×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, LUBLIN (1)

LUBLIN (1)

– Ale jaja! Czegoś podobnego jeszcze nie widziałem – powiedział ze śmiechem.

– Takiego ślubu?

– Nie. Takiej nienawiści.

* * *

– Czemu właściwie chciałaś zmienić nazwisko? – spytał Bazyli pewnego dnia.

Był upał i wraz z Małgosią siedział w cieniu na ławce w lubelskim Ogrodzie Saskim. Małgosia opierała głowę o ramię Bazylego, a on delikatnie głaskał jej dłoń.

– Chciałam, by już nigdy mnie nie znaleźli.

– Kto?

– Oni wszyscy.

– Kim są oni? I czemu w takim razie zmieniłaś zdanie i nie zmieniasz nazwiska?

– Postanowiłam, że wyjdę za mąż – powiedziała, unikając odpowiedzi na pierwsze pytanie, i zaśmiała się. – Sam wtedy mówiłeś, że gdy kobieta nazywa się Sraczka, to czym prędzej wychodzi za mąż.

– Myślę, że wszystkie Sraczki wyszły już za mąż, bo to bardzo rzadkie nazwisko – odparł Bazyli, starając się zachować powagę, ale wtedy Małgosia zachichotała.

– Śmieszy cię to nazwisko? – spytał.

– Nie… tylko przypomniała mi się Ewa.

– Ewa? Jakaś koleżanka? Miała na nazwisko Sraczka?

– Nie, wariacie. Tylko Ewa znała setkę kawałów i anegdot i kiedyś opowiadała, że sraczka to największy paradoks świata. A wiesz dlaczego?

– Mianowicie?

– I rzadko, i często!

– Ale sobie znaleźliście temat do rozmowy – usłyszeli nagle czyjś głos.

Spojrzeli w bok. Tuż przy ich ławce stała Jagoda, ale nie sama. Towarzyszył jej chłopiec na oko sześcioletni.

– Cześć! – przywitała malca Małgosia i uśmiechnęła się do niego.

– Cześć – odparł chłopiec, ale nie odpowiedział uśmiechem. Był naburmuszony.

– To mój chrześniak – wyjaśniła Jagoda i dodała: – Obiecałam mu plac zabaw i lody…

– No właśnie… lody – powiedział malec i pociągnął ją za rękę.

– Możemy się przyłączyć? – spytała Małgosia i dodała: – Oczywiście na lody, a nie plac zabaw.

Po chwili całą czwórką poszli w kierunku stojącego między alejkami straganu z lodami. Małgosia za nic w świecie przed nikim nie przyznałaby się, że chciała uniknąć rozmowy z Bazylim na temat swojej rodziny. Lody z Jagodą i jej chrześniakiem wydawały się zbawieniem i były nim. Zaczęli rozmawiać o tak wielu innych sprawach, że Bazyli nie ponowił pytania o to, przed kim Małgosia chciała uciec.

* * *

Właściwie to niemal zaraz po wycieczce do Kazimierza sprawy między Małgosią a Bazylim potoczyły się błyskawicznie. Facet, a właściwie chłopak, bo teraz już tylko tak o nim myślała, już następnego dnia zaproponował kino. Kilka dni później teatr. Zarówno do kina, jak i na spektakl w teatrze Juliusza Osterwy poszła chętnie. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz wybrała się do kina czy teatru. Kluczowy jednak był spacer po mieście, na który poszli kilka dni później. To wtedy Małgosia spojrzała na Lublin zupełnie innymi oczami.

– Zamek może nie jest stary, bo z dziewiętnastego wieku – tłumaczył Bazyli, gdy weszli na dziedziniec – ale powstał w miejscu naprawdę starego zamku, z którego dziś pozostała tylko ta trzynastowieczna wieża.

– W dziewiętnastym wieku? – zdziwiła się Małgosia. – To kto w nim mieszkał?

– Został przeznaczony na więzienie. Nie czytałaś historii Lublina! – W głosie Bazylego nie było jednak ani zdziwienia, ani oburzenia, ani nawet pytania. Było coś w rodzaju odkrycia.

Bazyli nagle jakby dostał skrzydeł, bo lubił dzielić się z innymi wiedzą, tym, co przeczytał czy poznał. Zauważył, że Małgosię interesuje to, co mówi. Dlatego złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i z jakąś niesamowitą radością i entuzjazmem powiedział, patrząc jej w oczy:

– Wszystko ci pokażę.

