×

우리는 LingQ를 개선하기 위해서 쿠키를 사용합니다. 사이트를 방문함으로써 당신은 동의합니다 쿠키 정책.


image

7 metrów pod ziemią, RATOWNIK: „System ochrony zdrowia całkowicie się załamał” – 7 metrów p... (1)

RATOWNIK: „System ochrony zdrowia całkowicie się załamał” – 7 metrów p... (1)

System ochrony zdrowia w Polsce, mimo tego, że przed pandemią też był niewydolny, teraz całkowicie się załamał.

Od pierwszego momentu wiemy, że nie uda się każdego przytrzymać po tej stronie rzeki Styks.

Są sytuacje, po których wracasz do domu i masz ochotę wziąć młotek i uderzyć się w głowę,

ale są też sytuacje, po których przez 3 dni unosisz się tak 3 cm nad ziemią.

Jesteś ratownikiem medycznym na SOR-ze,

czyli na szpitalnym oddziale ratunkowym, co oznacza, że

zajmujesz się tymi pacjentami, którzy potrzebują pomocy najpilniej.

Na początek pytanie z tezą:

jak bardzo jest źle?

Jest źle.

Natomiast jeżeli chodzi o szpital, w którym ja pracuję,

to od momentu ogłoszenia pandemii w całym kraju

do mojego ostatniego dyżuru

ani jeden pacjent w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia,

czyli pacjent z nagłym zatrzymaniem krążenia, pacjent z zawałem mięśnia sercowego,

pacjent z udarem nie czekał

dłużej niż to było konieczne

Był przekazywany praktycznie od razu na tę strefę intensywnej terapii

czy strefę reanimacyjną.

Natomiast jest źle, jeżeli chodzi o pacjentów, którzy się do nas zgłaszają

z mniejszymi, aczkolwiek poważnymi urazami

czy wymagające zaopatrzenia natychmiast.

I ci pacjenci, którzy wcześniej czekaliby 2, 3, 4 godziny,

teraz czekają tych godzin 6, 8, 12,

niektórzy nie doczekują się tej pomocy, bo po prostu rezygnują.

Odpuszczają, tak?

Odpuszczają, dokładnie.

I szukają pomocy na własną rękę albo gdzieś indziej, albo

mając nadzieję, że to, co im dolega, się cofnie albo wytrzymają po prostu

wracają do domu.

Z czego to wynika, że ten czas się wydłużył?

Bo ty przyjmujesz, u ciebie przyjmuje się nie tylko pacjentów covidowych.

tylko no wszystkich pacjentów.

Czemu więc ten czas się tak znacząco wydłużył?

System ratownictwa medycznego w Polsce, SOR-y,

zespoły ratownictwa medycznego to jest ostatnia linia obrony.

Jeżeli jakiś pacjent

wymsknie się lekarzowi rodzinnemu, jeżeli jakiś pacjent nie uzyska pomocy

w swojej przychodni, u swojego specjalisty,

ponieważ jest zamknięte, nie przyjmuje albo oni też się nie wyrabiają,

tacy ludzie zawsze mogą trafić na SOR.

Jesteśmy otwarci 356 dni w roku, 7 dni w tygodniu, o każdej porze dnia i nocy

bez względu na to, czy to jest święto państwowe, kościelne czy zwykły dzień.

I ci ludzie, mając tego świadomość, przychodzą do nas, szukają tej pomocy.

Widać to, że system ochrony zdrowia w Polsce,

mimo tego, że przed pandemią też był niewydolny,

teraz całkowicie się załamał.

I te SOR-y, które były do tej pory ostatnią linią obrony,

ostatnią deską ratunku, stały się niestety często-gęsto pierwszą i ostatnią,

więc zamiast próbować dodzwonić się do swojego lekarza rodzinnego,

uzyskać teleporadę, chociaż mam świadomość tego, że nie każdy pacjent może być zaopatrzony przez teleporadę,

mam świadomość tego, że wielu moich kolegów, koleżanek, lekarzy rodzinnych robi, co może,

dwoi się i troi, to sytuacja, w której się obecnie znaleźliśmy,

sprawia, że i tak przychodzą do nas, bo nikt inny nie chce ich przyjąć.

A jak wygląda sytuacja w Waszym szpitalu?

