×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Tomek na Czarnym Lądzie - Alfred Szklarski, Opór Murzynów

Opór Murzynów

Hunter szybko formował karawanę do wymarszu. Jej czoło mieli tworzyć, oprócz przewodnika, Wilmowski, Tomek i dwóch Masajów. Za nimi stanęli gęsiego Kawirondo z przydzielonym im do niesienia bagażem, a dalej objuczone osły. Tylną straż stanowili Smuga, bosman Nowicki i trzej Masajowie.

Niemal w ostatniej chwili przed daniem hasła wymarszu przez Huntera Tomek zwrócił się do ojca:

– Tatusiu, tak bym chciał mieć przy sobie Samba.

Wilmowski spojrzał pytająco na tropiciela.

– Tomek naprawdę miewa dobre pomysły – odparł Hunter. – Radzę przydzielić Samba do jego dyspozycji. W ten sposób utrzymamy uwolnionego niewolnika z dala od Kawirondo, którzy patrzą na niego wilkiem.

– Ma pan słuszność. Tomku, zaopiekuj się nim – rzekł Wilmowski.

– Dziękuję, tatusiu. Obmyśliłem już dla niego wspaniałą funkcję. Poczekajcie na mnie chwilę, muszę jeszcze coś przygotować przed wyruszeniem w drogę.

Tomek pobiegł między drzewa; powrócił niebawem, trzymając w ręku długi, prosty kij. Teraz z podręcznej torby wydobył biało-czerwoną flagę, którą przymocował do drzewca.

– Sambo, będziesz niósł polską flagę na czele karawany – poinformował Murzyna.

Sambo, dumny jak paw z wyróżnienia, wziął chorągiew z rąk Tomka. Kilkakrotnie powiał nią wysoko ponad głową. Polska flaga załopotała w samym sercu Afryki.

– Skąd ci przyszedł do głowy ten pomysł? – zdumiał się Wilmowski, spoglądając ze wzruszeniem na syna.

– Przeczytałem w pamiętniku Stanleya, że kazał zawsze nieść chorągiew Stanów Zjednoczonych na czele swej karawany. Uważałem za słuszne uczynić podobnie. Toteż jeszcze w Londynie przygotowałem polski sztandar, aby wszyscy tutaj wiedzieli, kim jesteśmy – wyjaśnił chłopiec. – Chyba nie masz nic przeciwko temu, tatusiu?

– Muszę nawet przyznać, że twój pomysł bardzo mi się podoba. Dumny jestem, Tomku, że pamiętasz o ojczyźnie – odparł ojciec, śledząc wzrokiem łopoczący sztandar.

– A to mi setna niespodzianka! – zawołał bosman Nowicki. – Niech cię kule biją, brachu! Aż mnie w dołku ścisnęło, gdy po tylu latach tułaczki ujrzałem polską flagę.

Przyjaźnie klepnął chłopca w ramię i, gwiżdżąc Mazurka Dąbrowskiego, ochoczo powrócił na wyznaczone mu stanowisko.

– Słuchaj, Tomku! Jeżeli mamy naśladować Stanleya, to w chwili wymarszu wystrzelmy na wiwat – zaproponował Smuga.

– Wspaniała myśl – ucieszył się chłopiec, chwytając sztucer zawieszony na łęku siodła.

Hunter jeszcze raz sprawdził szyk ludzi gotowych do wymarszu. Na jego rozkaz rozległa się palba z dziesięciu strzelb. Murzyni krzyknęli donośnie, potrząsnęli dzidami.

Karawana ruszyła brodem przez rzekę Nzoia. Woda rozbryzgiwała się pod stopami biegnących Murzynów, którzy wrzeszczeli jak opętani, aby spłoszyć przebywające w pobliżu krokodyle. Wkrótce ekspedycja znalazła się na przeciwległym brzegu.

Tomek jechał stępa na koniu obok ojca i Huntera. Z zadowoleniem spoglądał na Samba niestrudzenie powiewającego flagą. Za nim ciągnął się długi łańcuch tragarzy, którego koniec stanowiła tylna straż karawany. Naraz Tomek zaczął pilnie nasłuchiwać, gdyż w tej chwili Sambo zanucił pieśń, którą sam ułożył:

„Mały biały buana jest odważny jak wielki lew! On nie boi się złych soko! On nie boi się nawet pana Castanedo, który bił biednego Samba. Mały biały buana to wielki wojownik. On nie pozwoli nikomu bić Samba. On kazał nieść piękną flagę. Teraz Sambo też jest wielkim człowiekiem i ma dużo jeść, a handlarza niewolników zbił wielki biały buana. Sambo kocha swego pana i jego dobrego psa, który jak lampart rzucił się do gardła złego pana Castanedo…”.

Tragarze znajdujący się w pobliżu Samba natychmiast przekazali dalej mimo woli usłyszaną wiadomość. Wśród Kawirondo zapanowało duże ożywienie.

– Do licha! – zaklął Hunter. – Sambo wypaplał już o pobiciu Castanedo. Że też Murzyni nie potrafią trzymać języka za zębami!

– Ha! Nic na to nie poradzimy – zauważył Wilmowski. – Znajdujemy się przecież na najbardziej plotkarskim kontynencie świata.

– Trzeba zaraz ostrzec pana Smugę, że Kawirondo dowiedzieli się o wszystkim. Musimy zachować czujność, jeżeli nie chcemy się narazić na przykre niespodzianki – zachmurzył się Hunter.

– Tomku, poproś do nas pana Smugę – polecił Wilmowski.

Chłopiec osadził konia na miejscu, gwizdnął na Dinga. Murzyni opanowali swe podniecenie. Rozpoczęli monotonną pieśń, lecz gdy mijali chłopca, przyspieszali kroku. Po chwili Tomek uderzył konia cuglami i podjechał do tylnej straży.

– Zatęskniłeś za nami, brachu, co? – roześmiał się bosman. – Niech wieloryb połknie tę Afrykę! Przypomina mi ona warszawską łaźnię na Krakowskim Przedmieściu.

– Może po tej parówce nabierze pan ochoty do wspinaczki na lodowiec Kilimandżaro – zażartował Tomek.

– A dajże mi spokój, utrapieńcze, z tymi górami! Nie mam zamiaru wytrząsać mego bosmańskiego brzucha, skacząc po lodowcach. Wolę już słuchać murzyńskich kołysanek, chociaż jeżeli wkrótce nie przestaną śpiewać, to usnę i zwalę się ze szkapy.

– Lepiej niech pan nie zasypia, bo pan Hunter mówi, że z tego śpiewania może przydarzyć się nam co złego – poinformował Tomek.

– Co masz na myśli? – zapytał Smuga.

– Sambo ułożył i zaśpiewał bardzo ładną piosenkę, ale nie było to zbyt roztropne, gdyż w ten sposób Kawirondo dowiedzieli się, że bosman poturbował handlarza niewolników – poinformował Tomek.

– Byłem na to przygotowany, znając zwyczaje Murzynów. Oni lubują się w chwaleniu wszystkiego, co dla nich niezwykłe. Już z samej wdzięczności Sambo będzie śpiewał o twoich i bosmana czynach – powiedział Smuga.

– Co on tam wyśpiewywał? – zagadnął marynarz.

– Nie mogłem wszystkiego dobrze zrozumieć, ale bardzo chwalił pana, mnie i Dinga.

– Hm, bierz licho tych Kawirondziaków, niech sobie Sambo śpiewa – mruknął zadowolony bosman.

