz.

— Kto tam potrafi! — odparł najstarszy terminator.

— Ja wam okuję — odezwał się nagle Antek.

Tonący chwyta się brzytwy, więc i chłop zgodził się na propozycję Antka, choć niewiele mu ufał, a jeszcze inni terminatorzy wyśmiewali go i wymyślali.

— Widzisz go, niedorostka! — mówił najstarszy. — Jak żyje, nie trzymał młota w garści, tylko dymał i węgli dokładał, a dziś porywa się na kucie koni!…

Widać jednak, że Antek miewał młot w garści, bo zawinąwszy się w niedługim nawet czasie odkuł kilka gwoździ i podkowę. Wprawdzie podkowa była za wielka i niezbyt foremna, ale swoją drogą terminatorzy pootwierali gęby.

Jak raz przyszedł na tę chwilę i majster. Opowiedziano mu, co się stało, okazano podkowę i gwoździe.

Kowal obejrzał i aż przetarł krwią nabiegłe oczy.

— A ty gdzieś się tego nauczył, złodzieju? — zapytał Antka.

— A w kuźni — odparł chłopiec zadowolony z komplementu. — Jak pan majster poszedł na płukanie, a oni rozbiegli się, to ja wykuwałem różne rzeczy z ołowiu albo i z żelaza.

Majster był tak zmieszany, że nawet zapomniał zbić Antka za psucie materiałów i narzędzi. Aż poszedł na radę do żony, skutkiem czego chłopca wydalono z kuźni i przeznaczono do gospodarstwa.

— Za mądryś ty, kochanku! — mówił mu kowal. — Nauczyłbyś się fachu we trzy lata i później byś uciekł. A przecież matka oddała mi cię na sześć lat — do służby.

Pół roku jeszcze był Antek u kowala. Kopał w ogrodzie, pełł, rąbał drzewo, kołysał dzieci, ale już nie przestąpił progu kuźni. Pod tym względem wszyscy go rzetelnie pilnowali: i majster, i majstrowa, i chłopcy. Nawet własna matka Antkowa i kum Andrzej, choć wiedzieli o dekrecie kowalskim, nic przeciw niemu nie mówili. Według umowy i obyczaju chłopiec dopiero po sześciu latach miał prawo jako tako faszerować kowalstwo. A że był dziwnie bystry i nie uczony przez nikogo, nauczył się kowalstwa sam w ciągu roku, więc tym gorzej dla niego!

Swoją drogą Antkowi uprzykrzył się taki tryb życia.

„Mam ja tu kopać i drwa rąbać, więc wolę to samo robić u matki!”

Tak sobie myślał przez tydzień, przez miesiąc. Wahał się. Ale w końcu — uciekł od kowala i wrócił do domu.

Te jednak parę lat wyszły mu na dobre. Chłopak wyrósł, zmężniał, poznał trochę więcej ludzi aniżeli w swojej dolinie, a nade wszystko poznał więcej rzemieślniczych narzędzi.

Teraz siedząc w domu pomagał czasem przy gospodarstwie, ale przeważnie robił swoje maszyny i rzeźbił figury. Tylko już oprócz kozika miał dłutko, pilnik i świderek i władał nimi tak biegle, że niektóre z jego wyrobów począł nawet kupować Mordko szynkarz. Na co?… Antek o tym nie wiedział, chociaż jego wiatraki, chaty, sztuczne skrzynki, święci i rzeźbione fajki rozchodziły się po całej okolicy. Dziwiono się talentowi nieznanego samouka, niezgorzej nawet płacono za wyroby Mordce, ale o chłopca nikt się nie pytał, a tym bardziej nikt nie myślał o podaniu mu pomocnej ręki.

Alboż kto pielęgnuje kwiaty, dzikie gruszki i wiśnie, choć niby wiadomo, że przy staraniu i z nich byłby większy pożytek?…

Tymczasem chłopiec podrastał, a dziewuchy i kobiety wiejskie coraz milej na niego spoglądały i coraz częściej mówiły między sobą:

— Ładny, bestyja, bo ładny!

Rzeczywiście Antek był ładny. Był dobrze zbudowany, w sobie zręczny i prosto się trzymał, nie tak jak chłopi, którym ramiona zwieszają się, a nogi ledwie posuwają się od ciężkiej pracy. Twarz także miał nie taką jak inni, ale rysy bardzo regularne, cerę świeżą, wyraz rozumny. Miał też jasne kędzierzawe włosy, ciemnawe brwi i ciemnoszafirowe oczy, marzące.

Mężczyźni dziwili się jego sile i sarkali na to, że próżnował. Ale kobiety wolały mu patrzeć w oczy.

— Jak on, bestyja, spoglądnie na człowieka — mówiła jedna z bab — to aż cię mrowie przechodzi. Taki jeszcze młodziak, a już patrzy na cię jak dorosły szlachcic!…

— Bo to prawda — zaprzeczyła druga. — On patrzy zwyczajnie jak niedorostek, ino ma taką słodkość w ślipiach, że aż cię rozbiera. Ja się na tym znam!…

— Chyba ja się lepiej znam — odparła pierwsza. — Przeciem służyła we dworze…

A gdy się kobiety spierały tak o patrzenie Antkowe, on tymczasem na nie nie patrzył wcale. U niego więcej jeszcze znaczył pilnik aniżeli najładniejsza kobieta.

W tym czasie wójt, stary wdowiec, który już córkę z pierwszego małżeństwa wydał za mąż i miał jeszcze w domu kilkoro małych dzieci z drugiego małżeństwa, ożenił się trzeci raz. A jako zwykle łysi miewają szczęście, więc wynalazł sobie za Wisłą żonkę młodą, piękną i bogatą.

Kiedy para ta stanęła przed ołtarzem, ludzie poczęli się śmiać; a i sam ksiądz trochę pokiwał głową, że tak nie pasowali do siebie.

Wójt trząsł się jak dziad, co ze szpitala wyjdzie, i dlatego tylko był mało siwy, że miał głowę łysą jak dynia. Wójtowa była jak iskra. Czysta Cyganka z wiśniowymi ustami nieco odchylonymi i z oczami czarnymi, w których niby ogień paliła się jej młodość.

Po weselu dom wójta, zwykle cichy, bardzo się ożywił, bo raz w raz przybywali goście. To strażnik, który częstsze miewał niż zwykle interesa do gminy; to pisarz, który znać nie dosyć nacieszywszy się wójtem w kancelarii jeszcze go w domu odwiedzał; to znów strzelcy rządowi, których dotąd we wsi nie bardzo kiedy widywano. Nawet sam profesor, odebrawszy miesięczną pensję, cisnął w kąt stary kożuch i ubrał się — jak magnat, tak że niejeden wiejski człowiek począł go tytułować wielmożnym dziedzicem.

I wszyscy owi strażnicy, strzelcy, pisarze i nauczyciele ciągnęli do wójtowej jak szczury do młyna. Ledwie jeden wszedł do izby, już drugi wystawał za płotem, trzeci sunął z końca wsi, a czwarty kręcił się koło wójta. Jejmość rada była wszystkim, śmiała się, karmiła i poiła gości. Ale też czasem wytargała którego za włosy, a nawet i wybiła, bo humor u niej łatwo się zmieniał.

Nareszcie po półrocznym weselu zaczęło być trochę spokojniej. Jedni goście znudzili się, drugich wójtowa przepędziła, i tylko podstarzały profesor, sam licho jedząc i morząc głodem swoją gospodynię, za każdą pensję miesięczną kupował sobie jakiś figlas do ubrania i siadywał u wójtowej na progu (bo go z izby wyganiano) albo klął i wzdychał pomiędzy opłotkami.

Jednej niedzieli poszedł Antek na sumę jak zwykle, z matką i bratem. W kościele było już ciasno, ale dla nich znalazło się jeszcze trochę miejsca. Matka uklękła między kobietami na prawo, Antek z Wojtkiem między chłopami na lewo i każdy modlił się, jak umiał. Naprzód do świętego w wielkim ołtarzu, potem do świętego, co stoi wyżej nad tamtym, potem do świętych w ołtarzach bocznych. Modlił się za ojca, co go przytłukło drzewo, i za siostrę, co z niej za prędko choroba w piecu wyszła, i za to, ażeby Pan Bóg miłosierny i jego święci ze wszystkich ołtarzów dali mu szczęście w życiu, jeżeli taka będzie ich wola.

Wtem gdy Antek już czwarty raz z kolei powtarzał swoje pacierze, uczuł nagle, że ktoś udeptał go w nogę i ciężko oparł mu się na ramieniu. Podniósł głowę. Przeciskająca się pomiędzy ciżbą ludu stała nad nim wójtowa, na twarzy smagła, zaczerwieniona, zadyszana z pośpiechu. Ubierała się jak chłopka, a spod chustki, spadającej z ramion, widać było koszulę z cieniutkiego płótna i sznury paciorków z bursztynów i korali.

I popatrzyli sobie w oczy. Ona wciąż nie zdejmowała mu ręki z ramion, a on… klęczał, patrzył na nią, jak na cudowne zjawisko, nie śmiejąc ruszyć się, aby mu nagle nie znikła.

Między ludźmi poczęto szeptać.

— Usuńcie się, kumie, pani wójtowa idą.

Kumowie usunęli się i wójtowa poszła dalej, aż przed wielki ołtarz. W drodze niby potknęła się i znowu spojrzała na Antka, a chłopca aż gorąco oblało od jej oczów. Potem usiadła na ławce i modliła się z książki, czasami podnosząc głowę i spoglądając na kościół. A kiedy na podniesienie zrobiło się cicho, jakby makiem zasiał, i pobożni upadli na twarze, ona złożyła książkę i znowu odwróciła się do Antka topiąc w nim ogniste źrenice. Na jej cygańską twarz i sznur paciorków spłynął z okna snop światła i wydała się chłopcu jako święta, wobec której ludzie milkną i rzucają się w proch.

