×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, UCHODŹCA (1)

UCHODŹCA (1)

– Skąd ci się to wzięło? Natychmiast masz mi powiedzieć, skąd u ciebie takie słownictwo? – pytał, szarpiąc Mateusza. Choć starał się opanować, to miał ochotę rozszarpać smarkacza na kawałki. Zwłaszcza że Mateusz milczał. – Nie chcesz mówić? To idź sprzątnąć kuwetę. A potem marsz do pokoju i szlaban na komputer!

Mateusz powlókł się noga za nogą. Był już w drzwiach, gdy dobiegł go głos wściekłego Marcina:

– A komórkę połóż w salonie. Jak ktoś do ciebie zadzwoni, to ci przyniosę.

* * *

– Panie Marcinie, bardzo proszę, by pan pilnie przybył do szkoły – usłyszał w słuchawce głos dyrektorki podstawówki, do której chodzili Magdusia z Mateuszem. Dyrektor Zdzieszyńska powiedziała to tonem, który nie zwiastował nic dobrego.

– Czy stało się coś niedobrego z glutami? – spytał zaniepokojony.

– Co takiego? – Głos dyrektorki wyrażał najwyższe zdumienie i Marcin poprawił się szybko:

– To znaczy, chodzi mi o to, czy coś złego stało się Magdzie i…

– Z Magdą nie ma żadnych problemów. Matuszowi też nic nie jest, ale jego zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Nie chcę pisać informacji przez MobiDziennik do ojca. Mam nadzieję, że uda nam się rozwiązać problem bez fatygowania rodziców. Proszę przyjść najszybciej, jak się da.

Był piątek. Marcin miał plany zupełnie inne niż wizyta w swojej dawnej podstawówce, ale rad nierad przekroczył jej próg. Po raz kolejny jako opiekun młodszego brata.

Szkoła, do której chodził Mateusz, od tego roku posługiwała się MobiDziennikiem. Elektroniczny dziennik zdaniem nauczycieli był z jednej strony utrapieniem, bo musieli wpisywać do niego te same informacje, co do dziennika papierowego, ale uniemożliwiał uczniom wmawianie rodzicom różnych rzeczy. Zapowiedziana kartkówka wpisana do MobiDziennika stanowiła nie tylko informację, że będzie i kiedy będzie, ale też, kiedy ta informacja została podana do wiadomości uczniów. Na dodatek MobiDziennik dawał możliwości natychmiastowego skontaktowania się z opiekunami. Gdy tylko nauczyciel lub wychowawca chciał im zakomunikować coś ważnego, pisali to w MobiDzienniku, a do rodzica przychodził e-mail, że ma do odczytania ważną informację. Co takiego przeskrobał Mateusz, że dyrektor Zdzieszyńska nie chciała informować ojca?

* * *

O tym, że w klasie Mateusza jest nowa uczennica, Marcin dowiedział się przypadkiem jeszcze na początku roku. Z pokoju, który zajmowały pędraki, czyli Mateusz z Magdusią, dobiegła go rozmowa. Wynikało z niej, że do klasy Mateusza przybyła nowa uczennica – tajemnicza Miriam Belon. Mateusz opowiadał młodszej siostrze, że nowa koleżanka ma mocno kręcone włosy i śniadą cerę.

– Podobno jest z zagranicy – powiedział takim tonem, że Marcin ledwie powstrzymał się od śmiechu, którym spłoszyłby młodszego brata. Wydawało mu się, że jego opowieść o koleżance to przejaw zainteresowania płcią przeciwną. Ale czy na pewno?

– Z jakiej zagranicy? – spytała zaciekawiona Magdusia, która w tym roku przekroczyła próg szkoły podstawowej.

Mateusz chodził już do czwartej klasy, więc dla niej był autorytetem w wielu sprawach, zwłaszcza że miał więcej czasu niż najstarsi bracia, czyli biegający na treningi Marek i studiujący pedagogikę Marcin.

