×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.

image

Klasa pani Czajki - Małgorzata Karolina Piekarska, CI OKROPNI RODZICE

CI OKROPNI RODZICE

To było pierwsze klasowe zebranie. Pani Czajka była bardzo zdenerwowana, bo zebrania działały na nią stresująco. Jej zdaniem, i nie tylko jej, z roku na rok rodzice uczniów stawali się coraz okropniejsi. Po pierwsze mieli coraz więcej pretensji do szkoły. Po drugie bywało, że pisali skargi do ministerstwa, a wreszcie po trzecie okazywali się czasem bardzo konfliktowi. Jacy okażą się ci? Rodzice jej poprzedniej klasy byli znośni. Ale koleżanka z pokoju nauczycielskiego ze swoimi przeżywała prawdziwy horror. „Oby mnie się to nie przytrafiło” – myślała i wietrzyła klasę przed zebraniem, sprawdzając przy tym w myślach listę spraw, które chciała omówić.

Zebranie rozpoczęło się punktualnie. Pani Czajka przedstawiła się, podała terminy kolejnych zebrań, ferii zimowych, przerw świątecznych i sobót, w które trzeba będzie odpracowywać majowy weekend. Poinformowała, że w szkole działają dwie drużyny harcerskie oraz kilka kółek zainteresowań: plastyczne, teatralne, polonistyczne i matematyczne. Potem zapisała na tablicy nazwiska i imiona poszczególnych nauczycieli. Podała też, kiedy przyjmują szkolny pedagog i psycholog. Powiedziała, że prosi o przyniesienie zaświadczeń o dysgrafii i dysleksji do końca miesiąca. Zaproponowała wiosenną wycieczkę do Białowieży i wreszcie spytała, czy są jakieś pytania i sprawy, które trzeba omówić.

– Chciałem zgłosić, że córka nie będzie chodziła na religię… – odezwał się tata Natalki i chciał jeszcze coś dodać, ale w tym momencie odezwała się mama Stasia, a w jej głosie czuć było oburzenie:

– A to czemu? Jest pan komunistą?

– Nie – odparł tata Natalki i zaśmiał się. – Świadkiem Jehowy.

– Koszmar! Powinien się pan nawrócić.

– Przepraszam – wtrąciła się mama Maćka. – Ale pani znowu wprowadza zamieszanie. Kiedy dzieci chodziły do podstawówki, robiła pani podobne uwagi w stosunku do mojego syna i mnie. Ja też zgłaszam, że syn nie będzie chodził na religię. To znaczy on może siedzieć w klasie, jeśli nikomu nie będzie przeszkadzał, ale proszę, by go nie oceniano ani nie odpytywano i tak dalej.

– Pani też jest świadkiem Jehowy? – spytał tata Natalki z zainteresowaniem, ale mama Maćka nie zdążyła zareagować, bo ponownie wtrąciła się mama Stasia i z pogardą w głosie rzuciła:

– Luteranką.

– Jesteśmy wyznania ewangelicko-augsburskiego – spokojnie wyjaśniła mama Maćka. – A pani zachowaniu się dziwię. W końcu Ojciec Święty tyle mówi o zjednoczeniu Kościoła i o ekumenizmie, że naprawdę powinna się pani wstydzić swojej nietolerancji.

– Niech tu pani imienia Ojca Świętego nie wymawia, bo pani prawa nie ma!

– Przepraszam, ale ja już pani kiedyś tłumaczyłam, że kilka lat temu podczas pielgrzymki Ojciec Święty sam odprawiał mszę u nas w zborze. Moi przodkowie znaleźli schronienie w Polsce w siedemnastym wieku, bo byliśmy wtedy państwem bez stosów, a dziś, na początku dwudziestego pierwszego wieku, pani zachowuje się jak ze średniowiecznego ciemnogrodu!

– Proszę państwa! – zainterweniowała pani Czajka. – Przerwijcie państwo z łaski swojej te spory. Ja ze swej strony bardzo prosiłabym, byście nie przenosili tych… – tu zawahała się, nie wiedząc, jakiego słowa użyć, ale po chwili dokończyła już pewnie i stanowczo – …tych animozji na dzieci.

– Na szczęście syn tej pani ma więcej oleju w głowie niż jego matka – mruknęła mama Maćka i zamilkła.

– Proszę o oświadczenia w sprawie religii na piśmie – podsumowała pani Czajka i podała czyste kartki. – Teraz przeszłabym do opłat. Ubezpieczenie w tym roku wynosi…

* * *

Kiedy po zebraniu pani Czajka została sama w klasie, pomyślała, że ci rodzice nie są jeszcze chyba tacy najgorsi. Ale uświadomiła też sobie, że po raz pierwszy pojawił się w jej klasie konflikt z powodu religii. Co roku w szkole trafiało się jakieś dziecko innego wyznania, bo w końcu na Saskiej Kępie mieszkało sporo ewangelików, ale po raz pierwszy wśród rodziców miała kogoś, komu inne wyznania najwyraźniej przeszkadzały. Nie przypuszczała jednak, że ten mały spór, którego była świadkiem, okaże się wstępem do innego, o wiele poważniejszego.

* * *

Burza wybuchła następnego dnia po zebraniu. W pokoju nauczycielskim panią Czajkę zagadnęła katechetka.

– Basiu… Bo ja zupełnie nie wiem, co zrobić…

– Z czym?

– Przyszła do mnie dziś matka jednego ucznia. Twojego ucznia… – powiedziała i zamilkła.

– No i co?

