ZABAWA W KOMIKS
– Chodźmy do kina na Spider-Mana! – zaproponował Wojtek, kiedy w sobotnie przedpołudnie cała czwórka spotkała się u Maćka. – Ten Tobey Maguire będzie kiedyś jednym z największych aktorów Hollywood. Zobaczycie!
Zgodzili się na kino, ale wątku aktorskiego nikt nie podjął. Mieli inne tematy. Swoje szkoły i klasy. Kamila i Wojtek wytrzeszczyli oczy, słuchając opowieści o polonistce Małgosi i Maćka.
– Rany! – zawołała Kamila.
– Pani Czajka była czasem bardzo surowa, ale zawsze sprawiedliwa.
– Tu nie chodzi o sprawiedliwość, bo to nie kwestia sprawiedliwości, ale kultury – powiedział Maciek. – Ten jej tekst był tak strasznie chamski, że aż powtórzyłem go mamie.
– No i co?
– Nic. Mama twierdzi, że po wołu należy spodziewać się tylko mięsa.
– Cha! Cha! – zaśmiała się Kamila. – Czyli macie polonistkę krowę!
– Świętą krowę! – odparł Maciek ze śmiertelną powagą. − I jeszcze trzeba do niej mówić „pani profesor”.
– No dobra – odezwał się Wojtek – na Filmwebie wyczytałem, że grają w Atlanticu na piątą. Pasuje?
– Ty dalej o kinie? – spytał Maciek. – W sumie niech będzie piąta, zadzwonię jeszcze po chłopaków…
* * *
Do seansu mieli jeszcze dwie godziny. Teraz wąskimi uliczkami Saskiej Kępy spacerowali tylko we dwójkę – Kamila i Wojtek. Płatek spuszczony ze smyczy biegał i obszczekiwał każdego napotkanego kota.
– Dopiero kiedy spadają liście, można zobaczyć, jakie fajne są niektóre domki – mówiła Kamila, starając się zachowywać jak rasowy przewodnik. Szli Dąbrowiecką w kierunku Zwycięzców. – Zobacz, na przykład ten. Tu mieszka jakiś rzeźbiarz. Nie wiem jaki. Trzeba by spytać Maćka. On wie sporo o Kępie. Tu gdzieś mieszkała Agnieszka Osiecka, ale nigdy nie wiem gdzie…
– Wiesz… jak tu jestem, to w ogóle nie czuję, że to Warszawa – powiedział Wojtek, rozglądając się dookoła. To jak małe miasteczko.
– Bo to jest małe miasteczko. Saska Kępa jest samowystarczalna. Masz tu wszystko…
– No… nie tak bardzo. Kina na przykład nie ma.
– Kiedyś było…
– Wiem. Teraz w tym miejscu stoi mój blok – wtrącił Wojtek, chcąc się wykazać wiedzą na temat okolicy.
– …poza tym jak spojrzysz na plan, to od razu widzisz, że to jest kępa, czyli dawna wyspa. Od reszty miasta oddziela ją Wisła, działki i park Skaryszewski. Kępa to takie miasto w mieście.
– Dobrze, że tu zamieszkałem, bo nie tęsknię za Lublinem…
– A tęskniłeś?
– Na początku nawet bardzo… w końcu pamiętasz, jak to wyglądało…
– No sam sobie jesteś winien – powiedziała Kamila i zmieniając ton, spytała: – A miałeś tam kogoś? – Pytanie miało brzmieć jak rzucone niby od niechcenia, ale Wojtek wyczuł, że odpowiedź jest dla Kamili ważna.
– Nigdy nie pytałaś… Czemu raptem…
– Więc ktoś był?
– Ale nie tak jak ty…
– To znaczy?
– No, nie aż tak… poważnie.
– Ale łapy pod spódnicę jej pakowałeś?
– Co?! – Wojtek aż przystanął na środku chodnika.
– Pytam, bo jak przyszedłeś do nas do klasy, to… próbowałeś tego i z Natalką, i…
– No przecież ci tłumaczyłem, o co chodziło… Grałem. Chciałem zobaczyć, czy umiem być taki warszawski. – Kamila prychnęła, ale Wojtek niczym niezrażony ciągnął: – A poza tym czy ja ci pakuję łapy pod spódnicę?
– Tylko byś spróbował! Od razu byś oberwał! – syknęła Kamila podniesionym głosem, aż z okna na parterze domu, przed którym stali, wychyliła się jakaś pani i z uśmiechem od ucha do ucha zaczęła się przysłuchiwać ich rozmowie.
Kamila pociągnęła Wojtka za łokieć.
– Chodźmy – szepnęła.
