×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

LO-teria - Małgorzata Karolina Piekarska, PIELGRZYMKA (3)

PIELGRZYMKA (3)

Gdy jechali samochodem, przed oczami stawała im i ta rozmowa, i scena na cmentarzu, gdy rozszlochana Kamila niemal chciała gonić dziewczyny od kalii i zniczy w kształcie serca.

– To co? – spytała Kamila, odrywając wzrok od jezdni.

– Co „co”? – powtórzył Olek tak samo jak pół godziny wcześniej.

– Zatrzymamy się po drodze?

– A rodzice, szkoła?

– Do szkoły i tak idziemy dopiero w środę. Poza tym oboje zdążymy jeszcze wykuć się do matury…

– Ale gdzie ty się chcesz zatrzymać? Co powiemy w domu? Nie mamy ubrań na zmianę, szczoteczek do zębów…

– To ostatnie to najmniejszy problem – stwierdziła Kamila.

Nie poznawała samej siebie. Gdyby rok temu ktoś jej powiedział, że zechce nagle gdzieś zanocować, nie mając na zmianę ubrania, uznałaby, że zwariował. Teraz nic nie stanowiło dla niej problemu. Olek patrzył zdumiony, jak skręca z głównej drogi w lewo.

– Gdzie ty jedziesz?

– Nigdy nie byłam w Kazimierzu… Powiemy rodzicom, że chcieliśmy pozwiedzać. Nie wiem jak twoi rodzice, ale moja mama się ucieszy. Będzie to dla niej dowód, że się otrząsam – dodała pospiesznie i wzruszyła ramionami.

Olek obserwował ją nie tylko ze zdumieniem, lecz także zachwytem. Wydała mu się zupełnie inna niż miesiąc temu, tydzień temu czy godzinę temu. I taka mu się podobała. Nieprzewidywalna, szalona, pyskata. Niby to ta sama osoba, która godzinę temu histeryzowała na cmentarzu i trzeba było ją tulić, ale teraz miała inną twarz. Wydała mu się Kamilą niezależną, podejmującą szybkie decyzje i taką, która… teraz tego przytulania chyba nie potrzebowała, bo gdy chciał wziąć ją za rękę, odtrąciła go.

– Prowadzę przecież.

* * *

Kazimierz Dolny przywitał ich chłodem. Cóż… było już po osiemnastej, gdy wjechali w okolice rynku. Studnia, kamienice z podcieniami, a zwłaszcza te renesansowe Jana i Krzysztofa wyglądały jak na pocztówkach.

W galerii z pamiątkami, jedynym czynnym o tej porze sklepie, kupili po T-shircie do spania. Szczoteczki i pastę do zębów na stacji benzynowej. Szybko okazało się jednak, że nocleg w hotelach jest drogi. Zdecydowali się na kwaterę prywatną. Uliczki miasteczka pełne były napisów „pokoje do wynajęcia”. Wybrali dom z dala od rynku. Pięćdziesiąt złotych wydało im się zupełnie przyzwoitą ceną za nocleg. Gospodarz, brodaty malarz, przywitał ich z uśmiechem. W końcu zarobek poza sezonem to rzecz cenna.

Pokój na poddaszu okazał się spory i jak sam gospodarz zapewniał, minimum czteroosobowy, bo dla rodziny z dwójką, a nawet i trójką dzieci. Na podłodze pod ścianą leżał wielki, podwójny materac. Pod drugą ścianą stała spora rozkładana kanapa. Z kolei na wprost telewizora była sofka do siedzenia, na której spokojnie mógłby spać siedmiolatek. Do wyboru mieli jeszcze rozkładany fotel.

– Można tu przyjechać w więcej osób – stwierdził Olek, rozglądając się po wnętrzu.