Po sumie ludzie tłumem poszli do domów. Wójtową otoczyli pisarz, nauczyciel i gorzelnik z trzeciej wsi, i już Antek nie mógł jej zobaczyć.

W chacie postawiła matka chłopakom doskonały krupnik zabielony mlekiem i wielkie pierogi z kaszą. Ale Antek, choć lubił to, jadł ledwie jednym zębem. Potem zabrał się, poleciał w góry i położywszy się na najwyższym szczycie, patrzył stamtąd na wójtową chatę. Ale widział tylko słomiany dach i mały niebieski dymek wydobywający się powoli z obielonego komina. Więc zrobiło mu się tak czegoś tęskno, że schował twarz w starą sukmanę i zapłakał.

Pierwszy raz w życiu uczuł wielką swoją nędzę. Chata ich była najbiedniejsza we wsi, a pole najgorsze. Matka, choć przecie gospodyni, pracować musiała jak komornica i odziewała się prawie w łachmany. Na niego samego patrzono we wsi jak na straceńca, który nie wiadomo po co innym chleb zjada. A co go się nie nabili, co go się nawet psy nie nagryzły!…

Jakże daleko było mu do profesora, gorzelnika, a choćby i do pisarza, którzy ile razy chcieli, mogli wejść do wójtowskiej chaty i gadać z wójtową. Jemu zaś nie o wiele chodziło. Pragnął tylko, żeby jeszcze choć raz jeden, jedyny i ostatni raz w życiu, oparła mu kiedy wójtowa na ramieniu rękę i spojrzała w oczy tak jak w kościele. Bo w jej spojrzeniu mignęło mu coś dziwnego, coś jak błyskawica, przy której na krótką chwilę odsłaniają się niebieskie głębokości pełne tajemnic. Gdyby je kto dobrze obejrzał, wiedziałby wszystko, co jest na tym świecie, i byłby bogaty jak król.

Antek w kościele nie przypatrzył się dobrze temu, co mignęło w oczach wójtowej. Był nieprzygotowany, olśniony i szczęśliwą sposobność stracił. Ale gdyby ona tak jeszcze kiedy na niego chciała spojrzeć!…

Marzyło mu się, że zobaczył przelatujące szczęście, i strasznie do niego zatęsknił. Zbudziło się drzemiące serce i wśród boleści poczęło się — jakby przeciągać. Teraz świat wydał mu się całkiem odmienny. Dolina była za szczupła, góry za niskie, a niebo — bodaj czy się nie opuściło, bo zamiast porywać ku sobie, zaczęło go przygniatać. Chłopiec zeszedł z góry pijany, nie wiedząc, jakim sposobem znalazł się nad brzegiem Wisły, i patrząc w rzeczne wiry czuł, że go coś pociąga ku nim.

Miłość, której nawet nazwać nie umiał, spadła nań jak burza rozniecając w duszy strach, żal, zdziwienie i — albo on wiedział co jeszcze?

Odtąd co niedzielę chodził do kościoła na sumę i z drżeniem serca czekał na wójtową, myśląc, że jak wtedy położy mu rękę na ramieniu i spojrzy w oczy. Ale wypadki nie powtarzają się, zresztą uwagę wójtowej pochłaniał teraz gorzelnik, chłop młody i zdrowy, który aż z trzeciej wsi przyjeżdżał… na nabożeństwo.

Wówczas Antek wpadł na osobliwy pomysł. Postanowił zrobić piękny krzyżyk i ofiarować wójtowej. Wtedy ona chyba spojrzy na niego i może uleczy z tej tęsknicy, która mu wypijała życie.

Za ich wsią, na rozstajnych drogach, znajdował się dziwny krzyż. Od podstawy owijały go powoje. Nieco wyżej była drabinka, włócznia i cierniowa korona, a u szczytu przy lewym ramieniu wisiała jedna ręka Chrystusa, bo resztę figury ktoś ukradł — pewnie na czary. Ten to krzyż wziął Antek za model.

Strugał więc, przerabiał i na nowo zaczynał swój krzyżyk starając się, ażeby był piękny i wójtowej godny.

Tymczasem na wieś spadło nieszczęście. Wisła wylała, przerwała tamę i zniszczyła przybrzeżne pola. Ludzie wiele stracili, ale najwięcej Antkowa matka. W chacie jej pokazał się nawet głód. Trzeba było iść na zarobek, chodziła więc i sama nieboga, i Wojtusia oddała na pastucha. Ale wszystko to nie wystarczało. Antek, nie chcący jąć się pracy gospodarskiej, był dla niej prawdziwym ciężarem.

Widząc to stary Andrzej począł nalegać na chłopca, ażeby poszedł w świat.

— Jesteś przecie chłopak bystry, silny, zręczny do rzemiosła, więc udaj się między miejskich ludzi. Tam nauczysz się czego i jeszcze matce będziesz pomocny a tu ostatni kęs chleba odejmujesz jej od gęby.

Antek aż pobladł na myśl, że przyjdzie mu opuścić wieś bez zobaczenia się choć raz z wójtową. Rozumiał jednak, że inaczej być nie może, i tylko prosił, żeby mu zostawili kilka dni.

Przez ten czas z podwojoną gorliwością rzeźbił swój krzyżyk i wyrzeźbił bardzo ładny, z powojem u dołu, z narzędziami męki i z ręką Pańską przy lewym ramieniu. Ale gdy skończył robotę, żadną miarą nie miał odwagi pójść do wójtowskiego mieszkania i swój dar ofiarować wójtowej.

Przez ten czas matka połatała mu odzienie, pożyczyła od Mordki rubla na drogę, wystarała się o chleb i ser do kobiałki, wypłakała się. Ale Antek wciąż marudził, z dnia na dzień odwlekając swoje wyjście.

Zniecierpliwiło to Andrzeja, który jednej soboty wywołał chłopca z chaty i rzekł mu surowo:

— No, a kiedyż ty, chłopaku, opamiętasz się? Czy chcesz, żeby przez ciebie matka z głodu i z pracy zmarła? Przecie ona swoimi starymi rękoma nie wykarmi siebie i takiego jak ty draba, co próżnuje po całych dniach!…

Antek schylił mu się do nóg.

— Poszedłbym już, Andrzeju, ale kiedy mi strasznie żal porzucać swoich!

Nie powiedział jednak, kogo mu żal najwięcej.

— Oho! — zawołał Andrzej. — A cóżeś ty dziecko przy piersi, że nie możesz się obejść bez matki? Dobry z ciebie chłopak, ani słowa, ale masz w sobie takiego niechcieja, co by cię tu do siwych włosów trzymał matce na karku. Dlatego ja ci powiem: jutro święta niedziela, wszyscy będziemy wolni i odprowadzimy cię. Więc po nabożeństwie zjesz obiad i pójdziesz. Dłużej tu z założonymi rękami nie ma co siedzieć. Ty najlepiej wiesz, że mówię prawdę.

Antek, upokorzony, wrócił do chaty i powiedział, że już jutro pójdzie w świat szukać roboty i nauki. Biedna kobieta połykając łzy poczęła szykować go do drogi. Dała mu starą kobiałkę, jedyną w chacie, i torbę parcianą. W kobiałkę włożyła trochę jadła, a w torbę pilniki, młotek, dłutka i inne narzędzia, którymi Antek od tylu lat wyrabiał swoje zabawki.

Nadeszła noc, Antek legł na twardej ławie, ale zasnąć nie mógł. Uniósłszy głowę patrzył na dogasające w kominie węgle, słuchał dalekiego szczekania psów albo świerkania świerszcza w chacie, który nad nim tak wołał, jak wołają polne koniki nad opuszczonym grobem małej jego siostry Rozalii.

Wtem usłyszał jeszcze jakiś szmer w rogu izby. To bezsenna matka jego po cichu szlochała…

Antek ukrył głowę pod sukmanę.

Słońce było wysoko, kiedy się obudził. Matka już wstała i drżącymi rękoma ustawiała garnuszki przy ogniu.

Potem wszyscy razem usiedli za stół do śniadania i trochę podjadłszy poszli do kościoła.

Antek miał na piersiach pod sukmaną swój krzyżyk. Co chwilę przyciskał go, oglądając się niespokojnie, czy gdzie wójtowej nie widać, i myśląc z trwogą, jak też on jej swój dar doręczy?

W kościele nie było wójtowej. Chłopak, klęcząc na środku, machinalnie odmawiał modlitwy, ale co mówił?… nie rozumiał. Gra organów, śpiew ludu, dźwięk dzwonków i własne cierpienie w duszy jego zlały się w jedną wielką zawieruchę. Zdawało mu się, że cały świat drży w posadach w tej chwili, kiedy on ma opuścić tę wieś, ten kościół i wszystkich, których ukochał.

Ale na świecie było spokojnie, tylko w nim tak kipiał żal.

Nagle organy ucichły, a ludzie pochylili głowy. Antek ocknął się, spojrzał. Jak wówczas, tak i dziś było podniesienie i jak wówczas, w ławce przy wielkim ołtarzu siedziała wójtowa.

Wtedy chłopiec ruszył ze swego miejsca między ciżbą ludu, zaczołgał się na kolanach aż do owej ławki i znalazł się u nóg wójtowej. Sięgnął za pazuchę i wydobył krzyżyk. Ale odbiegła go wszelka śmiałość, a głos mu zamarł tak, że jednego wyrazu nie mógł przemówić. Więc zamiast oddać krzyżyk tej, dla której rzeźbił go przez parę miesięcy, wziął i zawiesił swoją pracę na gwoździu wbitym w ścianę obok ławki. W tej chwili ofiarował Bogu drewniany krzyżyk, a razem z nim swoją tajemną miłość i niepewną przyszłość.

