×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

7 metrów pod ziemią, Wódka, czosnek, przegotowana woda... CZY NA PEWNO? – 7 metrów pod ziemią

Wódka, czosnek, przegotowana woda... CZY NA PEWNO? – 7 metrów pod ziemią

Dziś odcinek specjalny z dwóch powodów. Po pierwsze,

dlatego że, z uwagi na tę

szczególną sytuację, z moim dzisiejszym gościem będę rozmawiał

zdalnie. Ale specjalny także z uwagi na samego

gościa, jest nim Kasia Woźniak z kanału "Mama i stetoskop",

z zawodu lekarz.

Cześć. Bardzo mi miło.

Mnie również. Super, że jesteś. Kasia,

tak się zastanawiam, czy fakt, że my rozmawiamy

zdalnie, nie jest

dowodem na jakieś zbiorowe szaleństwo. Czy

to jest w porządku czy

jednak przesadzamy?

Uważam, że nie przesadzamy.

Na pewno wszyscy słyszeli o akcji "Zostań w domu" i

tak naprawdę jedna osoba, która zostaje

w domu, nic nie zmienia. Ale

każdy może dołożyć coś od siebie

i ograniczając te kontakty społeczne, zmniejszamy

ryzyko zakażania kolejnych osób.

Tak naprawdę nie wiemy, ile teraz

tak naprawdę jest osób zakażonych w Polsce.

Badane są tylko osoby, które mają objawy.

A część osób

przechodzi zakażenie koronawirusem

bezobjawowo albo bardzo skąpoobjawowo.

Izolacja to jest chyba ta jedna z najważniejszych

rzeczy, o których się mówi, aby uniknąć

zakażenia, no ale zobacz: epidemia

się przedłuża, jakoś musimy

funkcjonować. Wiele osób chodzi normalnie do pracy,

no a chyba każdy chodzi do sklepu.

Czy my możemy, czy powinniśmy

chodzić do sklepów? A jeśli tak, to jak się w nich zachowywać,

żeby jednak zwiększyć nasze bezpieczeństwo?

Nie da się całkowicie z takiego

wychodzenia i z życia zrezygnować. Ktoś

musi robić zakupy. Chodzę do sklepu, tego

nie da się do końca uniknąć. Ale nie noszę

rękawiczek na zakupach, nie noszę maseczki.

Nie nosisz, tak?

Nie, nie. To nie są rzeczy, które są nam w sklepie niezbędne.

Rękawiczki i maseczki są potrzebne,

gdy zajmujemy się osobą chorą, są potrzebne

lekarzom, pielęgniarkom, ale

nie takim osobom zdrowym, wychodzącym z domu

na chwilę na zakupy. Nasza skóra

jest bardzo dobrą barierą ochronną.

I jeśli nie mamy na dłoniach żadnych

skaleczeń, to w

zupełności wystarczy to, że po powrocie

do domu umyjemy ręce. A będąc gdzieś poza domem,

nie będziemy dłońmi dotykać do błon

śluzowych oczu, buzi czy nosa.

Okej, wracamy na chwilę do tego sklepu.

Powiedziałaś o tym, że nie trzeba zakładać rękawiczek.

Możemy kupować

wszystko czy niekoniecznie?

Płacić gotówką czy niekoniecznie?

Lepiej wybierać produkty,

które są w opakowaniach, tak? Żebyśmy w domu mogli to

opakowanie zdjąć i wyrzucić.

Pieczywo, takie sprzedawane bez opakowań, jest trochę ryzykowne.

Ano właśnie. bardzo dobry przykład. Co z

pieczywem?

To nie jest tak, że jak kupimy bułkę, to będziemy

chorzy. Nie. Ale mówimy o minimalizowaniu

ryzyka.

W przypadku owoców i warzyw - myjemy je.

W przypadku mięs raczej nie ma obaw,

bo w obróbce termicznej wirus

ginie.

Samo płacenie. Czy możemy

spokojnie zapłacić gotówką, czy jednak

nie jest to najlepszy pomysł?

Lepiej kartą.

Pieniądze często są nośnikiem wirusów

i innych patogenów.

Płacąc kartą chronimy i siebie, i

osoby pracujące w sklepie. Bo

kasjerzy i kasjerki są bardzo narażeni

na kontakt z różnymi osobami. Tam dziennie

są tłumy.