– No ale przecież… no chyba całe życie nie będę mógł cię całować tylko w policzek, prawda?
– A w co byś jeszcze chciał?
– Ale z tobą się ciężko czasem rozmawia – westchnął Wojtek.
– To nie rozmawiaj – burknęła Kamila, ale po chwili pożałowała swoich słów, bo Wojtek zamilkł.
Przez chwilę szli, nie odzywając się. Przeciągające się milczenie przerwała Kamila.
– Obraziłeś się?
– Nie.
– A teraz w wakacje widziałeś się z nią?
– Z kim?
– No z tą z Lublina?
– Czy ty się chcesz kłócić?
– Chcę po prostu wiedzieć.
– Więc dobrze. Widziałem się, bo mieszkaliśmy na jednej klatce schodowej, w jednym bloku. Ale nic z tego nie wynika… Przecież opowiadałem ci o moich wakacjach. Dwa tygodnie w Lublinie, bo tam została babcia, poza tym obóz żeglarski na Mazurach i trzy tygodnie z rodzicami na wczasach nad Balatonem… No przecież ci słałem kartki… Czemu się czepiasz? Czy ja ciebie pytam o Olka? Jak było z nim na wakacjach?
– Nie byłam z nim na wakacjach – odparła szybko Kamila.
– No przecież mówiłaś, że wyjechaliście z Majewskimi, a Olek, jeśli dobrze kojarzę, to…
– Tak, ale mieszkaliśmy na wielkich kempingach w Hiszpanii i każdy chodził swoimi ścieżkami. Zajmowaliśmy się głównie zwiedzaniem. Widziałeś zresztą zdjęcia. Nie było na nich Olka.
– No to chyba rozumiesz? U mnie podobnie… Widziałem ją w sklepie raz czy dwa razy i tyle.
– Jak ona ma na imię?
– Joaśka… – odparł Wojtek z wyraźną niechęcią. – Ale słuchaj, to jest zupełnie nieistotne.
– Jej też tak o mnie mówisz?
– Kamila, czemu ty to robisz? Poszliśmy na spacer… miało być fajnie…
Wzruszyła ramionami. Znów milczeli. Wreszcie Wojtek powiedział:
– Musimy wracać, jeśli chcemy zdążyć do kina…
* * *
– Strasznie długo coś ich nie ma – niecierpliwiła się Kamila, wiercąc się w kinowym fotelu. Seans miał zacząć się już za chwilę, a przed ekranem zamiast całej paczki siedzieli tylko we dwójkę.
– Przyjdą zaraz – odparł Wojtek. – Zresztą na początku i tak są reklamy i zwiastuny. W sieci czytałem, że dwójka jest tak samo dobra jak jedynka… Tobey jest podobno świetny. Ja tam wierzę w tego gościa.
– Jakiego gościa? – Kamila nie słuchała zbyt uważnie, zajęta rozglądaniem się po kinowej sali w poszukiwaniu znajomych.
– Ojej, no mówię cały czas o odtwórcy głównej roli.
– Myślisz, że granie Spider-Mana to takie wielkie aktorstwo?
– Tak. Spider-Man to nie tylko heros. To także wrażliwy i delikatny facet…
– …który nigdy nie zajrzałby dziewczynie pod spódnicę.
– Weź wreszcie przestań. Ludzie się na nas gapią.
Kamila wzruszyła ramionami. Chciała jeszcze coś dodać, ale zgasły światła i zaczęły się reklamy.
Małgosia z Maćkiem weszli na salę, kiedy puszczano zwiastuny. Za nimi przepychały się jeszcze trzy osoby. W dwóch sylwetkach Kamila rozpoznała Białego Michała i Aleksa. „Jak zwykle spóźnieni” – pomyślała i sięgnęła ręką do pudełka z popcornem, który kupili z Wojtkiem na spółkę. Na trzecią osobę w ogóle nie zwróciła uwagi. Zresztą po chwili zaczął się film.
„Czy Małgosia poznałaby Maćka po pocałunku?” − zastanawiała się, patrząc na to, co działo się na ekranie. A ona Wojtka? Ech. Teraz po tych tekstach o łapach pod spódnicą pewnie nieprędko ją pocałuje. „I po co ja to mówiłam?” – pomyślała. Wsunęła swoją dłoń w dłoń Wojtka. Poczuła jego uścisk i odetchnęła z ulgą.
* * *
– No, jak ci się podobał? – spytał Wojtek, kiedy na sali zapaliło się światła.
– Film czy… – zaczęła Kamila, ale urwała w pół zdania.
