×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

7 metrów pod ziemią, „Można na tym dobrze ZAROBIĆ, ale moja motywacja JEST INNA” – 7 metrów pod ziemią

„Można na tym dobrze ZAROBIĆ, ale moja motywacja JEST INNA” – 7 metrów pod ziemią

Takie podstawowe badania to jest badanie na kiłę,

rzeżączkę, chlamydię, WZW typu B, WZW typu C,

oczywiście badanie na HIV, no i co najważniejsze, badanie nasienia.

Ja jako dawca oddaję nasienie do kubeczka

i wtedy następuje w większości przypadków magiczna zamiana.

Są to kobiety samotne, kobiety w związkach homoseksualnych

no i kobiety w związkach heteroseksualnych, których partner nie może zostać ojcem.

Biorczynie bardzo czują dług wdzięczności względem mnie,

że ja im pomogłem, no że po prostu spełniłem ich...

One mówią, że to jest ich największe marzenie zostać matkami.

Nie masz obaw, że być może w przyszłości

któraś z tych kobiet, a może wszystkie, pozwą cię o alimenty?

Adam, skąd ci przyszedł do głowy pomysł, żeby zostać dawcą nasienia?

Wszystko zaczęło się od takiej krótkiej opowieści mojego dobrego znajomego,

który, nomen omen też jest dawcą nasienia,

który poprosił mnie o pomoc w byciu przykrywką dla niego,

ponieważ udawał się na zapłodnienie ze swoją biorczynią,

stąd poprosił mnie, żebym go po prostu krył, że w tym momencie, co on się spotyka z biorczynią,

ten czas spędzamy razem, no wspólnie po prostu, wychodzimy do baru i tam świętujemy.

Wtedy powiedział ci, czym się zajmuje.

Tak, powiedział mi, że - on określił to bardzo ładnie - że pomaga kobietom zajść w ciążę.

Ja na początku nie rozumiałem za bardzo o co chodzi, ale potem go pociągnąłem za język.

No i powiedział, że jest dawcą nasienia.

Jaka była twoja reakcja?

Z początku niedowierzanie, szok.

W ogóle nie wiedziałem, no że taki proceder jak bycie dawcą nasienia istnieje.

Myślałem, że on do banku oddaje, z tą formą się spotkałem,

ale jak on mi opowiedział o tych spotkaniach w cztery oczy, zacząłem się ogólnie zastanawiać:

„a może i ja będę w stanie jakiejś kobiecie pomóc?”.

No i wpisałem w internecie informację „chcę zostać dawcą nasienia”.

I tak się w gruncie rzeczy to wszystko zaczęło.

Trafiłem na forum internetowe, w którym ogłaszają się zarówno dawcy, jak i ewentualne biorczynie.

No i napisałem krótki anons z informacjami opisującymi mnie

i tak się to wszystko rozpoczęło.

Pamiętasz jak wyglądał ten anons, co tam napisałeś?

Tak, te anonse z reguły są takie szablonowe - wpisuję swój wiek, kolor oczu, wzrost, wykształcenie,

grupę krwi - to też jest ważne, informacje o zainteresowaniach,

o tym, że jestem wolny od nałogów typu palenie papierosów, alkohol.

No i po prostu zacząłem rozsyłać do kobiet, których opisy pasowały,

czyli głównie takie kryterium geograficzne, czyli żeby osoba, która chce zostać biorczynią,

mieszkała w terenie, który mnie jakby interesował.

Akurat tutaj starałem się wyłączyć z kręgu zainteresowań

ewentualne biorczynie z mojego województwa,

żeby uniknąć ewentualnego spotkania przypadkiem gdzieś w sklepie czy w galerii handlowej.

Bardziej starałem się wybierać kobiety z przeciwnych krańców Polski

czy z województw sąsiadujących z innymi państwami.

Lokalizacja to jedno. Miałeś jeszcze jakieś wątpliwości zanim się zdecydowałeś?

Miałem takie wątpliwości natury czysto etycznej, czy to po prostu wypada.

Poza tym cały proces oddania nasienia był poprzedzony taką...

Ja to nazywam podwójną weryfikacją:

po pierwsze pisałem z daną biorczynią dużo, naprawdę bardzo dużo maili.

Ja też musiałem wyczuć, czy to jest osoba zrównoważona psychicznie

czy będzie w stanie wychować to dziecko.

Jeśli po tej korespondencji mailowej wszystko było dobrze,

wtedy przechodziliśmy na ten drugi stopień, czyli spotkanie już osobiste,

które w przypadku akceptacji kończyło się już próbą zapłodnienia.

Zanim dopytam o to, jak wyglądały spotkania, powiedz, jak wyglądały te maile.

O czym wy mailowaliście, o czym pisaliście ze sobą?

Pisaliśmy o tym, skąd dana osoba jest, czym się zajmuje.

Też wiele osób mnie pytało o wiek, to ja też przez ciekawość, byłem ciekaw, jakie to kobiety są.

Tak samo o stan cywilny też,

czy w związku stałym żyje czy może jest to samotna kobieta.

Chodziło o to, żeby się wzajemnie wyczuć.

Ogólnie tutaj z tych grup biorczynie można podzielić na trzy grupy:

są to kobiety samotne, kobiety w związkach homoseksualnych

i kobiety w związkach heteroseksualnych, których partner nie może zostać ojcem.

No i głównie to ja miałem...

Większość moich biorczyń to są kobiety w związkach homoseksualnych

bądź samotne kobiety, które zbliżają się do wieku prawie że menopauzalnego,

stąd właśnie wolą... Już nie ma na co czekać

i decydują się na skorzystanie z usług dawcy.

A wiesz czym się zajmują życiowo, zawodowo?

Wiem. Wiem. Akurat ta rozmowa na temat tego, co one robią w życiu, jest bardzo ważna,

bo ja muszę mieć pewność, że kobieta będzie w stanie utrzymać potem to dziecko.

Akurat z reguły są to zawody, można tak określić, dobrze poważane przez społeczeństwo:

lekarz, prawnik...

No i najczęściej właśnie jak piszą ewentualne biorczynie to są związane

albo z nazwijmy to rynkiem medycznym albo z rynkiem prawnym.

Wpierw stawiają karierę przed życiem rodzinnym, a potem

się budzą z ręką w nocniku „bo mi czterdziecha bije, no to by wypadało zostać matką”.

Stąd właśnie jest na forach bardzo duży natłok dentystek, farmaceutek, lekarek, prawniczek.

Dużo jest kobiet o zawodach inżynieryjnych.

