×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, OJCIEC (2)

OJCIEC (2)

– Jeżeli przyjmiesz od niego to mieszkanie, to wyrzekam się ciebie!

Bazyli zaniemówił. Takiej reakcji ze strony matki się nie spodziewał. Rozmowa toczyła się przy śniadaniu. Poprzedniego dnia wrócił do domu późno. Po spotkaniu z ojcem odprowadzał jeszcze Małgosię, więc gdy dotarł do domu, matka spała. Dlatego o wczorajszej propozycji Kajetana Kurzyńskiego, o którym starał się myśleć „tato”, opowiedział jej teraz. Miał zresztą niewiele czasu. Za chwilę musiał wychodzić na uczelnię. Matka tego dnia pracowała po południu, więc była jeszcze w szlafroku.

– Mamo… ale przecież nie będziemy mieszkać tu we trójkę z tobą.

– A po co w ogóle chcesz z nią mieszkać?

– Co za głupie pytanie. Co ci się nagle stało? – Bazyli o mały włos, a udławiłby się jajecznicą.

– Nic. Tylko za daleko to zaszło. Skoro chcesz się żenić i twierdzisz, że myślisz o tym poważnie, to pomyśl poważnie przede wszystkim o sobie.

– O co ci chodzi?

– Przecież ona ma psychiczną matkę. A jeśli sama się taka stanie? A jeśli będziecie mieli nienormalne dzieci?

– Co ty opowiadasz za bzdury?! – Bazyli się zirytował. Nagle jajecznica przestała mu smakować i w ogóle rozmowa zaczęła tak irytować, jak jeszcze nigdy dotąd żadna rozmowa z matką. – Zastanów się, co ty mówisz! Ojciec miał rację, że za tobą nikt nie trafi. Dopiero co jeździłaś ze mną do Warszawy na Wielkanoc. Wcześniej przyjmowałaś jej rodziców na Wigilii. Nawet dałaś mi dla niej pierścionek. A nagle…

I w tym momencie ku zaskoczeniu Bazylego matka wybuchnęła płaczem.

– Mamo, co ci się stało? Co w ogóle się z tobą dzieje?

– Synku, ja mam tylko ciebie… a teraz… on przyjechał. Tak jak na gotowe. I chce mi ciebie zabrać.

– Zabrać? Gdzie zabrać? Przecież ojciec za kilka tygodni wyjeżdża, a ja, jeśli się od ciebie wyprowadzę, to najwyżej kilka ulic dalej. I to jeszcze nie teraz.

Eugenia Żarska jednak spazmatycznie płakała. Zupełnie jakby kończył jej się świat. A gdy usłyszała słowo „ojciec”, powtórzyła je, ale z taką pogardą, że Bazyli spojrzał zaskoczony. Zupełnie matki nie poznawał.

– Mamo! Ty się tak idiotycznie zachowujesz, że zaczynam podejrzewać, że ty albo sama jesteś psychiczna, albo po prostu nie zawiadomiłaś go o ciąży, by mieć mnie tylko dla siebie. Jak jakąś rzecz.

Bazyli wstał od stołu, zostawiając niedojedzoną jajecznicę i niedopitą kawę. Matka szlochała.

– Czemu ty nigdy sobie nikogo nie znalazłaś? – spytał.

I w tym momencie uświadomił sobie, że zadawał jej już to pytanie, ale zawsze odpowiadała, że bardzo kochała jego ojca, który był tak wspaniałym człowiekiem, że nikt nie zdołałby go zastąpić. W świetle ostatnich wydarzeń to tłumaczenie stało się już nieaktualne, więc… patrzył na matkę wyczekująco, ale ta milczała, wycierając łzy.

– Ty po prostu jesteś zła na nas wszystkich, że twoje kłamstwo się wydało. Ale przecież, gdy byłem mały, uczyłaś, bym nie kłamał. Mówiłaś, że kłamstwo ma krótkie nogi, że prawda zawsze wyjdzie na jaw. Nie myślałaś wtedy o sobie? O tym, że twoje gigantyczne kłamstwo się kiedyś wyda?

– Nigdy by się nie wydało, gdyby nie Małgosia… – wyszeptała mama.

– Gdyby nie Małgosia? – Bazyli był zdumiony. Wydało mu się, że matka z rozpaczy zaczyna po prostu bredzić, ale ona brnęła dalej w swój wywód.

– Tak. Gdybyś nie chciał się jej oświadczyć, a ja… gdybym ci nie dała tego pierścionka. A dałam ci go, bo wiem, że nie ma nic gorszego niż krytykować wybory swojego dziecka. Można je wtedy stracić. Gdyby nie ten pierścionek, to Kajetan by sobie tu przyjechał i pojechał. Nigdy by ciebie nie spotkał.

– Mamo… i tak by mnie spotkał. W tym urzędzie stanu cywilnego spotkałby mnie na pewno.

