Polowanie na słonie i żyrafy (2)
Nagle rozbrzmiał głos gongu zwołujący wszystkich mieszkańców wioski. Łowcy natychmiast udali się na plac poza kręgiem chat.
Na środku stały słupy z wysoko zawieszoną poprzeczką. Z tego poprzecznego drąga zwisała na rzemieniach kamienna płyta, w którą stara, siwa Murzynka, ubrana w skóry i pióra, zawzięcie uderzała dużą, drewnianą maczugą. Obok na ziemi leżały fetysze – ulepione z gliny lalki przedstawiające kobietę i mężczyznę, a także skóry zwierzęce, pazury, wypchane ptaki oraz gliniane naczynia i rogi bydlęce napełnione jakimiś płynami i maściami.
Na odgłos gongu pojawiła się gromada brunatnych dziewcząt. Tanecznym krokiem podbiegły do staruchy i wybijając rytm na bębnach, rozpoczęły taniec. Stara Murzynka coraz szybciej uderzała w gong. Zmęczone dziewczęta przykucnęły dookoła rozpalonego ogniska i dalej biły w bębny. Dopiero teraz z małej glinianej chatki, stojącej na skraju placu, kobiety wyniosły na noszach młodą matkę. Wolno zbliżały się do ogniska. Na placu zaległa cisza.
– Życie, życie, życie! – zawołała położnica, a za nią okrzyk ten powtórzyły wszystkie tancerki.
Matkę uroczyście zaniesiono z powrotem do małej chatki, gdzie razem z dzieckiem miała pozostać przez długi czas. Przy wejściu poustawiano fetysze, aby odpędzały złe demony. Oczywiście Tomek nie omieszkał zajrzeć do chatki. Zdziwił się niezmiernie, gdy zamiast Murzyniątka ujrzał białego noworodka. Zaraz odciągnął na bok Smugę i zwierzył mu się ze swych podejrzeń.
– Oni na pewno porwali dziecko białej kobiecie! A może też zabili jego matkę?
Smuga roześmiał się i odparł:
– Uspokój się, Tomku. Chociaż wydaje się to dziwne, każde Murzyniątko przychodzi na świat białe. Jak wszystkie dzieci murzyńskie, i to maleństwo ściemnieje dopiero później[69].
[69] Barwa skóry człowieka zależy między innymi od ilości i jakości barwnika (pigmentu) zawartego w skórze. Murzyn ma w swej skórze bez porównania więcej pigmentu niż Europejczyk. Pigment Murzyna ma więcej ziarenek bardzo ciemnych. Natomiast noworodki mają jeszcze tak mało pigmentu, iż nawet noworodki murzyńskie są barwy różowej, niewiele ciemniejszej od białych nowo narodzonych dzieci.
Tomek był tak zaskoczony tym odkryciem, że jeszcze raz wrócił do chatki przyjrzeć się dokładnie maleństwu, a ponieważ była to dziewczynka, pozostawił dla niej kilka sznurków szklanych korali.
Nazajutrz łowcy omówili plan łowów na żyrafy. Murzyni zgodzili się wziąć udział w obławie w zamian za kilka żyraf, które Smuga obiecał dla nich zastrzelić. Termin rozpoczęcia polowania ustalono na ranek za dwa dni.
Około południa Smuga i Tomek znajdowali się już w drodze powrotnej do obozu. Sambo nie chciał się rozstawać z podróżnikami aż do chwili zakończenia łowów. Biegł teraz razem z bratem obok jadącego na koniu Tomka i bez przerwy opowiadał o nadzwyczajnych czynach białych buanów.
W niewielkiej odległości od obozu łowcy napotkali dość rozległą kępę karłowatych mimoz o czerwonawej korze. Niespokojne zachowanie Dinga skłoniło ich do zajrzenia w gąszcz. Pozostawili wierzchowce pod opieką Murzynów, a sami zagłębili się w mimozowy gaj. Dingo strzygł uszami i węsząc przy ziemi, doprowadził ich do legowiska jakichś zwierząt. Mimozy, gęsto rosnące dookoła, były tak równo obgryzione, że zdawały się tworzyć żywopłot obcięty nożycami przez ogrodnika. Pod drzewkami leżało dużo zwierzęcego gnoju. Smuga zaledwie rzucił wzrokiem na legowisko, natychmiast uwiązał Dinga na smyczy i ruchem ręki nakazał chłopcu milczenie. Ostrożnie się wycofali. Teraz dopiero odezwał się do Tomka:
– Czy domyślasz się już, legowiska jakich zwierząt znajdują się w gąszczu mimoz?
