×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, PRZYJACIÓŁKI (1)

PRZYJACIÓŁKI (1)

– Tak? – w domofonie odezwał się znajomy głos.

– Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami… – zaczęła Kamila, ale nie dane było jej dokończyć zdania, bo oto w odpowiedzi usłyszała:

– Też tak myślałam. Wejdź.

* * *

Informacja o tym, że Małgosia się odnalazła, na tyle dobrze wpłynęła na jej mamę, że lekarze wypuścili ją na przepustkę. To z kolei spowodowało, że oboje rodzice przyjechali do Lublina na Boże Narodzenie. Mama Bazylego rozszerzyła swoje zaproszenie na święta dla Małgosi o jej całą rodzinę. Pawlakowie zatrzymali się w Grandzie, zabytkowym hotelu w centrum Lublina. Znajdował się niemal tuż obok restauracji McDonald, w której dorabiała Małgosia, choć ojciec znów zaczął przysyłać jej pieniądze. Od wielu miesięcy zarabiał na tyle dobrze, że już nie musiał się szczypać jak kiedyś.

– W sumie to dzięki Helenie – powiedział do Małgosi, odwiedzając ją w miejscu pracy wieczorem w dzień przed Wigilią.

– Mówiłeś to mamie? – spytała.

Ruch w McDonaldzie nie był zbyt duży. Właściwie przeważali klienci przychodzący po kawę. Ojciec też zamówił tylko kawę. Siadł przy stoliku blisko bufetu, za którym stała Małgosia, i obserwował ją, jak sobie radzi. Teraz podeszła do niego, bo akurat nie było chętnych do składania zamówień.

– Mama jest na lekach i chyba w swoim świecie – odparł ojciec na jej pytanie i dodał: – Teraz już śpi.

Małgosia już podczas poprzedniej rozmowy z ojcem dowiedziała się, że mama na stałe zamieszkała w specjalnym ośrodku, a ojciec w swojej kawalerce. Ich dawne mieszkanie stało puste, bo… czekało na nią.

– Rozumiałem, że nie chcesz nas oglądać, ale miałem nadzieję, że wrócisz – wyznał.

– Możesz to mieszkanie wynająć. Mam nowe życie, tato…

Teraz w Lublinie ojciec widział to jej nowe życie. Ciasny pokoik wynajmowany u Zosi, która na święta pojechała do rodziny do Łęcznej, pracę w McDonaldzie i studia, które sam nie wiedział, czy są perspektywiczne. „Czy bibliotekarz to dobry zawód?” – zastanawiał się nad tym już wtedy, gdy Małgosia przebąkiwała, że chce zdawać na ten kierunek. Nie sądził jednak, że jak przyjdzie co do czego, wybierze tak odległą uczelnię i… da sobie radę. Wydoroślała. To było pewne.

Wigilia i święta z mamą Bazylego oraz samym Bazylim uświadomiły ojcu Małgosi jedno. Musi ściągnąć ją do Warszawy. Warunki, w jakich córka żyła w Lublinie, nie należały do komfortowych. Perspektyw na ich poprawę też nie było. Bazyli z mamą mieszkał skromnie.

Rewanż w postaci Wielkanocy w Warszawie mama Bazylego przyjęła z pewną rezerwą, ale… ojciec Małgosi błyskawicznie rozwiał wszystkie jej wątpliwości.

– Mamy dwa mieszkania – powiedział, a widząc jej zdumienie, dodał: – Zatrzymają się państwo w mojej kawalerce.

* * *

By móc pójść ze święconką z Marcinem, Kamila musiała w domu stoczyć zacięty bój. Dopiero kiedy wytoczyła działo w postaci Kuby, którego obiecała zabrać ze sobą, mama zmiękła. Ojciec jak zwykle się nie odzywał, jakby zupełnie w tej kwestii nie miał nic do powiedzenia lub jakby było mu wszystko jedno. Wyprawa Marcina ze święconką do kościoła Kamili nie była możliwa. Marcin święcił jajka całą rodziną, bo – jak powiedział – to chyba jedna z niewielu rzeczy, które robią wszyscy razem i to zawsze punktualnie w południe. Kamila oczywiście może się z nimi wybrać. No to się wybrała.

