×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Tomek na Czarnym Lądzie - Alfred Szklarski, Na tropie okapi

Na tropie okapi

Panie bosmanie, wioska Pigmejów jest już zupełnie niedaleko, skoro tak wyraźnie słychać tam-tamy – zagadnął Tomek, ocierając chustką zroszone potem czoło.

– Kto ich tam wie? Widocznie dla Bambutte wszystko jest blisko – burknął bosman, sapiąc jak miech kowalski. – Od samego rana karzełki zapewniają, że zaraz będziemy na miejscu. Tymczasem już południe, a my bez przerwy drałujemy po lesie. Taki murzyński mikrus toczy swoje brzuszysko prawie po ziemi, to i nie zmęczy się zbytnio. Co innego jednak, gdy człowiek o przepisowym wzroście musi udawać gazelę!

– Niech się pan nie denerwuje. Jestem przekonany, że już wkrótce ujrzymy wioskę – uspokajał Tomek swego druha. – Ciekawe, co też oznacza to bicie w bębny?

– Co ma oznaczać? Mikrusy zwołują się na wyżerkę, ot i wszystko! Dla nich zabity słoń to jak ziarno dla ślepej kury!

Niebawem rozjaśnił się leśny półmrok. Przednia straż Pigmejów krzyknęła donośnie. Ścieżyna kończyła się na sporej polanie, na której wśród kęp drzew widać było kilkanaście nędznych szałasów. Gromada mieszkańców wioszczyny wybiegła na spotkanie gości, lecz zaraz przystanęła niezdecydowanie, gdy za Bambutte wyłoniła się z gąszczu karawana. Biali łowcy również zatrzymali się w połowie drogi. Tymczasem obydwie grupy Pigmejów udzielały sobie wyjaśnień. Pośrednictwo przypadkowych przewodników musiało wypaść jak najlepiej, ponieważ wojownicy pigmejscy gromadnie zbliżyli się do łowców. Pokazywali sobie białych ludzi, wydając okrzyki zdumienia. W pierwszej chwili kobiety chwyciły dzieci na ręce i biegły skryć się w gąszczu, lecz gdy naczelnik wioski poprowadził karawanę na środek polany i zezwolił na rozłożenie obozu, zjawiły się z powrotem.

Tragarze ułożyli pakunki, zdjęli juki z osłów, a następnie zaczęli rozkładać obóz. Łowcy rozpięli dla siebie mały namiot, natomiast Murzyni wybudowali szałasy, po czym ogrodzili całe obozowisko. Była to konieczna ostrożność, ponieważ Pigmeje niemal nie przywiązywali znaczenia do prawa własności i bez złej intencji mogli narobić wiele szkody. Aby odwrócić uwagę Bambutte od obozu, Smuga rozdał im podarki. Łowcy przeżyli wiele wesołych chwil, obserwując dorosłych Pigmejów, którzy z największą powagą czynili przekomiczne grymasy, przeglądając się w ofiarowanych im małych lusterkach. Wśród upominków znalazły się też: szklane korale, scyzoryki, tytoń i największy przysmak – sól. Naczelnik wioski otrzymał dodatkowo pudełko zapałek, co wprawiło go w szczególny zachwyt. Ciekawie oglądał niezwykły upominek, nie odkładając długiej fajki, która podobna była do kawałka grubej gałęzi. Smuga podsunął mu zapaloną zapałkę; tymczasem Pigmej porwał z ogniska węgielek, wcisnął go do fajki, po czym pospiesznie wziął zapałkę z rąk podróżnika i trzymał, dopóki sama nie zgasła, parząc mu palce. W ten sam sposób wypalił jedną po drugiej kilka zapałek, a następnie zadowolony niezmiernie schował do ust pudełko wraz z zawartością. Tomek obawiał się, że karzeł chce je połknąć, ale Smuga wyjaśnił mu, że prymitywni ludzie, niezmuszeni warunkami do noszenia ubrań, w ten sposób zwykli przechowywać różne przedmioty.

Pigmeje, zachwyceni niezwykłymi podarunkami, stali się nadzwyczaj przyjaźni. Nie czynili łowcom przeszkód w rozglądaniu się po osadzie. Tomek nie mógł się nadziwić ich bardzo skromnemu życiu. Chatynki, uplecione z gałęzi i dużych liści, nie sięgały nawet wysokości dorosłego człowieka. Niemal zupełnie nie widziało się tu naczyń. Pokarm Pigmejów stanowiły: dzikie brzoskwinie, jagody, banany, korzenie roślin, wiele gatunków jadalnych liści, grzyby, miód, słowem to, co można znaleźć w dżungli. Mięso było szczególnie upragnionym dla nich pokarmem.