No i ogólnie... Ogólnie tutaj kobieta też pisała, jakie ma życzenie co do sposobu zapłodnienia.

No bo są takie ogólnie trzy metody, jakie biorcy czy dawczynie stosują.

Jedna to jest metoda naturalna, czyli na drodze stosunku płciowego, po prostu klasyczny seks.

Druga to jest metoda kubeczkowa, inseminacja,

polegająca na tym, że mężczyzna na drodze masturbacji zostawia swoje nasienie w kubeczku.

Ja jako dawca oddaję swoje nasienie do kubeczka

i wtedy następuje w większości przypadków magiczna zamiana,

czyli ja szybko opuszczam pokój, w którym ja oddawałem nasienie, i wtedy przychodzi biorczyni.

Z tego, co się dowiadywałem od jednej z biorczyń,

to po prostu biorczyni całą zawartość tego kubeczka w jakąś strzykawkę pobiera

i potem wprowadza sobie w drogi rodne.

A trzecia to jest taka metoda pośrednia, czyli...

Czyli mężczyzna na drodze masturbacji zbliża się do stanu takiego przed wytryskiem

no i na ostatnie kilka sekund po prostu wprowadza penisa w drogi rodne

i tam wykonując kilka ostatnich pchnięć zostawia swoje nasienie w drogach rodnych kobiety.

Ta metoda trzecia jest wśród dawców i biorczyń stosunkowo rzadko wybierana.

Czemu? Nie wiem.

Wróćmy do etapu weryfikacji. Mówiłeś, że jest jeszcze jeden etap.

Ogólnie to pierwszy etap to jest właśnie to mailowe, a drugie to jest rozmowa,

gdzie ja właściwie w rozmowie już w cztery oczy mogę zweryfikować,

czy to, co mi kobieta pisała, to czy ma jakiekolwiek ręce i nogi.

Ten cały proces odbywa się na wzajemnym zaufaniu.

Przyjmuję po prostu zasadę, że to, co mówi biorczyni, jest zgodne z prawdą

i zawsze mam nadzieję, że biorczyni zaufa, że to, co ja mówię, też jest zgodne z prawdą.

No bo tutaj nie raz zdarzają się przekręty, no że...

No że zamiana badań czy opowiadanie o jakichś cudach na kiju, a w gruncie rzeczy to się okazuje,

że to człowiek w ogóle się nie nadaje do bycia dawcą.

Ty podczas takich spotkań pokazujesz swoje badania?

Tak, jest to warunek konieczny. Biorczynie stawiają taki warunek.

To wszystko zależy też od metody. Jeśli jest metoda kubeczkowa,

czyli, że ja nie mam styczności z ciałem kobiecym,

to dla biorczyni najważniejsze są tylko moje badania.

Takie podstawowe badania to jest badanie na: kiłę, rzeżączkę, chlamydię, WZW typu B, WZW typu C,

oczywiście badanie na HIV, no i co najważniejsze, badanie nasienia.

Badanie nasienia jest kluczową sprawą, która determinuje, czy biorczyni skorzysta z mojej pomocy czy nie.

Wynik tego badania co ma pokazać?

Wynik tego badania głównie wskazuje liczbę plemników w mililitrze,

a także jakość nasienia i ruchliwość.

Ja pamiętam swoje początki, gdzie te moje badania były takie średnie.

Bo tutaj definicja WHO mówi, że mężczyzna zdolny do zapłodnienia,

to ma co najmniej piętnaście milionów plemników w mililitrze.

A Ty miałeś...?

Ja miałem na początku czterdzieści. No więc to była taka... Niby zdolne, ten...

Ale się spytałem właśnie tego kolegi, jakie on ma te parametry?

On mi powiedział, że ma dziewięćdziesiąt czy sto. Ja się zacząłem pytać, jak to możliwe.

Otóż są takie medykamenty, które po prostu

wspomagają liczbę plemników, a także ich jakość.

No i właśnie na bazie tej kuracji udało mi się

prawie ponad dwukrotnie poprawić te parametry.

Tak już w tym szczytowym momencie mogłem się pochwalić dziewięćdziesięcioma milionami plemników w mililitrze

i żywotnością na poziomie 85-90 proc..

Czy takie „pompowanie” statystyki jest bezpieczne?

Czy to bezpieczne...? Nie wiem. Mnie to akurat lekarz powiedział, że mogę stosować,

tylko żeby to nie był proceder stały.

Akurat tak przyjmowałem, że rzadko kiedy mi się za pierwszym razem udało kobietę zapłodnić.

To... Z reguły to się udawało po dwóch, trzech razach,

tylko raz mi się właśnie udało tak zwany „złoty strzał”.

No i tutaj przyjmowałem jedno, czasem dwa opakowania i potem przestawałem.

Ile kobiet udało Ci się zapłodnić?

Udało mi się zapłodnić w sumie cztery kobiety,

przy czym trzy pierwsze kobiety - one już urodziły,

czwarta jest teraz w ciąży. Co ciekawe, będzie to ciąża bliźniacza.

No i jestem teraz w trakcie prób zapłodnienia piątej kobiety,

przy czym, jak mi się uda zapłodnić tę piątą kobietę, to już całkowicie kończę z byciem dawcą nasienia,

bo nie chcę też przechodzić w jakieś gigantyczne liczby dzieci.

Uważam, że ta piątka, szóstka dzieci z bycia dawcą nasienia jest już wystarczająca.

Też muszę pamiętać o tym, że sam mam dziecko z kobietą, z którą chciałem mieć to dziecko w sposób świadomy,

nie jako dawca, tylko po prostu byłem z tą kobietą no i po prostu mamy wspólnie dziecko,

które jest znane przez moją rodzinę.

Jaką metodą zapładniałeś te kobiety?

Jedną kobietę zapłodniłem metodą naturalną, to był ten wspomniany „złoty strzał”,

a reszta kobiet wolała metodę kubeczkową,

gdyż to eliminuje taki swoisty sposób zdrady.

Tutaj pomiędzy mną a biorczynią nie ma kontaktu fizycznego.

Jedyny kontakt, jaki jest, to moje nasienie znajduje się w drogach rodnych kobiety

i to tyle. Ale nie ma elementu gry wstępnej, potem elementu samego stosunku płciowego,

no więc jest taki na swój sposób wyeliminowanie elementu zdrady,

która zarówno dla mnie, jak i dla biorczyni, tak odrobinę rozgrzesza sumienie.

Nie miałeś problemu z tym, żeby jednak uprawiać seks z zupełnie nieznajomą kobietą?

