×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, APTEKA (2)

APTEKA (2)

Teraz szła z Michałem do czwartej z aptek, coraz bardziej tracąc nadzieję, że uda jej się to, o czym marzyła. A jednak…

– To dobry pomysł – powiedziała kierowniczka, pani Izabela Krukowiecka, szczupła i niezwykle elegancka brunetka lat około czterdziestu. – Przyjdź w najbliższą sobotę przed siódmą rano – dodała, kiedy już zanotowała sobie dane Kingi i jej telefon.

Michał jęknął, słysząc to. Kinga zgromiła go wzrokiem. Natomiast pani Izabela, usłyszawszy ten Michałowy jęk, parsknęła śmiechem i wesoło powiedziała:

– Niestety, młody człowieku. Bez pracy nie ma kołaczy.

Michał pokiwał smętnie głową i pomyślał, że przez to wczesne sobotnie wstawanie będzie musiał zapomnieć o wspólnych piątkowych wieczorach. Czuł, że Kinga, jak na urodzonego kujona przystało, będzie się zajmowała przygotowywaniem do sobotniej pracy. Pracowitość i obowiązkowość Kingi działały mu czasem na nerwy.

W sobotę Kinga po raz pierwszy w życiu przekroczyła próg jednej z saskokępskich aptek jako współpracownica. Z panią Izabelą umówiły się na pracę do dziesięciu złotych za godzinę. Aptekarce pasowało, że Kinga jest studentką. Mogła jej wystawić umowę zlecenie, odprowadzić podatek i wpisać sobie w koszty firmy. Pierwsze zadanie Kingi było proste. Miała sprzątnąć półki, po kolei zdejmując z nich wszystkie lekarstwa. Jak to zrobi – będzie na dziś wolna.

– Pamiętaj, że sprzątasz po jednej półce! – powiedziała pani Izabela i pokazała, jak sprzątać. Trzeba wycierać półki. Najpierw na mokro specjalnym płynem, a potem papierowym ręcznikiem na sucho i układać z powrotem lekarstwa, sprawdzając, ile jest danego specyfiku. – Jeśli będzie poniżej pięciu opakowań, to zanotuj, co to jest, ja sprawdzę w komputerze, czy to się zgadza – powiedziała kierowniczka i dodała: – Potem zdecyduję, czy zamówić jeszcze, czy to jakiś rzadko sprzedawany lek. Najszybciej pójdzie ci ze środkami opatrunkowymi i higienicznymi. Informuj mnie, gdy czegoś jest mniej niż dwa kartony.

Kierowniczka wydawała się tak sympatyczna, że Kinga z nadzieją pomyślała, że bez problemu się z nią dogada. Może czasem coś podpowie na farmaceutyczne tematy, które ją interesują?

W aptece pracowały jeszcze trzy inne panie, ale w sobotę były na miejscu z reguły dwie osoby: kierowniczka i jej mama – pani Leokadia. Kinga już na wstępie dowiedziała się, że jest to emerytowana farmaceutka, a aptekarzami byli wszyscy jej przodkowie, czyli ojciec, dziadek, a nawet pradziadek pani Leokadii, niejaki Karol Schinke, który pod koniec XIX wieku miał aptekę na rynku w Koniecpolu. Tak więc tu zawód przechodził z pokolenia na pokolenie.

Kinga dość szybko zorientowała się, że pani Leokadia jest osobą nie tylko niezwykle gadatliwą (w końcu historię przechodzenia zawodu aptekarza z pokolenia na pokolenie opowiedziała jej w pół godziny), lecz także bardzo wścibską. Najpierw Kindze to nie przeszkadzało. Uważała, że nie robi nic, co byłoby tajne. Ale w połowie dnia zadzwonił jej telefon.

– Kiedy skończysz? – usłyszała w słuchawce głos Michała.

– Jak skończę – odparła.

– No ale tak mniej więcej. – Michał próbował dopytać nie bez powodu. Chciał zabrać Kingę na małą uroczystość. Do tego potrzebował zamówić stolik w knajpce na konkretną godzinę.

– Nie umiem ci odpowiedzieć. Po prostu mam do wykonania konkretną rzecz. Zadzwonię, jak będę w połowie pracy.

Ledwo odłożyła słuchawkę, kiedy odezwała się pani Leokadia, która na zapleczu przygotowywała jakąś maść:

– Kto dzwonił?

– Mój chłopak – odparła Kinga, chowając telefon do fartucha, który dostała od pani Izabeli.

– Co robi?

– Studiuje – wyjaśniła, zamaszyście wycierając półkę.

– A co? – spytała pani Leokadia.

Kinga westchnęła ciężko. Na szczęście z opresji wybawiła ją pani Izabela, wołając swoją mamę na pomoc, gdyż nagle w aptece zaczęło przybywać klientów. Pani Leokadia wyszła. Kinga przez jakiś czas w zupełnej ciszy porządkowała półki, dzięki czemu po mniej więcej godzinie gotowy był już jeden regał, stojące na nim lekarstwa skrupulatnie policzone, co znalazło odzwierciedlenie w postaci porządnych notatek.

