×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

7 metrów pod ziemią, Ile zarabia MARYNARZ i jak wygląda życie NA MORZU? – 7 metrów pod ziemią

Ile zarabia MARYNARZ i jak wygląda życie NA MORZU? – 7 metrów pod ziemią

To jest cholernie niebezpieczny zawód.

To jest cholernie niebezpieczny zawód i musisz bardzo uważać na każdym kroku, co robisz.

Podczas sztormu holowaliśmy statek, który stracił maszyny.

I to była o tyle nerwowa sytuacja, że to była ósemka Beauforta.

Czyli wiało.

Wiało, były bardzo wysokie fale.

Piraci są, jak najbardziej.

Są Somalijczycy.

Działają.

Kiedy nie pływam, to przez pierwszy tydzień jestem królem życia,

bo siedzę na górze pieniędzy.

Wiesz co mówi się o marynarzach?

A, o dziewczynie w każdym porcie.

No tak, no to jest często poruszany temat.

Jest coś na rzeczy?

Nikodem, od sześciu lat jesteś marynarzem.

Ile krajów zdążyłeś odwiedzić w tym czasie?

Mam wyliczać?

Bo tego jest naprawdę sporo.

Spróbujmy.

Najważniejsze.

Najważniejsze. No na pewno byłem w Stanach Zjednoczonych, byłem w Kanadzie,

byłem w Chinach, byłem w Malezji, byłem w Singapurze,

byłem w Anglii, byłem w Norwegi, byłem w Szwecji.

Okej.

Jak zostać marynarzem?

Wiesz co, najprostsza droga to jest kurs na marynarza wachtowego.

On się odbywa za pośrednictwem urzędu morskiego, czy to w Szczecinie, czy to w Gdynii.

Można też zostać marynarzem wachtowym, jeśli ukończy się,

przynajmniej w moim przypadku tak było, jeśli ukończyłeś pierwszy rok szkoły morskiej.

Łatwo o pracę?

Z tym bywa różnie.

Często zależy, w jakiej dokładnie branży się znajdziesz.

Ludzie na rynku offshore'owym raczej nie mogą narzekać.

Offshore'owym, to znaczy uderzającym głównie w platformy wiertnicze, sejsmiki, PSV,

tam są raczej...

Sejsmiki? PSV?

To są statki, które wykonują operacje na morzu, ciągną kable po dnie morza, szukają surowców, ropy.

Często biorą udział w operacji budowy farm wiatrowych na środku morza.

Także tam są w zasadzie najlepsze pieniądze, zaraz po tankowcach, chemikaliowcach.

Ty na jakich statkach pływałeś?

Ojejku, swoją karierę zacząłem na masowcu.

Na masowcu, czyli?

To był statek od ładunków sypkich.

Woziliśmy węgiel, woziliśmy ziarna soi, woziliśmy sól.

Zasypujesz, zamykasz, jedziesz.

Po prostu. I to był też tak zwany panamax,

czyli największy możliwy rodzaj, długość statku, który może obecnie przepłynąć przez Kanał Panamski.

To się niedługo zmieni, bo obecnie Kanał Panamski jest rozbudowywany,

no ale póki co 200, 220 metrów to jest taka maksymalna długość.

Był masowiec. Co jeszcze?

Potem był kontener.

Raz byłem na chłodnicowcu,

który stale kursował między Ameryką Południową a Europą.

I co taki statek przewozi?

Ojej, wiesz co, w takim schłodzonym kontenerze to nawet buty mogą być.

Mówię poważnie.

Przewoźnik może sobie zażyczyć, w sensie klient,

że chce przewieźć swój towar w chłodzonym kontenerze.

Jest jakieś tam ryzyko, że się na przykład te buty rozkleją czy coś w ten deseń.

Ale generalnie jeśli chłodnicowiec, to najczęściej żywność.

Żywność, żywność, żywność.

Na czym polega specyfika twojej pracy?

Na tym, że narzuca ci pewien styl życia.

Niestety, ale marynarz ma to do siebie, że...

Zaryzykowałbym takie stwierdzenie: jemu wszędzie nie do końca będzie dobrze,

ponieważ na lądzie będzie ci trochę brakowało tego morza,

a na morzu będzie ci brakowało rodziny i relacji ze znajomymi.

Jest nawet w pewien sposób wskazane, żeby marynarz podejmując swoją pracę,

zadbał o to, żeby mieć rodzinę, żeby mieć żonę, żeby mieć dzieci,

żeby mieć po prostu do czego wracać.

