×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

7 metrów pod ziemią, Jak wygląda praca na LUKSUSOWYCH JACHTACH? – 7 metrów pod ziemią

Jak wygląda praca na LUKSUSOWYCH JACHTACH? – 7 metrów pod ziemią

Jest to bardzo ciężka praca fizycznie,

ponieważ przede wszystkim mało się śpi i dużo się robi.

trzeba po prostu opiekować gośćmi, czy to właśnie

serwować kawę, herbatę, drinki,

ręczniki kąpielowe, cokolwiek tak naprawdę sobie wymarzą.

To są ludzie, którzy są np. znanymi, dobrze opłacanymi prawnikami

albo aktorami.

Cena za wynajem na tydzień takiego 40m jachtu

9 osób załogi, 11 osób gości no to jest tak około 200 tysięcy euro.

Klaudia, masz 25 lat i pracujesz jako stewardessa na luksusowych jachtach,

jak dostać taką pracę?

Oj, to jest najcięższa rzecz, jakby w tej pracy

jest sposób jej dostania, tak, bo

przede wszystkim, jeśli nie mamy doświadczenia jakby już wcześniej w pracy na jachtach,

to zazwyczaj musimy mieć bardzo duże doświadczenie, jeśli chodzi o

hospitality, czyli jakieś hotele, restauracje itd.,

Ty masz takie doświadczenie?

Nie, ja jestem szczęściarzem, ja jestem po prostu w czepku urodzona, więc

trudno było, ale się udało, ale to jest tylko kwestia szczęścia, naprawdę.

Natomiast po 1, trzeba mieć specjalistyczne kursy,

które po prostu pozwalają pracować na morzu, czyli tak zwane STCW, to jest taki to jest najbardziej podstawowy kurs, trzeba go mieć, nawet jeżeli jest się perkusistą na (...) albo coś takiego

wszyscy pracownicy muszą go mieć,

no i to są takie podstawy, jak się zakłada kapok, skakanie do basenu w tym kapoku, takie rzeczy.

No dobrze, ale kursy, zaświadczenia to jedno, natomiast gdzie te jachty?

No właśnie, w Polsce ich nie ma.

Jest paru Polaków, którzy mają jachty, ale nie wiem, kto to jest i nie interesuje mnie to za bardzo, jakbym dostała taką pracę to może bym się cieszyła, może nie, nie wiem.

W każdym razie, jeśli nie mamy takiego super doświadczenia, żeby tę pracę zdobyć, po prostu wysłać CV i dostać,

no to jedyną opcją jest tak naprawdę wycieczka na jeśli mówimy tutaj o sezonie śródziemnomorskim,

czyli nasze lato, powiedzmy gdzieś tam od kwietnia,

no to trzeba się wybrać na Lazurowe Wybrzeże do Francji, do Włoch i po prostu

i uprawiać tak zwany dock walking, czyli dosłownie chodzenie po portach,

drukujemy sto CV, codziennie rano robimy sobie wycieczkę, jeden port, drugi port, trzeci port

i w każdym z tych portów po prostu łazimy.

Tak było w Twoim przypadku właśnie?

Tak.

Ile sobie czasu na to zarezerwowałaś, ile CV to było?

Za mało. Ja sobie pomyślałam, bo ja wtedy przyszłam do tego środowiska po paru latach bycia grafikiem,

wypaliłam się, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić i to był taki strzał na zasadzie: dobra, za 3 miesiące jadę.

To był styczeń, a w kwietniu już trzeba zacząć powiedzmy.

Więc miałam mało czasu na zebranie jakiejś rezerwy pieniężnej po prostu.

Więc ja sobie dałam trzy tygodnie.

Myślałam, że to będzie trzy tygodnie, ile można szukać pracy.

No i po trzech tygodniach wróciłam do domu z niczym generalnie.

Czyli porażka?

Tzn. trochę tak, ale nie do końca, do tego jeszcze przejdę,

no w każdym razie miałam właśnie przygotowane CV,

z którymi mi pomogła dziewczyna, która miała doświadczenie w tym środowisku

i po prostu chodziłam, od jachtu do jachtu, gadałam z ludźmi, próbowałam gadać z ludźmi,

gdzieś tam jak się szło na piwo wieczorem, to tam, gdzie jest załoga też,

żeby zdobywać kontakty, uprawiać networking itd.

Dla mnie to było doświadczenie zupełnie niesamowite, bo ja nigdy nie byłam

tak naprawdę tak daleko od domu sama,

ja jeszcze wtedy z angielskim to tak nie do końca,

więc musiałam mówić w obcym języku, w obcym kraju i jeszcze do obcych ludzi.

No i w wyjątkowym miejscu jak Lazurowe Wybrzeże...

Jakie to zrobiło na tobie wrażenie?

Wow, niesamowite. Ja na początku byłam przerażona po prostu,

pamiętam właśnie swój pierwszy dock walking,

ja mieszkałam wtedy w tak zwanym crew-house, czyli takim hotelu specjalnie dla załogi,

gdzie oni też oferują takie porady jak dopracować swoje CV, można je też tam drukować jakby w cenie pobytu tam,

to jest bardzo miłe,

no i znajdywać też innych ludzi, którzy też szukają pracy oczywiście.

w każdym razie jeśli chodzi o wrażenia pierwsze,

to było tak, że pojechałam sobie właśnie to takiego nie za dużego portu,

przeszłam go trzy razy wzdłuż i wszerz, i nie zagadałam do nikogo, nie rozdałam ani jednego CV, usiadłam na ławce i się rozpłakałam.