– Właśnie tatuś przysłał mnie po pana Smugę – oświadczył Tomek. – Pan Hunter jest bardzo zaniepokojony, obawia się teraz jakichś niespodzianek ze strony tragarzy.

– Bosmanie, miej na wszystko oczy i uszy otwarte. Jadę z Tomkiem do Andrzeja – zarządził Smuga, popędzając wierzchowca arkanem.

Przynaglone konie szybko dognały czoło karawany.

– Tomek powiedział ci już zapewne, że Kawirondo dowiedzieli się o zajściu z Castanedo – zaczął Wilmowski, gdy Smuga znalazł się przy nim. – Pan Hunter przewiduje nieoczekiwane kłopoty.

– Obawa może się okazać całkowicie uzasadniona – przyznał Smuga. – Castanedo ma u Kawirondo wielki mir. Miejmy jednak nadzieję, że damy sobie z nimi radę.

– Chciałem, żebyś wiedział o tym, i dlatego prosiłem cię do nas – dodał Wilmowski.

– Byłem na to przygotowany, gdyż znam domyślność i ciekawość Murzynów. Spostrzegłem też zaraz ich podniecenie, gdy podawali sobie wiadomość zaczerpniętą z piosenki Samba – oświadczył Smuga. – Radzę przyspieszyć tempo marszu.

– Zaraz wydam Mescherje odpowiednie polecenie. To inteligentny człowiek, więc w lot pojmie, o co chodzi – powiedział Hunter. – Im szybciej oddalimy się od siedziby Castanedo, tym lepiej dla nas.

Wkrótce rozległy się gardłowe głosy Masajów, przynaglające tragarzy do szybszego kroku. Droga wiła się teraz między pagórkami. Rosnące na nich drzewa łagodziły trochę płynący z nieba potok słonecznego żaru. Co pewien czas tragarze przystawali, aby nabrać tchu, lecz w najgorętszych godzinach dnia Hunter nie pozwolił na dłuższy wypoczynek, obiecując Murzynom suty posiłek na wieczornym biwaku. Kawirondo milcząco przyjmowali wszystkie polecenia i, jak dotąd, marsz odbywał się bez jakichkolwiek przeszkód. Słońce mocno pochyliło się ku linii horyzontu.

– Uszliśmy dzisiaj ładnych kilka mil – zauważył Wilmowski. – Czy nie wydaje się panu dziwne, że nie spotykamy wiosek murzyńskich?

– Znajdujemy się pomiędzy terenami Kawirondo i Luo – odparł Hunter. – Wkrótce powinniśmy przekroczyć granice Ugandy. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to jutro będziemy mogli nająć nowych tragarzy.

– Nie mamy powodów do narzekania na Kawirondo, nie sprawili nam przecież dotąd najmniejszego kłopotu – zauważył Wilmowski, który nie podzielał obaw przewodnika.

– Wolę zawsze przewidywać najgorsze – odrzekł sceptycznie Hunter. – Czas już stanąć na nocleg, pojadę trochę szybciej naprzód, żeby się rozejrzeć za odpowiednim miejscem na obóz.

Wkrótce tropiciel zniknął wśród pagórków. Dzięki przynaglaniu Masajów, których ochrypłe głosy odzywały się co chwila, tragarze utrzymywali niezłe tempo marszu, lecz było widać, że gonią resztkami sił. Toteż Wilmowski odetchnął z ulgą, gdy z dala usłyszał strzał.

– Dlaczego pan Hunter strzela? – zaniepokoił się Tomek.

– Prawdopodobnie upolował coś dla nas na kolację – domyślił się Wilmowski. – Trzeba przyznać, że tragarze zasłużyli na obfity posiłek.

Murzyni widocznie podzielali zdanie Wilmowskiego, gdyż samorzutnie przyspieszyli kroku. Niebawem karawana dotarła do rozległej sawanny porosłej pożółkłą trawą. Zaraz też łowcy ujrzeli przywiązanego do drzewa wierzchowca Huntera, a jego samego nieco dalej. Kawirondo złożyli skrzynie na ziemi. Kilku z nich pobiegło ku Hunterowi, podczas gdy Masajowie przystąpili natychmiast do rozbijania obozu. Nim rozpięto namioty, Hunter pojawił się na czele Kawirondo niosących dużą zebrę. Murzyni zaraz zaczęli ściągać z niej skórę.

– Przecież nie będziemy jedli konia! – oburzył się Tomek.

– Dlaczego mielibyśmy nie jeść? – wtrącił Smuga. – Mięso młodych zebr jest zupełnie smaczne. O ile się nie mylę, jest to zebra Granta[39].

[39] Equus quagga boehmi – zwana jest też zebrą równikową. Ten najpospolitszy podgatunek z gatunku zebry stepowej zamieszkuje sawanny Afryki Wschodniej, zwłaszcza Kenię.

– Tak, to zebra Granta – przyznał Hunter. – Pasło się ich tutaj kilkanaście sztuk z gnu i ze strusiami. Miałem ochotę upolować antylopę, ale przewodnik stada, stary, potężny ogier, zwietrzył mnie zbyt szybko. Zaraz też zaczął rżeć i walić w ziemię kopytami. Zwierzęta miały się już na baczności, nie chcąc więc zmarnować dobrej okazji, strzeliłem do najbliższej sztuki.

Kilku Murzynów wzięło skórzane wory i udało się na poszukiwanie wody. Łowcy zrezygnowali z budowania bomy. Liczna karawana nie musiała się obawiać napaści dzikich zwierząt, rozpalono jedynie kilka ognisk, nad którymi zadymiły wkrótce kotły z gotującą się strawą.

– Tatusiu, co to za góra piętrzy się tam na północy? – zapytał Tomek, spoglądając w kierunku szczytu czerniejącego na tle jasnego nieba.

– To zapewne góra Elgon na pograniczu Kenii i Ugandy – odparł ojciec.

– Więc jesteśmy już tak blisko Ugandy? – ucieszył się Tomek. – Muszę zaraz spojrzeć na mapę.

Rozłożył na składanym stoliku dużą mapę Afryki. Szybko odszukał górę Elgon, leżącą na północny wschód od Jeziora Wiktorii. Odczytał wysokość – wynosiła cztery tysiące trzysta dwadziścia jeden metrów – po czym ustalił miejsce, w którym karawana rozbiła obóz na nocleg. Znajdowali się zaledwie kilka kilometrów od kropkowanej linii granicznej, biegnącej ukosem na południe od góry Elgon do Jeziora Wiktorii.

– Jutro powinniśmy wkroczyć do Ugandy – rzekł Tomek, chowając mapę.

Tymczasem ciemność wieczoru zapadła nad sawanną. Murzyni krzątali się przy posiłku. Niektórzy spożywali już smakowite kąski ledwo poddymionej pieczeni, inni przypiekali bądź smażyli ogromne jej kawały. Mescherje wysysał szpik z golenia zebry, podczas gdy Sambo pieczołowicie doglądał gotującej się w kotle zupy. Mieszał ją bardzo zręcznie i z uwagą zbierał szumowiny. Kawirondo znosili paliwo, poprawiali płonące ogniska, których ruchoma jasność migotała na ich nagich brązowych ciałach oraz czerwieniących się teraz namiotach i gubiąc się w głębi pobliskich drzew, rzucała pomiędzy gałęziami fantastyczne cienie.

Tomek gryzł suchary i przyglądał się malowniczej obozowej scenie, gdy nagle usłyszał głuche, odległe dudnienie bębna.

