BALANGA
Po historii z plotką o Kaśce Kamila czuła się nie w porządku. Niby tłumaczyła sobie, że wszystkiemu winna jest Ewka, która sensację przyniosła do klasy, a w ogóle to Michał, który to Ewce powiedział, ale… sumienie gryzło. Ech… czasu nie da się cofnąć. Stało się. Plotka poszła w świat, narobiła dużo złego, więc teraz… trzeba to naprawić. Ale jak? No przecież nie zacznie podlizywać się Kaśce! Może zrobić balangę? Dla całej klasy? Ech… mama się nie zgodzi. Rozmyślała o tym na lekcji geografii, zamiast patrzeć na rozstawioną na środku klasy mapę. Z zamyślenia wyrwało ją szturchnięcie w bok.
– Drakula robi imprezę – szepnęła Małgosia.
– Tam u siebie? – Kamila zdziwiła się. – To daleko!
– Wcale nie! Jak wsiądziesz w pospieszny, to dojedziesz na miejsce w dwadzieścia minut.
– Z jakiej okazji ta balanga? I skąd o tym wiesz?
Ale Małgosia nie zdążyła odpowiedzieć. Geograf stanął nad głowami dziewczynek i zmierzył je surowym wzrokiem.
* * *
Na przerwie wszystko się wyjaśniło. Maks, ze względu na wystające zęby zwany Drakulą, rzeczywiście robił imprezę i chciał, by odwiedziła go cała klasa. Rodzice rozbudowali dom stojący na obrzeżach miasta. Maks, który wcześniej zajmował pokój razem ze starszą siostrą, teraz miał do dyspozycji całe piętro z dwoma pokojami, kuchnią i łazienką. Wszystko dzięki temu, że jego ojciec był znanym aktorem – za ostatnią rolę dostał nawet jakąś nagrodę. Na początku roku, kiedy wszyscy się poznawali, część klasy go skreśliła, uznając, że „taki to na bank będzie zadzierał nosa”, a pozostali odnosili się do niego przesadnie przyjaźnie, jakby fakt, że tata ich kolegi jest aktorem, szczególnie im pochlebiał. I tylko kilka osób, w tym Maciek i Małgosia, podeszło do sprawy obojętnie. Aktor to zawód, i tyle. Maks okazał się zupełnie normalny, ale trzymał się na uboczu. Najwyraźniej teraz chciał jakoś zaistnieć. Zrobił coś, czego nie zrobił nikt do tej pory – zaprosił wszystkich!
Kamila pomyślała, że mogłaby zaprosić Krzyśka, ale przypomniała sobie, że będzie ta okropna Kaśka, a potem… że Kaśce ostatnio stała się krzywda, i tak myśli Kamili zatoczyły koło.
Zwierzyła się ze swoich dylematów Małgosi, która odpowiedziała:
– Jeśli Krzysiek jest tobą naprawdę zainteresowany, to i dziesięć Kasiek ci nie zaszkodzi.
No tak, tylko… jak tu zaprosić Krzyśka? Podejść? Tak zwyczajnie? Na przerwie? Poza tym, czy zechce? Jego za moment czeka egzamin końcowy, potem liceum… Może już nie będzie zachwycał się blondwłosą Kamilą. Jeśli odmówi… Małgosia jakby czytała w myślach koleżanki. Nachyliła się do Maćka i coś szepnęła mu na ucho. Maciek zniknął z klasy, a po chwili wrócił z Krzyśkiem. Podszedł z nim do Kamili i Małgosi i powiedział:
– Szlachetne damy! Aby wasza podróż do odległego zamku, w którym straszy lord Maksymilian Drakula, okazała się podróżą bezpieczną, przyprowadziłem tego oto rycerza Krzysztofa, który będzie bronił waszej cnoty! Będzie jej bronił również na zamku i nie dopuści, by ta krwiożercza bestia, lord Drakula, wyssał krew z waszych smukłych, bielutkich szyjek.
– No Maciek! Dlaczego mi to robisz?! – krzyknął Maks z udanym oburzeniem i wyszczerzył swe słynne wystające zęby, udając, że naprawdę jest Drakulą. – A ja miałem taką nadzieję, że uda mi się przedłużyć mój nędzny żywot krwią tych oto dziewic.
* * *
Impreza zapowiedziana została na najbliższą sobotę. Każdy dostał mapkę pokazującą, jak dojść od przystanku do domu Maksa, oraz rozkład jazdy autobusów nocnych. Małgosia przyszła w towarzystwie Kamili, Maćka i Krzyśka. Pierwszy raz znalazła się w tak luksusowo urządzonym domu. I chociaż z całej klasy żyła najskromniej, była jedyną osobą, która przyniosła Maksowi prezent – gliniany świecznik. Mama jej poradziła, kiedy Małgosia wyjaśniła, co to za okazja.
– Impreza w nowym mieszkaniu to parapetówka, a na parapetówki przynosi się prezenty. Takie na nowe mieszkanie. – Mama wyjęła z szafy świecznik. – Masz! – powiedziała. – Żebyś nie szła z pustymi rękoma.
Świecznik zyskał uznanie w oczach rodziców Maksa. Jego mama przyznała:
– Prezent na nowe mieszkanie czyni cię dorosłym. Będziesz musiał sam dbać o swoich gości. My zostaniemy tylko na chwilę.