Każdy powrót do domu to święto.

A co jest takiego w morzu, że się za nim tęskni?

Ciężko mi to opowiedzieć. Ciężko mi wyjaśnić.

Ja to może wyjaśnię przez pryzmat właśnie mojego pierwszego kontraktu.

Na statek wchodziłem w Nowym Orleanie, to był właśnie ten masowiec ogromny.

I to uczucie kiedy wstajesz rano, budzi cię telefon do kabiny,

odzywa się do ciebie drugi oficer,

mówi „siema, tutaj Paweł, przychodź na mostek, potrzebujemy cię”.

Przychodzisz na mostek, każdy podaje ci rękę, każdy jest nowy,

każdy jest, że tak powiem, nowo poznany.

Poznajesz cały czas nowych ludzi, różnych narodowości.

Obsada ciągle się zmienia?

Tak, obsada się cały czas zmienia, bo inni zjeżdżają, inni przyjeżdżają.

Poznałem wtedy właśnie oficera Bługara, właśnie tego drugiego oficera Polaka,

był drugi kadet, który był z Chin,

więc była duża bardzo różnorodność i...

Idziesz na ten mostek.

Idę na ten mostek, tak,

i dostaje już pierwsze zadanie „Słuchaj młody, tutaj masz ołówek, tutaj masz GPS skreśl nam pozycje na mapie”, bo byłem wtedy kadetem pokładowym

i pamiętam właśnie to pierwsze uczucie, kiedy poszły cumy i ruszyła maszyna.

Kiedy się wszystko zaczęło pod tobą trząść i „Łał! Ja jestem na statki. Ja płynę.”

I to było fajne,

to było coś nowego i za każdym razem, jak wchodzisz na nowy statek, to jest za każdym razem coś innego,

bo każdy statek jest inny, każda załoga jest inna.

Jakie są niedogodności twojego zawodu?

To, że nie wiesz czego się spodziewać.

Podpisujesz z kampanią kontrakt, powiedzmy na cztery miesiące, na sześć miesięcy

i oczywiście kiedy podpisujesz ten kontrakt, to agencja udzieli ci wszelkich potrzebnych informacji,

nazwa statku, gdzie on mniej więcej może pływać, pi razy drzwi oczywiście,

w razie możliwości narodowość załogi, jeśli jest ta sama, albo jest w miarę jednolita,

natomiast, nie są w stanie ci powiedzieć z nazwiska, z imienia kto tam pływa,

na jakim jest stanowisku

i tak naprawdę możesz się nadziać na różnych ludzi.

Wypływasz w ciemno?

Wypływasz w ciemno tak naprawdę.

No przepraszam, to nie jest praca taka jak na lądzie, że coś ci się nie spodoba i możesz zerwać umowę,

trzasnąć drzwiami i sobie wyjść,

bo masz wodę dookoła.

I możesz trafić na... no po prostu na różnych ludzi.

Zdarzało ci się, nie mieć szczęścia?

Powiedziałbym, że aż za często.

Tak uczciwie mówiąc, aż za często.

Rozumiem, że to miedzy innymi dlatego nie zdecydowałeś się pokazać twarzy?

Wiesz co? Poznałem właśnie na morzu różnych ludzi, z którymi różnie się dogadywałem, także Polaków,

nie zawsze układało się nam dobrze i po prostu wolałbym pozostać anonimowy.

Byłem trochę skonfliktowany z facetem, który no lubił przygrzać w rurę.

Lubił pić alkohol i po prostu upatrywał sobie we mnie taki łatwy cel, powiedzmy, do zaczepek.

Oczywiście, nie żeby tam dochodziło do bójek, broń Boże,

jeśli dojdzie do czegoś takiego na pokładzie idziesz do starszego oficera albo kapitana i mówisz,

że dzieje ci się krzywda, że jest nie dobrze,

opisujesz sytuacje i facet jedzie do domu.

Na własny koszt często.

Wspomniałeś o alkoholu. Czy na statkach się pije?

To jest, że tak powiem, surowo wzbronione na większości statkach,

na większości, na wszystkich jest w zasadzie stricte zabronione,

aczkolwiek wiadomo, człowiek jest człowiekiem,

ludzie czasami mają ochotę przewieść sobie jedno piwo, dwa.

Mnie, jeśli o mnie chodzi, nie mam potrzeby.