Macie wolne łóżka, macie respiratory? Przyjmujecie pacjentów?

Jak to wygląda?

Jeżeli chodzi o mój szpital, to problem z łóżkami był. Były sytuacje,

w których dostaliśmy informację na radiu, że zbliża się do nas pacjent

z urazem wielonarządowym czy pacjent w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia,

nie było ani jednego wolnego łóżka, trzeba było szybko poszukać pacjenta,

którego można z takiego łóżka ściągnąć.

I była taka sytuacja, w moim wypadku to była dziewczyna z bardzo silnym bólem brzucha,

gdzie było podejrzenie tego, że to może być albo wyrostek robaczkowy, albo problemy natury ginekologicznej, podejrzenie pękniętego jajnika.

Po prostu tę dziewczynę posadziliśmy na krześle, to łóżko zostało przeze mnie zdezynfekowane

i zabrałem je od razu na triaż, żeby tego pacjenta przyjąć.

Jeżeli chodzi o respiratory, był z tym problem.

Też ważne jest, żeby rozróżnić respiratory.

Respiratory, które są wykorzystywane w zespołach ratownictwa medycznego, potocznie w karetkach

czy na SOR-ach, to są najczęściej respiratory proste albo transportowe.

To jest respirator, który świetnie utrzymuje pacjenta przy życiu przez chwilę,

to jest respirator, który możemy wykorzystać w trakcie resuscytacji, żeby oddychał za pacjenta, wtedy ja mam wolne...

Czyli taki na chwilę?

Taki na chwilę, dokładnie.

Natomiast respiratory, które są potrzebne w leczeniu tej choroby, to są respiratory... ja bym nazwał wysokozaawansowane,

gdzie można wybierać wiele różnych trybów wentylacji, gdzie te tryby można regulować w dużym zakresie.

I macie ten sprzęt? Nie brakuje go?

Na moim SOR-ze i z tego, co wiem, na moim OIOM-ie do mojego ostatniego dyżuru nie było takiego problemu.

Nie mam pojęcia, jak wygląda sytuacja teraz.

Podejrzewam, że... Podejrzewam, że po prostu mogło go zabraknąć, ale

tych respiratorów brakowało też wcześniej.

Bo te respiratory są potrzebne nie tylko pacjentom z covidem, są... Każdy pacjent, który będzie operowany, wymaga...

Przepraszam, każdy pacjent w stanie ciężkim wymaga takiego respiratora, pacjenci

septyczni, pacjenci z niewydolnością krążenia, pacjenci na krążeniu pozaustrojowym (często są sedowani).

Tych respiratorów brakowało też wcześniej, ja pamiętam jeszcze

na studiach, kiedy tutaj mieszkałem w Warszawie, były sytuacje, gdzie w poniedziałek w mieście stołecznym Warszawa

nie było ani jednego wolnego łóżka OIOM-owego czy udarowego, a tym bardziej respiratorów.

Czyli takie sytuacje się też zdarzały w przeszłości.

Ale nie zmienia to faktu, że Ty użyłeś sformułowania "doszło do zapaści".

Dzisiaj mówimy o zapaści.

Na czym to polega? Dlaczego jest tak źle w tej chwili?

Do tej pory było tak, że - bez względu na to, co się wydarzyło -

zawsze miałeś gwarancję, że pogotowie ratunkowe po ciebie przyjedzie,

że zawsze znajdą ci miejsce w szpitalu, że zawsze będą ludzie, którzy się Tobą zajmą.

Ci ludzie mogli być brudni, zmęczeni, w 48. godzinie dyżuru,

łóżko, na którym zostałbyś położony, mogło być stare i skrzypiące,

lekarz, który badałby cię na SOR-ze, byłby od 24 godzin na nogach,

ale on tam był. Ta gwarancja była.

Dziś już jej nie ma.

Kilkanaście dni temu informacja o kobiecie z Oświęcimia,

która na ulicy zasłabła i zmarła, dlatego że nie doczekała się po prostu karetki.

Pół roku, przepraszam, rok temu głośną sprawą była bodajże sprawa z Rybnika,

gdzie mężczyzna czekał 9 godzin na uzyskanie pomocy. Wtedy zostało to rozciągnięte...