Bo byłam tak bardzo zestresowana, tak bardzo nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić i w ogóle, co ja tu robię

i że mam samolot powrotny dopiero za trzy tygodnie.

Także no było to straszne na początku,

no ale później wzięłam się w garść, poszłam do kolejnego portu, zagadałam już z dwiema osoba, więc

kroczek po kroczku, a po tygodniu po prostu się już szło i rozmawiało z każdym kogo się tam napotkało.

No dobrze, ale trzy tygodnie minęły, a ty wracasz do Polski.

Tak, można to nazwać trochę porażką, a z drugiej rozdałam 150 CV,

także wszystkie jachty w okolicy miały gdzieś tam moje CV, oprócz tego kilka godzin dziennie spędzałam w internecie

sprawdzając oferty w agencjach crewingowych, na grupach fejsbukowych itd.,

też wysyłałam swoje CV online,

poprawiając je w międzyczasie co tydzień,

ale u mnie też to wyglądało tak, że dwie godziny po tym, jak

kupiłam bilet powrotny, bo ja ominęłam ten swój lot, zostając trochę dłużej,

no ale potem mi się kasa już w ogóle skończyła, więc musiałam wracać,

więc dwie godziny po tym jak kupiłam bilet na samolot, to zadzwonił do mnie kapitan jednego statku, zresztą Polak

i powiedział: słuchaj, mam dla ciebie robotę.

Także praktycznie wróciłam wtedy tutaj na tydzień i po prostu później poleciałam do Portugalii.

Na statek od razu, tak.

Czyli jednak nie porażka, tylko sukces?

No tak.

Zaczęło się od Portugalii, poleciałaś do Portugalii, pierwsza praca,

jakie były twoje wrażenia?

Ciężko powiedzieć, ja byłam trochę zaskoczona,

ten jacht był troszeczkę inny niż taki stereotypowy jacht, bo to był tak zwany oldtimer,

zbudowany w latach 70, więc to troszeczkę inaczej wyglądało,

aczkolwiek byłam mile zaskoczona, głównie przez

wspaniałą załogę, która tam była, po prostu do dzisiaj utrzymujemy ze sobą kontakt

i jakby jak załoga jest dobra na statku, to można po prostu wszystko przezwyciężyć, czy to są właściciele, którzy są niemili,

czy to jest po prostu sztorm.

Także z dobrymi ludźmi, którzy stają się twoją rodziną na kilka miesięcy no jest wspaniale, więc

to było bardzo miłe zaskoczenie, że zostałam tak dobrze przyjęta, mimo że ja nie miałam tam doświadczenia

za bardzo, nie miałam jakiś super umiejętności, jakby mimo wszystko ludzie chcieli mnie czegoś nauczyć

i jakoś się tam odnalazłam.

Jakimi jachtami, miałaś okazję do tej pory pływać?

Jak one wyglądały, czym się od siebie różniły?

Pracowałam na jachcie zbudowanym kilka lat temu, nie pamiętam dokładnie kiedy,

w każdym razie to była taka nówka sztuka,

bardzo designerski po prostu bardzo piękny, lśniący w każdym detalu, 40 metrowy, więc już

większy trochę, bo tam było 9 osób załogi, na tym pierwszym było sześć,

i na tym pracowałam tylko dwa tygodnie, później znowu pracowałam na oldtimerze 30 metrowym, zbudowanym z kolei we Włoszech,

w takiej bardzo znanej stoczni, Benetti, to są bardzo szanowane jachty w środowisku,

ale to też było ciekawe, bo pracowałam w stoczni tak naprawdę, bo ten jacht już 7 miesiąc tam stał,

więc ja po prostu tam polerowałam, szorowałam, itd., lakierowałam drewno i takie różne stoczniowe roboty po prostu,

a później mój ostatni kontrakt dotychczas był na 20 metrowym jachcie żaglowym.

Także to też był zupełnie inny rodzaj pracy.

także miałam taki ładny przekrój. Nigdy nie byłam na takim bardzo dużym jachcie, typu 100+ metrów, 150 metrów, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy bym chciała.

Czy to jest fizycznie ciężka praca?

Tak. To też zależy oczywiście, natomiast kiedy są właściciele, kiedy są goście na statku,

jest to bardzo ciężka praca fizycznie, ponieważ przede wszystkim mało się śpi i dużo się robi,

po prostu po kilkunastu godzinach biegania w te i wewte, załatwiania różnych spraw, jakby robienia wszystkiego, co się na statku robi...

A co się robi, tak przykładowo?

Jak wygląda taki dzień np.?

Wrócę jeszcze do tego, że przedstawiłeś mnie jako stewardessę, co jest prawdą, ale tylko po części,

ponieważ na moim 1 kontrakcie byłam stewardessą, ale również kucharką,

trochę przypadkowo,

ale nawet wyszło nieźle, jak się okazało.

Wszyscy żyją

Tak, wszyscy żyją, właściciele byli zadowoleni,

No do czasu, coś tam im nie podpasowało w pewnym momencie, w każdym razie załoga była bardzo zadowolona,

później na kolejnych kontraktach byłam... troszeczkę bardziej chciałam się przekwalifikować na podkład,

bo jednak ja na statkach wolę być bardziej związana z morzem niż taką typową obsługą hotelową,

tak bym to określiła.

Więc byłam stewardessą, ale również "decki", czyli jakby tą część na pokładzie też wykonywałam.

