×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, NOWY DZIADEK

NOWY DZIADEK

Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Michał miał jedno tylko marzenie. Zdać wszystkie egzaminy, by nie zostać z niczym do tak zwanej kampanii wrześniowej. Na razie wszystko wskazywało na to, że mu się to uda. I tylko jedno spędzało mu sen z powiek: pan Stodulski. Przyjaciel Józefa Ruszczykowskiego był dla niego jak chodzący wyrzut sumienia. Kogoś tak samotnego Michał jeszcze nie poznał.

* * *

– Jednym słowem zostałeś mieszkaniowym baronem – stwierdził Maciek.

Siedzieli u niego w pokoju, pili piwo i gadali jak kiedyś. O wszystkim i o niczym.

– Szkoda tylko, że to dlatego, że wszyscy po kolei umierają – westchnął Czarny Michał i się zamyślił.

Wydarzenia ostatnich tygodni potoczyły się błyskawicznie. Po pierwsze, umarła babcia, czyli mama mamy. Upadła na ulicy i złamała nogę w biodrze. Lekarze zarządzili wstawienie endoprotezy. Niestety, choć operacja przebiegła pomyślnie, babcia nie odzyskała przytomności. Zmarła z nowym biodrem, którego nie zdążyła wypróbować.

Na dodatek… umarł… pan Ruszczykowski. Umarł, zanim Michał zdążył do niego powiedzieć „dziadku”. Nie znaczy to oczywiście, że się nie widzieli. Michał, tak jak obiecał panu Stodulskiemu, poszedł z wizytą, ale trwała krótko i cały czas wtedy jeszcze używał formy „pan”, bo po prostu nie mógł się przełamać. Przy wizycie asystowali Stodulski i jakaś pani z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Staruszek był bardzo osłabiony. Właściwie powiedział tylko, że Michał naprawdę przypomina ojca, i pokazał mu album ze zdjęciami małego chłopczyka podobnego do niego w dzieciństwie.

Ruszczykowski mówił niewiele. Jak dowiedział się Michał, zdiagnozowano u niego jeszcze cukrzycę i nadciśnienie tętnicze. Umówili się na kolejną wizytę, ale staruszek dosłownie trzy dni później dostał zapalenia płuc. Zmarł w szpitalu dzień po tym, jak przywiozło go tam pogotowie wezwane przez Stodulskiego. Podobno w szpitalu wymawiał jego imię, choć Michał twierdził, że raczej trzeba podejrzewać, że wołał swojego syna. Stodulski, który zawiadomił o tym Michała, był jednak innego zdania. Mówił, że nawet ma na to dowód, który mu przedstawi, i prosi o natychmiastowy przyjazd do szpitala. Zanim jednak Michał mu odpowiedział, w drzwiach pokoju stanęła mama i wręczyła mu słuchawkę.

– Pilne – przekazała bezgłośnie, co Michał odczytał z ruchu warg.

– Przepraszam, zadzwonię za chwilę – powiedział do Stodulskiego i rozłączył się z nim.

Po drugiej stronie słuchawki odezwał się ktoś ze szpitala. Jakaś kobieta dzwoniła, powiadomić o śmierci dziadka, i prosiła o przyjazd w celu dopełnienia formalności.

Formalności? Michał zupełnie nie spodziewał się tego, że jakiekolwiek formalności związane ze śmiercią Ruszczykowskiego spadną akurat na jego głowę.

W szpitalu czekał na niego Stodulski. Blady jak ściana.

– To był mój najlepszy i jedyny przyjaciel – przyznał i rozpłakał się jak dziecko. – I nawet nie wolno mi załatwiać formalności, bo jestem dla niego nikim w świetle prawa.

Takiego obrotu sprawy Michał kompletnie się nie spodziewał. A najbardziej nie spodziewał się tego, że… w szpitalnym kwestionariuszu Ruszczykowskiego w rubryce: „zawiadomić w razie śmierci” wpisano: „wnuk Michał Biernacki” i jego domowy numer telefonu.

– Widzi pan? – powiedział Stodulski i wręczył Michałowi małą karteczkę. Widniało na niej tylko jedno niedokończone zdanie: „przepraszam wnusi…”. Bez ostatniej litery. Nie wiadomo więc, czy Ruszczykowski napisał to w formie bezpośrednio do niego, a więc „przepraszam wnusiu”, czy może oznajmującej „przepraszam wnusia”. Nie było wyjaśnienia, za co przepraszał. Tego Michał mógł się tylko domyślać.

– Czy pan go pochowa? – spytał Stodulski tak błagalnym tonem, że Michał, który przecież pierwotnie w ogóle o tym nie myślał, od razu przytaknął.

Ulga, jaka odmalowała się na twarzy Stodulskiego, zdumiała Michała.