Przepraszam, wtedy zostało to przedstawione w mediach jako skandal, zaniedbanie, szukali winnych.

Tylko to była jedna sytuacja na myślę, że spokojnie, 15-16 tysięcy,

być może w setkach tysięcy liczone są te wyjazdy, nie mam takich informacji, i że gdzieś tam ta pomoc dotarła za późno.

Teraz słyszymy o takich sytuacjach codziennie.

We Wrocławiu była sytuacja, że pogotowie ratunkowe zostało...

Przepraszam, że pierwsza wolna karetka do mężczyzny, u którego doszło do zatrzymania krążenia,

dojechała po 57 minutach.

Przez 57 minut tego mężczyznę resuscytował jego własny syn.

Jakie są na dzisiaj najsłabsze ogniwa naszego systemu?

Ludzie. Niestety, ale piramida demograficzna w ochronie zdrowia jest...

Ludzie w tym sensie, że jest ich za mało?

Tak. Po pierwsze. Po drugie wiek też tych ludzi.

Ja mam 26 lat, ja jestem w stanie,

oczywiście to nie jest tak, że lubię pracować 24 godziny na dobę, już tak nie pracuję,

ale jeżeli były takie sytuacje, zaciskałem zęby i bez większego uszczerbku dla swojego życia i zdrowia spędzałem 48 godzin w pracy ciągiem.

Kobieta, która jest pielęgniarką, pracuje od lat 30-40,

nie jest w stanie być tak wydajna, tak fizyczna jak człowiek, który ma lat 26, 30, 35.

Jest to logiczne.

Średnia wieku pielęgniarki i położnej, jeżeli się nie mylę, w tym momencie wynosi 55 albo 56 lat.

Podobnie jest z lekarzami.

Jeżeli dobrze pamiętam, w którejś ze specjalizacji

chirurgicznych... Przepraszam, w którejś ze specjalności chirurgicznych, bodajże

w chirurgii dziecięcej, średnia wieku wynosiła 57 lat. To są ludzie, którzy

zaraz przejdą na emeryturę.

Czemu to jest kłopot?

W obecnej sytuacji.

Ponieważ to są ludzie w grupie wysokiego ryzyka.

To są ludzie, których powinniśmy - gdybyśmy mogli - wycofać na głębokie tyły.

To są ludzie, którzy powinni pracować... Jak by to powiedzieć? Z tym najbardziej bezpiecznym dla nich pacjentem.

Ale oni są rzucani w tym momencie na pierwszą linię frontu.

Przecież nie raz, nie dwa słyszy się w mediach o tym, że jakiś lekarz, 70-, 80-, 90-latek,

emeryt, wciąż pracuje, bo nie ma komu

tej przychodni zostawić i tych pacjentów.

Drugim problemem, jeżeli chodzi o ludzi, jest ich brak.

Szacuje się, że brakuje 1/3 lekarzy. Zresztą my w ogóle w Polsce

mamy najmniejszą ilość lekarzy na 1000 mieszkańców.

Lepiej jest nawet w Rumunii, na Węgrzech czy...

Już nie mówiąc o takich krajach jak Niemcy, gdzie

oni przeznaczają pewnie 12 razy więcej na ochronę zdrowia niż my.

Jeżeli chodzi o ratowników medycznych, to jest trochę mniej... Jak by to powiedzieć?

Ratownik medyczny to jest młody zawód.

My tak naprawdę funkcjonujemy od 2006 roku.

Żeby było śmiesznie: ja wtedy miałem 12 lat, kiedy ta ustawa została podpisana

i przyjęta.

Więc ta średnia wieku wśród ratowników medycznych jest dużo, dużo niższa.

Ale to też nie oznacza, że my jesteśmy wszyscy ze stali.

I oczywiście, że tak. Brakuje tych ludzi, brakuje specjalistów,

brakuje tych, którzy są w stanie - że tak powiem - z ulicy podejść do tego przysłowiowego respiratora

czy z ulicy podjąć się tej resuscytacji.

I wyszkolenie takich kadr trwa.

Moje studia trwały trzy lata.

Janek, jak ty widzisz przyszłość naszą?

Co będzie za kilka, kilkanaście tygodni, zakładając że

liczba zakażeń będzie się utrzymywała na tym wysokim poziomie,

a być może będzie jeszcze wyższy ten wskaźnik?