Czyli taki typowy dzień stewardessy samej w sobie, zacznijmy od tego,

no to rano trzeba wstać,

przygotować stół do śniadania lub przygotować śniadanie, jeśli to nie jest

jeśli to nie wymaga kucharzy, bo właściciele jedzą musli albo coś,

zaserwować kawę, herbatę itd.,

kiedy oni jedzą to trzeba przejść się po kabinach

i je uprzątnąć, posłać łóżka, no właśnie taka typowa obsługa hotelowa,

później zazwyczaj się gdzieś wypływa, chyba, że już się gdzieś płynie lub jest się na kotwicy,

no to trzeba po prostu opiekować się tymi gośćmi, tak,

czy to właśnie serwować kawę, herbatę, drinki,

ręczniki kąpielowe, no cokolwiek tak naprawdę sobie wymarzą.

Oczywiście również serwowanie lunchu, nakrywanie wtedy do stołu,

po lunchu czasami goście wychodzą, czasem nie wychodzą,

więc też trzeba się nimi zająć lub zostawić w spokoju, zależy, co lubią,

no i wieczorem jeszcze kolacja, to już w ogóle zastawianie stołu, to już po prostu sztuka,

ja to mówię całkiem serio, jak widzę zdjęcia...

Czyli kolacje są najbardziej wystawne, tak?

Tak, tak, zdecydowanie, one zawsze mają jakiś temat

i po prostu jak widzę zdjęcia ludzi, którzy wrzucają je na zdjęciach, żeby się pochwalić swoją pracą,

to aż się czuję zazdrosna, że tak nie umiem, mimo że jestem grafikiem, więc powinnam umieć w design,

ale to co oni robią, to czasami po prostu wow, dech zapiera.

Co jedzą właściciele jachtów?

No to są ludzie, którzy jedli w niejednej pięciogwiazdkowej restauracji, więc

zazwyczaj zatrudniają kucharza,

to są jakieś wykwintne dania itd., itd.,

natomiast jak ja byłam kucharką, to właściciele chyba nie mieli jakiś bardzo wyszukanych podniebień,

tak bym powiedziała i po prostu czasem mówili: no dobra to weź nam zrób parówki z kukurydzą i ziemniakami.

Poważnie?

Tak, więc załoga jadła steki, a oni jedli parówki, okej...

Ja wykonuje ich wolę, ja jestem przez nich zatrudniona, płacą mnie, więc niech mają to, co chcą.

Czy wiadomo kim są właściciele tych jachtów, statków?

Jacy to są ludzie, czym się zajmują?

Znaczy załoga zazwyczaj coś tam wie,

tzn. to nie jest tak, że oficjalnie w kontrakcie ma się napisane kim jest właściciel twojego statku,

no chyba, że rozmawia się z tymi ludźmi czasem po prostu,

tak, więc to też różnie bywa, no bo wiadomo, żeby mieć statek trzeba mieć dużo pieniędzy więc raczej

to są ludzie, którzy są jakimiś znanymi, dobrze opłacanymi prawnikami np.,

albo aktorami, albo po prostu są bogaci z urodzenia,

albo są arabskimi szejkami,

no różni ludzie,

ale jakby łączy ich to, że mają dużo pieniędzy po prostu.

A za co najbardziej lubisz tę pracę?

Za przygody zdecydowanie, za to, że mogę pozwiedzać trochę świata,

to też jest różnica między pływaniem na jakiś handlowych jachtach,

a pływaniem tutaj, że ja sobie mogę pozwiedzać trochę.

Oczywiście nie zawsze, bo wiadomo, że jak są goście, właściciele na statku,

to raczej nie ma się tego wolnego czasu,

ale oni nie są non stop, także

jak już cała praca jest wykonana, to mam czas wolny,

czasem mam wolne weekendy, więc mogę sobie pozwiedzać różne dziwne zakątki różnych dziwnych krajów,

po prostu akurat w moim przypadku to było tylko Morze Śródziemne póki co.

Jakie ciekawe miejsca, miasta udało ci się dzięki tej pracy zwiedzić?

Myślę, że ciekawym miastem była Cartagena

i tam byliśmy tylko dlatego, że właściciele nas tam wysłali, ale zupełnie bez nich,

więc mieliśmy po prostu jeden dzień wolny tam,

zwiedzałam również Ibizę, też miałam dwa dni wolnego w Ibizie, mniej więcej wolnego.

Więc mogłam sobie pozwiedzać.

Byłam bardzo długo w Portugalii w Cascais, to jest właśnie niedaleko Lizbony, zresztą Lizbonę też zwiedziłam dzięki temu,

co jeszcze, Francja, wybrzeże, jakieś takie małe miasteczka, Monako,

Nicea, także naprawdę ciekawe rzeczy tam widziałam.

Ważne pytanie, ile w ten sposób można zarobić?

Jakie to są pieniądze?

Na takim stanowisku najniższym, gdzieś tam początkowym,

to to jest około 2500 Euro miesięcznie,

z czego nie wydaje się tych pieniędzy za bardzo, no bo wiadomo, że

ma się jedzenie, ma się gdzie spać,

ma się jakieś podstawowe kosmetyki też, więc

nie trzeba wydawać nie wiadomo jakich sum,

no chyba, że na jakieś własne przyjemności,

także można sobie trochę odłożyć

i dobrze, że mówię też o tym na głos, bo takie cwaniactwo zdarza się nie tylko w Polsce,

wbrew pozorom i czasem zdarzają się takie oferty poniżej krytyki, że ktoś oferuje za taką pracę 1000 Euro czy coś takiego

no to takie ogłoszenia czy jak ktoś po prostu zgłosi, że dostał taką ofertę,

czy to na grupie na Facebooku do poszukiwania pracy czy to w agencji, to takie ogłoszenia są banowane.