– Tam-tamy grają, bosmanie – odezwał się do siedzącego obok towarzysza.

– Czort z nimi – mruknął bosman. – Moje kiszki od dawna grają z głodu i nikt się temu nie dziwi. Pewno w jakiejś pobliskiej wiosce odbywają się tańce.

– Myli się pan. To nie jest głos bębna grającego do tańca – odparł Tomek. – Słyszałem, jak tatuś mówił, że Afryka jest najbardziej plotkarskim krajem na świecie. Interesujące wiadomości rozchodzą się tutaj wśród Murzynów szybciej niż w Europie wyposażonej w telegraf i telefony. A wie pan, jakim sposobem się to dzieje? Tam-tamy są telegrafem dżungli. Czy ten sposób dudnienia nie przypomina alfabetu Morse'a? – Wiesz co, brachu? Może i masz rację. Mówiono mi kiedyś, że Murzyni podają sobie różne wiadomości za pomocą bębnów – przyznał bosman, wsłuchując się w głuche dudnienie.

Przerwali rozmowę. Początkowo głos bębna rozbrzmiewał gdzieś na wschodzie, lecz niebawem dołączyły się do niego tam-tamy na północy i zachodzie.

– Chodźcie na kolację! – zawołał Wilmowski, zbliżając się do zasłuchanych dwóch przyjaciół.

– Tatusiu, czy nie wiesz, co za wieść niosą w tej chwili tam-tamy? – zagadnął chłopiec

– Mowę tam-tamów rozumieją w każdej wsi jedynie nieliczni „telegrafiści”. Oni to nadają i odbierają wiadomości, które rozpowszechniają wśród członków swego plemienia. Biali ludzie nie znają używanego przez nich szyfru i nie przeniknęli tajemniczej roli, jaką odgrywają bębny w życiu Murzynów. Pan Hunter jest zdania, że tam-tamy przekazują teraz jakieś wiadomości o nas – wyjaśnił Wilmowski. – Nie traćcie więc czasu i chodźcie na kolację.

Uczta obozowa przeciągała się. Kawirondo jakby zapomnieli o całodziennym, nużącym marszu; wydobywali z kotła palcami coraz to nowe kawały smacznego gotowanego mięsiwa. Pochylając się ku sobie, rozmawiali z ożywieniem.

– Ciekaw jestem, jaką wiadomość przekazały tam-tamy naszym tragarzom – zagadnął Hunter, bacznie obserwując zachowanie Murzynów.

– Więc przypuszcza pan, że oni zrozumieli mowę bębnów? – zapytał Wilmowski.

– Nie mam najmniejszej wątpliwości, że wśród nich znajduje się ktoś wtajemniczony w arkana tutejszego telegrafu – potwierdził tropiciel. – Czy nie zauważyliście, że od chwili gdy ozwały się bębny, tragarze zbierają się na uboczu i dyskutują w gromadkach?

– Będziemy czuwać na zmianę w nocy – wtrącił Smuga – coś mi się wydaje, że nadchodzą kłopoty, których tak się pan Hunter obawiał. Radzę więc teraz udać się na spoczynek, aby dobrze wypocząć przed jutrzejszym marszem.

– Ha, żeby to można było wiedzieć, co mówiły tam-tamy – westchnął Tomek.

Smuga obrzucił chłopca zamyślonym wzrokiem.

– Mam pewną myśl, Tomku – rzekł. – Zabierz na noc Samba do swego namiotu.

Zaniepokojony Wilmowski spojrzał na Smugę palącego krótką fajeczkę. Rada wytrawnego podróżnika udzielona po odezwaniu się chłopca skojarzyła się w głowie Wilmowskiego z myślą, że ten niezwykły przyjaciel mógł rozumieć mowę tam-tamów. Przebywał przecież długo w Afryce i poznał wiele jej tajemnic. Smuga jednak nie zdradzał ochoty do dalszej rozmowy. Poprosił Huntera o ustalenie kolejności dyżurów i wkrótce udał się na spoczynek. Z wyjątkiem Wilmowskiego, który pierwszy miał pełnić straż, reszta łowców poszła w jego ślady.

Tomek nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, słuchając dudnienia bębnów. Tuż przy jego łóżku polowym rozłożył się na kocu dumny z wyróżnienia Sambo. Regularny, głęboki oddech młodego Murzyna stanowił najlepszy dowód, że nie rozumiał mowy tam-tamów.

O wschodzie słońca Hunter zarządził pobudkę. Gdy Tomek wyszedł z namiotu, Sambo kręcił się już przy dymiących kotłach. Masajowie zwijali obóz. Milczenie Kawirondo spożywających bez pośpiechu śniadanie od razu zwróciło uwagę Tomka.

Smuga przywołał Mescherje i polecił przynaglić tragarzy. Niewiele wszakże pomogła jego interwencja. Biali łowcy przygotowani byli już do wymarszu, podczas gdy Kawirondo jeszcze się posilali.

Hunter podszedł do łowców i szepnął:

– Oni chyba umyślnie opóźniają wyruszenie w drogę. Zwróćcie uwagę na ich ponure miny.

Smuga po raz drugi przywołał dowódcę Masajów.

– Mescherje, czy powiedziałeś im, że mają się pospieszyć?

– Mówią, że wczorajsze jedzenie im zaszkodziło – oświadczył Mescherje. – Nie chcą jeść prędko.

– Jeżeli jedzenie im szkodzi, to wylej je z kotłów na ziemię. Ruszamy w drogę – rozkazał Smuga.

– Co to ma znaczyć, Janie? – zaniepokoił się Wilmowski. – Czy nie lepiej dać jeszcze trochę czasu na posiłek?

– Bądź spokojny, nikt z Kawirondo nie zachorował po wczorajszej kolacji. Po prostu usiłują opóźnić marsz – odpowiedział Smuga.

Mescherje wydał swoim wojownikom odpowiednie polecenie. Zaledwie zdążyli wylać zawartość pierwszego kotła na ziemię, Kawirondo zaczęli krzyczeć i porwawszy dzidy, otoczyli Masajów. Smuga nie zawahał się ani chwili.

– Bosmanie, proszę pójść ze mną – rozkazał krótko. – Pan Hunter, ty, Andrzeju, i Tomek z Sambem zostańcie tu w pogotowiu.

Szybkim krokiem zbliżył się do wrzeszczących Kawirondo. Stanowczym głosem nakazał milczenie. Gdy się uspokoili, powiedział do Mescherje:

– Opróżniaj kotły!

Masajowie chwycili następny kocioł, chcąc wylać jego zawartość, lecz nagi, rosły Kawirondo przyskoczył do Smugi, wygrażając rękoma.

– Czego chcesz? – zimno spytał Smuga.

– Otruliście wczoraj Kawirondo! Dzisiaj jesteśmy chorzy, a wy nie dacie odpocząć i jeść! – odparł butnie tragarz.

Złowrogi szmer rozległ się wśród Murzynów. Kawirondo przysunął się bliżej do Smugi. Zanim zdążył dotknąć podróżnika, twarda jak żelazo pięść wylądowała na jego podbródku. Murzyn natychmiast stracił przytomność i osunął się na ziemię.

– Człowieka tego oddamy żołnierzom angielskim za szerzenie buntu – głośno powiedział Smuga. – Zwiąż go, Mescherje, i trzymaj pod strażą.