„Jedna godzina – jeden regał, a jest ich pięć”. Tej treści esemesa wysłała do Michała, po czym schowała komórkę do kieszeni. Po chwili usłyszała sygnał oznaczający, że Michał (Kinga dałaby sobie rękę uciąć, że to on) odpowiedział. Już miała sięgnąć po telefon, gdy usłyszała za sobą głos pani Leokadii:

– Co to za dźwięk? – spytała niby od niechcenia, ale w jej tonie zabrzmiało coś, co kazało Kindze odpowiedzieć krótko, bez wdawania się w szczegóły.

– Esemes – odparła i włożyła rękę do kieszeni fartucha.

Chciała wyjąć telefon i odczytać wiadomość od Michała, ale pani Leokadia, nakładając jakieś składniki do malutkiego fajansowego moździerza, zaczęła trajkotać. Poza tym raz po raz spoglądała w kierunku Kingi, co bardzo peszyło dziewczynę.

– Te telefony, te esemesy bardzo przeszkadzają w pracy – mówiła pani Leokadia. – Niby ułatwiają życie, ale człowiek bez przerwy jest niemal atakowany przez znajomych. I potem jak coś ma do zrobienia, to nie może się na tym właściwie skupić.

Kinga cierpliwie słuchała monologu staruszki i zdejmowała opakowania leków z kolejnej półki. Jednak raz po raz próbowała dyskretnie sięgnąć ręką do kieszeni. Co też ten Michał do niej napisał? Pani Leokadia nadal jednak mówiła swoje:

– Dzisiejsze telefony zabierają mnóstwo czasu. Albo esemes, albo rozmowa, albo nawet gra. Kto to kiedyś słyszał o graniu na telefonie! A taki smartfon to jeszcze bardziej pochłania uwagę. Ja to widziałam u wnuków…

– Raz, dwa, trzy, cztery… – Kinga zaczęła półgłosem liczyć zdejmowane z półki opakowania jednego z lekarstw. Chciała w ten sposób dać pani Leokadii do zrozumienia, że nie chce jej słuchać.

Staruszka jednak niezrażona, ucierając coś w moździerzu, ciągnęła:

– Teraz to w autobusie rzadko kto książkę czyta czy gazetę. Wszyscy patrzą w te pudełka…

Kinga zerknęła w stronę pani Leokadii. Staruszka mimo trajkotania tak zamaszyście stukała fajansowym trzonkiem o dno moździerzyka, że Kinga postanowiła dyskretnie przeczytać esemesa. Wyjęła komórkę z kieszeni.

„Zamówiłem dla nas stolik w Pikanterii na 17:00. Potwierdź”.

Już miała odpisać, kiedy dobiegł ją głos pani Leokadii:

– No i co napisał?

– Nic takiego – odparła Kinga, wkładając telefon z powrotem do kieszeni zdumiona, skąd staruszka wie, że zerknęła na wyświetlacz. Dopiero po chwili zauważyła, że na wprost stanowiska do robienia leków wisi lustro, w którym odbija się całe wnętrze zaplecza.

– Jak to nic takiego? – Panią Leokadię szczerze zdumiała odpowiedź.

– Przepraszam, ale… – zaczęła Kinga.

Miała zamiar powiedzieć, że wścibstwo pani Leokadii jest nie do zniesienia, choć jeszcze w myślach nie dobrała odpowiednich słów. Nie dane jej było jednak dokończyć zdania, bo rozmówczynię zawołano do kontuaru. Pani Izabela znów stanęła w progu, prosząc mamę o pomoc, bo w aptece ponownie zrobiła się spora kolejka. Pani Leokadia wyjęła z moździerza tłuczek i przykryła go specjalnym papierkiem, a przekazawszy Kindze uwagę, by pod żadnym pozorem go nie dotykała, wyszła z pomieszczenia.

Po kwadransie Kinga uporała się z kolejnym regałem i rozpoczęła sprzątanie tego, który znajdował się najbliżej wiecznie otwartych drzwi do pomieszczenia aptecznego. To spowodowało, że świetnie słyszała rozmowy z klientami prowadzone przez panią Izabelę, ale jeszcze lepiej te, które niezwykle donośnym głosem prowadziła pani Leokadia. Jej niesamowite wścibstwo sięgało dalej, niż myślała, gdy rozmawiały we dwie na zapleczu. Kinga starała się wyłączyć słuch, skupić na liczeniu zdejmowanych z półek opakowań z lekarstwami, ale było to trudne.

– Poproszę krople żołądkowe – powiedziała jakaś pani.

– Boli żołądek czy profilaktycznie? – spytała pani Leokadia.

– Nie wiem – odparła kobieta i dodała: – Robię zakupy dla kogoś. Według listy z tej kartki.

Być może dlatego tej rozmowy pani Leokadia nie ciągnęła, ale już kolejni klienci nie mieli tyle szczęścia.

– Poproszę witaminę C… – odezwał się kolejny żeński głos.

– Przeziębienie, prawda? – spytała pani Leokadia.

– Tak, trochę – odparła kobieta niepewnym tonem.

– Bo to trzeba ciepło się ubierać – mówiła pani Leokadia, przekazując przy tym donośnym głosem sporo uwag na temat mody, obyczajów i tak dalej. Robiła to tak, by słyszeli wszyscy stojący w kolejce do okienka.