Wójtowa zauważyła szmer i spojrzała na chłopca ciekawie, tak samo jak wtedy. Ale on nic nie widział, bo mu się oczy zasłoniły łzami.

Po sumie matka z dziećmi wróciła do chaty. Ledwie zjedli kartoflankę i trochę klusków, ukazał się w izbie kum Andrzej i po przywitaniu rzekł:

— No, chłopcze! Zabieraj się! Komu w drogę, temu czas.

Antek podpasał sukmanę rzemykiem, przewiesił torbę z narzędziami przez jedno ramię, a kobiałkę przez drugie.

Gdy już wszyscy gotowi byli do drogi, chłopiec ukląkł, przeżegnał się i ucałował klepisko chaty jak podłogę kościelną. Potem matka wzięła go za jedną rękę, brat Wojtuś za drugą i jak pana młodego do ślubu wiedli go oboje najukochańsi na próg świata.

Stary Andrzej wlókł się za nimi.

— Masz tu rubla, Antku — mówiła matka wciskając chłopcu w rękę gałganek pełen miedzianych pieniędzy. — Nie kupuj za to, dziecko, statków do krajania, ino schowaj se ten grosz na złe czasy, kiedy ci się jeść zachce. A jeżeli kiedy zarobisz taki pieniądz, to daj go na mszę świętą, ażeby ci Bóg błogosławił.

I szli tak wolno, wąwozem pod górę, aż im wieś z oczu znikła; tylko z karczmy dolatywało ciche granie skrzypków i dudnienie bębna z dzwonkami. Wreszcie i to ucichło, znaleźli się na wyżynie.

— No, wróćwa się już — rzekł Andrzej — a ty, chłopaku, idź wciąż drogą i pytaj się o miasto. Bo tobie nie na wsi mieszkać, ino w mieście, gdzie ludzie chętniejsi są do młotka niż do roli.

Wdowa na to odezwała się z płaczem:

— Kumie Andrzeju, doprowadźmyż go choć do figury świętej, gdzie by pobłogosławić go można.

A potem biadała:

— Czy kto kiedy słyszał, żeby rodzona matka dziecko swoje wiodła na stracenie? Wychodzili, prawda, od nas chłopacy do wojska, ale to był mus. Nigdy przecie nie widziano, żeby kto z własnej woli opuszczał wieś, gdzie się urodził i gdzie go przyjąć powinna święta ziemia. Oj, doloż ty moja, dolo! że ja już trzecią osobę z chaty wyprowadzam, a sama jeszcze żyję na świecie!… A schowałeś, synusiu, pieniądze?

— Schowałem, matulu.

Doszli do figury i poczęli się żegnać.

— Kumie Andrzeju — mówiła wdowa łkając — wyście tyle świata widzieli, wyście z bractwa, pobłogosławcież tego sierotę — a dobrze, żeby się nim Pan Bóg opiekował.

Andrzej popatrzył w ziemię, przypomniał sobie modlitwę za podróżnych, zdjął czapkę i położył ją pod figurą. Potem wzniósł ręce ku niebu, a gdy wdowa i obaj jej synowie uklękli, począł mówić:

— O, Boże święty, Ojcze nasz, któryś naród swój wyprowadził z ziemi egipskiej i z domu niewoli, który każdemu stworzeniu, co się rucha, dajesz pokarm, który ptaki powietrzne do ich starodawnych gniazd powracasz, Ciebie prosimy, bądź miłościw temu podróżnemu, ubogiemu i strapionemu! Opiekuj się nad nim, Boże nasz święty, w złych przygodach pocieszaj, w chorobie uzdrów, w głodzie nakarm i w nieszczęściu ratuj. Bądź mu, Panie, miłościw pośród obcych, jakoś był Tobiaszowi i Józefowi. Bądź mu ojcem i matką. Za przewodników daj mu aniołów Twoich, a gdy spełni, co sobie zamierzył — do naszej wsi i do jego domu szczęśliwie powróć.

Tak się modlił chłop w świątyni, gdzie polne zioła pachniały, śpiewały ptaki, gdzie pod nimi błyszczała w ogromnych skrętach Wisła, a nad nimi stary krzyż szeroko otwierał ramiona.

Antek upadł do nóg matce, potem Andrzejowi, ucałował brata i — poszedł drogą.

Ledwie uszedł kilkadziesiąt kroków, aż wdowa zawołała za nim:

— Antku!…

— Co, matulu?…

— A jak ci tam będzie źle u obcych, wracaj do nas… Niech cię Bóg błogosławi.

— Zostańcie z Bogiem!

— odparł chłopak.

Znowu uszedł kawałek drogi i znowu zawołała za nim smutna matka:

— Antku!… Antku!…

— Co, matulu? — spytał chłopiec.

Głos jego już słabiej dolatywał.

— A nie zapomnij o nas, synusiu! Niech cię Bóg błogosławi!

— Zostańcie z Bogiem!

I szedł, szedł, szedł jak ów chłopak, co wybrał się po cyrograf wystawiony na własną duszę. Wreszcie za wzgórkiem znikł. Na polu rozlegał się jęk zbolałej matki.

Ku wieczorowi niebo zaciągnęło się chmurami i spadł drobny deszcz. Ale że chmury nie były gęste, więc przedarły się przez nie blaski zachodzącego słońca. Zdawało się, że nad szarym polem i nad grząską, gliniastą drogą unosi się złote sklepienie powleczone żałobną krepą.

Po tym polu szarym i cichym, bez drzew, po drodze grząskiej posuwał się z wolna strudzony chłopiec w siwej sukmance, z kobiałką i torbą na plecach.

Zdawało się, że wśród głębokiego milczenia krople deszczu nucą tęskną melodię znanej pieśni:

Przez dolinę, przez pole Idzie sobie pacholę, Idzie sobie i śpiewa. Wiatr mu z deszczem przygrywa!

Może spotkacie kiedy wiejskiego chłopca, który szuka zarobku i takiej nauki, jakiej między swoimi nie mógł znaleźć. W jego oczach zobaczycie jakby odblask nieba, które przegląda się w powierzchni spokojnych wód; w jego myślach poznacie naiwną prostotę, a w sercu tajemną i prawie bezświadomą miłość.

Wówczas podajcie rękę pomocy temu dziecku. Będzie to nasz mały brat, Antek, któremu w rodzinnej wsi stało się już za ciasno, więc wyszedł w świat oddając się w opiekę Bogu i dobrym ludziom.


Antek (2/2) Antek (2/2)

Straszno i smutno było chłopcu patrzeć, jak płacząca matka i stary Andrzej pożegnawszy jego i kowala skryli się już za sadami idąc z powrotem do domu. It was terrible and sad for the boy to see his crying mother and old Andrew, having said goodbye to him and the blacksmith, already hid behind the orchards walking back home. Było mu jeszcze smutniej, kiedy spał pierwszą noc pod cudzym dachem, w stodółce, między nie znanymi sobie chłopakami kowala, którzy zjedli jego kolację i jeszcze dali mu do snu parę kułaków na zadatek dobrej przyjaźni. It was even sadder for him when he slept his first night under someone else's roof, in a barn, between the blacksmith's boys he didn't know, who ate his dinner and still gave him a couple of kulaks to sleep on as a token of good friendship.

Ale kiedy na drugi dzień rano ze świtem poszli gromadą do kuźni, gdy rozniecili ognisko, Antek począł dąć pękatym miechem, a inni, śpiewając z majstrem Kiedy ranne wstają zorze, poczęli kuć młotami rozpalone żelazo — w chłopcu zbudził się jakby nowy duch. But when they went with a group to the forge at dawn the next morning, when they made a bonfire, Antek started blowing a cracked bellows, and the others, singing with the foreman When the morning dawn rises, started forging kindled iron with hammers - a new spirit seemed to awaken in the boy. Dźwięk metalu, rytmiczny huk, pieśń, której aż las odpowiadał echem — wszystko to upoiło chłopca… Zdaje się, że w sercu jego aniołowie niebiescy naciągnęli kilka strun nie znanych innym chłopskim dzieciom i że struny te odezwały się dopiero dziś przy sapaniu miecha, tętnieniu młotów i pryskających z żelaza iskrach.

Ach, jaki by z niego był dziarski kowal, a może i co więcej… Bo chłopak, choć nowa robota podobała mu się okrutnie, wciąż myślał o swoich wiatrakach. Ah, what a ferocious blacksmith he would have been, and perhaps more... For the boy, although he liked the new job cruelly, kept thinking about his windmills.

Kowal, dzisiejszy opiekun Antka, był człowiek nijaki. The blacksmith, Antek's guardian today, was a bland man. Kuł żelazo i piłował je ani źle, ani dobrze. He forged iron and sawed it neither badly nor well. Czasami walił chłopców, aż puchli, a najwięcej dbał o to, żeby się zbyt prędko nie wyuczyli kunsztu. Sometimes he would whack the boys until they swelled up, and most cared that they learned the craft too quickly. Bo taki młodzik wyszedłszy z terminu mógłby pod bokiem swemu rodzonemu majstrowi kuźnię założyć i zmusić go do staranniejszej roboty!… Because such a youngster, having come out of the term, could set up a forge under the side of his native foreman and force him to work more diligently!....

A trzeba wiedzieć, że majster miał jeszcze jeden obyczaj. And you should know that the foreman had another custom.