Mówiłaś na samym początku o tym,

o czym powinniśmy pamiętać, a więc sama

izolacja, ale też dbanie o higienę. To są

te rzeczy, które

zwiększają nasze bezpieczeństwo. Natomiast w sieci można

znaleźć jednocześnie całą masę porad,

które dotyczą chociażby tego,

by jeść czosnek, by pić kozie

mleko, by pić alkohol

czy przegotowaną wodę i tak dalej, i tak dalej,

tych porad jest cala masa. Na ile

te wszystkie porady mają sens? Czy

to faktycznie, te rzeczy, które wymieniłem, czy to

są działania, które mogą zwiększyć naszą

odporność i zmniejszyć

szansę na zakażenie wirusem czy to nie ma sensu?

Jak to wygląda z perspektywy lekarza?

Większość z tych porad to bzdury.

Jednak?

No niestety. Nie wiem, czy odnosić się do nich po kolei. Na przykład czosnek.

Nie ma potwierdzonych żadnych

badań, by w jakikolwiek sposób wpływał na koronawirusa.

Co do innych wirusów, no to

skuteczność czosnku w budowaniu odporności,

to udowodniono to, że

jakkolwiek wpływa on na odporność, jeśli je się

czosnek codziennie przez trzy miesiące.

To są różne mity, takie często od naszych babć

przekazywane. O kozim mleku nie słyszałam,

ale również wątpię, by były jakiekolwiek badania,

by ktoś, w tak teraz dynamicznie

zmieniającej się sytuacji, badał wpływ koziego mleka na

koronawirusa.

Najważniejsze jest zdrowe odżywianie się,

sen, czyli właśnie taki odpoczynek,

i dbanie o higienę.

A propos jeszcze tych niepotwierdzonych

rzeczy, można było w ostatnim czasie

znaleźć w sieci informację o tym, że

koronawirus ginie w temperaturze

27 stopni.

Czy, no, domyślam się, że to kolejna bzdura,

natomiast chciałbym to jeszcze usłyszeć z twoich ust.

Niestety to nie jest prawda.

To znaczy czym temperatura jest wyższa, tym koronawirus

krócej przeżywa.

Tylko mówimy tu o

temperaturze poza ludzkim ciałem. No bo w ludzkim ciele

mamy 36 stopni, on ma się świetnie.

Na powierzchniach

różnych przedmiotów

faktycznie w niższej temperaturze

przetrwa dłużej. Jeśli ktoś chory

nakaszle sobie w dłoń, później

dotknie do klamki i będzie naokoło

temperatura dziesięciu stopni, to ten wirus przetrwa na klamce dłużej.

Jeśli będzie 30 stopni, a jeszcze

najlepiej, jak będzie świeciło słońce,

to ten wirus przetrwa na tej klamce krócej.

To jest bardzo zmienne, to jest zależne

od wilgotności, od powierzchni,

na jakiej te wirusy są,

się znajdują. I trudno mówić o takim

dokładnym czasie.

No ale niestety to nie jest tak, że jak będzie 27

stopni to problem się sam skończy. My nie wiemy, jak się

koronawirus zachowa, jak nadejdzie wiosna

czy może nawet lato. Nie wiemy, bo to się nigdy

wcześniej nie zdarzyło.

Jasne. Myślę, że

dziś wiele osób jest

w stanie, byłoby w stanie, nawet w nocy, o północy,

wymienić objawy koronawirusa.

Natomiast może dla

pewności wyliczmy je raz jeszcze. Co

to jest? Jak rozpoznać, że jesteśmy zakażeni?

Duszności, problemy z

oddychaniem...

Suchy kaszel, gorączka.

I kontakt z kimś

zakażonym. Jeszcze gdy

przypadki potwierdzonego zakażenia były za granicą,

to było to łatwiejsze. Bo pacjentów pytaliśmy,

czy byli w ostatnim czasie we Włoszech lub w innych krajach. Teraz...

Czy dzisiaj ma to sens? Czy dzisiaj to pytanie ma jakikolwiek sens?

Dzisiaj już nie. Dzisiaj możemy

zostać zakażeni w naszym

środowisku, na przykład podczas tego wyjścia do sklepu,

o którym rozmawialiśmy.

Ale to też nie jest tak, że każda osoba, która

kaszlnie dwa razy i zbada u siebie stan

podgorączkowy na przykład,

no to już powinna udawać się do szpitala zakaźnego.