– Czyli co? – spytała zalotnie.

– Moje miasto – powiedział, a po chwili milczenia poprawił: – Nasze.

– Myślisz, że moje też? – spytała.

– Mam nadzieję – odparł i nachylił się, by ją pocałować.

Zamknęła oczy. Poddała się tej chwili. Przez moment stali na środku dziedzińca zamkowego, aż Bazyli oderwał się od jej ust i porwawszy błyskawicznie na ręce, podniósł wysoko.

– Co robisz? Puść! – krzyknęła, śmiejąc się.

– Nie chcę – powiedział, ale jednak postawił na ziemi. – Lublin jest magiczny – dodał po chwili. A ponieważ spojrzała na niego pytająco, dorzucił: – Wiem, co mówię. Zaufaj mi.

Ruszyli zwiedzać. Jak się okazało, Bazyli miał uprawnienia przewodnickie. Słuchając jego opowieści o Lublinie, dawnej i najnowszej historii miasta, w której pojawiały się postaci takie jak fotograf Edward Hartwig czy poeci Józef Czechowicz i Franciszka Arnsztajnowa, Małgosia zaczynała odczuwać coś na kształt fascynacji miastem, które jako miejsce studiów wybrała właściwie zupełnie przypadkowo.

Potem w miejskiej bibliotece przeglądała wiersze Józefa Czechowicza, poety, który we wrześniu 1939 roku zginął pod gruzami kamienicy podczas bombardowania Lublina i wiersze Franciszki Arnsztajnowej, której dokładnej daty i okoliczności śmierci nigdy nie poznano, ale zmarła albo w warszawskim getcie, albo w obozie w Treblince.

Dopytywała o nich Bazylego, a ten opowiadał jej to, co wiedział. Małgosia zastanawiała się, jak bardzo Bazyli z jednej strony przypomina jej Maćka, a z drugiej… że ma jednak więcej niż on śmiałości. Kilkakrotnie w ciągu tego pamiętnego pierwszego spaceru zatrzymywał się, by ją pocałować. Owszem, może to było głupie porównywać pierwsze pocałunki z gimnazjalistą Maćkiem do tych z Bazylim, dorosłym mężczyzną, ale przy Bazylim Małgosia czuła to coś, co przy Kubie. Jakieś wewnętrzne drżenie i pragnienie czegoś więcej. Wewnętrzny żar. Jednocześnie czuła, że dla Bazylego jest kimś więcej, niż była dla Kuby. Że jest dla niego równie ważna jak dla Maćka, o którym starała się nie myśleć. Był w końcu dla niej żywym, choć coraz bardziej odległym wyrzutem sumienia.

* * *

Bazylemu Małgosia jawiła się jak ktoś, na kogo całe życie czekał. Nawet nie dlatego, że od pierwszego wejrzenia wydała mu się po prostu piękna, inna, oryginalna, jedyna i niepowtarzalna. Powtarzał sobie te przymiotniki z lubością, bo przy poznaniu tylko zyskała. Podobało mu się też to, że lubiła zwiedzać, można było z nią porozmawiać o książkach, filmach, a także o tym, co widzieli. Fascynowało go, że Małgosia podawane przez niego informacje zapamiętywała. Potem sama sprawdzała, doczytywała. Wiele razy pytała o Arnsztajnową i Czechowicza.

Było to tuż po spacerze, kiedy pokazywał jej pomnik poety. Siedzieli we dwójkę w pokoju, który Małgosia wynajmowała od Zosi.

– Wiesz… męczy mnie jedna rzecz. Oni napisali razem tomik… – zaczęła i urwała.

– No i?

– Była między nimi duża różnica wieku…

– Ponad trzydzieści lat – stwierdził Bazyli i szybko dodał: – Chyba nie miała znaczenia. To, co ich łączyło, to poezja, kultura i Lublin. Są miasta, które łączą. Nasze łączy na pewno.

– Nasze – powtórzyła Małgosia i oparła głowę o ramię Bazylego, po czym wyrecytowała z pamięci:

Na wieży furgotał blaszany kogucik,

na drugiej – zegar nucił.

Mur fal i chmur popękał

w złote okienka:

gwiazdy, lampy.