Na drugim końcu wsi mieszkał wielki przyjaciel kowala — sołtys, który w zwykłe dnie prawie nie odchodził od pracy, ale gdy mu co kapnęło z urzędu, rzucał gospodarstwo i szedł do karczmy mimo kuźni. At the other end of the village lived a great friend of the blacksmith - the village leader, who on ordinary days hardly left work, but when something dripped from his office, he quit the farm and went to the inn despite the forge. Bywało tego raz albo i dwa razy na tydzień. It used to happen once or twice a week.

Idzie sobie tedy sołtys z zapracowanym na urzędzie groszem pod sosnową wiechę i niechcący zbacza do kuźni. Thus, the village leader walks with his penny earned at the office under a pine bower and inadvertently strays into the forge.

— Pochwalony! — woła do kowala stojąc za progiem.

— Pochwalony! — odpowiada kowal. — A jak tam w polu? - How about in the field?

— Niczego — mówi sołtys. - Nothing," says the village leader. — A jak u was w kuźni? - How about your forge?

— Niczego — mówi kowal. - Nothing," says the blacksmith. — Chwała Bogu, żeście choć aby raz wyleźli z chałupy. - Praise be to God that you for once crawled out of the cottage.

— A tak — odpowiada sołtys. — Takem ci się zgadał w kancelarii, że muszę choć odrobinę zęby popłukać. - I gave you such a pep talk at the law firm that I have to rinse my teeth at least a little bit. Może pójdziecie i wy od tego kurzu? Why don't you go too from the dust?

— Ma się rozumieć, że pójdę, przecie zdrowie jest najpierwsze — odpowiadał kowal i nie zdejmując fartucha szedł wraz z sołtysem do karczmy. - It is to be understood that I will go, after all, health comes first," replied the blacksmith, and without taking off his apron he walked with the village headman to the inn.

A kiedy już raz wyszedł, mogli chłopcy na pewno gasić ogniska. And once he was out, the boys could certainly put out fires. Żeby robota była najpilniejsza, żeby się walił świat, ani majster, ani sołtys przed wieczorem nie wyszli z karczmy, chyba że sołtysowi narzuciła się jaka urzędowa czynność. So that the work was most urgent, so that the world was collapsing, neither the foreman nor the village headman left the inn before evening, unless some official activity imposed itself on the village headman.

Dopiero późno w nocy wracali do domu. Only late at night did they return home.

Zwykle sołtys wiódł kowala pod rękę, a ten dźwigał butelkę „płukania” na jutro. Usually the village leader led the blacksmith under his hand, and the latter carried a bottle of "rinse" for tomorrow. Na drugi dzień sołtys był zupełnie trzeźwy i gospodarował aż do nowego zarobku na urzędzie, ale kowal wciąż zaglądał w przyniesioną butelkę, dopóki się dno nie pokazało, i tym sposobem od jednego zamachu wypoczywał przez dwa dni. On the second day, the village chief was completely sober and farmed until his new earnings at the office, but the blacksmith kept looking into the bottle he had brought until the bottom showed, and thus rested for two days from one swing.

Już półtora roku nadymał Antek miechy w kuźni, nie robiąc, zdaje się, nic więcej, i półtora roku majster z sołtysem regularnie płukali zęby pod sosnową wiechą. It's been a year and a half that Antek has been puffing bellows in the forge, doing nothing else, it seems, and a year and a half that the foreman and the village leader have been regularly rinsing their teeth under the pine bark. Aż raz zdarzył się wypadek. Until once there was an accident.

Kiedy sołtys z kowalem siedzieli w karczmie, nagle po pierwszym półkwaterku dano znać, że ktoś tam powiesił się — i gwałtem wyciągnięto sołtysa zza stołu. When the village headman and the blacksmith were sitting in the inn, suddenly after the first half-quarter it was made known that someone had hung in there - and the village headman was pulled from behind the table by force. Kowal nie mając odpowiedniego towarzystwa musiał zaprzestać płukania, ale kupił niezbędną butelkę i powoli wracał z nią ku domowi. The blacksmith, having no suitable company, had to stop rinsing, but he bought the necessary bottle and slowly walked back towards home with it.

Tymczasem do kuźni przyszedł chłop z koniem do okucia. Meanwhile, a peasant came to the forge with a horse for fitting.

Ujrzawszy go terminatorzy zawołali: Upon seeing him, the terminators called out:

— Nie ma majstra, dziś robi z sołtysem płukanie! - There is no foreman, today he is doing a rinse with the village chief!

— A z was to żaden nie potrafi szkapy okuć? - And of you, none of you know how to hardware a shackle? — spytał markotnie gospodarz. - asked the host brandishly.

— Kto tam potrafi! - Who can do it there! — odparł najstarszy terminator. - replied the oldest terminator.

— Ja wam okuję — odezwał się nagle Antek. - I will plow you," Antek suddenly spoke up.

Tonący chwyta się brzytwy, więc i chłop zgodził się na propozycję Antka, choć niewiele mu ufał, a jeszcze inni terminatorzy wyśmiewali go i wymyślali. The drowning man grasps at the razor, so the peasant also agreed to Antek's proposal, although he did not trust him much, and still other terminators ridiculed him and made excuses.

— Widzisz go, niedorostka! - You see him, the underdog! — mówił najstarszy. - said the oldest. — Jak żyje, nie trzymał młota w garści, tylko dymał i węgli dokładał, a dziś porywa się na kucie koni!… - As he lives, he didn't hold the hammer in his hand, he just smoked and added coals, and today he is kidnapping himself to forge horses!....

Widać jednak, że Antek miewał młot w garści, bo zawinąwszy się w niedługim nawet czasie odkuł kilka gwoździ i podkowę. However, it is apparent that Antek had a hammer in his hand, because by wrapping up in even a short time he forged a few nails and a horseshoe. Wprawdzie podkowa była za wielka i niezbyt foremna, ale swoją drogą terminatorzy pootwierali gęby. Admittedly, the horseshoe was too big and not very shapely, but the terminators opened their mouths by the way.

Jak raz przyszedł na tę chwilę i majster. As once came to this moment and the foreman. Opowiedziano mu, co się stało, okazano podkowę i gwoździe. He was told what had happened and shown a horseshoe and nails.

Kowal obejrzał i aż przetarł krwią nabiegłe oczy. The blacksmith looked over and until he rubbed his bloodshot eyes.

— A ty gdzieś się tego nauczył, złodzieju? - And where did you learn that, thief? — zapytał Antka. - asked Antek.

— A w kuźni — odparł chłopiec zadowolony z komplementu. - And in the forge," replied the boy pleased with the compliment. — Jak pan majster poszedł na płukanie, a oni rozbiegli się, to ja wykuwałem różne rzeczy z ołowiu albo i z żelaza. - When Mr. Foreman went to rinse, and they dispersed, I forged various things out of lead or iron.

Majster był tak zmieszany, że nawet zapomniał zbić Antka za psucie materiałów i narzędzi. The foreman was so confused that he even forgot to beat up Antek for spoiling materials and tools. Aż poszedł na radę do żony, skutkiem czego chłopca wydalono z kuźni i przeznaczono do gospodarstwa. Until he went to his wife for advice, with the result that the boy was expelled from the forge and assigned to the farm.

— Za mądryś ty, kochanku! - Too smart you are, lover! — mówił mu kowal. - the blacksmith told him. — Nauczyłbyś się fachu we trzy lata i później byś uciekł. - You would learn the trade in three years and then run away. A przecież matka oddała mi cię na sześć lat — do służby. And yet your mother gave you to me for six years - to serve.

Pół roku jeszcze był Antek u kowala. Six months more Antek was at the blacksmith. Kopał w ogrodzie, pełł, rąbał drzewo, kołysał dzieci, ale już nie przestąpił progu kuźni. He dug in the garden, crawled, chopped wood, rocked the children, but no longer stepped foot on the threshold of the forge. Pod tym względem wszyscy go rzetelnie pilnowali: i majster, i majstrowa, i chłopcy. In this regard, everyone diligently watched over him: both the foreman, the forewoman and the boys. Nawet własna matka Antkowa i kum Andrzej, choć wiedzieli o dekrecie kowalskim, nic przeciw niemu nie mówili. Even Antkov's own mother and cum Andrew, though they knew about the blacksmith's decree, said nothing against it. Według umowy i obyczaju chłopiec dopiero po sześciu latach miał prawo jako tako faszerować kowalstwo. According to the contract and custom, a boy was not allowed to as much as forge after six years. A że był dziwnie bystry i nie uczony przez nikogo, nauczył się kowalstwa sam w ciągu roku, więc tym gorzej dla niego! And since he was strangely smart and not taught by anyone, he learned blacksmithing on his own within a year, so all the worse for him!

Swoją drogą Antkowi uprzykrzył się taki tryb życia. By the way, Antek has made such a lifestyle miserable.

„Mam ja tu kopać i drwa rąbać, więc wolę to samo robić u matki!” "I have me here digging and chopping wood, so I'd rather do the same at my mother's house!"

Tak sobie myślał przez tydzień, przez miesiąc. He thought so for a week, for a month. Wahał się. He hesitated. Ale w końcu — uciekł od kowala i wrócił do domu. But in the end - he ran away from the blacksmith and returned home.

Te jednak parę lat wyszły mu na dobre. These few years, however, have worked out well for him. Chłopak wyrósł, zmężniał, poznał trochę więcej ludzi aniżeli w swojej dolinie, a nade wszystko poznał więcej rzemieślniczych narzędzi. The boy has grown, grown stronger, met a little more people than in his valley, and above all, learned more about crafting tools.

