×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

LO-teria - Małgorzata Karolina Piekarska, SZOFER (1)

SZOFER (1)

Nie wiedziała, co robić. Najlepiej byłoby przeprosić Olka, ale… to oznaczałoby jawne przyznanie się, że źle z nim postępowała. Odebrałaby to jako osobistą porażkę. Tego nie chciała. Czuła się jednak potwornie samotna.

Wbrew temu, co sama sobie wmawiała, prowadzenie samochodu okazało się całkiem przyjemne. A kurs na prawo jazdy pozwolił jej w ogóle jakoś przeżyć te nieszczęsne wczasy z Olkiem. Może byłyby lepsze, gdyby nie on? To, że wiedział, co się stało, sprawiało, że choć siedzenie za kółkiem ją cieszyło, próbowała wmówić sobie, że tak nie jest.

Na szczęście wczasy już się skończyły. Zostawała teraźniejszość, ale i ta bolała. Fakt, że wyjeżdżając z Kiełpina, trzeba było minąć zakręt, na którym rozbił się Wojtek, sprawił, że nowiutki peugeot wciąż stał w garażu. Czasami szła tam i głaskała lakierowaną maskę. Wtedy wspomnienie Wojtka wiążącego jej chustkę na oczach samo przychodziło… I równie szybko jak przychodziło – znikało.

Powoli jednak docierało do niej, że czuje się samotna na własne życzenie. Przecież nawet podczas ostatniej wizyty u Małgosi zachowała się nie jak przyjaciółka. Przez dwie godziny opowiadała tylko, że jest w żałobie, że nikt jej nie rozumie. Wylewała swoje żale, że nie pojechała na pogrzeb do Lublina. Że na Zaduszki nie miała z kim tam pojechać, że sama się boi, że na grób nie trafi, bo wie tylko, że to przy Lipowej. Tego, co miała do powiedzenia Małgosia, w ogóle nie słuchała.

Czuła się jak w matni. Żałoba przygniatała ją coraz bardziej. Brakowało jej Wojtka, ale z tygodnia na tydzień coraz częściej myślała, że pamięć o nim jakby wyrywała ją ze świata. Gdy wchodziła do klasy, milkły śmiechy. Ludzie sami z siebie z nią nie rozmawiali. Cóż… Trzeci miesiąc ich odpychała. Już sama nie wiedziała, co robić.

* * *

Do tej rozmowy Olek szykował się długo. Nie było dnia, by o tym nie myślał, ale ciągle jakby czegoś się bał. A czas płynął. Atmosfera między nim a Kamilą stawała się nie do zniesienia.

Na dodatek treningi judo, na które od tylu lat uczęszczał, coraz bardziej go męczyły. Po pierwsze teraz miał na nie dalej niż kiedyś. Przeprowadzka poza Warszawę spowodowała, że do szkoły musiał jeździć przez całe miasto. Po drugie z dawnej paczki na treningach nie pozostał nikt. Wszyscy z powodu matury opuścili sekcję, obiecując, że kiedyś wrócą. Trener powtarzał, że jak się raz zrezygnuje, to się z reguły nie wraca. Olek to czuł. Dlatego nie rezygnował. W judo nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Teraz jednak z każdym treningiem ogarniały go wątpliwości. Czy słusznie zrobił? Nawet pogadać po treningu nie ma z kim. Wszystko się zazębiało – Kamila, treningi, szkoła, plany. Myślał o tym, wchodząc do domu Kamili. Miał odebrać od niej Malwinę. Z pozoru proste. Ale tylko z pozoru. Gdy tylko wszedł do pokoju Kuby, młodsza siostra dostała niemal ataku histerii.

– Ja muszę! Ja muszę się odegrać – łkała Malwina. – Ja muszę! – powtarzała z mocą. – To już czwarta partia w chińczyka, którą wygrał Kuba.

