ZAMIANA
– Jak w szkole? – spytała Kinga, stając w progu pokoju Michała.
Od rozpoczęcia roku szkolnego widzieli się zaledwie parę razy. To przeważnie Kinga nie miała czasu. Ciągle się uczyła, czytała jakieś książki i jeździła do bibliotek. Ale ostatnio kilka razy zdarzyło się tak, że czasu nie miał Michał. Załatwiał jakieś tajemnicze sprawy dla swojej mamy i nie chciał Kindze powiedzieć jakie. Wymawiał się tym, że nie chce zapeszyć.
Dziś był piątek. Michał zadzwonił do niej, żeby przyszła. Że czeka z niespodzianką. Wejścia Kingi nie usłyszał. Najwyraźniej jak zwykle zapukała cicho do drzwi i mama ją wpuściła. Teraz stała w progu i patrzyła na Michała badawczo.
– Pytasz jak mama. Normalnie – odparł i zrobił krok w jej kierunku, by się przywitać, ale Kinga wyminęła go i odwracając wzrok, siadła w fotelu.
– A Kamila jak? – spytała z naciskiem.
– No nie… weź, daj spokój. Myślałem, że już ci przeszło.
– Tak tylko spytałam.
– Kamila dobrze. Zresztą nie wiem. Ją musisz o to spytać.
Zapadła cisza. Kinga wydawała się Michałowi jakaś dziwna. Spoglądał na nią i nic nie rozumiał. Przyszła ze spiętymi włosami, choć wiedziała, że on wolał rozpuszczone. Nie patrzyła na niego. „Ma kogoś?” – przemknęło mu przez głowę, ale potem odpędził tę myśl jak natrętną muchę. Gdyby miała, nie pytałaby o Kamilę. To musi być coś innego.
– Zrobię herbaty – powiedział. – Mam dla ciebie bombę! – dorzucił, znikając za drzwiami pokoju.
Po chwili wrócił z tacą, na której dzwoniły kubki z herbatą i sokiem malinowym. Taką, jaką Kinga lubiła najbardziej. Odstawił tacę i podszedł do dziewczyny. Pociągnął ją za kosmyk włosów i się uśmiechnął, ale ona nie odwzajemniła uśmiechu. Powolutku, delikatnie zdjął gumkę z warkocza i zaczął rozpuszczać splot. Kinga się nie odwracała. Pewnie dlatego nie zauważył, że na końcach rzęs błyszczą jej łzy.
– Kinguś. Muszę ci coś opowiedzieć – zaczął, ale Kinga przerwała mu stanowczym tonem.
– To ja muszę ci coś powiedzieć – zaczęła, nabierając powietrza.
– Poczekaj! – Michał położył jej palec na ustach i nachylił się, by ją pocałować, ale Kinga się odsunęła.
– Co ci się stało? – spytał zdezorientowany.
– Nie możemy się więcej spotykać – rzuciła Kinga jednym tchem. – Przyszłam, żeby ci to osobiście powiedzieć. Możesz sobie wzdychać jak kiedyś do Kamili…
– Słuchaj, o co ci chodzi? Dobrze wiesz, że mam głęboko w dupie Kamilę. Co się dzieje? Mów mi zaraz. – Michał podniósł głos i szarpnął Kingę za ramię.
Włosy uwolnione z warkocza rozsypały się wokół twarzy. Znowu wyglądała tak ślicznie, jak tylko on ją widywał. Miał wielką ochotę ją pocałować, ale coś w spojrzeniu Kingi go powstrzymało. Puścił jej ramię.
– Męczy mnie to. Nie rozumiesz? – wyszeptała i zaczęła zaplatać z powrotem warkocz. – Nie mogę tego tak ciągnąć.
– Czego?
– Tego, że widujemy się tak rzadko…
– Rany! No nie miałem wcześniej czasu! Musiałem coś załatwić. Teraz chcę ci powiedzieć co. To wielki dzień!
– Ciesz się. Ja tylko chciałam powiedzieć, że to koniec.
– Dlaczego? Kinguś, dlaczego?
– Przestań z tym swoim „Kinguś”. Nie chcę tego słuchać.
– Zmieniłaś się. Co się stało?