Nie. Jest

pewien problem teraz w Polsce, bo na skutek tego,

jak dużo się o koronawirusie mówi, to część

osób udaje się do takich szpitali zakaźnych

bezpodstawnie.

I to jest ryzykowne.

Czyli tą podstawą jest na przykład tylko kaszel, tak?

Tak, tylko kaszel, czasami...

I to oznacza, że idą w to miejsce, gdzie możliwość zakażenia jest

olbrzymia.

Gdzie są już osoby zakażone, tak. Z jednej strony to jest ryzykowne dla nich, z drugiej

to powoli zaczyna doprowadzać do tego, że

te oddziały zakaźne

stają się niewydolne. Tam jest za dużo

ludzi, oni nie mają takich mocy przerobowych,

by zająć się wszystkimi.

Bardzo trudno jest też już teraz dodzwonić się do

stacji sanitarno-epidemiologicznej.

Ale to jest ważne, żeby próbować. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to

w pierwszej kolejności powinien dzwonić. Nikt nie

powinien w przypadku podejrzewania u siebie koronawirusa iść

na SOR czy do swojego lekarza rodzinnego. Zawsze powinno się dzwonić.

No właśnie, to też ważna informacja,

którą pewnie należy podkreślać.

Jeśli już rozpoznajemy

u siebie objawy, to - właśnie - co

robić, do kogo się zgłosić, gdzie dzwonić, a gdzie nie?

Absolutnie nie na SOR, czyli

szpitalny oddział ratunkowy, i nie do POZ-u, czyli do przychodni

lekarza rodzinnego. Powinniśmy

w takich sytuacjach, jeśli

jesteśmy w stanie stabilnym, nie dzieje nam się

w tym momencie nic złego, powinniśmy

dzwonić do stacji sanitarno-epidemiologicznej.

Tam przez telefon zebrany zostanie z nami wywiad medyczny

i pracownik sanepidu

powinien pokierować nas dalej, powinien

podpowiedzieć, czy to może jednak nie jest

przypadek koronawirusa i powinniśmy pójść

do tego lekarza rodzinnego,

czy powinniśmy się udać na oddział

chorób zakaźnych albo po prostu powinniśmy zostać w domu.

Więc dzwonimy do stacji sanitarno-epidemiologicznej,

najbliższej swojemu miejscu zamieszkania,

numery telefonów można znaleźć w internecie.

Możemy też próbować dzwonić do swoich przychodni,

wiele przychodni teraz zmieniło tryb funkcjonowania

i udzielane są porady przez telefon.

I tam też możemy szukać informacji.

Kasia, od kilku dni zastanawiam się,

na ile ten COVID-19 jest

faktycznie niebezpieczny. No bo przechodziliśmy

w przeszłości już inne epidemie - czy to

ptasia grypa, czy to

wirus eboli, i

w tych obu przypadkach śmiertelność była

znacznie wyższa niż ma to miejsce

w przypadku koronawirusa,

gdzie, nie chcę oczywiście użyć słowa "zaledwie",

ale ten procent śmiertelności, odsetek,

jest znacznie niższy. Czy nasze

obawy dzisiejsze, które sprawiają, że właściwie

zmieniamy swoje życie o 180 stopni,

nie są jednak przesadzone?

Dla ciebie i dla mnie ten wirus pewnie nie był

niebezpieczny. I osoby

młode, 20-, 30- czy 40-letnie

w zdecydowanej większości przechodzą zakażenia

łagodne, wręcz bezobjawowo.

Czasami jak zwykłe przeziębienie czy grypę.

Ale niestety on jest niebezpieczny dla osób starszych.

I on może być paraliżujący dla

systemu opieki zdrowotnej, bo większość osób

przechoruje go łagodnie, ale jednak te

10 czy 20 procent będzie wymagało

hospitalizacji. Wirus jest bardzo zakaźny, łatwo się przenosi

i jeśli nie ograniczymy kontaktów społecznych, i dojdzie do szybkiego zarażenia

całej populacji Polski,

to szpitale nie udźwigną

tego, by zająć się wszystkimi

potrzebującymi, wszystkimi osobami starszymi, które

będą chorowały ciężej, czasami z różnymi powikłaniami

i to to jest niebezpieczne.

My się nie mamy o co martwić, ale...

My się nie mamy co martwić o siebie,

ale o naszych rodziców czy dziadków już tak.

