×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, PUDEŁKO (1)

PUDEŁKO (1)

– Po prostu te bachory są dziś tak rozwydrzone jak… jak… – szukał słowa, by określić ich stopień rozwydrzenia, by znaleźć odpowiednie porównanie, nagle… spojrzał na jej najmodniejszą torebkę, buty i wypalił: – Jak ty!

* * *

Wszystko zaczęło się na początku roku szkolnego, kiedy najmłodsza siostra w piątkowe popołudnie wróciła ze szkoły i rozgoryczona oznajmiła, że wszystkie dzieci mają pudełka na drugie śniadanie z minionkami, tylko nie ona. Była przy tym wyraźnie zła, jakby brak pudełka z minionkami czynił ją kimś gorszym.

Ojciec popatrzył na nią zdumiony, a potem wzrokiem poszukał Marcina, który podchwyciwszy to spojrzenie, zrozumiał: pomoc potrzebna od zaraz. Cóż… ojciec pracował nieustannie i kompletnie nie wiedział, co to minionki. W kinie, na kreskówce czy jakimkolwiek filmie dla dzieci był ostatni raz, zanim jeszcze mama zachorowała, czyli wiele lat temu. Z Mateuszem i Magdą do kina chodził Marek. Dlatego teraz pan Niewiadomski nachylił się do swojego pierworodnego i konspiracyjnym szeptem spytał:

– To coś minionego?

Marcin parsknął śmiechem.

– Raczej przyszłościowego – odpowiedział i wytłumaczył ojcu, że zapowiadana jest kolejna część kultowego filmu.

– No dobrze, ale czy to naprawdę takie ważne, co jest na pudełku?

– Tata!

Ojciec aż się skulił. W tonie najstarszego syna zabrzmiało bowiem coś w rodzaju nagany.

– Za twoich czasów były pudełka na drugie śniadanie?

– Żadnych pudełek – błyskawicznie odpowiedział ojciec i dodał: – Mama zawijała mi kanapki w serwetkę, papier śniadaniowy albo folię do pieczenia i wkładała w torebkę foliową. Czasami dodawała jabłko. Gdyby były pudełka na drugie śniadanie, to pewnie wkładałaby mi tam jajko na twardo, ogórka kiszonego, a tak… Ty nawet nie wiesz, ile razy zgniotłem te kanapki albo rozwalałem je, bijąc kogoś po łbie tornistrem… – zaczął i urwał, jakby nagle zorientował się, że przecież do tej pory zawsze opowiadał o sobie jako grzecznym i niesprawiającym żadnych problemów wychowawczych.

– No więc teraz rozumiesz, czemu ktoś wymyślił pudełka?

– Rozumiem i się z nim zgadzam, ale nie rozumiem, czemu pudełko z minionkami ma być lepsze od tego, które ma teraz?

– Magdusia! Wytłumacz tacie! – zawołał Marcin.

Najmłodsza pociecha rodu Niewiadomskich zaczęła opowiadać, że smerfy to były dobre w zerówce, że teraz jest po prostu szał na minionki i tylko one są modne, a ona chce być modna.

– Śmieją się ze mnie – powiedziała płaczliwie, wyginając usta w podkówkę.

– Z powodu pudełka? – Pan Niewiadomski nie krył zgorszenia.

Niestety jego oburzony ton tylko doprowadził Magdusię do łez.

– Nikt mnie nie rozumie! – wykrzyknęła i rozpłakawszy się na dobre, pobiegła do pokoju, który dzieliła z Mateuszem.

– Mateusz! – zawołał ojciec, ale niepotrzebnie, bo Mateusz akurat wszedł do kuchni. – O co chodzi z tymi pudełkami? Ty jakie masz pudełko?

Ale Mateusz nie odpowiedział na pytanie, tylko wyraźnie je ignorując, rozejrzał się po kuchni i spytał:

– Nie ma czegoś słodkiego?

– Nie wiem – machinalnie odparł ojciec, który wielkie zakupy robił raz w tygodniu i wrzucał do koszyka w hipermarkecie to, co palcami wskazali mu albo Marcin, albo Marek odpowiedzialni za aprowizację.

