×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

7 metrów pod ziemią, „Sen był dla mnie wybawieniem. Do czasu”. Co czuje osoba z depresją? – 7 metrów pod ziemią

„Sen był dla mnie wybawieniem. Do czasu”. Co czuje osoba z depresją? – 7 metrów pod ziemią

Ludzie bardzo spłycają słowo "depresja".

Mówią, że mają deprechę, kiedy mają gorszy dzień, ale...

nie wiedzą, o czym mówią.

Otwierasz oczy i nie masz siły przewrócić się na drugi bok w łóżku.

Wstajesz... i to jest już bardzo duży sukces.

Wiedziałam, że pomału spóźniam się do pracy, ale

przez 20 minut stałam i nie mogłam umyć zębów.

Nigdy nie mówiłam nikomu wprost, że:

Słuchaj no... Czuję się fatalnie,

mam myśli samobójcze i...

pomóż mi.

Nigdy nikomu tak nie powiedziałam.

Mieszkasz w dużym mieście, pracujesz w korporacji,

zarabiasz przyzwoite pieniądze

i masz depresję. Jak to możliwe?

Tak, tak jest. To nie jest typowa

wizja osoby, która ma depresję...

No właśnie. Ponieważ...

osoba, która

pracuje w fajnym miejscu

robi fajne rzeczy w tej pracy,

która się spełnia zawodowo, która jest

zadowolona prywatnie ze ze swojego życia,

to nie jest osoba, która ma depresję.

Osoba, która ma depresję, to jest

osoba, która

może się uśmiechać, tylko

to jest osoba, która bardzo cierpi w środku.

I właśnie tym uśmiechem może

ukrywać swój ból, który

nie jest takim zwykłym, codziennym bólem,

jak na przykład ktoś dostał jedynkę w szkole i

i ma gorszy nastrój przez to albo,

nie wiem, szef w pracy na kogoś

się wydarł i wyżył się na nim, i wracam do domu i,

kurde no, mam doła.

I nie wiem, czy jutro też będę miała doła.

To jest tak, że może się nic nie dziać

złego w twoim życiu. Obiektywnie. Tak,

ale ty... budzisz się rano,

otwierasz oczy i nie masz siły

przewrócić się na drugi bok w łóżku.

Wstajesz i to jest już bardzo duży sukces,

kiedy wstajesz i idziesz do łazienki.

U mnie to tak wyglądało, że moim najgorszym problemem w takim

najgorszym momencie mojej choroby

było to, że stawałam przed lustrem

i... wiedziałam, że pomału spóźniam się do pracy,

ale przez 20 minut stałam i nie mogłam umyć zębów.

Bo...

miałam siłę fizyczną, ale nie miałam

siły psychicznej, żeby wziąć szczoteczkę,

pastę na nią wycisnąć,

włączyć ją i

zacząć nią myć zęby. To była dla mnie

bardzo duża rzecz do zrobienia. Czasem się udawało, czasem nie,

jak to zrobiłam, to byłam z siebie

bardzo dumna, bo to bardzo dużo wysiłku mnie kosztowało.

Ale...

w większości tych gorszych dni po prostu

nie myłam zębów i szłam do pracy z nieumytymi zębami.

Niepomalowana, z nieumytą twarzą, często nie czesałam

włosów, tylko je związywałam i... tyle.

Czyli można było zauważyć u Ciebie jakąś zmianę,

że coś się dzieje, że coś jest nie tak.

Myślę, że to były takie kosmetyczne rzeczy i ktoś może po prostu

mógł pomyśleć, że: o, że może jestem przeziębiona, może jestem

chora, bo, nie wiem, siedziałam w pracy w kapturze, w słuchawkach

i po prostu się odcinałam, ale...

Ja w pracy zazwyczaj czułam się

i czuję się nadal lepiej.

Zajmuję się rzeczami, które lubię robić, spędzam czas

z fajnymi, bardzo pozytywnymi ludźmi,

których bardzo lubię i myślę, że vice versa.

Także ja tam...

odzyskuję trochę swoje jakieś moce, jakieś...

energie, pozytywną siłę. To jest

dla mnie trochę... Czyli praca była jakąś ucieczką, odskocznią? Tak,

tak, w tych najgorszych momentach praca była moim ratunkiem,

mogłabym nawet powiedzieć, bo...

Wiedziałam, że ludzie,

którzy mnie zatrudnili, gdybym im powiedziała, co się dzieje,

bez problemu powiedzieliby mi: "Słuchaj, Ada,

daję ci miesiąc czasu, odpocznij sobie na spokojnie,

nic się nie stanie, poradzimy sobie,

a jeśli będziesz potrzebowała naszej pomocy, to daj znać.

Wiedziałam, że mam taką opcję,

ale... nie chciałam tego robić.

Początkowo.

Początkowo, tak.

Czy depresja jakoś wpływała na

efektywność twoją w pracy? Czy to

sprawiało, że pracowałaś gorzej? Nie, zdecydowanie

nie wpływała na efektywność mojej pracy,

na to czy wypełniam swoje obowiązki gorzej, lepiej.

Wypełniałam je

tak samo dobrze jak robiłam to zawsze, ponieważ...

W sumie chyba nie chciałam dać poznać po sobie, że

pracuję gorzej i... bardzo się

starałam, chociaż czasem w pracy,

nie wiem, traciłam godzinę na to, że po prostu zakładałam kaptur

i słuchałam muzyki, i oglądałam teledyski

mojego ulubionego zespołu z tras koncertowych,

ale tak czy siak później przysiadałam

i wypełniałam wszystkie swoje obowiązki. Także nie,

nie dawałam po sobie poznać w pracy,

że... że coś się dzieje. Chociaż w głębi duszy

zawsze chciałam w tej swojej depresji, aby

ktoś mi pomógł. Zawsze chciałam, żeby ktoś to zauważył, chociaż...

Jak teraz tak na to patrzę, to...

Bardzo dobrze to ukrywałam i trudno było to

zauważyć. Teraz w sumie, kiedy jestem na lekach,

tak patrzę na to z takim dystansem i mogę trochę

ocenić siebie, jak ja to robiłam wszystko.

A w jaki sposób właśnie to ukrywałaś?