I ja się boję, czy system to udźwignie,

jeśli społeczeństwo nie pomoże

tą izolacją, jeśli nie doprowadzimy do tego, że

zachorowania będą narastać powoli,

na tyle powoli, że osoby, które

były zakażone jako pierwsze, zdążą

wyzdrowieć, zostać wypisane

i zwolnią tym samym miejsca na

oddziałach intensywnej terapii, zwolnią respiratory,

i wtedy dopiero dojdzie do zakażenia kolejnych osób.

My tą izolacją nie powstrzymamy

epidemii. To nie będzie tak, że nagle nie będzie nowych zakażeń,

ale one będą się pojawiać na tyle powoli,

że lekarze będą mieli możliwość pomocy

wszystkim potrzebującym, bo straszne byłoby

to, jeśli mielibyśmy wybierać,

komu pomagać, a komu nie, bo nie ma sprzętu.

Zresztą to widać na podstawie Włoch.

Oni już nie dają rady.

Przez co ta śmiertelność we Włoszech

jest dużo wyższa niż w innych krajach. Jak w innych krajach

ona waha się między 3-4 procent,

w niektórych nawet jeszcze mniej, to we Włoszech

wynosi 8 czy nawet 10.

Z tego względu, że...

No tak, czyli ta śmiertelność

może zależeć po prostu od okoliczności,

jakie napotkamy. Nie chcę

pytać cię o to, jak długo

to wszystko może się ciągnąć, ta obecna sytuacja,

epidemia, bo chyba nie ma

w Polsce osoby, która znałaby odpowiedź na to pytanie.

Wszyscy życzyliby sobie chyba tego, żeby skończyła się jak najwcześniej.

Natomiast zastanawiam się,

z czym nas zostawi ten koronawirus.

Czego nas nauczy to całe doświadczenie,

które jednak wydaje się czymś całkowicie bez precedensu?

Jaka jest twoja opinia? Co ty uważasz?

Jaką lekcję wyciągniemy z tego doświadczenia?

Jak długo - sama zadaję sobie codziennie to pytanie.

Hipotezy naukowców są różne. Są takie, że skończy się to

z cieplejszymi temperaturami.

Są takie, że nas ta choroba nie opuści nigdy.

Nie wiadomo, jak to się rozwinie.

Cały czas trwają prace nad szczepionką,

nad lekami. Być może to będzie tym momentem przełomowym,

gdy epidemia koronawirusa się zakończy.

Niestety wiemy, że ochrona zdrowia w Polsce

jest mocno niedofinansowana, to PKB

przeznaczane na ochronę zdrowa jest dużo niższe niż

w krajach zachodniej Europy. Być może,

ja tak życzę sobie, żeby to wpłynęło na to,

że jednak rządzący zauważą,

jak ważna jest ta opieka zdrowia i

to, że powinniśmy na nią poświęcić trochę więcej uwagi.

Z takich pozytywnych rzeczy,

to ja myślę, że telemedycyna

jest czymś, co bardzo się teraz dzięki

tej całej sytuacji rozwinie

i to ułatwi życie wielu pacjentom.

W jaki sposób? W jakim sensie?

Możemy odbywać konsultacje z lekarzem przez telefon,

możemy się łączyć na Skypie.

Takie porady telemedyczne od

kilku lat są już w Polsce legalne.

Można na nich uzyskać receptę,

można uzyskać zwolnienie.

I, oczywiście, one nie zawsze są możliwe,

czasami jest potrzebne badanie fizykalne i ta

telemedycyna nigdy nie zastąpi nam całkowicie takiej medycyny klasycznej,

ale powinna nam bardzo ułatwić

takie codzienne funkcjonowanie i to już się dzieje.

Pacjenci z różnymi chorobami przewlekłymi

nie przychodzą już do przychodni, tylko otrzymują

kody na e-recepty.

Tak samo się dzieje w przypadku pacjentów z różnymi infekcjami,

bo przeziębienie

jest chorobą samoograniczającą się, która przechodzi sama.

Bardzo często wystarczy poradzić się telefonicznie

lekarza, jak ewentualnie się zachować,

i odczekać te kilka dni, a możemy po takiej poradzie

dostać zwolnienie lekarskie.

To jest medycyna XXI wieku

i sytuacja zmusiła nas teraz do takiego szybkiego rozwoju tej gałęzi medycyny.

Jest to jakieś pocieszenie, że z tak nieciekawej sytuacji uda się wyciągnąć jakieś korzyści.