– Przyjeżdżają paczki studentów – zachwalał lokum gospodarz. Akurat do nich wszedł, niosąc komplet pościeli, dwa ręczniki i dwa malutkie mydła. – Gdybyście potrzebowali szamponu, to w łazience stoją dwa. Proszę wybierać. Dałem państwu ten pokój, bo i tak jest poza sezonem, nikt raczej już nie przyjedzie, a tu jest i telewizor, i bliziutko do łazienki, bo tuż za ścianą.

– A druga pościel? – spytała Kamila. – My nie jesteśmy małżeństwem… – dodała, rumieniąc się.

– Nie ma problemu – stwierdził gospodarz, obrzucając ją kpiącym spojrzeniem. – Ja nikomu w dokumenty nie zaglądam. Myślałem, że jesteście parą – dodał, przechodząc nagle z formy „państwo” na „wy”. – Pary z reguły chcą razem – stwierdził i wyszedł z pokoju.

Po chwili wrócił z drugim kompletem pościeli. Kładąc ją na poręczy fotela, obrzucił Olka spojrzeniem wyrażającym najwyższe współczucie. Olek udał jednak, że tego nie widzi. Gdy za gospodarzem zamknęły się drzwi, spytał, które Kamila wybiera łóżko. Ponieważ wybrała kanapę, zrezygnowany pościelił sobie na leżącym na podłodze materacu.

– Idziesz się myć?

– Jeszcze nie – odparła Kamila, grzebiąc w torebce. – Jak chcesz, to idź pierwszy – dodała po chwili. – Muszę jeszcze zadzwonić…

Olek zamykał drzwi, gdy słyszał, jak mówi:

– To ja… W Kazimierzu… W porządku… No coś ty… Nie. Osobno! Daj spokój! Wracamy z cmentarza.

Z kim rozmawiała? Nie będzie przecież podsłuchiwał. Poszedł do łazienki. Długo stał pod prysznicem i analizował wydarzenia ostatnich kilku godzin. Sam z nią w pokoju… Pomyślał o zapachu Kamili, smaku jej ust i poczuł, jak krew coraz silniej w nim pulsuje. Właściwie ktoś powiedziałby, że to los zsyła mu superokazję. Sami. Noc. Jego dziewczyna. Rodzice daleko. Nikt nie przeszkodzi. A jednak… Czuł się beznadziejnie. Jak kompletny dupek. Przecież wracają z cmentarza. Kamila sama to powiedziała. Komu?

Jednak jego ciało zdawało się tym powrotem z cmentarza zupełnie nie przejmować. Przed oczami zamiast grobu Wojtka przesuwała mu się twarz Kamili i… jej pierś, którą dostrzegł za dekoltem, gdy dziewczyna pochylała się nad torebką. O matko!

„Grób! Wojtek!” − powtarzał w myślach, ale daremno. Czuł niemal obok zapach Kamili, choć może to była tylko wyobraźnia. Było mu gorąco. Spojrzał w ogromne lustro. No nie! Tak w życiu nie wejdzie do pokoju! Wygląda jak facet z pornosów! Błyskawicznie zakręcił ciepłą wodę. Zimny prysznic sprawił, że aż krzyknął. Przez chwilę pozwalał, by lodowata woda spływała mu po głowie, plecach i brzuchu. Wszystko wróciło do normy. Gdy po kwadransie owinięty w ręcznik wrócił do pokoju, Kamila siedziała przed telewizorem. Podszedł i nieśmiało pocałował ją w policzek.

– Zaraz zaczyna się film – powiedziała, nie oddając pocałunku. – Oglądamy?

Pokręcił głową. Siedzieć koło niej? Teraz? Chyba by zwariował.

– Idę spać – mruknął i po minucie zaległ pod pachnącą krochmalem kołdrą.

* * *

Film, choć zapowiadał się interesująco, nie wciągnął Kamili. Nie umiałaby go streścić. Po prostu nie mogła skupić się na tym, co działo się na ekranie. Myślała o Wojtku i Olku. O tamtym dniu, kiedy matka Wojtka za wcześnie wróciła do domu. O tym, jak pospiesznie się wtedy ubrała, zapominając włożyć stanik. Mamie, gdy spytała, czemu nie ma stanika, tłumaczyła się, że w szkole pękło zapięcie i wyrzuciła go do śmieci. A Wojtkowi, gdy chciał go jej oddać − że stanik już nie istnieje. Stwierdził, że dla niego to fajnie.