– Zjadłbym jakieś wafelki… – jęknął Mateusz, a w tym momencie dało się słyszeć z drugiego końca mieszkania żałosne zawodzenie zrozpaczonej Magdusi.

– Zaraz poszukamy wafelków. Najpierw ty mi powiedz, o co chodzi z pudełkami i jakie ty masz pudełko?

– Oj, tato! Normalne!

– Ale z czym?

– No przecież z Gwiezdnymi wojnami.

– A czemu nie z minionkami?

– Nie jestem małym dzieckiem – odparł Mateusz i otworzył szafkę, a znalazłszy w środku czekoladę, wykrzyknął: – Hurra! Czekolada!

– I tobie nie dokuczają? – upewnił się ojciec.

– To dziewczyńskie problemy. Poza tym tylko by spróbowali! Od razu dałbym w mordę!

– Mateusz! – Głos Marcina był karcący.

– No co? – zadziornie spytał dwunastolatek, a potem wziąwszy czekoladę, wyszedł z kuchni i poszedł w kierunku pokoju, w którym cały czas płakała młodsza siostra.

Ojciec spojrzał pytająco na Marcina.

– No co? – spytał Marcin i dopiero po chwili, gdy ojciec parsknął śmiechem, zorientował się, że pytanie zadał tak samo jak młodszy brat.

– Co zrobimy z tym rykiem?

– Kupmy jej nowe pudełko – powiedział Marcin, jakby to była oczywista sprawa, i dodał wyjaśniająco: – W końcu to jakieś dziesięć złotych, a przynajmniej przestanie ryczeć. Bo chodzenie do szkoły i wyjaśnianie koleżankom z klasy, że smerfy nie są obciachem, uważam za pozbawione sensu. Jej też nie wytłumaczysz, by się nie przejmowała.

* * *

Znalezienie pudełka śniadaniowego z minionkami nie było trudne, więc pół godziny później pan Niewiadomski wkroczył z nim do domu. Magda otarła oczy i… wszyscy odetchnęli z ulgą. Problem zdawał się zażegnany. Niestety tylko do poniedziałku, bo w pierwszy dzień nowego tygodnia Magdusia wróciła do domu jeszcze bardziej zaryczana niż poprzednio.

– Nigdy, już nigdy nie pójdę do szkoły – oznajmiła, szlochając.

Na pytanie, co się stało, wyjaśniła, że nowe pudełko z minionkami jest obciachowe, bo… najtańsze. Jednym słowem: niezaakceptowane przez szkolne koleżanki, wśród których prym wiodła Wioletka – mająca najmodniejsze ciuchy, zabawki, piórnik, długopis i inne rzeczy, o których marzyli rówieśnicy. Więcej Marcin musiał sobie dośpiewać, bo zapłakana Magdusia zamknęła się w pokoju, a on słuchając jej szlochu, po raz kolejny dochodził do wniosku, że dziewczyny są dziwne, i to bez względu na to, ile mają lat.

„Wioletka? To zupełnie jak… Kamila” – pomyślał, doszedłszy szybko do wniosku, że porównanie tych dwóch osób nie było takie bezpodstawne. Choć dzieliła je różnica wieku, to łączyło je jedno: obie modne i obie bogate z domu.

Kamila zresztą nie bez powodu przyszła mu do głowy. Umówił się z nią na dziś. Ich spotkania stawały się coraz częstsze i… pełne zażartych kłótni, które zawsze kończyły się pocałunkami. Jakby namiętność była rodzajem parawanu przykrywającego wszystkie problemy. A pojawiało się ich sporo. Marcin za wszelką cenę starał się udowodnić Kamili, że jest próżna i nie liczy się z nikim, a Kamila chciała go przekonać, że fascynuje go właśnie tym, że jest taka, jaka jest.

Tego dnia z Kamilą umówili się u niego w domu, bo to na niego spadła opieka nad młodszym rodzeństwem. Ojciec jak zwykle był w pracy, a Marek, jako świeżo upieczony student AWF, pojechał na obóz integracyjny. To dlatego Marcin, mimo że jeszcze trwały studenckie wakacje, spędzał wrzesień w Warszawie.