Nie mam potrzeby pić alkoholu, ja mogę bez alkoholu wytrzymać ponad pół roku,

jak nie dłużej

i nie jest to dla mnie, że tak powiem, element niezbędny do rozrywki,

ale poznałem już ludzi, którzy na przykład bez wódki, no to ciężko,

a jak im jej zabrakło, to było jeszcze gorzej,

bo na czymś musieli się wyładować.

A tobie, czego najbardziej brakuje kiedy jesteś na morzu?

Kontaktu ze znajomymi.

To jest takie...

Znaczy wiadomo, nic nie zastąpi ci rodziny.

Rodzina to jest taki fundament wszystkiego,

natomiast znajomi, koledzy, przyjaciele to są osoby, z którymi tak naprawdę na co dzień spędzasz czas,

z którymi rozmawiasz, z którymi coś tam napiszesz na facebooku, z którymi rozmawiasz przez telefon

i myślę, że właśnie tego mi brakuje,

a poza tym książek, książek, książek i jeszcze raz książek.

Na ile ty masz możliwości, żeby wejść do internetu, zadzwonić, wysłać e-maila?

Zależy od kompanii.

Są firmy, w których się strasznie skąpi na ten internet

i to jest na tej zasadzie, że można na przykład wysłać do 20 e-maili miesięcznie

i to jest na tej zasadzie, że piszesz sobie tego e-mail w notatniku

i na samej górze, albo na samym dole dajesz adres e-mail gdzie ta wiadomość ma pofrunąć

i to kapitan odczytuje u siebie na komputerze i on to może posłać.

A czasami jest tak, że jest na przykład system komputerowy,

do którego wglądu nie ma absolutnie nikt.

W sensie nikt nie może czytać twoich wiadomości,

bo w przypadku pierwszym trzeba się niestety na zaufanie względem starego, kapitana w sensie.

No, a w drugim możesz wysłać do, powiedzmy 40 e-maili

i to jest twój limit.

I program po prostu już ci w tym momencie zakłada blokadę,

jak chcesz wysyłać więcej, mówisz kapitanowi,

tylko, że już za każdy e-mail będziesz płacił 20 centów powiedzmy,

to jest taka dosyć śmieszna cena.

A czasami jest tak, że internet jest oczywiście jak najbardziej dostępny.

Jest modem.

Fakt, nie jest to internet rewelacyjny,

zrywa go często, nawet kilka razy pod rząd jak próbujesz się z kimś rozmówić na messengerze, czy coś,

no ale jest. Ważne, że jest.

Kiedy jesteś na statku, jakie są właściwie twoje obowiązki?

Co robisz na co dzień?

Powiem ci tak, ja jestem tak zwanym ordinary seaman,

jestem marynarzem wachtowym

i do moich obowiązków należy:

na pokładzie, podczas takich dziennych robót, stukanie rdzy, malowanie,

prace konserwacyjne czyli smarowanie niektórych mechanizmów,

jeśli statek jest typowo towarowy, jest to właśnie masowiec, kontener,

to także sprzątanie ładowni po wyładunku.

Trzeba wliczyć też do tego także takie prace, no niekonwencjonalne,

na przykład raz się zdarzyło, że zaczepiliśmy kotwicą o żaki,

to są takie małe koszyki, w które rybacy łapią krewetki

i one nam wisiały na kotwicy na takich stalowych linach,

nie mieliśmy, cholera jasna, jak ich stamtąd ściągnąć,

no to co wymyśliliśmy, a w zasadzie wymyślił starszy oficer,

wzięliśmy, rozumiesz, taką sześcio metrową sztycę,

do niej doczepiliśmy szlifierkę kątową,

poprowadziliśmy kabel parę metrów, gdzieś tam do najbliższej wtyczki,

opuściliśmy tę sztycę, podłączyliśmy wtyczkę

i już z włączoną tą szlifierką kątową, żeśmy musieli pourzynać te linki i spadła.

Także dużo jest takich nietypowych prac, nietypowych sytuacji.

Czasami jest to też praca na sterlingu,

chociaż to już się odbywa jak statek jest na kotwicy, albo jest w porcie,

bo takie jest zalecenie.

Safety, bezpieczeństwo,

Czyli na tak zwanej ławeczce bosmańskiej

czyli, że wisisz, powiedzmy, wywieszony za burtą statku i coś tam robisz.

Co robisz w czasie wolnym?

Tutaj następuje taki spory dysonans,

ponieważ na moim pierwszym kontrakcie nie miałem ze sobą żadnej elektroniki zabranej,

nie miałem ze sobą laptopa, moja MP3 wysiadła po trzecim tygodniu używania,

nie miałem telewizora

i tak naprawdę moją jedyną rozrywką było przychodzenie do TV roomu,

to jest taki właśnie pokoik rekreacyjny dla marynarzy,

tam są szachy, tam są różne gry,

tam jest właśnie między innymi telewizor, czy jakaś konsola do gier,

no i tam przychodziłem, spotykałem się z załogą.