Punktualnie o jedenastej zapakowała Kubę do samochodu, wręczywszy mu udekorowany koszyk i przykazawszy pilnować go jak oka w głowie. Już po chwili jej peugeot ruszył z piskiem opon, by wyskoczyć na trasę do Warszawy. Na Saską Kępę dojechali po czterdziestu minutach i zaparkowała niedaleko kościoła przy ulicy Nobla. Tam czekała na Marcina, strofując Kubę, by nie palnął czegoś głupiego.

Niewiadomscy byli punktualni. Pięć minut przed wybiciem dwunastej zjawili się przed wejściem do kościoła od strony ulicy Saskiej. Kamila czekała od strony Obrońców. Na szczęście Marcin zadzwonił do niej. Odebrała błyskawicznie.

– Jesteś? – spytał.

– Tak… – odparła, rozglądając się na boki.

– Weszliśmy od Saskiej. Chodź do stołu. Zobaczysz nas.

I rzeczywiście. Gdy tylko Kamila z Kubą dotarli do wystawionego na kościelnym dziedzińcu stołu, od razu rozpoznała stojącego tuż przy nim ojca Marcina. Wysoki, przystojny, był jakby starszą wersją swojego pierworodnego, tyle że… bez brody.

„A więc tak byś wyglądał bez zarostu” – powiedziała Kamila w myślach do Marcina, dygając przed panem Niewiadomskim niczym pensjonarka.

– Tato, to jest Kamila. – Marcin dokonał prezentacji.

Przepełniały go obawy, ale… szybko okazało się, że niepotrzebnie. Przecież ojciec od dawna nie był już surowy i groźny. Teraz ten zupełnie inny człowiek przywitał się:

– Miło mi. – I schyliwszy się, szarmancko pocałował Kamilę w rękę.

Przez chwilę stała jak sparaliżowana i musiała mieć dziwną minę, bo Marcin parsknął śmiechem. To ją otrzeźwiło.

– Kuba, przywitaj się – przemówiła, popychając do przodu młodszego brata uważnie trzymającego w ręku koszyk ze święconką.

Po chwili wszyscy zebrani postawili swoje koszyki na stole, a Kamila, Kuba i cała rodzina Niewiadomskich stanęli z jednej strony wielkiego stołu. Kamila rozejrzała się po twarzach. Jeszcze kilka lat temu to była jej parafia. Po przeprowadzce do Kiełpina miała nowy kościół, nową parafię, ale bywała tam tak rzadko, że właściwie nie znała nikogo. Nie zapamiętała nawet jednego księdza. Pewnie dlatego, że nawet w czasie tradycyjnych wizyt po kolędzie nie było jej w domu. Tu było inaczej. Choć nie mieszkała już na Saskiej Kępie, to jednak nadal czuła się tu jak u siebie. Jajka święcił ksiądz, który przed laty udzielał jej pierwszej komunii. Chyba ją poznał, bo miała wrażenie, że się uśmiechnął.

Nagle wydało jej się, że po drugiej stronie stołu widzi znajomą twarz. Bez okularów, ale… dziewczyna tam stojąca wyglądała jak Małgosia. Tylko o wiele doroślejsza niż wtedy, gdy widziały się po raz ostatni. Stała pod rękę z jakimś brodatym młodym mężczyzną. Towarzyszyła im jakaś kobieta, która szeptała mu coś do ucha. A za nimi… Kamila zastanawiała się, czy to przypadkiem nie rodzice Małgosi? Ale mężczyzna był zupełnie siwy, a kobieta, którą trzymał pod rękę, tak przerażająco chuda, że Kamila z miejsca stwierdziła, że to jednak nie mogła być mama Małgosi. Nagle… spojrzenia jej i stojącej na wprost dziewczyny zetknęły się, jednak brunetka uczepiona przystojnego chłopaka z krótką bródką szybko przeniosła wzrok na Marcina. Przez chwilę jej twarz wyrażała zdumienie, a potem szepnęła coś chłopakowi na ucho.