Teraz siedząc w domu pomagał czasem przy gospodarstwie, ale przeważnie robił swoje maszyny i rzeźbił figury. Now sitting at home, he sometimes helped with the farm, but mostly he made his machines and carved figures. Tylko już oprócz kozika miał dłutko, pilnik i świderek i władał nimi tak biegle, że niektóre z jego wyrobów począł nawet kupować Mordko szynkarz. Only already, in addition to a scimitar, he had a chisel, a file and an auger, and he wielded them so proficiently that some of his wares even began to be bought by Mordko the innkeeper. Na co?… Antek o tym nie wiedział, chociaż jego wiatraki, chaty, sztuczne skrzynki, święci i rzeźbione fajki rozchodziły się po całej okolicy. For what... Antek didn't know, although his windmills, huts, artificial boxes, saints and carved pipes were spreading all over the area. Dziwiono się talentowi nieznanego samouka, niezgorzej nawet płacono za wyroby Mordce, ale o chłopca nikt się nie pytał, a tym bardziej nikt nie myślał o podaniu mu pomocnej ręki. They were amazed by the talent of the unknown self-taught artist, and not badly even paid for Mordka's wares, but no one asked about the boy, much less thought of giving him a helping hand.

Alboż kto pielęgnuje kwiaty, dzikie gruszki i wiśnie, choć niby wiadomo, że przy staraniu i z nich byłby większy pożytek?… Or who nurtures flowers, wild pears and cherries, although it is supposedly known that with effort and they would be of greater use?....

Tymczasem chłopiec podrastał, a dziewuchy i kobiety wiejskie coraz milej na niego spoglądały i coraz częściej mówiły między sobą: Meanwhile, the boy grew up, and the village girls and women looked at him more and more pleasantly and spoke more and more among themselves:

— Ładny, bestyja, bo ładny! - Nice, bestyja, because nice!

Rzeczywiście Antek był ładny. Indeed, Antek was pretty. Był dobrze zbudowany, w sobie zręczny i prosto się trzymał, nie tak jak chłopi, którym ramiona zwieszają się, a nogi ledwie posuwają się od ciężkiej pracy. He was well-built, in himself deftly and held himself straight, not like peasants whose arms hang down and whose legs barely move from hard work. Twarz także miał nie taką jak inni, ale rysy bardzo regularne, cerę świeżą, wyraz rozumny. His face was also not like the others, but his features were very regular, his complexion fresh, his expression understanding. Miał też jasne kędzierzawe włosy, ciemnawe brwi i ciemnoszafirowe oczy, marzące. He also had light curly hair, dark eyebrows and dark sapphire eyes, dreaming.

Mężczyźni dziwili się jego sile i sarkali na to, że próżnował. The men marveled at his strength and sarcastically said he was idle. Ale kobiety wolały mu patrzeć w oczy. But women preferred to look him in the eye.

— Jak on, bestyja, spoglądnie na człowieka — mówiła jedna z bab — to aż cię mrowie przechodzi. - When he, the beast, looks at a man," said one of the women, "it makes you tingle. Taki jeszcze młodziak, a już patrzy na cię jak dorosły szlachcic!… Such a still youngster, and already looks at you like a grown-up nobleman!....

— Bo to prawda — zaprzeczyła druga. - Because it's true," denied the other. — On patrzy zwyczajnie jak niedorostek, ino ma taką słodkość w ślipiach, że aż cię rozbiera. - He looks simply like an underdog, ino he has such sweetness in his blinds that it disarms you. Ja się na tym znam!… I'm on it!!!

— Chyba ja się lepiej znam — odparła pierwsza. - I think I know better," replied the first. — Przeciem służyła we dworze… - After all, she served in the manor....

A gdy się kobiety spierały tak o patrzenie Antkowe, on tymczasem na nie nie patrzył wcale. And while the women argued so about Antek's looking, he meanwhile did not look at them at all. U niego więcej jeszcze znaczył pilnik aniżeli najładniejsza kobieta. With him, more still meant the file than the prettiest woman.

W tym czasie wójt, stary wdowiec, który już córkę z pierwszego małżeństwa wydał za mąż i miał jeszcze w domu kilkoro małych dzieci z drugiego małżeństwa, ożenił się trzeci raz. At the time, the mayor, an old widower who had already married off his daughter from his first marriage and still had several young children at home from his second marriage, married a third time. A jako zwykle łysi miewają szczęście, więc wynalazł sobie za Wisłą żonkę młodą, piękną i bogatą. And as bald men are usually lucky, so he invented a young, beautiful and rich wife for himself across the Vistula.

Kiedy para ta stanęła przed ołtarzem, ludzie poczęli się śmiać; a i sam ksiądz trochę pokiwał głową, że tak nie pasowali do siebie. When the couple stood in front of the altar, people began to laugh; and the priest himself nodded a little, too, that they were so unsuited to each other.

Wójt trząsł się jak dziad, co ze szpitala wyjdzie, i dlatego tylko był mało siwy, że miał głowę łysą jak dynia. The mayor was shaking like a grandfather coming out of the hospital, and it was only because he had little gray hair that his head was as bald as a pumpkin. Wójtowa była jak iskra. The reeve was like a spark. Czysta Cyganka z wiśniowymi ustami nieco odchylonymi i z oczami czarnymi, w których niby ogień paliła się jej młodość. A pure gypsy woman with her cherry lips slightly tilted and her eyes black, in which her youth burned like fire.

Po weselu dom wójta, zwykle cichy, bardzo się ożywił, bo raz w raz przybywali goście. After the wedding, the mayor's house, usually quiet, became very lively, as guests arrived time and again. To strażnik, który częstsze miewał niż zwykle interesa do gminy; to pisarz, który znać nie dosyć nacieszywszy się wójtem w kancelarii jeszcze go w domu odwiedzał; to znów strzelcy rządowi, których dotąd we wsi nie bardzo kiedy widywano. It was the guard who had more frequent than usual business with the municipality; it was the scribe, who was known not to enjoy the mayor's office enough and still visited him at home; it was the government shooters, who had not been seen in the village very often before. Nawet sam profesor, odebrawszy miesięczną pensję, cisnął w kąt stary kożuch i ubrał się — jak magnat, tak że niejeden wiejski człowiek począł go tytułować wielmożnym dziedzicem. Even the professor himself, having collected a month's salary, threw an old sheepskin into a corner and dressed - like a magnate, so that more than one country man began to title him a noble heir.

I wszyscy owi strażnicy, strzelcy, pisarze i nauczyciele ciągnęli do wójtowej jak szczury do młyna. And all these guards, riflemen, writers and teachers were drawn to the village chief like rats to a mill. Ledwie jeden wszedł do izby, już drugi wystawał za płotem, trzeci sunął z końca wsi, a czwarty kręcił się koło wójta. Barely one had entered the chamber, already another was sticking out behind the fence, a third was gliding from the end of the village, and a fourth was hanging around the village chief. Jejmość rada była wszystkim, śmiała się, karmiła i poiła gości. Her Ladyship advised everyone, laughed, fed and watered the guests. Ale też czasem wytargała którego za włosy, a nawet i wybiła, bo humor u niej łatwo się zmieniał. But she also occasionally tugged whom by the hair, and even knocked them out, because the humor in her easily changed.

Nareszcie po półrocznym weselu zaczęło być trochę spokojniej. At last, after six months of weddings, things started to get a little quieter. Jedni goście znudzili się, drugich wójtowa przepędziła, i tylko podstarzały profesor, sam licho jedząc i morząc głodem swoją gospodynię, za każdą pensję miesięczną kupował sobie jakiś figlas do ubrania i siadywał u wójtowej na progu (bo go z izby wyganiano) albo klął i wzdychał pomiędzy opłotkami. Some guests got bored, others were chased away by the village headmistress, and only the aging professor, eating poorly himself and starving his landlady, bought himself some figlas to wear with each month's salary and sat at the village headmistress' doorstep (as he was chased out of the chamber) or cursed and sighed between the fences.

Jednej niedzieli poszedł Antek na sumę jak zwykle, z matką i bratem. One Sunday Antek went to the summit as usual, with his mother and brother. W kościele było już ciasno, ale dla nich znalazło się jeszcze trochę miejsca. The church was already cramped, but there was still some room for them. Matka uklękła między kobietami na prawo, Antek z Wojtkiem między chłopami na lewo i każdy modlił się, jak umiał. Mother knelt between the women on the right, Antek with Wojtek between the peasants on the left, and each prayed as he knew how. Naprzód do świętego w wielkim ołtarzu, potem do świętego, co stoi wyżej nad tamtym, potem do świętych w ołtarzach bocznych. First to the saint in the great altar, then to the saint that stands higher above that one, then to the saints in the side altars. Modlił się za ojca, co go przytłukło drzewo, i za siostrę, co z niej za prędko choroba w piecu wyszła, i za to, ażeby Pan Bóg miłosierny i jego święci ze wszystkich ołtarzów dali mu szczęście w życiu, jeżeli taka będzie ich wola. He prayed for his father, which was pruned by a tree, and for his sister, which was too soon sick in the furnace, and that the Lord God of mercy and his saints from all altars would give him happiness in life, if that was their will.

Wtem gdy Antek już czwarty raz z kolei powtarzał swoje pacierze, uczuł nagle, że ktoś udeptał go w nogę i ciężko oparł mu się na ramieniu. Then, as Antek was repeating his trowel for the fourth time in a row, he suddenly felt someone stomp on his leg and lean heavily on his shoulder. Podniósł głowę. He raised his head. Przeciskająca się pomiędzy ciżbą ludu stała nad nim wójtowa, na twarzy smagła, zaczerwieniona, zadyszana z pośpiechu. Squeezing between the throng of people, the village headmistress stood over him, a frown on her face, reddened, out of breath from the rush. Ubierała się jak chłopka, a spod chustki, spadającej z ramion, widać było koszulę z cieniutkiego płótna i sznury paciorków z bursztynów i korali. She was dressed like a peasant woman, and from under her kerchief, falling from her shoulders, one could see a shirt of thin linen and strings of beads of amber and beads.