Kamila wparowała jak burza. Kod do domofonu Marcina znała już na pamięć, więc na klatkę wchodziła jak do siebie i tylko do drzwi mieszkania Niewiadomskich dzwoniła, jak przystało na gościa. Tym razem długo wisiała na dzwonku, bo ryk Magdusi zagłuszał niemal wszystko. Musiała dzwonić na komórkę Marcina i mówić, że stoi pod drzwiami. Na to, że przywita ją tak spazmatyczny szloch dziewczynki, zupełnie nie była przygotowana.

– Jezus Maria! – powiedziała, słysząc dobiegające zza zamkniętych drzwi pokoju spazmy. – Co się stało? Ktoś ją pobił?

– Nie. Po prostu te bachory są dziś tak rozwydrzone jak… jak… – szukał słowa, by określić ich stopień rozwydrzenia, by znaleźć odpowiednie porównanie, nagle… spojrzał na jej najmodniejszą torebkę, buty i wypalił: – Jak ty!

Kamila jednak wcale się nie obraziła, a kiedy opowiedział wszystko to, czego zdążył dowiedzieć się od zrozpaczonej siostrzyczki, okazało się, że ku jego zdumieniu nie uznała tego za błahy problem. Przypomniała jej się historia z breloczkiem z owieczką i kilka innych wydarzeń z czasów, gdy takie drobiazgi miały znaczenie. Zerknęła przy tym na swoją nową, czerwoną torebkę Louis Vuitton. Ojciec zapłacił za nią ponad tysiąc trzysta euro. Chciał w ten sposób przekupić ją, by pojechała na wakacje. Bezskutecznie, ale… po miesiącu i tak dał jej torebkę. W końcu w wakacje miała urodziny. Sama z pogardą patrzyła na kobiety łażące z podróbkami. „Nie stać je na oryginał, niech kupują to, na co je stać!” – mówiła otwarcie.

Marcin na szczęście nie znał ceny torebki. Gdyby ją znał, zszedłby niechybnie na zawał.

Jakie było to śniadaniowe pudełko Magdy? Kamila postanowiła zapytać, jednak Marcin zamiast odpowiedzieć na pytanie, po prostu przyniósł nieszczęsny przedmiot z tornistra młodszej siostry.

– Kto to kupował? – spytała Kamila, obracając plastikowe pudełko w rękach i jakby nie dowierzając, że ktoś mógł w ogóle wyprodukować coś tak… tandetnego.

– No… ojciec.

– Zupełnie nie ma gustu – stwierdziła Kamila.

– Słucham? – Marcin myślał, że źle słyszy. Co ma gust do pudełka?

– No tandeta to jest! – powiedziała z wyraźnym wstrętem w głosie.

– A to takie pudełko może być nietandetne?

– Może – odparła Kamila tak poważnie, że Marcina zatkało. Niezrażona ciągnęła: – Ten, kto to kupił, kierował się ceną, a niestety, jak mawiała moja babcia: „Kto mało płaci, dwa razy płaci”.

– Ty sobie jaja robisz, tak? Rozumiem to w odniesieniu do samochodu czy komputera, ale pudełka na drugie śniadanie?

– To się stosuje do wszystkiego – stwierdziła Kamila, a widząc zdumioną minę Marcina, wyjaśniła: – Naprawdę nie zauważyłeś, że buty dobrej firmy dłużej służą niż podróbki?

Marcin wydął usta, czemu towarzyszyło pełne politowania spojrzenie.

– Nie patrz tak! – zaprotestowała Kamila. – Magda dostała syfiaste pudełko i nie ma się co dziwić, że koleżanki się śmieją.

– I jeszcze mówiły, że to nie z tych minionków – dodała dziewczynka urywanym głosem. Od kilku minut stała w progu salonu, a słuchając Kamili, która ewidentnie zdawała się rozumieć jej straszny problem, zaczęła się uspokajać.

