×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

7 metrów pod ziemią, W sierpniu utonęło już 89 osób. To oni wyławiają ich ciała – 7 metrów pod ziemią

W sierpniu utonęło już 89 osób. To oni wyławiają ich ciała – 7 metrów pod ziemią

Po prostu musimy przesuwać się na czworaka

po dnie i omackiem

przeszukiwać metr po metrze.

Natrafiamy na różne rzeczy przypominające części ludzkiego ciała: butelki, opony, worki ze śmieciami

Przyjeżdżamy na miejsce,

są świadkowie, a często tymi świadkami są najbliżsi.

Oni są bardzo szczęśliwi nawet jak uda się wydobyć to ciało po trzech dniach.

By móc je pochować?

By móc je pochować.

Często właśnie spotykamy się z takim komentarzem: "a to jest bez sensu, te wasze wyjazdy", tak, i tak nikogo nie uratujecie.

Ale będąc na miejscu i widząc najbliższych

ktoś kto postawi się na ich miejscu

i zadałby sobie pytanie

czy faktycznie wykonujemy pracę bez sensu?

Odpowiedź byłaby prosta.

Mając 26 lat po raz pierwszy w swoim życiu wyłowiłeś z zalewu topielca.

Niełatwe doświadczenie. Jak to przeżyłeś?

Jadąc już do tego zdarzenia

zastanawiałem się i

zastanawiałem się czy dojeżdżając czy uda się uratować tę osobę.

Bo wiedziałem, że jadę do mężczyzny, nastolatka,

który zniknął gdzieś pod wodą.

Natomiast okazało się, że już sam czas dojazdu

na miejsce

był na tyle długi, że będąc na plaży zdałem sobie, czy zdaliśmy sobie sprawę, że będzie to ciężkie.

Ile to było czasu? Ile to było minut?

No niestety czas dojazdu, ponieważ działamy na terenie całej Małopolski, no był około 50 minut.

Czyli właściwie jego szansa na przeżycie...?

Tak dokładnie, szanse były minimalne.

Natomiast zdałem sobie sprawę, że

że szanse na przeżycie będą małe. Kolejnym elementem w naszej pracy jest to, że

musimy, czy chcemy wyłowić osobę

spod wody, żeby po prostu

umożliwić spokojne pożegnanie przez rodzinę.

Wchodząc do wody

ten pierwszy raz poszukując osoby pod wodą

zdałem sobie sprawę, że nie jest to proste,

ponieważ warunki, które panują tam pod wodą, zwłaszcza w wyrobiskach, żwirowniach

czyli w obiektach, w których najczęściej nurkujemy, niestrzeżonych plażach, no są ciężkie.

Jak to wygląda? Z tamtej perspektywy?

To wszystko zależy od obiektu, na którym nurkujemy, natomiast większość

do których jesteśmy zmuszeni, żeby wejść pod wodę

to jest miejsce, w które normalni nurkowie w celach turystycznych nie schodzą.

Oczywiście pod wodą robi się już ciemno na kilku paru metrach.

Ciemno to nie znaczy, że panuje całkowita ciemność do tego stopnia jakbyśmy zamknęli oczy,

ale przejrzystość, tak jak by się nurkowało w mleku, jest tak ograniczona, że często nie ma nawet możliwości odczytania danych z przyrządów.

Po prostu widoczność jest tak słaba.

Jak wygląda samo poszukiwanie? Schodzisz na dno, widzisz niewiele, skąd wiesz, gdzie szukać? Jak się poruszasz?

Schodząc pod wodę jesteśmy połączeni z naszym tak zwanym "okiem", które jest na brzegu,

poprzez łączność przewodową.

Słyszycie się?

Słyszymy się. Mamy możliwość porozmawiania.

No i z uwagi na to, że te warunki pod wodą są ciężkie

to ta osoba jest odpowiedzialna za nawigowanie nas.

My określamy schodząc pod wodę, jesteśmy przy dnie lądujemy w mule.

Jesteśmy przygotowani to w trakcie nurkowania, w trakcie zejścia na dno

sprawdzamy przyrządy, bo tak generalnie powinniśmy to zrobić na pewnej głębokości, ale

z racji tego, że zależy nam na czasie, to wszystko wykonujemy w trakcie, to jest skracane.

Mówimy o naszym usytuowaniu na dnie,

on widząc wynurzające się bąble powietrza

stara się nas nakierować i prowadzić nas pod wodą.

Czyli właściwie widząc bąbelki wylatujące na powierzchnię...

Widzi jak się przemieszczamy.

... wie gdzie ty jesteś.

Dokładnie.

I mówi na zasadzie: trochę w lewo...

Trochę w prawo, trochę w lewo.

A jak Ty poruszasz się na dnie?

Chodzisz? Czołgasz się?

Generalnie nurkowanie polega na pływaniu w toni, czyli unoszeniu się nad dnem, ale

to wszystko przebiega w przypadku bardzo dobrej widoczności. Tak się normalnie nurkuje.

Natomiast nasza praca sprowadza się do tego, że lądujemy w mule

i żeby natknąć się często na obiekt, który jest mało widoczny albo w ogóle niewidoczny

po prostu musimy przesuwać się na czworaka, bardzo często na czworaka

po dnie i omackiem przeszukiwać metr po metrze.

Kiedy znajdziesz ciało to jest oczywiste czy być może można je z czymś pomylić, kiedy ta widoczność jest niewielka?

Właśnie to jest najtrudniejsze w tym, co robimy, że

bardzo często szukając

osoby, która zatonęła

nie wiemy, w którym momencie ja znajdziemy,

a z racji tego, że w wodach jest bardzo dużo różnych przypadkowym przedmiotów

to często się mylimy i to jest ten stres, który jest związany z szukającą po omacku natrafiamy

na różne rzeczy przypominające

części ludzkiego ciała - butelki, opony,

worki ze śmieciami

z różnymi innymi rzeczami no i to często nas wprowadza w błąd.

I dodatkowy stres, bo to jednak

zwłaszcza te pierwsze nurkowania, pierwsze poszukiwania wiążą się z tym, że

nurek o niczym innym nie myśli tylko o tym, żeby... o tym stresie związanym z napłynięciem na ciało.

bo to nie jest tak, że widzimy to z daleka, tylko naprawdę twarzą w twarz napływamy czasami na osobę będącą pod wodą.