Pigmejscy myśliwi, uzbrojeni w łuki i zatrute strzały, zapuszczali się daleko w lasy, by polować na małpy, ptaki lub węże. Czasem odważniejsi łowcy zabijali wielkiego słonia. Wtedy uszczęśliwione plemię wyprawiało wspaniałą ucztę, na którą zazwyczaj zapraszano sąsiadów. Na taką właśnie uroczystą chwilę trafili nasi podróżnicy.

Zaledwie Pigmeje zaspokoili pierwszą ciekawość spowodowaną przybyciem dziwnych, białych ludzi, natychmiast przypomnieli sobie o czekającym ich zadaniu. Bohaterami dnia byli dwaj nieustraszeni łowcy słoni. Ostatnie ich polowanie miało nadzwyczaj pomyślny przebieg, na dowód czego przynieśli do wioski jako trofeum myśliwskie odciętą trąbę słonia. Ten zaszczytny i nadzwyczaj smaczny kąsek natychmiast spożyli w gronie wodza oraz najodważniejszych wojowników. Teraz zaś, po przybyciu zaprzyjaźnionych sąsiadów, Pigmeje wraz ze swym skromnym dobytkiem mieli przenieść się tam, gdzie leżała olbrzymia „góra” świeżego mięsa.

Biali łowcy ruszyli razem z Pigmejami. Przebywając z nimi dłużej, najłatwiej mogli sobie zaskarbić ich zaufanie. Przeprawa przez dżunglę ułatwiała nawiązanie przyjaźni. Toteż Smuga skwapliwie korzystał z okazji, by dowiedzieć się czegoś o zwyczajach leśnych karłów. Wiedział już przedtem, że Pigmeje otaczają największą tajemnicą polowanie na słonie, które przy prymitywnym uzbrojeniu było udokumentowaniem zręczności i odwagi. Najdrobniejsza nieostrożność myśliwego lub nieprzewidziany przez niego odruch potężnego zwierzęcia oznaczały śmierć. Aby poznać pigmejski sposób polowania na słonie, Smuga ofiarował dary naczelnikowi plemienia i obu odważnym myśliwym. Dzięki temu Mtoto uchylił rąbka tajemnicy.

Myśliwi udający się na polowanie na słonie żegnani są przez całe plemię uroczystościami z tańcami i ze śpiewem. Podczas polowania żywią się jedynie tym, co znajdą w lesie.

Pierwszą czynnością jest wytropienie w gąszczu samotnego zwierzęcia, ponieważ najmniejsi ludzie świata, uzbrojeni jedynie w krótkie, ostre dzidy, nie mogą się pokusić o zaatakowanie całego stada. Z kolei tak długo podążają śladem słonia, aż ułoży się on na ziemi do snu. Wtedy pozostaje im do wykonania najtrudniejsza i najbardziej niebezpieczna część zadania. Jeden z myśliwych musi się niepostrzeżenie podkraść do śpiącego olbrzyma, by ostrym jak brzytwa końcem dzidy przeciąć mu żyłę na tylnej nodze pod kolanem. Okaleczone zwierzę, nie mogąc skutecznie atakować swoich prześladowców, usiłuje zazwyczaj przed nimi uciec. Jeżeli słoń mimo rany atakuje, to drugi myśliwy ściąga na siebie jego uwagę. Kiedy w końcu zwierzę wyczerpane ucieczką i upływem krwi słabnie, odważny łowca podcina mu żyłę na drugiej nodze. Słoń pada obezwładniony. Myśliwi odrzynają mu trąbę, co ostatecznie przyspiesza upływ krwi i powoduje śmierć.

Na polowanie drugim sposobem Pigmeje uzbrajają się w dzidy o długich drzewcach zakończonych ostrzem w rodzaju harpuna. Myśliwi wbijają dzidę w brzuch śpiącego słonia. Pod wpływem bólu zwierzę zrywa się do ucieczki. Wtedy dzida, tkwiąca harpunowatym ostrzem we wnętrznościach, uderza o ziemię, drzewa i krzewy i wbija się coraz głębiej. Polowanie takie trwa dłużej, gdyż słoń ucieka, dopóki ból i upływ krwi nie obezwładnią go całkowicie.

Tyle opowiedział Mtoto. Smuga wyjaśnił swym przyjaciołom, iż słyszał o jeszcze innym sposobie łowów, a mianowicie o strzelaniu do słoni z łuków zatrutymi strzałami. Po trafieniu słonia strzałą Pigmeje podążają jego śladem i czekają, aż padnie martwy wskutek niezawodnego działania trucizny.