Co nas czeka?

Z twojej perspektywy. Jesteś wewnątrz tego systemu.

Z mojej perspektywy... Albo inaczej.

Moim zdaniem nie czeka nas nic dobrego.

System, który był niewydolny już wcześniej,

nie ma szans, żeby poradzić sobie jakkolwiek z sytuacją kryzysową.

No bo to jest kryzys, nie można unikać tych słów.

Moim zdaniem my nie mamy nawet szans, żeby sobie poradzić.

Obrywamy właśnie my wszyscy. My pracownicy, my pacjenci.

No bo ja też przecież mogę być pacjentem,

tak samo moja rodzina.

Obrywamy za ostatnie 30 lat zaniedbań.

To, co teraz się dzieje, to są wszystkie...

Płacimy w tym momencie cenę wszystkich tych...

Jak by to powiedzieć?

No zaniedbań sprzed wielu, wielu lat.

Ale... No bo to, że jest źle i że będzie źle wiemy chyba wszyscy,

tak? Powiedz mi, co to może oznaczać dla nas.

Wprost?

Tak.

Nie ma pojęcia.

Naprawdę nie wiem, bo ja jestem...

Staram się być realistą.

Mimo tego, że optymistycznie pochodzę do życia,

nie mam pojęcia i nie mam dobrych informacji.

Nawet nie potrafię sobie sam w głowie wymyślić strategii, która miałaby

jakkolwiek, cokolwiek zmienić.

Bo to po prostu nie da się. Nie sklonujemy pielęgniarek, nie...

Nawet gdybyśmy budowali teraz dmuchane szpitale,

to co z tego, skoro tym pacjentem trzeba się zająć?

Jakby cały ten proces leczenia wymaga ogromnej pracy wielu ludzi.

Żeby pacjent wyzdrowiał, to nie tylko ja go muszę ogarnąć na SOR-ze,

nie tylko pielęgniarka na OIOM-ie musi go podtrzymać przy życiu,

nie tylko lekarz będzie go operował.

To też jest sztab diagnostów laboratoryjnych, którzy będą jego krew badać.

To też jest sztab chociażby rehabilitantów, fizjoterapeutów,

żeby tego człowieka jak najszybciej "przywrócić" społeczeństwu.

I każdy ten łańcuch jest moim zdaniem najsłabszym ogniwem w tym wszystkim.

Nie potrafię sobie wymyślić ani jednej takiej ścieżki, która miałaby

pozytywny finał. Natomiast

medycyna katastrof, bo o takiej teraz mówimy,

to jest medycyna, która od samego początku zakłada

trudne kompromisy. I to jest medycyna, w której

naprawdę nikomu nic się nie musi udać. My wszyscy musimy dołożyć starań, żeby

było jak najlepiej i musimy robić to, co potrafimy najlepiej,

natomiast od pierwszego momentu wiemy, że nie uda się każdego przytrzymać po tej samej stronie rzeki Styks.

Janek, co ty poczułeś, co ty pomyślałeś,

kiedy usłyszałeś z ust jednego z polityków,

że problemem obecnego systemu jest

kiepskie zaangażowanie części medyków?

Pomyślałeś "świetna diagnoza"

czy jednak twoje myśli były nieco inne?

Akurat ten jeden polityk myślę, że tą jedną wypowiedzią

idealnie pokazał swoje kompetencje, jeżeli chodzi o wypowiadanie się

w ogóle o tematyce ochrony zdrowia, bo temat jest bardzo skomplikowany.

To jest pierwsza rzecz. Drugie, co poczułem, to...

Nawet nie to, że złość.

Złość to ja mogę czuć na swojego kota, jak mnie obudzi o drugiej w nocy, bo jest głodny.

Mhm.

Nawet nie, że zażenowanie. Ja poczułem taką falę gorącego...

Ja to kulturalnie powiem: zdenerwowania.

Wobec ludzi, którzy z różnych powodów mają zarządzać tym wszystkim,

mają być odpowiedzialni za strategię...

Bo za taktykę na poziomie tym micro odpowiedzialni jesteśmy my,

nasi przełożeni bezpośredni,

natomiast jeżeli chodzi o strategię, to tacy właśnie ludzie jak on powinni stanąć na wysokości zadania.