Masajowie wprawnie skrępowali ręce zemdlonego. Dwóch stanęło przy jeńcu z bronią gotową do użycia. Kawirondo, widząc porażkę swego przywódcy, byli niezdecydowani.

– Brać pakunki i ruszamy zaraz w drogę – rozkazał Smuga.

Kawirondo zaczęli szeptać między sobą.

Smuga wydobył z pochwy rewolwer. Zbliżył się do pierwszego z brzegu Murzyna.

– Bierz natychmiast pakunek! – polecił stanowczo.

Kawirondo zawahał się, lecz gdy Smuga dotknął jego piersi końcem chłodnej lufy, porwał z ziemi pakę i stanął gotowy do drogi. Pozostali Murzyni nie stawiali oporu. Tymczasem główny sprawca zamieszania przyszedł do siebie. Spoglądał na Smugę spode łba, lecz zachowywał się już zupełnie poprawnie.

Hunter, Tomek i jeden wojownik masajski ruszyli za niosącym flagę Sambem na czele karawany. Za nimi poszli gęsiego tragarze i zwierzęta juczne. Tak jak poprzedniego dnia, Smuga i bosman stanowili tylną straż. Tuż przed ich wierzchowcami dwaj Masajowie prowadzili przywódcę Kawirondo. Wilmowski i Mescherje szli po obydwu stronach łańcucha tragarzy.

Po pewnym czasie Wilmowski wstrzymał konia i zrównał się z tylną strażą. Przyłączył się do Smugi, który jakby zapomniawszy już o przykrym zajściu z Kawirondo, był w doskonałym humorze.

– Słuchaj, Janie, zaniepokoiłem się dzisiejszym wydarzeniem – zaczął Wilmowski. – Czy naprawdę masz zamiar wydać garnizonowi angielskiemu tego nierozsądnego Kawirondo? Wiesz, że nie lubię używać siły w stosunku do krajowców.

– Nie martw się niepotrzebnie, Andrzeju – uspokoił go Smuga. – Musiałem postąpić ostro, aby zapobiec dalszym kłopotom. Jestem pewny, że ten młody Murzyn wkrótce poprosi nas o darowanie kary i wtedy chętnie wybaczę mu nieposłuszeństwo.

– Zupełnie nie rozumiem tego nagłego oporu tragarzy – mówił zafrasowany Wilmowski. – Oby tylko nie wynikły z tego poważniejsze niesnaski.

Smuga przez dłuższą chwilę milczał zadumany. Potem spojrzał na przyjaciela i zaczął mówić:

– Kilka lat temu przebywałem przez jakiś czas w okolicy południowego wybrzeża Jeziora Wiktorii. Wówczas Watussi prowadzili wojnę z Niemcami, którzy chcieli usunąć ich siłą ze swej kolonii, Tanganiki[40]. W miarę mych skromnych możliwości szkoliłem Watussi w europejskiej taktyce wojennej…

[40] Tanganika – nazwa kontynentalnej części Tanzanii, dawnej kolonii niemieckiej, którą Niemcy utracili po przegranej I wojnie światowej. Od tej pory Tanganika stanowiła terytorium powiernicze ONZ aż do uzyskania niepodległości w 1964 r. Obecna Zjednoczona Republika Tanzanii obejmuje dawną Tanganikę oraz wyspy Zanzibar i Pemba.

– Nic o tym nie wiedziałem… – wtrącił Wilmowski.

– Ot, różnie w moim życiu bywało – rzekł Smuga. – Watussi nabrali do mnie zaufania. Zaprzyjaźniłem się z nimi. Poszczególne oddziałki murzyńskie musiały przekazywać sobie rozkazy oraz wiadomości dotyczące ruchów wroga. Byłem dowódcą jednego z nich. Dlatego też specjaliści od mowy tam-tamów zadali sobie wiele trudu, by choć trochę wtajemniczyć mnie w arkana afrykańskiego „telegrafu”[41].

[41] „Telegrafista” murzyński może przekazywać każdą wiadomość, nawet nadaną w niezrozumiałym dla niego narzeczu.

– Janie, czy to naprawdę możliwe? – zawołał Wilmowski zaskoczony nieoczekiwaną wiadomością. – Przecież nawet stare wygi afrykańskie twierdzą, że dźwięki nadawane przez tam-tamy posiadają częstotliwość nieuchwytną dla ucha Europejczyka!

– Nie dziwię się, że moje wynurzenia budzą niedowierzanie. Ale doświadczony w sprawach afrykańskich Europejczyk może odróżniać tony różnych bębenków i określić ich pochodzenie.

– Ba, lecz to nie znaczy, że potrafi odcyfrować tekst podawanej w ten sposób depeszy – zaoponował Wilmowski.

– Nie mylisz się – przyznał Smuga. – Mnie również nie zawsze udaje się rozszyfrować mowę tam-tamów, ale gdy bębny mówią znajomym mi narzeczem, co nieco odgadnę.

– Janie, jesteś chyba pierwszym Europejczykiem, który może się tym pochwalić! Zrozumiałeś, co bębny mówiły wczoraj? Smuga skinął głową.

– Cóż to była za wiadomość?

– Czarne Oko każe za wszelką cenę opóźnić marsz karawany białych łowców dzikich zwierząt – odparł Smuga.

– To wprost nie do wiary! – zawołał Wilmowski.

– Rozumiesz teraz, dlaczego musiałem złamać opór Kawirondo. Pragnę pokrzyżować nieznane nam plany Castanedo.

– Więc nasz rozrachunek z handlarzem niewolników jeszcze się nie skończył – zafrasował się Wilmowski.

– Przypuszczam, że knuje jakąś zemstę – przyznał Smuga. – Nie warto się tym zbytnio przejmować, aczkolwiek ostrożność jest jak najbardziej wskazana. Mam nadzieję, że jego wpływy nie przekraczają granicy Ugandy. Dlatego też im szybciej idziemy naprzód, tym lepiej dla nas.

– Oczywiście, masz słuszność, Janie! Chyba powinniśmy poinformować naszych towarzyszy o wiadomości przekazanej przez tam-tamy?

– Och, nie! To byłby błąd taktyczny. Nie mów nikomu, że zrozumiałem sygnały tam-tamów.


Opór Murzynów

Hunter szybko formował karawanę do wymarszu. Jej czoło mieli tworzyć, oprócz przewodnika, Wilmowski, Tomek i dwóch Masajów. Za nimi stanęli gęsiego Kawirondo z przydzielonym im do niesienia bagażem, a dalej objuczone osły. Tylną straż stanowili Smuga, bosman Nowicki i trzej Masajowie.

Niemal w ostatniej chwili przed daniem hasła wymarszu przez Huntera Tomek zwrócił się do ojca: Почти в последний момент перед тем, как Хантер отдал приказ, Том повернулся к отцу:

– Tatusiu, tak bym chciał mieć przy sobie Samba.

Wilmowski spojrzał pytająco na tropiciela.

– Tomek naprawdę miewa dobre pomysły – odparł Hunter. – Radzę przydzielić Samba do jego dyspozycji. W ten sposób utrzymamy uwolnionego niewolnika z dala od Kawirondo, którzy patrzą na niego wilkiem.

– Ma pan słuszność. Tomku, zaopiekuj się nim – rzekł Wilmowski.

– Dziękuję, tatusiu. Obmyśliłem już dla niego wspaniałą funkcję. Я уже придумал для него отличную функцию. Poczekajcie na mnie chwilę, muszę jeszcze coś przygotować przed wyruszeniem w drogę.