– Nie, proszę pana, chociaż, sądząc po śladach pozostawionych na ścieżkach, muszą to być duże zwierzęta – odparł Tomek.
– To legowiska nosorożców. Tylko one objadają mimozy w ten sposób, że drzewka tworzą później jakby żywopłot. Nosorożce mają szczególne upodobanie do karłowatych mimoz o czerwonej korze. Musimy sporządzić tu kilka odpowiednich pułapek.
– W jaki sposób przygotowuje się pułapki na nosorożce? – zapytał Tomek.
– Siadajmy na konie, opowiem ci o tym po drodze.
Gdy wierzchowce ruszyły stępa, Smuga odezwał się:
– Nosorożce zazwyczaj przez dłuższy czas przebywają w jednym legowisku. Na wydeptanych przez nie ścieżkach lub też pod drzewem, pod którym zwykły odpoczywać, wykopuje się okrągłą jamę. Następnie umocowuje się w dole obręcz ściśle przystającą do brzegów, sporządzoną ze sprężystego drewna. W obręczy tej, jak szprychy u koła, zamocowane są ostre kolce wystrugane z drewna, zbiegające się w środku. Z kolei na obręcz należy położyć grubą rzemienną pętlę, której wolny koniec uwiązuje się do wielkiego ciężkiego kloca wkopanego poziomo w ziemię. Pułapkę z obręczą, jak i kloc należy starannie zasypać ziemią, a powierzchnię wygładzić gałęzią, aby nosorożce nie zwietrzyły ludzi. Potem dobrze jest na pułapkę narzucić trochę gnoju. Jeżeli nosorożec nie odkryje zasadzki, wtedy prędzej czy później następuje na obręcz i zapada nogą w dół. Gdy usiłuje wyciągnąć nogę, pętla zadzierzga się na niej i nie może się zsunąć, ponieważ kolce obręczy wbijają się w skórę i utrzymują sznur na nodze. Oczywiście zwierzę rzuca się jak oszalałe, wyrywa kloc z jamy i ciągnie go za sobą. Wkrótce jednak pada zmęczone, gdyż wielki kloc zahacza o krzaki i drzewa. Wtedy już łatwo je uwięzić.
– Czy zastawimy tutaj pułapki? – zapytał Tomek.
– Zajmiemy się nosorożcami natychmiast po zakończeniu łowów na żyrafy. Obręcze będą sporządzone na czas. Rozmawiałem już o tym z Matombą.
– Teraz rozumiem, co on tak zawzięcie strugał z drewna, gdy opuszczaliśmy obóz!
– Jak widzisz, nie zasypiam gruszek w popiele – roześmiał się Smuga.
Tomek wtórował mu, i on przecież od dawna miał już własne plany, z którymi się przed nikim nie zdradzał.
Niebawem łowcy przybyli do obozu. Smuga i bosman wyprawili się wkrótce do Wilmowskiego, który przebywał w lesie przy zagrodzie słoni.
Hunter, przyzwyczajony do samodzielności Tomka, nie zwracał na niego uwagi. Tymczasem chłopiec, nie spodziewając się rychłego powrotu obu przyjaciół, wtajemniczył w swe zamiary Samba i jego brata. Po krótkiej naradzie postanowili sprawić wszystkim niespodziankę, zastawiając natychmiast pułapki na nosorożce. Tomek sprytnie zabrał się do rzeczy. Matomba miał już przygotowane cztery obręcze. Tomek wziął dwie z nich i ofiarował Murzynowi blaszany kubek składany, aby nikomu o tym nie mówił.
Wkrótce dwaj młodzi Murzyni wynieśli ukradkiem w krzewy łopatę i pęk grubych rzemieni. Tomek cichaczem wymknął się z obozu na sawannę, gdzie dwaj druhowie oczekiwali już na niego z przyborami łowieckimi. Nikt też nawet nie spostrzegł, kiedy trójka młodzieńców powróciła do obozu.