Teraz dopiero zauważyła, że trzecią osobą, która weszła do kina zaraz za Aleksem i Białym Michałem, był Olek. Właśnie wyciągał do niej rękę z przezroczystą siatką, na dnie której leżał album ze zdjęciami.
– Obiecałem, że będziesz miała te odbitki z Hiszpanii, i jak widzisz, dotrzymałem słowa – powiedział z uśmiechem. – Cześć, Wojtek – dodał po chwili.
Wojtek skinął głową.
– Tak… eeee … dzięki… – Kamila miała niepewną minę.
– Pokaż! – zawołała Małgosia i zanim przyjaciółka zdążyła zaprotestować, otworzyła album.
Na pierwszym zdjęciu byli Kamila, Olek, Kuba i Malwina przed wejściem do meczetu w Kordobie. Drugiego nie zdążyła zobaczyć, bo Kamila wyrwała przyjaciółce album i wrzuciwszy go do siatki, wcisnęła ją Olkowi.
– Pieprzę twoje zdjęcia! – krzyknęła wściekła.
– Kamila! Co ty! No, daj zobaczyć!
– Skąd on się tu wziął? – spytała szeptem Małgosię.
– Zadzwonił do Maćka i…
Olek wzruszył ramionami.
– Co cię ugryzło? – spytał. – Przecież sama wysłałaś mi niedawno maila, żebym pamiętał o odbitkach dla was…
– Chłopie – powiedział Maciek, klepiąc Olka po ramieniu. – Kto zrozumie kobietę, zrozumie wszystko. No chodźcie! – zwrócił się do reszty, ciągnąc przy tym Małgosię za rękę. – Idziemy do tramwaju.
Ale Wojtek nie ruszał się z miejsca. Stał i patrzył na Kamilę, na znikającą sylwetkę Olka, który wcisnąwszy w kieszeń bojówek siatkę z albumikiem, powlókł się za Maćkiem, a w uszach brzmiały mu słowa sprzed dwóch godzin: „Każdy chodził swoimi ścieżkami”.
– Ile razy się te wasze ścieżki skrzyżowały? – spytał cicho, kiedy wyszli przed budynek.
– Pospieszcie się! – dobiegł ich głos Maćka.
– O tej porze tramwaje rzadziej jeżdżą! – krzyknął Aleks.
– Idźcie bez nas! – zawołała Kamila.
– A jesteśmy jeszcze jacyś my? – spytał Wojtek i ruszył za resztą. Kamila drobiła u jego boku. – Robisz mi scenę, nie mając ku temu żadnych podstaw. Okłamujesz mnie, a potem przechodzisz nad tym do porządku dziennego.
– Rany! A co miałam ci powiedzieć?
– Prawdę.
– Więc prawda jest taka, że nie miałam wyboru. Nasi starzy przyjaźnią się i gówno ich obchodzi, że ja nie jestem z Olkiem. Oboje nas wrobili w te wakacje. Nie chciałam ci mówić, bo nie chciałam takiej rozmowy.
– Przecież sama ją sprowokowałaś, robiąc mi scenę o dziewczynę, której nawet nie znasz…
– Znam. Nie znam. Jakie to ma znaczenie?
– Ma. Gdybyś ją widziała, to nie byłabyś zazdrosna.
– Nie rozumiem.
– Dobrze rozumiesz, tylko lubisz komplementy. Teraz czekasz, bym ci powiedział, że jesteś od niej ładniejsza.
– A jestem?
– Słuchaj. Ja wobec ciebie gram fair. Ty wobec mnie nie. Ja nie muszę ci udowadniać, że jesteś dla mnie najważniejsza. Ja nie ukrywam zdjęć, faktów ani niczego.
– A ja mam ci udowadniać? To proszę bardzo! – krzyknęła i pociągnąwszy Wojtka za rękę, zaczęła biec w kierunku malejących sylwetek Maćka, Małgosi, Olka, Białego Michała i Aleksa. – Zaczekajcie!
Grupa stanęła.
– Zdecydujcie się! – mruknął Aleks, kiedy wreszcie ich dogonili.
– Ja już się zdecydowałam – odparła Kamila i błyskawicznie wspięła się na palce, wplotła Wojtkowi ręce we włosy i na oczach wszystkich pocałowała w same usta.
– Nie no… nie bawcie się w komiks – powiedział Biały Michał.
– Ty, Spider-Man, a gdzie niebieskie gacie? – spytał Aleks i zachichotał.
Ale ani Kamila, ani Wojtek nie zwrócili uwagi na wygłupy kolegów. Świat dookoła zdawał się dla nich nie istnieć. I tylko Olek zakłopotany szeptem zapytał Małgosię:
– Weź ty zbadaj, co ja mam zrobić z tymi zdjęciami…