– Ale nie zwróciłby na ciebie uwagi…

Matka powiedziała to tak strasznie smutnym głosem, że Bazyli mimo złości, jaka w nim narastała, podszedł do niej i pogłaskał po plecach.

– Tego nie wiesz… Ojciec zwrócił uwagę, bo zobaczył twoje nazwisko.

– Ojciec… – powtórzyła. – Masz ojca.

– Zawsze miałem, tylko o tym nie wiedziałem. Wiesz… pomyśl, ile osób za takie kłamstwo zerwałoby z tobą kontakty.

– Małgosia cię podpuściła.

– Dlaczego tak mówisz?

– Ona nie utrzymywała kontaktów z rodzicami…

– Co ty się jej tak uczepiłaś? Poza tym ona już naprawiła ten błąd, mamo. Teraz ty napraw swój.

Milczeli. Matka w ciszy znosiła ze stołu naczynia i układała w zlewie. Patrzył na nią, kręcąc głową ze zdumienia. To jego mama? Jak nie ona.

– Ale nie wyjedziesz do Francji? – spytała nagle.

Popatrzył na nią uważnie. Zrozumiał. A więc to o to chodziło. Matka bała się, że ojciec odbierze jej syna i wywiezie za granicę. Tylko po co, gdy uchodził za zmarłego, tak go idealizowała, skoro teraz, gdy objawił się przed nim z krwi i kości, prawdziwy, na dodatek podobny do niego jak dwie krople wody, za wszelką cenę chce go przedstawić w jak najgorszym świetle? Czy ktoś kiedyś zrozumie jej postępowanie?

– Nie wyjedziesz? Daj słowo…

– Mamo… daj spokój. Ty czegoś ode mnie chcesz. On czegoś ode mnie chce. A ja… ja po prostu chcę być szczęśliwy. Czy nie mam prawa?

Pytanie pozostało jednak bez odpowiedzi. Matka milczała, a on wyszedł z domu. I tak czuł, że spóźni się na zajęcia. Ale wiedział jedno. Postawi na swoim. A prośbę ojca spełni. Ojca! O Kajetanie Kurzyńskim myślał już tylko tak.


OJCIEC (2) DAD (2)

– Jeżeli przyjmiesz od niego to mieszkanie, to wyrzekam się ciebie! - If you accept this apartment from him, I renounce you! - Если ты примешь от него эту квартиру, я отрекусь от тебя!

Bazyli zaniemówił. Takiej reakcji ze strony matki się nie spodziewał. Rozmowa toczyła się przy śniadaniu. Poprzedniego dnia wrócił do domu późno. Po spotkaniu z ojcem odprowadzał jeszcze Małgosię, więc gdy dotarł do domu, matka spała. Dlatego o wczorajszej propozycji Kajetana Kurzyńskiego, o którym starał się myśleć „tato”, opowiedział jej teraz. Miał zresztą niewiele czasu. Za chwilę musiał wychodzić na uczelnię. Matka tego dnia pracowała po południu, więc była jeszcze w szlafroku.

– Mamo… ale przecież nie będziemy mieszkać tu we trójkę z tobą.

– A po co w ogóle chcesz z nią mieszkać?

– Co za głupie pytanie. Co ci się nagle stało? – Bazyli o mały włos, a udławiłby się jajecznicą. - Basil a haircut and he'd choke on scrambled eggs.

– Nic. Tylko za daleko to zaszło. Skoro chcesz się żenić i twierdzisz, że myślisz o tym poważnie, to pomyśl poważnie przede wszystkim o sobie.

– O co ci chodzi?

– Przecież ona ma psychiczną matkę. A jeśli sama się taka stanie? A jeśli będziecie mieli nienormalne dzieci?

– Co ty opowiadasz za bzdury?! – Bazyli się zirytował. Nagle jajecznica przestała mu smakować i w ogóle rozmowa zaczęła tak irytować, jak jeszcze nigdy dotąd żadna rozmowa z matką. – Zastanów się, co ty mówisz! Ojciec miał rację, że za tobą nikt nie trafi. Dopiero co jeździłaś ze mną do Warszawy na Wielkanoc. Wcześniej przyjmowałaś jej rodziców na Wigilii. Nawet dałaś mi dla niej pierścionek. A nagle…

I w tym momencie ku zaskoczeniu Bazylego matka wybuchnęła płaczem. At that moment, to Basil's surprise, his mother burst into tears.

– Mamo, co ci się stało? - Mom, what happened to you? Co w ogóle się z tobą dzieje?

– Synku, ja mam tylko ciebie… a teraz… on przyjechał. - Sonny, I only have you ... and now ... he has arrived. Tak jak na gotowe. I chce mi ciebie zabrać.

– Zabrać? Gdzie zabrać? Where to take? Przecież ojciec za kilka tygodni wyjeżdża, a ja, jeśli się od ciebie wyprowadzę, to najwyżej kilka ulic dalej. I to jeszcze nie teraz. And not yet.

