×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Kamila Rowińska, Co było moją najtrudniejszą zmianą? Kamila Rowińska wywiad o ZMIANIE dla Coach cafe (1)

Co było moją najtrudniejszą zmianą? Kamila Rowińska wywiad o ZMIANIE dla Coach cafe (1)

- Kamilo, bardzo ci dziękuję, że zgodziłaś się na spotkanie,

żebym mogła zadać ci kilka pytań.

Poprosiłam cię o to spotkanie, ponieważ myślę,

że zarówno dla mnie, jak i dla wielu tysięcy Polek i Polaków

jesteś takim "ambasadorem zmiany".

Dlatego chciałabym odkryć, czym jest ta zmiana,

żeby móc ją wprowadzić w swoje życie.

Myślę, że to jeden z najważniejszych elementów życia,

abyśmy stawali się coraz szczęśliwsi, bardziej świadomi i pełniej żyli.

Oto moje pierwsze pytanie z zakresu twojego dużego doświadczenia

jako coacha, trenera rozwoju osobistego i mówcy motywacyjnego:

Spotykasz na swojej drodze wielu ludzi,

powiedz proszę, co jest najtrudniejsze w zmianie?

- Najtrudniejsze w zmianie... jest kilka rzeczy.

Dla tych, z którymi ja miałam okazję i przyjemność współpracować,

najtrudniejsze jest bardzo często zdać sobie sprawę z tego,

jak w ogóle chcieliby żyć

i jak ustalić własną koncepcję na życie.

Większość ludzi nie ma własnej koncepcji, obrazu siebie i życia,

ale czerpie te koncepcje z zewnątrz:

z gazet, telewizji, od znajomych lub przodków.

- Aż tak? - Tak!

"Mama i tata robili tak, to ja też tak bedę.",

"Szwagier i szwagierka żyją tak, to znaczy, że tak się po prostu żyje."

Oni żyją w jakimś takim ograniczeniu co do tego, jak trzeba żyć,

jak w jakimś kokonie.

Kiedy oni wymyślą sobie koncepcję na życie,

po raz pierwszy zastanowią się, zadadzą sobie pytanie: "Jak ja chcę żyć?"

Ale tak naprawdę "ja", tylko "ja",

wtedy dopiero zaczynają zastanawiać się nad sobą,

ustalać swoją koncepcję na życie

i wtedy idzie już trochę łatwiej, ale od tego trzeba zacząć -

trzeba ustalić tę koncepcję.

Później, kiedy ludzie już ustalą koncepcję,

dwie najtrudniejsze rzeczy to

brak wiary w to, że podołają, że zasługują w ogóle na tą zmianę,

bo myślę tu o najlepszych możliwych zmianach,

a więc poczucie braku zasługiwania na to, co dobre,

a druga rzecz: wszyscy bardzo martwią się tym, co inni o nich pomyślą.

Nie wtedy, kiedy dadzą radę i dokonają tej zmiany,

ale kiedy im się nie powiedzie.

Oni tak bardzo boją się tego, że inni zadrwią z nich, wyśmieją ich,

że zostają w tym miejscu, gdzie są - na wszelki wypadek.

- Z tego co powiedziałaś wynika, że jeśli już tę zmianę podejmiemy

i wejdziemy na tę ścieżkę, to często jest tak,

że gdzieś na tej drodze stajemy, coś nas zatrzymuje.

Np. postanowienia noworoczne. Jeśli ktoś podjął coś 1 stycznia,

część ludzi pewnie kontynuuje, część przestała gdzieś po drodze,

np. po 2-3 tygodniach, część zakończy być może po 2 miesiącach,

część dotrwa do końca i to jest nieliczny procent.

Czy możemy porozmawiać o tym, co nas zatrzymuje gdzieś po środku?

- Pytanie, czy oni naprawdę tego chcieli.

Jeżeli chodzi o postanowienia noworoczne,

ja co roku mam własne postanowienia,

ale towarzyszę ludziom, którzy też mają swoje postanowienia noworoczne.

Te postanowienia rzadko są przemyślane.