– Nie możemy razem odrabiać lekcji. Nie możemy razem wracać ze szkoły…
– No przecież ustaliliśmy…
– Ale ja tak nie chcę.
– Kinga. Ja się nie przeniosę do szkoły, do której jedzie się czterdzieści minut z przesiadką. Ja mam chorą mamę i ty powinnaś to zrozumieć.
– A ja chcę być w życiu kimś. I ty to też powinieneś zrozumieć.
– A ja? Czy ja twoim zdaniem chcę być nikim?
Kinga milczała. Kończyła zaplatać warkocz. Michał podał jej gumkę do włosów. Odechciało mu się opowiadać swoją sensację. Kinga, która stała przed nim, zdawała mu się obcą osobą.
– Co to za bomba? – spytała Kinga.
– Nieważne – odparł cicho Michał i odwrócił się do niej plecami. – Idź już.
– Michał… nie gniewaj się. Przecież widzisz, że to nie ma sensu. Od początku roku widzieliśmy się trzy razy…
– Idź już! – powiedział głośniej. – Nie chcę cię więcej widzieć.
Jak długo stał przy oknie? Tego nie wiedział, ale kiedy odwrócił się w stronę pokoju i podszedł do stolika, na którym postawił kubki, herbata była już zimna. Jednym haustem wypił obie i położył się na łóżku. „Kto zrozumie kobietę, zrozumie wszystko” – przypomniał sobie zasłyszaną gdzieś maksymę.
Michał nigdy nie miał przyjaciela. Zawsze stojący z boku klasowego życia, teraz szczególnie dotkliwie poczuł swoją samotność. Nie było z kim o tym pogadać. Nie było z kim napić się piwa lub zapalić zakazanego papierosa.
Rzucił okiem na regał. Pomiędzy książkami leżała jego niespodzianka dla Kingi. Bilety na Osadę. A wszystko dlatego, że udało się znaleźć dla mamy zajęcie. Tłumaczenie z angielskiego na polski „romansów dla kucharek” – jak to nazywała mama. Mało ambitna praca, ale… zawsze są z tego jakieś pieniądze. Całe ostatnie dwa tygodnie jeździł i woził tłumaczenia do wydawnictwa, w którym jakiś facet miał je zaakceptować. Mama wciąż nie chciała ruszać się z domu. W wydawnictwie tłumaczył, jaką mama przeszła operację, że na razie on jest jej głosem. I kiedy dziś dostał od mamy pięć dych dla siebie, postanowił uczcić to z Kingą w kinie.
Zamknął oczy. Tak dawno nigdzie razem się nie wybrali. Cały dzień w szkole wyobrażał sobie tę chwilę, jak Kinga w czasie filmu z przerażenia złapie go za rękę. To, że rzadko się widywali, nie przeszkadzało mu. Ważne, że Kinga była. Gdzieś tam pochylona nad książkami w kolejnej bibliotece, zakuwająca nową porcję słówek czy tę swoją ulubioną geografię. A teraz?
Nagle poczuł, że ktoś siada obok. Otworzył oczy. Mama. Spojrzał na jej wargi. Układały się w słowa: „Nie martw się, synku”.
A więc słyszała… Niedobrze, ma przecież swoje problemy. Te, które miał on, nie powinny jej zaprzątać głowy.
– Nie martwię się – odparł i nagle wpadł na pomysł. – Idę do kina – powiedział i chwyciwszy leżące na regale bilety, wypadł z domu.
* * *
Saska Kępa, choć miała wiele zalet, miała też jedną wadę. Zdaniem Wojtka, ale też i Czarnego Michała dość poważną. Nie posiadała kina. Kiedyś dawno działało tu kino Sawa. Michał pamiętał, że jako dziecko był tu z mamą na jakimś filmie dla dzieci. Ale od kilku lat w miejscu dawnej Sawy stał blok, w którym mieszkał Wojtek.
Do najbliższego kina musiał jechać na Ostrobramską albo do centrum. Michał wolał centrum i kino Atlantic. Zwłaszcza że miał kartę rabatową, dzięki której kupował taniej bilety. Wskoczył więc do tramwaju, by dostać się na Chmielną.