Oby było ich jak najwięcej. Kasia wielkie dzięki za masę przydatnych informacji.

Dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.


Wódka, czosnek, przegotowana woda... CZY NA PEWNO? – 7 metrów pod ziemią

Dziś odcinek specjalny z dwóch powodów. Po pierwsze,

dlatego że, z uwagi na tę

szczególną sytuację, z moim dzisiejszym gościem będę rozmawiał

zdalnie. Ale specjalny także z uwagi na samego

gościa, jest nim Kasia Woźniak z kanału "Mama i stetoskop",

z zawodu lekarz.

Cześć. Bardzo mi miło.

Mnie również. Super, że jesteś. Kasia,

tak się zastanawiam, czy fakt, że my rozmawiamy

zdalnie, nie jest

dowodem na jakieś zbiorowe szaleństwo. Czy

to jest w porządku czy

jednak przesadzamy?

Uważam, że nie przesadzamy.

Na pewno wszyscy słyszeli o akcji "Zostań w domu" i

tak naprawdę jedna osoba, która zostaje

w domu, nic nie zmienia. Ale

każdy może dołożyć coś od siebie

i ograniczając te kontakty społeczne, zmniejszamy

ryzyko zakażania kolejnych osób.

Tak naprawdę nie wiemy, ile teraz

tak naprawdę jest osób zakażonych w Polsce.

Badane są tylko osoby, które mają objawy.

A część osób

przechodzi zakażenie koronawirusem

bezobjawowo albo bardzo skąpoobjawowo.

Izolacja to jest chyba ta jedna z najważniejszych

rzeczy, o których się mówi, aby uniknąć

zakażenia, no ale zobacz: epidemia

się przedłuża, jakoś musimy

funkcjonować. Wiele osób chodzi normalnie do pracy,

no a chyba każdy chodzi do sklepu.

Czy my możemy, czy powinniśmy

chodzić do sklepów? A jeśli tak, to jak się w nich zachowywać,

żeby jednak zwiększyć nasze bezpieczeństwo?

Nie da się całkowicie z takiego

wychodzenia i z życia zrezygnować. Ktoś

musi robić zakupy. Chodzę do sklepu, tego

nie da się do końca uniknąć. Ale nie noszę

rękawiczek na zakupach, nie noszę maseczki.

Nie nosisz, tak?

Nie, nie. To nie są rzeczy, które są nam w sklepie niezbędne.

Rękawiczki i maseczki są potrzebne,

gdy zajmujemy się osobą chorą, są potrzebne

lekarzom, pielęgniarkom, ale

nie takim osobom zdrowym, wychodzącym z domu

na chwilę na zakupy. Nasza skóra

jest bardzo dobrą barierą ochronną.

I jeśli nie mamy na dłoniach żadnych

skaleczeń, to w

zupełności wystarczy to, że po powrocie

do domu umyjemy ręce. A będąc gdzieś poza domem,

nie będziemy dłońmi dotykać do błon

śluzowych oczu, buzi czy nosa.

Okej, wracamy na chwilę do tego sklepu.

Powiedziałaś o tym, że nie trzeba zakładać rękawiczek.

Możemy kupować

wszystko czy niekoniecznie?

Płacić gotówką czy niekoniecznie?

Lepiej wybierać produkty,

które są w opakowaniach, tak? Żebyśmy w domu mogli to

opakowanie zdjąć i wyrzucić.

Pieczywo, takie sprzedawane bez opakowań, jest trochę ryzykowne.

Ano właśnie. bardzo dobry przykład. Co z

pieczywem?

To nie jest tak, że jak kupimy bułkę, to będziemy

chorzy. Nie. Ale mówimy o minimalizowaniu

ryzyka.

W przypadku owoców i warzyw - myjemy je.

W przypadku mięs raczej nie ma obaw,

bo w obróbce termicznej wirus

ginie.

Samo płacenie. Czy możemy

spokojnie zapłacić gotówką, czy jednak

nie jest to najlepszy pomysł?

Lepiej kartą.

Pieniądze często są nośnikiem wirusów

i innych patogenów.

Płacąc kartą chronimy i siebie, i

osoby pracujące w sklepie. Bo

kasjerzy i kasjerki są bardzo narażeni

na kontakt z różnymi osobami. Tam dziennie

są tłumy.