Wydaje mi się, że w pracy

może przyzwyczaiłam trochę

moich współpracowników do tego, że czasem

przychodzę pomalowana,

wystrojona, wiadomo, jakieś tam szpileczki, sukienka

i wyglądam jak, normalnie, jak gwiazda na Fashion Weeku,

a czasem po prostu przychodziłam w dresach,

nieumalowana, w kapturze, w słuchawkach

i tak nie chciałam po prostu, żeby ktokolwiek

coś do mnie mówił tego dnia czy coś. Czyli ludzie

wiedzieli, że Ada jest zmienna. Tak, tak,

tak właśnie było. I tak właśnie jest, bo

w sumie do tej pory czasem tak mam, że

nie chce mi się malować i po prostu zakładam dresy

i: a, dobra, idę do pracy,

posiedzę na fotelu, zrobię swoje i będzie dobrze.

Powiedziałaś, że w tym takim...

słabym momencie były

sytuacje, kiedy stawałaś w łazience

i nie miałaś siły umyć zębów.

A jakie były jakieś takie pierwsze symptomy, objawy?

Wiesz... Ja...

całe... Moja depresja

moim zdaniem zaczęła się, myślę, że

nawet jakieś 10 lat temu, ponieważ takie

gorsze sytuacje w moim życiu były

od samego początku.

I ciągną się tak naprawdę do teraz.

Zawsze miałam tak jako dziecko, jako

nastolatka, że sen był dla mnie

wybawieniem i...

Jeśli miałam jakiś naprawdę fatalny dzień i kładłam się do łóżka,

i zasypiałam, to wiedziałam, że jutro rano

będzie lepiej. I zawsze tak było, że wstawałam rano

i faktycznie miałam radość. Przechodziło. Tak,

przechodziło to. Przestało przechodzić?

Tak. W pierwszym momencie bardzo wystraszyło mnie

to, że...

Po prostu, jasne, traktowałam sen

jako wybawienie, ale budziłam się rano i...

to nadal trwało. Ten stan z wieczoru nadal

trwał, ja nie mogłam się go pozbyć, nie miałam absolutnie żadnej

siły, mocy, nie miałam takiej energii, żeby:

"Wstanę i ten dzień będzie dobry". Okej, to były te pierwsze sygnały.

Co działo się później? Jak jeszcze to

wpływało na twoje funkcjonowanie?

Później...

taką rzeczą

było to, że po prostu miałam....

zaczęłam mieć problemy ze snem... Może nawet nie stricte

ze snem, ale po prostu, kiedy

kładłam się spać, to

miałam po prostu lęki.

Bałam się, że jeśli nie zadzwonię

do babci na "dobranoc", to

stracę ostatni telefon z nią, ostatni kontakt z nią.

Babcia jest osobą, z którą masz bliski kontakt? Wyjaśnijmy.

Tak. Babcia...

Babcia jest dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu.

Kocham ją ponad swoje życie, naprawdę.

No jest dla mnie najważniejsza, jest dla mnie wszystkim

i zrobię dla niej wszystko, i...

Bałam się właśnie zawsze, że jeśli nie wykonam

tego telefonu jednego dziennie, to

stracę szanse porozmawiania z moją babcią po raz ostatni,

bo bałam się, że na przykład tej nocy,

kiedy ja szłam spać, moja babcia umrze.

A sypiałaś? Czy poza tym lękiem, czy nie miałaś

problemu, żeby po prostu zasnąć? Czy cierpiałaś na bezsenność?

Po prostu zasnąć - zawsze. Zawsze miałam tak, że

zasypiałam bez problemu. Moim problem

było to, że budziłam się, często co godzinę.

Po prostu się przebudzałam. Zasypiałam znowu,

potem znowu się budziłam.

Nie dało się tak wyspać, ale to

było spowodowane właśnie tym moim lękiem

o babcię, to było dla mnie najgorsze.

Miałam też

takie momenty właśnie, że jak się przebudzałam w nocy, to

patrzyłam się w ciemną przestrzeń

i bałam się strasznie, że zobaczę tam jakąś

zmarłą osobę.

Strasznie się tego bałam, zawsze wtedy

budziłam swojego partnera i...

prosiłam, żeby mnie przytulił, bo się po prostu boję.

Mówisz, że depresja nie ma i nie miała

wpływu na twoje życie zawodowe.

A takie osobiste, w ogóle,

na życie towarzyskie...?

Na życie osobiste - myślę, że...

nie. Jeśli chodzi o

przyjaciół, kolegów, wychodzenie

na miasto, nie wiem, na imprezy,

to zdecydowanie tak.

Myślę, że teraz, kiedy mam już

dobrze ustawione leki, jestem

osobą, która... chętniej

po pracy, nawet jeśli jest zmęczona, wychodzi gdziekolwiek,

robi coś jeszcze dodatkowego. Jasne, jestem zmęczona,

ale wiem, że to wynika ewidentnie tylko ze zmęczenia z pracy.

A wtedy było tak, że ja po prostu

od razu po pracy chciałam być w domu,

nic więcej mnie nie interesowało i...

Bardzo często było tak, że w mojej

skrzynce na Facebooku czy na Instagramie,

czy w esemesach były dziesiątki nieodczytanych

wiadomości z propozycjami różnymi...

Zazwyczaj je odwoływałam,

ale bardzo często miałam tak, że po prostu nie odczytywałam wiadomości

od ludzi, którzy do mnie pisali. I nie robiłam tego dlatego,

że ich nie lubiłam albo, nie wiem, chciałam im dokuczyć,

tylko... Nie chciało mi się po prostu

mieć z nimi kontaktu. Nie to, że z nimi personalnie, ale

nie chciałam mieć z nikim kontaktu.

Jasne. A z drugiej strony chciałam, żeby ktoś mnie uratował,

to jest w ogóle absurd, ale... A wysyłałaś jakieś sygnały

do otoczenia, do ludzi, do znajomych?

Sygnały na zasadzie: "Hej, potrzebuję pomocy"?

Nigdy nie mówiłam nikomu wprost, że: "Słuchaj no,

czuję się fatalnie.

Mam myśli samobójcze i...

Pomóż mi".

Nigdy nikomu tak nie powiedziałam.

Ale...

Czy wysyłałam jakieś sygnały...

Chyba tylko te bardzo skryte

właśnie, że swoim wyglądem trochę,

właśnie tym odmawianiem spotkań. Zawsze mi się wydawało, że

ta druga osoba powinna zareagować, że:

"Hm, chyba coś z nią jest nie tak. Nie chce się spotkać,

nie spotyka się".