Jakie sytuacje są dla Ciebie najbardziej niebezpieczne?

Myślę, że najbardziej nieprzewidywalne miejsca do nurkowania i najbardziej niebezpieczne dla nas miejsca

to są właśnie zimowe nurkowania na rzekach, tak,

z racji tego, że

mając jedno miejsce wyjścia

czyli ten przerębel do którego często schodzimy lub połamane tafle lodu

to jest nasza jedyna możliwość wyjścia.

To miejsce wejścia jest zarazem miejscem wyjścia.

Przemieszczając się pod wodą, tak jak wspomniałem wcześniej,

nasze oko na powierzchni nie wie

gdzie jesteśmy, bo nie widzi wydobywających się bąbli powietrza

także nasze usytuowanie nie jest jednoznacznie określone.

Dodatkowo jest masa skał, kamieni i innych miejsc zaczepienia tej kabluliny,

która jest tak naprawdę tą nicią, po której możemy wyjść na powierzchnię.

I w tym momencie, jeżeli doszłoby do jakiejkolwiek awarii sprzętu

wiążę się to z tym, że jeżeli jesteśmy zaplątani to nie ma możliwości szybkiego i bezpiecznego powrotu na powierzchnię.

Myślę, że to są takie najbardziej niebezpieczne nurkowania

Zaczęliśmy od tej twojej pierwszej historii topielca, to był młody chłopak,

w tym przypadku się nie udało.

On zmarł, ale jak wygląda statystyka? Jak często udaje się kogoś uratować?

Albo jak rzadko?

Prowadzone są statystyki dot. naszych wyjazdów i interwencji.

W ciągu roku jesteśmy dysponowani około stu razy, w zależności od roku

to będzie troszeczkę poniżej 100 razy, czasami ponad sto razy.

Możemy tutaj podzielić nasze wyjazdy na akcje ratownicze i akcje poszukiwawcze.

Do dwóch godzin przyjmuje się, że jeśli doszło do zdarzenia i osoba jest pod wodą,

to do dwóch godzin prowadzimy akcje ratownicze.

Potem staje się akcją...

Poszukiwawczą, prowadzoną na troszeczkę innych zasadach.

W związku z tym nasza ilość interwencji związana z akcjami ratowniczymi

sięga powyżej 50%.

Czyli jadąc do zdarzenia mamy świadomość uratowania kogoś.

W ciągu roku kilkakrotnie udaje nam się wyciągnąć osobę z wody i przywrócić jej czynności życiowe.

Czyli to jest kilka przypadków...? W ciągu roku.

Natomiast często już później nie mamy informacji

z racji tego, że są to informacje strzeżone

co się dzieje dalej z tym pacjentem.

Hospitalizowanym bardzo często.

Natomiast wiemy o tym, że były takie sytuacje, że udawało nam się wyciągnąć osobę spod wody

przywrócić im czynności życiowe i żyją bez uszczerbku na zdrowiu.

Dzięki szybko przeprowadzonej akcji.

To nam daje właśnie tę siłę do walki,

mimo że największa ilość akcji zdarza się z wyciągnięciem i brakiem przywrócenia tych czynności życiowych.

Ile osób udało Ci się uratować? Czy to liczysz?

Czy pamiętasz te osoby?

Nie pamiętam osób ile wyciągnąłem, to na pewno będzie powyżej 20 na przestrzeni jak nurkuję,

natomiast udało mi się jedynie wyciągnąć jedną osobę, której zostały przywrócone czynności życiowe.

Tylko jedną?

Tylko jedną.

Natomiast nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że nie przeżyła.

Czy kiedy taka akcja się toczy, czy zdarzają się sytuacje, że bliscy tej osoby, np. rodzina, stoją na brzegu?

Czy wtedy czujesz dodatkową presję?

Tak, bardzo często jest tak, że dysponując nas do działań przyjeżdżamy na miejsce

są świadkowie, a często tymi świadkami są najbliżsi.

Czy to rodzice, czy to rodzeństwo, mąż, żona, tak się nam zdarza działać/

Jest to na pewno dodatkowy czynnik stresujący.

Ta nerwowa atmosfera, która towarzyszy podczas akcji, przygotowania akcji,

bo przyjeżdżając na miejsce przygotowujemy się już do działań.

No i tu jest presja bliskich, często agresja

często popędzanie, często wulgarne komentarze "dlaczego tak długo?"

"co tak się grzebiecie?"

To są te mniej przyjemne chwile, które

są dodatkowym czynnikiem stresującym dla osoby, która zaraz musi zejść pod wodę.

Także borykamy się z tym.

Mówisz, że czym innym jest akcja ratownicza, a czym innym akcja poszukiwawcza, na czym polega różnica jeśli chodzi o Wasze działania?

Czy to jest tak, że podczas akcji poszukiwawczej, kiedy wiadomo już, że człowiek nie żyje, można odpuścić?

Zacznę od akcji ratowniczej.

Akcja ratownicza ma troszeczkę inny przebieg,

przede wszystkim jest ten czas, który płynie dla nas w sposób nieubłagany.

No i tutaj działamy w bardzo dużym pośpiechu,

często łamiemy pewne zasady bezpieczeństwa nawet już na samym etapie wyjazdu.

Na przykład?

No prostym przykładem jest to, że mamy dyspozycję do najbliżej położonego zalewu, wiemy, że czas dojazdu to będzie około dwóch minut,

I jest kluczowy?

I jest kluczowy.

I teraz tak: borykamy się już na samym początku czy ubierać się w trakcie dojazdu, z tyłu w w samochodzie, w przedziale takim technicznym,

czy jechać zgodnie z przepisami i ubierać się nad wodą, tak? Wiemy, że to będą dwie minuty zwłoki.

Zaznaczam, że sprzęt mamy już przygotowany, ale samo ubranie jego już jest wydłużeniem.

Przepisy mówią, że powinniście...

Jechać w kabinie. Tylko wysiadając z niej musimy ubrać się w kombinezon, w odzież, to wszystko nam wydłuża czas.

Jak wygląda rzeczywistość?

Rzeczywistość wygląda tak, że wsiadamy do samochodu z tyłu,

często z kolegą, który nam podczas zakrętów, szybkiej jazdy, pomaga nam się ubrać, zapiąć kombinezon.