– Jak to nie z tych minionków? – spytał Marcin, ale na to pytanie odpowiedziała mu Kamila.

– Normalnie…

– Co normalnie? – Marcin tracił cierpliwość. I do Kamili, i do Magdy. Zupełnie nie rozumiał, co za problem był z tym cholernym pudełkiem i jeszcze straszniejszymi minionkami, których z minuty na minutę zaczynał po prostu nienawidzić.

– No, to są minionki z pierwszej części filmu, a teraz w modzie są kolejne i…

– Boże! Co za głupoty! – Marcin wzniósł oczy do nieba, a po chwili opuścił, by spojrzeć na Kamilę z politowaniem.

– Może i głupoty, ale… faceci też co roku fascynują się innym piłkarzem.

– Hm – mruknął Marcin i zamilkł, by po chwili spytać: – Czyli co?

– Jedziemy po nowe, modne pudełko – powiedziała Kamila takim tonem, jakby to się rozumiało samo przez się.

– Ale… – Marcin próbował coś powiedzieć, jednak Kamila przerwała mu w pół słowa:

– Ja kupuję! W zamian za to Magda da nam dzisiaj święty spokój. Zgoda?

Ostatnie pytanie skierowane było do Magdy, która błyskawicznie przestała płakać i ciężko wzdychać, podeszła do Kamili i wtuliła się w nią.


PUDEŁKO (1) BOX (1) BOX (1) BOX (1) КОРОБКА (1)

– Po prostu te bachory są dziś tak rozwydrzone jak… jak… – szukał słowa, by określić ich stopień rozwydrzenia, by znaleźć odpowiednie porównanie, nagle… spojrzał na jej najmodniejszą torebkę, buty i wypalił: – Jak ty! "It's just that these brats are as wild today as ... as ..." he searched for a word to define their degree of freak, to find a suitable comparison, suddenly ... he looked at her most fashionable purse, shoes and blurted out: "Like you!"

* * *

Wszystko zaczęło się na początku roku szkolnego, kiedy najmłodsza siostra w piątkowe popołudnie wróciła ze szkoły i rozgoryczona oznajmiła, że wszystkie dzieci mają pudełka na drugie śniadanie z minionkami, tylko nie ona. It all started early in the school year, when the youngest sister came home from school on Friday afternoon and embittered her announcement that all the kids had lunch boxes with minions, but not her. Była przy tym wyraźnie zła, jakby brak pudełka z minionkami czynił ją kimś gorszym. She was clearly angry, as if the lack of a box with minions made her worse.

Ojciec popatrzył na nią zdumiony, a potem wzrokiem poszukał Marcina, który podchwyciwszy to spojrzenie, zrozumiał: pomoc potrzebna od zaraz. Cóż… ojciec pracował nieustannie i kompletnie nie wiedział, co to minionki. Well ... my father was working all the time and he didn't know what minions were. W kinie, na kreskówce czy jakimkolwiek filmie dla dzieci był ostatni raz, zanim jeszcze mama zachorowała, czyli wiele lat temu. Z Mateuszem i Magdą do kina chodził Marek. Dlatego teraz pan Niewiadomski nachylił się do swojego pierworodnego i konspiracyjnym szeptem spytał:

– To coś minionego? - Is that something past?

Marcin parsknął śmiechem. Marcin laughed.

– Raczej przyszłościowego – odpowiedział i wytłumaczył ojcu, że zapowiadana jest kolejna część kultowego filmu.

– No dobrze, ale czy to naprawdę takie ważne, co jest na pudełku? "Okay, but does it really matter what's on the box?"

– Tata!

Ojciec aż się skulił. W tonie najstarszego syna zabrzmiało bowiem coś w rodzaju nagany.

– Za twoich czasów były pudełka na drugie śniadanie?