– To mi bardziej pasuje do tych mikrusów – rzekł bosman Nowicki, który nie mógł jakoś uwierzyć, by Pigmeje wyruszali na takie polowanie uzbrojeni jedynie w dzidy.

Wkrótce jednak łowcy ku swemu zdumieniu stwierdzili, że Mtoto powiedział prawdę. Zabity słoń miał przecięte żyły i ścięgna pod kolanami tylnych nóg. Pozbawiony był również trąby, którą myśliwi zabrali od razu jako trofeum.

Gromada karłów przystąpiła do ćwiartowania słonia. Przede wszystkim wykroili długie, białe kły, z których każdy ważył ponad dwadzieścia pięć kilogramów. Zgodnie ze zwyczajem miał je otrzymać naczelnik plemienia. Potem odrąbali nogi zwierzęcia i cięli cały tułów na spore kawały. Dopiero po dokonaniu tego przystąpili do budowania szałasów. Biali łowcy rozłożyli się obozem w pobliżu pigmejskiego koczowiska.

Następnego dnia przygotowano ucztę. Miała ona trwać tak długo, póki cały zapas mięsa nie zostanie zjedzony. Mali ludzie i jeszcze mniejsza dzieciarnia napełniali osadę wesołym gwarem. Niecodziennie przecież udawało im się najeść do syta. Z całego plemienia zaledwie dwaj myśliwi mieli odwagę polować na słonie, a nie każda ryzykowna wyprawa kończyła się pomyślnie.

Tomek zachęcony przez Smugę uważnie obserwował afrykańskich karłów. Teraz się dopiero przekonał, że wbrew powszechnemu mniemaniu Murzyni nie wiodą w dżungli beztroskiego życia. Większość żyła w najprymitywniejszych warunkach, a głód i niedostatek były ich codziennymi towarzyszami. Tomek zwrócił również uwagę na stosunek dorosłych do dzieci. Maleństwa były otaczane troskliwą opieką nie tylko własnych rodziców, lecz wszystkich członków plemienia. O ile w wioskach murzyńskich spotykało się na ogół mało dzieci, u Pigmejów roiło się od nich. Naśladując dorosłych, pigmejscy chłopcy przysiadali na kamieniach bądź zwalonych pniach. Dziewczynki, jak kobiety, siadały wprost na ziemi, wyciągając nogi.

Podróżnicy skracali sobie czas ciekawymi rozmowami na temat najniższych ludzi świata, a tymczasem nad ogniskami rumieniły się bryły mięsa. Gospodarze ofiarowali białym łowcom jedną nogę zabitego zwierzęcia. Smuga przyjął ten podarunek, a swoim wyjaśnił, że uważa to za gest przyjaźni ze strony Pigmejów.

Wkrótce rozpoczęła się oryginalna uczta pod gołym niebiem. Pigmeje i Bugandczycy obsiedli kołem dymiące kawały pieczeni, która znikała w ich przepastnych brzuchach z nieprawdopodobną szybkością. Jednocześnie raczyli się dzikimi owocami oraz jadalnymi roślinami i korzeniami.

Tomek z przerażeniem spoglądał na pęczniejącego Samba. W końcu zaniepokojony zawołał:

– Sambo, jesteś już taki gruby, że brzuch ci za chwilę pęknie! Przestań pchać w siebie takie fury jedzenia, bo słabo mi się robi, gdy na ciebie patrzę.

– Nie bój się, potężny biały buana – odparł Murzyn. – Sambo kocha jeść, a dobre mięso kocha Samba! Ty tylko zamknij oczy i nie patrz, a wszystko będzie dobrze.

Ucztujący stawali się coraz bardziej ociężali. Naraz zadudniły bębny „ngoma”. Rozpoczęły się tańce przeplatane śpiewem.

Zaimprowizowany przez Pigmejów taniec przedstawiał łowy na słonia. Jedni tancerze napinali łuki, inni potrząsali krótkimi, ostrymi dzidami bądź harpunami, a Mtoto, jako główny bohater dnia, skradał się niczym lampart, zadawał zdradliwe ciosy wyimaginowanemu słoniowi, unikał groźnych uderzeń trąby i kłów, aż ostatecznie zwyciężył olbrzymie zwierzę. Tomek i towarzysze z zainteresowaniem oglądali ciekawe widowisko.