A tak mi się wtedy wydawało, że te osoby wtedy po prostu

mówiły, że "no dobra, olewa spotkanie,

no trudno, już nie będę miał z nią kontaktu".

Zawsze mi się tak wydawało i w sumie

wiele kontaktów się pourywało od tamtego okresu.

Nie wiem, czy to jest moja wina, czy to jest wina tych osób,

trudno w sumie osądzać, bo...

No trudno to osądzić.

Wspomniałaś o tym, że miałaś myśli samobójcze.

Tak.

Myśli samobójcze w sumie towarzyszą mi od...

Już ich nie mam.

Towarzyszą mi od dzieciństwa...

Od bycia nastolatką.

Jak chodziłam do

gimnazjum, kiedy zaczęły się problemy w moim domu,

to...

No to zaczęłam się ciąć po prostu.

Nie wiem, byłam takim dzieckiem - bezradność.

Jestem jedynaczką, więc...

nie miałam się z kim tym podzielić po prostu.

Nie miałam... Nie wiedziałam w sumie do kogo zwrócić się o pomoc.

W domu były problemy, więc mama

z tatą zajmowali się problemami, tak?

Ja też chyba skrzętnie ukrywałam przed nimi

to, że nie daję sobie rady.

Później jakoś z tego wyrosłam.

Później jakoś zaczęłam czytać książki, które właśnie są

bardzo takie... depresyjne.

Muzykę taką ciężką,

która też raczej nie poprawia mojego nastroju,

tylko go pogłębia.

Najgorszymi myślami samobójczymi

były dla mnie chwile, kiedy byłam już dorosła.

Bo to były jednak świadome myśli, to już nie były...

To nie było już bezradne dziecko, które

nie wie do kogo się zwrócić o pomoc, nie wie co się dzieje i nie wie,

co zrobić prostu...

To były...

takie chwile, kiedy właśnie

byłam w łóżku, budziłam się rano albo kładłam się spać

i...

Leżałam w łóżku, przytulałam się do tej ciepłej

kołdry, która była jedyną przyjemnością, która mi się

zdarzała wtedy i...

Wyobrażałam sobie, że stoję na moście...

No i że...

Nigdy nie wyobrażałam sobie w sumie tego, że tonę,

ale zawsze strasznie chciałam, aby ktoś

mi pomógł wtedy.

Zawsze chciałam,

żeby... ktoś mnie uratował z tego mostu.

Także może teoretycznie nie chciałam

skoczyć, ale to było takie moje nieme wołanie o

pomoc.

Czy te myśli, one cię niepokoiły?

Tak. Ja w pewnym momencie też po prostu

już byłam świadoma, że z każdym dniem jest coraz

gorzej.

Że z każdym dniem jest coraz gorzej

i... wiedziałam, że w tym momencie już

jedynym ratunkiem jest pójście do psychiatry.

Sama się na to zdecydowałaś?

Tak, zdecydowałam się sama, byłam tego pewna

od samego początku, kiedy... kiedy

myślałam właśnie o tym moście. Wiedziałam, że to jest ostatnia chwila

przed jakąś tragedią, która może się stać, bo czułam, że

z każdą chwilą,

z każdym dniem, z każdym wieczorem

jest coraz gorzej, i wiedziałam, że będzie gorzej i...

bałam się,

że w końcu mogę się zdecydować na coś takiego na poważnie.

I poszłam sama do psychiatry.

Sama się zdecydowałam, sama na to wpadłam...

No, bo mówię:

poczułam, że to jest ostatni moment, a

mimo swojej depresji ja naprawdę kocham swoje życie,

uwielbiam to, co w nim robię,

i to, jakich mam tam ludzi. Ja je kocham, strasznie

kocham swoje życie. I...

nie chciałam go stracić po prostu.

Jak wyglądała

ta wizyta u lekarza? Poszłaś publicznie, prywatnie?

Poszłam do lekarza prywatnie...

Publicznie by to trwało

o wiele dłużej i myślę, że do tego czasu

mogłabym

zrobić sobie krzywdę.

Poszłam do lekarza prywatnie, do lekarza

z polecenia. Bałam się, że trafię... Jeśli znalazłabym

jakiś kontakt w internecie, że trafię do osoby, która

nie potraktuje mnie poważnie, a bardzo mi zależało, żeby

jednak ta osoba

poczuła mnie, że tak powiem. Czy diagnoza była

oczywista, czy nie? Tak. Na samym początku,

na pierwszej wizycie lekarz zapytał się mnie, że

czemu przyszłam od razu do psychiatry, czemu nie poszłam do psychologa?

Że skoro przyszłam do psychiatry, to oczekuję leków.

To mi się trochę nie spodobało, szczerze mówiąc, u tego lekarza, bo

poczułam się...

potraktowana jakoś tak... bardzo przedmiotowo.

No ale wytłumaczyłam mu, że...

całą swoją sytuację opisałam, to co się dzieje

i przyznał mi rację, że faktycznie psycholog by tutaj

nic nie pomógł. I tak...

Dostałam pierwsze leki.

Czy leki zadziałały natychmiast, czy

musiałaś poczekać?

Nie. Leki nie zadziałały od razu, mimo tego, że to podobno

były jedne ze słabszych leków na depresję

i na nerwicę.

Potrzeba było tak

dwóch tygodni, żebym poczuła takie

naprawdę pozytywne skutki, chociaż

pierwszego dnia, kiedy wzięłam pierwszą tabletkę, to cały dzień chodziłam

jakbym wypiła z pięć espresso i to było

fajne uczucie dla mnie, bo

pierwszy raz miałam tak, że nadrobiłam

masę zaległości jakichś różnych, które miałam,

rzeczy, które mogłam odkładać

w czasie, bo nie były jakoś superpilne, ale

tego dnia, pamiętam, że zrobiłam całe mnóstwo rzeczy w pracy,

które mogły spokojnie poczekać, ale to był

fajny efekt, bo dał mi taką nadzieję

trochę. Już...

Nie mogłam się w ogóle doczekać drugiego dnia, kiedy wezmę ten lek,

ale już nie było takiej reakcji organizmu,

on się wygasił. I po prostu tak po dwóch tygodniach

zaczęłam czuć, że...

jest lepiej, że wstaję

z większą chęcią, że mam mniejszy

problem. On nie znikał.

Że mam mniejszy problem z tym, żeby umyć zęby,

rozczesać włosy, pomalować się do pracy.