Lublin nad łąką przysiadł.

Sam był i cisza…

– Czytałaś to i zapamiętałaś? – Bazyli był zdumiony.

– Mam dobrą pamięć, a poza tym… studiuję bibliotekoznawstwo… Do książki docieram błyskawicznie.


LUBLIN (1) LUBLIN (1) LUBLIN (1) ЛЮБЛИН (1)

– Ale jaja! - But the balls! Czegoś podobnego jeszcze nie widziałem – powiedział ze śmiechem. I haven't seen anything like this before, 'he said with a laugh.

– Takiego ślubu? - Such a wedding?

– Nie. Takiej nienawiści. Such hate.

* * *

– Czemu właściwie chciałaś zmienić nazwisko? - Why exactly did you want to change your name? – spytał Bazyli pewnego dnia. Basil asked one day.

Był upał i wraz z Małgosią siedział w cieniu na ławce w lubelskim Ogrodzie Saskim. It was hot and he and Małgosia sat in the shade on a bench in the Lublin Saski Garden. Małgosia opierała głowę o ramię Bazylego, a on delikatnie głaskał jej dłoń. Gretel rested her head on Basil's shoulder, and he gently stroked her hand.

– Chciałam, by już nigdy mnie nie znaleźli.

– Kto?

– Oni wszyscy.

– Kim są oni? I czemu w takim razie zmieniłaś zdanie i nie zmieniasz nazwiska?

– Postanowiłam, że wyjdę za mąż – powiedziała, unikając odpowiedzi na pierwsze pytanie, i zaśmiała się. "I decided to get married," she said, avoiding the first question, and laughed. – Sam wtedy mówiłeś, że gdy kobieta nazywa się Sraczka, to czym prędzej wychodzi za mąż. - You said yourself that when a woman is called Sraczka, she gets married as soon as possible.

– Myślę, że wszystkie Sraczki wyszły już za mąż, bo to bardzo rzadkie nazwisko – odparł Bazyli, starając się zachować powagę, ale wtedy Małgosia zachichotała. - I think all Sraczki have already married, because it is a very rare surname - Basil replied, trying to be serious, but then Małgosia giggled.

– Śmieszy cię to nazwisko? – spytał.

– Nie… tylko przypomniała mi się Ewa. - No ... I just remembered Eve.

– Ewa? Jakaś koleżanka? Any friend? Miała na nazwisko Sraczka? Her last name was Sraczka?

– Nie, wariacie. - No, you are crazy. Tylko Ewa znała setkę kawałów i anegdot i kiedyś opowiadała, że sraczka to największy paradoks świata. Only Ewa knew a hundred jokes and anecdotes and once said that the shit is the greatest paradox in the world. A wiesz dlaczego?

– Mianowicie?

– I rzadko, i często!

– Ale sobie znaleźliście temat do rozmowy – usłyszeli nagle czyjś głos. "But you found a topic to talk to," they heard a voice suddenly.

Spojrzeli w bok. They looked to the side. Tuż przy ich ławce stała Jagoda, ale nie sama. Jagoda was standing next to their bench, but not alone. Towarzyszył jej chłopiec na oko sześcioletni.

– Cześć! – przywitała malca Małgosia i uśmiechnęła się do niego.

– Cześć – odparł chłopiec, ale nie odpowiedział uśmiechem. "Hi," the boy replied, but he didn't smile back. Był naburmuszony. He was grumpy.

– To mój chrześniak – wyjaśniła Jagoda i dodała: – Obiecałam mu plac zabaw i lody…

– No właśnie… lody – powiedział malec i pociągnął ją za rękę. - Exactly ... ice cream - said the little boy and tugged her hand.

– Możemy się przyłączyć? - Can we join you? – spytała Małgosia i dodała: – Oczywiście na lody, a nie plac zabaw. Asked Małgosia and added: - For ice cream, of course, not a playground.

Po chwili całą czwórką poszli w kierunku stojącego między alejkami straganu z lodami. After a while, the four of them walked towards the ice cream stall standing between the aisles. Małgosia za nic w świecie przed nikim nie przyznałaby się, że chciała uniknąć rozmowy z Bazylim na temat swojej rodziny. Małgosia would never admit to anyone that she wanted to avoid talking to Bazyli about her family. Lody z Jagodą i jej chrześniakiem wydawały się zbawieniem i były nim. Zaczęli rozmawiać o tak wielu innych sprawach, że Bazyli nie ponowił pytania o to, przed kim Małgosia chciała uciec. They started talking about so many other things that Bazyli did not renew the question about who Gretel wanted to run away from.