– Z dalekiej – padła odpowiedź, która najwyraźniej wystarczyła Magdusi, bo więcej nie dopytywała.

Zresztą chwilę potem oboje skupili się na Garfieldzie, który mocno łobuzował, bo ukradłszy kłębuszek skarpetek Magdusi, traktował je jak piłkę i biegając za nim po całym pokoju, ostatecznie wrzucił pod łóżko.

* * *

Marcin siedział w dyrektorskim gabinecie, zastanawiając się, który to już raz został wezwany w sprawie najmłodszego brata. Z tonu pani dyrektor wywnioskował, że tym razem rzecz była poważna. O wiele poważniejsza niż wtedy, gdy Mateusz wbił koledze w głowę pióro, czy wtedy, gdy napisał głupoty na karteczce.

– Nie wiem, jak o to spytać, panie Marcinie. – Dyrektor Zdzieszyńska spuściła wzrok. – Sprawa jest bardzo delikatna, a ja staram się z jednej strony łagodzić konflikty, a z drugiej zapobiegać nowym.

– Rozumiem – odezwał się Marcin, czując jakiś nieokreślony niepokój.

– Proszę mi powiedzieć, czy państwo dyskutują w domu przy Mateuszu na jakieś tematy polityczne?

– Ppppoli… poli… polityczne? – spytał Marcin i zdumiał się tak strasznie, że aż wypadł mu z ręki telefon. – Jakie polityczne tematy? – spytał, podnosząc go z podłogi.

– No na przykład o czystości rasy…

– Jezus Maria! – Marcin aż podskoczył. – W życiu, proszę pani, w życiu nikt w domu o takich sprawach nie mówi. Ojca to zresztą przeważnie nie ma. On teraz ciężko pracuje. Ani ja, ani Marek… – zaczął Marcin i nagle urwał. W sumie nie wiedział, o czym Marek mówi, gdy jego, Marcina, nie ma w domu. – Ale jak to o czystości rasy? O co chodzi?

Dyrektorka wzięła głęboki oddech i po chwili wyrzucała z siebie słowa jak z karabinu maszynowego. Wynikało z nich, że nowa, śniada dziewczynka, która przyszła w tym roku do klasy, a która nazywa się Miriam Belon, została przez dzieci nazwana obcą.

– No to słyszałem – powiedział Marcin.

– Ale co konkretnie pan słyszał?

– No, że w klasie jest koleżanka z zagranicy, która ma na imię Miriam, ma kręcone włosy i ciemną cerę.

– Sęk w tym, panie Marcinie, że Miriam jest Polką, Polakami są również jej rodzice i dziadkowie. A ma taką śniadą cerę i kręcone włosy, bo jej tata też takie ma.

– Nie rozumiem. Ja tylko powtórzyłem…

– Chodzi o to, że pana brat zrobił tu całą akcję pod hasłem: Polska dla Polaków. I to w stosunku do polskiej dziewczynki, która ma biblijne imię, a nazwisko, jak pan może wie lub nie wie, takie samo, jakie nosił polski bard z Wolnej Grupy Bukowina, czyli Wojtek Belon. Nie wiem, czy pan o nim słyszał.

Marcin pokręcił przecząco głową. Nie słyszał o żadnym Wojtku Belonie.

– Ja z Mateuszem porozmawiam… – zaczął, ale dyrektorka mu przerwała.

– To nie koniec – powiedziała. – Pana brat założył na Facebooku kilka grup, w których ją obrażał.

– Jak to obrażał? – Marcin spojrzał na dyrektor Zdzieszyńską z niedowierzaniem.

– Normalnie – odparła dyrektorka, ale po chwili zorientowawszy się, co powiedziała, poprawiła się: – To znaczy nienormalnie. Są to strony… momencik…

Dyrektorka zaczęła przeglądać papiery na biurku, a potem wyciągnęła spod jakiegoś dziennika kilka kartek, na których wydrukowane były strony z Facebooka.