Olek już miał zamiar coś powiedzieć, kiedy za plecami usłyszał głos babci:

– Chodź do kuchni, dam ci placków z jabłkami, a oni niech jeszcze pograją. Przecież jutro wolny dzień.

Po chwili siedział przy stole i pałaszował obficie polane słodką śmietaną placki, obserwując przy tym krzątającą się w kuchni starszą panią. Może to z nią pogadać o tym, co tak strasznie go dręczy? Kamila poza domem, więc nie ma ryzyka, że zaraz wejdzie. Swoją drogą ciekawe, gdzie wyszła o tej porze.

Od września z Kiełpina do swoich warszawskich szkół z reguły jeździli we dwójkę. Najczęściej samochodem Olka. Czasem, ale z rzadka, Olek jechał sam, a Kamilę podrzucał jej ojciec.

Kiedy jechali we dwójkę, Kamila przeważnie milczała. A przecież podróż z Kiełpina na Pragę Południe to przeszło dwadzieścia kilometrów. To w godzinach szczytu kawał czasu spędzany w aucie. Ale ona nic. Cisza. Najpierw jeszcze próbował zagadywać, opowiadać coś, potem… już tylko włączał radio. Gdy dojeżdżał na Saską pod liceum Mickiewicza, wysiadała i na odchodne rzucała albo że po lekcjach poczeka na niego w bibliotece przy Meksykańskiej, albo żeby on tam na nią zaczekał. Nie pytała o nic. Nic też nie opowiadała. Zupełnie jakby był jej szoferem.

Codziennie ostentacyjnie ubrana na czarno, co silnie kontrastowało z jej jasnymi włosami, w milczeniu siadała na przednim siedzeniu. Olek już dawno się pogubił. Czy jeszcze ją kocha? Czy to jeszcze ona? Czy ktoś zupełnie nowy i obcy? Gdzie się podziała dawna Kamila? Śmierć Wojtka, owszem, coś okropnego, sam też bardzo to przeżył. Wielokrotnie wyobrażał sobie, co muszą czuć jego rodzice, dla których był jedynym synem. Ale żadna śmierć, nawet bliskiej osoby, to nie powód, by tak ranić otoczenie. Kamila zachowywała się teraz jak całkowicie odarta z uczuć. Jak manekin, na którym dobrze leżą czarna spódnica lub czarne spodnie i równie czarny golf. Jak cyborg.

Olek nie wiedział, z kim o tym rozmawiać. Próbował z Maćkiem, ale przez Gadu-Gadu, telefon czy Skype'a to żadna rozmowa. A jechać do niego nie mógł. W końcu po lekcjach z reguły wracał do domu z Kamilą. Wracać potem znowu na Kępę? Obłęd. Robiłby wtedy dziennie nie pięćdziesiąt, ale sto kilometrów, spędzając kilka godzin w korkach.

No i przecież w tym roku miał maturę. Marzył o studiach na AWF-ie. Sport to było coś, co od dawna go fascynowało. Wprawdzie jeszcze nie do końca zdecydował, jaki kierunek go interesuje, ale był i tak bliżej podjęcia decyzji o swojej przyszłości niż inni. No i z Kiełpina jest znacznie bliżej na AWF niż na jakąkolwiek inną uczelnię.

Chciał wiedzieć, co zamierza Kamila, ale nie śmiał spytać. Tyle razy ucinała wszelkie próby nawiązania poważnej rozmowy. Co robić? Wiele razy myślał, że może pogadać o tym z kimś, kto ich oboje zna dłużej i lepiej. Na przykład z kimś z rodziców, ale jakoś się nie składało. A teraz okazja nadarzyła się sama. Był akurat sobotni wieczór i Malwina nie wracała od Kuby. Mama wysłała go po odbiór młodszej siostry, bo telefoniczne ponaglenia nie odnosiły żadnego skutku.