I popatrzyli sobie w oczy. And they looked into each other's eyes. Ona wciąż nie zdejmowała mu ręki z ramion, a on… klęczał, patrzył na nią, jak na cudowne zjawisko, nie śmiejąc ruszyć się, aby mu nagle nie znikła. She still did not take her hand off his shoulders, and he... knelt down, looking at her as if she were a miraculous phenomenon, not daring to move lest she suddenly disappear from him.

Między ludźmi poczęto szeptać. There was a whispering among the people.

— Usuńcie się, kumie, pani wójtowa idą. - Remove yourselves, kumie, the village headmistress goes.

Kumowie usunęli się i wójtowa poszła dalej, aż przed wielki ołtarz. The cougars removed themselves and the reeve went on, all the way in front of the great altar. W drodze niby potknęła się i znowu spojrzała na Antka, a chłopca aż gorąco oblało od jej oczów. On the way she seemingly stumbled and looked at Antek again, and the boy was hot from her eyes. Potem usiadła na ławce i modliła się z książki, czasami podnosząc głowę i spoglądając na kościół. Then she sat on a bench and prayed from a book, occasionally raising her head and looking at the church. A kiedy na podniesienie zrobiło się cicho, jakby makiem zasiał, i pobożni upadli na twarze, ona złożyła książkę i znowu odwróciła się do Antka topiąc w nim ogniste źrenice. And when the raising became quiet, as if a poppy seed, and the pious fell on their faces, she folded the book and again turned to Antek melting her fiery pupils in him. Na jej cygańską twarz i sznur paciorków spłynął z okna snop światła i wydała się chłopcu jako święta, wobec której ludzie milkną i rzucają się w proch. A sheaf of light streamed down from the window onto her gypsy face and string of beads, and she seemed to the boy as a saint in the face of whom people fall silent and throw themselves into the dust.

Po sumie ludzie tłumem poszli do domów. After the sum, people crowded into their homes. Wójtową otoczyli pisarz, nauczyciel i gorzelnik z trzeciej wsi, i już Antek nie mógł jej zobaczyć. The village chief was surrounded by a scribe, a teacher and a distiller from the third village, and already Antek could not see her.

W chacie postawiła matka chłopakom doskonały krupnik zabielony mlekiem i wielkie pierogi z kaszą. In the cottage, the mother set the boys an excellent krupnik whitened with milk and big dumplings with porridge. Ale Antek, choć lubił to, jadł ledwie jednym zębem. But Antek, though he liked it, ate with barely one tooth. Potem zabrał się, poleciał w góry i położywszy się na najwyższym szczycie, patrzył stamtąd na wójtową chatę. Then he picked himself up, flew to the mountains and, lying down on the highest peak, looked from there at the village chief's cottage. Ale widział tylko słomiany dach i mały niebieski dymek wydobywający się powoli z obielonego komina. But all he could see was a straw roof and a small blue smoke slowly coming out of the dingy chimney. Więc zrobiło mu się tak czegoś tęskno, że schował twarz w starą sukmanę i zapłakał. So it made him miss something so much that he hid his face in an old cloth and wept.

Pierwszy raz w życiu uczuł wielką swoją nędzę. For the first time in his life he felt his great misery. Chata ich była najbiedniejsza we wsi, a pole najgorsze. Their cottage was the poorest in the village, and the field was the worst. Matka, choć przecie gospodyni, pracować musiała jak komornica i odziewała się prawie w łachmany. The mother, though a housewife, had to work like a bailiff and clothed herself almost in rags. Na niego samego patrzono we wsi jak na straceńca, który nie wiadomo po co innym chleb zjada. He himself was looked upon in the village as a wastrel who is not known why he eats others' bread. A co go się nie nabili, co go się nawet psy nie nagryzły!… And what they didn't get him, what they didn't even get him, what they didn't even get the dogs to bite him!....

Jakże daleko było mu do profesora, gorzelnika, a choćby i do pisarza, którzy ile razy chcieli, mogli wejść do wójtowskiej chaty i gadać z wójtową. How far he was from a professor, a distiller, or even a writer, who, as many times as they wanted, could enter the village hall's cottage and chat with the village chief. Jemu zaś nie o wiele chodziło. He, on the other hand, did not mean much. Pragnął tylko, żeby jeszcze choć raz jeden, jedyny i ostatni raz w życiu, oparła mu kiedy wójtowa na ramieniu rękę i spojrzała w oczy tak jak w kościele. He only wished that for one more time, the one and only time in his life, she would rest her hand on his shoulder and look into his eyes as she did in church. Bo w jej spojrzeniu mignęło mu coś dziwnego, coś jak błyskawica, przy której na krótką chwilę odsłaniają się niebieskie głębokości pełne tajemnic. Because in her gaze flashed him something strange, something like a flash of lightning, at which for a brief moment the blue depths full of secrets are revealed. Gdyby je kto dobrze obejrzał, wiedziałby wszystko, co jest na tym świecie, i byłby bogaty jak król. If anyone watched them well, he would know everything there is in this world, and he would be as rich as a king.

Antek w kościele nie przypatrzył się dobrze temu, co mignęło w oczach wójtowej. Antek in the church did not take a good look at what flashed in the eyes of the village chief. Był nieprzygotowany, olśniony i szczęśliwą sposobność stracił. He was unprepared, dazed and a lucky opportunity lost. Ale gdyby ona tak jeszcze kiedy na niego chciała spojrzeć!… But if she still wanted to look at him when he did!....

Marzyło mu się, że zobaczył przelatujące szczęście, i strasznie do niego zatęsknił. He dreamed that he saw happiness flying by, and he missed it terribly. Zbudziło się drzemiące serce i wśród boleści poczęło się — jakby przeciągać. The slumbering heart awoke, and amidst the soreness, it conceived - as if dragging. Teraz świat wydał mu się całkiem odmienny. Now the world seemed quite different to him. Dolina była za szczupła, góry za niskie, a niebo — bodaj czy się nie opuściło, bo zamiast porywać ku sobie, zaczęło go przygniatać. The valley was too thin, the mountains were too low, and the sky - perhaps whether it lowered itself or not - began to crush him instead of entrapping him toward itself. Chłopiec zeszedł z góry pijany, nie wiedząc, jakim sposobem znalazł się nad brzegiem Wisły, i patrząc w rzeczne wiry czuł, że go coś pociąga ku nim. The boy came down from the mountain drunk, not knowing by what means he found himself on the banks of the Vistula, and looking into the river whirlpools he felt that something was pulling him toward them.

Miłość, której nawet nazwać nie umiał, spadła nań jak burza rozniecając w duszy strach, żal, zdziwienie i — albo on wiedział co jeszcze? Love, which he didn't even know how to name, fell upon him like a storm igniting fear, grief, wonder and - or did he know what else?

Odtąd co niedzielę chodził do kościoła na sumę i z drżeniem serca czekał na wójtową, myśląc, że jak wtedy położy mu rękę na ramieniu i spojrzy w oczy. From then on, he went to church every Sunday for the summation and waited with a trembling heart for the village chief, thinking how she would then put her hand on his shoulder and look into his eyes. Ale wypadki nie powtarzają się, zresztą uwagę wójtowej pochłaniał teraz gorzelnik, chłop młody i zdrowy, który aż z trzeciej wsi przyjeżdżał… na nabożeństwo. But incidents do not repeat themselves, moreover, the village chief's attention was now absorbed by the distiller, a peasant young and healthy, who came from as far as the third village... to the service.

Wówczas Antek wpadł na osobliwy pomysł. Then Antek came up with a peculiar idea. Postanowił zrobić piękny krzyżyk i ofiarować wójtowej. He decided to make a beautiful cross and offer it to the village chief. Wtedy ona chyba spojrzy na niego i może uleczy z tej tęsknicy, która mu wypijała życie. Then I think she will look at him and maybe cure him of the longing that has been drinking his life away.

Za ich wsią, na rozstajnych drogach, znajdował się dziwny krzyż. Behind their village, on the crossroads, there was a strange cross. Od podstawy owijały go powoje. It was wrapped from the base by floods. Nieco wyżej była drabinka, włócznia i cierniowa korona, a u szczytu przy lewym ramieniu wisiała jedna ręka Chrystusa, bo resztę figury ktoś ukradł — pewnie na czary. Slightly higher up was a ladder, a spear and a crown of thorns, and at the top near the left shoulder hung one hand of Christ, because the rest of the statue someone had stolen - probably for witchcraft. Ten to krzyż wziął Antek za model. This one is the cross Antek took as a model.

Strugał więc, przerabiał i na nowo zaczynał swój krzyżyk starając się, ażeby był piękny i wójtowej godny. So he planed, reworked and restarted his cross trying to make it beautiful and worthy of the village chief.

Tymczasem na wieś spadło nieszczęście. Meanwhile, misfortune has befallen the village. Wisła wylała, przerwała tamę i zniszczyła przybrzeżne pola. The Vistula flooded, broke the dam and destroyed the coastal fields. Ludzie wiele stracili, ale najwięcej Antkowa matka. People lost a lot, but Antkov's mother lost the most. W chacie jej pokazał się nawet głód. Her hut even showed hunger. Trzeba było iść na zarobek, chodziła więc i sama nieboga, i Wojtusia oddała na pastucha. It was necessary to go to earn money, so she walked and the poor herself, and gave Wojtus to the shepherd. Ale wszystko to nie wystarczało. But all this was not enough. Antek, nie chcący jąć się pracy gospodarskiej, był dla niej prawdziwym ciężarem. Antek, unwilling to do farm work, was a real burden to her.