Ta niezwykle oryginalna pantomima kończyła się wręczeniem naczelnikowi kłów zabitego słonia. Stary Pigmej, ogromnie zadowolony z darów otrzymanych od białych ludzi, ofiarował Smudze jeden ciężki kieł. Smuga dziękował naczelnikowi, lecz równocześnie niemal nie odrywał wzroku od nóg czarownika. Uwagę jego przykuły nałożone ponad kostkami opaski, wykonane z brązowej skóry o czarnych i jaskrawobiałych pręgach ułożonych w oryginalne desenie.

Bosman miał właśnie zamiar odnieść cenny dar do namiotu, ale w tej chwili Smuga zbliżył się do czarownika.

– Jak się nazywa zwierzę, z którego masz zrobione opaski na nogach? – zapytał.

Czarownik z wielkim upodobaniem spojrzał na skórzane ozdoby i odparł:

– Okapi…

Tomek i bosman krzyknęli zdumieni. Smuga gestem nakazał im milczenie i powiedział:

– Słyszałem o takim zwierzęciu. Czy to prawda, że żyje ono w dżungli?

– Ono żyje tam, gdzie bagno i gąszcz – wyjaśnił czarownik. – Dobre mięso, dobra skóra.

– Chciałbym schwytać okapi. Czy mógłbyś, wielki czarowniku, powiedzieć, gdzie można je znaleźć? – zapytał Smuga.

– To trudne. Okapi jest mądry. Wie, że człowiek boi się bagna. Okapi tam siedzi i dobrze chowa swoje dobre mięso i skórę. Idź, buana, dwa księżyce tam – odpowiedział czarownik, wskazując na zachód. – Trafisz na bardzo wielkie bagno. Tam szukaj, a może znajdziesz.

Po długim wahaniu czarownik odstąpił Smudze jedną skórzaną opaskę w zamian za nóż myśliwski i trzy garści soli.

– Ciekawe, co by Hunter powiedział, gdyby usłyszał czarownika mówiącego z najobojętniejszą miną o legendarnym jakoby okapi? – rzekł Smuga, gdy tylko znalazł się z towarzyszami w namiocie.

– Teraz nie możemy już wątpić w istnienie dziwnego zwierzęcia! – zawołał Tomek. – Ze słów czarownika wynika, że jadł nawet jego mięso.

– Ani chybi, że te żarłoki muszą znać każde zwierzę żyjące w dżungli, które nadaje się do zjedzenia – potwierdził bosman. – No, no, trzeba przyznać, że miałeś nosa, zwracając uwagę na te skórzane opaski. Mnie by to nie przyszło do głowy.

– Oryginalny deseń pokrywający skórę rzucił mi się w oczy – odparł Smuga, przyglądając się opasce. – Wspomniałem wam już kiedyś, że o okapi mówił mi ktoś w Szwajcarii. Był to Stanley, który od Murzynów zamieszkujących dżunglę Konga dowiedział się o istnieniu tego zwierzęcia. Stanley wspominał mi, że okapi ma na nogach pręgowaną skórę. Dlatego też od razu zwróciłem uwagę na opaski u nóg czarownika.

– Powiedział, że dwa dni drogi stąd mają się znajdować bagniste okolice, w których można napotkać okapi. Kiedy wyruszamy w drogę? – gorączkował się Tomek.

– Jutro skoro świt zwijamy obóz – odparł Smuga.

– Dobra nasza, ale łyknijmy rumu za pomyślność wyprawy – zaproponował bosman, wyciągając manierkę.

– Po raz pierwszy trafiliśmy na prawdziwy ślad tego legendarnego zwierzęcia. Warto uczcić to wydarzenie – zgodził się Smuga.


Na tropie okapi Auf den Spuren des Okapi On the track of okapi

Panie bosmanie, wioska Pigmejów jest już zupełnie niedaleko, skoro tak wyraźnie słychać tam-tamy – zagadnął Tomek, ocierając chustką zroszone potem czoło.

– Kto ich tam wie? Widocznie dla Bambutte wszystko jest blisko – burknął bosman, sapiąc jak miech kowalski. Видимо, все близко к Бамбутте, - буркнул старшина, задыхаясь, как кузнечный горн. – Od samego rana karzełki zapewniają, że zaraz będziemy na miejscu. Tymczasem już południe, a my bez przerwy drałujemy po lesie. Тем временем уже наступил полдень, а мы постоянно продираемся сквозь лес. Taki murzyński mikrus toczy swoje brzuszysko prawie po ziemi, to i nie zmęczy się zbytnio. Такой негритянский микроб катается на брюхе почти по земле, так что и он не слишком устает. Co innego jednak, gdy człowiek o przepisowym wzroście musi udawać gazelę! Но как же по-другому, когда человек с положенным ростом вынужден притворяться газелью!