Teraz siedząc w kuchni i zajadając placki z jabłkami, nabierał coraz większej śmiałości, by zasięgnąć rady babci Kamili. Zawsze wydawała mu się osobą mocno stąpającą po ziemi. Tylko jak ją zagadnąć?

– Wie pani… ja czasami nie wiem, co mam robić – zaczął.

– O co chodzi, kotuniu? Masz jakiś problem? W szkole? – Babcia Kamili spojrzała na niego spod okularów, przerywając wyjmowanie naczyń ze zmywarki. Lubiła tego chłopca. No, wprawdzie jej zdaniem przywiązywał zbytnią wagę do wyglądu, chyba bez sensu ciągle tyle ćwiczył, ale… któż jest bez wad?

– Chodzi mi o to, że Kamila traktuje mnie jak… ja nie wiem, jak to nazwać. Nie chcę powiedzieć czegoś złego, ale…

– Mów śmiało!

– Kiedy jedziemy do szkoły, w ogóle ze mną nie rozmawia.

– Ho, ho! Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. Tu też z nikim nie rozmawia. Ja co prawda bywam tu tylko w weekendy, ale swoje widzę. Reszty się domyślam. Czemu cię to martwi? – Babcia wytarła ręce w fartuch, zamknęła zmywarkę i siadła koło Olka, przyglądając mu się badawczo.

– Męczy mnie rola szofera – wyznał, wzdychając ciężko. – Wszystko jest podporządkowane jej. Wyjeżdżam wcześniej, bo ją muszę odwieźć. Po lekcjach nie mogę nigdzie jechać i nic załatwić, bo jadę po nią. Dwa razy w tygodniu odwożę ją do domu i wracam do Warszawy na trening. Nie mam życia prywatnego. A przecież.. to nie jest moja dziewczyna. – W jego głosie dało się wyczuć smutek. – Ja się tym duszę. Na dodatek, kiedy razem jedziemy, czuję, jakbym jej swoją obecnością wręcz przeszkadzał. Mam wrażenie, że się narzucam, choć przecież z tym wspólnym jeżdżeniem to nie był mój pomysł. Poza tym… – Olek zawiesił głos, jakby się wahał. Powiedzieć czy nie? Po chwili jednak wypalił: – Ona ma samochód. Ja nie wiem, czy to jej unikanie siadania za kierownicą to dobry pomysł. Przecież to nie był jej wypadek. Powinna się przełamać. Dla własnego dobra i dla dobra nas wszystkich. Wie pani… ja mam wrażenie, że ona sama siebie zmusza do cierpienia. Tyle że swoim zachowaniem wciąga w to i nas. Ja zgadzam się, że jej mama… że pani córka… – zaczął plątać się, bo nie wiedział, jak wybrnąć.

– No, nie zachowała się wtedy w porządku – weszła mu w słowo babcia.

– No właśnie – dopowiedział Olek ucieszony, że spotkał się ze zrozumieniem – ale… to już się nie odstanie. To jest tragedia, że Wojtek zginął, ale… trzeba żyć dalej. Ona za ten wypadek wini i karze nas wszystkich. Właściwie cały świat. Ja nie umiem jej pomóc, bo nie chcę, by mnie znienawidziła. Może z mojej strony w tym jest jakiś egoizm? Może chcę po prostu, by mnie… no nie wiem… no wie pani…

– Wiem, dziecko – odparła babcia Kamili, ucinając rozmowę. – I pomyślę o tym. Idź teraz do siebie i się nie martw. A rodzicom powiedz, że osobiście dopilnuję, by Malwina przyszła do domu zaraz, jak tylko się odegra w chińczyka.


SZOFER (1) SZOFER (1) SZOFER (1)

Nie wiedziała, co robić. She didn't know what to do. Najlepiej byłoby przeprosić Olka, ale… to oznaczałoby jawne przyznanie się, że źle z nim postępowała. It would be best to apologize to Olek, but ... it would mean openly admitting that she did wrong with him. Odebrałaby to jako osobistą porażkę. Tego nie chciała. This was not what she wanted. Czuła się jednak potwornie samotna. But she felt terribly lonely.