Akurat tutaj... Na początku taki element obaw czy coś był, ale widziałem w oczach tej kobiety determinację,

że ona była po prostu wszystko w stanie zrobić, żeby zostać tą matką.

No i... Pomimo, że ja na początku nie byłem zwolennikiem metody naturalnej,

to sposób, w jaki ona mnie przekonała jakoś tak sprawił, że zapłodniłem ją naturalnie.

Bardzo się cieszę, że udało się to za pierwszym razem, czyli mam, tak kolokwialnie mówiąc,

jeden grzech na sobie, a nie, że to długo trwało.

Poza tym wówczas nie byłem w żadnym stałym związku, stąd też nie czułem się

jakbym zdradzał swoją partnerkę.

Dlaczego jej akurat zależało na tym, żeby to była metoda naturalna?

Wielu dawców oszukuje.

Mogę siedzieć przez pół godziny w pokoju, w ogóle nie masturbować się, a potem oddać

pojemnik nasienia, który tym nasieniem nie jest, tylko jakimś takim płynem, co wygląda jak nasienie,

albo zagęścić taki płyn intymny mąką ziemniaczaną, co wygląda jak takie a'la nasienie.

Ona chciała mieć pewność, że nasienie na pewno ode mnie będzie pochodziło.

A jeśli chodzi o badania, to ona powiedziała mi, w jakiej ja mam klinice zrobić badania na jej koszt.

Zrobiłem badania, ona miała 100 proc. pewności, że ja to ja i że nie ma żadnych przekrętów.

Dlaczego nie korzystasz z kliniki? Dlaczego nie idziesz do banku spermy, gdzie to wszystko

odbywałoby się zgodnie z prawem, tak jak należy?

Czemu? Wydaje mi się, że ta forma w wielu aspektach, z racji tego, że ja pośrednio wiem,

kto będzie tą ewentualną matką mojego biologicznego dziecka, tak po prostu sprawia,

że ja... No i to wzbudzenie zaufania po prostu sprawia to, że ja mogę...

Jakoś się tak swobodniej czuję, bo jakbym tak po prostu oddał do banku i „niech się dzieje wola nieba,

z nią się zawsze zgadzać trzeba”, no to tak dla mnie trochę element sztuczności,

a jak wiem, z kim mam do czynienia, to mi po prostu tak... Mnie jako człowiekowi łatwiej.

Stąd właśnie wybrałem taką metodę spotkań, a nie pójście do banku nasienia, oddanie nasienia i tyle.

Nie masz obaw, że być może w przyszłości któraś z tych kobiet, a może wszystkie, pozwą cię o alimenty?

Obawa jest i to mówię. Bardzo, bardzo, bardzo duża.

Tutaj, jak powiedziałem, cała... Cały ten proces odbywa się na metodzie zaufania.

Ja ufam drugiej stronie, że ona żadnych numerów mi nie wyciągnie i to samo druga strona.

Bo to może zadziałać w drugą stronę - mnie się raptem instynkt tacierzyński pojawi i zacznę szukać te dzieci.

W dobie internetu... Nigdy nie próbowałem szukać jakiejkolwiek ze swoich biorczyń,

bo akurat mnie to do życia nie potrzebne.

Mam nadzieję, że akurat żadna z biorczyń nie będzie mnie szukać.

Czy jest strach? Oczywiście, że jest.

Ja kompletnie nie wiem, czy na przykład za kilka lat sytuacja materialna tych kobiet nie pogorszy się na tyle,

że będą szukać biologicznego tatusia.

Ciężko mi powiedzieć.

Czy Wy jesteście ze sobą w jakimkolwiek kontakcie?

Co do kontaktu ja wychodzę z takiego założenia, że gdy dostaję informację, że się udało,

to wysyłam wtedy biorczyni adres e-mail,

który jest takim adresem alarmowym. Po prostu mówię biorczyni, że jakby cokolwiek się działo z dzieckiem

to jest jedyny element, że ja zezwalam na kontakt ze mną.

Cokolwiek by się stało z dzieckiem.

Jakie sytuacje masz na myśli?

Ciężka choroba. Pomimo że my rozmawialiśmy, czy ktoś jest na coś chory czy coś,

nigdy nie wiadomo czy nie wystąpią jakieś schorzenia czy dolegliwości, o których

ja nawet w tym momencie nie wiem, bo może mi się coś za pięć czy za dziesięć lat pojawić,

a się okaże, że u dziecka się pojawi wcześniej.

A dodam nawet więcej, że

ja akurat do tego całego procesu zapłodnienia tak podszedłem w sposób rozsądny

i gdy się dowiedziałem, że pierwsza kobieta jest ze mną w ciąży,

to udałem się do notariusza i spisałem testament.

Testament to może za dużo powiedziane. Po prostu taki dokument zostawiłem u notariusza,

że w przypadku mojej śmierci... Mam nadzieję, że będę jak najdłużej żyć, ale różnie z tym bywa.

Zostawiłem informacje o numerze telefonu, jeśli biorczyni podała,

i o e-mailu kontaktowym, z jakim ja się z tą biorczynią kontaktowałem,

że w przypadku mojej śmierci czy...

Czy przy ciężkim uszczerbku na zdrowiu, że nie będę osobą kontaktującą, to wtedy,

to wtedy notariusz daje do rąk własnych, tylko i wyłącznie mojej matce,

no i moja mama dowiaduje się o tym, że... O tym wszystkim.

I wie do kogo ma pisać i też jest upoważniona do udzielania wszelakich informacji.

Tam we wszystkich szpitalach

ona jest upoważniona do pobrania dokumentacji medycznej

i ona po prostu będzie wszystko wiedziała, żeby ewentualnie móc pomóc.

Jakie to jest uczucie, kiedy dostajesz maila z informacją:

po pierwsze, że udało ci się zapłodnić kobietę,

no a później, że dziecko się urodziło?

Pierwsza informacja, że wynik testu ciążowego jest pozytywny, jest takim dla mnie powodem

do takiej, na początku do takiej umiarkowanej radości,

no bo czasem, no bo dwa razy mi się zdarzyło, że kobieta napisała, że jest w ciąży,

a niestety potem poroniła. No więc to akurat...

No więc jak jest ten... Ta informacja, że jest dwie kreseczki na teście ciążowym,

to jest zadowolenie. Ale jak się dowiaduję, że się urodziło, to już na prawdę wielka, ale to wielka radość.