Tomek pobiegł między drzewa; powrócił niebawem, trzymając w ręku długi, prosty kij. Teraz z podręcznej torby wydobył biało-czerwoną flagę, którą przymocował do drzewca. Теперь он извлек из своей удобной сумки красно-белый флаг, который прикрепил к лонжерону.

– Sambo, będziesz niósł polską flagę na czele karawany – poinformował Murzyna.

Sambo, dumny jak paw z wyróżnienia, wziął chorągiew z rąk Tomka. Самбо, гордый, как павлин, от такого признания, взял флаг из рук Тома. Kilkakrotnie powiał nią wysoko ponad głową. Polska flaga załopotała w samym sercu Afryki.

– Skąd ci przyszedł do głowy ten pomysł? – zdumiał się Wilmowski, spoglądając ze wzruszeniem na syna.

– Przeczytałem w pamiętniku Stanleya, że kazał zawsze nieść chorągiew Stanów Zjednoczonych na czele swej karawany. Uważałem za słuszne uczynić podobnie. Toteż jeszcze w Londynie przygotowałem polski sztandar, aby wszyscy tutaj wiedzieli, kim jesteśmy – wyjaśnił chłopiec. – Chyba nie masz nic przeciwko temu, tatusiu?

– Muszę nawet przyznać, że twój pomysł bardzo mi się podoba. Dumny jestem, Tomku, że pamiętasz o ojczyźnie – odparł ojciec, śledząc wzrokiem łopoczący sztandar. Я горжусь тем, Том, что ты помнишь свою родину, - ответил отец, провожая взглядом развевающееся знамя.

– A to mi setna niespodzianka! - И это мой сотый сюрприз! – zawołał bosman Nowicki. – Niech cię kule biją, brachu! - Пусть пули бьют тебя, брат! Aż mnie w dołku ścisnęło, gdy po tylu latach tułaczki ujrzałem polską flagę. Я заплакал, когда после стольких лет скитаний увидел польский флаг.

Przyjaźnie klepnął chłopca w ramię i, gwiżdżąc Mazurka Dąbrowskiego, ochoczo powrócił na wyznaczone mu stanowisko.

– Słuchaj, Tomku! Jeżeli mamy naśladować Stanleya, to w chwili wymarszu wystrzelmy na wiwat – zaproponował Smuga. Если мы хотим подражать Стэнли, то давайте подбодрим его, когда будем выходить, - предложил Смуга.

– Wspaniała myśl – ucieszył się chłopiec, chwytając sztucer zawieszony na łęku siodła. - Отличная мысль, - обрадовался мальчик, хватая винтовку, подвешенную к луке седла.

Hunter jeszcze raz sprawdził szyk ludzi gotowych do wymarszu. Na jego rozkaz rozległa się palba z dziesięciu strzelb. Murzyni krzyknęli donośnie, potrząsnęli dzidami.

Karawana ruszyła brodem przez rzekę Nzoia. Woda rozbryzgiwała się pod stopami biegnących Murzynów, którzy wrzeszczeli jak opętani, aby spłoszyć przebywające w pobliżu krokodyle. Wkrótce ekspedycja znalazła się na przeciwległym brzegu.

Tomek jechał stępa na koniu obok ojca i Huntera. Том ехал на своей лошади под уздцы рядом с отцом и Хантером. Z zadowoleniem spoglądał na Samba niestrudzenie powiewającego flagą. Za nim ciągnął się długi łańcuch tragarzy, którego koniec stanowiła tylna straż karawany. Naraz Tomek zaczął pilnie nasłuchiwać, gdyż w tej chwili Sambo zanucił pieśń, którą sam ułożył:

„Mały biały buana jest odważny jak wielki lew! On nie boi się złych soko! On nie boi się nawet pana Castanedo, który bił biednego Samba. Mały biały buana to wielki wojownik. On nie pozwoli nikomu bić Samba. On kazał nieść piękną flagę. Teraz Sambo też jest wielkim człowiekiem i ma dużo jeść, a handlarza niewolników zbił wielki biały buana. Sambo kocha swego pana i jego dobrego psa, który jak lampart rzucił się do gardła złego pana Castanedo…”.

Tragarze znajdujący się w pobliżu Samba natychmiast przekazali dalej mimo woli usłyszaną wiadomość. Wśród Kawirondo zapanowało duże ożywienie.

– Do licha! - Черт! – zaklął Hunter. – Sambo wypaplał już o pobiciu Castanedo. Że też Murzyni nie potrafią trzymać języka za zębami!

– Ha! Nic na to nie poradzimy – zauważył Wilmowski. – Znajdujemy się przecież na najbardziej plotkarskim kontynencie świata. - В конце концов, мы находимся на самом сплетничающем континенте.

– Trzeba zaraz ostrzec pana Smugę, że Kawirondo dowiedzieli się o wszystkim. Musimy zachować czujność, jeżeli nie chcemy się narazić na przykre niespodzianki – zachmurzył się Hunter.

– Tomku, poproś do nas pana Smugę – polecił Wilmowski.

Chłopiec osadził konia na miejscu, gwizdnął na Dinga. Murzyni opanowali swe podniecenie. Rozpoczęli monotonną pieśń, lecz gdy mijali chłopca, przyspieszali kroku. Po chwili Tomek uderzył konia cuglami i podjechał do tylnej straży. Через некоторое время Том пришпорил коня и поскакал к арьергарду.

– Zatęskniłeś za nami, brachu, co? – roześmiał się bosman. – Niech wieloryb połknie tę Afrykę! Przypomina mi ona warszawską łaźnię na Krakowskim Przedmieściu.

– Może po tej parówce nabierze pan ochoty do wspinaczki na lodowiec Kilimandżaro – zażartował Tomek. - Может быть, после этой сосиски у тебя появится желание взобраться на ледник Килиманджаро", - пошутил Том.

– A dajże mi spokój, utrapieńcze, z tymi górami! - И не мешай мне, зануда, с этими горами! Nie mam zamiaru wytrząsać mego bosmańskiego brzucha, skacząc po lodowcach. Wolę już słuchać murzyńskich kołysanek, chociaż jeżeli wkrótce nie przestaną śpiewać, to usnę i zwalę się ze szkapy.

– Lepiej niech pan nie zasypia, bo pan Hunter mówi, że z tego śpiewania może przydarzyć się nam co złego – poinformował Tomek.

– Co masz na myśli? – zapytał Smuga.

– Sambo ułożył i zaśpiewał bardzo ładną piosenkę, ale nie było to zbyt roztropne, gdyż w ten sposób Kawirondo dowiedzieli się, że bosman poturbował handlarza niewolników – poinformował Tomek. - Самбо написал и спел очень красивую песню, но это было не очень благоразумно, так как именно таким образом Кавирондо узнал, что босоногий человек повалил работорговца, сообщил Том.

– Byłem na to przygotowany, znając zwyczaje Murzynów. - Я был готов к этому, зная привычки чернокожих людей. Oni lubują się w chwaleniu wszystkiego, co dla nich niezwykłe. Już z samej wdzięczności Sambo będzie śpiewał o twoich i bosmana czynach – powiedział Smuga.

– Co on tam wyśpiewywał? – zagadnął marynarz.

– Nie mogłem wszystkiego dobrze zrozumieć, ale bardzo chwalił pana, mnie i Dinga.

– Hm, bierz licho tych Kawirondziaków, niech sobie Sambo śpiewa – mruknął zadowolony bosman.