Wbrew temu, co sama sobie wmawiała, prowadzenie samochodu okazało się całkiem przyjemne. Contrary to what she told herself, driving turned out to be quite pleasant. A kurs na prawo jazdy pozwolił jej w ogóle jakoś przeżyć te nieszczęsne wczasy z Olkiem. And the driving course allowed her to somehow survive this unfortunate holiday with Olek. Może byłyby lepsze, gdyby nie on? To, że wiedział, co się stało, sprawiało, że choć siedzenie za kółkiem ją cieszyło, próbowała wmówić sobie, że tak nie jest. The fact that he knew what had happened made her, although she enjoyed being behind the wheel, she tried to convince herself that it wasn't.

Na szczęście wczasy już się skończyły. Zostawała teraźniejszość, ale i ta bolała. Fakt, że wyjeżdżając z Kiełpina, trzeba było minąć zakręt, na którym rozbił się Wojtek, sprawił, że nowiutki peugeot wciąż stał w garażu. The fact that when leaving Kiełpin you had to pass the corner where Wojtek crashed, the brand-new Peugeot was still standing in the garage. Czasami szła tam i głaskała lakierowaną maskę. Wtedy wspomnienie Wojtka wiążącego jej chustkę na oczach samo przychodziło… I równie szybko jak przychodziło – znikało. Then the memory of Wojtek tying her scarf in front of her eyes just came ... And just as quickly as it came - it disappeared.

Powoli jednak docierało do niej, że czuje się samotna na własne życzenie. But slowly she realized that she felt lonely at her own will. Przecież nawet podczas ostatniej wizyty u Małgosi zachowała się nie jak przyjaciółka. After all, even during her last visit to Małgosia, she did not act like a friend. Przez dwie godziny opowiadała tylko, że jest w żałobie, że nikt jej nie rozumie. For two hours, she just said that she was mourning that no one understood her. Wylewała swoje żale, że nie pojechała na pogrzeb do Lublina. She poured out her regrets that she did not go to the funeral in Lublin. Że na Zaduszki nie miała z kim tam pojechać, że sama się boi, że na grób nie trafi, bo wie tylko, że to przy Lipowej. That she had no one to go with to Zaduszki, that she was afraid that she would miss the grave, because she only knew that it was at Lipowa Street. Tego, co miała do powiedzenia Małgosia, w ogóle nie słuchała. What Małgosia had to say, she did not listen at all.

Czuła się jak w matni. She felt like a trap. Żałoba przygniatała ją coraz bardziej. Mourning was crushing her more and more. Brakowało jej Wojtka, ale z tygodnia na tydzień coraz częściej myślała, że pamięć o nim jakby wyrywała ją ze świata. She missed Wojtek, but week by week she thought more and more often that the memory of him was tearing her out of the world. Gdy wchodziła do klasy, milkły śmiechy. Laughter fell silent as she entered the classroom. Ludzie sami z siebie z nią nie rozmawiali. People themselves did not talk to her. Cóż… Trzeci miesiąc ich odpychała. Well ... The third month she was pushing them away. Już sama nie wiedziała, co robić. She didn't know what to do anymore.

* * *

Do tej rozmowy Olek szykował się długo. Olek prepared for this conversation for a long time. Nie było dnia, by o tym nie myślał, ale ciągle jakby czegoś się bał. Not a day went by when he didn't think about it, but still as if he was afraid of something. A czas płynął. And time flew by. Atmosfera między nim a Kamilą stawała się nie do zniesienia. The atmosphere between him and Kamila was becoming unbearable.