Z pogrzebem uporał się w miarę sprawnie. W końcu miał już doświadczenie. Przecież dopiero co chował babcię. Bo to on się tym zajął. Mama nienawidziła laryngofonu, załatwiał więc wszystkie formalności sam, byle tylko ją oszczędzić.

Teraz skorzystał z tego samego zakładu pogrzebowego. Tylko cmentarz był inny. Na szczęście pan Stodulski wiedział, gdzie w mieszkaniu Ruszczykowskiego leżą dokumenty dotyczące grobu: w rzeźbionym sekretarzyku schowane wraz z dokumentami z pogrzebu jego żony. Michał nie umiał myśleć o niej „babcia”. Do myślenia o Ruszczykowskim „dziadek” też było mu trudno się przyzwyczaić, ale czuł, że z czasem zacznie tak myśleć.

Mecenas Womaczka szybko przeprowadził formalności spadkowe i tak Michał stał się właścicielem dwóch mieszkań oraz sporej działki rekreacyjnej. Tej, o którą w swoim czasie była taka straszna awantura. Michał dopiero teraz dowiedział się, że działka znajduje się nad Jeziorem Zegrzyńskim.

– Chętnie panu pokażę – ożywił się Stodulski.

Staruszek co kilka dni dzwonił do Michała, a on jakoś nie miał serca, by go przepędzić. W końcu starszy pan nic złego mu nie zrobił.

A teraz Czarny Michał relacjonował te wszystkie wypadki Maćkowi.

− Doszło nawet do takiej sytuacji, że… mama zaprosiła Stodulskiego na Wielkanoc i staruszek spędził z nami święta.

– Fajnie było? – spytał Maciek.

– W sumie tak – powiedział Michał i się zamyślił.

Stodulski był najlepszym przyjacielem Józefa Ruszczykowskiego. Ponoć panowie znali się od dzieciństwa, które przypadło na wczesne czasy powojenne. Stodulski, stary kawaler bez rodziny, odczuwał niezwykłą potrzebę kontaktu z Michałem. Często rozmawiali przez telefon, a tuż po śmierci Ruszczykowskiego kilka razy spotkali się w odziedziczonym przez Michała mieszkaniu, by uporządkować rzeczy przed wynajęciem. To wtedy Michał się dowiedział, że obaj panowie urodzeni tuż przed wybuchem powstania poznali się, gdy po wojnie osiedli na jednej ulicy. Właśnie na Lwowskiej.

Józef Ruszczykowski wprowadził się z rodzicami do tego samego mieszkania, które jego rodzina zajmowała przed wojną, a Stodulski zamieszkał z rodzicami u dziadków, gdyż dom, w którym przyszedł na świat, został niemal całkowicie zburzony. Chłopcy chodzili do jednej klasy w podstawówce, a potem w szkole średniej. Startowali nawet do jednej dziewczyny, ale zdobyć ją udało się tylko Józefowi. Michał został więc kawalerem. Jak twierdził, po prostu nie potrafił się już potem zakochać.

– Dziś, gdy co chwilę słyszy się, że ktoś z zazdrości rzuca się z nożem na byłą albo niedoszłą ukochaną, to takie dobrowolne oddanie swojej sympatii przyjacielowi nie mieści się w głowie – mówił Michał, opowiadając Maćkowi o Stodulskim.

– Czemu właściwie tak się nim przejmujesz? – spytał Maciek.

– Bo w sumie wiele mu zawdzięczam.

– Na przykład?

– Gdyby nie on, mógłbym tak łatwo nie odziedziczyć tego wszystkiego. Podobno stary Ruszczykowski…

– Dziadek – poprawił go Maciek.

– Nie umiem na razie myśleć o nim „dziadek” – powiedział Michał i dodał: – Chociaż się staram. W sumie dobrze. Poprawiaj mnie. Dziadek. No więc… na czym skończyłem? – spytał Michał, ale Maciek też nie pamiętał.

Zmienili więc temat. Maciek opowiadał o Marcie, o historii z Facebookiem, że znalazł tam amerykańskiego przyjaciela Małgosi, który najprawdopodobniej nawet nie wie, że on i Małgosia już nie są razem. Do rozmowy o Stodulskim już nie wrócili.

* * *

– Panie Michale… – Głos Stodulskiego w słuchawce brzmiał słabiej niż zwykle. – Nie chcę pana męczyć swoją osobą, ale czy mógłby pan…

– Spotkać się? – spytał Michał.

Szykował się do jednego z trudniejszych egzaminów, tego, który dotyczył prawa rzymskiego, i chciał wszelkie rozmowy odciągające do nauki skończyć jak najszybciej. Pierwszy raz błogosławił Kingę, że jest kujonem, bo dzięki temu nie zawracała mu głowy. W końcu też się uczyła.