– Niech się pan nie denerwuje. Jestem przekonany, że już wkrótce ujrzymy wioskę – uspokajał Tomek swego druha. – Ciekawe, co też oznacza to bicie w bębny?

– Co ma oznaczać? Mikrusy zwołują się na wyżerkę, ot i wszystko! Микросы собираются для кормления, вот и все! Dla nich zabity słoń to jak ziarno dla ślepej kury!

Niebawem rozjaśnił się leśny półmrok. Przednia straż Pigmejów krzyknęła donośnie. Ścieżyna kończyła się na sporej polanie, na której wśród kęp drzew widać było kilkanaście nędznych szałasów. Тропинка заканчивалась на большой поляне, где среди кустов деревьев виднелось с десяток ветхих лачуг. Gromada mieszkańców wioszczyny wybiegła na spotkanie gości, lecz zaraz przystanęła niezdecydowanie, gdy za Bambutte wyłoniła się z gąszczu karawana. Biali łowcy również zatrzymali się w połowie drogi. Tymczasem obydwie grupy Pigmejów udzielały sobie wyjaśnień. Pośrednictwo przypadkowych przewodników musiało wypaść jak najlepiej, ponieważ wojownicy pigmejscy gromadnie zbliżyli się do łowców. Pokazywali sobie białych ludzi, wydając okrzyki zdumienia. W pierwszej chwili kobiety chwyciły dzieci na ręce i biegły skryć się w gąszczu, lecz gdy naczelnik wioski poprowadził karawanę na środek polany i zezwolił na rozłożenie obozu, zjawiły się z powrotem.

Tragarze ułożyli pakunki, zdjęli juki z osłów, a następnie zaczęli rozkładać obóz. Łowcy rozpięli dla siebie mały namiot, natomiast Murzyni wybudowali szałasy, po czym ogrodzili całe obozowisko. Była to konieczna ostrożność, ponieważ Pigmeje niemal nie przywiązywali znaczenia do prawa własności i bez złej intencji mogli narobić wiele szkody. Aby odwrócić uwagę Bambutte od obozu, Smuga rozdał im podarki. Łowcy przeżyli wiele wesołych chwil, obserwując dorosłych Pigmejów, którzy z największą powagą czynili przekomiczne grymasy, przeglądając się w ofiarowanych im małych lusterkach. Охотники пережили немало забавных моментов, наблюдая за взрослыми пигмеями, которые с предельной серьезностью корчили уморительные гримасы, глядя в предложенные им маленькие зеркала. Wśród upominków znalazły się też: szklane korale, scyzoryki, tytoń i największy przysmak – sól. Naczelnik wioski otrzymał dodatkowo pudełko zapałek, co wprawiło go w szczególny zachwyt. Ciekawie oglądał niezwykły upominek, nie odkładając długiej fajki, która podobna była do kawałka grubej gałęzi. Smuga podsunął mu zapaloną zapałkę; tymczasem Pigmej porwał z ogniska węgielek, wcisnął go do fajki, po czym pospiesznie wziął zapałkę z rąk podróżnika i trzymał, dopóki sama nie zgasła, parząc mu palce. W ten sam sposób wypalił jedną po drugiej kilka zapałek, a następnie zadowolony niezmiernie schował do ust pudełko wraz z zawartością. Tomek obawiał się, że karzeł chce je połknąć, ale Smuga wyjaśnił mu, że prymitywni ludzie, niezmuszeni warunkami do noszenia ubrań, w ten sposób zwykli przechowywać różne przedmioty.

Pigmeje, zachwyceni niezwykłymi podarunkami, stali się nadzwyczaj przyjaźni. Nie czynili łowcom przeszkód w rozglądaniu się po osadzie. Tomek nie mógł się nadziwić ich bardzo skromnemu życiu. Chatynki, uplecione z gałęzi i dużych liści, nie sięgały nawet wysokości dorosłego człowieka. Niemal zupełnie nie widziało się tu naczyń. Посуды почти не было видно. Pokarm Pigmejów stanowiły: dzikie brzoskwinie, jagody, banany, korzenie roślin, wiele gatunków jadalnych liści, grzyby, miód, słowem to, co można znaleźć w dżungli. Mięso było szczególnie upragnionym dla nich pokarmem.