Mówiłaś na samym początku o tym,

o czym powinniśmy pamiętać, a więc sama

izolacja, ale też dbanie o higienę. To są

te rzeczy, które

zwiększają nasze bezpieczeństwo. Natomiast w sieci można

znaleźć jednocześnie całą masę porad,

które dotyczą chociażby tego,

by jeść czosnek, by pić kozie

mleko, by pić alkohol

czy przegotowaną wodę i tak dalej, i tak dalej,

tych porad jest cala masa. Na ile

te wszystkie porady mają sens? Czy

to faktycznie, te rzeczy, które wymieniłem, czy to

są działania, które mogą zwiększyć naszą

odporność i zmniejszyć

szansę na zakażenie wirusem czy to nie ma sensu?

Jak to wygląda z perspektywy lekarza?

Większość z tych porad to bzdury.

Jednak?

No niestety. Nie wiem, czy odnosić się do nich po kolei. Na przykład czosnek.

Nie ma potwierdzonych żadnych

badań, by w jakikolwiek sposób wpływał na koronawirusa.

Co do innych wirusów, no to

skuteczność czosnku w budowaniu odporności,

to udowodniono to, że

jakkolwiek wpływa on na odporność, jeśli je się

czosnek codziennie przez trzy miesiące.

To są różne mity, takie często od naszych babć

przekazywane. O kozim mleku nie słyszałam,

ale również wątpię, by były jakiekolwiek badania,

by ktoś, w tak teraz dynamicznie

zmieniającej się sytuacji, badał wpływ koziego mleka na

koronawirusa.

Najważniejsze jest zdrowe odżywianie się,

sen, czyli właśnie taki odpoczynek,

i dbanie o higienę.

A propos jeszcze tych niepotwierdzonych

rzeczy, można było w ostatnim czasie

znaleźć w sieci informację o tym, że

koronawirus ginie w temperaturze

27 stopni.

Czy, no, domyślam się, że to kolejna bzdura,

natomiast chciałbym to jeszcze usłyszeć z twoich ust.

Niestety to nie jest prawda.

To znaczy czym temperatura jest wyższa, tym koronawirus

krócej przeżywa.

Tylko mówimy tu o

temperaturze poza ludzkim ciałem. No bo w ludzkim ciele

mamy 36 stopni, on ma się świetnie.

Na powierzchniach

różnych przedmiotów

faktycznie w niższej temperaturze

przetrwa dłużej. Jeśli ktoś chory

nakaszle sobie w dłoń, później

dotknie do klamki i będzie naokoło

temperatura dziesięciu stopni, to ten wirus przetrwa na klamce dłużej.

Jeśli będzie 30 stopni, a jeszcze

najlepiej, jak będzie świeciło słońce,

to ten wirus przetrwa na tej klamce krócej.

To jest bardzo zmienne, to jest zależne

od wilgotności, od powierzchni,

na jakiej te wirusy są,

się znajdują. I trudno mówić o takim

dokładnym czasie.

No ale niestety to nie jest tak, że jak będzie 27

stopni to problem się sam skończy. My nie wiemy, jak się

koronawirus zachowa, jak nadejdzie wiosna

czy może nawet lato. Nie wiemy, bo to się nigdy

wcześniej nie zdarzyło.

Jasne. Myślę, że

dziś wiele osób jest

w stanie, byłoby w stanie, nawet w nocy, o północy,

wymienić objawy koronawirusa.

Natomiast może dla

pewności wyliczmy je raz jeszcze. Co

to jest? Jak rozpoznać, że jesteśmy zakażeni?

Duszności, problemy z

oddychaniem...

Suchy kaszel, gorączka.

I kontakt z kimś

zakażonym. Jeszcze gdy

przypadki potwierdzonego zakażenia były za granicą,

to było to łatwiejsze. Bo pacjentów pytaliśmy,

czy byli w ostatnim czasie we Włoszech lub w innych krajach. Teraz...

Czy dzisiaj ma to sens? Czy dzisiaj to pytanie ma jakikolwiek sens?

Dzisiaj już nie. Dzisiaj możemy

zostać zakażeni w naszym

środowisku, na przykład podczas tego wyjścia do sklepu,

o którym rozmawialiśmy.

Ale to też nie jest tak, że każda osoba, która

kaszlnie dwa razy i zbada u siebie stan

podgorączkowy na przykład,

no to już powinna udawać się do szpitala zakaźnego.

Nie. Jest

pewien problem teraz w Polsce, bo na skutek tego,

jak dużo się o koronawirusie mówi, to część

osób udaje się do takich szpitali zakaźnych

bezpodstawnie.