Gdy Stodulski potwierdził, że chodzi o spotkanie, Michał odparł:

– Mam za moment sesję i strasznie trudny egzamin…

– Rozumiem – odparł Stodulski i szybko się pożegnał.

Michałowi zrobiło się trochę głupio, nawet obiecywał sobie, że w przerwie od nauki, jak będzie sobie robił herbatę lub kanapki, zadzwoni do Stodulskiego, ale… potem sprawa wyleciała mu z głowy, zadzwoniła Kinga i zaproponowała, by pouczyli się razem.

– No ale przecież uczymy się tak różnych rzeczy… – zaczął zdumiony Michał.

– Ale możemy się ich uczyć, siedząc w jednym pomieszczeniu, prawda?

Ustalili, że będą uczyć się u Michała. Jego mama pracowała w domu, dawało to gwarancję, że mogą liczyć na coś do jedzenia. Mama lubiła Kingę. Ilekroć dziewczyna odwiedzała Michała, tylekroć mama wparowywała do pokoju z talerzem kanapek lub zupą, którą w milczeniu wnosiła w talerzach. A ostatnio − w wazie odziedziczonej po Ruszczykowskich.

Tak więc najbliższe dni spędzali razem u Michała. O Stodulskim chłopak przypomniał sobie dopiero, wychodząc z egzaminu. Zadzwonił, ale… abonent był nieosiągalny. Michał próbował jeszcze zadzwonić wieczorem, potem jeszcze raz wieczorem, ale komórka starszego pana milczała jak zaklęta.

Michał postanowił, że zadzwoni następnego dnia. Jednak tego dnia egzamin miała Kinga. Po egzaminie byli umówieni całą paczką na piwo w Skaryszaku. Koniec końców Michał spróbował zadzwonić do Stodulskiego po raz kolejny dopiero po dwóch dniach. Jego telefon nadal był wyłączony. To zaniepokoiło go do tego stopnia, że postanowił znaleźć jego adres i telefon stacjonarny. Nie było to jednak proste. Dokumenty Ruszczykowskich zostały do domu przywiezione w pudłach i Michał nie miał bladego pojęcia, gdzie są. Porządkowaniem tego zajęła się bowiem mama, a teraz akurat wyszła z domu. Pojechała na zakupy do jakiegoś hipermarketu. Teoretycznie mógł do niej zadzwonić, ale wtedy ona musiałaby rozmawiać z nim w jakimś miejscu publicznym, korzystając z laryngofonu. Nie znosiła tego. Wysłać esemesa? Długo musiałby tłumaczyć, czego szuka. Postanowił poczekać. I znów się zeszło. Zwłaszcza że zadzwonił kumpel z roku – Ksawery, by pogadać i umówić się na piwo.

O Stodulskim Michał przypomniał sobie wieczorem. Dochodziła dwudziesta pierwsza, gdy otworzył drzwi maminego pokoju z jednym pytaniem:

– Gdzie są papiery Ruszczykowskich? Konkretnie chodzi mi o notes z telefonami.

– Po co? – Usta mamy ułożyły się w pytanie.

– Stodulski od kilku dni ma wyłączony telefon. Jakoś się zaniepokoiłem.

Notes znalazł się błyskawicznie. Michał zajrzał do środka i przypomniał sobie, że jeszcze przed pogrzebem obiecywał sobie obdzwonić wszystkie nazwiska, a Stodulski powiedział, że nie ma sensu, bo nadal żyje tylko kilka osób, a i tak są niedołężne. Teraz lista nazwisk, adresów i numerów telefonów kłuła w oczy przypomnieniem o niezrealizowanej, a danej samemu sobie obietnicy. Numer Stodulskiego widniał na pierwszym miejscu pod literą S. Zapisany eleganckim pismem, o którym Michał już wiedział, że należało do starej Ruszczykowskiej.

Wybrał go błyskawicznie. Nikt jednak nie odbierał telefonu. Michał pamiętał, że staruszek nie kładł się zbyt wcześnie. Ale przy numerze widniał adres. Lwowska 3…

– Mamo! Ja pojadę sprawdzić, co się z nim dzieje! – krzyknął od progu i porwawszy kluczyki od auta, zbiegł po schodach, przeskakując po trzy stopnie.

Odczuwał jakiś dziwny niepokój. Ten staruszek okazał się najbardziej mu życzliwą osobą, jaką spotkał przy całej sprawie z Ruszczykowskimi. Na Lwowską dojechał w ciągu kwadransa. Nacisnął na domofonie numer mieszkania Stodulskiego, ale nikt mu nie otworzył, choć niemal uwiesił się na dzwonku. Zdenerwowany zadzwonił pod numer obok.