O tej porze w centrum było sporo ludzi. Michał najpierw myślał, żeby oddać bilety, potem, żeby oddać jeden i mimo wszystko samemu obejrzeć ten film. W końcu to Shyamalan. Szósty zmysł bardzo mu się podobał. „Ciekawe, czy Wojtek już widział?” – pomyślał i jakby w odpowiedzi na horyzoncie pojawiły się sylwetki znajomej pary. Wojtek i Kamila powoli szli Chmielną w stronę Atlanticu. Najwyraźniej do centrum przyjechali autobusem. Odwrócił się do nich tyłem. Nie chciał, by go poznali. Nie chciał z nimi rozmawiać. Nie chciał pytań o Kingę. Gdyby był tu teraz z kimkolwiek… Mógłby powiedzieć, że jest zajęty, że nie może z nimi gadać.
Po dobrej chwili Kamila z Wojtkiem minęli go i weszli do kina. Spojrzał za nimi. I wtedy wzrok jego przykuła sylwetka dziewczyny. Stała samotnie przed drzwiami kina i jakby wahała się – wejść czy nie. Michał znał ją z widzenia ze szkoły. Chodziła do równoległej klasy. Miała krótko ostrzyżone włosy i rząd kolczyków w uchu. Na nogach glany, wąskie spodnie i przewieszoną przez ramię szmacianą torbę. W ręku trzymała komórkę. Nie zastanawiał się dłużej. Podszedł do dziewczyny i powiedział:
– Cześć. Mam wolny bilet na Osadę…
– Za ile? – spytała.
– Za darmo. Po prostu ktoś nie przyszedł. Ma się zmarnować?
– Aha.
– To idziesz? – spytał niecierpliwie.
Przez szybę widział, że Kamila z Wojtkiem zbliżają się do kasy.
Dziewczyna zmierzyła Michała badawczym spojrzeniem.
– Czemu mi się tak przyglądasz?
– Nic. Znam cię ze szkoły i tak się zastanawiam, z jakiego powodu ktoś wystawił do wiatru takiego przystojniaka…
– Nie twój zasrany interes…
– Ale jesteś miły…
Michał wzruszył ramionami. Właśnie przez szybę jego wzrok napotkał spojrzenie Kamili. Stała przytulona do Wojtka, na widok Michała zamachała ręką. Z ponurą miną skinął jej głową. Stojąca przed nim dziewczyna odwróciła się.
– To ona?
– Nie. Nie ona – burknął Michał i pchnął drzwi do kina.
Dziewczyna ruszyła za nim.
– Idę z tobą – powiedziała. – Zaproszenie jeszcze aktualne?
Ale Michał nie odpowiedział, tylko przepuściwszy ją w drzwiach, skinął głową.
– Chcesz popcorn? – spytała, kiedy znaleźli się w poczekalni. Wzruszył ramionami. – Ty kupiłeś bilety, to ja… A jak ty właściwie masz na imię?
– Michał. Czy mogłabyś mówić trochę ciszej?
– Klaudia.
– Co?
– Nic. Mówię, że mam na imię Klaudia. W sumie też nie mam humoru. Umówiłam się z dziewczynami, ale przysłały esemesa, że nie przyjdą. A ty?
– Nie chce mi się gadać. To kupujesz ten popcorn czy nie?
– Dziwny jesteś – skomentowała Klaudia i zamówiła największy zestaw z popcornem.
W milczeniu weszli na salę.
Z początku Michał w ogóle nie mógł się skupić na filmie. Myślał na przemian o Kindze i o tym, że gdzieś za jego plecami w kinowej sali siedzi Kamila z Wojtkiem i jak nie dziś to jutro zacznie pytać o Kingę. Albo i do niej zadzwoni. Może powie, że widziała go tu z Klaudią. To akurat nie byłoby takie złe. Może by się Kinga zreflektowała? Może by… Ale tak naprawdę Michał nie wiedział, jak Kinga miałaby się zachować, by jej wybaczył. Odeszła, choć nic złego nie zrobił. Odeszła z egoizmu. Bo coś okazało się niezgodnie z jej planem. Bo było dla niej za trudne. Spojrzał na Klaudię. „Buntowniczka” – pomyślał, analizując jej wygląd. Jakże inna od Kingi.
– Chcesz? – Klaudia podsunęła pudełko z popcornem.
Machinalnie wziął garść.