Czy załoga jachtów dostaje napiwki być może?

Na prywatnych nie bardzo,

bo właśnie, są dwa rodzaje statków, prywatne i czarterowe,

na czarterowych dochodzą jeszcze napiwki.

Zazwyczaj jest to może nie drugie tyle, ale one też są całkiem wysokie.

Tylko, że na czarterowych jest też dużo więcej pracy.

Także coś za coś.

Dlaczego jest więcej pracy na czarterowych, na czym polega różnica?

Różnica polega na tym, że na prywatnym jachcie, no wiadomo, że jakby właściciel

rzadko kiedy spędza tam czas non stop.

Tak, bo wiadomo, że też musi pracować, jak ma wakacje to zazwyczaj nie ma tych wakacji pięciu miesięcy czy ileś,

więc zazwyczaj, a przynajmniej z mojego doświadczenia, oczywiście różnie bywa,

ale zazwyczaj jest tak, że jest dość krótko,

w jakichś odstępach czasu, natomiast jeśli statek jest zabukowany, na te czartery

po prostu tydzień po tygodniu,

z jakimś dniem przerwy np., to wtedy już nie ma czasu na zwiedzanie ani na odpoczęcie, ani na sen, ani nic takiego.

Bo ci, którzy czarterują są na statku i chcą ten czas wykorzystać.

No tak, dokładnie.

Czy wiadomo, jakie to są pieniądze, ile trzeba zapłacić, żeby wynająć taki jacht na, no nie wiem, na dzień?

Na dzień nie wiem, natomiast cena zazwyczaj, no można sobie też na stronach czarterowych zobaczyć, w każdym razie tak przykładowo,

cena za tydzień wynajmu takiego 40 metrowego jachtu

9 osób załogi, 11 osób gości, jakby all incusive, to już jest wszystko wliczone

no to jest tak około 200 000 Euro.

Za tydzień.

Pytałem cię o to, za co tę pracę lubisz najbardziej, zastanawiam się też,

czy są rzeczy, za które jej nie lubisz?

Tak, zdecydowanie, bo trzeba dużo poświęcić po prostu,

bo jak się wyjeżdża na parę miesięcy,

to wiadomo, że kontakt z najbliższymi, z rodziną, z przyjaciółmi jest bardzo utrudniony,

oprócz tego, jeśli ma się jakieś hobby, z którym jest się bardzo związanym, to niestety trzeba je porzucić na jakiś czas,

także jest dużo takich wyrzeczeń, np, twoja przyjaciółka ma ślub, fajnie, wyślesz jej pocztówkę, tak,

także niestety tutaj trzeba sobie przekalkulować co człowiek chce zrobić, co mu się bardziej opłaca.

Wspomniałaś przed chwilą, że praca na jachcie to wiele przygód,

jaka była największa i najwspanialsza, jaką pamiętasz?

I zapamiętasz pewnie na długo.

Największą przygodą, może nie najwspanialszą, nie określiłabym tego w ten sposób,

był sztorm, który przeżyliśmy na pierwszym statku,

płynęliśmy wtedy z Ibizy do Walencji

i niestety no

tak się złożyło, że niestety nie udało się uniknąć sztormu osiągającego 9 w skali beuforta

i to było takie przeżycie, które sprawiło, że zaczęłam

myśleć trochę inaczej o swoim życiu.

Aż tak?

Tak, ponieważ naprawdę były takie momenty, że po prostu jak statek płynie i się buja na boki, to mniej więcej czuć, gdzie

jest ten punkt, że jeśli przechyli się jeszcze jeden stopień to już się nie odwróci

i my osiągaliśmy ten punkt kilka razy.

Ja wtedy byłam naprawdę przerażona, zastanawiałam się czy dopłyniemy kiedykolwiek do brzegu czy zobaczę kiedykolwiek moich bliskich jeszcze raz,

także było to... nie było to wspaniałe przeżycie, było to zdecydowanie straszne przeżycie,

natomiast myślę, że zmieniło to troszkę w moim myśleniu

i uważam, że to była niezła przygoda mimo wszystko, jak już

przeżyliśmy, jak już dopłynęliśmy, jak już przestaliśmy pić w tej knajpie, jak tylko zeszliśmy ze statku,

to jakby zaczęliśmy to dobrze wspominać.

Bo dzięki temu właśnie, że nasz kapitan, nasza pierwsza oficer, nasza deki, byli na tyle dobrze wyszkoleni

i mieli na tyle dużo umiejętności, że po prostu przeżyliśmy.

Tylko dlatego.

A właściciele tego jachtu, jak oni to przeżyli?

Oni tam nie byli, oni sobie polecieli samolotem trochę wcześniej,

także... no trochę poczuli po kieszeni po prostu później, bo statek ucierpiał w tym sztormie i w środku i na zewnątrz, nie dało się go na tyle zabezpieczyć, żeby nic się tam nie stało, także

jeśli już do odczuli trochę po kieszeni,

nie wiem czy byli bardo przejęci swoją załogą szczerze mówiąc,

nigdy nam nie powiedzieli tego chyba, no ale tak, ich tam nie było.

Ae udało się, żyjesz.

Tak.

Klaudia, bardzo dziękuję za niezwykle ciekawą rozmowę.

Dziękuję.