Czy to rzeczywiście Małgosia? Kamila spojrzała na Marcina, ale on z uśmiechem patrzył tylko na nią. Odwzajemniła uśmiech i gdy z powrotem przeniosła wzrok na postaci po drugiej stronie stołu, nie ujrzała już ani dziewczyny, która tak bardzo przypomniała jej przyjaciółkę z dzieciństwa, ani towarzyszącego jej młodego mężczyzny i kobiety, ani nawet pary, o której przez chwilę myślała, że są rodzicami Małgosi.

Przypomniała sobie za to Wielkanoc sprzed wielu lat, kiedy przyszły tu we dwie i chciały wyciągnąć ze sobą Maćka. On jednak wyjaśnił, że jako ewangelik nie święci jajek, ale może z nimi pójść dla towarzystwa. Z tej wspólnej wyprawy Kamila zapamiętała słowa Maćka, który powiedział, że w dziewiętnastowiecznej Warszawie szlachta i mieszczanie święcili pokarmy na półmiskach lub talerzach, a chłopstwo w koszyczkach, a teraz niby Warszawa, a wszyscy jak chłopi – z wiklinowymi koszami.

„Po drugiej wojnie światowej miasto przejęło wiejskie zwyczaje”. Głos Maćka wypowiadającego to zdanie do tej pory brzmiał Kamili w uszach. Rozglądała się po stole ze święconką i wspominała, jak wtedy Małgosia spytała go, skąd to wie, a on podał tytuł jakiejś książki. Małgosia od razu chciała ją przeczytać i w rezultacie po święconce pobiegli do Maćka. Z trudem za nimi nadążyła. Wydawali się wtedy stworzeni dla siebie, a po latach… wszystko się rozpadło.

„Nic nie jest wieczne” – pomyślała Kamila. I nagle przed oczami stanął jej Wojtek. Dwa lata temu po raz pierwszy pojechała do niego na grób. Czy ktoś odwiedza go na cmentarzu? Czy już tylko rodzice? Z zamyślenia wyrwał ją głos księdza, który właśnie pokropił pokarmy i pobłogosławił zebranym. Wszyscy przeżegnali się i… zaczęli zbierać ze stołu koszyki. Kamila próbowała szukać jeszcze w tłumie brunetki z chłopakiem z bródką, ale… nie zobaczyła ich nigdzie.

– Stało się coś? – spytał ją Marcin, widząc, że się rozgląda, zamiast pomóc Kubie przykryć serwetką święconkę.

– Miałam wrażenie, że widziałam Małgosię… – bąknęła zmieszana.

– To zupełnie możliwe – odparł Marcin i poprawił czapkę na głowie Magdy.

Było ciepło, ale jednak wiało, a młodsza siostra jeszcze nie tak niedawno miała zapalenie zatok. Kamila zauważyła, jak Marcin troskliwie zajmuje się siostrą. Jego ojciec też zwrócił na to uwagę, bo powiedział:

– Będzie z ciebie świetny pedagog…

– Tak myślisz? – odparł Marcin z nadzieją. Nie był najlepszym studentem, ale… na ćwiczeniach brylował. Praktyka domowa robiła swoje.

– No wiesz… udało ci się nakłonić Magdę do włożenia czapki. Czasem mi się zdaje, że to ty jesteś jej ojcem. No ale pewnie niedługo będziesz miał swoje – stwierdził i spojrzawszy na Kamilę, mrugnął porozumiewawczo.

– Tato, daj spokój… – Marcin zarumienił się, ale ojciec klepnął go w plecy z uznaniem i dodał:

– Proponuję lody w Akwarium. Stawiam! – dorzucił i zgarnął stadko do wyjścia z terenu kościoła.

Przed wyjściem na lody wzdragał się tylko Marek, który chciał wrócić do domu, przebrać się w strój do joggingu i zrobić kilka okrążeń wokół Skaryszaka, by nie tracić formy, ale ojciec spojrzał na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu i powiedział:

– Są święta. Rzadko spędzamy razem czas i nie ma mowy, żebyś się teraz sam gdzieś włóczył.

Marek skapitulował. Zostawili święconki w samochodzie Kamili i wszyscy ruszyli w kierunku Francuskiej.