Większość ludzi postanawia,

że chce schudnąć albo chce się nauczyć języka...

...no i właściwie tyle.

- Albo, że rzucą palenie, bo ja rzuciłam...

- A tak, że rzucą palenie, ja nie palę, więc ciągle o tym zapominam.

To są postanowienia, które nie do końca wynikają

z ich wnętrza, koncepcji na życie i wartości.

Jeżeli czyjąś przemyślaną wartością, którą chce naprawdę głęboko pielęgnować,

jest np. zdrowie,

to on do rzucenia palenia, zdrowszego odżywiania albo uprawiania sportu,

(czego skutkiem ubocznym jest zdrowsza sylwetka),

to on do tego dojdzie.

Natomiast jeżeli to jest takie...

Wiesz, że jest grudzień, mamy dużo czasu,

jest długa przerwa świąteczna i sylwestrowa,

ludzie mają więcej czasu niż normalnie

i bardzo często nakładają na siebie tak dużo postanowień noworocznych,

bo wtedy mają czas je realizować,

czyli jak od 1 do 6 stycznia jest z reguły wolne,

więc ludzie mają czas na to żeby się zastanowić, co zjedzą,

mają czas na to żeby czytać, pobiegać, pójść na siłownię itd.,

bo mają po prostu na to czas.

- Jeszcze może nawet uda się z rodziną...

- Tak, może uda się to zrobić z rodziną,

i w ogóle wszystko to mogą zrobić,

oglądać filmy po angielsku, francusku, czy w innym języku, którego się uczą.

Dlatego te postanowienia wtedy na samym początku wychodzą łatwo,

natomiast trzeba sobie pomyśleć,

co będzie w połowie stycznia, w lutym, w marcu,

kiedy trzeba będzie te postanowienia nadal realizować.

Wracając do twojego pytania, dlaczego to się nie udaje:

bardzo często planujemy na wyrost i chcemy zmienić wszystko naraz,

a na etapie postanawiania zakładamy, że nie powinno być trudności

albo nie przewidujemy tego, że trudności nadejdą.

Natomiast w każdym sukcesie, celu, który chcemy osiągnąć

przychodzi moment, kiedy jest trudniej.

To jest zupełnie naturalne.

Kiedy się rozwijamy, no to musi być trudno.

Nie musi tak być ale tak jest, za każdym razem jest trudno,

nieważne, czy rozwijasz się zawodowo i dążysz do poziomu mistrzowskiego,

(no to za każdym razem poszerzasz takie swoje pudełko komfortu),

czy to jest w kontekście zdrowia, czyli np. uprawiania sportu.

Dziś rozmawialiśmy o tym, jak wszystko mnie boli po wczorajszym treningu,

to też jest jakaś trudność,

czy np. chodzi o odżywianie się,

jeżeli realizuję swój cel - zdrowo się odżywiać

i spożywać np. produkty bezglutenowe,

to dzisiaj przed naszym spotkaniem, kiedy poszłam obok na drugie śniadanie,

wchodzę i pytam, czy są dania bezglutenowe, oni mówią, że nie ma,

więc zaczęłam komponować z tego, co jest coś, co będzie bezglutenowe,

a stał tam np. piękny, cudowny tort bezowy, który tak patrzył na mnie,

że gdybym nie myślała, po co to robię, i że to wynika z moich wartości itd.,

to pewnie zjadłabym ten tort już dawno

i nie zastanawiałabym się, czy to jest glutenowe czy bezglutenowe.

Przede wszystkim trzeba myśleć w kontekście swoich wartości,

z czego to wynika, że ja chcę tej zmiany lub postanowienia.

- To jest trochę tak, że trzeba przewidzieć podczas planowania,

że te trudności będą, tak jak mówiłaś,

często nie widzimy tego,

bo przyjemnie jest tworzyć taką listę pięknych celów,

na końcu której coś się ma wydarzyć.

Ale kiedy nie wiemy, że te trudności się pojawią,

to często jesteśmy trochę zaskoczeni i wtedy ta motywacja spada...