– Proszę! Niech pan sobie sam przeczyta.

Marcin spojrzał na kartki i poczuł, jak włos jeży mu się na głowie. Oto na pierwszej z kartek wydrukowana była nazwa grupy, która brzmiała: „Miriam Belon arabska dziwka”. W profilu grupy widniało zdjęcie dziesięcioletniej dziewczynki z kręconymi włosami, a pod nim roiło się od komentarzy, z których większość należała do jego młodszego brata, a z których wynikało, że zdaniem Mateusza Miriam jest „arabskim lachociągiem”, „uchodźcą” i „pałossajem”. Druga grupa miała nazwę „Miriam Belon uchodźca i lachociąg”. Na trzecią kartkę już nie zerknął. Wiedział, że Mateusz jest w wieku dojrzewania i nadmiernie interesuje się seksem, ale że wypisuje takie rzeczy, to mu nawet do głowy nie przyszło.

– O Boże! – krzyknął i podniósł przerażony wzrok na dyrektorkę.

– Panie Marcinie, na razie wiem o tym tylko ja, ich wychowawczyni, ofiara i sprawcy. Rodzice Miriam jeszcze nie wiedzą. Ale jak się dowiedzą, to obawiam się, że sprawa może znaleźć finał w sądzie rodzinnym. Chcę, by to natychmiast zostało przerwane. Mateusz w tę zabawę wciągnął prawie całą swoją klasę. Dziewczynka jest niemal zaszczuta. Sprawa wydała się przypadkiem na klasowej wycieczce na wystawę. Nikt nie chciał z nią być w parze, szła na końcu odtrącona i to zaniepokoiło wychowawczynię. To mądra kobieta. Po wycieczce wzięła ją do siebie i wypytała. Zdobyła zaufanie dziecka, więc jej opowiedziało, co się dzieje. To, co wyprawia pana brat, nazywa się gnębieniem i znęcaniem. I niech pan teraz mnie posłucha. To trzeba załatwić nie tak, że pan mu nagada i zrobi awanturę, bo on się wtedy zemści na tej biednej Miriam. Proszę to załatwić z głową. No i pomyśleć, skąd się to wzięło. Aha. I jak coś pan przedsięweźmie, to proszę do mnie zadzwonić. Tu jest mój numer komórki – powiedziała dyrektorka, podając Marcinowi wizytówkę.


UCHODŹCA (1) FLÜCHTLING (1) THE FUGITIVE (1) БІЖЕНЕЦЬ (1)

– Skąd ci się to wzięło? - Where did you get this? Natychmiast masz mi powiedzieć, skąd u ciebie takie słownictwo? You have to tell me immediately, where do you get your vocabulary from? – pytał, szarpiąc Mateusza. He asked, tugging at Matthew. Choć starał się opanować, to miał ochotę rozszarpać smarkacza na kawałki. Though he tried to control himself, he wanted to tear the brat to pieces. Zwłaszcza że Mateusz milczał. Especially since Mateusz was silent. – Nie chcesz mówić? - You don't wanna talk? To idź sprzątnąć kuwetę. A potem marsz do pokoju i szlaban na komputer!

Mateusz powlókł się noga za nogą. Mateusz dragged himself foot by foot. Był już w drzwiach, gdy dobiegł go głos wściekłego Marcina:

– A komórkę połóż w salonie. - And put your cell phone in the living room. Jak ktoś do ciebie zadzwoni, to ci przyniosę.

* * *

– Panie Marcinie, bardzo proszę, by pan pilnie przybył do szkoły – usłyszał w słuchawce głos dyrektorki podstawówki, do której chodzili Magdusia z Mateuszem. Dyrektor Zdzieszyńska powiedziała to tonem, który nie zwiastował nic dobrego.

– Czy stało się coś niedobrego z glutami? - Is something wrong with the sogs? – spytał zaniepokojony.