PRZYJACIÓŁKI (1) FREUNDE (1) GIRLFRIENDS (1) ДРУЗЬЯ (1) ДРУЗІ (1)

– Tak? – w domofonie odezwał się znajomy głos. - A familiar voice rang out on the intercom.

– Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami… – zaczęła Kamila, ale nie dane było jej dokończyć zdania, bo oto w odpowiedzi usłyszała:

– Też tak myślałam. - I thought so too. Wejdź. Come in.

* * *

Informacja o tym, że Małgosia się odnalazła, na tyle dobrze wpłynęła na jej mamę, że lekarze wypuścili ją na przepustkę. To z kolei spowodowało, że oboje rodzice przyjechali do Lublina na Boże Narodzenie. Mama Bazylego rozszerzyła swoje zaproszenie na święta dla Małgosi o jej całą rodzinę. Pawlakowie zatrzymali się w Grandzie, zabytkowym hotelu w centrum Lublina. Znajdował się niemal tuż obok restauracji McDonald, w której dorabiała Małgosia, choć ojciec znów zaczął przysyłać jej pieniądze. It was located almost next to the McDonald restaurant, where Małgosia earned extra money, although her father had started sending her money again. Od wielu miesięcy zarabiał na tyle dobrze, że już nie musiał się szczypać jak kiedyś.

– W sumie to dzięki Helenie – powiedział do Małgosi, odwiedzając ją w miejscu pracy wieczorem w dzień przed Wigilią. - All in all, thanks to Helena - he said to Małgosia, visiting her at her workplace on the evening before Christmas Eve.

– Mówiłeś to mamie? – spytała.

Ruch w McDonaldzie nie był zbyt duży. Właściwie przeważali klienci przychodzący po kawę. Ojciec też zamówił tylko kawę. Father also ordered only coffee. Siadł przy stoliku blisko bufetu, za którym stała Małgosia, i obserwował ją, jak sobie radzi. Teraz podeszła do niego, bo akurat nie było chętnych do składania zamówień. Now she approached him, because there were no people willing to place orders.

– Mama jest na lekach i chyba w swoim świecie – odparł ojciec na jej pytanie i dodał: – Teraz już śpi.

Małgosia już podczas poprzedniej rozmowy z ojcem dowiedziała się, że mama na stałe zamieszkała w specjalnym ośrodku, a ojciec w swojej kawalerce. Ich dawne mieszkanie stało puste, bo… czekało na nią.

– Rozumiałem, że nie chcesz nas oglądać, ale miałem nadzieję, że wrócisz – wyznał.

– Możesz to mieszkanie wynająć. Mam nowe życie, tato…

Teraz w Lublinie ojciec widział to jej nowe życie. Ciasny pokoik wynajmowany u Zosi, która na święta pojechała do rodziny do Łęcznej, pracę w McDonaldzie i studia, które sam nie wiedział, czy są perspektywiczne. „Czy bibliotekarz to dobry zawód?” – zastanawiał się nad tym już wtedy, gdy Małgosia przebąkiwała, że chce zdawać na ten kierunek. "Is a librarian a good profession?" - he wondered about it already when Małgosia muttered that she wanted to pass on this direction. Nie sądził jednak, że jak przyjdzie co do czego, wybierze tak odległą uczelnię i… da sobie radę. Wydoroślała. To było pewne.

Wigilia i święta z mamą Bazylego oraz samym Bazylim uświadomiły ojcu Małgosi jedno. Musi ściągnąć ją do Warszawy. Warunki, w jakich córka żyła w Lublinie, nie należały do komfortowych. Perspektyw na ich poprawę też nie było. There were also no prospects for their improvement. Bazyli z mamą mieszkał skromnie. Bazyli lived modestly with his mother.

Rewanż w postaci Wielkanocy w Warszawie mama Bazylego przyjęła z pewną rezerwą, ale… ojciec Małgosi błyskawicznie rozwiał wszystkie jej wątpliwości. The rematch in the form of Easter in Warsaw was accepted by Bazyli's mother with some reserve, but ... Małgosia's father quickly dispelled all her doubts.