* * *

Właściwie to niemal zaraz po wycieczce do Kazimierza sprawy między Małgosią a Bazylim potoczyły się błyskawicznie. Facet, a właściwie chłopak, bo teraz już tylko tak o nim myślała, już następnego dnia zaproponował kino. A guy, or rather a boy, because that was the only way she thought about him now, the very next day he offered a cinema. Kilka dni później teatr. A few days later, the theater. Zarówno do kina, jak i na spektakl w teatrze Juliusza Osterwy poszła chętnie. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz wybrała się do kina czy teatru. Kluczowy jednak był spacer po mieście, na który poszli kilka dni później. The key, however, was a walk around the city, which they went on a few days later. To wtedy Małgosia spojrzała na Lublin zupełnie innymi oczami.

– Zamek może nie jest stary, bo z dziewiętnastego wieku – tłumaczył Bazyli, gdy weszli na dziedziniec – ale powstał w miejscu naprawdę starego zamku, z którego dziś pozostała tylko ta trzynastowieczna wieża.

– W dziewiętnastym wieku? - In the nineteenth century? – zdziwiła się Małgosia. - Gretel was surprised. – To kto w nim mieszkał? - Then who lived in it?

– Został przeznaczony na więzienie. - He was put in prison. Nie czytałaś historii Lublina! You haven't read the history of Lublin! – W głosie Bazylego nie było jednak ani zdziwienia, ani oburzenia, ani nawet pytania. Było coś w rodzaju odkrycia.

Bazyli nagle jakby dostał skrzydeł, bo lubił dzielić się z innymi wiedzą, tym, co przeczytał czy poznał. Bazyli suddenly seemed to get wings, because he liked to share with others what he had read or met. Zauważył, że Małgosię interesuje to, co mówi. Dlatego złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i z jakąś niesamowitą radością i entuzjazmem powiedział, patrząc jej w oczy:

– Wszystko ci pokażę.

– Czyli co? – spytała zalotnie.

– Moje miasto – powiedział, a po chwili milczenia poprawił: – Nasze. "My city," he said, and after a pause he corrected, "Ours."

– Myślisz, że moje też? – spytała.

– Mam nadzieję – odparł i nachylił się, by ją pocałować. "I hope so," he said, and leaned in to kiss her.

Zamknęła oczy. She closed her eyes. Poddała się tej chwili. She gave up the moment. Przez moment stali na środku dziedzińca zamkowego, aż Bazyli oderwał się od jej ust i porwawszy błyskawicznie na ręce, podniósł wysoko. For a moment they stood in the middle of the castle courtyard, until Basil broke away from her mouth and, swiftly gripping her hands, rose high.

– Co robisz? - What are you doing? Puść! Let go! – krzyknęła, śmiejąc się. She screamed, laughing.

– Nie chcę – powiedział, ale jednak postawił na ziemi. "I don't want to," he said, but nevertheless set it on the ground. – Lublin jest magiczny – dodał po chwili. - Lublin is magical - he added after a while. A ponieważ spojrzała na niego pytająco, dorzucił: – Wiem, co mówię. As she looked at him questioningly, he added, "I know what I'm saying." Zaufaj mi. Trust me.

Ruszyli zwiedzać. They went sightseeing. Jak się okazało, Bazyli miał uprawnienia przewodnickie. Słuchając jego opowieści o Lublinie, dawnej i najnowszej historii miasta, w której pojawiały się postaci takie jak fotograf Edward Hartwig czy poeci Józef Czechowicz i Franciszka Arnsztajnowa, Małgosia zaczynała odczuwać coś na kształt fascynacji miastem, które jako miejsce studiów wybrała właściwie zupełnie przypadkowo.

Potem w miejskiej bibliotece przeglądała wiersze Józefa Czechowicza, poety, który we wrześniu 1939 roku zginął pod gruzami kamienicy podczas bombardowania Lublina i wiersze Franciszki Arnsztajnowej, której dokładnej daty i okoliczności śmierci nigdy nie poznano, ale zmarła albo w warszawskim getcie, albo w obozie w Treblince.