Na dodatek treningi judo, na które od tylu lat uczęszczał, coraz bardziej go męczyły. In addition, judo training, which he had been attending for so many years, tired him more and more. Po pierwsze teraz miał na nie dalej niż kiedyś. First, now he had no further than before. Przeprowadzka poza Warszawę spowodowała, że do szkoły musiał jeździć przez całe miasto. Moving outside Warsaw meant that he had to travel to school throughout the city. Po drugie z dawnej paczki na treningach nie pozostał nikt. Wszyscy z powodu matury opuścili sekcję, obiecując, że kiedyś wrócą. Everyone left the section because of their high school exams, promising that they would come back one day. Trener powtarzał, że jak się raz zrezygnuje, to się z reguły nie wraca. Olek to czuł. Olek felt it. Dlatego nie rezygnował. W judo nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Teraz jednak z każdym treningiem ogarniały go wątpliwości. Czy słusznie zrobił? Nawet pogadać po treningu nie ma z kim. Wszystko się zazębiało – Kamila, treningi, szkoła, plany. Everything overlapped - Kamila, trainings, school, plans. Myślał o tym, wchodząc do domu Kamili. He thought about it as he entered Kamila's house. Miał odebrać od niej Malwinę. He was to pick up Malvina from her. Z pozoru proste. Ale tylko z pozoru. Gdy tylko wszedł do pokoju Kuby, młodsza siostra dostała niemal ataku histerii.

– Ja muszę! - I must! Ja muszę się odegrać – łkała Malwina. I have to get back - cried Malwina. – Ja muszę! - I must! – powtarzała z mocą. She repeated forcefully. – To już czwarta partia w chińczyka, którą wygrał Kuba.

Olek już miał zamiar coś powiedzieć, kiedy za plecami usłyszał głos babci: Olek was about to say something when he heard his grandmother's voice behind his back:

– Chodź do kuchni, dam ci placków z jabłkami, a oni niech jeszcze pograją. - Come to the kitchen, I'll give you apple pies and let them play some more. Przecież jutro wolny dzień. It's a day off tomorrow.

Po chwili siedział przy stole i pałaszował obficie polane słodką śmietaną placki, obserwując przy tym krzątającą się w kuchni starszą panią. After a while, he was sitting at the table and eating lavish cakes covered with sweet cream, watching the old lady bustling about in the kitchen. Через некоторое время он уже сидел за столом, ел вдоволь сладких блинчиков с кремом и смотрел, как на кухне суетится старушка. Może to z nią pogadać o tym, co tak strasznie go dręczy? Kamila poza domem, więc nie ma ryzyka, że zaraz wejdzie. Kamila is outside, so there is no risk that she will come in soon. Swoją drogą ciekawe, gdzie wyszła o tej porze. By the way, I wonder where she left at this time.

Od września z Kiełpina do swoich warszawskich szkół z reguły jeździli we dwójkę. Najczęściej samochodem Olka. Czasem, ale z rzadka, Olek jechał sam, a Kamilę podrzucał jej ojciec.

Kiedy jechali we dwójkę, Kamila przeważnie milczała. A przecież podróż z Kiełpina na Pragę Południe to przeszło dwadzieścia kilometrów. To w godzinach szczytu kawał czasu spędzany w aucie. Ale ona nic. Cisza. Silence. Najpierw jeszcze próbował zagadywać, opowiadać coś, potem… już tylko włączał radio. First, he tried to chat, tell something, then ... he just turned on the radio. Gdy dojeżdżał na Saską pod liceum Mickiewicza, wysiadała i na odchodne rzucała albo że po lekcjach poczeka na niego w bibliotece przy Meksykańskiej, albo żeby on tam na nią zaczekał. When he was commuting to Saska near Mickiewicz's high school, she would get out and throw away either that after school she would wait for him in the Mexican library, or that he would wait for her there. Nie pytała o nic. She asked for nothing. Nic też nie opowiadała. Zupełnie jakby był jej szoferem.