Dojeżdżając na miejsce jesteśmy już tak naprawdę gotowi do działań.

Kwestia tylko wpięcia kabloliny i zejścia do wody.

Natomiast akcje poszukiwawcze...

Tam nie ma tej presji?

Nie ma presji czasu, tak. Jest presja oczywiście otoczenia, jest często presja mediów, które pojawiają się na miejscu,

bo wspomnę, że akcje poszukiwawcze są często planowane.

Realizowane dwa dni, trzy dni, cztery dni, w związku z tym mamy już często informację dzień wcześniej,

że chłopaki dzwonią do nas strażacy: "słuchajcie, na jutro proszę się przyszykować, rano wyjeżdżacie na akcję poszukiwawczą.

W związku z tym przyjeżdżamy, możemy sobie bardzo dobrze przygotować sprzęt, jest na pewno nurek zabezpieczający,

komfort pracy jest zdecydowanie inny

i wtedy realizujemy tę akcję poszukiwawczą spokojnie, spokojniej.

No i nie powiem, że jest to przyjemne, natomiast nie ma tej presji czasu.

Czasem z mediów dowiadujemy się o sytuacjach, gdy udało się kogoś wyłowić np. z rzeki, po kilku tygodniach albo nawet po kilku miesiącach

czy Ty miałeś okazję uczestniczyć w takich akcjach?

Pytam o to, bo wyobrażam sobie, że takie ciało, po kilku tygodniach czy miesiącach

w wodzie wygląda zupełnie inaczej.

Jak się z nim obchodzić?

Z każdym ciałem bez względu na

powiem tak potocznie, na fazę jego rozkładu,

obchodzimy się w sposób,

staramy się o sposób godny, tak,

bo wiemy, że są to ludzkie zwłoki, ludzkie ciało,

dookoła mogą być gdzieś najbliżsi,

w związku z tym są tutaj zachowane odpowiednie zasady.

Natomiast zdarza nam się bardzo często i mi się zdarza, tak jak wspomniałeś,

wyciągać ciała w różnych fazach rozkładu.

I jest to stosunkowo ciężkie z uwagi na to, że

bo tak: na płytkich wodach ciało ludzkie przechodzi proces rozkładu i wypływa.

Bardzo często po kilku dniach w zależności od temperatury wypływa na powierzchnię

i bardzo często świadkowie z brzegu zauważają pływające zwłoki

no to są pobierane.

Natomiast na dużych głębokościach jest już troszeczkę inaczej

to ciało rozkłada się i nie jest w stanie wypłynąć.

Zdarza nam się, że świadkowie nurkujący np. na obiektach w Krakowie

mamy taki piękny obiekt, kamieniołom zatopiony,

znajdują ciało niejednokrotnie, znajdowali ciało nurka,

czy to ciało osoby, która bez świadków

skoczyła i po prostu na tych kilkudziesięciu metrach leży.

Zostało znalezione i no zdarzało nam się wydobywać te ciała,

jest to sposób wydobycia również trochę specyficzny,

ponieważ używamy do tego specjalnych noszy,

na które nurek musi w bardzo delikatny sposób przełożyć ciało,

no i zdarza się, że ono jest w takiej fazie rozkładu, że

bardzo wolno - to są nosze takie z dziurami, żeby woda przez nie swobodnie wypływała -

podbierakowe nosze - i po prostu w sposób bardzo powolny

osoby na górze wydobywają te nosze,

przy asyście nurka - to jest proces bardzo wolny,

bo zdajemy sobie sprawę, że to ciało ma taką formę rozkładu, że po prostu się rozkłada.

Pamiętasz akcję, która jakoś najbardziej dała Ci w kość?

Taką akcją, która najbardziej mi utkwiła i była najbardziej powiem w pewien sposób niebezpieczna dla mnie

tak, pamiętam, to była Wigilia,

koło 5-6 lat temu,

dostaliśmy dyspozycję udania się do jednej z miejscowości podkrakowskich,

ponieważ do studni wpadł mężczyzna.

Wpadł czy stoczył - tego nie wiemy.

No i to była... na początku wydawała się to bardzo prosta akcja.

Cóż może nas spotkać w studni?

Normalnie nikt do studni nie wchodzi i nie nurkuje, no i też nie wiedziałam co mnie może tam spotkać.

No i już po przyjeździe okazało się, że studia jest bardzo wąska,

bardzo bardzo głęboka i częściowo wypompowana woda,

no i wraz z grupą ratownictwa wysokościowego

spuściła mnie do studni,

studnia okazała się, już schodząc - nurkując, że ma masę przedmiotów, o które można się zaczepić - haki,

rury wzdłuż tej studni

i wiedziałem, że trzeba być bardzo ostrożnym schodząc na dno.

Z racji mojej niewielkiej postury mogłem wraz z tym ciężkim sprzętem w miarę sposób bezpieczny zejść,

no ale na dole okazało się, że są dodatkowo pompy,

czyli dodatkowe przedmioty i przeszkody,

no i znajdując tego mężczyznę na dole,

okazało się, że ta przestrzeń bardzo ciasna jest kolejnym problemem do pokonania.

Trzeba było tego mężczyznę przywiązać do siebie,

zabezpieczyć no i już tutaj grupa ratownictwa wysokościowego wydobyła mnie wraz z tym mężczyzną.

Jakie osoby wyławiasz najczęściej?

Kobiety? Mężczyźni? W jakim wieku?

Nie prowadzę takich statystyk, natomiast najczęściej się wyławia jednak ludzi młodych

i myślę, że to są mężczyźni.

Kobiety zdecydowanie rzadziej.

Cz wiadomo jakie historie za nimi stoją? Czy to są samobójstwa?

Jest grupa zdarzeń faktycznie bytowanych próbą podjęcia samobójstwa,

jest to grupa takich zdarzeń, do których jesteśmy dysponowani, są to głównie skoczkowie, próby utonięcia,

skoki z mostów,

natomiast kolejną grupą są to interwencje związane no z przypadkowymi utonięciami.

I my tutaj... no też nie chciałbym prorokować, co daną osobę - co się przyczyniło, natomiast

przyjeżdżając na miejsce, podejmując interwencję widzimy, że jednak ludzie, którzy są dookoła,

wywodzą się - np. są znajomymi tej osoby,

która zaginęła, są często pod wpływem alkoholu.

Jednak?