– Żadnych pudełek – błyskawicznie odpowiedział ojciec i dodał: – Mama zawijała mi kanapki w serwetkę, papier śniadaniowy albo folię do pieczenia i wkładała w torebkę foliową. "No boxes," my father replied in a flash, and added, "My mom used to wrap my sandwiches in a napkin, breakfast paper, or baking foil and put them in a plastic bag." Czasami dodawała jabłko. Gdyby były pudełka na drugie śniadanie, to pewnie wkładałaby mi tam jajko na twardo, ogórka kiszonego, a tak… Ty nawet nie wiesz, ile razy zgniotłem te kanapki albo rozwalałem je, bijąc kogoś po łbie tornistrem… – zaczął i urwał, jakby nagle zorientował się, że przecież do tej pory zawsze opowiadał o sobie jako grzecznym i niesprawiającym żadnych problemów wychowawczych. If there were lunch boxes, she would probably put a hard-boiled egg there, a pickled cucumber, and yes ... You don't even know how many times I crushed these sandwiches or smashed them, hitting someone on the head with a schoolbag ... - he began and paused, as if suddenly figuring out after all, he had always talked about himself as polite and not causing any educational problems.

– No więc teraz rozumiesz, czemu ktoś wymyślił pudełka? "So now you understand why someone came up with boxes?"

– Rozumiem i się z nim zgadzam, ale nie rozumiem, czemu pudełko z minionkami ma być lepsze od tego, które ma teraz? - I understand and agree with him, but I don't understand why the box of minions should be better than the one he has now?

– Magdusia! Wytłumacz tacie! – zawołał Marcin.

Najmłodsza pociecha rodu Niewiadomskich zaczęła opowiadać, że smerfy to były dobre w zerówce, że teraz jest po prostu szał na minionki i tylko one są modne, a ona chce być modna. The youngest child of the Niewiadomski family began to tell that the Smurfs were good at kindergarten, that now there is a craze for minions and only they are fashionable, and she wants to be fashionable.

– Śmieją się ze mnie – powiedziała płaczliwie, wyginając usta w podkówkę. "They're laughing at me," she said tearfully, curving her lips into a horseshoe.

– Z powodu pudełka? – Pan Niewiadomski nie krył zgorszenia.

Niestety jego oburzony ton tylko doprowadził Magdusię do łez. Unfortunately, his indignant tone only brought Magduś to tears.

– Nikt mnie nie rozumie! - Nobody understands me! – wykrzyknęła i rozpłakawszy się na dobre, pobiegła do pokoju, który dzieliła z Mateuszem. She exclaimed and, crying for good, ran to the room she shared with Matthew.

– Mateusz! – zawołał ojciec, ale niepotrzebnie, bo Mateusz akurat wszedł do kuchni. – O co chodzi z tymi pudełkami? Ty jakie masz pudełko?

Ale Mateusz nie odpowiedział na pytanie, tylko wyraźnie je ignorując, rozejrzał się po kuchni i spytał: But Mateusz did not answer the question, but clearly ignoring it, looked around the kitchen and asked:

– Nie ma czegoś słodkiego?

– Nie wiem – machinalnie odparł ojciec, który wielkie zakupy robił raz w tygodniu i wrzucał do koszyka w hipermarkecie to, co palcami wskazali mu albo Marcin, albo Marek odpowiedzialni za aprowizację.

– Zjadłbym jakieś wafelki… – jęknął Mateusz, a w tym momencie dało się słyszeć z drugiego końca mieszkania żałosne zawodzenie zrozpaczonej Magdusi.

– Zaraz poszukamy wafelków. Najpierw ty mi powiedz, o co chodzi z pudełkami i jakie ty masz pudełko? First you tell me what's going on with the boxes and what kind of box do you have?

– Oj, tato! - Oh, Dad! Normalne!

– Ale z czym? - But with what?

– No przecież z Gwiezdnymi wojnami. - Well, with Star Wars.

– A czemu nie z minionkami? - Why not with minions?

– Nie jestem małym dzieckiem – odparł Mateusz i otworzył szafkę, a znalazłszy w środku czekoladę, wykrzyknął: – Hurra! - I am not a small child - said Mateusz and opened the cupboard, and finding chocolate inside, exclaimed: - Hurray! Czekolada!

– I tobie nie dokuczają? – upewnił się ojciec.