I to jest ryzykowne.

Czyli tą podstawą jest na przykład tylko kaszel, tak?

Tak, tylko kaszel, czasami...

I to oznacza, że idą w to miejsce, gdzie możliwość zakażenia jest

olbrzymia.

Gdzie są już osoby zakażone, tak. Z jednej strony to jest ryzykowne dla nich, z drugiej

to powoli zaczyna doprowadzać do tego, że

te oddziały zakaźne

stają się niewydolne. Tam jest za dużo

ludzi, oni nie mają takich mocy przerobowych,

by zająć się wszystkimi.

Bardzo trudno jest też już teraz dodzwonić się do

stacji sanitarno-epidemiologicznej.

Ale to jest ważne, żeby próbować. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to

w pierwszej kolejności powinien dzwonić. Nikt nie

powinien w przypadku podejrzewania u siebie koronawirusa iść

na SOR czy do swojego lekarza rodzinnego. Zawsze powinno się dzwonić.

No właśnie, to też ważna informacja,

którą pewnie należy podkreślać.

Jeśli już rozpoznajemy

u siebie objawy, to - właśnie - co

robić, do kogo się zgłosić, gdzie dzwonić, a gdzie nie?

Absolutnie nie na SOR, czyli

szpitalny oddział ratunkowy, i nie do POZ-u, czyli do przychodni

lekarza rodzinnego. Powinniśmy

w takich sytuacjach, jeśli

jesteśmy w stanie stabilnym, nie dzieje nam się

w tym momencie nic złego, powinniśmy

dzwonić do stacji sanitarno-epidemiologicznej.

Tam przez telefon zebrany zostanie z nami wywiad medyczny

i pracownik sanepidu

powinien pokierować nas dalej, powinien

podpowiedzieć, czy to może jednak nie jest

przypadek koronawirusa i powinniśmy pójść

do tego lekarza rodzinnego,

czy powinniśmy się udać na oddział

chorób zakaźnych albo po prostu powinniśmy zostać w domu.

Więc dzwonimy do stacji sanitarno-epidemiologicznej,

najbliższej swojemu miejscu zamieszkania,

numery telefonów można znaleźć w internecie.

Możemy też próbować dzwonić do swoich przychodni,

wiele przychodni teraz zmieniło tryb funkcjonowania

i udzielane są porady przez telefon.

I tam też możemy szukać informacji.

Kasia, od kilku dni zastanawiam się,

na ile ten COVID-19 jest

faktycznie niebezpieczny. No bo przechodziliśmy

w przeszłości już inne epidemie - czy to

ptasia grypa, czy to

wirus eboli, i

w tych obu przypadkach śmiertelność była

znacznie wyższa niż ma to miejsce

w przypadku koronawirusa,

gdzie, nie chcę oczywiście użyć słowa "zaledwie",

ale ten procent śmiertelności, odsetek,

jest znacznie niższy. Czy nasze

obawy dzisiejsze, które sprawiają, że właściwie

zmieniamy swoje życie o 180 stopni,

nie są jednak przesadzone?

Dla ciebie i dla mnie ten wirus pewnie nie był

niebezpieczny. I osoby

młode, 20-, 30- czy 40-letnie

w zdecydowanej większości przechodzą zakażenia

łagodne, wręcz bezobjawowo.

Czasami jak zwykłe przeziębienie czy grypę.

Ale niestety on jest niebezpieczny dla osób starszych.

I on może być paraliżujący dla

systemu opieki zdrowotnej, bo większość osób

przechoruje go łagodnie, ale jednak te

10 czy 20 procent będzie wymagało

hospitalizacji. Wirus jest bardzo zakaźny, łatwo się przenosi

i jeśli nie ograniczymy kontaktów społecznych, i dojdzie do szybkiego zarażenia

całej populacji Polski,

to szpitale nie udźwigną

tego, by zająć się wszystkimi

potrzebującymi, wszystkimi osobami starszymi, które

będą chorowały ciężej, czasami z różnymi powikłaniami

i to to jest niebezpieczne.

My się nie mamy o co martwić, ale...

My się nie mamy co martwić o siebie,

ale o naszych rodziców czy dziadków już tak.