Eugenia Żarska jednak spazmatycznie płakała. Eugenia Żarska, however, cried spasmodically. Zupełnie jakby kończył jej się świat. A gdy usłyszała słowo „ojciec”, powtórzyła je, ale z taką pogardą, że Bazyli spojrzał zaskoczony. Zupełnie matki nie poznawał.

– Mamo! Ty się tak idiotycznie zachowujesz, że zaczynam podejrzewać, że ty albo sama jesteś psychiczna, albo po prostu nie zawiadomiłaś go o ciąży, by mieć mnie tylko dla siebie. Jak jakąś rzecz.

Bazyli wstał od stołu, zostawiając niedojedzoną jajecznicę i niedopitą kawę. Bazyli got up from the table, leaving scrambled eggs and coffee half-finished. Matka szlochała.

– Czemu ty nigdy sobie nikogo nie znalazłaś? – spytał.

I w tym momencie uświadomił sobie, że zadawał jej już to pytanie, ale zawsze odpowiadała, że bardzo kochała jego ojca, który był tak wspaniałym człowiekiem, że nikt nie zdołałby go zastąpić. W świetle ostatnich wydarzeń to tłumaczenie stało się już nieaktualne, więc… patrzył na matkę wyczekująco, ale ta milczała, wycierając łzy.

– Ty po prostu jesteś zła na nas wszystkich, że twoje kłamstwo się wydało. Ale przecież, gdy byłem mały, uczyłaś, bym nie kłamał. Mówiłaś, że kłamstwo ma krótkie nogi, że prawda zawsze wyjdzie na jaw. Nie myślałaś wtedy o sobie? O tym, że twoje gigantyczne kłamstwo się kiedyś wyda?

– Nigdy by się nie wydało, gdyby nie Małgosia… – wyszeptała mama. "It would never have been if it hadn't been for Małgosia…" my mother whispered.

– Gdyby nie Małgosia? - If not for Małgosia? – Bazyli był zdumiony. Basil was amazed. Wydało mu się, że matka z rozpaczy zaczyna po prostu bredzić, ale ona brnęła dalej w swój wywód. He thought his mother was just starting to rave out of despair, but she continued on with her argument.

– Tak. Gdybyś nie chciał się jej oświadczyć, a ja… gdybym ci nie dała tego pierścionka. A dałam ci go, bo wiem, że nie ma nic gorszego niż krytykować wybory swojego dziecka. Można je wtedy stracić. Gdyby nie ten pierścionek, to Kajetan by sobie tu przyjechał i pojechał. Nigdy by ciebie nie spotkał.

– Mamo… i tak by mnie spotkał. W tym urzędzie stanu cywilnego spotkałby mnie na pewno.

– Ale nie zwróciłby na ciebie uwagi…

Matka powiedziała to tak strasznie smutnym głosem, że Bazyli mimo złości, jaka w nim narastała, podszedł do niej i pogłaskał po plecach.

– Tego nie wiesz… Ojciec zwrócił uwagę, bo zobaczył twoje nazwisko. - You don't know ... Father paid attention because he saw your name.

– Ojciec… – powtórzyła. – Masz ojca.

– Zawsze miałem, tylko o tym nie wiedziałem. Wiesz… pomyśl, ile osób za takie kłamstwo zerwałoby z tobą kontakty.

– Małgosia cię podpuściła.

– Dlaczego tak mówisz?

– Ona nie utrzymywała kontaktów z rodzicami…

– Co ty się jej tak uczepiłaś? Poza tym ona już naprawiła ten błąd, mamo. Teraz ty napraw swój.

Milczeli. Matka w ciszy znosiła ze stołu naczynia i układała w zlewie. Patrzył na nią, kręcąc głową ze zdumienia. To jego mama? This is his mom? Jak nie ona.

– Ale nie wyjedziesz do Francji? – spytała nagle.

Popatrzył na nią uważnie. Zrozumiał. A więc to o to chodziło. Matka bała się, że ojciec odbierze jej syna i wywiezie za granicę. Tylko po co, gdy uchodził za zmarłego, tak go idealizowała, skoro teraz, gdy objawił się przed nim z krwi i kości, prawdziwy, na dodatek podobny do niego jak dwie krople wody, za wszelką cenę chce go przedstawić w jak najgorszym świetle? Czy ktoś kiedyś zrozumie jej postępowanie?

– Nie wyjedziesz? Daj słowo… Give me your word ...

– Mamo… daj spokój. Ty czegoś ode mnie chcesz. On czegoś ode mnie chce. A ja… ja po prostu chcę być szczęśliwy. And I… I just want to be happy. Czy nie mam prawa? Don't I have the right?

Pytanie pozostało jednak bez odpowiedzi. Matka milczała, a on wyszedł z domu. I tak czuł, że spóźni się na zajęcia. Ale wiedział jedno. But he knew one thing. Postawi na swoim. A prośbę ojca spełni. Ojca! O Kajetanie Kurzyńskim myślał już tylko tak.