Na moim pierwszym statku, warto wspomnieć, załogą szeregową byli Kiribaci,

nie wiem czy kojarzysz taki kraj,

to są wysepki gdzieś na środku Pacyfiku

i ci Kiribaci właśnie, nie wiem...

Oni dla mnie zawsze będą słynąc z tego, że oni potrafią sobie ten czas wolny jakoś zagospodarować.

Czy tam sobie pośpiewać jakieś karaoke,

czy pograć sobie na ukulele.

To jest fajne, bo to jest coś nowego, to jest coś obcego

i na początku strasznie w tą wsiąkłem,

później wiadomo jak już jest blisko zjazdu do domu, to już troszkę człowiek chcę od tego odpocząć

i wtedy sobie szuka innych rozrywek,

na przykład przetrzepuje biblioteczkę statkową z jakimiś książkami

starszymi, nowymi, nie ważne, ale żeby było co czytać.

No, a mówię, na późniejszych kontraktach, jak już miałem ze sobą komputer,

to z reguły jakieś gry, film sobie jakiś obejrzeć, książki poczytać,

to jest taki najbardziej popularny sposób spędzania wolnego czasu.

Ewentualnie, jeśli mamy potrzebę zapukać do kolegi do kabiny,

przyjść, porozmawia po prostu.

Jak w życiu.

Czy praca na statku bywa niebezpieczna?

To jest cholernie niebezpieczny zawód.

To jest cholernie niebezpieczny zawód i musisz bardzo uważać na każdym kroku co robisz.

Jest nawet taka bardzo ważna zasada,

kiedy wchodzisz na statek, jeśli nie wiesz czegoś, pytaj.

Zapytaj się dwa razy, zapytaj się pięć razy, zapytaj się dziesięć razy, ktoś się wk*rwi w końcu

i ci powie, że masz spadać na bambus bo on ma swoją robotę,

nie ważne, zapytaj się, ale żebyś wiedział.

Co może się wydarzyć?

Powiem ci, że z własnej głupoty, no mogłem się targnąć.

To było w kanale angielskim.

Podczas sztormu holowaliśmy statek, który stracił maszyny

i to była o tyle nerwowa sytuacja, że to była ósemka Beauforta.

Czyli wiało.

Wiało, były bardzo wysokie fale,

kiedy fala przechodziła przez pokład...

Nasz statek był mały, myśmy byli takim pełnomorskim holownikiem,

jak fala przechodziła przez pokład, to była w stanie pokryć człowieka od stóp do głów, także no...

Byliśmy mokrzy, byliśmy zmarznięci, bo to jeszcze była zima

i pamiętam, że kiedy w końcu udało nam się podpiąć ten statek pod hol,

cuma się jakoś tak dziwnie ułożyła, w sensie ta lina stalowa się jakoś tak dziwnie ułożyła

i stanąłem w cholernie niefortunnym miejscu,

bo w momencie kiedy ten hol został by napięty,

to mówiąc kolokwialnie mógłbym zostać wystrzelony jak z katapulty do wody, prosto.

A w sztormie nie odnajdziesz człowieka. Zapomnij.

Także no, dostałem, że tak powiem

dwie sekundy przed, na ostatni gwizdek, dostałem komunikat na radiu,

„Nikodem, uciekaj stamtąd”

Odskoczyłem do tyłu.

Cuma poszła.

Udało się.

No, udało się.

To był, wiesz, no nie będę ukrywał,

to moja głupota mogła się po prostu przyczynić do tego, że coś bym sobie zrobił.

Ponad to, kiedy wychodzimy do takiej codziennej pracy,

jakieś właśnie stukanie, malowanie,

obowiązkiem twoim jest, żeby mieć rękawiczki, żeby mieć gogle, żeby mieć, czasami kask,

jeśli pracujesz gdzieś tam na wysokości podpięty do uprzęży bezpieczeństwa,

bo nie raz właśnie, dochodzi do takich wypadków,

że ktoś coś stuka, nawet nie młotkiem, ale używa tak zwanego chisel gun'a,

to jest pistolet naładowany gwoźdźmi,

który z bardzo dużą szybkością, właśnie uderza w rdzę, uderza w stal,

no i kurczę, dostaniesz odprysk w oko i zaczyna się płacz.