Były dni, że mi się nadal tego nie chciało, ale były dni, kiedy

stwierdziłam, że, kurczę, chciałabym dziś wyglądać pięknie

i podobać się sobie, i chciałabym też podobać

się innym. I ten lek po prostu

zaczął pomagać.

Kto wiedział o twojej chorobie?

O mojej chorobie

wiedział mój partner,

garstka moich przyjaciół

i moja mama.

A w pewnym momencie zdecydowałaś się o tym powiedzieć

także kolegom, koleżankom

w pracy.

Czemu się zdecydowałaś?

Dowiedziałam się, że moja koleżanka z pracy

również miała problem z depresją.

I... pierwszy raz spotkałam osobę, która

przeżywała to samo co ja.

I w pierwszej kolejności powiedziałam tej mojej koleżance o tym.

I pamiętam, że

powiedziała mi ona wtedy,

że...

że "słuchaj, Adunia...

Nie masz się czego wstydzić". Że ludzie biorą

leki na serce, że ludzie biorą leki na ciśnienie,

biorą leki na zęby, na oczy,

a ty bierzesz leki na głowę

i nie ma w tym nic złego, bo depresja to jest

choroba taka sama jak każda inna.

Zgaduję, że to były ważne dla Ciebie słowa.

Tak, to były dla mnie bardzo ważne słowa, bo

to były pierwsze słowa, które

sprawiły, że zaczęłam

zastanawiać się, czy może nie

ujawnić się, nie przyznać się tak naprawdę przed

całym światem, że: tak,

jestem chora na depresję. Nie obchodzi mnie to,

co ty na ten temat myślisz.

Ja znam swoją chorobę, ja jestem na to chora.

Możesz to zlekceważyć, możesz, nie wiem,

przytulić mnie, podać mi piątkę,

cokolwiek, ale... I zaczęłaś mówić o depresji

otwarcie. Czy był kiedykolwiek

moment w twoim życiu, kiedy tego

żałowałaś?

Nie, nigdy nie żałowałam tej decyzji

i myślę, że nie będę jej żałować.

Nikt mi nigdy nie dał odczuć jeszcze,

że...

że nie powinnam o tym powiedzieć.

Ludzie bardzo spłycają słowo "depresja".

Mówią, że mają deprechę, kiedy mają gorszy dzień, ale...

nie wiedzą, o czym mówią.

Depresja to jest bardzo ciężka choroba, z której bardzo ciężko jest wyjść.

I leczenie trwa bardzo długo.

Mój psychiatra powiedział mi, że...

na depresję bardzo długo i bardzo ciężko się pracuje

i... Patrząc na moje życie,

na to, co przeszłam, zdecydowanie się z tym zgadzam

i tym bardziej upewniam się, że: no tak,

faktycznie mam depresję.

Także... Nie, nie żałuję, że zaczęłam o tym mówić głośno.

To dla mnie bardzo dobra decyzja.

Czuję w środku, że dała mi

znacznie więcej siły.

Ludzie nie patrzą na mnie inaczej

wiedząc, że:

"Kurczę, musimy ją traktować jak jajko, jest chora na depresję,

powiem jej coś złego to, nie wiem, pójdzie,

potnie się do łazienki" czy cokolwiek. Nie, nie, nie, to tak nie działa.

Ja aktualnie czuję się bardzo dobrze, czuję się wyśmienicie,

Nigdy nie żałowałam tej decyzji.

Nikt mi też nie ubliżył, jeśli chodzi o

mówienie

o depresji głośno,

chociaż spodziewam się, że taka osoba nadejdzie

i bardzo się tego boję.

Zaczęłam ujawniać historię swojej depresji

na samym początku tylko dla samej siebie,

po prostu poczułam, że mi to pomoże,

że ludzie będą po prostu o tym wiedzieć, że...

tak jak ktoś jest chory na serce,

na...

ma nadciśnienie, tak ja mam problem

z poziomem serotoniny w organizmie.

I da się to leczyć, więc to leczę.

Bardzo dużo mi to dało,

stałam się pewniejsza siebie i mogę powiedzieć, że,

no, trochę wyżej może noszę

głowę. Jestem taka dumna z siebie po prostu.

I czasem też wydaje mi się, że może inni są ze mnie

dumni, że sobie radzę, ale...

Powiedziałam też tę historię... Dlatego

opowiedziałam tę historię dlatego, bo

chciałam pomóc innym ludziom.

Nie każda osoba, która jest chora na depresję,

leczy się. Nie każda osoba

na depresję zdecydowała się pójść do psychiatry.

Ludzie boją się słowa "psychiatra",

ludzie boją się psychiatry i

boją się, jak inni zareagują na to, jeśli dowiedzą się, że:

"ej, on chodzi do psychiatry, on jest czubkiem w ogóle".

Także chciałabym, aby

ludzie, którzy

nie mają siły myć zębów, żeby

ludzie, którzy

nie mają siły rozczesać sobie włosów, pomalować się,

użyć dezodorantu, umyć się -

nie ma w tym nic złego, w tej chorobie, naprawdę. Ta choroba po prostu

ma takie objawy i to jest

normalne i ja to w pełni rozumiem, bo sama to przeszłam.

Chciałabym po prostu, żeby te osoby nie bały się psychiatry,

tylko chciałabym, żeby one po prostu poszły do tego lekarza,

bo...

bo ten pierwszy krok i ta pierwsza

decyzja, którą się podejmie samemu w sobie, że:

nie dam sobie rady, muszę iść po pomoc -

to jest najważniejsza decyzja

prawdopodobnie

w ich życiu, bo to jest decyzja po ratunek,

po nowe życie i... I twój przykład mówi o tym, że później

jest już tylko lepiej.

Tak. Zdecydowanie mój przykład, moja osoba

to potwierdza, bo...

Psychiatrzy to są naprawdę bardzo w porządku ludzie.

To nie są jacyś w kitlach,

w słuchaweczkach analizują mnie,

patrzą, czy jestem szurnięta... Nie, nie, nie, nie.

To jest normalny człowiek, który wygląda dokładnie tak jak Ty -

uśmiecha się do mnie,

współczuje mi, jasne, ale bardzo analizuje moje

życie. On chce mi pomóc, on przede wszystkim jest

po to, żeby mi pomóc. On po nic innego nie jest

i on doskonale wie, po co my do niego przyszliśmy.

My przyszliśmy do niego, żeby uratować swoje życie

i on to szanuje.