– Zażądała ode mnie, żebym na religii namawiała dzieci, by nawróciły swoich kolegów na prawdziwą wiarę.

– Jezu! – westchnęła pani Czajka i aż usiadła z wrażenia.

– No… Basiu… – obruszyła się pani Grażyna. – Ty nie wzdychaj, tylko posłuchaj mnie, bo ja nie wiem, co robić.

– Ja sobie wyobrażam! Miałam pewien przedsmak tego na zebraniu.

– Odmówiłam jej, a ona powiedziała, że pójdzie do parafii i zażąda usunięcia mnie…

– A parafia akurat się zgodzi! W czasach, gdy tyle mówi się o zjednoczeniu Kościoła. Ty się nie martw!

– Co: „nie martw”? Ona już nawet była u dyrektora! Zrobiła mu straszną awanturę. Mnie było tak wstyd…

– Ale chyba za nią?

– No bo wmieszała mnie w to wszystko. Powiedziała, że powinnam szerzyć wiarę.

– No i?

– Nic. Dyrektor wyjaśnił jej, że ja nie jestem misjonarzem, a moja praca to nie szerzenie wiary wśród prymitywnych ludów wyznających kult wudu, i odesłał ją… do stu diabłów.

– Kochana! Jako katechetka to ty nie mów o diable! – wtrącił się wuefista, a pani Czajka się zaśmiała.

– Grażyna! – powiedziała po chwili. – Ty się tym nie przejmuj. Niech ona nawet napisze do kurii i samego prymasa. Nie będą słuchać takich bzdur. Przecież sama wiesz, że to bzdury.

– Ja wiem, ale rozumiesz… Jak myślę sobie, co ona wygadywała…

– Daj spokój. Zresztą… porozmawiam z jej synem.

– Grażyna! – odezwał się milczący dotąd informatyk. – Jak ja bym chciał mieć twoje problemy. Do mnie przyszła dziś delegacja rodziców żądająca podniesienia poziomu lekcji informatyki, a ja nie mam wielu pomocy naukowych! Oni chcą dostępu do internetu z każdego komputera. Jak ja im mówię, że to kosztuje, to oni, że nauka w szkole jest bezpłatna. A przecież internetu nie dostarcza nam Ministerstwo Edukacji, tylko Telekomunikacja Polska. I oni nie rozumieją, że na to trzeba mieć pieniądze.

– Tak… – powiedziała pani Czajka. – Rodzice dziś to nie to co kiedyś. Jest z nimi o wiele więcej kłopotu niż z dziećmi…

* * *

– Stasiek! Idziesz do wychowawczyni! – krzyknęła Kinga, wbiegając do klasy przed geografią. – O, dzień dobry panu – dodała już ciszej na widok nauczyciela, który rozkładał na biurku dziennik i zeszyty.

– Teraz? – Labrador, który bardzo nie lubił, gdy uczniowie opuszczali jego lekcje, skrzywił twarz w niezadowolonym grymasie.

– Tak – odparła Kinga. – Pani prosiła, żeby teraz przyszedł.

– Wobec tego idź – powiedział nauczyciel i podszedł do tablicy, by napisać na niej temat, choć jeszcze nie było dzwonka na lekcję.

Stasiek wrócił po dwudziestu minutach. Na twarzy poczerwieniał jak burak. Nawet Tomkowi nie chciał zdradzić, o czym rozmawiał z panią Czajką. Do końca geografii patrzył tylko w okno i ciężko wzdychał. A kiedy rozległ się dzwonek na dużą przerwę, zawołał Natalkę.

– No? – spytała Natalka i nie odwracając głowy, pakowała zeszyty do plecaka.

Stasiek podniósł się z miejsca i podszedł do jej ławki.

– Bo ja bym chciał, byś usłyszała to ode mnie i wiedziała, że ja tak nie myślę.

– Ale o co chodzi?

– Jak znam życie, to mama Staśka po raz kolejny chce kogoś nawracać. Tym razem ciebie, bo jesteś świadkiem Jehowy – odezwał się Maciek i podszedłszy do nich, oparł rękę na ramieniu Staśka. – Mnie nawracała przez sześć lat. Chciała posłać do pierwszej komunii i nie mogła zrozumieć, że jak skończę szesnaście lat, to pójdę do konfirmacji. A Stasiek próbuje cię przeprosić za swoją mamę, bo po raz kolejny się wstydzi jej zachowania, zamiast je olać. Ty się, chłopie, nie przejmuj! – powiedział do Staśka i klepnął go w ramię.

Natalka zaśmiała się, a Stasiek powlókł na swoje miejsce, rzucając:

– Łatwo ci mówić: „nie przejmuj się”. Nawet nie wiesz, czego ja od niej wysłuchuję w domu.

– Wiem, że będzie szczęśliwa, jak zostaniesz księdzem.

– Właśnie – westchnął Stasiek, spoglądając z zazdrością na Maćka i Natalkę.

„Ci to mają święte życie” – pomyślał i wyjął z teczki drugie śniadanie. A w uszach dźwięczały mu słowa Maćka: „A Stasiek próbuje cię przeprosić za swoją mamę, bo po raz kolejny się wstydzi jej zachowania”. Kiedy mama przestanie przynosić mu wstyd? Kiedy przestanie narzucać swoje zdanie i wolę? Miał nadzieję, że w gimnazjum, ale teraz już wiedział, że gimnazjum to wcale nie jest próg dorosłości. Że mama nadal traktuje go jak dziecko.

Learn languages from TV shows, movies, news, articles and more! Try LingQ for FREE