– To dziewczyńskie problemy. Poza tym tylko by spróbowali! Besides, they would only try! Od razu dałbym w mordę! I'd give it a hard time right away!

– Mateusz! – Głos Marcina był karcący. - Marcin's voice was rebuking.

– No co? - Come on? – zadziornie spytał dwunastolatek, a potem wziąwszy czekoladę, wyszedł z kuchni i poszedł w kierunku pokoju, w którym cały czas płakała młodsza siostra.

Ojciec spojrzał pytająco na Marcina. Father looked questioningly at Marcin.

– No co? - Come on? – spytał Marcin i dopiero po chwili, gdy ojciec parsknął śmiechem, zorientował się, że pytanie zadał tak samo jak młodszy brat. - asked Marcin and only after a moment, when my father laughed, he realized that he had asked the question in the same way as his younger brother.

– Co zrobimy z tym rykiem?

– Kupmy jej nowe pudełko – powiedział Marcin, jakby to była oczywista sprawa, i dodał wyjaśniająco: – W końcu to jakieś dziesięć złotych, a przynajmniej przestanie ryczeć. - Let's buy her a new box - said Marcin, as if it was an obvious matter, and added explaining: - After all, it's about ten zlotys, or at least it will stop roaring. Bo chodzenie do szkoły i wyjaśnianie koleżankom z klasy, że smerfy nie są obciachem, uważam za pozbawione sensu. Because going to school and explaining to my classmates that the Smurfs are not embarrassing, I think is pointless. Jej też nie wytłumaczysz, by się nie przejmowała. You won't explain to her either, so that she doesn't care.

* * *

Znalezienie pudełka śniadaniowego z minionkami nie było trudne, więc pół godziny później pan Niewiadomski wkroczył z nim do domu. Magda otarła oczy i… wszyscy odetchnęli z ulgą. Magda wiped her eyes and… everyone breathed a sigh of relief. Problem zdawał się zażegnany. Niestety tylko do poniedziałku, bo w pierwszy dzień nowego tygodnia Magdusia wróciła do domu jeszcze bardziej zaryczana niż poprzednio. Unfortunately, only until Monday, because on the first day of the new week, Magdusia returned home even more roaring than before.

– Nigdy, już nigdy nie pójdę do szkoły – oznajmiła, szlochając. "I'll never, never go to school again," she said, sobbing.

Na pytanie, co się stało, wyjaśniła, że nowe pudełko z minionkami jest obciachowe, bo… najtańsze. When asked what happened, she explained that the new box with minions is embarrassing, because ... the cheapest. Jednym słowem: niezaakceptowane przez szkolne koleżanki, wśród których prym wiodła Wioletka – mająca najmodniejsze ciuchy, zabawki, piórnik, długopis i inne rzeczy, o których marzyli rówieśnicy. In a word: not accepted by school friends, among whom Violet was the leader - she had the most fashionable clothes, toys, a pencil case, a pen and other things that her peers dreamed of. Więcej Marcin musiał sobie dośpiewać, bo zapłakana Magdusia zamknęła się w pokoju, a on słuchając jej szlochu, po raz kolejny dochodził do wniosku, że dziewczyny są dziwne, i to bez względu na to, ile mają lat. Marcin had to sing more to himself, because the tearful Magdusia locked herself in the room, and he, listening to her sobbing, once again came to the conclusion that the girls were strange, no matter how old they were.

„Wioletka? To zupełnie jak… Kamila” – pomyślał, doszedłszy szybko do wniosku, że porównanie tych dwóch osób nie było takie bezpodstawne. It's just like ... Kamil, he thought, quickly coming to the conclusion that the comparison of these two people was not so unfounded. Choć dzieliła je różnica wieku, to łączyło je jedno: obie modne i obie bogate z domu. Although they were separated by the age difference, they had one thing in common: both fashionable and both rich at home.