Trzeba płukać, trzeba lecieć do drugiego.

To jest bardzo niebezpieczne.

Czasami się zdarza, że to trafił ci się opiłek, nic się nie stało,

a innym razem ktoś będzie jechał szlifierką i dostanie mu się na przykład, drut do oka.

I to już musisz lecieć do szpitala.

Na statku nie ma lekarza?

Nie ma lekarza.

Jest tylko drugi oficer.

Drugi oficer jest odpowiedzialny za utrzymanie szpitaliku w stanie używalności, tak bym to nazwał.

Odpowiada za sprzęt medyczny,

ale to nie jest jego jedyne zobowiązanie, to jest przede wszystkim nawigator.

Także on nie ma jakby takiego wykształcenia lekarskiego powiedział bym.

Oczywiście trzeba mieć pewne certyfikaty i trzeba mieć pojęcia na temat medycyny, jakieś tam drobne,

natomiast, nie, nie ma lekarza.

Czy piraci istnieją?

Znaczy, powiem ci tak, tacy z drewnianymi nogami, z papugami, to już dawno nie.

To już dawno nie, to już w ogóle odeszło, że tak powiem.

To jest w ogóle mitologia.

To nawet w historii tego nie było. To po prostu wykształciły mass media.

Piraci są, jak najbardziej.

Są somalijczycy.

Działają, jak najbardziej.

Jak to wygląda?

Metody działania piratów wyglądają też inaczej,

to się odbywa znacznie mniej hucznie, nie ma armat, nie ma strzelania, znaczy jest,

czasami tak, ale z kałasznikowów.

I odbywa się to w tan sposób, że piraci wypływają często na otwarte morze,

mają tak zwany statek matkę

i ten statek matka, jako większa jednostka,

jest właśnie taką jednostką operacyjną, na której oni posiadają swój sprzęt radiowy, nawigacyjny,

i pod którą to jednostkę podlega kilka mniejszych,

to są już motorówki, łódeczki,

mające, nie wiem, z cztery metry długości, z trzy,

no i te łódeczki sobie krążą po akwenie

i prowadzą obserwacje statku, który mógł by się nadać do złupienia.

Takim najczęstszym celem tych statków pirackich są wolne jednostki.

Tak bym to powiedział.

Wolniejsze statki towarowe, które nie są w stanie uciec.

Wiadomo, jeśli kontenerowiec rozwinie cie prędkość do 20-paru węzłów, a one tak potrafią,

no to taka mała, drewniana łubianka tego nie dogoni,

ale jeśli masz wyładowanego product tanker'a, który jest po brzegi wypełniony benzyną

i on co najwyżej może rozwinąć prędkość do 11 węzłów,

no i jeżeli dogonią taki statek, to wiadomo, nie ważne czy on jest jakoś tam ufortyfikowany,

jakimiś drutami kolczastymi, czy innymi przeszkodami.

Sru, leci kotwiczka, zrywa się to po prostu, ustawiają drabinę

i wchodzą sobie na pokład.

Miałeś podobne sytuacje?

Pamiętam, że właśnie płynęliśmy przez Gulf of Aden, Zatokę Adeńską

i w pewnym momencie statek po naszej lewej burcie zaczął strasznie przyspieszać,

ale to tak tak przyspieszać, że on był za nami, i on był zaraz już przed nami

i tuż za rufą wypłynęły mu dwie motorówki.

To już był sygnał, że trzeba się szykować, że coś się dzieje.

Ochrona od razu, hełmy, kamizelki, karabiny.

W pełnej gotowości, no na szczęście się okazało, że to byli tylko rybacy.

Problem jest taki, że nie jesteś w stanie, na dobrą sprawę, odróżnić rybaka od pirata,

bo oni wyglądają tak samo.

Jak wyglądają zarobki?

Ile się zarabia?

Zależy od stanowiska, od rangi.

Nie muszę chyba jakoś tam specjalnie udowadniać czy tłumaczyć,

że statek w pewnym tam stopniu, przypomina w sumie wojsko,

bo to jest praca hierarchiczna, to jest życie w hierarchii.

No my jako marynarze, przeciętnie zarabiamy powiedzmy od 1100 do 1500 euro, około.

To jest taka średnia wyciągnięta oczywiście,

bo zdarzają się kompanie, gdzie marynarze na przykład zarabiają dużo więcej. 1800, 2000.

Ale to już trzeba naprawdę dobrze trafić.