– Będę miał coś twojego – ucieszył się wtedy i pocałował ją w nos.

Znów stanął jej przed oczami. Roześmiany, poważny, zagniewany… Ale powoli zapominała jego dotyk. Nawet ten moment, gdy wieszał jej na szyi serduszko.

Wyłączyła telewizor. Późno. W pokoju słychać było tylko równy oddech Olka. Spojrzała w jego kierunku. Spał z rękoma pod głową. Niemal bezszelestnie wyślizgnęła się do łazienki. Błyskawicznie rozebrała się, odkręciła wodę i weszła pod prysznic.

„Zwariowałam – pomyślała. – Już sama nie wiem, o co mi chodzi. Mam Olka. Wojtek nie jest chyba na nas zły”.

– Prawda? – spytała półgłosem, choć sama nie wiedziała, czy mówi do siebie, czy do kogoś jeszcze. – Wojtek? No, powiedz coś. Jesteś zły?

Jednak w łazience słychać było tylko szum wody. W całym domu panowała głęboka cisza.

– Czemu nic nie mówisz? – znów odezwała się półgłosem i zamilkła, wsłuchując się w ciszę.

Poczuła się nagle tak strasznie samotna. A na dodatek w uszach dźwięczały jej niedawne słowa Małgosi „Puścił wolno twoje serce, skoro stwierdziłaś, że coś jednak czujesz do Olka”.

Błyskawicznie wyszła spod prysznica i wróciła do pokoju. Wielka kanapa, na której miała spać, nie była pościelona. Podeszła do materaca, który zajął Olek, i wślizgnęła się pod kołdrę. Chłopak drgnął obudzony. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale położyła mu na nich palec.

– Ciii… – szepnęła. – Przytul – dodała po chwili.


PIELGRZYMKA (3) PILGRIMAGE (3)

Gdy jechali samochodem, przed oczami stawała im i ta rozmowa, i scena na cmentarzu, gdy rozszlochana Kamila niemal chciała gonić dziewczyny od kalii i zniczy w kształcie serca.

– To co? – spytała Kamila, odrywając wzrok od jezdni.

– Co „co”? – powtórzył Olek tak samo jak pół godziny wcześniej.

– Zatrzymamy się po drodze?

– A rodzice, szkoła?

– Do szkoły i tak idziemy dopiero w środę. Poza tym oboje zdążymy jeszcze wykuć się do matury…

– Ale gdzie ty się chcesz zatrzymać? Co powiemy w domu? Nie mamy ubrań na zmianę, szczoteczek do zębów…

– To ostatnie to najmniejszy problem – stwierdziła Kamila.

Nie poznawała samej siebie. Gdyby rok temu ktoś jej powiedział, że zechce nagle gdzieś zanocować, nie mając na zmianę ubrania, uznałaby, że zwariował. Teraz nic nie stanowiło dla niej problemu. Olek patrzył zdumiony, jak skręca z głównej drogi w lewo.

– Gdzie ty jedziesz?

– Nigdy nie byłam w Kazimierzu… Powiemy rodzicom, że chcieliśmy pozwiedzać. Nie wiem jak twoi rodzice, ale moja mama się ucieszy. Będzie to dla niej dowód, że się otrząsam – dodała pospiesznie i wzruszyła ramionami.

Olek obserwował ją nie tylko ze zdumieniem, lecz także zachwytem. Wydała mu się zupełnie inna niż miesiąc temu, tydzień temu czy godzinę temu. I taka mu się podobała. Nieprzewidywalna, szalona, pyskata. Niby to ta sama osoba, która godzinę temu histeryzowała na cmentarzu i trzeba było ją tulić, ale teraz miała inną twarz. Wydała mu się Kamilą niezależną, podejmującą szybkie decyzje i taką, która… teraz tego przytulania chyba nie potrzebowała, bo gdy chciał wziąć ją za rękę, odtrąciła go.