Są ludzie, którzy pracują tak jak pracowali, po 200, 300, 400 godzin.


RATOWNIK: „System ochrony zdrowia całkowicie się załamał” – 7 metrów p... (1)

System ochrony zdrowia w Polsce, mimo tego, że przed pandemią też był niewydolny, teraz całkowicie się załamał. The health care system in Poland, despite the fact that it was also ineffective before the pandemic, has now completely collapsed.

Od pierwszego momentu wiemy, że nie uda się każdego przytrzymać po tej stronie rzeki Styks.

Są sytuacje, po których wracasz do domu i masz ochotę wziąć młotek i uderzyć się w głowę,

ale są też sytuacje, po których przez 3 dni unosisz się tak 3 cm nad ziemią.

Jesteś ratownikiem medycznym na SOR-ze,

czyli na szpitalnym oddziale ratunkowym, co oznacza, że

zajmujesz się tymi pacjentami, którzy potrzebują pomocy najpilniej.

Na początek pytanie z tezą:

jak bardzo jest źle?

Jest źle.

Natomiast jeżeli chodzi o szpital, w którym ja pracuję,

to od momentu ogłoszenia pandemii w całym kraju

do mojego ostatniego dyżuru

ani jeden pacjent w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia,

czyli pacjent z nagłym zatrzymaniem krążenia, pacjent z zawałem mięśnia sercowego,

pacjent z udarem nie czekał

dłużej niż to było konieczne

Był przekazywany praktycznie od razu na tę strefę intensywnej terapii

czy strefę reanimacyjną.

Natomiast jest źle, jeżeli chodzi o pacjentów, którzy się do nas zgłaszają

z mniejszymi, aczkolwiek poważnymi urazami

czy wymagające zaopatrzenia natychmiast.

I ci pacjenci, którzy wcześniej czekaliby 2, 3, 4 godziny,

teraz czekają tych godzin 6, 8, 12,

niektórzy nie doczekują się tej pomocy, bo po prostu rezygnują.

Odpuszczają, tak?

Odpuszczają, dokładnie.

I szukają pomocy na własną rękę albo gdzieś indziej, albo

mając nadzieję, że to, co im dolega, się cofnie albo wytrzymają po prostu

wracają do domu.

Z czego to wynika, że ten czas się wydłużył?

Bo ty przyjmujesz, u ciebie przyjmuje się nie tylko pacjentów covidowych.

tylko no wszystkich pacjentów.

Czemu więc ten czas się tak znacząco wydłużył?

System ratownictwa medycznego w Polsce, SOR-y,

zespoły ratownictwa medycznego to jest ostatnia linia obrony.

Jeżeli jakiś pacjent

wymsknie się lekarzowi rodzinnemu, jeżeli jakiś pacjent nie uzyska pomocy

w swojej przychodni, u swojego specjalisty,

ponieważ jest zamknięte, nie przyjmuje albo oni też się nie wyrabiają,

tacy ludzie zawsze mogą trafić na SOR.

Jesteśmy otwarci 356 dni w roku, 7 dni w tygodniu, o każdej porze dnia i nocy

bez względu na to, czy to jest święto państwowe, kościelne czy zwykły dzień.

I ci ludzie, mając tego świadomość, przychodzą do nas, szukają tej pomocy.

Widać to, że system ochrony zdrowia w Polsce,

mimo tego, że przed pandemią też był niewydolny,

teraz całkowicie się załamał.

I te SOR-y, które były do tej pory ostatnią linią obrony,

ostatnią deską ratunku, stały się niestety często-gęsto pierwszą i ostatnią,

więc zamiast próbować dodzwonić się do swojego lekarza rodzinnego,

uzyskać teleporadę, chociaż mam świadomość tego, że nie każdy pacjent może być zaopatrzony przez teleporadę,

mam świadomość tego, że wielu moich kolegów, koleżanek, lekarzy rodzinnych robi, co może,

dwoi się i troi, to sytuacja, w której się obecnie znaleźliśmy,

sprawia, że i tak przychodzą do nas, bo nikt inny nie chce ich przyjąć.

A jak wygląda sytuacja w Waszym szpitalu?

Macie wolne łóżka, macie respiratory? Przyjmujecie pacjentów?

Jak to wygląda?