– Mamy dwa mieszkania – powiedział, a widząc jej zdumienie, dodał: – Zatrzymają się państwo w mojej kawalerce. "We have two apartments," he said, and seeing her amazement added, "You'll stay in my studio."

* * *

By móc pójść ze święconką z Marcinem, Kamila musiała w domu stoczyć zacięty bój. Dopiero kiedy wytoczyła działo w postaci Kuby, którego obiecała zabrać ze sobą, mama zmiękła. Ojciec jak zwykle się nie odzywał, jakby zupełnie w tej kwestii nie miał nic do powiedzenia lub jakby było mu wszystko jedno. Wyprawa Marcina ze święconką do kościoła Kamili nie była możliwa. Marcin's trip with święconka to Kamila's church was not possible. Marcin święcił jajka całą rodziną, bo – jak powiedział – to chyba jedna z niewielu rzeczy, które robią wszyscy razem i to zawsze punktualnie w południe. Marcin blessed eggs with the whole family, because - as he said - it is probably one of the few things that everyone does together, always on time at noon. Kamila oczywiście może się z nimi wybrać. Kamila can of course go with them. No to się wybrała. So she went.

Punktualnie o jedenastej zapakowała Kubę do samochodu, wręczywszy mu udekorowany koszyk i przykazawszy pilnować go jak oka w głowie. At eleven o'clock punctually, she packed Cuba in the car, handed him a decorated basket and ordered to watch over him like an eye in his head. Już po chwili jej peugeot ruszył z piskiem opon, by wyskoczyć na trasę do Warszawy. Na Saską Kępę dojechali po czterdziestu minutach i zaparkowała niedaleko kościoła przy ulicy Nobla. Tam czekała na Marcina, strofując Kubę, by nie palnął czegoś głupiego.

Niewiadomscy byli punktualni. Pięć minut przed wybiciem dwunastej zjawili się przed wejściem do kościoła od strony ulicy Saskiej. Kamila czekała od strony Obrońców. Na szczęście Marcin zadzwonił do niej. Odebrała błyskawicznie.

– Jesteś? – spytał.

– Tak… – odparła, rozglądając się na boki.

– Weszliśmy od Saskiej. Chodź do stołu. Zobaczysz nas.

I rzeczywiście. Gdy tylko Kamila z Kubą dotarli do wystawionego na kościelnym dziedzińcu stołu, od razu rozpoznała stojącego tuż przy nim ojca Marcina. Wysoki, przystojny, był jakby starszą wersją swojego pierworodnego, tyle że… bez brody. Tall, handsome, he was like an older version of his firstborn, only… without a beard.

„A więc tak byś wyglądał bez zarostu” – powiedziała Kamila w myślach do Marcina, dygając przed panem Niewiadomskim niczym pensjonarka. "Так ось як ти виглядав би без бороди", - подумки сказала Каміла Мартіну, задихаючись перед паном Нєв'ядомським, як школярка.

– Tato, to jest Kamila. – Marcin dokonał prezentacji.

Przepełniały go obawy, ale… szybko okazało się, że niepotrzebnie. Przecież ojciec od dawna nie był już surowy i groźny. After all, my father had not been harsh and threatening for a long time. Teraz ten zupełnie inny człowiek przywitał się: Now this completely different man said:

– Miło mi. - I am pleased to. – I schyliwszy się, szarmancko pocałował Kamilę w rękę. And, bending down, gallantly kissed Kamila on the hand.

Przez chwilę stała jak sparaliżowana i musiała mieć dziwną minę, bo Marcin parsknął śmiechem. To ją otrzeźwiło.

– Kuba, przywitaj się – przemówiła, popychając do przodu młodszego brata uważnie trzymającego w ręku koszyk ze święconką.