– Prowadzę przecież.

* * *

Kazimierz Dolny przywitał ich chłodem. Cóż… było już po osiemnastej, gdy wjechali w okolice rynku. Studnia, kamienice z podcieniami, a zwłaszcza te renesansowe Jana i Krzysztofa wyglądały jak na pocztówkach.

W galerii z pamiątkami, jedynym czynnym o tej porze sklepie, kupili po T-shircie do spania. Szczoteczki i pastę do zębów na stacji benzynowej. Szybko okazało się jednak, że nocleg w hotelach jest drogi. Zdecydowali się na kwaterę prywatną. Uliczki miasteczka pełne były napisów „pokoje do wynajęcia”. Wybrali dom z dala od rynku. Pięćdziesiąt złotych wydało im się zupełnie przyzwoitą ceną za nocleg. Gospodarz, brodaty malarz, przywitał ich z uśmiechem. W końcu zarobek poza sezonem to rzecz cenna.

Pokój na poddaszu okazał się spory i jak sam gospodarz zapewniał, minimum czteroosobowy, bo dla rodziny z dwójką, a nawet i trójką dzieci. Na podłodze pod ścianą leżał wielki, podwójny materac. Pod drugą ścianą stała spora rozkładana kanapa. Z kolei na wprost telewizora była sofka do siedzenia, na której spokojnie mógłby spać siedmiolatek. Do wyboru mieli jeszcze rozkładany fotel.

– Można tu przyjechać w więcej osób – stwierdził Olek, rozglądając się po wnętrzu.

– Przyjeżdżają paczki studentów – zachwalał lokum gospodarz. Akurat do nich wszedł, niosąc komplet pościeli, dwa ręczniki i dwa malutkie mydła. – Gdybyście potrzebowali szamponu, to w łazience stoją dwa. Proszę wybierać. Dałem państwu ten pokój, bo i tak jest poza sezonem, nikt raczej już nie przyjedzie, a tu jest i telewizor, i bliziutko do łazienki, bo tuż za ścianą.

– A druga pościel? – spytała Kamila. – My nie jesteśmy małżeństwem… – dodała, rumieniąc się.

– Nie ma problemu – stwierdził gospodarz, obrzucając ją kpiącym spojrzeniem. – Ja nikomu w dokumenty nie zaglądam. Myślałem, że jesteście parą – dodał, przechodząc nagle z formy „państwo” na „wy”. – Pary z reguły chcą razem – stwierdził i wyszedł z pokoju.

Po chwili wrócił z drugim kompletem pościeli. Kładąc ją na poręczy fotela, obrzucił Olka spojrzeniem wyrażającym najwyższe współczucie. Olek udał jednak, że tego nie widzi. Gdy za gospodarzem zamknęły się drzwi, spytał, które Kamila wybiera łóżko. Ponieważ wybrała kanapę, zrezygnowany pościelił sobie na leżącym na podłodze materacu.

– Idziesz się myć?

– Jeszcze nie – odparła Kamila, grzebiąc w torebce. – Jak chcesz, to idź pierwszy – dodała po chwili. – Muszę jeszcze zadzwonić…

Olek zamykał drzwi, gdy słyszał, jak mówi:

– To ja… W Kazimierzu… W porządku… No coś ty… Nie. Osobno! Daj spokój! Wracamy z cmentarza.

Z kim rozmawiała? Nie będzie przecież podsłuchiwał. Poszedł do łazienki. Długo stał pod prysznicem i analizował wydarzenia ostatnich kilku godzin. Sam z nią w pokoju… Pomyślał o zapachu Kamili, smaku jej ust i poczuł, jak krew coraz silniej w nim pulsuje. Właściwie ktoś powiedziałby, że to los zsyła mu superokazję. Sami. Noc. Jego dziewczyna. Rodzice daleko. Nikt nie przeszkodzi. A jednak… Czuł się beznadziejnie. Jak kompletny dupek. Przecież wracają z cmentarza. Kamila sama to powiedziała. Komu?