Pigmejscy myśliwi, uzbrojeni w łuki i zatrute strzały, zapuszczali się daleko w lasy, by polować na małpy, ptaki lub węże. Czasem odważniejsi łowcy zabijali wielkiego słonia. Wtedy uszczęśliwione plemię wyprawiało wspaniałą ucztę, na którą zazwyczaj zapraszano sąsiadów. Na taką właśnie uroczystą chwilę trafili nasi podróżnicy.

Zaledwie Pigmeje zaspokoili pierwszą ciekawość spowodowaną przybyciem dziwnych, białych ludzi, natychmiast przypomnieli sobie o czekającym ich zadaniu. Bohaterami dnia byli dwaj nieustraszeni łowcy słoni. Ostatnie ich polowanie miało nadzwyczaj pomyślny przebieg, na dowód czego przynieśli do wioski jako trofeum myśliwskie odciętą trąbę słonia. Их последняя охота была на редкость удачной, в доказательство чего они принесли в деревню отрубленный хобот слона в качестве охотничьего трофея. Ten zaszczytny i nadzwyczaj smaczny kąsek natychmiast spożyli w gronie wodza oraz najodważniejszych wojowników. Это почетное и удивительно вкусное блюдо было немедленно съедено вождем и самыми храбрыми воинами. Teraz zaś, po przybyciu zaprzyjaźnionych sąsiadów, Pigmeje wraz ze swym skromnym dobytkiem mieli przenieść się tam, gdzie leżała olbrzymia „góra” świeżego mięsa.

Biali łowcy ruszyli razem z Pigmejami. Przebywając z nimi dłużej, najłatwiej mogli sobie zaskarbić ich zaufanie. Оставаясь с ними дольше, им легче всего было завоевать их доверие. Przeprawa przez dżunglę ułatwiała nawiązanie przyjaźni. Toteż Smuga skwapliwie korzystał z okazji, by dowiedzieć się czegoś o zwyczajach leśnych karłów. Wiedział już przedtem, że Pigmeje otaczają największą tajemnicą polowanie na słonie, które przy prymitywnym uzbrojeniu było udokumentowaniem zręczności i odwagi. Он заранее знал, что пигмеи соблюдают величайшую тайну при охоте на слонов, которая, при наличии примитивного оружия, свидетельствует о ловкости и смелости. Najdrobniejsza nieostrożność myśliwego lub nieprzewidziany przez niego odruch potężnego zwierzęcia oznaczały śmierć. Aby poznać pigmejski sposób polowania na słonie, Smuga ofiarował dary naczelnikowi plemienia i obu odważnym myśliwym. Dzięki temu Mtoto uchylił rąbka tajemnicy. Таким образом, Мтото раскрыл секрет.

Myśliwi udający się na polowanie na słonie żegnani są przez całe plemię uroczystościami z tańcami i ze śpiewem. Podczas polowania żywią się jedynie tym, co znajdą w lesie.

Pierwszą czynnością jest wytropienie w gąszczu samotnego zwierzęcia, ponieważ najmniejsi ludzie świata, uzbrojeni jedynie w krótkie, ostre dzidy, nie mogą się pokusić o zaatakowanie całego stada. Z kolei tak długo podążają śladem słonia, aż ułoży się on na ziemi do snu. Wtedy pozostaje im do wykonania najtrudniejsza i najbardziej niebezpieczna część zadania. Jeden z myśliwych musi się niepostrzeżenie podkraść do śpiącego olbrzyma, by ostrym jak brzytwa końcem dzidy przeciąć mu żyłę na tylnej nodze pod kolanem. Okaleczone zwierzę, nie mogąc skutecznie atakować swoich prześladowców, usiłuje zazwyczaj przed nimi uciec. Jeżeli słoń mimo rany atakuje, to drugi myśliwy ściąga na siebie jego uwagę. Kiedy w końcu zwierzę wyczerpane ucieczką i upływem krwi słabnie, odważny łowca podcina mu żyłę na drugiej nodze. Słoń pada obezwładniony. Слон падает нетрудоспособным. Myśliwi odrzynają mu trąbę, co ostatecznie przyspiesza upływ krwi i powoduje śmierć.

Na polowanie drugim sposobem Pigmeje uzbrajają się w dzidy o długich drzewcach zakończonych ostrzem w rodzaju harpuna. Myśliwi wbijają dzidę w brzuch śpiącego słonia. Pod wpływem bólu zwierzę zrywa się do ucieczki. Wtedy dzida, tkwiąca harpunowatym ostrzem we wnętrznościach, uderza o ziemię, drzewa i krzewy i wbija się coraz głębiej. Polowanie takie trwa dłużej, gdyż słoń ucieka, dopóki ból i upływ krwi nie obezwładnią go całkowicie.