Po chwili wszyscy zebrani postawili swoje koszyki na stole, a Kamila, Kuba i cała rodzina Niewiadomskich stanęli z jednej strony wielkiego stołu. After a while, all the gathered people put their baskets on the table, and Kamila, Kuba and the whole Niewiadomski family stood on one side of the large table. Kamila rozejrzała się po twarzach. Kamila looked at the faces. Jeszcze kilka lat temu to była jej parafia. A few years ago it was her parish. Po przeprowadzce do Kiełpina miała nowy kościół, nową parafię, ale bywała tam tak rzadko, że właściwie nie znała nikogo. After moving to Kiełpin, she had a new church, a new parish, but she was there so rarely that she didn't know anyone. Nie zapamiętała nawet jednego księdza. She didn't even remember a single priest. Pewnie dlatego, że nawet w czasie tradycyjnych wizyt po kolędzie nie było jej w domu. Probably because even during the traditional visits after the Christmas carol, she was not at home. Tu było inaczej. It was different here. Choć nie mieszkała już na Saskiej Kępie, to jednak nadal czuła się tu jak u siebie. Jajka święcił ksiądz, który przed laty udzielał jej pierwszej komunii. The eggs were blessed by a priest who gave her her first communion years ago. Яйця освятив священик, який багато років тому дав їй перше причастя. Chyba ją poznał, bo miała wrażenie, że się uśmiechnął.

Nagle wydało jej się, że po drugiej stronie stołu widzi znajomą twarz. Bez okularów, ale… dziewczyna tam stojąca wyglądała jak Małgosia. Tylko o wiele doroślejsza niż wtedy, gdy widziały się po raz ostatni. Stała pod rękę z jakimś brodatym młodym mężczyzną. She was standing by an arm with some bearded young man. Towarzyszyła im jakaś kobieta, która szeptała mu coś do ucha. They were accompanied by a woman who was whispering something in his ear. A za nimi… Kamila zastanawiała się, czy to przypadkiem nie rodzice Małgosi? And behind them ... Kamila wondered if it was not Małgosia's parents? Ale mężczyzna był zupełnie siwy, a kobieta, którą trzymał pod rękę, tak przerażająco chuda, że Kamila z miejsca stwierdziła, że to jednak nie mogła być mama Małgosi. But the man was completely gray, and the woman he was holding by the arm was so frighteningly thin that Kamila immediately said that it could not be Małgosia's mother. Nagle… spojrzenia jej i stojącej na wprost dziewczyny zetknęły się, jednak brunetka uczepiona przystojnego chłopaka z krótką bródką szybko przeniosła wzrok na Marcina. Przez chwilę jej twarz wyrażała zdumienie, a potem szepnęła coś chłopakowi na ucho.

Czy to rzeczywiście Małgosia? Kamila spojrzała na Marcina, ale on z uśmiechem patrzył tylko na nią. Kamila looked at Marcin, but he was smiling only at her. Odwzajemniła uśmiech i gdy z powrotem przeniosła wzrok na postaci po drugiej stronie stołu, nie ujrzała już ani dziewczyny, która tak bardzo przypomniała jej przyjaciółkę z dzieciństwa, ani towarzyszącego jej młodego mężczyzny i kobiety, ani nawet pary, o której przez chwilę myślała, że są rodzicami Małgosi. She smiled back, and when she looked back at the figures on the other side of the table, she saw neither the girl who reminded her so much of her childhood friend, nor the young man and woman accompanying her, nor even the couple whom she thought were for a moment. Małgosia's parents.

Przypomniała sobie za to Wielkanoc sprzed wielu lat, kiedy przyszły tu we dwie i chciały wyciągnąć ze sobą Maćka. She remembered Easter from many years ago, when the two of them came here and wanted to take Maciek with them. On jednak wyjaśnił, że jako ewangelik nie święci jajek, ale może z nimi pójść dla towarzystwa. However, he explained that, as an Evangelical Christian, he did not sanctify eggs, but could go with them for companionship. Z tej wspólnej wyprawy Kamila zapamiętała słowa Maćka, który powiedział, że w dziewiętnastowiecznej Warszawie szlachta i mieszczanie święcili pokarmy na półmiskach lub talerzach, a chłopstwo w koszyczkach, a teraz niby Warszawa, a wszyscy jak chłopi – z wiklinowymi koszami. From this joint trip, Kamila remembered the words of Maciek, who said that in nineteenth-century Warsaw the nobility and townspeople blessed food on platters or plates, and the peasants in baskets, and now like Warsaw, and all like peasants - with wicker baskets.