– Co takiego? - What? – Głos dyrektorki wyrażał najwyższe zdumienie i Marcin poprawił się szybko: - The director's voice expressed the greatest amazement and Marcin quickly improved:

– To znaczy, chodzi mi o to, czy coś złego stało się Magdzie i…

– Z Magdą nie ma żadnych problemów. Matuszowi też nic nie jest, ale jego zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Matusz is also fine, but his behavior leaves much to be desired. Nie chcę pisać informacji przez MobiDziennik do ojca. Mam nadzieję, że uda nam się rozwiązać problem bez fatygowania rodziców. Proszę przyjść najszybciej, jak się da.

Był piątek. Marcin miał plany zupełnie inne niż wizyta w swojej dawnej podstawówce, ale rad nierad przekroczył jej próg. Po raz kolejny jako opiekun młodszego brata.

Szkoła, do której chodził Mateusz, od tego roku posługiwała się MobiDziennikiem. Elektroniczny dziennik zdaniem nauczycieli był z jednej strony utrapieniem, bo musieli wpisywać do niego te same informacje, co do dziennika papierowego, ale uniemożliwiał uczniom wmawianie rodzicom różnych rzeczy. Zapowiedziana kartkówka wpisana do MobiDziennika stanowiła nie tylko informację, że będzie i kiedy będzie, ale też, kiedy ta informacja została podana do wiadomości uczniów. Na dodatek MobiDziennik dawał możliwości natychmiastowego skontaktowania się z opiekunami. Gdy tylko nauczyciel lub wychowawca chciał im zakomunikować coś ważnego, pisali to w MobiDzienniku, a do rodzica przychodził e-mail, że ma do odczytania ważną informację. Co takiego przeskrobał Mateusz, że dyrektor Zdzieszyńska nie chciała informować ojca?

* * *

O tym, że w klasie Mateusza jest nowa uczennica, Marcin dowiedział się przypadkiem jeszcze na początku roku. Z pokoju, który zajmowały pędraki, czyli Mateusz z Magdusią, dobiegła go rozmowa. Wynikało z niej, że do klasy Mateusza przybyła nowa uczennica – tajemnicza Miriam Belon. Mateusz opowiadał młodszej siostrze, że nowa koleżanka ma mocno kręcone włosy i śniadą cerę.

– Podobno jest z zagranicy – powiedział takim tonem, że Marcin ledwie powstrzymał się od śmiechu, którym spłoszyłby młodszego brata. Wydawało mu się, że jego opowieść o koleżance to przejaw zainteresowania płcią przeciwną. It seemed to him that his story about his friend was a sign of an interest in the opposite sex. Ale czy na pewno?

– Z jakiej zagranicy? – spytała zaciekawiona Magdusia, która w tym roku przekroczyła próg szkoły podstawowej.

Mateusz chodził już do czwartej klasy, więc dla niej był autorytetem w wielu sprawach, zwłaszcza że miał więcej czasu niż najstarsi bracia, czyli biegający na treningi Marek i studiujący pedagogikę Marcin.

– Z dalekiej – padła odpowiedź, która najwyraźniej wystarczyła Magdusi, bo więcej nie dopytywała. "From far away," was the answer that seemed to be enough for Magdusia, because she asked no more questions.

Zresztą chwilę potem oboje skupili się na Garfieldzie, który mocno łobuzował, bo ukradłszy kłębuszek skarpetek Magdusi, traktował je jak piłkę i biegając za nim po całym pokoju, ostatecznie wrzucił pod łóżko.

* * *

Marcin siedział w dyrektorskim gabinecie, zastanawiając się, który to już raz został wezwany w sprawie najmłodszego brata. Z tonu pani dyrektor wywnioskował, że tym razem rzecz była poważna. O wiele poważniejsza niż wtedy, gdy Mateusz wbił koledze w głowę pióro, czy wtedy, gdy napisał głupoty na karteczce. Much more serious than when Mateusz stuck a pen in his friend's head or when he wrote nonsense on a piece of paper.