Myślę tak i jest to też przestroga na przyszłość dla innych, że ten alkohol jednak daje poczucie złudnego bezpieczeństwa.

I często ludzie przeceniają swoje możliwości

i swoje umiejętności pod wpływem nawet dwóch trzech piwek

okazuje się, że wypłynięcie kilkanaście metrów od pomostu

tak potrafi osłabić, że już nie ma siły na powrót.

Albo przysparza dosyć ciekawych pomysłów skoków albo wejścia do wody

o porze nocnej, we mgle, o niskich temperaturach - tak też się zdarza.

Niełatwą masz pracę. Zastanawiam się czy są chętni, żeby wykonywać ten zawód.

Z tymi chętnymi to jest różnie.

Na przestrzeni tych 11 lat jak nurkuję, jak przychodziłem na jednostkę, to w jednostce pracowało około 18-20 nurków.

Minimalna liczba nurków, jaką żeśmy osiągneli to było 7-8 nurków.

Z 18?

Z 18-20. Czyli diametralnie spadła.

Czynniki tego spadku - braku chętnych do nurkowania

uważam, że są takie dwa główne czynniki.

Pierwszym to jest widoczny jednak brak dofinansowania tej specjalizacji

może nie chodzi bezpośrednio o motywację finansową dla nurków,

chociaż ta też na pewno by pomogła zdobyć większą liczbę chętnych,

natomiast młodzi ludzie, którzy przychodzą z myślą o tym, że będą nurkować

albo są zatrudniani na tę jednostkę pod kątem właśnie przyszłego nurkowania

w perspektywie czasu widzą, że to nie jest takie różowe, że to są dodatkowe obowiązki

i w związku z tym często rezygnują -

rezygnują, nie chcą ciągnąć tego nurkowania,

widząc to, że

sprzęt na którym zdarzało nam się nurkować - przeciekał,

był zawodny, nasze suche skafandry, które powinny być suche, bardzo często zawodziły,

na pewno na przestrzeni lat to dofinansowanie ulega poprawie,

brak tych środków nie zależy bezpośrednio od naszych przełożonych, bo oni widzą ten problem,

natomiast też mają związane ręce.

Idą do swoich przełożonych - tutaj też jest problem

no i jakoś się to próbuje łatać.

Na pewno nie wygląda to tak jak powinno, ale ulega poprawie.

Najłatwiej wydaje się środki finansowe na czerwone samochody, które są widoczne przez obywateli,

natomiast to co bezpośrednio wpływa na nasz komfort, nasze bezpieczeństwo - jednak tutaj jest problem z tym.

No i często ci ludzie - raz, nurkowie już z jakimś tam stażem,

dwa ci potoczni przyszli kandydaci nurkowi rezygnują z tego nurkowania.

I tutaj najłatwiejszym sposobem jest po prostu nieprzejście badań lekarskich,

tak, żeby nie narazić się przełożonym.

Taka jest prawda.

Najłatwiej jest w taki sposób zrzucić tę winę na stan zdrowia.

Bo po prostu nie będzie się to wiązało z żadnymi konsekwencjami.

Dostrzegam dużo czynników demotywujących i ten sprzęt kiepski, i ta statystyka, bo niewiele osób jednak udaje się uratować,

czy są jednak sytuacje, w których czujesz, że ta robota ma sens?

W przeciwnym wypadku na pewno bym nie nurkował. Sens jest.

Tak jak powiedziałem, nawet już jadąc do zdarzenia

czasy dojazdów

są na tyle wydłużone, że zdajemy sobie sprawę,

że może nam się nie udać uratować w sposób bezpośredni danej osoby.

Natomiast w pośredni sposób może się okazać, że

może ona uratuje kogoś innego poprzez przekazanie narządów.

To jest jeden czynnik, który nam daje niesamowitą siłę.

Drugim czynnikiem jest to, że widząc rodzinę, która czeka i chciałaby się w sposób godny pożegnać z najbliższymi,

im bardzo zależy na tym, że nawet jak już się pogodzą z tym, że najbliższy nie przeżyje,

to dla nich najważniejsze jest to, żeby go wydobyć.

Nieważne, czy to będzie po dwóch-trzech godzinach, oni są bardzo szczęśliwi nawet jak się uda wydobyć to ciało po trzech dniach.

By móc je pochować?

By móc je pochować.

To też daje nam dodatkowe siły i motywację.

I wiemy, że to co robimy, nie jest bez sensu.

Często właśnie spotykamy się z takim komentarzem: "a to jest bez sensu, te wasze wyjazdy", tak, i tak nikogo nie uratujecie.

Ale będąc na miejscu i widząc najbliższych ktoś kto postawi się na ich miejscu i

zadałby sobie pytanie czy faktycznie wykonujemy pracę bez sensu? Odpowiedź byłaby prosta.

Absolutnie ona ma sens?

Że ona ma sens.

Zdarza Ci się usłyszeć słowo "dziękuję"?

Zdarza mi się. Choć ono w obecnych czasach jest bardzo rzadko wypowiadane w ustach ludzkich.

Natomiast nawet zapłakane oczy rodziców albo rodzeństwa po wydobyciu ciała podejdą i podziękują

i myślę, że to jest bardzo, bardzo ważne i daje nam właśnie tę siłę do dalszej pracy.

Pamiętam taką sytuację, jak koledzy wyciągnęli młodego nastolatka

wydawało się, że bez szans na przeżycie,

czas był 25 minut od zaginięcia -

od zgłoszenia przyjechali,

ale z racji tego, ze była to zimna pora,

górska rzeka, czyli dosyć zimno,

udało się tego chłopca wyciągnąć,

służby ratownictwo medyczne przywróciło mu czynności życiowe,

i chłopiec bez uszczerbku na zdrowiu wrócił do normalnego funkcjonowania.

I właśnie koledzy wspominali, że przyjechał wtedy do nich wtedy na jednostkę z podziękowaniami...

Ten chłopak, tak?

Tak, ten chłopiec wraz z rodzicami.

I to dało im siłę do dalszej pracy, a nam z kolei, bo wiem, że to nasi najbliżsi koledzy,

daje też wiarę do dalszego nurkowania i do dalszych akcji.

Dziękuję Ci za tę rozmowę i dziękuję Ci za Twoją pracę.