Widząc to stary Andrzej począł nalegać na chłopca, ażeby poszedł w świat. Seeing this, old Andrew began to urge the boy to go into the world.

— Jesteś przecie chłopak bystry, silny, zręczny do rzemiosła, więc udaj się między miejskich ludzi. - You are, after all, a boy smart, strong, skillful to craft, so go among the city people. Tam nauczysz się czego i jeszcze matce będziesz pomocny a tu ostatni kęs chleba odejmujesz jej od gęby. There you will learn what and still be helpful to your mother and here you take the last bite of bread away from her mouth.

Antek aż pobladł na myśl, że przyjdzie mu opuścić wieś bez zobaczenia się choć raz z wójtową. Antek turned pale at the thought that he would come to leave the village without seeing the village chief at least once. Rozumiał jednak, że inaczej być nie może, i tylko prosił, żeby mu zostawili kilka dni. However, he understood that it could not be otherwise, and only asked that they leave him a few days.

Przez ten czas z podwojoną gorliwością rzeźbił swój krzyżyk i wyrzeźbił bardzo ładny, z powojem u dołu, z narzędziami męki i z ręką Pańską przy lewym ramieniu. During this time, he carved his cross with redoubled zeal and carved a very nice one, with a flood at the bottom, with the instruments of the Passion and the Lord's hand at the left shoulder. Ale gdy skończył robotę, żadną miarą nie miał odwagi pójść do wójtowskiego mieszkania i swój dar ofiarować wójtowej. But when he finished the job, by no means did he have the courage to go to the mayor's apartment and offer his gift to the mayor.

Przez ten czas matka połatała mu odzienie, pożyczyła od Mordki rubla na drogę, wystarała się o chleb i ser do kobiałki, wypłakała się. During this time, his mother patched his clothes, borrowed a ruble from Mordka for the road, stepped forward to get bread and cheese for the cob, and cried her eyes out. Ale Antek wciąż marudził, z dnia na dzień odwlekając swoje wyjście. But Antek continued to whine, delaying his exit from day to day.

Zniecierpliwiło to Andrzeja, który jednej soboty wywołał chłopca z chaty i rzekł mu surowo: This angered Andrew, who one Saturday called the boy out of the cottage and said to him sternly:

— No, a kiedyż ty, chłopaku, opamiętasz się? - Well, and when will you, boy, come to your senses? Czy chcesz, żeby przez ciebie matka z głodu i z pracy zmarła? Do you want your mother to die of starvation and labor because of you? Przecie ona swoimi starymi rękoma nie wykarmi siebie i takiego jak ty draba, co próżnuje po całych dniach!… After all, she with her old hands will not feed herself and a bastard like you, who idles after days!....

Antek schylił mu się do nóg. Antek bent down to his feet.

— Poszedłbym już, Andrzeju, ale kiedy mi strasznie żal porzucać swoich! - I would have gone already, Andrew, but when I feel terribly sorry to abandon my own!

Nie powiedział jednak, kogo mu żal najwięcej.

— Oho! — zawołał Andrzej. — A cóżeś ty dziecko przy piersi, że nie możesz się obejść bez matki? - And what child are you at the breast that you can't do without your mother? Dobry z ciebie chłopak, ani słowa, ale masz w sobie takiego niechcieja, co by cię tu do siwych włosów trzymał matce na karku. You're a good boy, not a word, but you have such an unwillingness in you, which would keep you here until the gray hairs on your mother's neck. Dlatego ja ci powiem: jutro święta niedziela, wszyscy będziemy wolni i odprowadzimy cię. That's why I'll tell you: tomorrow's holy Sunday, we'll all be free and we'll see you off. Więc po nabożeństwie zjesz obiad i pójdziesz. So after the service you will have lunch and go. Dłużej tu z założonymi rękami nie ma co siedzieć. Longer to sit here with folded hands. Ty najlepiej wiesz, że mówię prawdę. You know best that I am telling the truth.

Antek, upokorzony, wrócił do chaty i powiedział, że już jutro pójdzie w świat szukać roboty i nauki. Antek, humiliated, returned to the cottage and said that tomorrow he would already go into the world to look for work and study. Biedna kobieta połykając łzy poczęła szykować go do drogi. Swallowing her tears, the poor woman began to get him ready to go. Dała mu starą kobiałkę, jedyną w chacie, i torbę parcianą. She gave him an old hobo, the only one in the cottage, and a steamer bag. W kobiałkę włożyła trochę jadła, a w torbę pilniki, młotek, dłutka i inne narzędzia, którymi Antek od tylu lat wyrabiał swoje zabawki. In the bag she put some food, and in the bag she put files, hammer, chisels and other tools with which Antek had been making his toys for so many years.

Nadeszła noc, Antek legł na twardej ławie, ale zasnąć nie mógł. Night came, Antek lay on a hard bench, but he could not fall asleep. Uniósłszy głowę patrzył na dogasające w kominie węgle, słuchał dalekiego szczekania psów albo świerkania świerszcza w chacie, który nad nim tak wołał, jak wołają polne koniki nad opuszczonym grobem małej jego siostry Rozalii. Raising his head, he looked at the coals catching up in the chimney, listened to the distant barking of dogs or the chirping of the cricket in the cottage, which cried over him as the grasshoppers call over the abandoned grave of his little sister Rozalia.

Wtem usłyszał jeszcze jakiś szmer w rogu izby. Then he heard some more murmuring in the corner of the chamber. To bezsenna matka jego po cichu szlochała… It was the sleepless mother of his who quietly sobbed....

Antek ukrył głowę pod sukmanę. Antek hid his head under his cloth.

Słońce było wysoko, kiedy się obudził. Matka już wstała i drżącymi rękoma ustawiała garnuszki przy ogniu. Mother had already gotten up and was setting pots by the fire with trembling hands.

Potem wszyscy razem usiedli za stół do śniadania i trochę podjadłszy poszli do kościoła. Then they all sat down together behind the breakfast table and, having eaten a little, went to the church.

Antek miał na piersiach pod sukmaną swój krzyżyk. Antek had his cross on his chest under his cloth. Co chwilę przyciskał go, oglądając się niespokojnie, czy gdzie wójtowej nie widać, i myśląc z trwogą, jak też on jej swój dar doręczy? Every now and then he pressed it, looking anxiously to see if where the reeve could be seen, and thinking with trepidation, how would he also deliver his gift to her?

W kościele nie było wójtowej. Chłopak, klęcząc na środku, machinalnie odmawiał modlitwy, ale co mówił?… nie rozumiał. The boy, kneeling in the middle, machinely said his prayers, but what he said... he didn't understand. Gra organów, śpiew ludu, dźwięk dzwonków i własne cierpienie w duszy jego zlały się w jedną wielką zawieruchę. The playing of the organ, the singing of the people, the sound of bells and his own suffering in his soul all merged into one great turmoil. Zdawało mu się, że cały świat drży w posadach w tej chwili, kiedy on ma opuścić tę wieś, ten kościół i wszystkich, których ukochał. It seemed to him that the whole world was trembling in its very foundations at this moment, when he was about to leave this village, this church and everyone he loved.

Ale na świecie było spokojnie, tylko w nim tak kipiał żal. But the world was peaceful, only in him was grief so simmering.

Nagle organy ucichły, a ludzie pochylili głowy. Suddenly the organ quieted down, and people bowed their heads. Antek ocknął się, spojrzał. Antek woke up, looked. Jak wówczas, tak i dziś było podniesienie i jak wówczas, w ławce przy wielkim ołtarzu siedziała wójtowa. As it was then, it was uplifting, and as it was then, the village headmistress sat in the pew at the great altar.

Wtedy chłopiec ruszył ze swego miejsca między ciżbą ludu, zaczołgał się na kolanach aż do owej ławki i znalazł się u nóg wójtowej. Then the boy moved from his place among the throng of people, crawled on his knees up to that bench and found himself at the feet of the village chief. Sięgnął za pazuchę i wydobył krzyżyk. He reached behind his breastplate and brought out a cross. Ale odbiegła go wszelka śmiałość, a głos mu zamarł tak, że jednego wyrazu nie mógł przemówić. But all boldness took him away, and his voice froze so that one word he could not speak. Więc zamiast oddać krzyżyk tej, dla której rzeźbił go przez parę miesięcy, wziął i zawiesił swoją pracę na gwoździu wbitym w ścianę obok ławki. So instead of giving the cross to the one for whom he had been carving it for a few months, he took and hung his work on a nail driven into the wall next to the bench. W tej chwili ofiarował Bogu drewniany krzyżyk, a razem z nim swoją tajemną miłość i niepewną przyszłość. At that moment he offered the wooden cross to God, and with it his secret love and uncertain future.

Wójtowa zauważyła szmer i spojrzała na chłopca ciekawie, tak samo jak wtedy. The headmistress noticed the murmur and looked at the boy curiously, just as she did then. Ale on nic nie widział, bo mu się oczy zasłoniły łzami. But he saw nothing, because his eyes were covered with tears.

Po sumie matka z dziećmi wróciła do chaty. After the sum, the mother and children returned to the cottage. Ledwie zjedli kartoflankę i trochę klusków, ukazał się w izbie kum Andrzej i po przywitaniu rzekł: Barely had they eaten the potato soup and some noodles, kum Andrew appeared in the room and after greeting them said:

— No, chłopcze! - Well, boy! Zabieraj się! Komu w drogę, temu czas. To whom it comes, it's time.

Antek podpasał sukmanę rzemykiem, przewiesił torbę z narzędziami przez jedno ramię, a kobiałkę przez drugie. Antek girded his cloth with a thong, slung his bag of tools over one shoulder and his bagpipe over the other.

