LICEALNE DYLEMATY
– Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy, wybierając Prusa – powiedział Maciek podczas zajęć z ceramiki.
– Pewnie, że dobrze – odparła pani Joanna, lepiąc kolejną misę. – Ja kończyłam Prusa. Nie będziecie żałować. Poszłam tam niedawno na wielkie święto szkoły i byłam zachwycona. Mają nawet swój kabaret, The Insects. Myślę, że to coś w sam raz dla ciebie i twojego poczucia humoru. Ile osób z klasy się tam wybrało?
– Kilka – odparł Maciek. – Poza mną i Małgosią jeszcze Aleks, Biały Michał i Ewka. Martwiłem się, że Aleks nie będzie chciał tam iść, bo bliżej ma do Mickiewicza, ale na szczęście go przekonałem.
– To twój najlepszy kolega? – spytała pani Joanna.
– Jeden z wielu – odparł Maciek.
– Ja też skończyłem Prusa – odezwał się nagle Paweł. – I to niedawno. Teraz mam o wiele poważniejszy problem…
– A wiesz… – Maciek nagle zmienił głos. – Ciągle zapominam ci o tym opowiedzieć. Moja mama pisała kiedyś do jakieś gazety o chłopakach chodzących na ceramikę i przyszedł do niej list od jakiejś czytelniczki, która twierdziła, że mama to zmyśliła… Że faceci nie chodzą na ceramikę.
– To niech zrobi ze mną wywiad – powiedział Paweł, który w zajęciach do pani Joanny uczestniczył od przeszło dziesięciu lat. – Może być nawet ze zdjęciem, ale koniecznie z najnowszą pracą.
– A co zrobiłeś?
– Tajemnica… – Paweł zakrył swoje ceramiczne dzieło rękoma.
– A jaki ty masz, Paweł, poważniejszy problem? – spytała pani Joanna.
– Studia. Złożyłem papiery na Akademię Sztuk Pięknych, ale czy mnie przyjmą? Teczkę niby przyjęli, ale jak przyjdzie do egzaminu, to nie wiem, czy dam radę. Tam trzeba zdawać też rysunek, a u mnie nie jest z tym najlepiej…
– Nie przesadzaj – odparła pani Joanna. – Przecież oglądaliśmy tę twoją teczkę z kilkoma moimi kolegami plastykami. Byłeś przy tym. Wszyscy powiedzieli ci, że te prace są całkiem fajne. A ty, widzę, znowu zaczynasz swoje…
– Właśnie – dodał Maciek. – Kolejne zajęcia, a my słuchamy o teczce Pawła.
– Poczekaj! – krzyknął Paweł i rzucił w Maćka kawałkiem gliny. – Zobaczysz za kilka lat. Ani się obejrzysz, jak będziesz zdawał maturę i miał takie same dylematy. Te problemy, które ma się w twoim wieku, są naprawdę dziecinne.
Maciek prychnął, a pani Joanna się zaśmiała.
– A co tam z Olkiem? – spytała. – Na ceramikę przestał przychodzić, ale wiem, że czasem się widujecie.
– Teraz to rzadko.
– Nie łazi już z tą laską od ciebie z klasy? – zainteresował się Paweł.
– Nie. Teraz ktoś inny z nią łazi.
– A on?
– Ponoć idzie do szkoły sportowej.
– Po cholerę?
– No wiesz… trenuje dżudo…
– Mózg niech potrenuje – powiedział Paweł, który od dawna oburzony był na Olka za to, że ten porzucił zajęcia z ceramiki. Sam był pracą w glinie i wypalaniem w piecu tak zafascynowany, że zdecydował się na studia na kierunku, na którym przeważały dziewczyny.
– Przecież Olek nie jest idiotą – powiedział Maciek.
– Dobra, dobra. Od kiedy uwierzył, że faceci łażący na ceramikę są mięczakami, stracił wiele w moich oczach.
– Może miał ku temu powody?
– Jakie powody? – drążył Paweł. – Jakie powody może mieć facet, by uwierzyć w takie bzdury? – Nie znasz go tak dobrze jak ja… – mruknął Maciek i wrócił do lepienia Zgredka, którego po skończeniu zamierzał podarować Małgosi, a który – czy się to komuś podobało, czy nie – miał twarz rosyjskiego prezydenta Władimira Putina.
Do końca zajęć nie rozmawiał już z Pawłem na ten temat. Zresztą chwilę potem wszyscy zajęli się ocenianiem dzieła Iwony, która ze stoickim spokojem formowała z gliny podstawkę do kadzidełek. A potem pochylili się nad pracami dziewięcioletniej Kasi, która uparła się zrobić stado dzikich psów i płakała, bo ulepiła za mało nóg do tej liczby korpusów, które wcześniej sobie przygotowała.
„To jest dopiero problem” – pomyślał Maciek, obserwując zapłakaną twarz dziewczynki.
* * *
Gdyby Kinga i Czarny Michał słyszeli opinię Pawła, że ich problem jest dziecinny, pewnie by się wściekli. Kolejny dzień toczyli spory na temat wyboru szkoły średniej. Kinga chciała iść do jednego z najlepszych ogólniaków, położnego po drugiej stronie Wisły. Michał, który chciał uczyć się w szkole razem z nią, tłumaczył, że ze względu na zdrowie mamy musi zdawać do szkoły gdzieś w pobliżu domu. Optował za tym, by iść do Mickiewicza, bo jest najbliżej. Tam z kolei wybierała się Kamila, o którą Kinga nadal była zazdrosna. Argument, że ta szkoła jest niedaleko domu, do Kingi nie przemawiał. Siedzieli u Michała w pokoju. Jego mama poszła na badania lekarskie.