W sierpniu utonęło już 89 osób. To oni wyławiają ich ciała – 7 metrów pod ziemią Im August sind bereits 89 Menschen ertrunken. Sie sind diejenigen, die ihre Leichen herausfischen - 7 Meter unter der Erde

Po prostu musimy przesuwać się na czworaka

po dnie i omackiem

przeszukiwać metr po metrze.

Natrafiamy na różne rzeczy przypominające części ludzkiego ciała: butelki, opony, worki ze śmieciami

Przyjeżdżamy na miejsce,

są świadkowie, a często tymi świadkami są najbliżsi.

Oni są bardzo szczęśliwi nawet jak uda się wydobyć to ciało po trzech dniach.

By móc je pochować?

By móc je pochować.

Często właśnie spotykamy się z takim komentarzem: "a to jest bez sensu, te wasze wyjazdy", tak, i tak nikogo nie uratujecie.

Ale będąc na miejscu i widząc najbliższych Aber vor Ort zu sein und geliebte Menschen zu sehen

ktoś kto postawi się na ich miejscu

i zadałby sobie pytanie

czy faktycznie wykonujemy pracę bez sensu?

Odpowiedź byłaby prosta.

Mając 26 lat po raz pierwszy w swoim życiu wyłowiłeś z zalewu topielca.

Niełatwe doświadczenie. Jak to przeżyłeś?

Jadąc już do tego zdarzenia

zastanawiałem się i

zastanawiałem się czy dojeżdżając czy uda się uratować tę osobę.

Bo wiedziałem, że jadę do mężczyzny, nastolatka,

który zniknął gdzieś pod wodą.

Natomiast okazało się, że już sam czas dojazdu Andererseits stellte sich heraus, dass die reine Pendelzeit

na miejsce

był na tyle długi, że będąc na plaży zdałem sobie, czy zdaliśmy sobie sprawę, że będzie to ciężkie.

Ile to było czasu? Ile to było minut?

No niestety czas dojazdu, ponieważ działamy na terenie całej Małopolski, no był około 50 minut.

Czyli właściwie jego szansa na przeżycie...?

Tak dokładnie, szanse były minimalne.

Natomiast zdałem sobie sprawę, że

że szanse na przeżycie będą małe. Kolejnym elementem w naszej pracy jest to, że

musimy, czy chcemy wyłowić osobę

spod wody, żeby po prostu

umożliwić spokojne pożegnanie przez rodzinę.

Wchodząc do wody

ten pierwszy raz poszukując osoby pod wodą

zdałem sobie sprawę, że nie jest to proste,

ponieważ warunki, które panują tam pod wodą, zwłaszcza w wyrobiskach, żwirowniach

czyli w obiektach, w których najczęściej nurkujemy, niestrzeżonych plażach, no są ciężkie.

Jak to wygląda? Z tamtej perspektywy?

To wszystko zależy od obiektu, na którym nurkujemy, natomiast większość

do których jesteśmy zmuszeni, żeby wejść pod wodę

to jest miejsce, w które normalni nurkowie w celach turystycznych nie schodzą.

Oczywiście pod wodą robi się już ciemno na kilku paru metrach.

Ciemno to nie znaczy, że panuje całkowita ciemność do tego stopnia jakbyśmy zamknęli oczy,

ale przejrzystość, tak jak by się nurkowało w mleku, jest tak ograniczona, że często nie ma nawet możliwości odczytania danych z przyrządów.

Po prostu widoczność jest tak słaba.

Jak wygląda samo poszukiwanie? Schodzisz na dno, widzisz niewiele, skąd wiesz, gdzie szukać? Jak się poruszasz?

Schodząc pod wodę jesteśmy połączeni z naszym tak zwanym "okiem", które jest na brzegu,

poprzez łączność przewodową.

Słyszycie się?

Słyszymy się. Mamy możliwość porozmawiania.

No i z uwagi na to, że te warunki pod wodą są ciężkie

to ta osoba jest odpowiedzialna za nawigowanie nas.

My określamy schodząc pod wodę, jesteśmy przy dnie lądujemy w mule.

Jesteśmy przygotowani to w trakcie nurkowania, w trakcie zejścia na dno

sprawdzamy przyrządy, bo tak generalnie powinniśmy to zrobić na pewnej głębokości, ale

z racji tego, że zależy nam na czasie, to wszystko wykonujemy w trakcie, to jest skracane.

Mówimy o naszym usytuowaniu na dnie,

on widząc wynurzające się bąble powietrza

stara się nas nakierować i prowadzić nas pod wodą.

Czyli właściwie widząc bąbelki wylatujące na powierzchnię...

Widzi jak się przemieszczamy.

... wie gdzie ty jesteś.

Dokładnie.

I mówi na zasadzie: trochę w lewo...

Trochę w prawo, trochę w lewo.

A jak Ty poruszasz się na dnie?

Chodzisz? Czołgasz się?

Generalnie nurkowanie polega na pływaniu w toni, czyli unoszeniu się nad dnem, ale

to wszystko przebiega w przypadku bardzo dobrej widoczności. Tak się normalnie nurkuje.

Natomiast nasza praca sprowadza się do tego, że lądujemy w mule

i żeby natknąć się często na obiekt, który jest mało widoczny albo w ogóle niewidoczny

po prostu musimy przesuwać się na czworaka, bardzo często na czworaka

po dnie i omackiem przeszukiwać metr po metrze.

Kiedy znajdziesz ciało to jest oczywiste czy być może można je z czymś pomylić, kiedy ta widoczność jest niewielka?

Właśnie to jest najtrudniejsze w tym, co robimy, że

bardzo często szukając

osoby, która zatonęła

nie wiemy, w którym momencie ja znajdziemy,

a z racji tego, że w wodach jest bardzo dużo różnych przypadkowym przedmiotów

to często się mylimy i to jest ten stres, który jest związany z szukającą po omacku natrafiamy

na różne rzeczy przypominające

części ludzkiego ciała - butelki, opony,

worki ze śmieciami

z różnymi innymi rzeczami no i to często nas wprowadza w błąd.

I dodatkowy stres, bo to jednak

zwłaszcza te pierwsze nurkowania, pierwsze poszukiwania wiążą się z tym, że

nurek o niczym innym nie myśli tylko o tym, żeby... o tym stresie związanym z napłynięciem na ciało.

bo to nie jest tak, że widzimy to z daleka, tylko naprawdę twarzą w twarz napływamy czasami na osobę będącą pod wodą.