Jak wygląda praca na LUKSUSOWYCH JACHTACH? – 7 metrów pod ziemią Wie ist es, auf LUXURY YACHTS zu arbeiten? - 7 Meter unter der Erde What is it like to work on LUXURY YACHTS? - 7 meters underground

Jest to bardzo ciężka praca fizycznie,

ponieważ przede wszystkim mało się śpi i dużo się robi.

trzeba po prostu opiekować gośćmi, czy to właśnie

serwować kawę, herbatę, drinki,

ręczniki kąpielowe, cokolwiek tak naprawdę sobie wymarzą.

To są ludzie, którzy są np. znanymi, dobrze opłacanymi prawnikami

albo aktorami.

Cena za wynajem na tydzień takiego 40m jachtu

9 osób załogi, 11 osób gości no to jest tak około 200 tysięcy euro.

Klaudia, masz 25 lat i pracujesz jako stewardessa na luksusowych jachtach,

jak dostać taką pracę?

Oj, to jest najcięższa rzecz, jakby w tej pracy

jest sposób jej dostania, tak, bo

przede wszystkim, jeśli nie mamy doświadczenia jakby już wcześniej w pracy na jachtach,

to zazwyczaj musimy mieć bardzo duże doświadczenie, jeśli chodzi o

hospitality, czyli jakieś hotele, restauracje itd.,

Ty masz takie doświadczenie?

Nie, ja jestem szczęściarzem, ja jestem po prostu w czepku urodzona, więc

trudno było, ale się udało, ale to jest tylko kwestia szczęścia, naprawdę.

Natomiast po 1, trzeba mieć specjalistyczne kursy,

które po prostu pozwalają pracować na morzu, czyli tak zwane STCW, to jest taki to jest najbardziej podstawowy kurs, trzeba go mieć, nawet jeżeli jest się perkusistą na (...) albo coś takiego

wszyscy pracownicy muszą go mieć,

no i to są takie podstawy, jak się zakłada kapok, skakanie do basenu w tym kapoku, takie rzeczy.

No dobrze, ale kursy, zaświadczenia to jedno, natomiast gdzie te jachty?

No właśnie, w Polsce ich nie ma.

Jest paru Polaków, którzy mają jachty, ale nie wiem, kto to jest i nie interesuje mnie to za bardzo, jakbym dostała taką pracę to może bym się cieszyła, może nie, nie wiem.

W każdym razie, jeśli nie mamy takiego super doświadczenia, żeby tę pracę zdobyć, po prostu wysłać CV i dostać,

no to jedyną opcją jest tak naprawdę wycieczka na jeśli mówimy tutaj o sezonie śródziemnomorskim,

czyli nasze lato, powiedzmy gdzieś tam od kwietnia,

no to trzeba się wybrać na Lazurowe Wybrzeże do Francji, do Włoch i po prostu

i uprawiać tak zwany dock walking, czyli dosłownie chodzenie po portach,

drukujemy sto CV, codziennie rano robimy sobie wycieczkę, jeden port, drugi port, trzeci port

i w każdym z tych portów po prostu łazimy.

Tak było w Twoim przypadku właśnie?

Tak.

Ile sobie czasu na to zarezerwowałaś, ile CV to było?

Za mało. Ja sobie pomyślałam, bo ja wtedy przyszłam do tego środowiska po paru latach bycia grafikiem,

wypaliłam się, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić i to był taki strzał na zasadzie: dobra, za 3 miesiące jadę.

To był styczeń, a w kwietniu już trzeba zacząć powiedzmy.

Więc miałam mało czasu na zebranie jakiejś rezerwy pieniężnej po prostu.

Więc ja sobie dałam trzy tygodnie.

Myślałam, że to będzie trzy tygodnie, ile można szukać pracy.

No i po trzech tygodniach wróciłam do domu z niczym generalnie.

Czyli porażka?

Tzn. trochę tak, ale nie do końca, do tego jeszcze przejdę,

no w każdym razie miałam właśnie przygotowane CV,

z którymi mi pomogła dziewczyna, która miała doświadczenie w tym środowisku

i po prostu chodziłam, od jachtu do jachtu, gadałam z ludźmi, próbowałam gadać z ludźmi,

gdzieś tam jak się szło na piwo wieczorem, to tam, gdzie jest załoga też,

żeby zdobywać kontakty, uprawiać networking itd.

Dla mnie to było doświadczenie zupełnie niesamowite, bo ja nigdy nie byłam

tak naprawdę tak daleko od domu sama,

ja jeszcze wtedy z angielskim to tak nie do końca,

więc musiałam mówić w obcym języku, w obcym kraju i jeszcze do obcych ludzi.

No i w wyjątkowym miejscu jak Lazurowe Wybrzeże...

Jakie to zrobiło na tobie wrażenie?

Wow, niesamowite. Ja na początku byłam przerażona po prostu,

pamiętam właśnie swój pierwszy dock walking,

ja mieszkałam wtedy w tak zwanym crew-house, czyli takim hotelu specjalnie dla załogi,

gdzie oni też oferują takie porady jak dopracować swoje CV, można je też tam drukować jakby w cenie pobytu tam,

to jest bardzo miłe,

no i znajdywać też innych ludzi, którzy też szukają pracy oczywiście.

w każdym razie jeśli chodzi o wrażenia pierwsze,

to było tak, że pojechałam sobie właśnie to takiego nie za dużego portu,

przeszłam go trzy razy wzdłuż i wszerz, i nie zagadałam do nikogo, nie rozdałam ani jednego CV, usiadłam na ławce i się rozpłakałam.