Następnego dnia Tomek nie miał sposobności zajrzeć do mimozowego gaju, aby sprawdzić pułapki. Smuga zaraz po powrocie z zagrody słoni zabrał się do organizowania obławy na żyrafy, w której razem z Tomkiem miał odegrać główną rolę. Sprawdzono lassa, sporządzono duże, drewniane klatki. W wirze nowych zajęć chłopiec nie spieszył się do samotnej wyprawy. Uważał, że jeżeli nawet jakiś nosorożec wpadł w pułapkę, to kloc i tak udaremni mu ucieczkę. Im zwierzę bardziej się zmęczy, tym łatwiej będzie je potem schwytać. Rankiem w dniu wyznaczonym na obławę Smuga polecił rozpalić na wzniesieniu ogień z wilgotnego drewna. Słup ciemnego dymu uniósł się do góry. Wkrótce w dali na północy ukazała się również czarna smużka. Był to znak, że Murzyni zgodnie z umową ruszyli ławą przez sawannę. Mieli posuwać się na południe i biciem w bębny płoszyć zwierzynę. Tymczasem łowcy ukryci w drzewach nieopodal obozu powinni zastąpić drogę ściganym zwierzętom. Należało się spodziewać, że będą uciekały przed hałasującymi Murzynami na południe, a wtedy łatwo mogła się nadarzyć okazja do schwytania na lasso kilku żyraf. Oczywiście Smuga zabrał na łowy niemal wszystkich tragarzy, którzy pod dowództwem bosmana i Huntera mieli od południa zamknąć drogę żyrafom i w ten sposób skierować je wprost na stanowisko, gdzie czyhali ukryci jeźdźcy. Nagonka z wolna przeczesywała sawannę. W dali przemykały wystraszone antylopy i pasiaste zebry. Wkrótce Tomek wypatrzył przez lunetę cwałującego afrykańskiego bawołu, a za nim szybko umykające antylopy. W tej chwili z miejsca, w którym przyczajeni byli bosman, Hunter i Bugandczycy, huknęły strzały.
– Przygotuj się, Tomku! Prawdopodobnie zaraz ujrzymy żyrafy – powiedział Smuga. – Słyszysz, jak głośno krzyczą nasi tragarze? Ruszyli ławą z południa, żeby napędzić na nas zwierzynę.
Tomek nie odrywał lunety od oka. Tymczasem wrzask nagonki przybliżał się i potężniał.
– Ho, ho! Ile różnych antylop pędzi w naszym kierunku! – zawołał Tomek. – Uciekają razem z zebrami…
Znów rozległy się strzały.
– Czy nie widzisz żyraf? – zaniepokoił się Smuga.
– Zaraz, zaraz… Są, są i żyrafy! Ależ galopują! Ich długie szyje śmiesznie się kołyszą. Zupełnie jak wahadła zegarowe!
– Czy biegną prosto na nas? – zapytał Smuga.
W pobliżu odezwały się karabiny. Tomek poczerwieniał z gniewu i wykrzyknął:
– Zabili największą żyrafę!
– Pozwól mi lunetę – powiedział Smuga.
Przez chwilę spoglądał na sawannę, po czym wskoczył na wierzchowca.
– Na koń! Żyrafy pędzą prosto na nas. To zapewne Hunter zabił przodownika stada, i słusznie uczynił, bo najlepiej nadają się do chwytania młode okazy. Przygotuj lasso!
Tomek nie dał sobie dwa razy powtarzać rozkazu. Dosiadł konia.
– Spójrz, jak łatwe będziemy mieli zadanie! Kundle murzyńskie osaczają stado!
Gromada psów opadła żyrafy, które kopnięciami racic usiłowały się przed nimi bronić. Obydwaj jeźdźcy uderzyli konie arkanami. Zaledwie żyrafy dojrzały nowego wroga, rozbiegły się po sawannie, nie zważając na gwałtownie ujadające kundle. Tomek spostrzegł młodą żyrafę ściganą przez dwa psy. Zaraz ruszył w jej kierunku. Zmyślne kundle przeszkadzały żyrafie w ucieczce, toteż Tomek z łatwością zbliżył się do niej na kilka metrów. Uniósł lasso ponad głowę i wziął szeroki rozmach. Arkan świsnął w powietrzu. Pętla opadła na szyję zwierzęcia. Żyrafa zaczęła się miotać na wszystkie strony. Tomek okręcił arkan naokoło szyi żyrafy, która upadła na przednie kolana. Kilku Bugandczyków pędem zbliżyło się do Tomka, wywijając sznurami.