– Właśnie tatuś przysłał mnie po pana Smugę – oświadczył Tomek. – Pan Hunter jest bardzo zaniepokojony, obawia się teraz jakichś niespodzianek ze strony tragarzy.

– Bosmanie, miej na wszystko oczy i uszy otwarte. Jadę z Tomkiem do Andrzeja – zarządził Smuga, popędzając wierzchowca arkanem.

Przynaglone konie szybko dognały czoło karawany. Ускоренные лошади быстро догнали переднюю часть каравана.

– Tomek powiedział ci już zapewne, że Kawirondo dowiedzieli się o zajściu z Castanedo – zaczął Wilmowski, gdy Smuga znalazł się przy nim. – Pan Hunter przewiduje nieoczekiwane kłopoty.

– Obawa może się okazać całkowicie uzasadniona – przyznał Smuga. – Castanedo ma u Kawirondo wielki mir. Miejmy jednak nadzieję, że damy sobie z nimi radę.

– Chciałem, żebyś wiedział o tym, i dlatego prosiłem cię do nas – dodał Wilmowski.

– Byłem na to przygotowany, gdyż znam domyślność i ciekawość Murzynów. Spostrzegłem też zaraz ich podniecenie, gdy podawali sobie wiadomość zaczerpniętą z piosenki Samba – oświadczył Smuga. Я также сразу заметила их волнение, когда они передавали друг другу послание, взятое из песни самбы", - заявила Смуга. – Radzę przyspieszyć tempo marszu.

– Zaraz wydam Mescherje odpowiednie polecenie. To inteligentny człowiek, więc w lot pojmie, o co chodzi – powiedział Hunter. – Im szybciej oddalimy się od siedziby Castanedo, tym lepiej dla nas.

Wkrótce rozległy się gardłowe głosy Masajów, przynaglające tragarzy do szybszego kroku. Droga wiła się teraz między pagórkami. Rosnące na nich drzewa łagodziły trochę płynący z nieba potok słonecznego żaru. Co pewien czas tragarze przystawali, aby nabrać tchu, lecz w najgorętszych godzinach dnia Hunter nie pozwolił na dłuższy wypoczynek, obiecując Murzynom suty posiłek na wieczornym biwaku. Kawirondo milcząco przyjmowali wszystkie polecenia i, jak dotąd, marsz odbywał się bez jakichkolwiek przeszkód. Słońce mocno pochyliło się ku linii horyzontu.

– Uszliśmy dzisiaj ładnych kilka mil – zauważył Wilmowski. – Czy nie wydaje się panu dziwne, że nie spotykamy wiosek murzyńskich?

– Znajdujemy się pomiędzy terenami Kawirondo i Luo – odparł Hunter. - Мы находимся между районами Кавирондо и Луо, - ответил Хантер. – Wkrótce powinniśmy przekroczyć granice Ugandy. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to jutro będziemy mogli nająć nowych tragarzy.

– Nie mamy powodów do narzekania na Kawirondo, nie sprawili nam przecież dotąd najmniejszego kłopotu – zauważył Wilmowski, który nie podzielał obaw przewodnika.

– Wolę zawsze przewidywać najgorsze – odrzekł sceptycznie Hunter. – Czas już stanąć na nocleg, pojadę trochę szybciej naprzód, żeby się rozejrzeć za odpowiednim miejscem na obóz.

Wkrótce tropiciel zniknął wśród pagórków. Dzięki przynaglaniu Masajów, których ochrypłe głosy odzywały się co chwila, tragarze utrzymywali niezłe tempo marszu, lecz było widać, że gonią resztkami sił. Toteż Wilmowski odetchnął z ulgą, gdy z dala usłyszał strzał.

– Dlaczego pan Hunter strzela? – zaniepokoił się Tomek.

– Prawdopodobnie upolował coś dla nas na kolację – domyślił się Wilmowski. – Trzeba przyznać, że tragarze zasłużyli na obfity posiłek.

Murzyni widocznie podzielali zdanie Wilmowskiego, gdyż samorzutnie przyspieszyli kroku. Niebawem karawana dotarła do rozległej sawanny porosłej pożółkłą trawą. Zaraz też łowcy ujrzeli przywiązanego do drzewa wierzchowca Huntera, a jego samego nieco dalej. Kawirondo złożyli skrzynie na ziemi. Kilku z nich pobiegło ku Hunterowi, podczas gdy Masajowie przystąpili natychmiast do rozbijania obozu. Nim rozpięto namioty, Hunter pojawił się na czele Kawirondo niosących dużą zebrę. Murzyni zaraz zaczęli ściągać z niej skórę.

– Przecież nie będziemy jedli konia! – oburzył się Tomek.

– Dlaczego mielibyśmy nie jeść? – wtrącił Smuga. – Mięso młodych zebr jest zupełnie smaczne. O ile się nie mylę, jest to zebra Granta[39].

[39] Equus quagga boehmi – zwana jest też zebrą równikową. Ten najpospolitszy podgatunek z gatunku zebry stepowej zamieszkuje sawanny Afryki Wschodniej, zwłaszcza Kenię.

– Tak, to zebra Granta – przyznał Hunter. – Pasło się ich tutaj kilkanaście sztuk z gnu i ze strusiami. Miałem ochotę upolować antylopę, ale przewodnik stada, stary, potężny ogier, zwietrzył mnie zbyt szybko. Zaraz też zaczął rżeć i walić w ziemię kopytami. Zwierzęta miały się już na baczności, nie chcąc więc zmarnować dobrej okazji, strzeliłem do najbliższej sztuki.

Kilku Murzynów wzięło skórzane wory i udało się na poszukiwanie wody. Łowcy zrezygnowali z budowania bomy. Охотники отказались от идеи построить бум. Liczna karawana nie musiała się obawiać napaści dzikich zwierząt, rozpalono jedynie kilka ognisk, nad którymi zadymiły wkrótce kotły z gotującą się strawą.

– Tatusiu, co to za góra piętrzy się tam na północy? – zapytał Tomek, spoglądając w kierunku szczytu czerniejącego na tle jasnego nieba.

– To zapewne góra Elgon na pograniczu Kenii i Ugandy – odparł ojciec.

– Więc jesteśmy już tak blisko Ugandy? – ucieszył się Tomek. – Muszę zaraz spojrzeć na mapę.

Rozłożył na składanym stoliku dużą mapę Afryki. Szybko odszukał górę Elgon, leżącą na północny wschód od Jeziora Wiktorii. Odczytał wysokość – wynosiła cztery tysiące trzysta dwadziścia jeden metrów – po czym ustalił miejsce, w którym karawana rozbiła obóz na nocleg. Znajdowali się zaledwie kilka kilometrów od kropkowanej linii granicznej, biegnącej ukosem na południe od góry Elgon do Jeziora Wiktorii.

– Jutro powinniśmy wkroczyć do Ugandy – rzekł Tomek, chowając mapę.

Tymczasem ciemność wieczoru zapadła nad sawanną. Тем временем на саванну опустилась вечерняя тьма. Murzyni krzątali się przy posiłku. Чернокожие были заняты трапезой. Niektórzy spożywali już smakowite kąski ledwo poddymionej pieczeni, inni przypiekali bądź smażyli ogromne jej kawały. Mescherje wysysał szpik z golenia zebry, podczas gdy Sambo pieczołowicie doglądał gotującej się w kotle zupy. Mieszał ją bardzo zręcznie i z uwagą zbierał szumowiny. Он очень ловко помешивал и осторожно собирал отбросы. Kawirondo znosili paliwo, poprawiali płonące ogniska, których ruchoma jasność migotała na ich nagich brązowych ciałach oraz czerwieniących się teraz namiotach i gubiąc się w głębi pobliskich drzew, rzucała pomiędzy gałęziami fantastyczne cienie.