Tak, wtedy bardzo często odpuszczamy,

albo kiedy nie mamy szybko takich efektów, jakie chcielibyśmy mieć,

czyli zakładamy, że te efekty przyjdą bardzo szybko,

ale dobrze wiesz, że nie przychodzą.

Nie powinno się tego robić dla samych tylko efektów,

a dla tego, żeby czerpać przyjemność z samego procesu tej zmiany,

a nie z tego ostatniego momentu na końcu,

ponieważ jeśli będziemy widzieć tylko tą przyjemność na tym końcu,

to po co się męczyć pół roku dla tego, co jest tylko przez chwilę.

Musimy ten cały proces zracjonalizować tak,

aby samo dążenie do niego dawało nam satysfakcję.

- Podążając za tym, co powiedziałaś,

jeśli już mówimy o trudnościach, które pojawiają się w różnych momentach,

czy myślisz, że refleksja po pewnych etapach jest dla ciebie ważna?

Załóżmy, że biegam 2 tygodnie,

żeby zobaczyć co mi to dało i jak się z tym czuję.

Czy warto weryfikować to gdzieś po drodze, czy to ma sens?

- To może mieć sens, ale ja nie podchodzę do tego tak,

żeby to tak strasznie sprawdzać.

Mówisz o bieganiu, czyli rozmawiamy o tym, co robi większość Polaków,

czyli, że się np. odchudza.

Niektórzy przechodzą na dietę albo podejmują jakąś aktywność fizyczną,

tylko po to, żeby osiągnąć cel.

Gdy już go osiągną, to jaką mają motywację, żeby to kontynuować?

Teoretycznie - żadna.

- No tak, bo osiągnęli cel. - Osiągnęli cel...

więc tutaj nie chodzi o to, żeby dojść do jakiegoś momentu,

schudnąć, sprawdzić to na wadze, stwierdzić, że się udało i zjeść tort.

Chodzi o to, żeby czerpać przyjemność z całego procesu.

Nie tylko z tego, że jak będziesz biegać, to coś się wydarzy,

tylko z tego, żeby zastanowić się,

dlaczego to jest ważne i co dobrego daje ta aktywność fizyczna,

żeby też się z tego cieszyć.

Chodzę na lekcje angielskiego nie po to, żeby się cieszyć tym momentem,

kiedy nagle zacznę wszystko rozumieć i wszystko będę mogła powiedzieć.

to, co chcę powiedzieć, a nie tylko to, co umiem,

cieszę się z tego momentu, kiedy jestem na lekcji.

Nie myślę tylko w kategorii celu.

- To tak jak zabawa, czy za daleko poszłam?

- Ja tak sobie zbudowałam środowisko, żeby sprawiało mi to radość.

Wybrałam takiego lektora, z którym będę się naprawdę dobrze czuła,

i z którym nauka będzie przyjemna, a nie będzie to karą.

Tak samo jest z wysiłkiem fizycznym.

Też wybrałam odpowiedniego trenera.

Oczywiście, jest to wysiłek i nie mogę powiedzieć,

że to jest przyjemność, kiedy ktoś się tak pastwi nade mną,

ale też znalazłam w tym coś, co mnie bardzo ucieszy.

Akurat w moim przypadku to jest taka śmieszna rzecz...

- To ciekawe, co mówisz,

bo powiedziałaś jeszcze, że ważny jest mentor...

- Tak, ktoś, kto nas wspiera.

Jeśli osiągasz cele z pomocą kogoś,

bo angielskiego się uczę z kimś,

aktywność sportową też uprawiam pod okiem trenera,

ponieważ on jest fizjoterapeutą i nie chcę, żeby coś mi zaszkodziło.

Trzeba znaleźć w tym coś, co będzie dodatkowo sprawiało radość.

Ja np. mam takiego małego bzika na punkcie butów.

Dotychczas z reguły kupowałam szpilki, a jak zaczęłam chodzić na fitness,

to obiecałam sobie, że po iluś treningach

kupię sobie kolejne nowe buty sportowe, bo jest ich mnóstwo i są piękne.

To jest coś, na co czekam.

Przed końcowym celem są małe pomosty,

na których mogę się w międzyczasie nagradzać, to też jest ważne.