Po chwili zarzucili na długą szyję zwierzęcia jeszcze kilka pętli. Żyrafa była uwięziona. Zdradliwe sznury zmuszały ją do posłuchu.
Tomek pozostawił wystraszone zwierzę pod opieką Murzynów. Pomógł Smudze schwytać jeszcze jedną żyrafę osaczoną przez Dinga i kundle. Był to koniec polowania. Cztery młode okazy wzięto żywcem, a pięć zastrzelono. Oprócz żyraf Hunter i bosman zabili kilka antylop i zebr. Wśród radosnych okrzyków Murzyni prowadzili żyrafy na arkanach do obozu, podczas gdy inni łowcy zajęli się ubitą zwierzyną.
Tomek wysforował się na koniu nieco przed towarzyszy. Dingo biegł obok niego. Chłopiec był przekonany, że pies czuje jeszcze zapach dzikiej zwierzyny, która uciekła przed nagonką w sawannę, i nie zwracał uwagi na czworonożnego druha.
Zadowolony z pomyślnego przebiegu łowów mijał właśnie duży gąszcz zarośli mimozy. Naraz rozległ się przenikliwy pisk. Olbrzymi nosorożec z łomotem wypadł z gąszczu. Rozwścieczona bestia gnała prosto na konia. Tomek natychmiast szarpnął cuglami, lecz przestraszony gwałtownym atakiem koń zaparł się czterema nogami w ziemię. Rozległ się krzyk przerażonych mężczyzn. Nim Tomek zdołał unieść sztucer do strzału, potężny łeb nosorożca zniknął pod koniem. Wierzchowiec i jeździec zostali wyrzuceni w górę. Wylatując z siodła, chłopiec zdołał wydobyć jedynie prawą stopę ze strzemienia. Gwałtowne szarpnięcie za lewą nogę rzuciło go na ziemię. Wierzchowiec z rozdartym przez nosorożca brzuchem zwalił się na niego. Okropny ból przywrócił Tomkowi na krótką chwilę przytomność. Chciał zawołać o pomoc, lecz krwotok stłumił okrzyk. Zdawało mu się, że spada w bezdenną przepaść. Potem ogarnęły go cisza i ciemność.
Tomek nie wiedział już, co się działo po nieoczekiwanym ataku nosorożca. Rozjuszona bestia przetoczyła się jak huragan pod koniem, rozpruwając mu rogiem brzuch, przebiegła kilkanaście metrów i zawróciła ku swym ofiarom. Wierny Dingo skoczył na potworny łeb, lecz wyleciał w powietrze jak piłka. Z rozoranym bokiem rzucił się znów na zwierzę i atakując gwałtownie, usiłował odciągnąć potwora od swego pana. Hunter znajdował się najbliżej chłopca. Bez chwili namysłu zabiegł drogę nosorożcowi, który odtrąciwszy Dinga, szarżował ponownie na drgającego w agonii wierzchowca i leżącego pod nim Tomka. Hunter podniósł karabin do ramienia; gdy cielsko rozhukanego nosorożca znajdowało się od niego zaledwie jakieś pięć metrów, pewnie nacisnął spust. Zwierzę upadło, grzebiąc ziemię nogami.
Bosman i Smuga przybiegli, gdy było już po wszystkim. Razem z Hunterem unieśli konia i ostrożnie wydobyli Tomka.
– Jezus, Maria! – jęknął marynarz, ujrzawszy przyjaciela zalanego krwią.
Smuga pochylił się nad Tomkiem. Wyjął z kieszeni lusterko i chciał je przytknąć do ust chłopca, lecz ręce drżały mu jak w febrze. Widząc to, Hunter wziął od niego lusterko i przysunął do twarzy Tomka. Po dłuższej chwili błyszcząca powierzchnia zmatowiała.
– Oddycha, więc jeszcze żyje! Trzeba natychmiast przenieść go do obozu i powiadomić ojca. Przygotujcie nosze – rozkazał Hunter wzruszonym głosem.
Bosman Nowicki zagryzł usta. Czerwone krople zalśniły na jego wargach. Nie mówiąc ani słowa, odsunął Huntera i przyklęknął przy Tomku, po czym z największą ostrożnością wziął go na ręce.
Marynarz wolno szedł w kierunku obozowiska. Od czasu do czasu poruszał wargami, jakby odmawiał modlitwę, a po jego pełnej bólu twarzy płynęły łzy.