Od marynarza w górę, no starszy marynarz powiedzmy z reguły ma to 100, 200 euro więcej.

Bosman jeszcze 300 euro więcej, także no, tak trzeba liczyć około dwóch tysięcy euro.

1800.

Coś w tych widełkach.

Oficerowie, to już jest inna sprawa.

Oni zarabiają z reguły około trzech tysięcy dolarów, trzech tysięcy euro.

Starszy oficer, to już jest zarobek około, tak strzelając no, pięć, siedem tysięcy euro,

no i kapitan, najwyższy zarobek o jakim słyszałem jaki miał kapitan było 10 tysięcy dolarów miesięcznie.

I mówię, to naprawdę zależy od kompani, od konkretnego kontraktu, wynagrodzenia,

bo są i kontrakty zbójeckie, gdzie no, na przykład drugi mechanik zarabia 2200 euro,

gdzie po chief'ie maszynowym, to jest najważniejsza osoba w tym departmęcie.

I to są pieniądze, które dostajesz kiedy jesteś na wodzie?

Tak.

Co kiedy nie pływasz?

Kiedy nie pływam, to przez pierwszy tydzień jestem królem życia,

bo siedzę na górze pieniędzy.

Tylko trzeba...

Bo nie wydawałeś przez ten czas.

Bo nie wydajesz ich czas,

to są twoje pieniądze, od tego nie jest odliczany żaden podatek.

My jako marynarze, nie jesteśmy opodatkowani.

I to jest faktycznie twoje,

tylko, że niestety trzeba się liczyć z tym, że jeśli nie jesteś na stałe zakotwiczony w jakiejś kompanii,

no to, musisz liczyć się z tym, że może ci się szykować dłuższa lub krótsza przerwa.

Trzeba czasami dokonać takiego rachunku sumienia i ocenić czy warto, czy nie warto płynąć,

bo to naprawdę, pieniądze zaczną ci się kończyć i musisz podjąć męską decyzje.

Jadę, bo muszę.

Bo muszę zarobić. Muszę zarobić na dzieci. Muszę zarobić na kredyt.

Muszę z czegoś żyć, no po prostu.

Wiesz co mówi się o marynarzach?

A, o dziewczynie w każdym porcie.

No tak, no to jest często poruszany temat.

Jest coś na rzeczy?

Przez całe sześć lat, jak pływam, poznałem dwóch ludzi.

Jeden mi się przyznał do tego, że zdradził żonę,

raz, jeden jedyny, jakieś nie wiem tam, 20 lat temu,

tam opowiedział historię z tym związaną, że on tam gdzieś w porcie zjeżdżał,

a raz, poznałem gościa, który, no zdradzał dziewczynę.

Tylko, że to też działa w obydwie strony.

Na przykład miałem kolegę z Filipin, marynarza,

Strasznie fajny facet, bardzo religijny, do serca przyłóż,

miał dziewczynę, którą bardzo kochał,

i zwierzył mi się kiedyś, że wypłynął na osiem miesięcy,

bo ich kontrakty są trochę dłuższe niż nasze,

zapukał do dziewczyny, a tam go przywitał obcy facet

i sprawa została wyjaśniona pokojowo,

dziewczyna powiedziała mu, że już go nie kocha, że ona tak nie może, że to jest bez sensu,

no i musieli się rozejść.

Także to nie jest tak, że my chodzimy po burdelach, absolutnie nie.

Większość ludzi, których poznałem na morzu, ani razu nie przekroczyła, że tam powiem,

progu domu publicznego, nie chodzili na dziewczynki,

szczerze powiedziawszy, jest to rozrywka głównie uprawiana przez ludzi, którzy nie mają zobowiązań, jeszcze.

Nie mają żony, nie mają dzieci. Mogą sobie po prostu poszaleć.

Coś jest na rzeczy, natomiast stwierdzenie jakoby marynarze byli dziwkarzami,

k*rwami, jak czasami słyszałem.

Jest nadużyciem?

Jest nadużyciem, sporym nadużyciem.

Na samym początku, zacząłeś wymieniać kraje, które odwiedziłeś,

jest takie wyobrażenie, że pracując w ten sposób masz możliwość zwiedzić cały świat.

A jak to wygląda w rzeczywistości? Czy jest na to czas?

Powiem w ten sposób,

Czas jak najbardziej jest,

ale nie zawsze.

Często się zdarza, że terminale ładunkowe są bardzo oddalone od miasta,

zwłaszcza jeśli mówimy o tankowcach albo chemical tanker'ach, czyli właśnie chemikaliowcach.

