STANCJA (1)
– Panie Aleksandrze… – Głos pani Basi, który Aleks usłyszał w słuchawce, nie brzmiał zbyt miło. – Jest prośba, by nie chodził pan po mieszkaniu bez ubrania, bo sąsiedzi się gorszą.
Gdy wieczorem myślał o tej rozmowie, doszedł do wniosku, że jeśli idzie o właścicielkę mieszkania, w którym od kilkunastu dni wynajmował pokój, nic go już chyba nie zdziwi.
* * *
Łódź przywitała Aleksa smogiem. „Czy to dobra wróżba?” – zastanawiał się, jadąc tramwajem pod wskazany adres, pod którym miał zarezerwowany, a właściwie już wynajęty pokój. O swoim nowym miejscu zamieszkania wiedział tyle, że jest to lokal trzypokojowy, którego wszystkie trzy pokoje zajmują studenci. On miał być jednym z nich. Mieszkanie załatwiał tata wtedy, gdy Aleks był jeszcze nad morzem z całą paczką, w tym także z Aśką. Tata twierdził, że to dobra okazja, bo panią Basię polecił mu ktoś znajomy, więc postawił Aleksa przed faktem dokonanym.
– Będziemy z matką spokojni o ciebie – powiedział, wręczając mu wizytówkę właścicielki mieszkania.
Widniał na niej telefon, imię i nazwisko „Barbara Kukiełka” oraz wpisany pod spodem zawód: „księgowa”. Aleks zaśmiał się i od razu pomyślał, że osoba z takim nazwiskiem musiała się minąć z powołaniem. Adres, pod którym miał zamieszkać, został wpisany z tyłu wizytówki obcym mu, ale całkiem wyraźnym pismem drukowanymi literami. Widać było, że właściciel, czyli zapewne pani Kukiełka, jest bardzo dokładny. Aleks schował wizytówkę w portfelu.
Pierwotnie ojciec miał go zawieźć na miejsce wraz ze wszystkimi rzeczami, które mogły być mu potrzebne, ale w ostatniej chwili okazało się, że musi pilnie wyjechać służbowo na drugi koniec Polski. Dlatego umówili się, że Aleks pojedzie do Łodzi sam z jedną walizką. Resztę rzeczy przywiozą z ojcem w następny weekend.
Jadąc tramwajem w kierunku ronda Solidarności, Aleks wyglądał przez okno i zastanawiał się, czy niczego z domu nie zapomniał. Był w Łodzi drugi raz. O tej porze roku miasto wydało mu się szare. Może to przez ten smog? Wrzesień był wyjątkowo zimny i w wielu domach ludzie zaczęli już się dogrzewać. Tu w Łodzi chyba węglem, bo gdzieniegdzie widział wydobywający się z kominów czarny dym. Miał wrażenie, że to dlatego w powietrzu unosiło się coś w rodzaju szarej mgły.
Po kilku minutach jazdy Aleks wysiadł z tramwaju i bez problemu odnalazł niewielkie podwórko, a na nim czteroklatkowy blok. W mieszkaniu, którego adres znał z wizytówki, czekała na niego właścicielka, pani Basia Kukiełka – łódzka księgowa. Wraz z nią było dwóch innych studentów – Szymon, student prawa, i Robert marzący o zostaniu reżyserem.
Pani Basia przedstawiła Aleksa pozostałym, a potem błyskawicznie przeszła do podpisywania umowy najmu.
– Bardzo proszę, by w mieszkaniu nie było imprez – powiedziała, składając swój egzemplarz na pół i chowając do torebki. – Nie chcę konfliktów z sąsiadami.
Aleks chciał wzruszyć ramionami, bo nie bardzo wyobrażał sobie zrobienie balangi w mieście, w którym na razie nikogo nie znał. Na dodatek Szymon, jak domyślił się z rozmowy, choć już na trzecim roku studiów, też nie prowadził bujnego życia towarzyskiego. A Robert, podobnie jak Aleks, dopiero przyjechał tu na studia. Patrząc jednak na minę pani Kukiełki, powiedział grzecznie:
– Oczywiście, proszę pani.
Właścicielka szybko się pożegnała, mówiąc na odchodne, że przyjdzie za kilka dni…
– …zobaczyć, jak panowie sobie radzą.
Ta zapowiedź zdumiała i Roberta, i Aleksa, ale nie zdążyli nic dodać, gdyż odezwał się Szymon:
– Oczywiście, pani Basiu, będziemy oczekiwać. − To powiedziawszy, zamknął drzwi za właścicielką, a widząc miny chłopaków, skomentował: – Księgowa to nie zawód. To charakter. Sami się przekonacie. Jej najlepiej przytakiwać.
Nie minęło kilka dni, a Aleks już wiedział, co współlokator miał na myśli.
* * *
Pokój, który zajmował w mieszkaniu, był nieduży, ale za to ze sporym balkonem. W środku stały wersalka, niewielki stół, szafa i regał. Niestety w większości zapełniony szpargałami właścicielki, wśród których królowały zakurzone kryształy. To dlatego na swoje rzeczy nie miał już zbyt wiele miejsca.
W ogóle mieszkanie pachniało PRL-em, ale akurat to Aleksowi nie przeszkadzało. W końcu przyjechał na studia. Gdzie jednak będzie trzymał swoje książki czy płyty? Czy ojciec widział ten pokój, wpłacając za niego kaucję? Zastanawiał się nad tym, wypakowując to, co przywiózł z domu w niewielkiej walizce.
Po trzech kwadransach poszedł do kuchni. Szymon z Robertem siedzieli przy stole i pili herbatę.