Kolejne klientki były odpytywane na każdą okoliczność, nawet zakupu podpasek. To ostatnie zamurowało Kingę do tego stopnia, że o mało nie spadła z niewielkiej aptecznej drabinki, na której stała, sprzątając wyżej położone półki. Być może jednak ten dzień skończyłby się tak, jak zaczął, gdyby nie pewien pan, który przestępując z nogi na nogę, tubalnym głosem poprosił o dwa czopki glicerynowe. W odpowiedzi na to pani Leokadia z wrodzonym sobie (Kinga już wiedziała, że to musi być wrodzone) wścibstwem zadała pytanie:

– A po co panu dwa czopki? Czemu akurat dwa?

Co w mężczyznę wstąpiło, tego Kinga nie wiedziała, bo z zaplecza wystawiła głowę dopiero wtedy, gdy mężczyzna wrzasnął na całą aptekę:

– Bo mam dwie dziury w dupie, wścibska babo!

W aptece najpierw zapadła cisza, a potem… ktoś parsknął śmiechem, potem ktoś następny i następny, aż po chwili wszyscy, łącznie z panią Izabelą, nie mogli powstrzymać się od chichotu. Jedynymi, których to nie śmieszyło, była rzecz jasna pani Leokadia, która czerwona na twarzy dygotała ze zdenerwowania, a także mężczyzna z tubalnym głosem, który całkiem podobnie do tego, jak wcześniej robiła to pani Leokadia, podjął perorę:

– Jest sobota! Ludzie chcą szybko załatwić sprawy i biec do domu, do swoich rodzin! A tu muszą wysłuchiwać pani kazań i tego, jak pani odpytuje ludzi z ich chorób. Czy pani ma coś z głową?! Przepytuje pani klientki na cały regulator z podpasek, obfitości ich krwawień i tak dalej. Toż to szczyt chamstwa! Czy jak ktoś kupuje prezerwatywy, to też go pani pyta, kiedy ich użyje? To trwa latami! Staram się tu w soboty nie przychodzić, jak nie muszę, bo zawsze wtedy trafię na panią i muszę się spowiadać jak w kościele u proboszcza! Ale ja mam tego, do jasnej cholery, dosyć! Niechże pani da mi te dwa czopki i idę stąd!

– Niech pan się uspokoi. – Pani Izabela usłużnie podsunęła mężczyźnie szklankę z wodą i jakąś tabletkę. Drugą taką samą podała matce, mówiąc: – Idź, mamo, do pokoju. Tylko nie zagaduj pani Kingi. – To mówiąc, odwróciła się w kierunku zaplecza i widząc w drzwiach kawałek jej fartucha, powiedziała: – Pani Kingo, niech pani tu do mnie przyjdzie. To z regałami dokończy pani później.

Po chwili odezwała się do Kingi:

– Pomoże mi pani, podając niektóre leki. Dobrze?

Kinga niepewnie skinęła głową. Jak pomóc? Przecież nie wie, gdzie co w aptece się znajduje. Ale pani Izabela błyskawicznie między jednym klientem a drugim podpowiedziała Kindze, by przyjrzała się regałom i napisom pod półkami.

– Zapamiętaj tylko, gdzie leki na co – rzuciła przez ramię. – W ramach jednego działu lekarstwa są ułożone alfabetycznie.

Kinga skinęła głową. Była bystra. Nie na darmo od dziecka należała do najlepszych uczennic. Szybko zorientowała się, gdzie na regałach są przeciwbólowe, gdzie na przeziębienia, gdzie do stosowania wewnętrznego, gdzie zewnętrznego. Z dwiema kolejkami, które nagle stały się jedną, poradziły sobie w dwadzieścia minut. Kinga jak fryga biegała po aptece. Cztery razy wpadła na zaplecze po środki opatrunkowe, gdzie w moździerzu ugniatała coś na proszek pani Leokadia, pociągając przy tym teatralnie nosem, jakby chciała oznajmić światu, że padła ofiarą najgorszej podłości.

Gdy po dwudziestu minutach Kinga wróciła na zaplecze sprzątać półki, zadzwonił do niej Michał.

– No i co? – usłyszała w słuchawce i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie odpisała na jego wiadomość.

– Okej – powiedziała szybko. – Pogadamy na miejscu. Będę.

Pani Leokadia nagle jakby się ożywiła.

– Dokąd się panna wybiera?

– Raz, dwa, trzy… – Kinga teatralnym szeptem liczyła opakowania tamponów, bo właśnie przeszła do półki ze środkami higienicznymi i opatrunkowymi.

– No? – dopytywała namolnie pani Leokadia.

– Przepraszam panią, ale boję się, że się pomylę przy liczeniu. Porozmawiamy później – odparła Kinga i chyba dzięki temu pani Leokadia się nie obraziła.

Pod koniec dnia, korzystając z chwilowej nieobecności pani Leokadii, pani Izabela zwróciła się do Kingi:

– Możesz przychodzić tu co sobotę. Podniosę ci nawet stawkę do dwunastu złotych − wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, chcąc skończyć przed powrotem mamy z toalety. − Tylko proszę cię, byś cierpliwie znosiła moją mamę. Jak nie chcesz, by się za bardzo wtrącała, to odpowiadaj na jej pytania zdawkowo. Już wiem, że umiesz to robić. Ale pozwalaj się jej wygadać. To dobry człowiek, tyle że gaduła. Ze względu na jej charakter żadna z pracownic nie chce przychodzić tu w soboty, a ja nie mogę mamie nie pozwolić choć raz w tygodniu pracować w aptece, którą dawno temu założyła. Dla niej te soboty to święto. Czeka na nie. Rozumiesz mnie?