Jeżeli chodzi o mój szpital, to problem z łóżkami był. Były sytuacje,

w których dostaliśmy informację na radiu, że zbliża się do nas pacjent

z urazem wielonarządowym czy pacjent w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia,

nie było ani jednego wolnego łóżka, trzeba było szybko poszukać pacjenta,

którego można z takiego łóżka ściągnąć.

I była taka sytuacja, w moim wypadku to była dziewczyna z bardzo silnym bólem brzucha,

gdzie było podejrzenie tego, że to może być albo wyrostek robaczkowy, albo problemy natury ginekologicznej, podejrzenie pękniętego jajnika.

Po prostu tę dziewczynę posadziliśmy na krześle, to łóżko zostało przeze mnie zdezynfekowane

i zabrałem je od razu na triaż, żeby tego pacjenta przyjąć.

Jeżeli chodzi o respiratory, był z tym problem.

Też ważne jest, żeby rozróżnić respiratory.

Respiratory, które są wykorzystywane w zespołach ratownictwa medycznego, potocznie w karetkach

czy na SOR-ach, to są najczęściej respiratory proste albo transportowe.

To jest respirator, który świetnie utrzymuje pacjenta przy życiu przez chwilę,

to jest respirator, który możemy wykorzystać w trakcie resuscytacji, żeby oddychał za pacjenta, wtedy ja mam wolne...

Czyli taki na chwilę?

Taki na chwilę, dokładnie.

Natomiast respiratory, które są potrzebne w leczeniu tej choroby, to są respiratory... ja bym nazwał wysokozaawansowane,

gdzie można wybierać wiele różnych trybów wentylacji, gdzie te tryby można regulować w dużym zakresie.

I macie ten sprzęt? Nie brakuje go?

Na moim SOR-ze i z tego, co wiem, na moim OIOM-ie do mojego ostatniego dyżuru nie było takiego problemu.

Nie mam pojęcia, jak wygląda sytuacja teraz.

Podejrzewam, że... Podejrzewam, że po prostu mogło go zabraknąć, ale

tych respiratorów brakowało też wcześniej.

Bo te respiratory są potrzebne nie tylko pacjentom z covidem, są... Każdy pacjent, który będzie operowany, wymaga...

Przepraszam, każdy pacjent w stanie ciężkim wymaga takiego respiratora, pacjenci

septyczni, pacjenci z niewydolnością krążenia, pacjenci na krążeniu pozaustrojowym (często są sedowani).

Tych respiratorów brakowało też wcześniej, ja pamiętam jeszcze

na studiach, kiedy tutaj mieszkałem w Warszawie, były sytuacje, gdzie w poniedziałek w mieście stołecznym Warszawa

nie było ani jednego wolnego łóżka OIOM-owego czy udarowego, a tym bardziej respiratorów.

Czyli takie sytuacje się też zdarzały w przeszłości.

Ale nie zmienia to faktu, że Ty użyłeś sformułowania "doszło do zapaści".

Dzisiaj mówimy o zapaści.

Na czym to polega? Dlaczego jest tak źle w tej chwili?

Do tej pory było tak, że - bez względu na to, co się wydarzyło -

zawsze miałeś gwarancję, że pogotowie ratunkowe po ciebie przyjedzie,

że zawsze znajdą ci miejsce w szpitalu, że zawsze będą ludzie, którzy się Tobą zajmą.

Ci ludzie mogli być brudni, zmęczeni, w 48. godzinie dyżuru,

łóżko, na którym zostałbyś położony, mogło być stare i skrzypiące,

lekarz, który badałby cię na SOR-ze, byłby od 24 godzin na nogach,

ale on tam był. Ta gwarancja była.

Dziś już jej nie ma.

Kilkanaście dni temu informacja o kobiecie z Oświęcimia,

która na ulicy zasłabła i zmarła, dlatego że nie doczekała się po prostu karetki.

Pół roku, przepraszam, rok temu głośną sprawą była bodajże sprawa z Rybnika,

gdzie mężczyzna czekał 9 godzin na uzyskanie pomocy. Wtedy zostało to rozciągnięte...

Przepraszam, wtedy zostało to przedstawione w mediach jako skandal, zaniedbanie, szukali winnych.