– Boże! – jęknęła Kinga. – Przecież po liceum będziesz chciał iść na studia, prawda?
Michał przytaknął.
– To, jak rozumiem, wybierzesz uniwersytet, bo jest położony najbliżej domu? A przecież nie tak dawno wspominałeś coś o medycynie.
– Rany! – jęknął Michał. – Nic nie rozumiesz. Zanim moja mama nauczy się żyć i robić zakupy, nie mając głosu, to naprawdę trochę czasu upłynie.
– Może je robić w hipermarkecie. Tam nie potrzeba nic mówić, tylko wkładasz do koszyka, i już.
– Ty tak twierdzisz, bo nie wiesz, jak to jest mieć tylko mamę.
– Wiesz co? Teraz to się przejmujesz mamą, ale jak kochałeś się w Kamili, to nie przeszkadzało ci na imprezie u Maksa upić się jak świnia i doprowadzić matkę do stanu przedzawałowego.
– A… tu cię boli! – wykrzyknął Michał. – Kamila! Ciekawe, ile czasu jeszcze będziesz mi to wypominać.
– Nie boli! – zaprotestowała Kinga. – Tylko nie rozumiem nagle tego twojego trzęsienia się nad mamą.
– Nie rozumiesz, bo masz wielką rodzinę! – wykrzyknął Michał. – Masz brata, tatę, mamę i kupę kuzynów, a ja… poza mamą mam…
– Babcię!
– No tak… Ale babcia z nami nie mieszka, poza tym jest stara i mamą opiekować się nie będzie.
– A po co się nią opiekować? Ty nie rób z mamy kaleki! Ona tylko nie mówi!
– Tylko! Ładne tylko! – zdenerwował się Michał. – Nie może rozmawiać przez telefon. Wielu rzeczy właśnie przez to nie może załatwić.
– Przecież sam mówiłeś, że będzie miała taki specjalny aparat do przetwarzania głosu. Myślę, że przesadzasz.
– A ja myślę, że ty po prostu nie chcesz iść do tej samej szkoły co Kamila. A to głupie.
Kinga aż podskoczyła jak oparzona. Rzeczywiście. Było trochę prawdy w tym, co powiedział Michał, ale nie sądziła, że aż tak to widać. Przez krótką chwilę zapanowała cisza. Dopiero po chwili dało się słyszeć głos Kingi:
– Wiesz co? Zróbmy tak. Ty pójdziesz do tej co Kamila, a ja do tej, o której od dawna marzę, która jest pierwsza w rankingach warszawskich liceów. Nie musimy chodzić do tej samej szkoły. Niech każde z nas ma swoich znajomych i swoje życie…
– Ty mówisz poważnie? – spytał Michał i widać było po nim, że aż go zatkało. Że takiej reakcji ze strony Kingi w ogóle się nie spodziewał.
– Jak najbardziej – odparła Kinga, po czym wstała i zaczęła się ubierać. Michał podszedł do niej i chciał ją objąć, ale szybko strąciła jego rękę.
– Obraziłaś się?
– Nie – odparła naburmuszona, po czym nie dawszy się pocałować na pożegnanie, wyszła.
Gdy po półgodzinie Michał stał pod jej drzwiami i nerwowo naciskał dzwonek, Kinga była już po rozmowie i z mamą, i z bratem. Oboje powiedzieli jej, że pomysł pójścia do innej szkoły niż Michał wcale nie jest taki zły.
– To będzie sprawdzian waszych uczuć – przyznała patetycznym tonem mama, a jej wywód zakończył Kuba: – Wbij se to, siora, do głowy. Jak ludzie są w jednej klasie i się rozstaną, to klasa dzieli się na dwa obozy, a tak… będziecie wolni od niesnasek.
– Poza tym zobacz: tyle czasu przyjaźnisz się z Ewą, a idziecie do różnych szkół – dodała mama.
– Teraz już tak bardzo się nie przyjaźnimy, a poza tym Ewa to nie Michał…
– Widać – stwierdził Kuba i po chwili milczenia dodał: – Teraz pewnie nie będziesz się z nią w ogóle spotykać.
– Dlaczego? – spytała ze zdziwieniem Kinga. – Przecież mieszka w bloku obok. Codziennie chyba widywać się nie będziemy, ale co jakiś czas… czemu nie?
– Michał też nie mieszka zbyt daleko, więc spoko… – zaczął Kuba nowy wywód, ale w tym właśnie momencie dał się słyszeć dzwonek. To był Michał.
– Wiesz co? – powiedział, kiedy Kinga wpuściła go do środka. – Może rzeczywiście pójdźmy do dwóch różnych szkół…
– Bo to będzie sprawdzian naszych uczuć?
– Tak jakby – odparł Michał i machnąwszy ręką, co miało oznaczać, że nie chce ciągnąć tego tematu, zaproponował wypad do kina.
* * *
Kłopoty z wyborem szkoły miała też Kaśka. Egzaminu gimnazjalnego nie napisała najlepiej, więc nie każda szkoła chciała ją przyjąć. Problem miał też Tomek – po raz pierwszy w życiu musiał się rozstać ze swoim najlepszym przyjacielem Stasiem. A wszystko dlatego, że rodzice Staśka zdecydowali, że ich syn pójdzie do liceum katolickiego na Mokotowie. Tam z kolei Tomek dojeżdżać nie chciał. W ten sposób uczniowie klasy pani Czajki trafili do kilku szkół. Wprawdzie większość znalazła się w dwóch położonych niedaleko siebie ogólniakach – Prusie i Mickiewiczu, ale klasy pani Czajki jako całości już nie było…