- Co w większości przypadków motywuje ludzi do zmiany:

desperacja czy inspiracja?

- Jedno i drugie.

Niektórzy decydują się na zmianę,

dopiero kiedy coś naprawdę mocno ich uwiera.

Np. ludzie, którzy decydują się iść do terapeuty lub psychologa,

wtedy, kiedy czują, że coś jest nie tak, np. z dzieckiem,

czują, że w relacji z dzieckiem coś szwankuje i jest jakiś problem,

to oni bardzo często nie dążą do doskonałości,

nie myślą, że coś się dzieje i dlatego nie potrafią się porozumieć,

nie myślą o tym, żeby pójść i skonsultować się,

jak porozumiewać się lepiej.

Ale kiedy problem jest już naprawdę bardzo duży,

dziecko ma problemy w szkole, ma zaburzenia jedzenia

albo jeśli po prostu zaczyna solidnie rozrabiać,

to wtedy w desperacji oni decydują się na zmianę.

Są też tacy rodzice, których bardziej motywuje inspiracja

i jeśli mają dziecko, to chcą dążyć do doskonałości.

Zaczynają czytać branżowe książki psychologiczne o rozwoju dzieci

albo konsultują się z psychologiem w różnych sprawach,

np. jak przygotować dziecko do wyjazdu albo uprawiania sportu wyczynowego itd.

To zależy. Są ludzie, którzy chcą być bardzo zdrowi

i to ich motywuje do zdrowego odżywiania,

a są tacy, którzy dopiero, jak mają duże problemy zdrowotne

i lekarz powie im, czego im nie wolno, to dopiero wtedy posłuchają.

Jeżeli o mnie chodzi, to zawsze motywuje mnie tylko inspiracja.

- Jeżeli pozwolisz, zadam ci teraz bardzo prywatne pytanie,

będziemy wdzięczni, gdybyś mogła się tym podzielić,

co było najtrudniejszą zmianą w twoim życiu?

Było kilka momentów dużej zmiany.

Najbardziej widoczna zmiana miała miejsce w 2010 r.

To była ogromna zmiana, moment, w którym miałam 30 lat.

Nastąpiła wskutek badań lekarskich, poszłam do lekarza zrobić USG piersi

i podczas tego badania okazało się, że mam guza.

Pani doktor poszła przygotować się do biopsji, zrobiła biopsję

i powiedziała, że za 3 tygodnie dowiem się, co mi jest.

Pamiętam ten moment jako bardzo, bardzo przełomowy w moim życiu.

Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie,

że może jestem młoda, ale choroby też mnie dotyczą.

Przepraszam, to było w 2008 r., a w 2010 r. zadecydowałam o zmianie.

Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy ja na pewno żyję tak, jak chciałam,

czy na pewno żyję w zgodzie ze swoimi wartościami,

czy na pewno realizuję swoje marzenia itd.

To był taki pierwszy "zapalny" moment,

wtedy odezwała się desperacja.

To był pierwszy moment, a w 2010 r.

wiele guzów usunięto, wszystko dobrze się skończyło.

W 2010 r. podjęłam bardzo trudną decyzję o rozwodzie.

Wybrałam siebie, szacunek do siebie, życie bez cierpienia,

od razu powiem, że wcześniej podjęłam próby ratowania małżeństwa,

żeby nie było, że promuję rozwody.

To była ostateczna decyzja i wiedziałam, że muszę ją podjąć.

Podjęłam też decyzję, by podążać za swoim marzeniem

zostania trenerem i coachem.

Wcześniej przez 13 lat pracowałam na wysokim stanowisku,

miałam doskonałą sytuację finansową.

Dla wielu osób niezrozumiałym było, dlaczego decyduję się na taką zmianę,

jeśli jestem na tak wysokim poziomie,

jeśli mogłabym tylko leżeć na kanapie, malować paznokcie

i od czasu do czasu pokazywać się na firmowych spotkaniach.