Bo ja wtedy, ja jako człowiek, też czuję wewnętrznie radość, że ja mogłem komukolwiek pomóc,

że mogłem dać innemu człowiekowi życie.

To jest naprawdę, to jest naprawdę sytuacja wspaniała

i też... Gdy urodziło mi się pierwsze dziecko, to się wtedy z radości popłakałem.

Nawet?

Tak, tak. Siedziałem w pokoju i akurat cztery dni po porodzie biorczyni napisała,

że się cały, zdrowy synek urodził. Ja byłem przeszczęśliwy.

Zdjęcia żadnego ze swoich dzieci nie widziałem, nie chcę,

bo po prostu nie chcę, żeby jakieś odruchy czy instynkty się we mnie...

Po prostu wiem, że się urodziło dziecko i tyle.

Jak często myślisz o swoich dzieciach?

O swoich dzieciach?

Myślę jak...

Jak się dziecko rodzi, to myślę na prawdę bardzo często.

Ale już tak z biegiem, z biegiem czasu, to staram się o tych dzieciach jak najmniej myśleć,

właśnie żeby się jakieś instynkty czy jakieś zachowania takie, które by...

można by określić jako nieprofesjonalne

nie zrodziły czy po prostu raptem żebym nie zachciał szukać tych dzieci.

Zastanawiam się, jak one wyglądają. Co mają po mnie, co mają po biorczyni.

No po prostu to jest taka zwykła ludzka ciekawość,

ale staram się nie myśleć za dużo, bo jak człowiek za dużo myśli, no to czasem

głupie pomysły do głowy przychodzą, stąd po prostu wiem, no że...

dziecko chowa się dobrze.

Niektóre biorczynie same z siebie po prostu piszą, no że...

że tam dziecko zdmuchnęło drugą czy trzecią świeczkę z tortu i jest wszystko dobrze.

Dla mnie to po prostu też jest taka informacja...

Wcale nie musiały tego robić. One, biorczynie, bardzo czują dług wdzięczności względem mnie,

że ja im pomogłem, no że po prostu spełniłem ich...

One mówią, że to jest ich największe marzenie zostać matkami.

Stąd napisanie takiego maila. Mówią, że to ich niewiele kosztuje, a przynajmniej

mają wrażenie jakby pośrednio ten dług względem mnie spłacały.

Nie obawiasz się, że za ileś lat będziesz zastanawiał się,

czym zajmują się twoje dzieci, jak im się powodzi, gdzie mieszkają?

Czy są w ogóle szczęśliwe?

Oczywiście! Ja tutaj jak rozmawiam z biorczyniami,

to ja mówię, że jak dziecko naprawdę bardzo, ale to bardzo by chciało,

tylko, że ja mówię, że to musi być dziecko pełnoletnie. Ja...

Jeśli będzie się chciał ze mną skontaktować i ja sam będę się czuł na siłach,

żeby się skontaktować, to nie ma najmniejszego problemu.

To wtedy ten mail, tak?

Tak, to wtedy ten mail. One piszą, czy ja wyrażam ochotę i tyle.

Cały czas chodzi mi po głowie pytanie o twoją motywację.

Dlaczego ty to robisz? Czy to jest coś, na czym być może można zarobić?

Na tym procederze, mogę to tak nazwać,

to naprawdę da się... Czy dobrze...?

Jeśli jest osoba, która już przechodzi taki cykl naprawdę

stały, no że tam co kilka dni,

no to oni wtedy potrafią od „sukcesu”, jak to się pięknie nazywa,

czyli od zapłodnienia wziąć pięćset do tysiąca złotych.

Jeśli jest w stanie zapłodnić kilka kobiet w skali miesiąca,

bo niektórzy są, którzy mają piękne określenie „byki” albo „buhaje rozpłodowe”,

no to wtedy oni potrafią... Oni dużo dzieci mają no i oni się z tym nigdy nie patyczkują.

Często są to osoby, które w bankach nasienia oddają, ale to i tak im nie starcza.

Że celem zaspokojenia... To oni potrafią bardzo, bardzo dużo zarobić.

A ty? Jak jest w twoim przypadku?

Moją motywacją jest to, że sam jestem dzieckiem dawcy.

Swojego biologicznego ojca poznałem mając lat dziewiętnaście.

No i...

No i w sumie dopiero poznanie tego człowieka, naprawdę wspaniałego człowieka,

uświadomiło mi,

że to może... Że może ja też powinienem tym dawcą zostać.

Przez wiele lat mi chodziło po głowie, żeby, żeby to...

No żeby zostać dawcą, ale właściwie spotkanie i ta...

Bodajże to była pięciogodzinna rozmowa.

Jak ono wyglądało? To spotkanie.

To spotkanie polegało...

Zupełnie obcy człowiek.

Zupełnie, co mówią, obcy człowiek z perspektywy prawnej,

ale jak zobaczyłem swojego biologicznego ojca,

to się poczułem, że jest to człowiek całkowicie bliski.

On mi opowiedział o tym, jak on żyje,

jaką on ma rodzinę, że ma swoje dzieci.

Moje spotkanie z biologicznym ojcem było na tak, na bardzo takiej stopie przyjacielskiej.

To nie było spotkanie jako ojciec - syn, tylko bardziej jako dwóch przyjaciół.

Nigdy ani ja, ani mój biologiczny ojciec nie dążyliśmy do tego,

żeby być ukochanym tatusiem czy ukochanym synkiem.

Jedno wiem, że jak przyjdzie mi...

Że jak mi przyjdzie samemu brać ślub,

to wiem, że mój biologiczny ojciec na 100 proc. zostanie zaproszony i wiem, że sam przyjdzie.

Masz poczucie, że spłacasz jakiś dług?

Czy spłacanie długu? Nie, bardziej wydaje mi się, że...

Daję kobietom to, co jest potrzebne do spełnienia się w roli kobiety.

Jednak dla wielu kobiet macierzyństwo to jest

sens czy kwintesencja życia, więc jak ja dam kobiecie dziecko,

to mam wrażenie, że ta kobieta taka, staje się takim...

Czymś pełnym. Stąd ja nie uważam, że spłacam dług.

Ja czuję w tym taką swoistego rodzaju misję.

Czy to, czy akurat...

Potem się okaże, że ta moja misja zaowocuje czymś? Nie wiem.

Ja to robię całkowicie bezinteresownie,

ja od kobiet nic nie chcę, nie chcę, żeby kobiety ode mnie czegokolwiek chciały.

No i tyle.

Dziękuję za rozmowę, dziękuję za twoją szczerość.

Dziękuję.