– Z Warszawy? Do Łodzi? – zdziwił się Szymon, gdy zaczęli rozmowę o tym, skąd kto przyjechał.
Jednak Aleks szybko wytłumaczył, że jego wymarzony kierunek studiów na Uniwersytecie Warszawskim był zbyt oblegany.
Szymon pochodził z niewielkiej wioski koło Tomaszowa Mazowieckiego. U pani Kukiełki mieszkał już trzeci rok.
– Ciekawe, jak długo wytrzymacie – powiedział, podając Aleksowi kubek z herbatą.
– Moim zdaniem przesadzasz – stwierdził Robert.
– Sami zobaczycie – westchnął Szymon. – Ja najpierw byłem w szoku, gdy badała czystość wanny, zlewu i tak dalej, ale potem pomyślałem, że może to i dobrze. Dzięki temu sprzątam. Natomiast fakt, że grzebie mi w lodówce, jest wnerwiający.
– Grzebie w lodówce? – zdziwił się Robert. – Ale po co? Bada, jak się odżywiasz?
– Nie. – Szymon się zaśmiał. – Sprawdza, czy nie pijesz alkoholu.
– Nie każdy alkohol trzyma się w lodówce – zauważył Aleks.
– Tak. Dlatego przegląda też kuchenne szafki – dodał Szymon.
– Te w pokoju też? – spytał z niedowierzaniem Aleks.
Szymon wzruszył ramionami i powiedział, że tego nie wie, bo w pokoju, który wynajmuje, jest tylko jeden regalik i akurat bez rzeczy właścicielki mieszkania.
* * *
Pierwsze dni mieszkania w Łodzi Aleks poświęcił na zwiedzanie okolicy i zaznajamianie się z zasadami panującymi na uczelni. Podobnie było z Robertem, który przychodził właściwie dopiero na noc. Dlatego obaj w wynajmowanym mieszkaniu nie spędzali zbyt wiele czasu, w przeciwieństwie do Szymona, który mając mniej zajęć na uczelni, a sporo pisania, niemal bez przerwy siedział w swoim pokoju i stukał w klawisze komputera. W przerwach, kiedy tego nie robił, zamykał się u siebie ze swoją dziewczyną Zosią i puszczał muzykę. Zosia była jego dziewczyną dopiero od wakacji, więc Szymon wykorzystywał każdą wolną chwilę, by pobyć z nią sam na sam.
Robert i Aleks dość późno zorientowali się, że pod ich nieobecność pani Kukiełka gruntownie lustruje ich pokoje. Sprawa zresztą być może nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby pewnej nocy Szymona i Aleksa nie obudził wrzask Roberta. Poderwali się na równe nogi i każdy tak jak stał, a raczej tak jak wstał, wybiegł ze swojego pokoju.
– Kto ruszał moją kamerę?! – Robert aż spurpurowiał z gniewu. Stał na środku swojego pokoju i wymachiwał rękoma, w których trzymał osobno niewielką amatorską kamerę, a osobno obiektyw.
– Ciszej – syknął Szymon i spojrzał na zegar, który wskazywał pierwszą w nocy. – Pobudzisz sąsiadów, oni zadzwonią do Kukiełki i będzie awantura.
– Awantura i tak będzie – powiedział Robert, nie obniżając tonu. Zaraz wezwę policję i wyjaśnię sprawę. Kto z was to brał?
– Ja nie – odparł Aleks i ziewnął. – Wróciłem po weekendzie z Warszawy i od razu padłem. – Szymon potwierdził.
– Prawda – przyznał Szymon i dodał: – Ja też nie wchodziłem tu, bo była u mnie Zosia i… – Chłopak urwał nagle speszony.
– Ale ktoś musiał wchodzić. – Wściekły Robert ani na chwilę nie obniżył głosu. – Musiał ktoś tu być i dotykać kamerę, a przede wszystkim upuścić ją, bo ma uszkodzony obiektyw. Samo się to nie zrobiło.
– Pani Kukiełka tu była – powiedział Szymon.
– W moim pokoju?? – Chodziła po całym mieszkaniu, sprawdzała czystość wanny, grzebała w lodówce… – Szymon powoli i beznamiętnie wymieniał czynności, które pod nieobecność pozostałych lokatorów wykonywała właścicielka mieszkania.
– U mnie też była? – spytał Aleks i po chwili tego pożałował, okazało się bowiem, że nie tylko była, ale jeszcze w rozmowie z Szymonem skomentowała to, co zastała u Aleksa.
– Ględziła, że brudnych skarpetek nie trzyma się na podłodze, tylko chowa w miejscu do tego przeznaczonym. – Szymon przedrzeźniał panią Basię Kukiełkę tak udanie, że Aleks mimo woli jednak parsknął śmiechem, bo właścicielka mieszkania stanęła mu przed oczami jak żywa.
Tylko Robertowi wcale nie było do śmiechu. Wyjął z kieszeni telefon i nie patrząc na to, która godzina, zaczął wybierać numer do właścicielki mieszkania.
– Lepiej nie dzwoń o tej porze – powiedział Szymon, ale Robert machnął ręką z uszkodzonym obiektywem, jakby odganiał natrętna muchę. Pani Basia jednak nie odebrała. Chyba na własne szczęście, bo do rana Robert zdołał ochłonąć i przygotował strategię rozmowy.
– Zażądam zwrotu za naprawę albo odmieszkam swoje – powiedział, gdy o siódmej spotkali się we trzech w kuchni.
– Powodzenia – mruknął Szymon i nalawszy kawę do kubka termicznego, wyszedł z domu. Aleks wyszedł tuż za nim.
– Robert nie wie, w co się pakuje – westchnął Szymon, gdy rozstawali się na przystanku.