Jakie sytuacje są dla Ciebie najbardziej niebezpieczne?

Myślę, że najbardziej nieprzewidywalne miejsca do nurkowania i najbardziej niebezpieczne dla nas miejsca

to są właśnie zimowe nurkowania na rzekach, tak,

z racji tego, że

mając jedno miejsce wyjścia

czyli ten przerębel do którego często schodzimy lub połamane tafle lodu

to jest nasza jedyna możliwość wyjścia.

To miejsce wejścia jest zarazem miejscem wyjścia.

Przemieszczając się pod wodą, tak jak wspomniałem wcześniej,

nasze oko na powierzchni nie wie

gdzie jesteśmy, bo nie widzi wydobywających się bąbli powietrza

także nasze usytuowanie nie jest jednoznacznie określone.

Dodatkowo jest masa skał, kamieni i innych miejsc zaczepienia tej kabluliny,

która jest tak naprawdę tą nicią, po której możemy wyjść na powierzchnię.

I w tym momencie, jeżeli doszłoby do jakiejkolwiek awarii sprzętu

wiążę się to z tym, że jeżeli jesteśmy zaplątani to nie ma możliwości szybkiego i bezpiecznego powrotu na powierzchnię.

Myślę, że to są takie najbardziej niebezpieczne nurkowania

Zaczęliśmy od tej twojej pierwszej historii topielca, to był młody chłopak,

w tym przypadku się nie udało.

On zmarł, ale jak wygląda statystyka? Jak często udaje się kogoś uratować?

Albo jak rzadko?

Prowadzone są statystyki dot. naszych wyjazdów i interwencji.

W ciągu roku jesteśmy dysponowani około stu razy, w zależności od roku

to będzie troszeczkę poniżej 100 razy, czasami ponad sto razy.

Możemy tutaj podzielić nasze wyjazdy na akcje ratownicze i akcje poszukiwawcze.

Do dwóch godzin przyjmuje się, że jeśli doszło do zdarzenia i osoba jest pod wodą,

to do dwóch godzin prowadzimy akcje ratownicze.

Potem staje się akcją...

Poszukiwawczą, prowadzoną na troszeczkę innych zasadach.

W związku z tym nasza ilość interwencji związana z akcjami ratowniczymi

sięga powyżej 50%.

Czyli jadąc do zdarzenia mamy świadomość uratowania kogoś.

W ciągu roku kilkakrotnie udaje nam się wyciągnąć osobę z wody i przywrócić jej czynności życiowe.

Czyli to jest kilka przypadków...? W ciągu roku.

Natomiast często już później nie mamy informacji

z racji tego, że są to informacje strzeżone

co się dzieje dalej z tym pacjentem.

Hospitalizowanym bardzo często.

Natomiast wiemy o tym, że były takie sytuacje, że udawało nam się wyciągnąć osobę spod wody

przywrócić im czynności życiowe i żyją bez uszczerbku na zdrowiu.

Dzięki szybko przeprowadzonej akcji.

To nam daje właśnie tę siłę do walki,

mimo że największa ilość akcji zdarza się z wyciągnięciem i brakiem przywrócenia tych czynności życiowych.

Ile osób udało Ci się uratować? Czy to liczysz?

Czy pamiętasz te osoby?

Nie pamiętam osób ile wyciągnąłem, to na pewno będzie powyżej 20 na przestrzeni jak nurkuję,

natomiast udało mi się jedynie wyciągnąć jedną osobę, której zostały przywrócone czynności życiowe.

Tylko jedną?

Tylko jedną.

Natomiast nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że nie przeżyła.

Czy kiedy taka akcja się toczy, czy zdarzają się sytuacje, że bliscy tej osoby, np. rodzina, stoją na brzegu?

Czy wtedy czujesz dodatkową presję?

Tak, bardzo często jest tak, że dysponując nas do działań przyjeżdżamy na miejsce

są świadkowie, a często tymi świadkami są najbliżsi.

Czy to rodzice, czy to rodzeństwo, mąż, żona, tak się nam zdarza działać/

Jest to na pewno dodatkowy czynnik stresujący.

Ta nerwowa atmosfera, która towarzyszy podczas akcji, przygotowania akcji,

bo przyjeżdżając na miejsce przygotowujemy się już do działań.

No i tu jest presja bliskich, często agresja

często popędzanie, często wulgarne komentarze "dlaczego tak długo?"

"co tak się grzebiecie?"

To są te mniej przyjemne chwile, które

są dodatkowym czynnikiem stresującym dla osoby, która zaraz musi zejść pod wodę.

Także borykamy się z tym.

Mówisz, że czym innym jest akcja ratownicza, a czym innym akcja poszukiwawcza, na czym polega różnica jeśli chodzi o Wasze działania?

Czy to jest tak, że podczas akcji poszukiwawczej, kiedy wiadomo już, że człowiek nie żyje, można odpuścić?

Zacznę od akcji ratowniczej.

Akcja ratownicza ma troszeczkę inny przebieg,

przede wszystkim jest ten czas, który płynie dla nas w sposób nieubłagany.

No i tutaj działamy w bardzo dużym pośpiechu,

często łamiemy pewne zasady bezpieczeństwa nawet już na samym etapie wyjazdu.

Na przykład?

No prostym przykładem jest to, że mamy dyspozycję do najbliżej położonego zalewu, wiemy, że czas dojazdu to będzie około dwóch minut,

I jest kluczowy?

I jest kluczowy.

I teraz tak: borykamy się już na samym początku czy ubierać się w trakcie dojazdu, z tyłu w w samochodzie, w przedziale takim technicznym,

czy jechać zgodnie z przepisami i ubierać się nad wodą, tak? Wiemy, że to będą dwie minuty zwłoki.

Zaznaczam, że sprzęt mamy już przygotowany, ale samo ubranie jego już jest wydłużeniem.

Przepisy mówią, że powinniście...

Jechać w kabinie. Tylko wysiadając z niej musimy ubrać się w kombinezon, w odzież, to wszystko nam wydłuża czas.

Jak wygląda rzeczywistość?

Rzeczywistość wygląda tak, że wsiadamy do samochodu z tyłu,

często z kolegą, który nam podczas zakrętów, szybkiej jazdy, pomaga nam się ubrać, zapiąć kombinezon.