„Można na tym dobrze ZAROBIĆ, ale moja motywacja JEST INNA” – 7 metrów pod ziemią "Es ist möglich, damit gutes Geld zu verdienen, aber meine Motivation ist eine andere". - 7 Meter unter der Erde "It's possible to make good money on this, but my motivation IS OTHER." - 7 meters underground

Takie podstawowe badania to jest badanie na kiłę,

rzeżączkę, chlamydię, WZW typu B, WZW typu C,

oczywiście badanie na HIV, no i co najważniejsze, badanie nasienia.

Ja jako dawca oddaję nasienie do kubeczka

i wtedy następuje w większości przypadków magiczna zamiana.

Są to kobiety samotne, kobiety w związkach homoseksualnych

no i kobiety w związkach heteroseksualnych, których partner nie może zostać ojcem.

Biorczynie bardzo czują dług wdzięczności względem mnie,

że ja im pomogłem, no że po prostu spełniłem ich...

One mówią, że to jest ich największe marzenie zostać matkami.

Nie masz obaw, że być może w przyszłości

któraś z tych kobiet, a może wszystkie, pozwą cię o alimenty?

Adam, skąd ci przyszedł do głowy pomysł, żeby zostać dawcą nasienia?

Wszystko zaczęło się od takiej krótkiej opowieści mojego dobrego znajomego,

który, nomen omen też jest dawcą nasienia,

który poprosił mnie o pomoc w byciu przykrywką dla niego,

ponieważ udawał się na zapłodnienie ze swoją biorczynią,

stąd poprosił mnie, żebym go po prostu krył, że w tym momencie, co on się spotyka z biorczynią,

ten czas spędzamy razem, no wspólnie po prostu, wychodzimy do baru i tam świętujemy.

Wtedy powiedział ci, czym się zajmuje.

Tak, powiedział mi, że - on określił to bardzo ładnie - że pomaga kobietom zajść w ciążę.

Ja na początku nie rozumiałem za bardzo o co chodzi, ale potem go pociągnąłem za język.

No i powiedział, że jest dawcą nasienia.

Jaka była twoja reakcja?

Z początku niedowierzanie, szok.

W ogóle nie wiedziałem, no że taki proceder jak bycie dawcą nasienia istnieje.

Myślałem, że on do banku oddaje, z tą formą się spotkałem,

ale jak on mi opowiedział o tych spotkaniach w cztery oczy, zacząłem się ogólnie zastanawiać:

„a może i ja będę w stanie jakiejś kobiecie pomóc?”.

No i wpisałem w internecie informację „chcę zostać dawcą nasienia”.

I tak się w gruncie rzeczy to wszystko zaczęło.

Trafiłem na forum internetowe, w którym ogłaszają się zarówno dawcy, jak i ewentualne biorczynie.

No i napisałem krótki anons z informacjami opisującymi mnie

i tak się to wszystko rozpoczęło.

Pamiętasz jak wyglądał ten anons, co tam napisałeś?

Tak, te anonse z reguły są takie szablonowe - wpisuję swój wiek, kolor oczu, wzrost, wykształcenie,

grupę krwi - to też jest ważne, informacje o zainteresowaniach,

o tym, że jestem wolny od nałogów typu palenie papierosów, alkohol.

No i po prostu zacząłem rozsyłać do kobiet, których opisy pasowały,

czyli głównie takie kryterium geograficzne, czyli żeby osoba, która chce zostać biorczynią,

mieszkała w terenie, który mnie jakby interesował.

Akurat tutaj starałem się wyłączyć z kręgu zainteresowań

ewentualne biorczynie z mojego województwa,

żeby uniknąć ewentualnego spotkania przypadkiem gdzieś w sklepie czy w galerii handlowej.

Bardziej starałem się wybierać kobiety z przeciwnych krańców Polski

czy z województw sąsiadujących z innymi państwami.

Lokalizacja to jedno. Miałeś jeszcze jakieś wątpliwości zanim się zdecydowałeś?

Miałem takie wątpliwości natury czysto etycznej, czy to po prostu wypada.

Poza tym cały proces oddania nasienia był poprzedzony taką...

Ja to nazywam podwójną weryfikacją:

po pierwsze pisałem z daną biorczynią dużo, naprawdę bardzo dużo maili.

Ja też musiałem wyczuć, czy to jest osoba zrównoważona psychicznie

czy będzie w stanie wychować to dziecko.

Jeśli po tej korespondencji mailowej wszystko było dobrze,

wtedy przechodziliśmy na ten drugi stopień, czyli spotkanie już osobiste,

które w przypadku akceptacji kończyło się już próbą zapłodnienia.

Zanim dopytam o to, jak wyglądały spotkania, powiedz, jak wyglądały te maile.

O czym wy mailowaliście, o czym pisaliście ze sobą?

Pisaliśmy o tym, skąd dana osoba jest, czym się zajmuje.

Też wiele osób mnie pytało o wiek, to ja też przez ciekawość, byłem ciekaw, jakie to kobiety są.

Tak samo o stan cywilny też,

czy w związku stałym żyje czy może jest to samotna kobieta.

Chodziło o to, żeby się wzajemnie wyczuć.

Ogólnie tutaj z tych grup biorczynie można podzielić na trzy grupy:

są to kobiety samotne, kobiety w związkach homoseksualnych

i kobiety w związkach heteroseksualnych, których partner nie może zostać ojcem.

No i głównie to ja miałem...

Większość moich biorczyń to są kobiety w związkach homoseksualnych

bądź samotne kobiety, które zbliżają się do wieku prawie że menopauzalnego,

stąd właśnie wolą... Już nie ma na co czekać

i decydują się na skorzystanie z usług dawcy.

A wiesz czym się zajmują życiowo, zawodowo?

Wiem. Wiem. Akurat ta rozmowa na temat tego, co one robią w życiu, jest bardzo ważna,

bo ja muszę mieć pewność, że kobieta będzie w stanie utrzymać potem to dziecko.

Akurat z reguły są to zawody, można tak określić, dobrze poważane przez społeczeństwo:

lekarz, prawnik...

No i najczęściej właśnie jak piszą ewentualne biorczynie to są związane

albo z nazwijmy to rynkiem medycznym albo z rynkiem prawnym.

Wpierw stawiają karierę przed życiem rodzinnym, a potem

się budzą z ręką w nocniku „bo mi czterdziecha bije, no to by wypadało zostać matką”.

Stąd właśnie jest na forach bardzo duży natłok dentystek, farmaceutek, lekarek, prawniczek.