Tomek gryzł suchary i przyglądał się malowniczej obozowej scenie, gdy nagle usłyszał głuche, odległe dudnienie bębna.

– Tam-tamy grają, bosmanie – odezwał się do siedzącego obok towarzysza.

– Czort z nimi – mruknął bosman. "To hell with them," muttered the boatswain. – Moje kiszki od dawna grają z głodu i nikt się temu nie dziwi. Pewno w jakiejś pobliskiej wiosce odbywają się tańce.

– Myli się pan. To nie jest głos bębna grającego do tańca – odparł Tomek. – Słyszałem, jak tatuś mówił, że Afryka jest najbardziej plotkarskim krajem na świecie. Interesujące wiadomości rozchodzą się tutaj wśród Murzynów szybciej niż w Europie wyposażonej w telegraf i telefony. A wie pan, jakim sposobem się to dzieje? Tam-tamy są telegrafem dżungli. Czy ten sposób dudnienia nie przypomina alfabetu Morse'a? – Wiesz co, brachu? Może i masz rację. Mówiono mi kiedyś, że Murzyni podają sobie różne wiadomości za pomocą bębnów – przyznał bosman, wsłuchując się w głuche dudnienie.

Przerwali rozmowę. Początkowo głos bębna rozbrzmiewał gdzieś na wschodzie, lecz niebawem dołączyły się do niego tam-tamy na północy i zachodzie.

– Chodźcie na kolację! – zawołał Wilmowski, zbliżając się do zasłuchanych dwóch przyjaciół.

– Tatusiu, czy nie wiesz, co za wieść niosą w tej chwili tam-tamy? – zagadnął chłopiec

– Mowę tam-tamów rozumieją w każdej wsi jedynie nieliczni „telegrafiści”. Oni to nadają i odbierają wiadomości, które rozpowszechniają wśród członków swego plemienia. Biali ludzie nie znają używanego przez nich szyfru i nie przeniknęli tajemniczej roli, jaką odgrywają bębny w życiu Murzynów. Pan Hunter jest zdania, że tam-tamy przekazują teraz jakieś wiadomości o nas – wyjaśnił Wilmowski. – Nie traćcie więc czasu i chodźcie na kolację.

Uczta obozowa przeciągała się. Kawirondo jakby zapomnieli o całodziennym, nużącym marszu; wydobywali z kotła palcami coraz to nowe kawały smacznego gotowanego mięsiwa. Pochylając się ku sobie, rozmawiali z ożywieniem.

– Ciekaw jestem, jaką wiadomość przekazały tam-tamy naszym tragarzom – zagadnął Hunter, bacznie obserwując zachowanie Murzynów.

– Więc przypuszcza pan, że oni zrozumieli mowę bębnów? – zapytał Wilmowski.

– Nie mam najmniejszej wątpliwości, że wśród nich znajduje się ktoś wtajemniczony w arkana tutejszego telegrafu – potwierdził tropiciel. – Czy nie zauważyliście, że od chwili gdy ozwały się bębny, tragarze zbierają się na uboczu i dyskutują w gromadkach? - Разве вы не заметили, что с тех пор, как зазвучали барабаны, носильщики стали собираться в сторонке и обсуждать друг друга?

– Będziemy czuwać na zmianę w nocy – wtrącił Smuga – coś mi się wydaje, że nadchodzą kłopoty, których tak się pan Hunter obawiał. Radzę więc teraz udać się na spoczynek, aby dobrze wypocząć przed jutrzejszym marszem.

– Ha, żeby to można było wiedzieć, co mówiły tam-tamy – westchnął Tomek.

Smuga obrzucił chłopca zamyślonym wzrokiem.

– Mam pewną myśl, Tomku – rzekł. – Zabierz na noc Samba do swego namiotu.

Zaniepokojony Wilmowski spojrzał na Smugę palącego krótką fajeczkę. Rada wytrawnego podróżnika udzielona po odezwaniu się chłopca skojarzyła się w głowie Wilmowskiego z myślą, że ten niezwykły przyjaciel mógł rozumieć mowę tam-tamów. Przebywał przecież długo w Afryce i poznał wiele jej tajemnic. Smuga jednak nie zdradzał ochoty do dalszej rozmowy. Poprosił Huntera o ustalenie kolejności dyżurów i wkrótce udał się na spoczynek. Z wyjątkiem Wilmowskiego, który pierwszy miał pełnić straż, reszta łowców poszła w jego ślady.

Tomek nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, słuchając dudnienia bębnów. Tuż przy jego łóżku polowym rozłożył się na kocu dumny z wyróżnienia Sambo. Regularny, głęboki oddech młodego Murzyna stanowił najlepszy dowód, że nie rozumiał mowy tam-tamów.

O wschodzie słońca Hunter zarządził pobudkę. Gdy Tomek wyszedł z namiotu, Sambo kręcił się już przy dymiących kotłach. Masajowie zwijali obóz. Milczenie Kawirondo spożywających bez pośpiechu śniadanie od razu zwróciło uwagę Tomka.

Smuga przywołał Mescherje i polecił przynaglić tragarzy. Niewiele wszakże pomogła jego interwencja. Biali łowcy przygotowani byli już do wymarszu, podczas gdy Kawirondo jeszcze się posilali.

Hunter podszedł do łowców i szepnął:

– Oni chyba umyślnie opóźniają wyruszenie w drogę. Zwróćcie uwagę na ich ponure miny.

Smuga po raz drugi przywołał dowódcę Masajów.

– Mescherje, czy powiedziałeś im, że mają się pospieszyć?

– Mówią, że wczorajsze jedzenie im zaszkodziło – oświadczył Mescherje. – Nie chcą jeść prędko.

– Jeżeli jedzenie im szkodzi, to wylej je z kotłów na ziemię. Ruszamy w drogę – rozkazał Smuga.

– Co to ma znaczyć, Janie? – zaniepokoił się Wilmowski. – Czy nie lepiej dać jeszcze trochę czasu na posiłek?

– Bądź spokojny, nikt z Kawirondo nie zachorował po wczorajszej kolacji. Po prostu usiłują opóźnić marsz – odpowiedział Smuga. Они просто пытаются задержать марш, - ответил Смуга.

Mescherje wydał swoim wojownikom odpowiednie polecenie. Zaledwie zdążyli wylać zawartość pierwszego kotła na ziemię, Kawirondo zaczęli krzyczeć i porwawszy dzidy, otoczyli Masajów. Smuga nie zawahał się ani chwili.

– Bosmanie, proszę pójść ze mną – rozkazał krótko. – Pan Hunter, ty, Andrzeju, i Tomek z Sambem zostańcie tu w pogotowiu.

Szybkim krokiem zbliżył się do wrzeszczących Kawirondo. Stanowczym głosem nakazał milczenie. Gdy się uspokoili, powiedział do Mescherje:

– Opróżniaj kotły!

Masajowie chwycili następny kocioł, chcąc wylać jego zawartość, lecz nagi, rosły Kawirondo przyskoczył do Smugi, wygrażając rękoma. Масаи схватил другой котел, намереваясь вылить его содержимое, но голый, покрытый росой Кавирондо бросился на Смугу, угрожая руками.

– Czego chcesz? – zimno spytał Smuga.