Dojeżdżając na miejsce jesteśmy już tak naprawdę gotowi do działań.

Kwestia tylko wpięcia kabloliny i zejścia do wody.

Natomiast akcje poszukiwawcze...

Tam nie ma tej presji?

Nie ma presji czasu, tak. Jest presja oczywiście otoczenia, jest często presja mediów, które pojawiają się na miejscu,

bo wspomnę, że akcje poszukiwawcze są często planowane.

Realizowane dwa dni, trzy dni, cztery dni, w związku z tym mamy już często informację dzień wcześniej,

że chłopaki dzwonią do nas strażacy: "słuchajcie, na jutro proszę się przyszykować, rano wyjeżdżacie na akcję poszukiwawczą.

W związku z tym przyjeżdżamy, możemy sobie bardzo dobrze przygotować sprzęt, jest na pewno nurek zabezpieczający,

komfort pracy jest zdecydowanie inny

i wtedy realizujemy tę akcję poszukiwawczą spokojnie, spokojniej.

No i nie powiem, że jest to przyjemne, natomiast nie ma tej presji czasu.

Czasem z mediów dowiadujemy się o sytuacjach, gdy udało się kogoś wyłowić np. z rzeki, po kilku tygodniach albo nawet po kilku miesiącach

czy Ty miałeś okazję uczestniczyć w takich akcjach?

Pytam o to, bo wyobrażam sobie, że takie ciało, po kilku tygodniach czy miesiącach

w wodzie wygląda zupełnie inaczej.

Jak się z nim obchodzić?

Z każdym ciałem bez względu na

powiem tak potocznie, na fazę jego rozkładu,

obchodzimy się w sposób,

staramy się o sposób godny, tak,

bo wiemy, że są to ludzkie zwłoki, ludzkie ciało,

dookoła mogą być gdzieś najbliżsi,

w związku z tym są tutaj zachowane odpowiednie zasady.

Natomiast zdarza nam się bardzo często i mi się zdarza, tak jak wspomniałeś,

wyciągać ciała w różnych fazach rozkładu.

I jest to stosunkowo ciężkie z uwagi na to, że

bo tak: na płytkich wodach ciało ludzkie przechodzi proces rozkładu i wypływa.

Bardzo często po kilku dniach w zależności od temperatury wypływa na powierzchnię

i bardzo często świadkowie z brzegu zauważają pływające zwłoki

no to są pobierane.

Natomiast na dużych głębokościach jest już troszeczkę inaczej

to ciało rozkłada się i nie jest w stanie wypłynąć.

Zdarza nam się, że świadkowie nurkujący np. na obiektach w Krakowie

mamy taki piękny obiekt, kamieniołom zatopiony,

znajdują ciało niejednokrotnie, znajdowali ciało nurka,

czy to ciało osoby, która bez świadków

skoczyła i po prostu na tych kilkudziesięciu metrach leży.

Zostało znalezione i no zdarzało nam się wydobywać te ciała,

jest to sposób wydobycia również trochę specyficzny,

ponieważ używamy do tego specjalnych noszy,

na które nurek musi w bardzo delikatny sposób przełożyć ciało,

no i zdarza się, że ono jest w takiej fazie rozkładu, że

bardzo wolno - to są nosze takie z dziurami, żeby woda przez nie swobodnie wypływała -

podbierakowe nosze - i po prostu w sposób bardzo powolny

osoby na górze wydobywają te nosze,

przy asyście nurka - to jest proces bardzo wolny,

bo zdajemy sobie sprawę, że to ciało ma taką formę rozkładu, że po prostu się rozkłada.

Pamiętasz akcję, która jakoś najbardziej dała Ci w kość?

Taką akcją, która najbardziej mi utkwiła i była najbardziej powiem w pewien sposób niebezpieczna dla mnie

tak, pamiętam, to była Wigilia,

koło 5-6 lat temu,

dostaliśmy dyspozycję udania się do jednej z miejscowości podkrakowskich,

ponieważ do studni wpadł mężczyzna.

Wpadł czy stoczył - tego nie wiemy.

No i to była... na początku wydawała się to bardzo prosta akcja.

Cóż może nas spotkać w studni?

Normalnie nikt do studni nie wchodzi i nie nurkuje, no i też nie wiedziałam co mnie może tam spotkać.

No i już po przyjeździe okazało się, że studia jest bardzo wąska,

bardzo bardzo głęboka i częściowo wypompowana woda,

no i wraz z grupą ratownictwa wysokościowego

spuściła mnie do studni,

studnia okazała się, już schodząc - nurkując, że ma masę przedmiotów, o które można się zaczepić - haki,

rury wzdłuż tej studni

i wiedziałem, że trzeba być bardzo ostrożnym schodząc na dno.

Z racji mojej niewielkiej postury mogłem wraz z tym ciężkim sprzętem w miarę sposób bezpieczny zejść,

no ale na dole okazało się, że są dodatkowo pompy,

czyli dodatkowe przedmioty i przeszkody,

no i znajdując tego mężczyznę na dole,

okazało się, że ta przestrzeń bardzo ciasna jest kolejnym problemem do pokonania.

Trzeba było tego mężczyznę przywiązać do siebie,

zabezpieczyć no i już tutaj grupa ratownictwa wysokościowego wydobyła mnie wraz z tym mężczyzną.

Jakie osoby wyławiasz najczęściej?

Kobiety? Mężczyźni? W jakim wieku?

Nie prowadzę takich statystyk, natomiast najczęściej się wyławia jednak ludzi młodych

i myślę, że to są mężczyźni.

Kobiety zdecydowanie rzadziej.

Cz wiadomo jakie historie za nimi stoją? Czy to są samobójstwa?

Jest grupa zdarzeń faktycznie bytowanych próbą podjęcia samobójstwa,

jest to grupa takich zdarzeń, do których jesteśmy dysponowani, są to głównie skoczkowie, próby utonięcia,

skoki z mostów,

natomiast kolejną grupą są to interwencje związane no z przypadkowymi utonięciami.

I my tutaj... no też nie chciałbym prorokować, co daną osobę - co się przyczyniło, natomiast

przyjeżdżając na miejsce, podejmując interwencję widzimy, że jednak ludzie, którzy są dookoła,

wywodzą się - np. są znajomymi tej osoby,

która zaginęła, są często pod wpływem alkoholu.