Dużo jest kobiet o zawodach inżynieryjnych.

No i ogólnie... Ogólnie tutaj kobieta też pisała, jakie ma życzenie co do sposobu zapłodnienia.

No bo są takie ogólnie trzy metody, jakie biorcy czy dawczynie stosują.

Jedna to jest metoda naturalna, czyli na drodze stosunku płciowego, po prostu klasyczny seks.

Druga to jest metoda kubeczkowa, inseminacja,

polegająca na tym, że mężczyzna na drodze masturbacji zostawia swoje nasienie w kubeczku.

Ja jako dawca oddaję swoje nasienie do kubeczka

i wtedy następuje w większości przypadków magiczna zamiana,

czyli ja szybko opuszczam pokój, w którym ja oddawałem nasienie, i wtedy przychodzi biorczyni.

Z tego, co się dowiadywałem od jednej z biorczyń,

to po prostu biorczyni całą zawartość tego kubeczka w jakąś strzykawkę pobiera

i potem wprowadza sobie w drogi rodne.

A trzecia to jest taka metoda pośrednia, czyli...

Czyli mężczyzna na drodze masturbacji zbliża się do stanu takiego przed wytryskiem

no i na ostatnie kilka sekund po prostu wprowadza penisa w drogi rodne

i tam wykonując kilka ostatnich pchnięć zostawia swoje nasienie w drogach rodnych kobiety.

Ta metoda trzecia jest wśród dawców i biorczyń stosunkowo rzadko wybierana.

Czemu? Nie wiem.

Wróćmy do etapu weryfikacji. Mówiłeś, że jest jeszcze jeden etap.

Ogólnie to pierwszy etap to jest właśnie to mailowe, a drugie to jest rozmowa,

gdzie ja właściwie w rozmowie już w cztery oczy mogę zweryfikować,

czy to, co mi kobieta pisała, to czy ma jakiekolwiek ręce i nogi.

Ten cały proces odbywa się na wzajemnym zaufaniu.

Przyjmuję po prostu zasadę, że to, co mówi biorczyni, jest zgodne z prawdą

i zawsze mam nadzieję, że biorczyni zaufa, że to, co ja mówię, też jest zgodne z prawdą.

No bo tutaj nie raz zdarzają się przekręty, no że...

No że zamiana badań czy opowiadanie o jakichś cudach na kiju, a w gruncie rzeczy to się okazuje,

że to człowiek w ogóle się nie nadaje do bycia dawcą.

Ty podczas takich spotkań pokazujesz swoje badania?

Tak, jest to warunek konieczny. Biorczynie stawiają taki warunek.

To wszystko zależy też od metody. Jeśli jest metoda kubeczkowa,

czyli, że ja nie mam styczności z ciałem kobiecym,

to dla biorczyni najważniejsze są tylko moje badania.

Takie podstawowe badania to jest badanie na: kiłę, rzeżączkę, chlamydię, WZW typu B, WZW typu C,

oczywiście badanie na HIV, no i co najważniejsze, badanie nasienia.

Badanie nasienia jest kluczową sprawą, która determinuje, czy biorczyni skorzysta z mojej pomocy czy nie.

Wynik tego badania co ma pokazać?

Wynik tego badania głównie wskazuje liczbę plemników w mililitrze,

a także jakość nasienia i ruchliwość.

Ja pamiętam swoje początki, gdzie te moje badania były takie średnie.

Bo tutaj definicja WHO mówi, że mężczyzna zdolny do zapłodnienia,

to ma co najmniej piętnaście milionów plemników w mililitrze.

A Ty miałeś...?

Ja miałem na początku czterdzieści. No więc to była taka... Niby zdolne, ten...

Ale się spytałem właśnie tego kolegi, jakie on ma te parametry?

On mi powiedział, że ma dziewięćdziesiąt czy sto. Ja się zacząłem pytać, jak to możliwe.

Otóż są takie medykamenty, które po prostu

wspomagają liczbę plemników, a także ich jakość.

No i właśnie na bazie tej kuracji udało mi się

prawie ponad dwukrotnie poprawić te parametry.

Tak już w tym szczytowym momencie mogłem się pochwalić dziewięćdziesięcioma milionami plemników w mililitrze

i żywotnością na poziomie 85-90 proc..

Czy takie „pompowanie” statystyki jest bezpieczne?

Czy to bezpieczne...? Nie wiem. Mnie to akurat lekarz powiedział, że mogę stosować,

tylko żeby to nie był proceder stały.

Akurat tak przyjmowałem, że rzadko kiedy mi się za pierwszym razem udało kobietę zapłodnić.

To... Z reguły to się udawało po dwóch, trzech razach,

tylko raz mi się właśnie udało tak zwany „złoty strzał”.

No i tutaj przyjmowałem jedno, czasem dwa opakowania i potem przestawałem.

Ile kobiet udało Ci się zapłodnić?

Udało mi się zapłodnić w sumie cztery kobiety,

przy czym trzy pierwsze kobiety - one już urodziły,

czwarta jest teraz w ciąży. Co ciekawe, będzie to ciąża bliźniacza.

No i jestem teraz w trakcie prób zapłodnienia piątej kobiety,

przy czym, jak mi się uda zapłodnić tę piątą kobietę, to już całkowicie kończę z byciem dawcą nasienia,

bo nie chcę też przechodzić w jakieś gigantyczne liczby dzieci.

Uważam, że ta piątka, szóstka dzieci z bycia dawcą nasienia jest już wystarczająca.

Też muszę pamiętać o tym, że sam mam dziecko z kobietą, z którą chciałem mieć to dziecko w sposób świadomy,

nie jako dawca, tylko po prostu byłem z tą kobietą no i po prostu mamy wspólnie dziecko,

które jest znane przez moją rodzinę.

Jaką metodą zapładniałeś te kobiety?

Jedną kobietę zapłodniłem metodą naturalną, to był ten wspomniany „złoty strzał”,

a reszta kobiet wolała metodę kubeczkową,

gdyż to eliminuje taki swoisty sposób zdrady.

Tutaj pomiędzy mną a biorczynią nie ma kontaktu fizycznego.

Jedyny kontakt, jaki jest, to moje nasienie znajduje się w drogach rodnych kobiety

i to tyle. Ale nie ma elementu gry wstępnej, potem elementu samego stosunku płciowego,

no więc jest taki na swój sposób wyeliminowanie elementu zdrady,

która zarówno dla mnie, jak i dla biorczyni, tak odrobinę rozgrzesza sumienie.