Tylko to była jedna sytuacja na myślę, że spokojnie, 15-16 tysięcy,

być może w setkach tysięcy liczone są te wyjazdy, nie mam takich informacji, i że gdzieś tam ta pomoc dotarła za późno.

Teraz słyszymy o takich sytuacjach codziennie.

We Wrocławiu była sytuacja, że pogotowie ratunkowe zostało...

Przepraszam, że pierwsza wolna karetka do mężczyzny, u którego doszło do zatrzymania krążenia,

dojechała po 57 minutach.

Przez 57 minut tego mężczyznę resuscytował jego własny syn.

Jakie są na dzisiaj najsłabsze ogniwa naszego systemu?

Ludzie. Niestety, ale piramida demograficzna w ochronie zdrowia jest...

Ludzie w tym sensie, że jest ich za mało?

Tak. Po pierwsze. Po drugie wiek też tych ludzi.

Ja mam 26 lat, ja jestem w stanie,

oczywiście to nie jest tak, że lubię pracować 24 godziny na dobę, już tak nie pracuję,

ale jeżeli były takie sytuacje, zaciskałem zęby i bez większego uszczerbku dla swojego życia i zdrowia spędzałem 48 godzin w pracy ciągiem.

Kobieta, która jest pielęgniarką, pracuje od lat 30-40,

nie jest w stanie być tak wydajna, tak fizyczna jak człowiek, który ma lat 26, 30, 35.

Jest to logiczne.

Średnia wieku pielęgniarki i położnej, jeżeli się nie mylę, w tym momencie wynosi 55 albo 56 lat.

Podobnie jest z lekarzami.

Jeżeli dobrze pamiętam, w którejś ze specjalizacji

chirurgicznych... Przepraszam, w którejś ze specjalności chirurgicznych, bodajże

w chirurgii dziecięcej, średnia wieku wynosiła 57 lat. To są ludzie, którzy

zaraz przejdą na emeryturę.

Czemu to jest kłopot?

W obecnej sytuacji.

Ponieważ to są ludzie w grupie wysokiego ryzyka.

To są ludzie, których powinniśmy - gdybyśmy mogli - wycofać na głębokie tyły.

To są ludzie, którzy powinni pracować... Jak by to powiedzieć? Z tym najbardziej bezpiecznym dla nich pacjentem.

Ale oni są rzucani w tym momencie na pierwszą linię frontu.

Przecież nie raz, nie dwa słyszy się w mediach o tym, że jakiś lekarz, 70-, 80-, 90-latek,

emeryt, wciąż pracuje, bo nie ma komu

tej przychodni zostawić i tych pacjentów.

Drugim problemem, jeżeli chodzi o ludzi, jest ich brak.

Szacuje się, że brakuje 1/3 lekarzy. Zresztą my w ogóle w Polsce

mamy najmniejszą ilość lekarzy na 1000 mieszkańców.

Lepiej jest nawet w Rumunii, na Węgrzech czy...

Już nie mówiąc o takich krajach jak Niemcy, gdzie

oni przeznaczają pewnie 12 razy więcej na ochronę zdrowia niż my.

Jeżeli chodzi o ratowników medycznych, to jest trochę mniej... Jak by to powiedzieć?

Ratownik medyczny to jest młody zawód.

My tak naprawdę funkcjonujemy od 2006 roku.

Żeby było śmiesznie: ja wtedy miałem 12 lat, kiedy ta ustawa została podpisana

i przyjęta.

Więc ta średnia wieku wśród ratowników medycznych jest dużo, dużo niższa.

Ale to też nie oznacza, że my jesteśmy wszyscy ze stali.

I oczywiście, że tak. Brakuje tych ludzi, brakuje specjalistów,

brakuje tych, którzy są w stanie - że tak powiem - z ulicy podejść do tego przysłowiowego respiratora

czy z ulicy podjąć się tej resuscytacji.

I wyszkolenie takich kadr trwa.

Moje studia trwały trzy lata.

Janek, jak ty widzisz przyszłość naszą?

Co będzie za kilka, kilkanaście tygodni, zakładając że

liczba zakażeń będzie się utrzymywała na tym wysokim poziomie,

a być może będzie jeszcze wyższy ten wskaźnik?

Co nas czeka?

Z twojej perspektywy. Jesteś wewnątrz tego systemu.