Ja zdecydowałam się zacząć od zera, od nowa,


Co było moją najtrudniejszą zmianą? Kamila Rowińska wywiad o ZMIANIE dla Coach cafe (1) What was my most difficult change? Kamila Rowińska interview about CHANGE for Coach cafe (1) Якою була моя найскладніша зміна? Інтерв'ю Каміли Ровінської про кафе CHANGE for Coach (1)

- Kamilo, bardzo ci dziękuję, że zgodziłaś się na spotkanie,

żebym mogła zadać ci kilka pytań.

Poprosiłam cię o to spotkanie, ponieważ myślę,

że zarówno dla mnie, jak i dla wielu tysięcy Polek i Polaków

jesteś takim "ambasadorem zmiany".

Dlatego chciałabym odkryć, czym jest ta zmiana,

żeby móc ją wprowadzić w swoje życie.

Myślę, że to jeden z najważniejszych elementów życia,

abyśmy stawali się coraz szczęśliwsi, bardziej świadomi i pełniej żyli.

Oto moje pierwsze pytanie z zakresu twojego dużego doświadczenia

jako coacha, trenera rozwoju osobistego i mówcy motywacyjnego:

Spotykasz na swojej drodze wielu ludzi,

powiedz proszę, co jest najtrudniejsze w zmianie?

- Najtrudniejsze w zmianie... jest kilka rzeczy.

Dla tych, z którymi ja miałam okazję i przyjemność współpracować,

najtrudniejsze jest bardzo często zdać sobie sprawę z tego,

jak w ogóle chcieliby żyć

i jak ustalić własną koncepcję na życie.

Większość ludzi nie ma własnej koncepcji, obrazu siebie i życia,

ale czerpie te koncepcje z zewnątrz:

z gazet, telewizji, od znajomych lub przodków.

- Aż tak? - Tak!

"Mama i tata robili tak, to ja też tak bedę.",

"Szwagier i szwagierka żyją tak, to znaczy, że tak się po prostu żyje."

Oni żyją w jakimś takim ograniczeniu co do tego, jak trzeba żyć,

jak w jakimś kokonie.

Kiedy oni wymyślą sobie koncepcję na życie,

po raz pierwszy zastanowią się, zadadzą sobie pytanie: "Jak ja chcę żyć?"

Ale tak naprawdę "ja", tylko "ja",

wtedy dopiero zaczynają zastanawiać się nad sobą,

ustalać swoją koncepcję na życie

i wtedy idzie już trochę łatwiej, ale od tego trzeba zacząć -

trzeba ustalić tę koncepcję.

Później, kiedy ludzie już ustalą koncepcję,

dwie najtrudniejsze rzeczy to

brak wiary w to, że podołają, że zasługują w ogóle na tą zmianę,

bo myślę tu o najlepszych możliwych zmianach,

a więc poczucie braku zasługiwania na to, co dobre,

a druga rzecz: wszyscy bardzo martwią się tym, co inni o nich pomyślą.

Nie wtedy, kiedy dadzą radę i dokonają tej zmiany,

ale kiedy im się nie powiedzie.

Oni tak bardzo boją się tego, że inni zadrwią z nich, wyśmieją ich,

że zostają w tym miejscu, gdzie są - na wszelki wypadek.

- Z tego co powiedziałaś wynika, że jeśli już tę zmianę podejmiemy

i wejdziemy na tę ścieżkę, to często jest tak,

że gdzieś na tej drodze stajemy, coś nas zatrzymuje.

Np. postanowienia noworoczne. Jeśli ktoś podjął coś 1 stycznia,

część ludzi pewnie kontynuuje, część przestała gdzieś po drodze,

np. po 2-3 tygodniach, część zakończy być może po 2 miesiącach,

część dotrwa do końca i to jest nieliczny procent.

Czy możemy porozmawiać o tym, co nas zatrzymuje gdzieś po środku?

- Pytanie, czy oni naprawdę tego chcieli.

Jeżeli chodzi o postanowienia noworoczne,

ja co roku mam własne postanowienia,

ale towarzyszę ludziom, którzy też mają swoje postanowienia noworoczne.

Te postanowienia rzadko są przemyślane.

Większość ludzi postanawia,

że chce schudnąć albo chce się nauczyć języka...