Ada, bardzo dziękuję za twoją otwartość, dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.


„Sen był dla mnie wybawieniem. Do czasu”. Co czuje osoba z depresją? – 7 metrów pod ziemią

Ludzie bardzo spłycają słowo "depresja".

Mówią, że mają deprechę, kiedy mają gorszy dzień, ale...

nie wiedzą, o czym mówią.

Otwierasz oczy i nie masz siły przewrócić się na drugi bok w łóżku.

Wstajesz... i to jest już bardzo duży sukces.

Wiedziałam, że pomału spóźniam się do pracy, ale

przez 20 minut stałam i nie mogłam umyć zębów.

Nigdy nie mówiłam nikomu wprost, że:

Słuchaj no... Czuję się fatalnie,

mam myśli samobójcze i...

pomóż mi.

Nigdy nikomu tak nie powiedziałam.

Mieszkasz w dużym mieście, pracujesz w korporacji,

zarabiasz przyzwoite pieniądze

i masz depresję. Jak to możliwe?

Tak, tak jest. To nie jest typowa

wizja osoby, która ma depresję...

No właśnie. Ponieważ...

osoba, która

pracuje w fajnym miejscu

robi fajne rzeczy w tej pracy,

która się spełnia zawodowo, która jest

zadowolona prywatnie ze ze swojego życia,

to nie jest osoba, która ma depresję.

Osoba, która ma depresję, to jest

osoba, która

może się uśmiechać, tylko

to jest osoba, która bardzo cierpi w środku.

I właśnie tym uśmiechem może

ukrywać swój ból, który

nie jest takim zwykłym, codziennym bólem,

jak na przykład ktoś dostał jedynkę w szkole i

i ma gorszy nastrój przez to albo,

nie wiem, szef w pracy na kogoś

się wydarł i wyżył się na nim, i wracam do domu i,

kurde no, mam doła.

I nie wiem, czy jutro też będę miała doła.

To jest tak, że może się nic nie dziać

złego w twoim życiu. Obiektywnie. Tak,

ale ty... budzisz się rano,

otwierasz oczy i nie masz siły

przewrócić się na drugi bok w łóżku.

Wstajesz i to jest już bardzo duży sukces,

kiedy wstajesz i idziesz do łazienki.

U mnie to tak wyglądało, że moim najgorszym problemem w takim

najgorszym momencie mojej choroby

było to, że stawałam przed lustrem

i... wiedziałam, że pomału spóźniam się do pracy,

ale przez 20 minut stałam i nie mogłam umyć zębów.

Bo...

miałam siłę fizyczną, ale nie miałam

siły psychicznej, żeby wziąć szczoteczkę,

pastę na nią wycisnąć,

włączyć ją i

zacząć nią myć zęby. To była dla mnie

bardzo duża rzecz do zrobienia. Czasem się udawało, czasem nie,

jak to zrobiłam, to byłam z siebie

bardzo dumna, bo to bardzo dużo wysiłku mnie kosztowało.

Ale...

w większości tych gorszych dni po prostu

nie myłam zębów i szłam do pracy z nieumytymi zębami.

Niepomalowana, z nieumytą twarzą, często nie czesałam

włosów, tylko je związywałam i... tyle.

Czyli można było zauważyć u Ciebie jakąś zmianę,

że coś się dzieje, że coś jest nie tak.

Myślę, że to były takie kosmetyczne rzeczy i ktoś może po prostu

mógł pomyśleć, że: o, że może jestem przeziębiona, może jestem

chora, bo, nie wiem, siedziałam w pracy w kapturze, w słuchawkach

i po prostu się odcinałam, ale...

Ja w pracy zazwyczaj czułam się

i czuję się nadal lepiej.

Zajmuję się rzeczami, które lubię robić, spędzam czas

z fajnymi, bardzo pozytywnymi ludźmi,

których bardzo lubię i myślę, że vice versa.

Także ja tam...

odzyskuję trochę swoje jakieś moce, jakieś...

energie, pozytywną siłę. To jest

dla mnie trochę... Czyli praca była jakąś ucieczką, odskocznią? Tak,

tak, w tych najgorszych momentach praca była moim ratunkiem,

mogłabym nawet powiedzieć, bo...

Wiedziałam, że ludzie,

którzy mnie zatrudnili, gdybym im powiedziała, co się dzieje,

bez problemu powiedzieliby mi: "Słuchaj, Ada,

daję ci miesiąc czasu, odpocznij sobie na spokojnie,

nic się nie stanie, poradzimy sobie,

a jeśli będziesz potrzebowała naszej pomocy, to daj znać.

Wiedziałam, że mam taką opcję,

ale... nie chciałam tego robić.

Początkowo.

Początkowo, tak.

Czy depresja jakoś wpływała na

efektywność twoją w pracy? Czy to

sprawiało, że pracowałaś gorzej? Nie, zdecydowanie

nie wpływała na efektywność mojej pracy,

na to czy wypełniam swoje obowiązki gorzej, lepiej.

Wypełniałam je

tak samo dobrze jak robiłam to zawsze, ponieważ...

W sumie chyba nie chciałam dać poznać po sobie, że

pracuję gorzej i... bardzo się

starałam, chociaż czasem w pracy,

nie wiem, traciłam godzinę na to, że po prostu zakładałam kaptur

i słuchałam muzyki, i oglądałam teledyski

mojego ulubionego zespołu z tras koncertowych,

ale tak czy siak później przysiadałam

i wypełniałam wszystkie swoje obowiązki. Także nie,

nie dawałam po sobie poznać w pracy,

że... że coś się dzieje. Chociaż w głębi duszy

zawsze chciałam w tej swojej depresji, aby

ktoś mi pomógł. Zawsze chciałam, żeby ktoś to zauważył, chociaż...

Jak teraz tak na to patrzę, to...

Bardzo dobrze to ukrywałam i trudno było to

zauważyć. Teraz w sumie, kiedy jestem na lekach,

tak patrzę na to z takim dystansem i mogę trochę

ocenić siebie, jak ja to robiłam wszystko.

A w jaki sposób właśnie to ukrywałaś?