Jednak jego ciało zdawało się tym powrotem z cmentarza zupełnie nie przejmować. Przed oczami zamiast grobu Wojtka przesuwała mu się twarz Kamili i… jej pierś, którą dostrzegł za dekoltem, gdy dziewczyna pochylała się nad torebką. O matko!

„Grób! Wojtek!” − powtarzał w myślach, ale daremno. Czuł niemal obok zapach Kamili, choć może to była tylko wyobraźnia. Było mu gorąco. Spojrzał w ogromne lustro. No nie! Tak w życiu nie wejdzie do pokoju! Wygląda jak facet z pornosów! Błyskawicznie zakręcił ciepłą wodę. Zimny prysznic sprawił, że aż krzyknął. Przez chwilę pozwalał, by lodowata woda spływała mu po głowie, plecach i brzuchu. Wszystko wróciło do normy. Gdy po kwadransie owinięty w ręcznik wrócił do pokoju, Kamila siedziała przed telewizorem. Podszedł i nieśmiało pocałował ją w policzek.

– Zaraz zaczyna się film – powiedziała, nie oddając pocałunku. – Oglądamy?

Pokręcił głową. Siedzieć koło niej? Teraz? Chyba by zwariował.

– Idę spać – mruknął i po minucie zaległ pod pachnącą krochmalem kołdrą.

* * *

Film, choć zapowiadał się interesująco, nie wciągnął Kamili. Nie umiałaby go streścić. Po prostu nie mogła skupić się na tym, co działo się na ekranie. Myślała o Wojtku i Olku. O tamtym dniu, kiedy matka Wojtka za wcześnie wróciła do domu. O tym, jak pospiesznie się wtedy ubrała, zapominając włożyć stanik. Mamie, gdy spytała, czemu nie ma stanika, tłumaczyła się, że w szkole pękło zapięcie i wyrzuciła go do śmieci. A Wojtkowi, gdy chciał go jej oddać − że stanik już nie istnieje. Stwierdził, że dla niego to fajnie.

– Będę miał coś twojego – ucieszył się wtedy i pocałował ją w nos.

Znów stanął jej przed oczami. Roześmiany, poważny, zagniewany… Ale powoli zapominała jego dotyk. Nawet ten moment, gdy wieszał jej na szyi serduszko.

Wyłączyła telewizor. Późno. W pokoju słychać było tylko równy oddech Olka. Spojrzała w jego kierunku. Spał z rękoma pod głową. Niemal bezszelestnie wyślizgnęła się do łazienki. Błyskawicznie rozebrała się, odkręciła wodę i weszła pod prysznic.

„Zwariowałam – pomyślała. – Już sama nie wiem, o co mi chodzi. Mam Olka. Wojtek nie jest chyba na nas zły”.

– Prawda? – spytała półgłosem, choć sama nie wiedziała, czy mówi do siebie, czy do kogoś jeszcze. – Wojtek? No, powiedz coś. Jesteś zły?

Jednak w łazience słychać było tylko szum wody. W całym domu panowała głęboka cisza.

– Czemu nic nie mówisz? – znów odezwała się półgłosem i zamilkła, wsłuchując się w ciszę.

Poczuła się nagle tak strasznie samotna. A na dodatek w uszach dźwięczały jej niedawne słowa Małgosi „Puścił wolno twoje serce, skoro stwierdziłaś, że coś jednak czujesz do Olka”.

Błyskawicznie wyszła spod prysznica i wróciła do pokoju. Wielka kanapa, na której miała spać, nie była pościelona. Podeszła do materaca, który zajął Olek, i wślizgnęła się pod kołdrę. Chłopak drgnął obudzony. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale położyła mu na nich palec.

– Ciii… – szepnęła. – Przytul – dodała po chwili.