W ostatnim pytaniu była zawarta właściwie cała prośba. Kinga wyczuła, że nie powinna odmówić. Że mimo wszystko będzie jej tu dobrze, a i z panią Leokadią sobie poradzi, skoro jej córka widzi, co matka wyprawia. Dlatego się zgodziła. A pół godziny później do Pikanterii wkroczyła z uśmiechem na ustach.

– Pani Izabela zaproponowała mi podwyżkę, bylebym tylko została – powiedziała, sadowiąc się na wprost Michała.

APTEKA (2) PHARMACY (2) ФАРМАЦИЯ (2) АПТЕКА (2)

Teraz szła z Michałem do czwartej z aptek, coraz bardziej tracąc nadzieję, że uda jej się to, o czym marzyła. Now she was walking with Michał to the fourth pharmacy, losing more and more hope that she would achieve what she dreamed of. A jednak…

– To dobry pomysł – powiedziała kierowniczka, pani Izabela Krukowiecka, szczupła i niezwykle elegancka brunetka lat około czterdziestu. – Przyjdź w najbliższą sobotę przed siódmą rano – dodała, kiedy już zanotowała sobie dane Kingi i jej telefon.

Michał jęknął, słysząc to. Kinga zgromiła go wzrokiem. Natomiast pani Izabela, usłyszawszy ten Michałowy jęk, parsknęła śmiechem i wesoło powiedziała:

– Niestety, młody człowieku. - К сожалению, молодой человек. Bez pracy nie ma kołaczy. Нет работы - нет зарплаты.

Michał pokiwał smętnie głową i pomyślał, że przez to wczesne sobotnie wstawanie będzie musiał zapomnieć o wspólnych piątkowych wieczorach. Czuł, że Kinga, jak na urodzonego kujona przystało, będzie się zajmowała przygotowywaniem do sobotniej pracy. He felt that Kinga, as befits a born nerd, would be preparing for Saturday's work. Pracowitość i obowiązkowość Kingi działały mu czasem na nerwy.

W sobotę Kinga po raz pierwszy w życiu przekroczyła próg jednej z saskokępskich aptek jako współpracownica. On Saturday, Kinga for the first time in her life crossed the threshold of one of the Saskokępa pharmacies as a collaborator. Z panią Izabelą umówiły się na pracę do dziesięciu złotych za godzinę. They agreed to work with Ms Izabela up to ten zlotys per hour. Aptekarce pasowało, że Kinga jest studentką. Mogła jej wystawić umowę zlecenie, odprowadzić podatek i wpisać sobie w koszty firmy. She could issue a mandate contract for her, pay the tax and enter into the company's costs. Pierwsze zadanie Kingi było proste. Kinga's first task was simple. Miała sprzątnąć półki, po kolei zdejmując z nich wszystkie lekarstwa. She was supposed to clear the shelves, taking all the medications from them one by one. Jak to zrobi – będzie na dziś wolna. How she does it - she will be free for today.

– Pamiętaj, że sprzątasz po jednej półce! - Remember that you clean one shelf at a time! – powiedziała pani Izabela i pokazała, jak sprzątać. - said Mrs. Izabela and showed how to clean up. Trzeba wycierać półki. You have to wipe the shelves. Najpierw na mokro specjalnym płynem, a potem papierowym ręcznikiem na sucho i układać z powrotem lekarstwa, sprawdzając, ile jest danego specyfiku. First, wet with a special liquid, then dry with a paper towel, and put the medicines back together, checking how much of the drug there is. – Jeśli będzie poniżej pięciu opakowań, to zanotuj, co to jest, ja sprawdzę w komputerze, czy to się zgadza – powiedziała kierowniczka i dodała: – Potem zdecyduję, czy zamówić jeszcze, czy to jakiś rzadko sprzedawany lek. Najszybciej pójdzie ci ze środkami opatrunkowymi i higienicznymi. The quickest way to go is with dressings and hygiene measures. Informuj mnie, gdy czegoś jest mniej niż dwa kartony. Notify me when there is less than two cartons of something.

Kierowniczka wydawała się tak sympatyczna, że Kinga z nadzieją pomyślała, że bez problemu się z nią dogada. The manager seemed so nice that Kinga hoped she would get along with her. Może czasem coś podpowie na farmaceutyczne tematy, które ją interesują? Maybe sometimes something will tell you about pharmaceutical topics that interest her?

W aptece pracowały jeszcze trzy inne panie, ale w sobotę były na miejscu z reguły dwie osoby: kierowniczka i jej mama – pani Leokadia. Kinga już na wstępie dowiedziała się, że jest to emerytowana farmaceutka, a aptekarzami byli wszyscy jej przodkowie, czyli ojciec, dziadek, a nawet pradziadek pani Leokadii, niejaki Karol Schinke, który pod koniec XIX wieku miał aptekę na rynku w Koniecpolu. Kinga learned at the outset that she was a retired pharmacist, and pharmacists were all her ancestors, i.e. father, grandfather, and even great-grandfather of Mrs. Leokadia, a certain Karol Schinke, who had a pharmacy on the Koniecpol market at the end of the 19th century. Tak więc tu zawód przechodził z pokolenia na pokolenie. So here the profession passed from generation to generation.