Bo byłam tak bardzo zestresowana, tak bardzo nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić i w ogóle, co ja tu robię

i że mam samolot powrotny dopiero za trzy tygodnie.

Także no było to straszne na początku,

no ale później wzięłam się w garść, poszłam do kolejnego portu, zagadałam już z dwiema osoba, więc

kroczek po kroczku, a po tygodniu po prostu się już szło i rozmawiało z każdym kogo się tam napotkało.

No dobrze, ale trzy tygodnie minęły, a ty wracasz do Polski.

Tak, można to nazwać trochę porażką, a z drugiej rozdałam 150 CV,

także wszystkie jachty w okolicy miały gdzieś tam moje CV, oprócz tego kilka godzin dziennie spędzałam w internecie

sprawdzając oferty w agencjach crewingowych, na grupach fejsbukowych itd.,

też wysyłałam swoje CV online,

poprawiając je w międzyczasie co tydzień,

ale u mnie też to wyglądało tak, że dwie godziny po tym, jak

kupiłam bilet powrotny, bo ja ominęłam ten swój lot, zostając trochę dłużej,

no ale potem mi się kasa już w ogóle skończyła, więc musiałam wracać,

więc dwie godziny po tym jak kupiłam bilet na samolot, to zadzwonił do mnie kapitan jednego statku, zresztą Polak

i powiedział: słuchaj, mam dla ciebie robotę.

Także praktycznie wróciłam wtedy tutaj na tydzień i po prostu później poleciałam do Portugalii.

Na statek od razu, tak.

Czyli jednak nie porażka, tylko sukces?

No tak.

Zaczęło się od Portugalii, poleciałaś do Portugalii, pierwsza praca,

jakie były twoje wrażenia?

Ciężko powiedzieć, ja byłam trochę zaskoczona,

ten jacht był troszeczkę inny niż taki stereotypowy jacht, bo to był tak zwany oldtimer,

zbudowany w latach 70, więc to troszeczkę inaczej wyglądało,

aczkolwiek byłam mile zaskoczona, głównie przez

wspaniałą załogę, która tam była, po prostu do dzisiaj utrzymujemy ze sobą kontakt

i jakby jak załoga jest dobra na statku, to można po prostu wszystko przezwyciężyć, czy to są właściciele, którzy są niemili,

czy to jest po prostu sztorm.

Także z dobrymi ludźmi, którzy stają się twoją rodziną na kilka miesięcy no jest wspaniale, więc

to było bardzo miłe zaskoczenie, że zostałam tak dobrze przyjęta, mimo że ja nie miałam tam doświadczenia

za bardzo, nie miałam jakiś super umiejętności, jakby mimo wszystko ludzie chcieli mnie czegoś nauczyć

i jakoś się tam odnalazłam.

Jakimi jachtami, miałaś okazję do tej pory pływać?

Jak one wyglądały, czym się od siebie różniły?

Pracowałam na jachcie zbudowanym kilka lat temu, nie pamiętam dokładnie kiedy,

w każdym razie to była taka nówka sztuka,

bardzo designerski po prostu bardzo piękny, lśniący w każdym detalu, 40 metrowy, więc już

większy trochę, bo tam było 9 osób załogi, na tym pierwszym było sześć,

i na tym pracowałam tylko dwa tygodnie, później znowu pracowałam na oldtimerze 30 metrowym, zbudowanym z kolei we Włoszech,

w takiej bardzo znanej stoczni, Benetti, to są bardzo szanowane jachty w środowisku,

ale to też było ciekawe, bo pracowałam w stoczni tak naprawdę, bo ten jacht już 7 miesiąc tam stał,

więc ja po prostu tam polerowałam, szorowałam, itd., lakierowałam drewno i takie różne stoczniowe roboty po prostu,

a później mój ostatni kontrakt dotychczas był na 20 metrowym jachcie żaglowym.

Także to też był zupełnie inny rodzaj pracy.

także miałam taki ładny przekrój. Nigdy nie byłam na takim bardzo dużym jachcie, typu 100+ metrów, 150 metrów, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy bym chciała.

Czy to jest fizycznie ciężka praca?

Tak. To też zależy oczywiście, natomiast kiedy są właściciele, kiedy są goście na statku,

jest to bardzo ciężka praca fizycznie, ponieważ przede wszystkim mało się śpi i dużo się robi,

po prostu po kilkunastu godzinach biegania w te i wewte, załatwiania różnych spraw, jakby robienia wszystkiego, co się na statku robi...

A co się robi, tak przykładowo?

Jak wygląda taki dzień np.?

Wrócę jeszcze do tego, że przedstawiłeś mnie jako stewardessę, co jest prawdą, ale tylko po części,

ponieważ na moim 1 kontrakcie byłam stewardessą, ale również kucharką,

trochę przypadkowo,

ale nawet wyszło nieźle, jak się okazało.

Wszyscy żyją

Tak, wszyscy żyją, właściciele byli zadowoleni,

No do czasu, coś tam im nie podpasowało w pewnym momencie, w każdym razie załoga była bardzo zadowolona,

później na kolejnych kontraktach byłam... troszeczkę bardziej chciałam się przekwalifikować na podkład,

bo jednak ja na statkach wolę być bardziej związana z morzem niż taką typową obsługą hotelową,

tak bym to określiła.

Więc byłam stewardessą, ale również "decki", czyli jakby tą część na pokładzie też wykonywałam.