Jednak?

Myślę tak i jest to też przestroga na przyszłość dla innych, że ten alkohol jednak daje poczucie złudnego bezpieczeństwa.

I często ludzie przeceniają swoje możliwości

i swoje umiejętności pod wpływem nawet dwóch trzech piwek

okazuje się, że wypłynięcie kilkanaście metrów od pomostu

tak potrafi osłabić, że już nie ma siły na powrót.

Albo przysparza dosyć ciekawych pomysłów skoków albo wejścia do wody

o porze nocnej, we mgle, o niskich temperaturach - tak też się zdarza.

Niełatwą masz pracę. Zastanawiam się czy są chętni, żeby wykonywać ten zawód.

Z tymi chętnymi to jest różnie.

Na przestrzeni tych 11 lat jak nurkuję, jak przychodziłem na jednostkę, to w jednostce pracowało około 18-20 nurków.

Minimalna liczba nurków, jaką żeśmy osiągneli to było 7-8 nurków.

Z 18?

Z 18-20. Czyli diametralnie spadła.

Czynniki tego spadku - braku chętnych do nurkowania

uważam, że są takie dwa główne czynniki.

Pierwszym to jest widoczny jednak brak dofinansowania tej specjalizacji

może nie chodzi bezpośrednio o motywację finansową dla nurków,

chociaż ta też na pewno by pomogła zdobyć większą liczbę chętnych,

natomiast młodzi ludzie, którzy przychodzą z myślą o tym, że będą nurkować

albo są zatrudniani na tę jednostkę pod kątem właśnie przyszłego nurkowania

w perspektywie czasu widzą, że to nie jest takie różowe, że to są dodatkowe obowiązki

i w związku z tym często rezygnują -

rezygnują, nie chcą ciągnąć tego nurkowania,

widząc to, że

sprzęt na którym zdarzało nam się nurkować - przeciekał,

był zawodny, nasze suche skafandry, które powinny być suche, bardzo często zawodziły,

na pewno na przestrzeni lat to dofinansowanie ulega poprawie,

brak tych środków nie zależy bezpośrednio od naszych przełożonych, bo oni widzą ten problem,

natomiast też mają związane ręce.

Idą do swoich przełożonych - tutaj też jest problem

no i jakoś się to próbuje łatać.

Na pewno nie wygląda to tak jak powinno, ale ulega poprawie.

Najłatwiej wydaje się środki finansowe na czerwone samochody, które są widoczne przez obywateli,

natomiast to co bezpośrednio wpływa na nasz komfort, nasze bezpieczeństwo - jednak tutaj jest problem z tym.

No i często ci ludzie - raz, nurkowie już z jakimś tam stażem,

dwa ci potoczni przyszli kandydaci nurkowi rezygnują z tego nurkowania.

I tutaj najłatwiejszym sposobem jest po prostu nieprzejście badań lekarskich,

tak, żeby nie narazić się przełożonym.

Taka jest prawda.

Najłatwiej jest w taki sposób zrzucić tę winę na stan zdrowia.

Bo po prostu nie będzie się to wiązało z żadnymi konsekwencjami.

Dostrzegam dużo czynników demotywujących i ten sprzęt kiepski, i ta statystyka, bo niewiele osób jednak udaje się uratować,

czy są jednak sytuacje, w których czujesz, że ta robota ma sens?

W przeciwnym wypadku na pewno bym nie nurkował. Sens jest.

Tak jak powiedziałem, nawet już jadąc do zdarzenia

czasy dojazdów

są na tyle wydłużone, że zdajemy sobie sprawę,

że może nam się nie udać uratować w sposób bezpośredni danej osoby.

Natomiast w pośredni sposób może się okazać, że

może ona uratuje kogoś innego poprzez przekazanie narządów.

To jest jeden czynnik, który nam daje niesamowitą siłę.

Drugim czynnikiem jest to, że widząc rodzinę, która czeka i chciałaby się w sposób godny pożegnać z najbliższymi,

im bardzo zależy na tym, że nawet jak już się pogodzą z tym, że najbliższy nie przeżyje,

to dla nich najważniejsze jest to, żeby go wydobyć.

Nieważne, czy to będzie po dwóch-trzech godzinach, oni są bardzo szczęśliwi nawet jak się uda wydobyć to ciało po trzech dniach.

By móc je pochować?

By móc je pochować.

To też daje nam dodatkowe siły i motywację.

I wiemy, że to co robimy, nie jest bez sensu.

Często właśnie spotykamy się z takim komentarzem: "a to jest bez sensu, te wasze wyjazdy", tak, i tak nikogo nie uratujecie.

Ale będąc na miejscu i widząc najbliższych ktoś kto postawi się na ich miejscu i

zadałby sobie pytanie czy faktycznie wykonujemy pracę bez sensu? Odpowiedź byłaby prosta.

Absolutnie ona ma sens?

Że ona ma sens.

Zdarza Ci się usłyszeć słowo "dziękuję"?

Zdarza mi się. Choć ono w obecnych czasach jest bardzo rzadko wypowiadane w ustach ludzkich.

Natomiast nawet zapłakane oczy rodziców albo rodzeństwa po wydobyciu ciała podejdą i podziękują

i myślę, że to jest bardzo, bardzo ważne i daje nam właśnie tę siłę do dalszej pracy.

Pamiętam taką sytuację, jak koledzy wyciągnęli młodego nastolatka

wydawało się, że bez szans na przeżycie,

czas był 25 minut od zaginięcia -

od zgłoszenia przyjechali,

ale z racji tego, ze była to zimna pora,

górska rzeka, czyli dosyć zimno,

udało się tego chłopca wyciągnąć,

służby ratownictwo medyczne przywróciło mu czynności życiowe,

i chłopiec bez uszczerbku na zdrowiu wrócił do normalnego funkcjonowania.

I właśnie koledzy wspominali, że przyjechał wtedy do nich wtedy na jednostkę z podziękowaniami...

Ten chłopak, tak?

Tak, ten chłopiec wraz z rodzicami.

I to dało im siłę do dalszej pracy, a nam z kolei, bo wiem, że to nasi najbliżsi koledzy,

daje też wiarę do dalszego nurkowania i do dalszych akcji.

Dziękuję Ci za tę rozmowę i dziękuję Ci za Twoją pracę.