Tyle opowiedział Mtoto. Smuga wyjaśnił swym przyjaciołom, iż słyszał o jeszcze innym sposobie łowów, a mianowicie o strzelaniu do słoni z łuków zatrutymi strzałami. Po trafieniu słonia strzałą Pigmeje podążają jego śladem i czekają, aż padnie martwy wskutek niezawodnego działania trucizny.

– To mi bardziej pasuje do tych mikrusów – rzekł bosman Nowicki, który nie mógł jakoś uwierzyć, by Pigmeje wyruszali na takie polowanie uzbrojeni jedynie w dzidy.

Wkrótce jednak łowcy ku swemu zdumieniu stwierdzili, że Mtoto powiedział prawdę. Zabity słoń miał przecięte żyły i ścięgna pod kolanami tylnych nóg. Pozbawiony był również trąby, którą myśliwi zabrali od razu jako trofeum.

Gromada karłów przystąpiła do ćwiartowania słonia. Przede wszystkim wykroili długie, białe kły, z których każdy ważył ponad dwadzieścia pięć kilogramów. Zgodnie ze zwyczajem miał je otrzymać naczelnik plemienia. Potem odrąbali nogi zwierzęcia i cięli cały tułów na spore kawały. Dopiero po dokonaniu tego przystąpili do budowania szałasów. Biali łowcy rozłożyli się obozem w pobliżu pigmejskiego koczowiska.

Następnego dnia przygotowano ucztę. На следующий день был устроен пир. Miała ona trwać tak długo, póki cały zapas mięsa nie zostanie zjedzony. Mali ludzie i jeszcze mniejsza dzieciarnia napełniali osadę wesołym gwarem. Niecodziennie przecież udawało im się najeść do syta. Z całego plemienia zaledwie dwaj myśliwi mieli odwagę polować na słonie, a nie każda ryzykowna wyprawa kończyła się pomyślnie.

Tomek zachęcony przez Smugę uważnie obserwował afrykańskich karłów. Воодушевленный Смугой, Том внимательно наблюдал за африканскими карликами. Teraz się dopiero przekonał, że wbrew powszechnemu mniemaniu Murzyni nie wiodą w dżungli beztroskiego życia. Większość żyła w najprymitywniejszych warunkach, a głód i niedostatek były ich codziennymi towarzyszami. Tomek zwrócił również uwagę na stosunek dorosłych do dzieci. Maleństwa były otaczane troskliwą opieką nie tylko własnych rodziców, lecz wszystkich członków plemienia. O ile w wioskach murzyńskich spotykało się na ogół mało dzieci, u Pigmejów roiło się od nich. Naśladując dorosłych, pigmejscy chłopcy przysiadali na kamieniach bądź zwalonych pniach. Dziewczynki, jak kobiety, siadały wprost na ziemi, wyciągając nogi.

Podróżnicy skracali sobie czas ciekawymi rozmowami na temat najniższych ludzi świata, a tymczasem nad ogniskami rumieniły się bryły mięsa. Gospodarze ofiarowali białym łowcom jedną nogę zabitego zwierzęcia. Smuga przyjął ten podarunek, a swoim wyjaśnił, że uważa to za gest przyjaźni ze strony Pigmejów.

Wkrótce rozpoczęła się oryginalna uczta pod gołym niebiem. Pigmeje i Bugandczycy obsiedli kołem dymiące kawały pieczeni, która znikała w ich przepastnych brzuchach z nieprawdopodobną szybkością. Jednocześnie raczyli się dzikimi owocami oraz jadalnymi roślinami i korzeniami.

Tomek z przerażeniem spoglądał na pęczniejącego Samba. W końcu zaniepokojony zawołał:

– Sambo, jesteś już taki gruby, że brzuch ci za chwilę pęknie! Przestań pchać w siebie takie fury jedzenia, bo słabo mi się robi, gdy na ciebie patrzę.

– Nie bój się, potężny biały buana – odparł Murzyn. – Sambo kocha jeść, a dobre mięso kocha Samba! Ty tylko zamknij oczy i nie patrz, a wszystko będzie dobrze.

Ucztujący stawali się coraz bardziej ociężali. Пирующие становились все более вялыми. Naraz zadudniły bębny „ngoma”. Rozpoczęły się tańce przeplatane śpiewem.