Czyli taki typowy dzień stewardessy samej w sobie, zacznijmy od tego,

no to rano trzeba wstać,

przygotować stół do śniadania lub przygotować śniadanie, jeśli to nie jest

jeśli to nie wymaga kucharzy, bo właściciele jedzą musli albo coś,

zaserwować kawę, herbatę itd.,

kiedy oni jedzą to trzeba przejść się po kabinach

i je uprzątnąć, posłać łóżka, no właśnie taka typowa obsługa hotelowa,

później zazwyczaj się gdzieś wypływa, chyba, że już się gdzieś płynie lub jest się na kotwicy,

no to trzeba po prostu opiekować się tymi gośćmi, tak,

czy to właśnie serwować kawę, herbatę, drinki,

ręczniki kąpielowe, no cokolwiek tak naprawdę sobie wymarzą.

Oczywiście również serwowanie lunchu, nakrywanie wtedy do stołu,

po lunchu czasami goście wychodzą, czasem nie wychodzą,

więc też trzeba się nimi zająć lub zostawić w spokoju, zależy, co lubią,

no i wieczorem jeszcze kolacja, to już w ogóle zastawianie stołu, to już po prostu sztuka,

ja to mówię całkiem serio, jak widzę zdjęcia...

Czyli kolacje są najbardziej wystawne, tak?

Tak, tak, zdecydowanie, one zawsze mają jakiś temat

i po prostu jak widzę zdjęcia ludzi, którzy wrzucają je na zdjęciach, żeby się pochwalić swoją pracą,

to aż się czuję zazdrosna, że tak nie umiem, mimo że jestem grafikiem, więc powinnam umieć w design,

ale to co oni robią, to czasami po prostu wow, dech zapiera.

Co jedzą właściciele jachtów?

No to są ludzie, którzy jedli w niejednej pięciogwiazdkowej restauracji, więc

zazwyczaj zatrudniają kucharza,

to są jakieś wykwintne dania itd., itd.,

natomiast jak ja byłam kucharką, to właściciele chyba nie mieli jakiś bardzo wyszukanych podniebień,

tak bym powiedziała i po prostu czasem mówili: no dobra to weź nam zrób parówki z kukurydzą i ziemniakami.

Poważnie?

Tak, więc załoga jadła steki, a oni jedli parówki, okej...

Ja wykonuje ich wolę, ja jestem przez nich zatrudniona, płacą mnie, więc niech mają to, co chcą.

Czy wiadomo kim są właściciele tych jachtów, statków?

Jacy to są ludzie, czym się zajmują?

Znaczy załoga zazwyczaj coś tam wie,

tzn. to nie jest tak, że oficjalnie w kontrakcie ma się napisane kim jest właściciel twojego statku,

no chyba, że rozmawia się z tymi ludźmi czasem po prostu,

tak, więc to też różnie bywa, no bo wiadomo, żeby mieć statek trzeba mieć dużo pieniędzy więc raczej

to są ludzie, którzy są jakimiś znanymi, dobrze opłacanymi prawnikami np.,

albo aktorami, albo po prostu są bogaci z urodzenia,

albo są arabskimi szejkami,

no różni ludzie,

ale jakby łączy ich to, że mają dużo pieniędzy po prostu.

A za co najbardziej lubisz tę pracę?

Za przygody zdecydowanie, za to, że mogę pozwiedzać trochę świata,

to też jest różnica między pływaniem na jakiś handlowych jachtach,

a pływaniem tutaj, że ja sobie mogę pozwiedzać trochę.

Oczywiście nie zawsze, bo wiadomo, że jak są goście, właściciele na statku,

to raczej nie ma się tego wolnego czasu,

ale oni nie są non stop, także

jak już cała praca jest wykonana, to mam czas wolny,

czasem mam wolne weekendy, więc mogę sobie pozwiedzać różne dziwne zakątki różnych dziwnych krajów,

po prostu akurat w moim przypadku to było tylko Morze Śródziemne póki co.

Jakie ciekawe miejsca, miasta udało ci się dzięki tej pracy zwiedzić?

Myślę, że ciekawym miastem była Cartagena

i tam byliśmy tylko dlatego, że właściciele nas tam wysłali, ale zupełnie bez nich,

więc mieliśmy po prostu jeden dzień wolny tam,

zwiedzałam również Ibizę, też miałam dwa dni wolnego w Ibizie, mniej więcej wolnego.

Więc mogłam sobie pozwiedzać.

Byłam bardzo długo w Portugalii w Cascais, to jest właśnie niedaleko Lizbony, zresztą Lizbonę też zwiedziłam dzięki temu,

co jeszcze, Francja, wybrzeże, jakieś takie małe miasteczka, Monako,

Nicea, także naprawdę ciekawe rzeczy tam widziałam.

Ważne pytanie, ile w ten sposób można zarobić?

Jakie to są pieniądze?

Na takim stanowisku najniższym, gdzieś tam początkowym,

to to jest około 2500 Euro miesięcznie,

z czego nie wydaje się tych pieniędzy za bardzo, no bo wiadomo, że

ma się jedzenie, ma się gdzie spać,

ma się jakieś podstawowe kosmetyki też, więc

nie trzeba wydawać nie wiadomo jakich sum,

no chyba, że na jakieś własne przyjemności,

także można sobie trochę odłożyć

i dobrze, że mówię też o tym na głos, bo takie cwaniactwo zdarza się nie tylko w Polsce,

wbrew pozorom i czasem zdarzają się takie oferty poniżej krytyki, że ktoś oferuje za taką pracę 1000 Euro czy coś takiego

no to takie ogłoszenia czy jak ktoś po prostu zgłosi, że dostał taką ofertę,

czy to na grupie na Facebooku do poszukiwania pracy czy to w agencji, to takie ogłoszenia są banowane.