Nie miałeś problemu z tym, żeby jednak uprawiać seks z zupełnie nieznajomą kobietą?

Akurat tutaj... Na początku taki element obaw czy coś był, ale widziałem w oczach tej kobiety determinację,

że ona była po prostu wszystko w stanie zrobić, żeby zostać tą matką.

No i... Pomimo, że ja na początku nie byłem zwolennikiem metody naturalnej,

to sposób, w jaki ona mnie przekonała jakoś tak sprawił, że zapłodniłem ją naturalnie.

Bardzo się cieszę, że udało się to za pierwszym razem, czyli mam, tak kolokwialnie mówiąc,

jeden grzech na sobie, a nie, że to długo trwało.

Poza tym wówczas nie byłem w żadnym stałym związku, stąd też nie czułem się

jakbym zdradzał swoją partnerkę.

Dlaczego jej akurat zależało na tym, żeby to była metoda naturalna?

Wielu dawców oszukuje.

Mogę siedzieć przez pół godziny w pokoju, w ogóle nie masturbować się, a potem oddać

pojemnik nasienia, który tym nasieniem nie jest, tylko jakimś takim płynem, co wygląda jak nasienie,

albo zagęścić taki płyn intymny mąką ziemniaczaną, co wygląda jak takie a'la nasienie.

Ona chciała mieć pewność, że nasienie na pewno ode mnie będzie pochodziło.

A jeśli chodzi o badania, to ona powiedziała mi, w jakiej ja mam klinice zrobić badania na jej koszt.

Zrobiłem badania, ona miała 100 proc. pewności, że ja to ja i że nie ma żadnych przekrętów.

Dlaczego nie korzystasz z kliniki? Dlaczego nie idziesz do banku spermy, gdzie to wszystko

odbywałoby się zgodnie z prawem, tak jak należy?

Czemu? Wydaje mi się, że ta forma w wielu aspektach, z racji tego, że ja pośrednio wiem,

kto będzie tą ewentualną matką mojego biologicznego dziecka, tak po prostu sprawia,

że ja... No i to wzbudzenie zaufania po prostu sprawia to, że ja mogę...

Jakoś się tak swobodniej czuję, bo jakbym tak po prostu oddał do banku i „niech się dzieje wola nieba,

z nią się zawsze zgadzać trzeba”, no to tak dla mnie trochę element sztuczności,

a jak wiem, z kim mam do czynienia, to mi po prostu tak... Mnie jako człowiekowi łatwiej.

Stąd właśnie wybrałem taką metodę spotkań, a nie pójście do banku nasienia, oddanie nasienia i tyle.

Nie masz obaw, że być może w przyszłości któraś z tych kobiet, a może wszystkie, pozwą cię o alimenty?

Obawa jest i to mówię. Bardzo, bardzo, bardzo duża.

Tutaj, jak powiedziałem, cała... Cały ten proces odbywa się na metodzie zaufania.

Ja ufam drugiej stronie, że ona żadnych numerów mi nie wyciągnie i to samo druga strona.

Bo to może zadziałać w drugą stronę - mnie się raptem instynkt tacierzyński pojawi i zacznę szukać te dzieci.

W dobie internetu... Nigdy nie próbowałem szukać jakiejkolwiek ze swoich biorczyń,

bo akurat mnie to do życia nie potrzebne.

Mam nadzieję, że akurat żadna z biorczyń nie będzie mnie szukać.

Czy jest strach? Oczywiście, że jest.

Ja kompletnie nie wiem, czy na przykład za kilka lat sytuacja materialna tych kobiet nie pogorszy się na tyle,

że będą szukać biologicznego tatusia.

Ciężko mi powiedzieć.

Czy Wy jesteście ze sobą w jakimkolwiek kontakcie?

Co do kontaktu ja wychodzę z takiego założenia, że gdy dostaję informację, że się udało,

to wysyłam wtedy biorczyni adres e-mail,

który jest takim adresem alarmowym. Po prostu mówię biorczyni, że jakby cokolwiek się działo z dzieckiem

to jest jedyny element, że ja zezwalam na kontakt ze mną.

Cokolwiek by się stało z dzieckiem.

Jakie sytuacje masz na myśli?

Ciężka choroba. Pomimo że my rozmawialiśmy, czy ktoś jest na coś chory czy coś,

nigdy nie wiadomo czy nie wystąpią jakieś schorzenia czy dolegliwości, o których

ja nawet w tym momencie nie wiem, bo może mi się coś za pięć czy za dziesięć lat pojawić,

a się okaże, że u dziecka się pojawi wcześniej.

A dodam nawet więcej, że

ja akurat do tego całego procesu zapłodnienia tak podszedłem w sposób rozsądny

i gdy się dowiedziałem, że pierwsza kobieta jest ze mną w ciąży,

to udałem się do notariusza i spisałem testament.

Testament to może za dużo powiedziane. Po prostu taki dokument zostawiłem u notariusza,

że w przypadku mojej śmierci... Mam nadzieję, że będę jak najdłużej żyć, ale różnie z tym bywa.

Zostawiłem informacje o numerze telefonu, jeśli biorczyni podała,

i o e-mailu kontaktowym, z jakim ja się z tą biorczynią kontaktowałem,

że w przypadku mojej śmierci czy...

Czy przy ciężkim uszczerbku na zdrowiu, że nie będę osobą kontaktującą, to wtedy,

to wtedy notariusz daje do rąk własnych, tylko i wyłącznie mojej matce,

no i moja mama dowiaduje się o tym, że... O tym wszystkim.

I wie do kogo ma pisać i też jest upoważniona do udzielania wszelakich informacji.

Tam we wszystkich szpitalach

ona jest upoważniona do pobrania dokumentacji medycznej

i ona po prostu będzie wszystko wiedziała, żeby ewentualnie móc pomóc.

Jakie to jest uczucie, kiedy dostajesz maila z informacją:

po pierwsze, że udało ci się zapłodnić kobietę,

no a później, że dziecko się urodziło?

Pierwsza informacja, że wynik testu ciążowego jest pozytywny, jest takim dla mnie powodem

do takiej, na początku do takiej umiarkowanej radości,

no bo czasem, no bo dwa razy mi się zdarzyło, że kobieta napisała, że jest w ciąży,

a niestety potem poroniła. No więc to akurat...

No więc jak jest ten... Ta informacja, że jest dwie kreseczki na teście ciążowym,

to jest zadowolenie. Ale jak się dowiaduję, że się urodziło, to już na prawdę wielka, ale to wielka radość.