Codziennie ostentacyjnie ubrana na czarno, co silnie kontrastowało z jej jasnymi włosami, w milczeniu siadała na przednim siedzeniu. Every day ostentatiously dressed in black, which contrasted strongly with her blond hair, she sat silently in the front seat. Olek już dawno się pogubił. Czy jeszcze ją kocha? Czy to jeszcze ona? Czy ktoś zupełnie nowy i obcy? Gdzie się podziała dawna Kamila? Where did former Kamila go? Śmierć Wojtka, owszem, coś okropnego, sam też bardzo to przeżył. The death of Wojtek, yes, something terrible, he also experienced it a lot himself. Wielokrotnie wyobrażał sobie, co muszą czuć jego rodzice, dla których był jedynym synem. Ale żadna śmierć, nawet bliskiej osoby, to nie powód, by tak ranić otoczenie. Kamila zachowywała się teraz jak całkowicie odarta z uczuć. Jak manekin, na którym dobrze leżą czarna spódnica lub czarne spodnie i równie czarny golf. Jak cyborg.

Olek nie wiedział, z kim o tym rozmawiać. Próbował z Maćkiem, ale przez Gadu-Gadu, telefon czy Skype'a to żadna rozmowa. He tried with Maciek, but through Gadu-Gadu, telephone or Skype, it is no conversation. A jechać do niego nie mógł. W końcu po lekcjach z reguły wracał do domu z Kamilą. Wracać potem znowu na Kępę? Obłęd. Robiłby wtedy dziennie nie pięćdziesiąt, ale sto kilometrów, spędzając kilka godzin w korkach.

No i przecież w tym roku miał maturę. Marzył o studiach na AWF-ie. He dreamed of studying at the University of Physical Education. Sport to było coś, co od dawna go fascynowało. Sport was something that fascinated him for a long time. Wprawdzie jeszcze nie do końca zdecydował, jaki kierunek go interesuje, ale był i tak bliżej podjęcia decyzji o swojej przyszłości niż inni. No i z Kiełpina jest znacznie bliżej na AWF niż na jakąkolwiek inną uczelnię.

Chciał wiedzieć, co zamierza Kamila, ale nie śmiał spytać. Tyle razy ucinała wszelkie próby nawiązania poważnej rozmowy. Co robić? Wiele razy myślał, że może pogadać o tym z kimś, kto ich oboje zna dłużej i lepiej. Na przykład z kimś z rodziców, ale jakoś się nie składało. A teraz okazja nadarzyła się sama. Był akurat sobotni wieczór i Malwina nie wracała od Kuby. Mama wysłała go po odbiór młodszej siostry, bo telefoniczne ponaglenia nie odnosiły żadnego skutku.

Teraz siedząc w kuchni i zajadając placki z jabłkami, nabierał coraz większej śmiałości, by zasięgnąć rady babci Kamili. Zawsze wydawała mu się osobą mocno stąpającą po ziemi. Tylko jak ją zagadnąć?

– Wie pani… ja czasami nie wiem, co mam robić – zaczął.

– O co chodzi, kotuniu? Masz jakiś problem? W szkole? – Babcia Kamili spojrzała na niego spod okularów, przerywając wyjmowanie naczyń ze zmywarki. Lubiła tego chłopca. No, wprawdzie jej zdaniem przywiązywał zbytnią wagę do wyglądu, chyba bez sensu ciągle tyle ćwiczył, ale… któż jest bez wad? Well, although in her opinion he attached too much importance to his appearance, he must have been practicing so much all the time, but ... who is without flaws?

– Chodzi mi o to, że Kamila traktuje mnie jak… ja nie wiem, jak to nazwać. Nie chcę powiedzieć czegoś złego, ale…

– Mów śmiało!

– Kiedy jedziemy do szkoły, w ogóle ze mną nie rozmawia. - When we go to school, he doesn't talk to me at all.