– Dzień dobry, a raczej dobry wieczór, nazywam się Michał Biernacki i jestem znajomym pana Stodulskiego, chciałem dowiedzieć się, co się z nim dzieje, bo od kilku dni… – zaczął mówić, wyrzucając z siebie słowa niczym z karabinu maszynowego, ale damski głos przerwał mu błyskawicznie i powiedział:

– Pana Stodulskiego kilka dni temu zabrało pogotowie.

– Do którego szpitala? – spytał Michał.

Uzyskawszy odpowiedź, popędził jak oszalały na Solec. Było jednak po dwudziestej drugiej i nikt nie chciał go tam wpuścić.

Wyrzuty sumienia sprawiły, że w nocy budził się kilka razy. Następnego dnia popędził do szpitala tuż po dziewiątej. Nie wiedział, co może ze sobą wziąć, więc na wszelki wypadek kupił po drodze banany i pomarańcze.

Na izbie przyjęć podano mu numer pokoju, w którym leżał Stodulski. Michał wparował tam i… zaniemówił. Starszy pan wydawał się nieprzytomny. Leżał pod aparatem tlenowym z zamkniętymi oczami.

– Co mu jest? – spytał pielęgniarkę.

– A pan jest kim?

– Wnukiem – odparł Michał. Pielęgniarka zajrzała w jakieś dokumenty i po chwili jakby chcąc się upewnić, powiedziała:

– Pan Michał Biernacki, tak?

– Tak – odparł zaskoczony Michał.

– Mam do pana telefon. Dziadek jest po operacji. Jak się wybudzi, to pana zawiadomię.

– Ma pani mój telefon? – zdumiał się Michał, ale widząc minę pielęgniarki, zmieszany poprawił się i spytał: – Po operacji?

– Tak, ale proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze – odparła pielęgniarka i poleciła czekać na telefon lub przyjść po południu.

– Ale mogę zostawić mu te banany i pomarańcze? – spytał.

– Może pan, choć on na razie nie będzie mógł tego jeść – odparła pielęgniarka i dodała: – Ale niech pan zostawi. Będzie przynajmniej wiedział, że pan przyszedł.

Gdy po piętnastej Michał wparował do szpitala, Stodulski był przytomny i już bez aparatu tlenowego. Pielęgniarka akurat poprawiała kroplówkę, kiedy Stodulski na jego widok szepnął:

– Michał…

– Widzi pan? – odezwała się do Stodulskiego. – Mówiłam, że wnuk jeszcze przyjdzie.

– Michał… ja…

– Tak, dziadku? – spytał Michał, nachylając się nad staruszkiem, i zobaczył, że na dźwięk tego słowa po policzku starca spłynęła łza.


NOWY DZIADEK NEW GIRL DE NIEUWE GROOTVADER НОВЫЙ ДЕДУШКА НОВИЙ ДІДУСЬ

Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Holidays were fast approaching. Michał miał jedno tylko marzenie. Zdać wszystkie egzaminy, by nie zostać z niczym do tak zwanej kampanii wrześniowej. Na razie wszystko wskazywało na to, że mu się to uda. I tylko jedno spędzało mu sen z powiek: pan Stodulski. Przyjaciel Józefa Ruszczykowskiego był dla niego jak chodzący wyrzut sumienia. Kogoś tak samotnego Michał jeszcze nie poznał.

* * *

– Jednym słowem zostałeś mieszkaniowym baronem – stwierdził Maciek.

Siedzieli u niego w pokoju, pili piwo i gadali jak kiedyś. They sat in his room, drank beer and talked as they used to. O wszystkim i o niczym.

– Szkoda tylko, że to dlatego, że wszyscy po kolei umierają – westchnął Czarny Michał i się zamyślił.

Wydarzenia ostatnich tygodni potoczyły się błyskawicznie. Po pierwsze, umarła babcia, czyli mama mamy. Upadła na ulicy i złamała nogę w biodrze. Lekarze zarządzili wstawienie endoprotezy. Doctors ordered an endoprosthesis to be inserted. Niestety, choć operacja przebiegła pomyślnie, babcia nie odzyskała przytomności. Zmarła z nowym biodrem, którego nie zdążyła wypróbować.

Na dodatek… umarł… pan Ruszczykowski. In addition ... Mr. Ruszczykowski died. Umarł, zanim Michał zdążył do niego powiedzieć „dziadku”. He died before Michał could say "grandpa" to him. Nie znaczy to oczywiście, że się nie widzieli. It doesn't mean, of course, that they haven't seen each other. Michał, tak jak obiecał panu Stodulskiemu, poszedł z wizytą, ale trwała krótko i cały czas wtedy jeszcze używał formy „pan”, bo po prostu nie mógł się przełamać. Michał, as he had promised Mr. Stodulski, went to visit, but it was short-lived and all the time he was still using the "mister" form, because he simply could not break through. Przy wizycie asystowali Stodulski i jakaś pani z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Staruszek był bardzo osłabiony. The old man was very weak. Właściwie powiedział tylko, że Michał naprawdę przypomina ojca, i pokazał mu album ze zdjęciami małego chłopczyka podobnego do niego w dzieciństwie.