Bo ja wtedy, ja jako człowiek, też czuję wewnętrznie radość, że ja mogłem komukolwiek pomóc,

że mogłem dać innemu człowiekowi życie.

To jest naprawdę, to jest naprawdę sytuacja wspaniała

i też... Gdy urodziło mi się pierwsze dziecko, to się wtedy z radości popłakałem.

Nawet?

Tak, tak. Siedziałem w pokoju i akurat cztery dni po porodzie biorczyni napisała,

że się cały, zdrowy synek urodził. Ja byłem przeszczęśliwy.

Zdjęcia żadnego ze swoich dzieci nie widziałem, nie chcę,

bo po prostu nie chcę, żeby jakieś odruchy czy instynkty się we mnie...

Po prostu wiem, że się urodziło dziecko i tyle.

Jak często myślisz o swoich dzieciach?

O swoich dzieciach?

Myślę jak...

Jak się dziecko rodzi, to myślę na prawdę bardzo często.

Ale już tak z biegiem, z biegiem czasu, to staram się o tych dzieciach jak najmniej myśleć,

właśnie żeby się jakieś instynkty czy jakieś zachowania takie, które by...

można by określić jako nieprofesjonalne

nie zrodziły czy po prostu raptem żebym nie zachciał szukać tych dzieci.

Zastanawiam się, jak one wyglądają. Co mają po mnie, co mają po biorczyni.

No po prostu to jest taka zwykła ludzka ciekawość,

ale staram się nie myśleć za dużo, bo jak człowiek za dużo myśli, no to czasem

głupie pomysły do głowy przychodzą, stąd po prostu wiem, no że...

dziecko chowa się dobrze.

Niektóre biorczynie same z siebie po prostu piszą, no że...

że tam dziecko zdmuchnęło drugą czy trzecią świeczkę z tortu i jest wszystko dobrze.

Dla mnie to po prostu też jest taka informacja...

Wcale nie musiały tego robić. One, biorczynie, bardzo czują dług wdzięczności względem mnie,

że ja im pomogłem, no że po prostu spełniłem ich...

One mówią, że to jest ich największe marzenie zostać matkami.

Stąd napisanie takiego maila. Mówią, że to ich niewiele kosztuje, a przynajmniej

mają wrażenie jakby pośrednio ten dług względem mnie spłacały.

Nie obawiasz się, że za ileś lat będziesz zastanawiał się,

czym zajmują się twoje dzieci, jak im się powodzi, gdzie mieszkają?

Czy są w ogóle szczęśliwe?

Oczywiście! Ja tutaj jak rozmawiam z biorczyniami,

to ja mówię, że jak dziecko naprawdę bardzo, ale to bardzo by chciało,

tylko, że ja mówię, że to musi być dziecko pełnoletnie. Ja...

Jeśli będzie się chciał ze mną skontaktować i ja sam będę się czuł na siłach,

żeby się skontaktować, to nie ma najmniejszego problemu.

To wtedy ten mail, tak?

Tak, to wtedy ten mail. One piszą, czy ja wyrażam ochotę i tyle.

Cały czas chodzi mi po głowie pytanie o twoją motywację.

Dlaczego ty to robisz? Czy to jest coś, na czym być może można zarobić?

Na tym procederze, mogę to tak nazwać,

to naprawdę da się... Czy dobrze...?

Jeśli jest osoba, która już przechodzi taki cykl naprawdę

stały, no że tam co kilka dni,

no to oni wtedy potrafią od „sukcesu”, jak to się pięknie nazywa,

czyli od zapłodnienia wziąć pięćset do tysiąca złotych.

Jeśli jest w stanie zapłodnić kilka kobiet w skali miesiąca,

bo niektórzy są, którzy mają piękne określenie „byki” albo „buhaje rozpłodowe”,

no to wtedy oni potrafią... Oni dużo dzieci mają no i oni się z tym nigdy nie patyczkują.

Często są to osoby, które w bankach nasienia oddają, ale to i tak im nie starcza.

Że celem zaspokojenia... To oni potrafią bardzo, bardzo dużo zarobić.

A ty? Jak jest w twoim przypadku?

Moją motywacją jest to, że sam jestem dzieckiem dawcy.

Swojego biologicznego ojca poznałem mając lat dziewiętnaście.

No i...

No i w sumie dopiero poznanie tego człowieka, naprawdę wspaniałego człowieka,

uświadomiło mi,

że to może... Że może ja też powinienem tym dawcą zostać.

Przez wiele lat mi chodziło po głowie, żeby, żeby to...

No żeby zostać dawcą, ale właściwie spotkanie i ta...

Bodajże to była pięciogodzinna rozmowa.

Jak ono wyglądało? To spotkanie.

To spotkanie polegało...

Zupełnie obcy człowiek.

Zupełnie, co mówią, obcy człowiek z perspektywy prawnej,

ale jak zobaczyłem swojego biologicznego ojca,

to się poczułem, że jest to człowiek całkowicie bliski.

On mi opowiedział o tym, jak on żyje,

jaką on ma rodzinę, że ma swoje dzieci.

Moje spotkanie z biologicznym ojcem było na tak, na bardzo takiej stopie przyjacielskiej.

To nie było spotkanie jako ojciec - syn, tylko bardziej jako dwóch przyjaciół.

Nigdy ani ja, ani mój biologiczny ojciec nie dążyliśmy do tego,

żeby być ukochanym tatusiem czy ukochanym synkiem.

Jedno wiem, że jak przyjdzie mi...

Że jak mi przyjdzie samemu brać ślub,

to wiem, że mój biologiczny ojciec na 100 proc. zostanie zaproszony i wiem, że sam przyjdzie.

Masz poczucie, że spłacasz jakiś dług?

Czy spłacanie długu? Nie, bardziej wydaje mi się, że...

Daję kobietom to, co jest potrzebne do spełnienia się w roli kobiety.

Jednak dla wielu kobiet macierzyństwo to jest

sens czy kwintesencja życia, więc jak ja dam kobiecie dziecko,

to mam wrażenie, że ta kobieta taka, staje się takim...

Czymś pełnym. Stąd ja nie uważam, że spłacam dług.

Ja czuję w tym taką swoistego rodzaju misję.

Czy to, czy akurat...

Potem się okaże, że ta moja misja zaowocuje czymś? Nie wiem.

Ja to robię całkowicie bezinteresownie,

ja od kobiet nic nie chcę, nie chcę, żeby kobiety ode mnie czegokolwiek chciały.

No i tyle.

Dziękuję za rozmowę, dziękuję za twoją szczerość.

Dziękuję.