Wydaje mi się, że w pracy

może przyzwyczaiłam trochę

moich współpracowników do tego, że czasem

przychodzę pomalowana,

wystrojona, wiadomo, jakieś tam szpileczki, sukienka

i wyglądam jak, normalnie, jak gwiazda na Fashion Weeku,

a czasem po prostu przychodziłam w dresach,

nieumalowana, w kapturze, w słuchawkach

i tak nie chciałam po prostu, żeby ktokolwiek

coś do mnie mówił tego dnia czy coś. Czyli ludzie

wiedzieli, że Ada jest zmienna. Tak, tak,

tak właśnie było. I tak właśnie jest, bo

w sumie do tej pory czasem tak mam, że

nie chce mi się malować i po prostu zakładam dresy

i: a, dobra, idę do pracy,

posiedzę na fotelu, zrobię swoje i będzie dobrze.

Powiedziałaś, że w tym takim...

słabym momencie były

sytuacje, kiedy stawałaś w łazience

i nie miałaś siły umyć zębów.

A jakie były jakieś takie pierwsze symptomy, objawy?

Wiesz... Ja...

całe... Moja depresja

moim zdaniem zaczęła się, myślę, że

nawet jakieś 10 lat temu, ponieważ takie

gorsze sytuacje w moim życiu były

od samego początku.

I ciągną się tak naprawdę do teraz.

Zawsze miałam tak jako dziecko, jako

nastolatka, że sen był dla mnie

wybawieniem i...

Jeśli miałam jakiś naprawdę fatalny dzień i kładłam się do łóżka,

i zasypiałam, to wiedziałam, że jutro rano

będzie lepiej. I zawsze tak było, że wstawałam rano

i faktycznie miałam radość. Przechodziło. Tak,

przechodziło to. Przestało przechodzić?

Tak. W pierwszym momencie bardzo wystraszyło mnie

to, że...

Po prostu, jasne, traktowałam sen

jako wybawienie, ale budziłam się rano i...

to nadal trwało. Ten stan z wieczoru nadal

trwał, ja nie mogłam się go pozbyć, nie miałam absolutnie żadnej

siły, mocy, nie miałam takiej energii, żeby:

"Wstanę i ten dzień będzie dobry". Okej, to były te pierwsze sygnały.

Co działo się później? Jak jeszcze to

wpływało na twoje funkcjonowanie?

Później...

taką rzeczą

było to, że po prostu miałam....

zaczęłam mieć problemy ze snem... Może nawet nie stricte

ze snem, ale po prostu, kiedy

kładłam się spać, to

miałam po prostu lęki.

Bałam się, że jeśli nie zadzwonię

do babci na "dobranoc", to

stracę ostatni telefon z nią, ostatni kontakt z nią.

Babcia jest osobą, z którą masz bliski kontakt? Wyjaśnijmy.

Tak. Babcia...

Babcia jest dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu.

Kocham ją ponad swoje życie, naprawdę.

No jest dla mnie najważniejsza, jest dla mnie wszystkim

i zrobię dla niej wszystko, i...

Bałam się właśnie zawsze, że jeśli nie wykonam

tego telefonu jednego dziennie, to

stracę szanse porozmawiania z moją babcią po raz ostatni,

bo bałam się, że na przykład tej nocy,

kiedy ja szłam spać, moja babcia umrze.

A sypiałaś? Czy poza tym lękiem, czy nie miałaś

problemu, żeby po prostu zasnąć? Czy cierpiałaś na bezsenność?

Po prostu zasnąć - zawsze. Zawsze miałam tak, że

zasypiałam bez problemu. Moim problem

było to, że budziłam się, często co godzinę.

Po prostu się przebudzałam. Zasypiałam znowu,

potem znowu się budziłam.

Nie dało się tak wyspać, ale to

było spowodowane właśnie tym moim lękiem

o babcię, to było dla mnie najgorsze.

Miałam też

takie momenty właśnie, że jak się przebudzałam w nocy, to

patrzyłam się w ciemną przestrzeń

i bałam się strasznie, że zobaczę tam jakąś

zmarłą osobę.

Strasznie się tego bałam, zawsze wtedy

budziłam swojego partnera i...

prosiłam, żeby mnie przytulił, bo się po prostu boję.

Mówisz, że depresja nie ma i nie miała

wpływu na twoje życie zawodowe.

A takie osobiste, w ogóle,

na życie towarzyskie...?

Na życie osobiste - myślę, że...

nie. Jeśli chodzi o

przyjaciół, kolegów, wychodzenie

na miasto, nie wiem, na imprezy,

to zdecydowanie tak.

Myślę, że teraz, kiedy mam już

dobrze ustawione leki, jestem

osobą, która... chętniej

po pracy, nawet jeśli jest zmęczona, wychodzi gdziekolwiek,

robi coś jeszcze dodatkowego. Jasne, jestem zmęczona,

ale wiem, że to wynika ewidentnie tylko ze zmęczenia z pracy.

A wtedy było tak, że ja po prostu

od razu po pracy chciałam być w domu,

nic więcej mnie nie interesowało i...

Bardzo często było tak, że w mojej

skrzynce na Facebooku czy na Instagramie,

czy w esemesach były dziesiątki nieodczytanych

wiadomości z propozycjami różnymi...

Zazwyczaj je odwoływałam,

ale bardzo często miałam tak, że po prostu nie odczytywałam wiadomości

od ludzi, którzy do mnie pisali. I nie robiłam tego dlatego,

że ich nie lubiłam albo, nie wiem, chciałam im dokuczyć,

tylko... Nie chciało mi się po prostu

mieć z nimi kontaktu. Nie to, że z nimi personalnie, ale

nie chciałam mieć z nikim kontaktu.

Jasne. A z drugiej strony chciałam, żeby ktoś mnie uratował,

to jest w ogóle absurd, ale... A wysyłałaś jakieś sygnały

do otoczenia, do ludzi, do znajomych?

Sygnały na zasadzie: "Hej, potrzebuję pomocy"?

Nigdy nie mówiłam nikomu wprost, że: "Słuchaj no,

czuję się fatalnie.

Mam myśli samobójcze i...

Pomóż mi".

Nigdy nikomu tak nie powiedziałam.

Ale...

Czy wysyłałam jakieś sygnały...

Chyba tylko te bardzo skryte

właśnie, że swoim wyglądem trochę,

właśnie tym odmawianiem spotkań. Zawsze mi się wydawało, że

ta druga osoba powinna zareagować, że:

"Hm, chyba coś z nią jest nie tak. Nie chce się spotkać,

nie spotyka się".

A tak mi się wtedy wydawało, że te osoby wtedy po prostu

mówiły, że "no dobra, olewa spotkanie,

no trudno, już nie będę miał z nią kontaktu".