Ruszczykowski mówił niewiele. Ruszczykowski said little. Jak dowiedział się Michał, zdiagnozowano u niego jeszcze cukrzycę i nadciśnienie tętnicze. As Michał learned, he was also diagnosed with diabetes and arterial hypertension. Umówili się na kolejną wizytę, ale staruszek dosłownie trzy dni później dostał zapalenia płuc. They made another appointment, but the old man literally got pneumonia three days later. Zmarł w szpitalu dzień po tym, jak przywiozło go tam pogotowie wezwane przez Stodulskiego. Podobno w szpitalu wymawiał jego imię, choć Michał twierdził, że raczej trzeba podejrzewać, że wołał swojego syna. Apparently, he spoke his name in the hospital, although Michał said that one should rather suspect that he was calling his son. Stodulski, który zawiadomił o tym Michała, był jednak innego zdania. However, Stodulski, who informed Michał about it, was of a different opinion. Mówił, że nawet ma na to dowód, który mu przedstawi, i prosi o natychmiastowy przyjazd do szpitala. He said he even had proof of that to show him and asked to come to the hospital immediately. Zanim jednak Michał mu odpowiedział, w drzwiach pokoju stanęła mama i wręczyła mu słuchawkę. Before Michał answered him, however, his mother stood in the door of the room and handed him the receiver.

– Pilne – przekazała bezgłośnie, co Michał odczytał z ruchu warg.

– Przepraszam, zadzwonię za chwilę – powiedział do Stodulskiego i rozłączył się z nim. "Sorry, I'll call you in a moment," he said to Stodulski and hung up.

Po drugiej stronie słuchawki odezwał się ktoś ze szpitala. Someone from the hospital spoke on the other end of the phone. Jakaś kobieta dzwoniła, powiadomić o śmierci dziadka, i prosiła o przyjazd w celu dopełnienia formalności.

Formalności? Michał zupełnie nie spodziewał się tego, że jakiekolwiek formalności związane ze śmiercią Ruszczykowskiego spadną akurat na jego głowę.

W szpitalu czekał na niego Stodulski. Blady jak ściana. Pale as a wall.

– To był mój najlepszy i jedyny przyjaciel – przyznał i rozpłakał się jak dziecko. "He was my best and only friend," he admitted and cried like a baby. – I nawet nie wolno mi załatwiać formalności, bo jestem dla niego nikim w świetle prawa. - And I am not even allowed to arrange the formalities, because I am nobody to him in the light of the law.

Takiego obrotu sprawy Michał kompletnie się nie spodziewał. A najbardziej nie spodziewał się tego, że… w szpitalnym kwestionariuszu Ruszczykowskiego w rubryce: „zawiadomić w razie śmierci” wpisano: „wnuk Michał Biernacki” i jego domowy numer telefonu.

– Widzi pan? – powiedział Stodulski i wręczył Michałowi małą karteczkę. Widniało na niej tylko jedno niedokończone zdanie: „przepraszam wnusi…”. Bez ostatniej litery. Without the last letter. Nie wiadomo więc, czy Ruszczykowski napisał to w formie bezpośrednio do niego, a więc „przepraszam wnusiu”, czy może oznajmującej „przepraszam wnusia”. Nie było wyjaśnienia, za co przepraszał. Tego Michał mógł się tylko domyślać.

– Czy pan go pochowa? – spytał Stodulski tak błagalnym tonem, że Michał, który przecież pierwotnie w ogóle o tym nie myślał, od razu przytaknął. - Stodulski asked in such a pleading tone that Michał, who had not thought about it at all, immediately nodded.

Ulga, jaka odmalowała się na twarzy Stodulskiego, zdumiała Michała. The relief that appeared on Stodulski's face amazed Michał.

Z pogrzebem uporał się w miarę sprawnie. W końcu miał już doświadczenie. Przecież dopiero co chował babcię. Bo to on się tym zajął. Mama nienawidziła laryngofonu, załatwiał więc wszystkie formalności sam, byle tylko ją oszczędzić.