– Ho, ho! Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. I would be surprised if it were otherwise. Tu też z nikim nie rozmawia. Ja co prawda bywam tu tylko w weekendy, ale swoje widzę. I only come here on weekends, but I can see mine. Reszty się domyślam. Czemu cię to martwi? Why is it worrying you? – Babcia wytarła ręce w fartuch, zamknęła zmywarkę i siadła koło Olka, przyglądając mu się badawczo. - Grandma wiped her hands on her apron, closed the dishwasher and sat down next to Olek, examining him.

– Męczy mnie rola szofera – wyznał, wzdychając ciężko. "I'm tired of being a chauffeur," he confessed, sighing heavily. – Wszystko jest podporządkowane jej. - Everything is subordinate to her. Wyjeżdżam wcześniej, bo ją muszę odwieźć. I'm leaving early because I have to pick her up. Po lekcjach nie mogę nigdzie jechać i nic załatwić, bo jadę po nią. After school, I can't go anywhere and do anything, because I'm going to get her. Dwa razy w tygodniu odwożę ją do domu i wracam do Warszawy na trening. Nie mam życia prywatnego. I have no private life. A przecież.. to nie jest moja dziewczyna. And yet .. this is not my girlfriend. – W jego głosie dało się wyczuć smutek. There was a sense of sadness in his voice. – Ja się tym duszę. Na dodatek, kiedy razem jedziemy, czuję, jakbym jej swoją obecnością wręcz przeszkadzał. In addition, when we go together, I feel as if I was disturbing her with my presence. Mam wrażenie, że się narzucam, choć przecież z tym wspólnym jeżdżeniem to nie był mój pomysł. Poza tym… – Olek zawiesił głos, jakby się wahał. Besides… ”Olek paused, as if hesitating. Powiedzieć czy nie? Po chwili jednak wypalił: – Ona ma samochód. Ja nie wiem, czy to jej unikanie siadania za kierownicą to dobry pomysł. Przecież to nie był jej wypadek. Powinna się przełamać. Dla własnego dobra i dla dobra nas wszystkich. Wie pani… ja mam wrażenie, że ona sama siebie zmusza do cierpienia. You know ... I have the impression that she makes herself suffer. Tyle że swoim zachowaniem wciąga w to i nas. Ja zgadzam się, że jej mama… że pani córka… – zaczął plątać się, bo nie wiedział, jak wybrnąć. I agree that her mother ... that your daughter ... - began to tangle, because he did not know how to get out.

– No, nie zachowała się wtedy w porządku – weszła mu w słowo babcia. "Well, she didn't act right then," his grandmother broke into his word.

– No właśnie – dopowiedział Olek ucieszony, że spotkał się ze zrozumieniem – ale… to już się nie odstanie. "Exactly," added Olek, pleased that he had met with understanding, "but… it cannot be undone anymore." To jest tragedia, że Wojtek zginął, ale… trzeba żyć dalej. It is a tragedy that Wojtek died, but ... you have to live on. Ona za ten wypadek wini i karze nas wszystkich. She blames and punishes us all for this accident. Właściwie cały świat. The whole world, actually. Ja nie umiem jej pomóc, bo nie chcę, by mnie znienawidziła. I can't help her because I don't want her to hate me. Może z mojej strony w tym jest jakiś egoizm? Maybe there is some selfishness in this on my part? Może chcę po prostu, by mnie… no nie wiem… no wie pani… Maybe I just want me ... I don't know ... you know ...

– Wiem, dziecko – odparła babcia Kamili, ucinając rozmowę. - I know, child - Kamila's grandmother replied, cutting off the conversation. – I pomyślę o tym. - And I'll think about it. Idź teraz do siebie i się nie martw. Go home now and don't worry. A rodzicom powiedz, że osobiście dopilnuję, by Malwina przyszła do domu zaraz, jak tylko się odegra w chińczyka. And tell your parents that I will personally make sure that Malwina comes home as soon as she plays the Chinese game.