Są nawet przepisy, które nakazują, żeby te zbiorniki, te rury, to wszystko trzymać z dala od aglomeracji miejskiej

Wiadomo, no względy bezpieczeństwa.

I po prostu nie opłaca ci się wydawać tych pieniędzy na taksówkę, żeby gdzieś tam daleko jechać na miasto,

aczkolwiek, czasami zdarza się, że port jest względnie blisko centrum miasta,

czasami zdarza się, tak jak w Ameryce Południowej, że taksówka jest bajecznie tania,

płacisz pięć dolarów i jedziesz jak król, gdzie chcesz i jak chcesz,

na jakie stoisko chcesz, od razu wychodzisz, kupujesz sobie jakieś przyprawy, pamiątki.

To jest też taki fajny aspekt tej pracy.

Za co, w takim razie, kochasz tę pracę najbardziej?

Nie powiedziałbym żebym ją kochał,

bo to jest za dużo powiedziane. Nie jest to zawód, który chciałbym uprawiać do końca życia.

Jednak?

Jednak. Jednak nie.

To jest fajna praca jeśli chcesz sobie zarobić na samochód,

to jest fajna praca jeśli chcesz odłożyć na fajny komputer,

to jest praca jeśli chcesz sobie właśnie dorobić do spłacania kredytu, albo zarobić sobie na mieszkanie,

po prostu taki strzał, żeby zarobić dużo ilość gotówki, żeby to się odbyło legalnie etc.

Ale jeśli miałbym powiedzieć, za co lubię tę pracę,

to chyba właśnie za tę zwiedzone miejsca.

Za tę zwiedzone miejsca. Za tych poznanych ludzi różnych kultur,

bo powiem ci, że kiedyś nie miałem takiego oglądu otwartego, że tak powiem

i mogę na przykład o muzułmanach, których poznałem na morzu, powiedzieć śmiało,

że to są jedni z najfajniejszych ludzi jakich ja poznałem, jedni z najbardziej życzliwych.

Nie sądziłem, że ja to kiedykolwiek powiem i dojdę do takiego wniosku,

ale faktycznie, muzułmanie, czy chociażby hindusi, których poznałem,

to byli naprawdę do rany przyłóż ludzie.

Z jednej strony żałuję, że wybrałem ten kierunek,

bo zerwałem sporo lat, które mogłem spędzić na lądzie ze znajomymi,

z przyjaciółmi, z rodziną,

a z drugiej strony, to jest niepowtarzalne takie doświadczenie,

którego, to będzie takie masło maślane, no ale które mało kto doświadcza.

No jakby nie patrzeć, moja praca nadal pozostaje w takiej kwestii mitów, legend,

tak jak sobie powiedzieliśmy o piratach, o drewnianych statkach.

No, ludzie tym żyją jeszcze.

Nie każdy może być marynarzem.

No, nie każdy.

Nikodem, bardzo dziękuję za spotkanie i za bardzo fascynującą...

Jasne tylko za nim podamy sobie ręce i się rozejdziemy na wieczny czas,

ja tu mam dla ciebie taką małą pamiątkę.

Bardzo dziękuję.

Ojciec swego czasu przywiózł tego od czorta z Afryki

i mamy tego całe pudła,

także myślę, że nic się nie stanie jeśli mu zginie jedna figurka.

To jest ręczna robota z Afryki.

Bardzo dziękuję, to ja mam pomysł,

może przekażemy figurkę naszym widzom.

Jak najbardziej.

Zasady konkursu opublikujemy w mediach społecznościowych,

jeszcze ich nie wymyśliłem, więc zaglądajcie.

Uprzejmie dziękuję ci za figurkę,

za spotkanie i za naprawdę fascynującą opowieść.

Dzięki.


Ile zarabia MARYNARZ i jak wygląda życie NA MORZU? – 7 metrów pod ziemią How much does a MARINER earn and what is life like AT SEA? - 7 meters underground Quanto ganha um MARINHEIRO e como é a vida no mar? - 7 metros abaixo do solo

To jest cholernie niebezpieczny zawód. Esta é uma profissão muito perigosa.

To jest cholernie niebezpieczny zawód i musisz bardzo uważać na każdym kroku, co robisz. É uma profissão extremamente perigosa e é preciso ter muito cuidado com o que se faz em cada passo do caminho.

Podczas sztormu holowaliśmy statek, który stracił maszyny. Durante a tempestade, rebocámos um navio que tinha perdido as máquinas.

I to była o tyle nerwowa sytuacja, że to była ósemka Beauforta.