„Po drugiej wojnie światowej miasto przejęło wiejskie zwyczaje”. "After the Second World War, the city took over rural customs." Głos Maćka wypowiadającego to zdanie do tej pory brzmiał Kamili w uszach. Rozglądała się po stole ze święconką i wspominała, jak wtedy Małgosia spytała go, skąd to wie, a on podał tytuł jakiejś książki. Małgosia od razu chciała ją przeczytać i w rezultacie po święconce pobiegli do Maćka. Z trudem za nimi nadążyła. Wydawali się wtedy stworzeni dla siebie, a po latach… wszystko się rozpadło.

„Nic nie jest wieczne” – pomyślała Kamila. I nagle przed oczami stanął jej Wojtek. And suddenly Wojtek appeared before her eyes. Dwa lata temu po raz pierwszy pojechała do niego na grób. Two years ago, she went to see him for the first time. Czy ktoś odwiedza go na cmentarzu? Czy już tylko rodzice? Z zamyślenia wyrwał ją głos księdza, który właśnie pokropił pokarmy i pobłogosławił zebranym. Wszyscy przeżegnali się i… zaczęli zbierać ze stołu koszyki. Kamila próbowała szukać jeszcze w tłumie brunetki z chłopakiem z bródką, ale… nie zobaczyła ich nigdzie.

– Stało się coś? - Something happened? – spytał ją Marcin, widząc, że się rozgląda, zamiast pomóc Kubie przykryć serwetką święconkę.

– Miałam wrażenie, że widziałam Małgosię… – bąknęła zmieszana.

– To zupełnie możliwe – odparł Marcin i poprawił czapkę na głowie Magdy.

Było ciepło, ale jednak wiało, a młodsza siostra jeszcze nie tak niedawno miała zapalenie zatok. It was warm, but still windy, and the younger sister had sinusitis not so recently. Kamila zauważyła, jak Marcin troskliwie zajmuje się siostrą. Jego ojciec też zwrócił na to uwagę, bo powiedział:

– Będzie z ciebie świetny pedagog…

– Tak myślisz? – odparł Marcin z nadzieją. Nie był najlepszym studentem, ale… na ćwiczeniach brylował. Praktyka domowa robiła swoje.

– No wiesz… udało ci się nakłonić Magdę do włożenia czapki. - You know ... you managed to persuade Magda to put on a hat. Czasem mi się zdaje, że to ty jesteś jej ojcem. No ale pewnie niedługo będziesz miał swoje – stwierdził i spojrzawszy na Kamilę, mrugnął porozumiewawczo. Well, probably soon you will have yours - he said and, looking at Kamila, he winked knowingly.

– Tato, daj spokój… – Marcin zarumienił się, ale ojciec klepnął go w plecy z uznaniem i dodał: - Dad, come on ... - Marcin blushed, but his father patted him on the back appreciatively and added:

– Proponuję lody w Akwarium. Stawiam! – dorzucił i zgarnął stadko do wyjścia z terenu kościoła. - Він додав і підштовхнув паству до виходу з церковної території.

Przed wyjściem na lody wzdragał się tylko Marek, który chciał wrócić do domu, przebrać się w strój do joggingu i zrobić kilka okrążeń wokół Skaryszaka, by nie tracić formy, ale ojciec spojrzał na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu i powiedział: Before going out for ice cream, only Marek, who wanted to return home, change into jogging clothes and make a few laps around Skaryszak so as not to lose his form, but his father looked at him with an unbearable gaze and said: Лише Марек, який хотів піти додому, перевдягнутися в бігові кросівки і зробити кілька кіл навколо Скаришака, щоб підтримувати форму, вагався, чи йти за морозивом, але батько подивився на нього з викликом і сказав: "Ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні, ні:

– Są święta. - It's Christmas. Rzadko spędzamy razem czas i nie ma mowy, żebyś się teraz sam gdzieś włóczył. We rarely spend time together, and there's no way you're just hanging out on your own right now.

Marek skapitulował. Marek capitulated. Zostawili święconki w samochodzie Kamili i wszyscy ruszyli w kierunku Francuskiej. They left święconka in Kamila's car and they all headed towards Francuska.