...no i właściwie tyle.

- Albo, że rzucą palenie, bo ja rzuciłam...

- A tak, że rzucą palenie, ja nie palę, więc ciągle o tym zapominam.

To są postanowienia, które nie do końca wynikają

z ich wnętrza, koncepcji na życie i wartości.

Jeżeli czyjąś przemyślaną wartością, którą chce naprawdę głęboko pielęgnować,

jest np. zdrowie,

to on do rzucenia palenia, zdrowszego odżywiania albo uprawiania sportu,

(czego skutkiem ubocznym jest zdrowsza sylwetka),

to on do tego dojdzie.

Natomiast jeżeli to jest takie...

Wiesz, że jest grudzień, mamy dużo czasu,

jest długa przerwa świąteczna i sylwestrowa,

ludzie mają więcej czasu niż normalnie

i bardzo często nakładają na siebie tak dużo postanowień noworocznych,

bo wtedy mają czas je realizować,

czyli jak od 1 do 6 stycznia jest z reguły wolne,

więc ludzie mają czas na to żeby się zastanowić, co zjedzą,

mają czas na to żeby czytać, pobiegać, pójść na siłownię itd.,

bo mają po prostu na to czas.

- Jeszcze może nawet uda się z rodziną...

- Tak, może uda się to zrobić z rodziną,

i w ogóle wszystko to mogą zrobić,

oglądać filmy po angielsku, francusku, czy w innym języku, którego się uczą.

Dlatego te postanowienia wtedy na samym początku wychodzą łatwo,

natomiast trzeba sobie pomyśleć,

co będzie w połowie stycznia, w lutym, w marcu,

kiedy trzeba będzie te postanowienia nadal realizować.

Wracając do twojego pytania, dlaczego to się nie udaje:

bardzo często planujemy na wyrost i chcemy zmienić wszystko naraz,

a na etapie postanawiania zakładamy, że nie powinno być trudności

albo nie przewidujemy tego, że trudności nadejdą.

Natomiast w każdym sukcesie, celu, który chcemy osiągnąć

przychodzi moment, kiedy jest trudniej.

To jest zupełnie naturalne.

Kiedy się rozwijamy, no to musi być trudno.

Nie musi tak być ale tak jest, za każdym razem jest trudno,

nieważne, czy rozwijasz się zawodowo i dążysz do poziomu mistrzowskiego,

(no to za każdym razem poszerzasz takie swoje pudełko komfortu),

czy to jest w kontekście zdrowia, czyli np. uprawiania sportu.

Dziś rozmawialiśmy o tym, jak wszystko mnie boli po wczorajszym treningu,

to też jest jakaś trudność,

czy np. chodzi o odżywianie się,

jeżeli realizuję swój cel - zdrowo się odżywiać

i spożywać np. produkty bezglutenowe,

to dzisiaj przed naszym spotkaniem, kiedy poszłam obok na drugie śniadanie,

wchodzę i pytam, czy są dania bezglutenowe, oni mówią, że nie ma,

więc zaczęłam komponować z tego, co jest coś, co będzie bezglutenowe, so I started composing from what is something that will be gluten free,

a stał tam np. piękny, cudowny tort bezowy, który tak patrzył na mnie,

że gdybym nie myślała, po co to robię, i że to wynika z moich wartości itd., that if I didn't think why I'm doing it, and that it's because of my values, etc.,

to pewnie zjadłabym ten tort już dawno I probably would have eaten this cake a long time ago

i nie zastanawiałabym się, czy to jest glutenowe czy bezglutenowe.

Przede wszystkim trzeba myśleć w kontekście swoich wartości,

z czego to wynika, że ja chcę tej zmiany lub postanowienia.

- To jest trochę tak, że trzeba przewidzieć podczas planowania,

że te trudności będą, tak jak mówiłaś,

często nie widzimy tego,

bo przyjemnie jest tworzyć taką listę pięknych celów,

na końcu której coś się ma wydarzyć.

Ale kiedy nie wiemy, że te trudności się pojawią,

to często jesteśmy trochę zaskoczeni i wtedy ta motywacja spada...