Kinga dość szybko zorientowała się, że pani Leokadia jest osobą nie tylko niezwykle gadatliwą (w końcu historię przechodzenia zawodu aptekarza z pokolenia na pokolenie opowiedziała jej w pół godziny), lecz także bardzo wścibską. Najpierw Kindze to nie przeszkadzało. Uważała, że nie robi nic, co byłoby tajne. She believed that she was doing nothing that was secret. Ale w połowie dnia zadzwonił jej telefon. But halfway through the day, her phone rang.

– Kiedy skończysz? – usłyszała w słuchawce głos Michała. She heard Michał's voice in the receiver.

– Jak skończę – odparła. "When I'm finished," she replied.

– No ale tak mniej więcej. - Well, more or less. - Ну, более или менее. – Michał próbował dopytać nie bez powodu. - Michał tried to ask for a reason. Chciał zabrać Kingę na małą uroczystość. Do tego potrzebował zamówić stolik w knajpce na konkretną godzinę. For this he needed to order a table in a restaurant for a specific hour.

– Nie umiem ci odpowiedzieć. Po prostu mam do wykonania konkretną rzecz. I just have a specific thing to do. Zadzwonię, jak będę w połowie pracy.

Ledwo odłożyła słuchawkę, kiedy odezwała się pani Leokadia, która na zapleczu przygotowywała jakąś maść:

– Kto dzwonił? - Who called?

– Mój chłopak – odparła Kinga, chowając telefon do fartucha, który dostała od pani Izabeli.

– Co robi?

– Studiuje – wyjaśniła, zamaszyście wycierając półkę. "He's studying," she explained, sweeping the shelf clean.

– A co? – spytała pani Leokadia.

Kinga westchnęła ciężko. Na szczęście z opresji wybawiła ją pani Izabela, wołając swoją mamę na pomoc, gdyż nagle w aptece zaczęło przybywać klientów. К счастью, из затруднительного положения ее спасла госпожа Изабелла, позвав на помощь свою маму, так как в аптеку неожиданно стало приходить все больше покупателей. Pani Leokadia wyszła. Kinga przez jakiś czas w zupełnej ciszy porządkowała półki, dzięki czemu po mniej więcej godzinie gotowy był już jeden regał, stojące na nim lekarstwa skrupulatnie policzone, co znalazło odzwierciedlenie w postaci porządnych notatek. Kinga was organizing the shelves for some time in complete silence, thanks to which, after about an hour, one bookcase was ready, the medicines standing on it were carefully counted, which was reflected in the form of neat notes. Некоторое время Кинга наводила порядок на полках в полной тишине, так что через час или около того одна полка была готова, стоящие на ней лекарства скрупулезно подсчитаны, что отражено в аккуратных записях.

„Jedna godzina – jeden regał, a jest ich pięć”. "One hour - one bookcase, and there are five of them." Tej treści esemesa wysłała do Michała, po czym schowała komórkę do kieszeni. She sent this text to Michał, and then put the mobile in her pocket. Po chwili usłyszała sygnał oznaczający, że Michał (Kinga dałaby sobie rękę uciąć, że to on) odpowiedział. After a while she heard a signal which meant that Michał (Kinga would have cut her hand off, that it was him) replied. Już miała sięgnąć po telefon, gdy usłyszała za sobą głos pani Leokadii: She was about to reach for the phone when she heard Mrs. Leokadia's voice behind her:

– Co to za dźwięk? – spytała niby od niechcenia, ale w jej tonie zabrzmiało coś, co kazało Kindze odpowiedzieć krótko, bez wdawania się w szczegóły. She asked casually, but there was something in her tone that made Kingga answer briefly, without going into details.

– Esemes – odparła i włożyła rękę do kieszeni fartucha. "Esemes," she said, and put her hand in the pocket of her apron.

Chciała wyjąć telefon i odczytać wiadomość od Michała, ale pani Leokadia, nakładając jakieś składniki do malutkiego fajansowego moździerza, zaczęła trajkotać. Она хотела достать телефон и прочитать сообщение от Михала, но госпожа Леокадия, поместив какие-то ингредиенты в маленькую фаянсовую ступку, принялась болтать. Poza tym raz po raz spoglądała w kierunku Kingi, co bardzo peszyło dziewczynę.

– Te telefony, te esemesy bardzo przeszkadzają w pracy – mówiła pani Leokadia. – Niby ułatwiają życie, ale człowiek bez przerwy jest niemal atakowany przez znajomych. - Они вроде бы облегчают жизнь, но человек практически постоянно подвергается нападкам со стороны знакомых. I potem jak coś ma do zrobienia, to nie może się na tym właściwie skupić.