– Nie wiem, jak o to spytać, panie Marcinie. – Dyrektor Zdzieszyńska spuściła wzrok. – Sprawa jest bardzo delikatna, a ja staram się z jednej strony łagodzić konflikty, a z drugiej zapobiegać nowym.

– Rozumiem – odezwał się Marcin, czując jakiś nieokreślony niepokój.

– Proszę mi powiedzieć, czy państwo dyskutują w domu przy Mateuszu na jakieś tematy polityczne? - Please tell me if you are discussing any political issues at home next to Mateusz?

– Ppppoli… poli… polityczne? – spytał Marcin i zdumiał się tak strasznie, że aż wypadł mu z ręki telefon. – Jakie polityczne tematy? - What political topics? – spytał, podnosząc go z podłogi.

– No na przykład o czystości rasy… - Well, for example, about the purity of the race ...

– Jezus Maria! - Jesus Maria! – Marcin aż podskoczył. - Marcin jumped up. – W życiu, proszę pani, w życiu nikt w domu o takich sprawach nie mówi. - In life, ma'am, in life no one at home talks about such matters. Ojca to zresztą przeważnie nie ma. On teraz ciężko pracuje. Ani ja, ani Marek… – zaczął Marcin i nagle urwał. Neither me, nor Marek ... - Marcin began and suddenly stopped. W sumie nie wiedział, o czym Marek mówi, gdy jego, Marcina, nie ma w domu. In fact, he did not know what Marek was talking about when he, Marcin, was not at home. – Ale jak to o czystości rasy? - But how about race purity? O co chodzi?

Dyrektorka wzięła głęboki oddech i po chwili wyrzucała z siebie słowa jak z karabinu maszynowego. The headmistress took a deep breath, and after a while she blurted out words as if from a machine gun. Wynikało z nich, że nowa, śniada dziewczynka, która przyszła w tym roku do klasy, a która nazywa się Miriam Belon, została przez dzieci nazwana obcą. They showed that the new, dark girl who entered class this year, named Miriam Belon, had been called a stranger by the children.

– No to słyszałem – powiedział Marcin.

– Ale co konkretnie pan słyszał? - But what exactly did you hear?

– No, że w klasie jest koleżanka z zagranicy, która ma na imię Miriam, ma kręcone włosy i ciemną cerę. - Well, there is a friend from abroad in the class, named Miriam, with curly hair and a dark complexion.

– Sęk w tym, panie Marcinie, że Miriam jest Polką, Polakami są również jej rodzice i dziadkowie. - The problem is, Mr. Marcin, that Miriam is Polish, her parents and grandparents are also Poles. A ma taką śniadą cerę i kręcone włosy, bo jej tata też takie ma. And she has such a swarthy complexion and curly hair, because her dad has it too.

– Nie rozumiem. Ja tylko powtórzyłem…

– Chodzi o to, że pana brat zrobił tu całą akcję pod hasłem: Polska dla Polaków. - The point is that your brother did all the action here under the slogan: Poland for Poles. I to w stosunku do polskiej dziewczynki, która ma biblijne imię, a nazwisko, jak pan może wie lub nie wie, takie samo, jakie nosił polski bard z Wolnej Grupy Bukowina, czyli Wojtek Belon. Nie wiem, czy pan o nim słyszał. I don't know if you have heard of him.

Marcin pokręcił przecząco głową. Nie słyszał o żadnym Wojtku Belonie.

– Ja z Mateuszem porozmawiam… – zaczął, ale dyrektorka mu przerwała.

– To nie koniec – powiedziała. "It's not over," she said. – Pana brat założył na Facebooku kilka grup, w których ją obrażał. - Your brother set up several groups on Facebook in which he insulted her.

– Jak to obrażał? – Marcin spojrzał na dyrektor Zdzieszyńską z niedowierzaniem.