Zawsze mi się tak wydawało i w sumie

wiele kontaktów się pourywało od tamtego okresu.

Nie wiem, czy to jest moja wina, czy to jest wina tych osób,

trudno w sumie osądzać, bo...

No trudno to osądzić.

Wspomniałaś o tym, że miałaś myśli samobójcze.

Tak.

Myśli samobójcze w sumie towarzyszą mi od...

Już ich nie mam.

Towarzyszą mi od dzieciństwa...

Od bycia nastolatką.

Jak chodziłam do

gimnazjum, kiedy zaczęły się problemy w moim domu,

to...

No to zaczęłam się ciąć po prostu.

Nie wiem, byłam takim dzieckiem - bezradność.

Jestem jedynaczką, więc...

nie miałam się z kim tym podzielić po prostu.

Nie miałam... Nie wiedziałam w sumie do kogo zwrócić się o pomoc.

W domu były problemy, więc mama

z tatą zajmowali się problemami, tak?

Ja też chyba skrzętnie ukrywałam przed nimi

to, że nie daję sobie rady.

Później jakoś z tego wyrosłam.

Później jakoś zaczęłam czytać książki, które właśnie są

bardzo takie... depresyjne.

Muzykę taką ciężką,

która też raczej nie poprawia mojego nastroju,

tylko go pogłębia.

Najgorszymi myślami samobójczymi

były dla mnie chwile, kiedy byłam już dorosła.

Bo to były jednak świadome myśli, to już nie były...

To nie było już bezradne dziecko, które

nie wie do kogo się zwrócić o pomoc, nie wie co się dzieje i nie wie,

co zrobić prostu...

To były...

takie chwile, kiedy właśnie

byłam w łóżku, budziłam się rano albo kładłam się spać

i...

Leżałam w łóżku, przytulałam się do tej ciepłej

kołdry, która była jedyną przyjemnością, która mi się

zdarzała wtedy i...

Wyobrażałam sobie, że stoję na moście...

No i że...

Nigdy nie wyobrażałam sobie w sumie tego, że tonę,

ale zawsze strasznie chciałam, aby ktoś

mi pomógł wtedy.

Zawsze chciałam,

żeby... ktoś mnie uratował z tego mostu.

Także może teoretycznie nie chciałam

skoczyć, ale to było takie moje nieme wołanie o

pomoc.

Czy te myśli, one cię niepokoiły?

Tak. Ja w pewnym momencie też po prostu

już byłam świadoma, że z każdym dniem jest coraz

gorzej.

Że z każdym dniem jest coraz gorzej

i... wiedziałam, że w tym momencie już

jedynym ratunkiem jest pójście do psychiatry.

Sama się na to zdecydowałaś?

Tak, zdecydowałam się sama, byłam tego pewna

od samego początku, kiedy... kiedy

myślałam właśnie o tym moście. Wiedziałam, że to jest ostatnia chwila

przed jakąś tragedią, która może się stać, bo czułam, że

z każdą chwilą,

z każdym dniem, z każdym wieczorem

jest coraz gorzej, i wiedziałam, że będzie gorzej i...

bałam się,

że w końcu mogę się zdecydować na coś takiego na poważnie.

I poszłam sama do psychiatry.

Sama się zdecydowałam, sama na to wpadłam...

No, bo mówię:

poczułam, że to jest ostatni moment, a

mimo swojej depresji ja naprawdę kocham swoje życie,

uwielbiam to, co w nim robię,

i to, jakich mam tam ludzi. Ja je kocham, strasznie

kocham swoje życie. I...

nie chciałam go stracić po prostu.

Jak wyglądała

ta wizyta u lekarza? Poszłaś publicznie, prywatnie?

Poszłam do lekarza prywatnie...

Publicznie by to trwało

o wiele dłużej i myślę, że do tego czasu

mogłabym

zrobić sobie krzywdę.

Poszłam do lekarza prywatnie, do lekarza

z polecenia. Bałam się, że trafię... Jeśli znalazłabym

jakiś kontakt w internecie, że trafię do osoby, która

nie potraktuje mnie poważnie, a bardzo mi zależało, żeby

jednak ta osoba

poczuła mnie, że tak powiem. Czy diagnoza była

oczywista, czy nie? Tak. Na samym początku,

na pierwszej wizycie lekarz zapytał się mnie, że

czemu przyszłam od razu do psychiatry, czemu nie poszłam do psychologa?

Że skoro przyszłam do psychiatry, to oczekuję leków.

To mi się trochę nie spodobało, szczerze mówiąc, u tego lekarza, bo

poczułam się...

potraktowana jakoś tak... bardzo przedmiotowo.

No ale wytłumaczyłam mu, że...

całą swoją sytuację opisałam, to co się dzieje

i przyznał mi rację, że faktycznie psycholog by tutaj

nic nie pomógł. I tak...

Dostałam pierwsze leki.

Czy leki zadziałały natychmiast, czy

musiałaś poczekać?

Nie. Leki nie zadziałały od razu, mimo tego, że to podobno

były jedne ze słabszych leków na depresję

i na nerwicę.

Potrzeba było tak

dwóch tygodni, żebym poczuła takie

naprawdę pozytywne skutki, chociaż

pierwszego dnia, kiedy wzięłam pierwszą tabletkę, to cały dzień chodziłam

jakbym wypiła z pięć espresso i to było

fajne uczucie dla mnie, bo

pierwszy raz miałam tak, że nadrobiłam

masę zaległości jakichś różnych, które miałam,

rzeczy, które mogłam odkładać

w czasie, bo nie były jakoś superpilne, ale

tego dnia, pamiętam, że zrobiłam całe mnóstwo rzeczy w pracy,

które mogły spokojnie poczekać, ale to był

fajny efekt, bo dał mi taką nadzieję

trochę. Już...

Nie mogłam się w ogóle doczekać drugiego dnia, kiedy wezmę ten lek,

ale już nie było takiej reakcji organizmu,

on się wygasił. I po prostu tak po dwóch tygodniach

zaczęłam czuć, że...

jest lepiej, że wstaję

z większą chęcią, że mam mniejszy

problem. On nie znikał.

Że mam mniejszy problem z tym, żeby umyć zęby,

rozczesać włosy, pomalować się do pracy.