Czy załoga jachtów dostaje napiwki być może?

Na prywatnych nie bardzo,

bo właśnie, są dwa rodzaje statków, prywatne i czarterowe,

na czarterowych dochodzą jeszcze napiwki.

Zazwyczaj jest to może nie drugie tyle, ale one też są całkiem wysokie.

Tylko, że na czarterowych jest też dużo więcej pracy.

Także coś za coś.

Dlaczego jest więcej pracy na czarterowych, na czym polega różnica?

Różnica polega na tym, że na prywatnym jachcie, no wiadomo, że jakby właściciel

rzadko kiedy spędza tam czas non stop.

Tak, bo wiadomo, że też musi pracować, jak ma wakacje to zazwyczaj nie ma tych wakacji pięciu miesięcy czy ileś,

więc zazwyczaj, a przynajmniej z mojego doświadczenia, oczywiście różnie bywa,

ale zazwyczaj jest tak, że jest dość krótko,

w jakichś odstępach czasu, natomiast jeśli statek jest zabukowany, na te czartery

po prostu tydzień po tygodniu,

z jakimś dniem przerwy np., to wtedy już nie ma czasu na zwiedzanie ani na odpoczęcie, ani na sen, ani nic takiego.

Bo ci, którzy czarterują są na statku i chcą ten czas wykorzystać.

No tak, dokładnie.

Czy wiadomo, jakie to są pieniądze, ile trzeba zapłacić, żeby wynająć taki jacht na, no nie wiem, na dzień?

Na dzień nie wiem, natomiast cena zazwyczaj, no można sobie też na stronach czarterowych zobaczyć, w każdym razie tak przykładowo,

cena za tydzień wynajmu takiego 40 metrowego jachtu

9 osób załogi, 11 osób gości, jakby all incusive, to już jest wszystko wliczone

no to jest tak około 200 000 Euro.

Za tydzień.

Pytałem cię o to, za co tę pracę lubisz najbardziej, zastanawiam się też,

czy są rzeczy, za które jej nie lubisz?

Tak, zdecydowanie, bo trzeba dużo poświęcić po prostu,

bo jak się wyjeżdża na parę miesięcy,

to wiadomo, że kontakt z najbliższymi, z rodziną, z przyjaciółmi jest bardzo utrudniony,

oprócz tego, jeśli ma się jakieś hobby, z którym jest się bardzo związanym, to niestety trzeba je porzucić na jakiś czas,

także jest dużo takich wyrzeczeń, np, twoja przyjaciółka ma ślub, fajnie, wyślesz jej pocztówkę, tak,

także niestety tutaj trzeba sobie przekalkulować co człowiek chce zrobić, co mu się bardziej opłaca.

Wspomniałaś przed chwilą, że praca na jachcie to wiele przygód,

jaka była największa i najwspanialsza, jaką pamiętasz?

I zapamiętasz pewnie na długo.

Największą przygodą, może nie najwspanialszą, nie określiłabym tego w ten sposób,

był sztorm, który przeżyliśmy na pierwszym statku,

płynęliśmy wtedy z Ibizy do Walencji

i niestety no

tak się złożyło, że niestety nie udało się uniknąć sztormu osiągającego 9 w skali beuforta

i to było takie przeżycie, które sprawiło, że zaczęłam

myśleć trochę inaczej o swoim życiu.

Aż tak?

Tak, ponieważ naprawdę były takie momenty, że po prostu jak statek płynie i się buja na boki, to mniej więcej czuć, gdzie

jest ten punkt, że jeśli przechyli się jeszcze jeden stopień to już się nie odwróci

i my osiągaliśmy ten punkt kilka razy.

Ja wtedy byłam naprawdę przerażona, zastanawiałam się czy dopłyniemy kiedykolwiek do brzegu czy zobaczę kiedykolwiek moich bliskich jeszcze raz,

także było to... nie było to wspaniałe przeżycie, było to zdecydowanie straszne przeżycie,

natomiast myślę, że zmieniło to troszkę w moim myśleniu

i uważam, że to była niezła przygoda mimo wszystko, jak już

przeżyliśmy, jak już dopłynęliśmy, jak już przestaliśmy pić w tej knajpie, jak tylko zeszliśmy ze statku,

to jakby zaczęliśmy to dobrze wspominać.

Bo dzięki temu właśnie, że nasz kapitan, nasza pierwsza oficer, nasza deki, byli na tyle dobrze wyszkoleni

i mieli na tyle dużo umiejętności, że po prostu przeżyliśmy.

Tylko dlatego.

A właściciele tego jachtu, jak oni to przeżyli?

Oni tam nie byli, oni sobie polecieli samolotem trochę wcześniej,

także... no trochę poczuli po kieszeni po prostu później, bo statek ucierpiał w tym sztormie i w środku i na zewnątrz, nie dało się go na tyle zabezpieczyć, żeby nic się tam nie stało, także

jeśli już do odczuli trochę po kieszeni,

nie wiem czy byli bardo przejęci swoją załogą szczerze mówiąc,

nigdy nam nie powiedzieli tego chyba, no ale tak, ich tam nie było.

Ae udało się, żyjesz.

Tak.

Klaudia, bardzo dziękuję za niezwykle ciekawą rozmowę.

Dziękuję.