– Otruliście wczoraj Kawirondo! - Ты вчера отравил Кавирондо! Dzisiaj jesteśmy chorzy, a wy nie dacie odpocząć i jeść! Сегодня мы больны, а вы не даете нам отдохнуть и поесть! – odparł butnie tragarz. - бурно ответил носильщик.

Złowrogi szmer rozległ się wśród Murzynów. Kawirondo przysunął się bliżej do Smugi. Zanim zdążył dotknąć podróżnika, twarda jak żelazo pięść wylądowała na jego podbródku. Murzyn natychmiast stracił przytomność i osunął się na ziemię.

– Człowieka tego oddamy żołnierzom angielskim za szerzenie buntu – głośno powiedział Smuga. – Zwiąż go, Mescherje, i trzymaj pod strażą.

Masajowie wprawnie skrępowali ręce zemdlonego. Масаи умело сдерживали руки потерявшего сознание человека. Dwóch stanęło przy jeńcu z bronią gotową do użycia. Kawirondo, widząc porażkę swego przywódcy, byli niezdecydowani.

– Brać pakunki i ruszamy zaraz w drogę – rozkazał Smuga.

Kawirondo zaczęli szeptać między sobą.

Smuga wydobył z pochwy rewolwer. Zbliżył się do pierwszego z brzegu Murzyna.

– Bierz natychmiast pakunek! - Возьмите упаковку немедленно! – polecił stanowczo.

Kawirondo zawahał się, lecz gdy Smuga dotknął jego piersi końcem chłodnej lufy, porwał z ziemi pakę i stanął gotowy do drogi. Pozostali Murzyni nie stawiali oporu. Tymczasem główny sprawca zamieszania przyszedł do siebie. Spoglądał na Smugę spode łba, lecz zachowywał się już zupełnie poprawnie.

Hunter, Tomek i jeden wojownik masajski ruszyli za niosącym flagę Sambem na czele karawany. Za nimi poszli gęsiego tragarze i zwierzęta juczne. Tak jak poprzedniego dnia, Smuga i bosman stanowili tylną straż. Tuż przed ich wierzchowcami dwaj Masajowie prowadzili przywódcę Kawirondo. Wilmowski i Mescherje szli po obydwu stronach łańcucha tragarzy.

Po pewnym czasie Wilmowski wstrzymał konia i zrównał się z tylną strażą. Przyłączył się do Smugi, który jakby zapomniawszy już o przykrym zajściu z Kawirondo, był w doskonałym humorze.

– Słuchaj, Janie, zaniepokoiłem się dzisiejszym wydarzeniem – zaczął Wilmowski. – Czy naprawdę masz zamiar wydać garnizonowi angielskiemu tego nierozsądnego Kawirondo? Wiesz, że nie lubię używać siły w stosunku do krajowców.

– Nie martw się niepotrzebnie, Andrzeju – uspokoił go Smuga. – Musiałem postąpić ostro, aby zapobiec dalszym kłopotom. Jestem pewny, że ten młody Murzyn wkrótce poprosi nas o darowanie kary i wtedy chętnie wybaczę mu nieposłuszeństwo.

– Zupełnie nie rozumiem tego nagłego oporu tragarzy – mówił zafrasowany Wilmowski. – Oby tylko nie wynikły z tego poważniejsze niesnaski.

Smuga przez dłuższą chwilę milczał zadumany. Potem spojrzał na przyjaciela i zaczął mówić:

– Kilka lat temu przebywałem przez jakiś czas w okolicy południowego wybrzeża Jeziora Wiktorii. Wówczas Watussi prowadzili wojnę z Niemcami, którzy chcieli usunąć ich siłą ze swej kolonii, Tanganiki[40]. W miarę mych skromnych możliwości szkoliłem Watussi w europejskiej taktyce wojennej…

[40] Tanganika – nazwa kontynentalnej części Tanzanii, dawnej kolonii niemieckiej, którą Niemcy utracili po przegranej I wojnie światowej. Od tej pory Tanganika stanowiła terytorium powiernicze ONZ aż do uzyskania niepodległości w 1964 r. Obecna Zjednoczona Republika Tanzanii obejmuje dawną Tanganikę oraz wyspy Zanzibar i Pemba.

– Nic o tym nie wiedziałem… – wtrącił Wilmowski.

– Ot, różnie w moim życiu bywało – rzekł Smuga. – Watussi nabrali do mnie zaufania. Zaprzyjaźniłem się z nimi. Poszczególne oddziałki murzyńskie musiały przekazywać sobie rozkazy oraz wiadomości dotyczące ruchów wroga. Byłem dowódcą jednego z nich. Я был командиром одного из них. Dlatego też specjaliści od mowy tam-tamów zadali sobie wiele trudu, by choć trochę wtajemniczyć mnie w arkana afrykańskiego „telegrafu”[41].

[41] „Telegrafista” murzyński może przekazywać każdą wiadomość, nawet nadaną w niezrozumiałym dla niego narzeczu.

– Janie, czy to naprawdę możliwe? – zawołał Wilmowski zaskoczony nieoczekiwaną wiadomością. – Przecież nawet stare wygi afrykańskie twierdzą, że dźwięki nadawane przez tam-tamy posiadają częstotliwość nieuchwytną dla ucha Europejczyka! - В конце концов, даже старые африканские ревуны утверждают, что звуки, передаваемые там-тамами, имеют частоту, неуловимую для европейского уха!

– Nie dziwię się, że moje wynurzenia budzą niedowierzanie. - Меня не удивляет, что мои выводы вызывают недоверие. Ale doświadczony w sprawach afrykańskich Europejczyk może odróżniać tony różnych bębenków i określić ich pochodzenie.

– Ba, lecz to nie znaczy, że potrafi odcyfrować tekst podawanej w ten sposób depeszy – zaoponował Wilmowski.

– Nie mylisz się – przyznał Smuga. – Mnie również nie zawsze udaje się rozszyfrować mowę tam-tamów, ale gdy bębny mówią znajomym mi narzeczem, co nieco odgadnę.

– Janie, jesteś chyba pierwszym Europejczykiem, który może się tym pochwalić! Zrozumiałeś, co bębny mówiły wczoraj? Smuga skinął głową.

– Cóż to była za wiadomość?

– Czarne Oko każe za wszelką cenę opóźnić marsz karawany białych łowców dzikich zwierząt – odparł Smuga.

– To wprost nie do wiary! – zawołał Wilmowski.

– Rozumiesz teraz, dlaczego musiałem złamać opór Kawirondo. Pragnę pokrzyżować nieznane nam plany Castanedo.

– Więc nasz rozrachunek z handlarzem niewolników jeszcze się nie skończył – zafrasował się Wilmowski. - Значит, наша расплата с работорговцем еще не закончена, - проворчал Вильмовский.

– Przypuszczam, że knuje jakąś zemstę – przyznał Smuga. – Nie warto się tym zbytnio przejmować, aczkolwiek ostrożność jest jak najbardziej wskazana. Mam nadzieję, że jego wpływy nie przekraczają granicy Ugandy. Dlatego też im szybciej idziemy naprzód, tym lepiej dla nas.

– Oczywiście, masz słuszność, Janie! Chyba powinniśmy poinformować naszych towarzyszy o wiadomości przekazanej przez tam-tamy?

– Och, nie! To byłby błąd taktyczny. Nie mów nikomu, że zrozumiałem sygnały tam-tamów. Don't tell anyone I understood the tom-tom signals.