I ja się boję, czy system to udźwignie,

jeśli społeczeństwo nie pomoże

tą izolacją, jeśli nie doprowadzimy do tego, że

zachorowania będą narastać powoli,

na tyle powoli, że osoby, które

były zakażone jako pierwsze, zdążą

wyzdrowieć, zostać wypisane

i zwolnią tym samym miejsca na

oddziałach intensywnej terapii, zwolnią respiratory,

i wtedy dopiero dojdzie do zakażenia kolejnych osób.

My tą izolacją nie powstrzymamy

epidemii. To nie będzie tak, że nagle nie będzie nowych zakażeń,

ale one będą się pojawiać na tyle powoli,

że lekarze będą mieli możliwość pomocy

wszystkim potrzebującym, bo straszne byłoby

to, jeśli mielibyśmy wybierać,

komu pomagać, a komu nie, bo nie ma sprzętu.

Zresztą to widać na podstawie Włoch.

Oni już nie dają rady.

Przez co ta śmiertelność we Włoszech

jest dużo wyższa niż w innych krajach. Jak w innych krajach

ona waha się między 3-4 procent,

w niektórych nawet jeszcze mniej, to we Włoszech

wynosi 8 czy nawet 10.

Z tego względu, że...

No tak, czyli ta śmiertelność

może zależeć po prostu od okoliczności,

jakie napotkamy. Nie chcę

pytać cię o to, jak długo

to wszystko może się ciągnąć, ta obecna sytuacja,

epidemia, bo chyba nie ma

w Polsce osoby, która znałaby odpowiedź na to pytanie.

Wszyscy życzyliby sobie chyba tego, żeby skończyła się jak najwcześniej.

Natomiast zastanawiam się,

z czym nas zostawi ten koronawirus.

Czego nas nauczy to całe doświadczenie,

które jednak wydaje się czymś całkowicie bez precedensu?

Jaka jest twoja opinia? Co ty uważasz?

Jaką lekcję wyciągniemy z tego doświadczenia?

Jak długo - sama zadaję sobie codziennie to pytanie.

Hipotezy naukowców są różne. Są takie, że skończy się to

z cieplejszymi temperaturami.

Są takie, że nas ta choroba nie opuści nigdy.

Nie wiadomo, jak to się rozwinie.

Cały czas trwają prace nad szczepionką,

nad lekami. Być może to będzie tym momentem przełomowym,

gdy epidemia koronawirusa się zakończy.

Niestety wiemy, że ochrona zdrowia w Polsce

jest mocno niedofinansowana, to PKB

przeznaczane na ochronę zdrowa jest dużo niższe niż

w krajach zachodniej Europy. Być może,

ja tak życzę sobie, żeby to wpłynęło na to,

że jednak rządzący zauważą,

jak ważna jest ta opieka zdrowia i

to, że powinniśmy na nią poświęcić trochę więcej uwagi.

Z takich pozytywnych rzeczy,

to ja myślę, że telemedycyna

jest czymś, co bardzo się teraz dzięki

tej całej sytuacji rozwinie

i to ułatwi życie wielu pacjentom.

W jaki sposób? W jakim sensie?

Możemy odbywać konsultacje z lekarzem przez telefon,

możemy się łączyć na Skypie.

Takie porady telemedyczne od

kilku lat są już w Polsce legalne.

Można na nich uzyskać receptę,

można uzyskać zwolnienie.

I, oczywiście, one nie zawsze są możliwe,

czasami jest potrzebne badanie fizykalne i ta

telemedycyna nigdy nie zastąpi nam całkowicie takiej medycyny klasycznej,

ale powinna nam bardzo ułatwić

takie codzienne funkcjonowanie i to już się dzieje.

Pacjenci z różnymi chorobami przewlekłymi

nie przychodzą już do przychodni, tylko otrzymują

kody na e-recepty.

Tak samo się dzieje w przypadku pacjentów z różnymi infekcjami,

bo przeziębienie

jest chorobą samoograniczającą się, która przechodzi sama.

Bardzo często wystarczy poradzić się telefonicznie

lekarza, jak ewentualnie się zachować,

i odczekać te kilka dni, a możemy po takiej poradzie

dostać zwolnienie lekarskie.

To jest medycyna XXI wieku

i sytuacja zmusiła nas teraz do takiego szybkiego rozwoju tej gałęzi medycyny.

Jest to jakieś pocieszenie, że z tak nieciekawej sytuacji uda się wyciągnąć jakieś korzyści.

Oby było ich jak najwięcej. Kasia wielkie dzięki za masę przydatnych informacji.

Dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.