Dziewczyny wystroiły się jak na rewię mody. Kinga wystąpiła w długiej sukni, Anka w spódniczce mini, a Ewa w obcisłych dzwonach. Wprawdzie czerwony komplecik Kamili nie zrobił już na nikim takiego wrażenia jak poprzednio, ale Kaśka powitała ją słowami:
– Widzę, że zapamiętałaś moje słowa, dziecinko, że całkiem nieźle w tym wyglądasz. Jeszcze będą z ciebie ludzie! Może i staniesz się kobietą?
– Daruj sobie te uwagi, bo to ręce opadają – burknęła Kamila i pomyślała, że wszystko wróciło do normy.
I rzeczywiście. Kaśka znowu była tą samą wstrętną Kaśką. Niestety, na imprezę przyszedł też Czarny Michał. Kamila czuła na sobie jego wzrok. Gdy była w pokoju, jak cień pojawiał się w pobliżu. Kilka razy podchodził do niej, najwyraźniej z zamiarem poproszenia do tańca, ale wówczas Kamila szybko znikała z pokoju. Maciek z Krzyśkiem, Białym Michałem i kilkoma chłopakami okupował sprzęt Maksa.
Tańce odbywały się w jednym z pokoi. Rodzice Maksa przynieśli pojemnik z helem i napełnili nim kilka balonów, które natychmiast przyczepiły się do sufitu. Pokazali też, jak można zmienić głos, wciągając do płuc odrobinę helu. Piski tych chłopców, którzy na co dzień byli obdarzeni dość niskim głosem, rozśmieszyły wszystkich. Potem rodzice, którzy powtarzali, że są tu gośćmi, zeszli na dół i w „królestwie Maksa” została tylko I a.
– Ty chyba zostaniesz didżejem – powiedział w pewnym momencie Maciek do Krzyśka, gdy ten po raz kolejny po kilku taktach wyłączył jakąś płytę i puścił inną. Dziewczyny na parkiecie niecierpliwiły się. Zwłaszcza Kinga, która uwielbiała tańczyć, no i Anka, należąca do zespołu tanecznego. Maks pokazywał chłopcom swój komputer. Część dziewczyn nie tańczyło – stały na tarasie i oglądały ogródek będący dziełem mamy Maksa. I tylko Czarny Michał snuł się sam.
– Proszę państwa! – dał się słyszeć głos Maćka, który tym razem wczuł się w rolę didżeja rapera. – Jestem Maciek z I a, ta muzyka nie jest zła, chociaż Kaśka się tu pcha, zabawa jest wesoła.
– Cienkie te twoje rymy – mruknął Czarny Michał.
– Rymuj lepiej. – Maciek wzruszył ramionami.
– Nie przejmuj się nim. – Kaśka najwyraźniej chciała, by paczka przyjęła ją w swoje szeregi, ale dziewczyny zupełnie nie zwracały na nią uwagi.
– Maks, czy jest jeszcze sok? – spytał Czarny Michał, a Maks, zajęty objaśnianiem dziewczynom zasad działania czegoś tam w łazience, rzucił przez ramię:
– Jak się skończył, to idź na dół do kuchni rodziców. Oni ci powiedzą, gdzie jest. A jakby ich nie było, to poszukaj sam. W lodówce na pewno coś się znajdzie. Albo w spiżarni koło lodówki. Może na stole…
W kuchni Maksa, w której jak sam Maks powiedział, nikt nigdy jeszcze nic nie ugotował, więc i zapasów nie było, trwały wróżby. Ewka stawiała kabałę na stole.
– Bzdury, i tyle – skwitowała Natalia.
– Nie takie znów bzdury – rzuciła Małgosia, która zajrzała tu na chwilę. – W sylwestra Ewka wywróżyła mi prezent na Nowy Rok i dostałam komórkę.
– Nawet jak bzdury, to pobawić się można! – przyznała pojednawczo Ewa.
– Maks jest jednak fajny! – rzuciła Kinga. – Bałam się, że będzie bufonowaty, bo ma szmal i superdom, i takich rodziców, no i to wszystko – zatoczyła ręką koło po luksusowej kuchni – ale on jest normalny.
– Normalny? – To Czarny Michał stanął w drzwiach i lekko chwiał się na nogach. – Przecież jest Drakukukulą – to powiedziawszy, beknął i dostał czkawki.
Dziewczyny wytrzeszczyły oczy, a chłopcy zamarli. Krzysiek, jako najstarszy, podszedł do Michała i pociągnął nosem.
– Czuć piwo! – stwierdził i krzyknął: – Maks!
– No i co z tego… hyp, że hyp… piwo?
Wszystkich zatkało! Maks przypomniał sobie, że sam wysłał kolegę po sok. Michał najwyraźniej wypił coś innego. Kamila patrzyła na Michała z politowaniem, co wyprowadziło go z równowagi, bo krzyknął, głośno przy tym czkając:
– A ty… hyp, co się gapisz?… hyp? Unikałaś… hyp, unikałaś… hyp, a teraz się… hyp… gapisz!
Sparaliżowana klasa nie wiedziała, co robić. I nagle Maciek coś wymyślił. Zadzwonił po mamę, która w ciągu kwadransa przyjechała samochodem. Wsadzili Michała do auta tak, by rodzice Maksa nie zorientowali się, co się stało. Maks bał się, że tata będzie zły. Nie o to, że zginęły mu trzy butelki piwa, ale że niewłaściwie dbał o gości. Po drodze Małgosia, Maciek i jego mama wysłuchali litanii czknięć, modląc się przy tym, by wszystko się dobrze skończyło. I tylko w poniedziałek wybuchła bomba. Mama Michała przyszła do klasy, poszeptała coś do pani Czajki, która natychmiast kazała wyjąć dzienniczki i zanotować, że na środę zwołane jest zebranie rodziców.