Kinga cierpliwie słuchała monologu staruszki i zdejmowała opakowania leków z kolejnej półki. Кинга терпеливо выслушала монолог старушки и взяла с соседней полки упаковку с лекарствами. Jednak raz po raz próbowała dyskretnie sięgnąć ręką do kieszeni. But again and again she tried to discreetly reach into her pocket. Однако то и дело она пыталась незаметно засунуть руку в карман. Co też ten Michał do niej napisał? Pani Leokadia nadal jednak mówiła swoje:

– Dzisiejsze telefony zabierają mnóstwo czasu. Albo esemes, albo rozmowa, albo nawet gra. Kto to kiedyś słyszał o graniu na telefonie! A taki smartfon to jeszcze bardziej pochłania uwagę. Ja to widziałam u wnuków…

– Raz, dwa, trzy, cztery… – Kinga zaczęła półgłosem liczyć zdejmowane z półki opakowania jednego z lekarstw. "One, two, three, four ..." Kinga began, in an undertone, counting the packages of one of the medications removed from the shelf. Chciała w ten sposób dać pani Leokadii do zrozumienia, że nie chce jej słuchać. In this way she wanted to make Mrs. Leokadia understand that she did not want to listen to her.

Staruszka jednak niezrażona, ucierając coś w moździerzu, ciągnęła: The old woman, however, undaunted, grinding something in a mortar, continued: Но старуха, не унывая, что-то толкла в ступке и продолжала:

– Teraz to w autobusie rzadko kto książkę czyta czy gazetę. Wszyscy patrzą w te pudełka… Everyone is looking at these boxes ...

Kinga zerknęła w stronę pani Leokadii. Staruszka mimo trajkotania tak zamaszyście stukała fajansowym trzonkiem o dno moździerzyka, że Kinga postanowiła dyskretnie przeczytać esemesa. The old woman, despite her chattering, was tapping her faience handle against the bottom of the mortar so vigorously that Kinga decided to discreetly read the text. Wyjęła komórkę z kieszeni. She took her cell phone out of her pocket.

„Zamówiłem dla nas stolik w Pikanterii na 17:00. “I ordered a table for us at Pikanteria for 5:00 pm. Potwierdź”.

Już miała odpisać, kiedy dobiegł ją głos pani Leokadii: She was about to write back when she heard Mrs. Leokadia's voice:

– No i co napisał? - And what did he write?

– Nic takiego – odparła Kinga, wkładając telefon z powrotem do kieszeni zdumiona, skąd staruszka wie, że zerknęła na wyświetlacz. Dopiero po chwili zauważyła, że na wprost stanowiska do robienia leków wisi lustro, w którym odbija się całe wnętrze zaplecza.

– Jak to nic takiego? – Panią Leokadię szczerze zdumiała odpowiedź.

– Przepraszam, ale… – zaczęła Kinga.

Miała zamiar powiedzieć, że wścibstwo pani Leokadii jest nie do zniesienia, choć jeszcze w myślach nie dobrała odpowiednich słów. Nie dane jej było jednak dokończyć zdania, bo rozmówczynię zawołano do kontuaru. Однако закончить фразу ей не дали, так как звонившего позвали к стойке. Pani Izabela znów stanęła w progu, prosząc mamę o pomoc, bo w aptece ponownie zrobiła się spora kolejka. Mrs. Izabela stood in the doorway again, asking her mother for help, because there was a long queue at the pharmacy again. Pani Leokadia wyjęła z moździerza tłuczek i przykryła go specjalnym papierkiem, a przekazawszy Kindze uwagę, by pod żadnym pozorem go nie dotykała, wyszła z pomieszczenia.

Po kwadransie Kinga uporała się z kolejnym regałem i rozpoczęła sprzątanie tego, który znajdował się najbliżej wiecznie otwartych drzwi do pomieszczenia aptecznego. To spowodowało, że świetnie słyszała rozmowy z klientami prowadzone przez panią Izabelę, ale jeszcze lepiej te, które niezwykle donośnym głosem prowadziła pani Leokadia. Jej niesamowite wścibstwo sięgało dalej, niż myślała, gdy rozmawiały we dwie na zapleczu. Kinga starała się wyłączyć słuch, skupić na liczeniu zdejmowanych z półek opakowań z lekarstwami, ale było to trudne. Kinga tried to turn off her hearing, concentrate on counting the medicine packets removed from the shelves, but it was difficult.

– Poproszę krople żołądkowe – powiedziała jakaś pani.

– Boli żołądek czy profilaktycznie? - Does your stomach hurt or is it prophylactic? – spytała pani Leokadia.

– Nie wiem – odparła kobieta i dodała: – Robię zakupy dla kogoś. "I don't know," the woman replied, adding, "I'm shopping for someone." Według listy z tej kartki. According to the list on this page. В соответствии с перечнем, приведенным на этом листе.

Być może dlatego tej rozmowy pani Leokadia nie ciągnęła, ale już kolejni klienci nie mieli tyle szczęścia. Perhaps that is why Mrs. Leokadia did not continue this conversation, but other clients were not so lucky. Возможно, именно поэтому г-жа Леокадия не стала продолжать этот разговор, но последующим клиентам не повезло.

– Poproszę witaminę C… – odezwał się kolejny żeński głos.

– Przeziębienie, prawda? - A cold, right? – spytała pani Leokadia.

– Tak, trochę – odparła kobieta niepewnym tonem. "Yes, a little," the woman replied uncertainly.