Teraz skorzystał z tego samego zakładu pogrzebowego. Tylko cmentarz był inny. Na szczęście pan Stodulski wiedział, gdzie w mieszkaniu Ruszczykowskiego leżą dokumenty dotyczące grobu: w rzeźbionym sekretarzyku schowane wraz z dokumentami z pogrzebu jego żony. Fortunately, Mr. Stodulski knew where in Ruszczykowski's apartment were the documents concerning the grave: in a carved secretary, they were hidden together with the documents from his wife's funeral. Michał nie umiał myśleć o niej „babcia”. Do myślenia o Ruszczykowskim „dziadek” też było mu trudno się przyzwyczaić, ale czuł, że z czasem zacznie tak myśleć.

Mecenas Womaczka szybko przeprowadził formalności spadkowe i tak Michał stał się właścicielem dwóch mieszkań oraz sporej działki rekreacyjnej. Attorney Womaczek quickly carried out inheritance formalities and thus Michał became the owner of two apartments and a large recreational plot. Tej, o którą w swoim czasie była taka straszna awantura. The one about which there was such a terrible row in its time. Michał dopiero teraz dowiedział się, że działka znajduje się nad Jeziorem Zegrzyńskim. Only now did Michał learn that the plot is located on Lake Zegrzyński.

– Chętnie panu pokażę – ożywił się Stodulski. "I'd love to show you," said Stodulski.

Staruszek co kilka dni dzwonił do Michała, a on jakoś nie miał serca, by go przepędzić. The old man called Michał every few days, and he somehow didn't have the heart to chase him away. W końcu starszy pan nic złego mu nie zrobił. After all, the old man did nothing to harm him.

A teraz Czarny Michał relacjonował te wszystkie wypadki Maćkowi. And now Black Michał was reporting all these incidents to Maciek.

− Doszło nawet do takiej sytuacji, że… mama zaprosiła Stodulskiego na Wielkanoc i staruszek spędził z nami święta. - There was even such a situation that ... my mother invited Stodulski to Easter and the old man spent Christmas with us.

– Fajnie było? - It was great? – spytał Maciek.

– W sumie tak – powiedział Michał i się zamyślił.

Stodulski był najlepszym przyjacielem Józefa Ruszczykowskiego. Stodulski was Józef Ruszczykowski's best friend. Ponoć panowie znali się od dzieciństwa, które przypadło na wczesne czasy powojenne. Apparently, the gentlemen knew each other since childhood, which was in the early post-war times. Stodulski, stary kawaler bez rodziny, odczuwał niezwykłą potrzebę kontaktu z Michałem. Stodulski, an old bachelor with no family, felt an extraordinary need to contact Michał. Często rozmawiali przez telefon, a tuż po śmierci Ruszczykowskiego kilka razy spotkali się w odziedziczonym przez Michała mieszkaniu, by uporządkować rzeczy przed wynajęciem. To wtedy Michał się dowiedział, że obaj panowie urodzeni tuż przed wybuchem powstania poznali się, gdy po wojnie osiedli na jednej ulicy. Właśnie na Lwowskiej.

Józef Ruszczykowski wprowadził się z rodzicami do tego samego mieszkania, które jego rodzina zajmowała przed wojną, a Stodulski zamieszkał z rodzicami u dziadków, gdyż dom, w którym przyszedł na świat, został niemal całkowicie zburzony. Chłopcy chodzili do jednej klasy w podstawówce, a potem w szkole średniej. Startowali nawet do jednej dziewczyny, ale zdobyć ją udało się tylko Józefowi. Michał został więc kawalerem. Jak twierdził, po prostu nie potrafił się już potem zakochać. As he claimed, he simply couldn't fall in love after that.

– Dziś, gdy co chwilę słyszy się, że ktoś z zazdrości rzuca się z nożem na byłą albo niedoszłą ukochaną, to takie dobrowolne oddanie swojej sympatii przyjacielowi nie mieści się w głowie – mówił Michał, opowiadając Maćkowi o Stodulskim.

– Czemu właściwie tak się nim przejmujesz? - Why are you so concerned about him? – spytał Maciek. - Maciek asked.

– Bo w sumie wiele mu zawdzięczam. - Because I owe him a lot.

– Na przykład?

– Gdyby nie on, mógłbym tak łatwo nie odziedziczyć tego wszystkiego. Podobno stary Ruszczykowski…

– Dziadek – poprawił go Maciek.

– Nie umiem na razie myśleć o nim „dziadek” – powiedział Michał i dodał: – Chociaż się staram. - I can't think of him "grandfather" yet - said Michał and added: - At least I'm trying. W sumie dobrze. Poprawiaj mnie. Dziadek. No więc… na czym skończyłem? – spytał Michał, ale Maciek też nie pamiętał.

Zmienili więc temat. Maciek opowiadał o Marcie, o historii z Facebookiem, że znalazł tam amerykańskiego przyjaciela Małgosi, który najprawdopodobniej nawet nie wie, że on i Małgosia już nie są razem. Do rozmowy o Stodulskim już nie wrócili. They did not return to the conversation about Stodulski.