Dopytywała o nich Bazylego, a ten opowiadał jej to, co wiedział. Małgosia zastanawiała się, jak bardzo Bazyli z jednej strony przypomina jej Maćka, a z drugiej… że ma jednak więcej niż on śmiałości. Kilkakrotnie w ciągu tego pamiętnego pierwszego spaceru zatrzymywał się, by ją pocałować. Several times during that fateful first walk, he stopped to kiss her. Owszem, może to było głupie porównywać pierwsze pocałunki z gimnazjalistą Maćkiem do tych z Bazylim, dorosłym mężczyzną, ale przy Bazylim Małgosia czuła to coś, co przy Kubie. Yes, maybe it was stupid to compare the first kisses with Maciek, a high school student, to those with Bazyli, an adult man, but with Bazyli Małgosia felt something that she felt with Cuba. Jakieś wewnętrzne drżenie i pragnienie czegoś więcej. Some inner trembling and a desire for more. Wewnętrzny żar. Internal heat. Jednocześnie czuła, że dla Bazylego jest kimś więcej, niż była dla Kuby. Że jest dla niego równie ważna jak dla Maćka, o którym starała się nie myśleć. That she was as important to him as to Maciek, whom she tried not to think about. Był w końcu dla niej żywym, choć coraz bardziej odległym wyrzutem sumienia. After all, he was a living, though more and more distant, remorse for her.

* * * * * *

Bazylemu Małgosia jawiła się jak ktoś, na kogo całe życie czekał. Bazyli Małgosia appeared like someone he had been waiting for all his life. Nawet nie dlatego, że od pierwszego wejrzenia wydała mu się po prostu piękna, inna, oryginalna, jedyna i niepowtarzalna. Not even because at first sight she seemed to be simply beautiful, different, original, unique and unique. Powtarzał sobie te przymiotniki z lubością, bo przy poznaniu tylko zyskała. He repeated these adjectives with love, because in getting to know her, she only gained. Podobało mu się też to, że lubiła zwiedzać, można było z nią porozmawiać o książkach, filmach, a także o tym, co widzieli. He also liked that she liked to visit, you could talk to her about books, movies and also what they saw. Fascynowało go, że Małgosia podawane przez niego informacje zapamiętywała. He was fascinated by the fact that Małgosia remembered the information he provided. Potem sama sprawdzała, doczytywała. Wiele razy pytała o Arnsztajnową i Czechowicza.

Było to tuż po spacerze, kiedy pokazywał jej pomnik poety. It was just after the walk when he was showing her the statue of the poet. Siedzieli we dwójkę w pokoju, który Małgosia wynajmowała od Zosi. The two of them were sitting in a room that Małgosia rented from Zosia.

– Wiesz… męczy mnie jedna rzecz. "You know ... one thing bothers me." Oni napisali razem tomik… – zaczęła i urwała. They wrote a book together… ”she began and stopped.

– No i? - And?

– Była między nimi duża różnica wieku… - There was a big age difference between them ...

– Ponad trzydzieści lat – stwierdził Bazyli i szybko dodał: – Chyba nie miała znaczenia. "Over thirty years," said Basil, and quickly added, "I don't think it mattered." To, co ich łączyło, to poezja, kultura i Lublin. What they had in common was poetry, culture and Lublin. Są miasta, które łączą. There are cities that connect. Nasze łączy na pewno. Our links for sure.

– Nasze – powtórzyła Małgosia i oparła głowę o ramię Bazylego, po czym wyrecytowała z pamięci: Ours, repeated Gretel, and rested her head on Basil's shoulder, then recited from memory:

Na wieży furgotał blaszany kogucik,

na drugiej – zegar nucił. on the second - the clock was humming.

Mur fal i chmur popękał

w złote okienka:

gwiazdy, lampy.

Lublin nad łąką przysiadł. Lublin sat down by the meadow.

Sam był i cisza…

– Czytałaś to i zapamiętałaś? – Bazyli był zdumiony.

– Mam dobrą pamięć, a poza tym… studiuję bibliotekoznawstwo… Do książki docieram błyskawicznie. - У меня хорошая память, и к тому же... я изучаю библиотечное дело... Я быстро добираюсь до книги.