– Bo to trzeba ciepło się ubierać – mówiła pani Leokadia, przekazując przy tym donośnym głosem sporo uwag na temat mody, obyczajów i tak dalej. - Because you have to dress warmly - said Mrs. Leokadia, conveying a lot of remarks on fashion, customs and so on in a loud voice. Robiła to tak, by słyszeli wszyscy stojący w kolejce do okienka. She did it in such a way that everyone standing in line at the window could hear.

Kolejne klientki były odpytywane na każdą okoliczność, nawet zakupu podpasek. The next clients were asked about every circumstance, even for the purchase of sanitary napkins. Последующие клиенты опрашивались по всем обстоятельствам, вплоть до покупки гигиенических прокладок. To ostatnie zamurowało Kingę do tego stopnia, że o mało nie spadła z niewielkiej aptecznej drabinki, na której stała, sprzątając wyżej położone półki. Być może jednak ten dzień skończyłby się tak, jak zaczął, gdyby nie pewien pan, który przestępując z nogi na nogę, tubalnym głosem poprosił o dwa czopki glicerynowe. W odpowiedzi na to pani Leokadia z wrodzonym sobie (Kinga już wiedziała, że to musi być wrodzone) wścibstwem zadała pytanie: В ответ госпожа Леокадия с присущей ей врожденной (Кинга уже знала, что это должно быть врожденным) пронырливостью задала вопрос:

– A po co panu dwa czopki? Czemu akurat dwa? Why two?

Co w mężczyznę wstąpiło, tego Kinga nie wiedziała, bo z zaplecza wystawiła głowę dopiero wtedy, gdy mężczyzna wrzasnął na całą aptekę:

– Bo mam dwie dziury w dupie, wścibska babo! - Потому что у меня в заднице две дырки, любопытная женщина!

W aptece najpierw zapadła cisza, a potem… ktoś parsknął śmiechem, potem ktoś następny i następny, aż po chwili wszyscy, łącznie z panią Izabelą, nie mogli powstrzymać się od chichotu. At first there was silence in the pharmacy, and then… someone laughed, then someone next and then another, until after a while everyone, including Mrs. Izabela, couldn't help but giggle. Jedynymi, których to nie śmieszyło, była rzecz jasna pani Leokadia, która czerwona na twarzy dygotała ze zdenerwowania, a także mężczyzna z tubalnym głosem, który całkiem podobnie do tego, jak wcześniej robiła to pani Leokadia, podjął perorę: The only ones who did not laugh were, of course, Mrs. Leokadia, who was shivering red in her face with nervousness, and a man with a thunderous voice who, quite like what Mrs. Leokadia had done before, took up the perora: Единственными, кого это не позабавило, были, конечно, госпожа Леокадия, которая, покраснев, задыхалась от нервного напряжения, и мужчина с рокочущим голосом, который, совершенно аналогично тому, как это делала госпожа Леокадия, взялся за проповедь:

– Jest sobota! Ludzie chcą szybko załatwić sprawy i biec do domu, do swoich rodzin! People want to get things done quickly and run home to their families! A tu muszą wysłuchiwać pani kazań i tego, jak pani odpytuje ludzi z ich chorób. And here they must listen to your sermons and how you question people about their diseases. Czy pani ma coś z głową?! Do you have anything with your head ?! Przepytuje pani klientki na cały regulator z podpasek, obfitości ich krwawień i tak dalej. Toż to szczyt chamstwa! This is the height of rudeness! Czy jak ktoś kupuje prezerwatywy, to też go pani pyta, kiedy ich użyje? When someone buys condoms, do you also ask him when he will use them? To trwa latami! На это уходят годы! Staram się tu w soboty nie przychodzić, jak nie muszę, bo zawsze wtedy trafię na panią i muszę się spowiadać jak w kościele u proboszcza! I try not to come here on Saturdays, if I do not have to, because then I will always meet you and I have to go to confession like in the church at the parish priest! Ale ja mam tego, do jasnej cholery, dosyć! But I'm fucking sick of this! Niechże pani da mi te dwa czopki i idę stąd! Give me these two suppositories and let me go!

– Niech pan się uspokoi. - Calm down. – Pani Izabela usłużnie podsunęła mężczyźnie szklankę z wodą i jakąś tabletkę. Drugą taką samą podała matce, mówiąc: – Idź, mamo, do pokoju. She handed the other one of the same to her mother, saying, "Mother, go to the room." Tylko nie zagaduj pani Kingi. – To mówiąc, odwróciła się w kierunku zaplecza i widząc w drzwiach kawałek jej fartucha, powiedziała: – Pani Kingo, niech pani tu do mnie przyjdzie. Saying this, she turned towards the back room and, seeing a piece of her apron in the doorway, said, "Mrs. Kinga, come over here to me." To z regałami dokończy pani później. You will finish this with the bookshelves later.

Po chwili odezwała się do Kingi: After a while, she said to Kinga:

– Pomoże mi pani, podając niektóre leki. Dobrze?