* * *

– Panie Michale… – Głos Stodulskiego w słuchawce brzmiał słabiej niż zwykle. - Mr. Michal ... - Stodulski's voice sounded weaker than usual. – Nie chcę pana męczyć swoją osobą, ale czy mógłby pan… - I do not want to torture you with my person, but could you ...

– Spotkać się? - Meet? – spytał Michał. - Michał asked.

Szykował się do jednego z trudniejszych egzaminów, tego, który dotyczył prawa rzymskiego, i chciał wszelkie rozmowy odciągające do nauki skończyć jak najszybciej. He was getting ready for one of the more difficult examinations, the one that concerned Roman law, and he wanted to finish all the interviews which delayed him to study as soon as possible. Pierwszy raz błogosławił Kingę, że jest kujonem, bo dzięki temu nie zawracała mu głowy. W końcu też się uczyła.

Gdy Stodulski potwierdził, że chodzi o spotkanie, Michał odparł:

– Mam za moment sesję i strasznie trudny egzamin…

– Rozumiem – odparł Stodulski i szybko się pożegnał.

Michałowi zrobiło się trochę głupio, nawet obiecywał sobie, że w przerwie od nauki, jak będzie sobie robił herbatę lub kanapki, zadzwoni do Stodulskiego, ale… potem sprawa wyleciała mu z głowy, zadzwoniła Kinga i zaproponowała, by pouczyli się razem.

– No ale przecież uczymy się tak różnych rzeczy… – zaczął zdumiony Michał. "Well, but we learn so different things ..." began Michał, amazed.

– Ale możemy się ich uczyć, siedząc w jednym pomieszczeniu, prawda?

Ustalili, że będą uczyć się u Michała. Jego mama pracowała w domu, dawało to gwarancję, że mogą liczyć na coś do jedzenia. Mama lubiła Kingę. Ilekroć dziewczyna odwiedzała Michała, tylekroć mama wparowywała do pokoju z talerzem kanapek lub zupą, którą w milczeniu wnosiła w talerzach. Whenever the girl visited Michał, my mother would burst into the room with a plate of sandwiches or soup, which she silently brought in plates. A ostatnio − w wazie odziedziczonej po Ruszczykowskich.

Tak więc najbliższe dni spędzali razem u Michała. So they spent the next few days together with Michał. O Stodulskim chłopak przypomniał sobie dopiero, wychodząc z egzaminu. Zadzwonił, ale… abonent był nieosiągalny. Michał próbował jeszcze zadzwonić wieczorem, potem jeszcze raz wieczorem, ale komórka starszego pana milczała jak zaklęta. Michał tried to call again in the evening, then again in the evening, but the old man's cell phone was silent as a charm.

Michał postanowił, że zadzwoni następnego dnia. Michał decided that he would call the next day. Jednak tego dnia egzamin miała Kinga. Po egzaminie byli umówieni całą paczką na piwo w Skaryszaku. Koniec końców Michał spróbował zadzwonić do Stodulskiego po raz kolejny dopiero po dwóch dniach. Jego telefon nadal był wyłączony. His phone was still turned off. To zaniepokoiło go do tego stopnia, że postanowił znaleźć jego adres i telefon stacjonarny. Nie było to jednak proste. It was not easy, however. Dokumenty Ruszczykowskich zostały do domu przywiezione w pudłach i Michał nie miał bladego pojęcia, gdzie są. Porządkowaniem tego zajęła się bowiem mama, a teraz akurat wyszła z domu. Pojechała na zakupy do jakiegoś hipermarketu. Teoretycznie mógł do niej zadzwonić, ale wtedy ona musiałaby rozmawiać z nim w jakimś miejscu publicznym, korzystając z laryngofonu. Nie znosiła tego. Wysłać esemesa? Długo musiałby tłumaczyć, czego szuka. Postanowił poczekać. I znów się zeszło. Zwłaszcza że zadzwonił kumpel z roku – Ksawery, by pogadać i umówić się na piwo.

O Stodulskim Michał przypomniał sobie wieczorem. Dochodziła dwudziesta pierwsza, gdy otworzył drzwi maminego pokoju z jednym pytaniem:

– Gdzie są papiery Ruszczykowskich? Konkretnie chodzi mi o notes z telefonami.

– Po co? – Usta mamy ułożyły się w pytanie.

– Stodulski od kilku dni ma wyłączony telefon. Jakoś się zaniepokoiłem.

Notes znalazł się błyskawicznie. Michał zajrzał do środka i przypomniał sobie, że jeszcze przed pogrzebem obiecywał sobie obdzwonić wszystkie nazwiska, a Stodulski powiedział, że nie ma sensu, bo nadal żyje tylko kilka osób, a i tak są niedołężne. Teraz lista nazwisk, adresów i numerów telefonów kłuła w oczy przypomnieniem o niezrealizowanej, a danej samemu sobie obietnicy. Numer Stodulskiego widniał na pierwszym miejscu pod literą S. Zapisany eleganckim pismem, o którym Michał już wiedział, że należało do starej Ruszczykowskiej.