– Normalnie – odparła dyrektorka, ale po chwili zorientowawszy się, co powiedziała, poprawiła się: – To znaczy nienormalnie. "Normal," the headmistress replied, but after realizing what she said, she corrected herself: "I mean abnormally." Są to strony… momencik…

Dyrektorka zaczęła przeglądać papiery na biurku, a potem wyciągnęła spod jakiegoś dziennika kilka kartek, na których wydrukowane były strony z Facebooka. The director started looking through the papers on the desk, and then pulled out a few pages from under a journal with pages from Facebook.

– Proszę! Niech pan sobie sam przeczyta.

Marcin spojrzał na kartki i poczuł, jak włos jeży mu się na głowie. Marcin looked at the pages and felt a hair on his head bristle. Oto na pierwszej z kartek wydrukowana była nazwa grupy, która brzmiała: „Miriam Belon arabska dziwka”. Here was the name of the group printed on the first sheet of paper: "Miriam Belon, the Arab whore." W profilu grupy widniało zdjęcie dziesięcioletniej dziewczynki z kręconymi włosami, a pod nim roiło się od komentarzy, z których większość należała do jego młodszego brata, a z których wynikało, że zdaniem Mateusza Miriam jest „arabskim lachociągiem”, „uchodźcą” i „pałossajem”. The group's profile showed a picture of a ten-year-old girl with curly hair, and underneath it was swarming with comments, most of which belonged to his younger brother, which revealed that, according to Matthew, Miriam was an "Arab cocksucker," "refugee," and "palossai." Druga grupa miała nazwę „Miriam Belon uchodźca i lachociąg”. The second group was called "Miriam Belon, the refugee and the cocksucker." Na trzecią kartkę już nie zerknął. He didn't glance at the third sheet anymore. Wiedział, że Mateusz jest w wieku dojrzewania i nadmiernie interesuje się seksem, ale że wypisuje takie rzeczy, to mu nawet do głowy nie przyszło. He knew that Mateusz was in adolescence and was overly interested in sex, but that he was writing such things out, it never occurred to him.

– O Boże! – krzyknął i podniósł przerażony wzrok na dyrektorkę.

– Panie Marcinie, na razie wiem o tym tylko ja, ich wychowawczyni, ofiara i sprawcy. Rodzice Miriam jeszcze nie wiedzą. Miriam's parents don't know yet. Ale jak się dowiedzą, to obawiam się, że sprawa może znaleźć finał w sądzie rodzinnym. But when they find out, I'm afraid the case may end in family court. Chcę, by to natychmiast zostało przerwane. I want this to be stopped immediately. Mateusz w tę zabawę wciągnął prawie całą swoją klasę. Mateusz drew almost his entire class into this game. Dziewczynka jest niemal zaszczuta. The girl is almost hunted. Sprawa wydała się przypadkiem na klasowej wycieczce na wystawę. Nikt nie chciał z nią być w parze, szła na końcu odtrącona i to zaniepokoiło wychowawczynię. Nobody wanted to be paired with her, she was spurned at the end, and this disturbed the tutor. To mądra kobieta. Po wycieczce wzięła ją do siebie i wypytała. Zdobyła zaufanie dziecka, więc jej opowiedziało, co się dzieje. To, co wyprawia pana brat, nazywa się gnębieniem i znęcaniem. What your brother is doing is called bullying and bullying. I niech pan teraz mnie posłucha. To trzeba załatwić nie tak, że pan mu nagada i zrobi awanturę, bo on się wtedy zemści na tej biednej Miriam. This has to be dealt with not so that you will reprimand him and make a fight, because then he will take revenge on this poor Miriam. Proszę to załatwić z głową. Please deal with your head. No i pomyśleć, skąd się to wzięło. Aha. I jak coś pan przedsięweźmie, to proszę do mnie zadzwonić. And if you start something, please call me. Tu jest mój numer komórki – powiedziała dyrektorka, podając Marcinowi wizytówkę.