Gdy już wszyscy gotowi byli do drogi, chłopiec ukląkł, przeżegnał się i ucałował klepisko chaty jak podłogę kościelną. Once everyone was ready to go, the boy knelt down, said his goodbyes and kissed the stave of the hut like a church floor. Potem matka wzięła go za jedną rękę, brat Wojtuś za drugą i jak pana młodego do ślubu wiedli go oboje najukochańsi na próg świata. Then his mother took him by one hand, his brother Vojtuś by the other, and like a bridegroom to the wedding they both carried him most lovingly to the threshold of the world.

Stary Andrzej wlókł się za nimi. Old Andrew trailed behind them.

— Masz tu rubla, Antku — mówiła matka wciskając chłopcu w rękę gałganek pełen miedzianych pieniędzy. - Here's a ruble, Antek," the mother said, pressing a scoop full of copper money into the boy's hand. — Nie kupuj za to, dziecko, statków do krajania, ino schowaj se ten grosz na złe czasy, kiedy ci się jeść zachce. - Don't buy slicing ships with this, child, ino hide this penny for bad times, when you want to eat. A jeżeli kiedy zarobisz taki pieniądz, to daj go na mszę świętą, ażeby ci Bóg błogosławił. And if when you earn such money, give it to the masses so that God will bless you.

I szli tak wolno, wąwozem pod górę, aż im wieś z oczu znikła; tylko z karczmy dolatywało ciche granie skrzypków i dudnienie bębna z dzwonkami. And they walked so slowly, up the ravine until the village disappeared from their sight; only from the inn came the quiet playing of fiddlers and the rumbling of a drum with bells. Wreszcie i to ucichło, znaleźli się na wyżynie. Finally, this too quieted down, they found themselves in the highlands.

— No, wróćwa się już — rzekł Andrzej — a ty, chłopaku, idź wciąż drogą i pytaj się o miasto. - Well, come back already," said Andrew, "and you, boy, keep walking along the road and ask around the city. Bo tobie nie na wsi mieszkać, ino w mieście, gdzie ludzie chętniejsi są do młotka niż do roli. Because thee not in the countryside to live, ino in the city, where people are more willing to hammer than to farm.

Wdowa na to odezwała się z płaczem:

— Kumie Andrzeju, doprowadźmyż go choć do figury świętej, gdzie by pobłogosławić go można. - Kumie Andrew, let's at least bring him to the holy statue, where he could be blessed.

A potem biadała: And then she wailed:

— Czy kto kiedy słyszał, żeby rodzona matka dziecko swoje wiodła na stracenie? - Has anyone ever heard of a birth mother leading her child to be executed? Wychodzili, prawda, od nas chłopacy do wojska, ale to był mus. They were leaving, true, from us boys for the army, but it was a must. Nigdy przecie nie widziano, żeby kto z własnej woli opuszczał wieś, gdzie się urodził i gdzie go przyjąć powinna święta ziemia. After all, no one has ever been seen to voluntarily leave the village where he was born and where the sacred land should welcome him. Oj, doloż ty moja, dolo! Oy, doloż ty moja, dolo! że ja już trzecią osobę z chaty wyprowadzam, a sama jeszcze żyję na świecie!… A schowałeś, synusiu, pieniądze? That I am already the third person out of the cottage, and I myself still live in the world!... And did you hide, sonny, money?

— Schowałem, matulu. - I hid, matey.

Doszli do figury i poczęli się żegnać. They reached the statue and began to say goodbye.

— Kumie Andrzeju — mówiła wdowa łkając — wyście tyle świata widzieli, wyście z bractwa, pobłogosławcież tego sierotę — a dobrze, żeby się nim Pan Bóg opiekował. - Kumie Andrew," said the widow, sobbing, "you have seen so much of the world, you from the brotherhood, bless this orphan - and it is good that the Lord God take care of him.

Andrzej popatrzył w ziemię, przypomniał sobie modlitwę za podróżnych, zdjął czapkę i położył ją pod figurą. Andrew looked at the ground, remembered the prayer for the travelers, took off his cap and placed it under the statue. Potem wzniósł ręce ku niebu, a gdy wdowa i obaj jej synowie uklękli, począł mówić: Then he raised his hands to the sky, and when the widow and both her sons knelt down, he began to speak:

— O, Boże święty, Ojcze nasz, któryś naród swój wyprowadził z ziemi egipskiej i z domu niewoli, który każdemu stworzeniu, co się rucha, dajesz pokarm, który ptaki powietrzne do ich starodawnych gniazd powracasz, Ciebie prosimy, bądź miłościw temu podróżnemu, ubogiemu i strapionemu! - O holy God, our Father, who hast brought thy people out of the land of Egypt and out of the house of bondage, who givest food to every creature that moveth, who returnest the birds of the air to their ancient nests, we beseech thee, be merciful to this traveler, poor and afflicted! Opiekuj się nad nim, Boże nasz święty, w złych przygodach pocieszaj, w chorobie uzdrów, w głodzie nakarm i w nieszczęściu ratuj. Take care of him, our holy God, in bad adventures comfort him, in sickness heal him, in hunger feed him and in misfortune rescue him. Bądź mu, Panie, miłościw pośród obcych, jakoś był Tobiaszowi i Józefowi. Be merciful to him, O Lord, in the midst of strangers, as you were to Tobiah and Joseph. Bądź mu ojcem i matką. Be his father and mother. Za przewodników daj mu aniołów Twoich, a gdy spełni, co sobie zamierzył — do naszej wsi i do jego domu szczęśliwie powróć. Give him Thy angels as guides, and when he has fulfilled what he intended - to our village and to his home happily return.

Tak się modlił chłop w świątyni, gdzie polne zioła pachniały, śpiewały ptaki, gdzie pod nimi błyszczała w ogromnych skrętach Wisła, a nad nimi stary krzyż szeroko otwierał ramiona. This is how the peasant prayed in the temple, where the field herbs smelled, the birds sang, where the Vistula glistened beneath them in huge twists, and above them the old cross opened its arms wide.

Antek upadł do nóg matce, potem Andrzejowi, ucałował brata i — poszedł drogą. Antek fell to his mother's feet, then Andrew, kissed his brother and - went down the road.

Ledwie uszedł kilkadziesiąt kroków, aż wdowa zawołała za nim: He barely dodged a few dozen steps until the widow called out after him:

— Antku!…

— Co, matulu?…

— A jak ci tam będzie źle u obcych, wracaj do nas… Niech cię Bóg błogosławi. - And if you feel bad there with strangers, come back to us... God bless you.

— Zostańcie z Bogiem!

— odparł chłopak. - replied the boy.

Znowu uszedł kawałek drogi i znowu zawołała za nim smutna matka: Again he escaped a piece of the road and again his sad mother called out after him:

— Antku!… Antku!…

— Co, matulu? — spytał chłopiec.

Głos jego już słabiej dolatywał. His voice was already getting weaker.

— A nie zapomnij o nas, synusiu! Niech cię Bóg błogosławi! God bless you!

— Zostańcie z Bogiem! - Stay with God!

I szedł, szedł, szedł jak ów chłopak, co wybrał się po cyrograf wystawiony na własną duszę. And he walked, he walked, he walked like that boy who went for the cyrograph exposed to his own soul. Wreszcie za wzgórkiem znikł. Finally, over the hill he disappeared. Na polu rozlegał się jęk zbolałej matki. The moaning of a pained mother rang out in the field.

Ku wieczorowi niebo zaciągnęło się chmurami i spadł drobny deszcz. Toward evening, the sky tightened with clouds and a fine rain fell. Ale że chmury nie były gęste, więc przedarły się przez nie blaski zachodzącego słońca. But that the clouds were not dense, so the glow of the setting sun broke through them. Zdawało się, że nad szarym polem i nad grząską, gliniastą drogą unosi się złote sklepienie powleczone żałobną krepą. A golden vault coated in mourning crepe seemed to float above the gray field and over the sinuous clay road.

Po tym polu szarym i cichym, bez drzew, po drodze grząskiej posuwał się z wolna strudzony chłopiec w siwej sukmance, z kobiałką i torbą na plecach. In this field gray and quiet, without trees, a weary boy in a gray dress, with a bag and a bag on his back, was advancing slowly along the sinuous road.

Zdawało się, że wśród głębokiego milczenia krople deszczu nucą tęskną melodię znanej pieśni: It seemed that amid the deep silence, raindrops hummed the yearning melody of a familiar song:

Przez dolinę, przez pole Idzie sobie pacholę, Idzie sobie i śpiewa. Through the valley, through the field Goes a grouch, Goes a grouch and sings. Wiatr mu z deszczem przygrywa! The wind is playing to him with the rain!

Może spotkacie kiedy wiejskiego chłopca, który szuka zarobku i takiej nauki, jakiej między swoimi nie mógł znaleźć. Maybe you will meet when a country boy who is looking to earn money and the kind of learning he could not find among his own. W jego oczach zobaczycie jakby odblask nieba, które przegląda się w powierzchni spokojnych wód; w jego myślach poznacie naiwną prostotę, a w sercu tajemną i prawie bezświadomą miłość. In his eyes you will see, as it were, the reflection of the sky, which peeks through the surface of the calm waters; in his thoughts you will recognize a naive simplicity, and in his heart a secret and almost unconscious love.

Wówczas podajcie rękę pomocy temu dziecku. Then give the hand of help to that child. Będzie to nasz mały brat, Antek, któremu w rodzinnej wsi stało się już za ciasno, więc wyszedł w świat oddając się w opiekę Bogu i dobrym ludziom. This will be our little brother, Antek, who has become too cramped in his home village, so he went out into the world giving himself to God and good people.