Z mojej perspektywy... Albo inaczej.

Moim zdaniem nie czeka nas nic dobrego.

System, który był niewydolny już wcześniej,

nie ma szans, żeby poradzić sobie jakkolwiek z sytuacją kryzysową.

No bo to jest kryzys, nie można unikać tych słów.

Moim zdaniem my nie mamy nawet szans, żeby sobie poradzić.

Obrywamy właśnie my wszyscy. My pracownicy, my pacjenci.

No bo ja też przecież mogę być pacjentem,

tak samo moja rodzina.

Obrywamy za ostatnie 30 lat zaniedbań.

To, co teraz się dzieje, to są wszystkie...

Płacimy w tym momencie cenę wszystkich tych...

Jak by to powiedzieć?

No zaniedbań sprzed wielu, wielu lat.

Ale... No bo to, że jest źle i że będzie źle wiemy chyba wszyscy,

tak? Powiedz mi, co to może oznaczać dla nas.

Wprost?

Tak.

Nie ma pojęcia.

Naprawdę nie wiem, bo ja jestem...

Staram się być realistą.

Mimo tego, że optymistycznie pochodzę do życia,

nie mam pojęcia i nie mam dobrych informacji.

Nawet nie potrafię sobie sam w głowie wymyślić strategii, która miałaby

jakkolwiek, cokolwiek zmienić.

Bo to po prostu nie da się. Nie sklonujemy pielęgniarek, nie...

Nawet gdybyśmy budowali teraz dmuchane szpitale,

to co z tego, skoro tym pacjentem trzeba się zająć?

Jakby cały ten proces leczenia wymaga ogromnej pracy wielu ludzi.

Żeby pacjent wyzdrowiał, to nie tylko ja go muszę ogarnąć na SOR-ze,

nie tylko pielęgniarka na OIOM-ie musi go podtrzymać przy życiu,

nie tylko lekarz będzie go operował.

To też jest sztab diagnostów laboratoryjnych, którzy będą jego krew badać.

To też jest sztab chociażby rehabilitantów, fizjoterapeutów,

żeby tego człowieka jak najszybciej "przywrócić" społeczeństwu.

I każdy ten łańcuch jest moim zdaniem najsłabszym ogniwem w tym wszystkim.

Nie potrafię sobie wymyślić ani jednej takiej ścieżki, która miałaby

pozytywny finał. Natomiast

medycyna katastrof, bo o takiej teraz mówimy,

to jest medycyna, która od samego początku zakłada

trudne kompromisy. I to jest medycyna, w której

naprawdę nikomu nic się nie musi udać. My wszyscy musimy dołożyć starań, żeby

było jak najlepiej i musimy robić to, co potrafimy najlepiej,

natomiast od pierwszego momentu wiemy, że nie uda się każdego przytrzymać po tej samej stronie rzeki Styks.

Janek, co ty poczułeś, co ty pomyślałeś,

kiedy usłyszałeś z ust jednego z polityków,

że problemem obecnego systemu jest

kiepskie zaangażowanie części medyków?

Pomyślałeś "świetna diagnoza"

czy jednak twoje myśli były nieco inne?

Akurat ten jeden polityk myślę, że tą jedną wypowiedzią

idealnie pokazał swoje kompetencje, jeżeli chodzi o wypowiadanie się

w ogóle o tematyce ochrony zdrowia, bo temat jest bardzo skomplikowany.

To jest pierwsza rzecz. Drugie, co poczułem, to...

Nawet nie to, że złość.

Złość to ja mogę czuć na swojego kota, jak mnie obudzi o drugiej w nocy, bo jest głodny.

Mhm.

Nawet nie, że zażenowanie. Ja poczułem taką falę gorącego...

Ja to kulturalnie powiem: zdenerwowania.

Wobec ludzi, którzy z różnych powodów mają zarządzać tym wszystkim,

mają być odpowiedzialni za strategię...

Bo za taktykę na poziomie tym micro odpowiedzialni jesteśmy my,

nasi przełożeni bezpośredni,

natomiast jeżeli chodzi o strategię, to tacy właśnie ludzie jak on powinni stanąć na wysokości zadania.

Są ludzie, którzy pracują tak jak pracowali, po 200, 300, 400 godzin.