Kinga niepewnie skinęła głową. Kinga nodded uncertainly. Jak pomóc? How can I help? Przecież nie wie, gdzie co w aptece się znajduje. After all, he does not know where what is in the pharmacy. Ale pani Izabela błyskawicznie między jednym klientem a drugim podpowiedziała Kindze, by przyjrzała się regałom i napisom pod półkami. But Mrs. Izabela immediately prompted Kingga to look at the shelves and the inscriptions under the shelves between one customer and the other.

– Zapamiętaj tylko, gdzie leki na co – rzuciła przez ramię. "Just remember where the drugs are," she said over her shoulder. – W ramach jednego działu lekarstwa są ułożone alfabetycznie. - Within one section, medicines are listed alphabetically.

Kinga skinęła głową. Kinga nodded. Była bystra. She was smart. Nie na darmo od dziecka należała do najlepszych uczennic. She was one of the best students since childhood, not for nothing. Szybko zorientowała się, gdzie na regałach są przeciwbólowe, gdzie na przeziębienia, gdzie do stosowania wewnętrznego, gdzie zewnętrznego. She quickly realized where on the shelves there were painkillers, where for colds, where for internal and external use. Z dwiema kolejkami, które nagle stały się jedną, poradziły sobie w dwadzieścia minut. Two queues that suddenly became one were dealt with in twenty minutes. Kinga jak fryga biegała po aptece. Kinga ran around the pharmacy like a chunk. Cztery razy wpadła na zaplecze po środki opatrunkowe, gdzie w moździerzu ugniatała coś na proszek pani Leokadia, pociągając przy tym teatralnie nosem, jakby chciała oznajmić światu, że padła ofiarą najgorszej podłości. Four times she ran into the back room for dressings, where Mrs. Leokadia kneaded something to powder in a mortar, sniffing theatrically as if to tell the world that she had fallen victim to the worst vileness.

Gdy po dwudziestu minutach Kinga wróciła na zaplecze sprzątać półki, zadzwonił do niej Michał.

– No i co? – usłyszała w słuchawce i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie odpisała na jego wiadomość.

– Okej – powiedziała szybko. – Pogadamy na miejscu. Będę.

Pani Leokadia nagle jakby się ożywiła. Г-жа Леокадия вдруг словно ожила.

– Dokąd się panna wybiera?

– Raz, dwa, trzy… – Kinga teatralnym szeptem liczyła opakowania tamponów, bo właśnie przeszła do półki ze środkami higienicznymi i opatrunkowymi.

– No? – dopytywała namolnie pani Leokadia.

– Przepraszam panią, ale boję się, że się pomylę przy liczeniu. - Excuse me, ma'am, but I'm afraid I'll make a mistake in my counts. Porozmawiamy później – odparła Kinga i chyba dzięki temu pani Leokadia się nie obraziła. We'll talk later - Kinga replied, and probably thanks to that Mrs. Leokadia didn't take offense.

Pod koniec dnia, korzystając z chwilowej nieobecności pani Leokadii, pani Izabela zwróciła się do Kingi: At the end of the day, taking advantage of Mrs. Leokadia's temporary absence, Mrs. Izabela turned to Kinga: В конце дня, воспользовавшись временным отсутствием г-жи Леокадии, г-жа Изабелла обратилась к Кинге:

– Możesz przychodzić tu co sobotę. Podniosę ci nawet stawkę do dwunastu złotych − wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, chcąc skończyć przed powrotem mamy z toalety. I'll even raise your wages to twelve zlotys, she blurted out at the speed of a machine gun, wanting to finish before my mother returns from the toilet. Я даже повышу ставку до двенадцати злотых", - с пулеметной скоростью проговорила она, стремясь закончить, пока мама не вернулась из туалета. − Tylko proszę cię, byś cierpliwie znosiła moją mamę. Jak nie chcesz, by się za bardzo wtrącała, to odpowiadaj na jej pytania zdawkowo. Если вы не хотите, чтобы она слишком лезла на рожон, отвечайте на ее вопросы бесцеремонно. Już wiem, że umiesz to robić. Ale pozwalaj się jej wygadać. To dobry człowiek, tyle że gaduła. He's a good man, only a talker. Ze względu na jej charakter żadna z pracownic nie chce przychodzić tu w soboty, a ja nie mogę mamie nie pozwolić choć raz w tygodniu pracować w aptece, którą dawno temu założyła. Из-за ее характера никто из сотрудников не хочет приходить сюда по субботам, а я не могу не разрешить маме работать хотя бы раз в неделю в аптеке, которую она создала давным-давно. Dla niej te soboty to święto. For her, these Saturdays are a holiday. Czeka na nie. Rozumiesz mnie?

W ostatnim pytaniu była zawarta właściwie cała prośba. The last question contained virtually the entire request. Последний вопрос фактически содержит весь запрос. Kinga wyczuła, że nie powinna odmówić. Że mimo wszystko będzie jej tu dobrze, a i z panią Leokadią sobie poradzi, skoro jej córka widzi, co matka wyprawia. Dlatego się zgodziła. That's why she agreed. A pół godziny później do Pikanterii wkroczyła z uśmiechem na ustach. And half an hour later, she entered Pikantery with a smile on her face.

– Pani Izabela zaproponowała mi podwyżkę, bylebym tylko została – powiedziała, sadowiąc się na wprost Michała. - Mrs. Izabela offered me a raise, if only I would stay - she said, sitting in front of Michał.