Tak, wtedy bardzo często odpuszczamy,

albo kiedy nie mamy szybko takich efektów, jakie chcielibyśmy mieć,

czyli zakładamy, że te efekty przyjdą bardzo szybko,

ale dobrze wiesz, że nie przychodzą.

Nie powinno się tego robić dla samych tylko efektów,

a dla tego, żeby czerpać przyjemność z samego procesu tej zmiany,

a nie z tego ostatniego momentu na końcu,

ponieważ jeśli będziemy widzieć tylko tą przyjemność na tym końcu,

to po co się męczyć pół roku dla tego, co jest tylko przez chwilę.

Musimy ten cały proces zracjonalizować tak,

aby samo dążenie do niego dawało nam satysfakcję.

- Podążając za tym, co powiedziałaś,

jeśli już mówimy o trudnościach, które pojawiają się w różnych momentach,

czy myślisz, że refleksja po pewnych etapach jest dla ciebie ważna?

Załóżmy, że biegam 2 tygodnie,

żeby zobaczyć co mi to dało i jak się z tym czuję.

Czy warto weryfikować to gdzieś po drodze, czy to ma sens?

- To może mieć sens, ale ja nie podchodzę do tego tak,

żeby to tak strasznie sprawdzać.

Mówisz o bieganiu, czyli rozmawiamy o tym, co robi większość Polaków,

czyli, że się np. odchudza.

Niektórzy przechodzą na dietę albo podejmują jakąś aktywność fizyczną,

tylko po to, żeby osiągnąć cel.

Gdy już go osiągną, to jaką mają motywację, żeby to kontynuować?

Teoretycznie - żadna.

- No tak, bo osiągnęli cel. - Osiągnęli cel...

więc tutaj nie chodzi o to, żeby dojść do jakiegoś momentu,

schudnąć, sprawdzić to na wadze, stwierdzić, że się udało i zjeść tort.

Chodzi o to, żeby czerpać przyjemność z całego procesu.

Nie tylko z tego, że jak będziesz biegać, to coś się wydarzy,

tylko z tego, żeby zastanowić się,

dlaczego to jest ważne i co dobrego daje ta aktywność fizyczna,

żeby też się z tego cieszyć.

Chodzę na lekcje angielskiego nie po to, żeby się cieszyć tym momentem,

kiedy nagle zacznę wszystko rozumieć i wszystko będę mogła powiedzieć.

to, co chcę powiedzieć, a nie tylko to, co umiem,

cieszę się z tego momentu, kiedy jestem na lekcji.

Nie myślę tylko w kategorii celu.

- To tak jak zabawa, czy za daleko poszłam?

- Ja tak sobie zbudowałam środowisko, żeby sprawiało mi to radość.

Wybrałam takiego lektora, z którym będę się naprawdę dobrze czuła,

i z którym nauka będzie przyjemna, a nie będzie to karą.

Tak samo jest z wysiłkiem fizycznym.

Też wybrałam odpowiedniego trenera.

Oczywiście, jest to wysiłek i nie mogę powiedzieć,

że to jest przyjemność, kiedy ktoś się tak pastwi nade mną,

ale też znalazłam w tym coś, co mnie bardzo ucieszy.

Akurat w moim przypadku to jest taka śmieszna rzecz...

- To ciekawe, co mówisz,

bo powiedziałaś jeszcze, że ważny jest mentor...

- Tak, ktoś, kto nas wspiera.

Jeśli osiągasz cele z pomocą kogoś,

bo angielskiego się uczę z kimś,

aktywność sportową też uprawiam pod okiem trenera,

ponieważ on jest fizjoterapeutą i nie chcę, żeby coś mi zaszkodziło.

Trzeba znaleźć w tym coś, co będzie dodatkowo sprawiało radość.

Ja np. mam takiego małego bzika na punkcie butów.

Dotychczas z reguły kupowałam szpilki, a jak zaczęłam chodzić na fitness,

to obiecałam sobie, że po iluś treningach

kupię sobie kolejne nowe buty sportowe, bo jest ich mnóstwo i są piękne.

To jest coś, na co czekam.