Były dni, że mi się nadal tego nie chciało, ale były dni, kiedy

stwierdziłam, że, kurczę, chciałabym dziś wyglądać pięknie

i podobać się sobie, i chciałabym też podobać

się innym. I ten lek po prostu

zaczął pomagać.

Kto wiedział o twojej chorobie?

O mojej chorobie

wiedział mój partner,

garstka moich przyjaciół

i moja mama.

A w pewnym momencie zdecydowałaś się o tym powiedzieć

także kolegom, koleżankom

w pracy.

Czemu się zdecydowałaś?

Dowiedziałam się, że moja koleżanka z pracy

również miała problem z depresją.

I... pierwszy raz spotkałam osobę, która

przeżywała to samo co ja.

I w pierwszej kolejności powiedziałam tej mojej koleżance o tym.

I pamiętam, że

powiedziała mi ona wtedy,

że...

że "słuchaj, Adunia...

Nie masz się czego wstydzić". Że ludzie biorą

leki na serce, że ludzie biorą leki na ciśnienie,

biorą leki na zęby, na oczy,

a ty bierzesz leki na głowę

i nie ma w tym nic złego, bo depresja to jest

choroba taka sama jak każda inna.

Zgaduję, że to były ważne dla Ciebie słowa.

Tak, to były dla mnie bardzo ważne słowa, bo

to były pierwsze słowa, które

sprawiły, że zaczęłam

zastanawiać się, czy może nie

ujawnić się, nie przyznać się tak naprawdę przed

całym światem, że: tak,

jestem chora na depresję. Nie obchodzi mnie to,

co ty na ten temat myślisz.

Ja znam swoją chorobę, ja jestem na to chora.

Możesz to zlekceważyć, możesz, nie wiem,

przytulić mnie, podać mi piątkę,

cokolwiek, ale... I zaczęłaś mówić o depresji

otwarcie. Czy był kiedykolwiek

moment w twoim życiu, kiedy tego

żałowałaś?

Nie, nigdy nie żałowałam tej decyzji

i myślę, że nie będę jej żałować.

Nikt mi nigdy nie dał odczuć jeszcze,

że...

że nie powinnam o tym powiedzieć.

Ludzie bardzo spłycają słowo "depresja".

Mówią, że mają deprechę, kiedy mają gorszy dzień, ale...

nie wiedzą, o czym mówią.

Depresja to jest bardzo ciężka choroba, z której bardzo ciężko jest wyjść.

I leczenie trwa bardzo długo.

Mój psychiatra powiedział mi, że...

na depresję bardzo długo i bardzo ciężko się pracuje

i... Patrząc na moje życie,

na to, co przeszłam, zdecydowanie się z tym zgadzam

i tym bardziej upewniam się, że: no tak,

faktycznie mam depresję.

Także... Nie, nie żałuję, że zaczęłam o tym mówić głośno.

To dla mnie bardzo dobra decyzja.

Czuję w środku, że dała mi

znacznie więcej siły.

Ludzie nie patrzą na mnie inaczej

wiedząc, że:

"Kurczę, musimy ją traktować jak jajko, jest chora na depresję,

powiem jej coś złego to, nie wiem, pójdzie,

potnie się do łazienki" czy cokolwiek. Nie, nie, nie, to tak nie działa.

Ja aktualnie czuję się bardzo dobrze, czuję się wyśmienicie,

Nigdy nie żałowałam tej decyzji.

Nikt mi też nie ubliżył, jeśli chodzi o

mówienie

o depresji głośno,

chociaż spodziewam się, że taka osoba nadejdzie

i bardzo się tego boję.

Zaczęłam ujawniać historię swojej depresji

na samym początku tylko dla samej siebie,

po prostu poczułam, że mi to pomoże,

że ludzie będą po prostu o tym wiedzieć, że...

tak jak ktoś jest chory na serce,

na...

ma nadciśnienie, tak ja mam problem

z poziomem serotoniny w organizmie.

I da się to leczyć, więc to leczę.

Bardzo dużo mi to dało,

stałam się pewniejsza siebie i mogę powiedzieć, że,

no, trochę wyżej może noszę

głowę. Jestem taka dumna z siebie po prostu.

I czasem też wydaje mi się, że może inni są ze mnie

dumni, że sobie radzę, ale...

Powiedziałam też tę historię... Dlatego

opowiedziałam tę historię dlatego, bo

chciałam pomóc innym ludziom.

Nie każda osoba, która jest chora na depresję,

leczy się. Nie każda osoba

na depresję zdecydowała się pójść do psychiatry.

Ludzie boją się słowa "psychiatra",

ludzie boją się psychiatry i

boją się, jak inni zareagują na to, jeśli dowiedzą się, że:

"ej, on chodzi do psychiatry, on jest czubkiem w ogóle".

Także chciałabym, aby

ludzie, którzy

nie mają siły myć zębów, żeby

ludzie, którzy

nie mają siły rozczesać sobie włosów, pomalować się,

użyć dezodorantu, umyć się -

nie ma w tym nic złego, w tej chorobie, naprawdę. Ta choroba po prostu

ma takie objawy i to jest

normalne i ja to w pełni rozumiem, bo sama to przeszłam.

Chciałabym po prostu, żeby te osoby nie bały się psychiatry,

tylko chciałabym, żeby one po prostu poszły do tego lekarza,

bo...

bo ten pierwszy krok i ta pierwsza

decyzja, którą się podejmie samemu w sobie, że:

nie dam sobie rady, muszę iść po pomoc -

to jest najważniejsza decyzja

prawdopodobnie

w ich życiu, bo to jest decyzja po ratunek,

po nowe życie i... I twój przykład mówi o tym, że później

jest już tylko lepiej.

Tak. Zdecydowanie mój przykład, moja osoba

to potwierdza, bo...

Psychiatrzy to są naprawdę bardzo w porządku ludzie.

To nie są jacyś w kitlach,

w słuchaweczkach analizują mnie,

patrzą, czy jestem szurnięta... Nie, nie, nie, nie.

To jest normalny człowiek, który wygląda dokładnie tak jak Ty -

uśmiecha się do mnie,

współczuje mi, jasne, ale bardzo analizuje moje

życie. On chce mi pomóc, on przede wszystkim jest

po to, żeby mi pomóc. On po nic innego nie jest

i on doskonale wie, po co my do niego przyszliśmy.

My przyszliśmy do niego, żeby uratować swoje życie

i on to szanuje.

Ada, bardzo dziękuję za twoją otwartość, dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.