Kamila zresztą nie bez powodu przyszła mu do głowy. Kamila came to mind for a reason. Umówił się z nią na dziś. He made an appointment with her today. Ich spotkania stawały się coraz częstsze i… pełne zażartych kłótni, które zawsze kończyły się pocałunkami. Their meetings became more and more frequent and… full of fierce quarrels that always ended in kisses. Jakby namiętność była rodzajem parawanu przykrywającego wszystkie problemy. A pojawiało się ich sporo. Marcin za wszelką cenę starał się udowodnić Kamili, że jest próżna i nie liczy się z nikim, a Kamila chciała go przekonać, że fascynuje go właśnie tym, że jest taka, jaka jest.

Tego dnia z Kamilą umówili się u niego w domu, bo to na niego spadła opieka nad młodszym rodzeństwem. Ojciec jak zwykle był w pracy, a Marek, jako świeżo upieczony student AWF, pojechał na obóz integracyjny. To dlatego Marcin, mimo że jeszcze trwały studenckie wakacje, spędzał wrzesień w Warszawie.

Kamila wparowała jak burza. Kod do domofonu Marcina znała już na pamięć, więc na klatkę wchodziła jak do siebie i tylko do drzwi mieszkania Niewiadomskich dzwoniła, jak przystało na gościa. Tym razem długo wisiała na dzwonku, bo ryk Magdusi zagłuszał niemal wszystko. Musiała dzwonić na komórkę Marcina i mówić, że stoi pod drzwiami. Na to, że przywita ją tak spazmatyczny szloch dziewczynki, zupełnie nie była przygotowana. She was completely unprepared for being greeted by such spasmodic sobs of a girl.

– Jezus Maria! – powiedziała, słysząc dobiegające zza zamkniętych drzwi pokoju spazmy. – Co się stało? - What happened? Ktoś ją pobił?

– Nie. Po prostu te bachory są dziś tak rozwydrzone jak… jak… – szukał słowa, by określić ich stopień rozwydrzenia, by znaleźć odpowiednie porównanie, nagle… spojrzał na jej najmodniejszą torebkę, buty i wypalił: – Jak ty!

Kamila jednak wcale się nie obraziła, a kiedy opowiedział wszystko to, czego zdążył dowiedzieć się od zrozpaczonej siostrzyczki, okazało się, że ku jego zdumieniu nie uznała tego za błahy problem. Przypomniała jej się historia z breloczkiem z owieczką i kilka innych wydarzeń z czasów, gdy takie drobiazgi miały znaczenie. She remembered the story of the lamb's keychain and a few other events from a time when such little things mattered. Zerknęła przy tym na swoją nową, czerwoną torebkę Louis Vuitton. Ojciec zapłacił za nią ponad tysiąc trzysta euro. My father paid over one thousand three hundred euros for it. Chciał w ten sposób przekupić ją, by pojechała na wakacje. He wanted to bribe her to go on vacation. Bezskutecznie, ale… po miesiącu i tak dał jej torebkę. To no avail, but… after a month, he gave her the purse anyway. W końcu w wakacje miała urodziny. After all, she had her birthday on the summer vacation. Sama z pogardą patrzyła na kobiety łażące z podróbkami. „Nie stać je na oryginał, niech kupują to, na co je stać!” – mówiła otwarcie. "They can't afford the original, let them buy what they can!" She said openly.

Marcin na szczęście nie znał ceny torebki. Fortunately, Marcin did not know the price of the purse. Gdyby ją znał, zszedłby niechybnie na zawał. If he had known her, he would have had a heart attack.

Jakie było to śniadaniowe pudełko Magdy? What was Magda's breakfast box like? Kamila postanowiła zapytać, jednak Marcin zamiast odpowiedzieć na pytanie, po prostu przyniósł nieszczęsny przedmiot z tornistra młodszej siostry. Kamila decided to ask, but instead of answering the question, Marcin just brought the unfortunate item from his younger sister's schoolbag.

– Kto to kupował? - Who was buying it? – spytała Kamila, obracając plastikowe pudełko w rękach i jakby nie dowierzając, że ktoś mógł w ogóle wyprodukować coś tak… tandetnego.

– No… ojciec. - Well ... father.

– Zupełnie nie ma gustu – stwierdziła Kamila. - He has no taste whatsoever - said Kamila.