Przed końcowym celem są małe pomosty,

na których mogę się w międzyczasie nagradzać, to też jest ważne.

- Co w większości przypadków motywuje ludzi do zmiany:

desperacja czy inspiracja?

- Jedno i drugie.

Niektórzy decydują się na zmianę,

dopiero kiedy coś naprawdę mocno ich uwiera.

Np. ludzie, którzy decydują się iść do terapeuty lub psychologa,

wtedy, kiedy czują, że coś jest nie tak, np. z dzieckiem,

czują, że w relacji z dzieckiem coś szwankuje i jest jakiś problem,

to oni bardzo często nie dążą do doskonałości,

nie myślą, że coś się dzieje i dlatego nie potrafią się porozumieć,

nie myślą o tym, żeby pójść i skonsultować się,

jak porozumiewać się lepiej.

Ale kiedy problem jest już naprawdę bardzo duży,

dziecko ma problemy w szkole, ma zaburzenia jedzenia

albo jeśli po prostu zaczyna solidnie rozrabiać,

to wtedy w desperacji oni decydują się na zmianę.

Są też tacy rodzice, których bardziej motywuje inspiracja

i jeśli mają dziecko, to chcą dążyć do doskonałości.

Zaczynają czytać branżowe książki psychologiczne o rozwoju dzieci

albo konsultują się z psychologiem w różnych sprawach,

np. jak przygotować dziecko do wyjazdu albo uprawiania sportu wyczynowego itd.

To zależy. Są ludzie, którzy chcą być bardzo zdrowi

i to ich motywuje do zdrowego odżywiania,

a są tacy, którzy dopiero, jak mają duże problemy zdrowotne

i lekarz powie im, czego im nie wolno, to dopiero wtedy posłuchają.

Jeżeli o mnie chodzi, to zawsze motywuje mnie tylko inspiracja.

- Jeżeli pozwolisz, zadam ci teraz bardzo prywatne pytanie,

będziemy wdzięczni, gdybyś mogła się tym podzielić,

co było najtrudniejszą zmianą w twoim życiu?

Było kilka momentów dużej zmiany.

Najbardziej widoczna zmiana miała miejsce w 2010 r.

To była ogromna zmiana, moment, w którym miałam 30 lat.

Nastąpiła wskutek badań lekarskich, poszłam do lekarza zrobić USG piersi

i podczas tego badania okazało się, że mam guza.

Pani doktor poszła przygotować się do biopsji, zrobiła biopsję

i powiedziała, że za 3 tygodnie dowiem się, co mi jest.

Pamiętam ten moment jako bardzo, bardzo przełomowy w moim życiu.

Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie,

że może jestem młoda, ale choroby też mnie dotyczą.

Przepraszam, to było w 2008 r., a w 2010 r. zadecydowałam o zmianie.

Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy ja na pewno żyję tak, jak chciałam,

czy na pewno żyję w zgodzie ze swoimi wartościami,

czy na pewno realizuję swoje marzenia itd.

To był taki pierwszy "zapalny" moment,

wtedy odezwała się desperacja.

To był pierwszy moment, a w 2010 r.

wiele guzów usunięto, wszystko dobrze się skończyło.

W 2010 r. podjęłam bardzo trudną decyzję o rozwodzie.

Wybrałam siebie, szacunek do siebie, życie bez cierpienia,

od razu powiem, że wcześniej podjęłam próby ratowania małżeństwa,

żeby nie było, że promuję rozwody.

To była ostateczna decyzja i wiedziałam, że muszę ją podjąć.

Podjęłam też decyzję, by podążać za swoim marzeniem

zostania trenerem i coachem.

Wcześniej przez 13 lat pracowałam na wysokim stanowisku,

miałam doskonałą sytuację finansową.

Dla wielu osób niezrozumiałym było, dlaczego decyduję się na taką zmianę,

jeśli jestem na tak wysokim poziomie,

jeśli mogłabym tylko leżeć na kanapie, malować paznokcie

i od czasu do czasu pokazywać się na firmowych spotkaniach.

Ja zdecydowałam się zacząć od zera, od nowa,