Wybrał go błyskawicznie. Nikt jednak nie odbierał telefonu. Michał pamiętał, że staruszek nie kładł się zbyt wcześnie. Ale przy numerze widniał adres. Lwowska 3…

– Mamo! Ja pojadę sprawdzić, co się z nim dzieje! – krzyknął od progu i porwawszy kluczyki od auta, zbiegł po schodach, przeskakując po trzy stopnie.

Odczuwał jakiś dziwny niepokój. Ten staruszek okazał się najbardziej mu życzliwą osobą, jaką spotkał przy całej sprawie z Ruszczykowskimi. Na Lwowską dojechał w ciągu kwadransa. Nacisnął na domofonie numer mieszkania Stodulskiego, ale nikt mu nie otworzył, choć niemal uwiesił się na dzwonku. Zdenerwowany zadzwonił pod numer obok.

– Dzień dobry, a raczej dobry wieczór, nazywam się Michał Biernacki i jestem znajomym pana Stodulskiego, chciałem dowiedzieć się, co się z nim dzieje, bo od kilku dni… – zaczął mówić, wyrzucając z siebie słowa niczym z karabinu maszynowego, ale damski głos przerwał mu błyskawicznie i powiedział:

– Pana Stodulskiego kilka dni temu zabrało pogotowie.

– Do którego szpitala? – spytał Michał.

Uzyskawszy odpowiedź, popędził jak oszalały na Solec. Było jednak po dwudziestej drugiej i nikt nie chciał go tam wpuścić.

Wyrzuty sumienia sprawiły, że w nocy budził się kilka razy. Następnego dnia popędził do szpitala tuż po dziewiątej. Nie wiedział, co może ze sobą wziąć, więc na wszelki wypadek kupił po drodze banany i pomarańcze.

Na izbie przyjęć podano mu numer pokoju, w którym leżał Stodulski. Michał wparował tam i… zaniemówił. Starszy pan wydawał się nieprzytomny. The old man seemed unconscious. Leżał pod aparatem tlenowym z zamkniętymi oczami.

– Co mu jest? - What's with him? – spytał pielęgniarkę. He asked the nurse.

– A pan jest kim?

– Wnukiem – odparł Michał. "A grandson," replied Michael. Pielęgniarka zajrzała w jakieś dokumenty i po chwili jakby chcąc się upewnić, powiedziała: The nurse looked at some documents and after a while as if wanting to be sure, she said:

– Pan Michał Biernacki, tak? - Mr. Michał Biernacki, right?

– Tak – odparł zaskoczony Michał. "Yes," replied Michał, surprised.

– Mam do pana telefon. - I have a phone number for you. Dziadek jest po operacji. Grandpa is out of surgery. Jak się wybudzi, to pana zawiadomię. When he wakes up, I'll let you know.

– Ma pani mój telefon? - Do you have my phone? – zdumiał się Michał, ale widząc minę pielęgniarki, zmieszany poprawił się i spytał: – Po operacji? - Michał was surprised, but seeing the nurse's face, he corrected himself in confusion and asked: - After the surgery?

– Tak, ale proszę się nie martwić. - Yes, but don't worry. Wszystko będzie dobrze – odparła pielęgniarka i poleciła czekać na telefon lub przyjść po południu.

– Ale mogę zostawić mu te banany i pomarańcze? - But can I leave him those bananas and oranges? – spytał. He asked.

– Może pan, choć on na razie nie będzie mógł tego jeść – odparła pielęgniarka i dodała: – Ale niech pan zostawi. "Maybe you, although he won't be able to eat it for now," the nurse replied, adding, "But leave it." Będzie przynajmniej wiedział, że pan przyszedł. He'll at least know you're here.

Gdy po piętnastej Michał wparował do szpitala, Stodulski był przytomny i już bez aparatu tlenowego. Pielęgniarka akurat poprawiała kroplówkę, kiedy Stodulski na jego widok szepnął:

– Michał…

– Widzi pan? - You see? – odezwała się do Stodulskiego. - she said to Stodulski. – Mówiłam, że wnuk jeszcze przyjdzie. - I told you that your grandson is coming yet.

– Michał… ja…

– Tak, dziadku? - Yes, Grandpa? – spytał Michał, nachylając się nad staruszkiem, i zobaczył, że na dźwięk tego słowa po policzku starca spłynęła łza. Michael asked, leaning over the old man, and he saw that at the sound of the word a tear had fallen down the old man's cheek.