– Słucham? - Listen? – Marcin myślał, że źle słyszy. Co ma gust do pudełka? What tastes to the box?

– No tandeta to jest! – powiedziała z wyraźnym wstrętem w głosie. She said with obvious disgust in her voice.

– A to takie pudełko może być nietandetne? - And this box like this can be shoddy?

– Może – odparła Kamila tak poważnie, że Marcina zatkało. - Maybe - Kamila replied so seriously that Marcin was speechless. Niezrażona ciągnęła: – Ten, kto to kupił, kierował się ceną, a niestety, jak mawiała moja babcia: „Kto mało płaci, dwa razy płaci”. Undaunted, she continued: - Whoever bought it was guided by the price, but unfortunately, as my grandmother used to say: "Who pays little, pays twice."

– Ty sobie jaja robisz, tak? Rozumiem to w odniesieniu do samochodu czy komputera, ale pudełka na drugie śniadanie?

– To się stosuje do wszystkiego – stwierdziła Kamila, a widząc zdumioną minę Marcina, wyjaśniła: – Naprawdę nie zauważyłeś, że buty dobrej firmy dłużej służą niż podróbki?

Marcin wydął usta, czemu towarzyszyło pełne politowania spojrzenie. Marcin pouted, accompanied by a pitying look.

– Nie patrz tak! - Do not look like this! – zaprotestowała Kamila. Kamila protested. – Magda dostała syfiaste pudełko i nie ma się co dziwić, że koleżanki się śmieją.

– I jeszcze mówiły, że to nie z tych minionków – dodała dziewczynka urywanym głosem. Od kilku minut stała w progu salonu, a słuchając Kamili, która ewidentnie zdawała się rozumieć jej straszny problem, zaczęła się uspokajać.

– Jak to nie z tych minionków? - How is it not those minions? – spytał Marcin, ale na to pytanie odpowiedziała mu Kamila. - asked Marcin, but this question was answered by Kamila.

– Normalnie… - Normally…

– Co normalnie? - Normal what? – Marcin tracił cierpliwość. - Marcin was losing his patience. I do Kamili, i do Magdy. And to Kamila and Magda. Zupełnie nie rozumiał, co za problem był z tym cholernym pudełkiem i jeszcze straszniejszymi minionkami, których z minuty na minutę zaczynał po prostu nienawidzić. He didn't understand what the problem was with that damn box and even more terrible minions that he was just starting to hate minute by minute.

– No, to są minionki z pierwszej części filmu, a teraz w modzie są kolejne i… - Well, these are the minions from the first part of the film, and now there are more and ...

– Boże! - God! Co za głupoty! What a nonsense! – Marcin wzniósł oczy do nieba, a po chwili opuścił, by spojrzeć na Kamilę z politowaniem. - Marcin raised his eyes to heaven, and after a while he lowered him to look at Kamila with pity.

– Może i głupoty, ale… faceci też co roku fascynują się innym piłkarzem. - Maybe stupid things, but ... guys are also fascinated by a different footballer every year.

– Hm – mruknął Marcin i zamilkł, by po chwili spytać: – Czyli co? - Hmm - Marcin muttered and fell silent, and after a while he asked: - So what?

– Jedziemy po nowe, modne pudełko – powiedziała Kamila takim tonem, jakby to się rozumiało samo przez się. - We are going for a new, fashionable box - said Kamila in a tone that seemed to be understood by itself.

– Ale… – Marcin próbował coś powiedzieć, jednak Kamila przerwała mu w pół słowa: - But ... - Marcin tried to say something, but Kamila interrupted him in mid-words:

– Ja kupuję! - I'm buying! W zamian za to Magda da nam dzisiaj święty spokój. In return, Magda will give us peace of mind today. Zgoda? Agreement?

Ostatnie pytanie skierowane było do Magdy, która błyskawicznie przestała płakać i ciężko wzdychać, podeszła do Kamili i wtuliła się w nią. The last question was addressed to Magda, who immediately stopped crying and sighing heavily, came up to Kamila and cuddled up to her.