Zaimprowizowany przez Pigmejów taniec przedstawiał łowy na słonia. Jedni tancerze napinali łuki, inni potrząsali krótkimi, ostrymi dzidami bądź harpunami, a Mtoto, jako główny bohater dnia, skradał się niczym lampart, zadawał zdradliwe ciosy wyimaginowanemu słoniowi, unikał groźnych uderzeń trąby i kłów, aż ostatecznie zwyciężył olbrzymie zwierzę. Tomek i towarzysze z zainteresowaniem oglądali ciekawe widowisko.

Ta niezwykle oryginalna pantomima kończyła się wręczeniem naczelnikowi kłów zabitego słonia. Stary Pigmej, ogromnie zadowolony z darów otrzymanych od białych ludzi, ofiarował Smudze jeden ciężki kieł. Smuga dziękował naczelnikowi, lecz równocześnie niemal nie odrywał wzroku od nóg czarownika. Uwagę jego przykuły nałożone ponad kostkami opaski, wykonane z brązowej skóry o czarnych i jaskrawobiałych pręgach ułożonych w oryginalne desenie. Его внимание привлекли ремешки на лодыжках, выполненные из коричневой кожи с черными и ярко-белыми полосами, расположенными в оригинальных узорах.

Bosman miał właśnie zamiar odnieść cenny dar do namiotu, ale w tej chwili Smuga zbliżył się do czarownika.

– Jak się nazywa zwierzę, z którego masz zrobione opaski na nogach? – zapytał.

Czarownik z wielkim upodobaniem spojrzał na skórzane ozdoby i odparł: Колдун с нежностью посмотрел на кожаные украшения и ответил:

– Okapi…

Tomek i bosman krzyknęli zdumieni. Smuga gestem nakazał im milczenie i powiedział:

– Słyszałem o takim zwierzęciu. Czy to prawda, że żyje ono w dżungli?

– Ono żyje tam, gdzie bagno i gąszcz – wyjaśnił czarownik. – Dobre mięso, dobra skóra.

– Chciałbym schwytać okapi. Czy mógłbyś, wielki czarowniku, powiedzieć, gdzie można je znaleźć? – zapytał Smuga.

– To trudne. Okapi jest mądry. Wie, że człowiek boi się bagna. Okapi tam siedzi i dobrze chowa swoje dobre mięso i skórę. Idź, buana, dwa księżyce tam – odpowiedział czarownik, wskazując na zachód. – Trafisz na bardzo wielkie bagno. Tam szukaj, a może znajdziesz.

Po długim wahaniu czarownik odstąpił Smudze jedną skórzaną opaskę w zamian za nóż myśliwski i trzy garści soli.

– Ciekawe, co by Hunter powiedział, gdyby usłyszał czarownika mówiącego z najobojętniejszą miną o legendarnym jakoby okapi? – rzekł Smuga, gdy tylko znalazł się z towarzyszami w namiocie.

– Teraz nie możemy już wątpić w istnienie dziwnego zwierzęcia! - Теперь мы больше не можем сомневаться в существовании странного животного! – zawołał Tomek. – Ze słów czarownika wynika, że jadł nawet jego mięso.

– Ani chybi, że te żarłoki muszą znać każde zwierzę żyjące w dżungli, które nadaje się do zjedzenia – potwierdził bosman. - Эти прожорливые люди наверняка знают всех животных, обитающих в джунглях, которые пригодны в пищу, - подтвердил старшина. – No, no, trzeba przyznać, że miałeś nosa, zwracając uwagę na te skórzane opaski. - Ну-ну, вы должны признать, что попали в точку, обратив внимание на эти кожаные ремешки. Mnie by to nie przyszło do głowy.

– Oryginalny deseń pokrywający skórę rzucił mi się w oczy – odparł Smuga, przyglądając się opasce. – Wspomniałem wam już kiedyś, że o okapi mówił mi ktoś w Szwajcarii. Był to Stanley, który od Murzynów zamieszkujących dżunglę Konga dowiedział się o istnieniu tego zwierzęcia. Stanley wspominał mi, że okapi ma na nogach pręgowaną skórę. Dlatego też od razu zwróciłem uwagę na opaski u nóg czarownika.

– Powiedział, że dwa dni drogi stąd mają się znajdować bagniste okolice, w których można napotkać okapi. Kiedy wyruszamy w drogę? – gorączkował się Tomek.

– Jutro skoro świt zwijamy obóz – odparł Smuga. - Завтра на рассвете мы разобьем лагерь, - ответил Смуга.

– Dobra nasza, ale łyknijmy rumu za pomyślność wyprawy – zaproponował bosman, wyciągając manierkę.

– Po raz pierwszy trafiliśmy na prawdziwy ślad tego legendarnego zwierzęcia. Warto uczcić to wydarzenie – zgodził się Smuga.