Czyli wiało.

Wiało, były bardzo wysokie fale.

Piraci są, jak najbardziej.

Są Somalijczycy.

Działają.

Kiedy nie pływam, to przez pierwszy tydzień jestem królem życia,

bo siedzę na górze pieniędzy.

Wiesz co mówi się o marynarzach?

A, o dziewczynie w każdym porcie.

No tak, no to jest często poruszany temat.

Jest coś na rzeczy?

Nikodem, od sześciu lat jesteś marynarzem.

Ile krajów zdążyłeś odwiedzić w tym czasie?

Mam wyliczać?

Bo tego jest naprawdę sporo.

Spróbujmy.

Najważniejsze.

Najważniejsze. No na pewno byłem w Stanach Zjednoczonych, byłem w Kanadzie,

byłem w Chinach, byłem w Malezji, byłem w Singapurze,

byłem w Anglii, byłem w Norwegi, byłem w Szwecji.

Okej.

Jak zostać marynarzem?

Wiesz co, najprostsza droga to jest kurs na marynarza wachtowego.

On się odbywa za pośrednictwem urzędu morskiego, czy to w Szczecinie, czy to w Gdynii.

Można też zostać marynarzem wachtowym, jeśli ukończy się,

przynajmniej w moim przypadku tak było, jeśli ukończyłeś pierwszy rok szkoły morskiej.

Łatwo o pracę?

Z tym bywa różnie.

Często zależy, w jakiej dokładnie branży się znajdziesz.

Ludzie na rynku offshore'owym raczej nie mogą narzekać.

Offshore'owym, to znaczy uderzającym głównie w platformy wiertnicze, sejsmiki, PSV,

tam są raczej...

Sejsmiki? PSV?

To są statki, które wykonują operacje na morzu, ciągną kable po dnie morza, szukają surowców, ropy.

Często biorą udział w operacji budowy farm wiatrowych na środku morza.

Także tam są w zasadzie najlepsze pieniądze, zaraz po tankowcach, chemikaliowcach.

Ty na jakich statkach pływałeś?

Ojejku, swoją karierę zacząłem na masowcu.

Na masowcu, czyli?

To był statek od ładunków sypkich.

Woziliśmy węgiel, woziliśmy ziarna soi, woziliśmy sól.

Zasypujesz, zamykasz, jedziesz.

Po prostu. I to był też tak zwany panamax,

czyli największy możliwy rodzaj, długość statku, który może obecnie przepłynąć przez Kanał Panamski.

To się niedługo zmieni, bo obecnie Kanał Panamski jest rozbudowywany,

no ale póki co 200, 220 metrów to jest taka maksymalna długość.

Był masowiec. Co jeszcze?

Potem był kontener.

Raz byłem na chłodnicowcu,

który stale kursował między Ameryką Południową a Europą.

I co taki statek przewozi?

Ojej, wiesz co, w takim schłodzonym kontenerze to nawet buty mogą być.

Mówię poważnie.

Przewoźnik może sobie zażyczyć, w sensie klient,

że chce przewieźć swój towar w chłodzonym kontenerze.

Jest jakieś tam ryzyko, że się na przykład te buty rozkleją czy coś w ten deseń.

Ale generalnie jeśli chłodnicowiec, to najczęściej żywność.

Żywność, żywność, żywność.

Na czym polega specyfika twojej pracy?

Na tym, że narzuca ci pewien styl życia.

Niestety, ale marynarz ma to do siebie, że...

Zaryzykowałbym takie stwierdzenie: jemu wszędzie nie do końca będzie dobrze,

ponieważ na lądzie będzie ci trochę brakowało tego morza,

a na morzu będzie ci brakowało rodziny i relacji ze znajomymi.

Jest nawet w pewien sposób wskazane, żeby marynarz podejmując swoją pracę,

zadbał o to, żeby mieć rodzinę, żeby mieć żonę, żeby mieć dzieci,

żeby mieć po prostu do czego wracać.

Każdy powrót do domu to święto.

A co jest takiego w morzu, że się za nim tęskni?

Ciężko mi to opowiedzieć. Ciężko mi wyjaśnić.

Ja to może wyjaśnię przez pryzmat właśnie mojego pierwszego kontraktu.

Na statek wchodziłem w Nowym Orleanie, to był właśnie ten masowiec ogromny.

I to uczucie kiedy wstajesz rano, budzi cię telefon do kabiny,

odzywa się do ciebie drugi oficer,

mówi „siema, tutaj Paweł, przychodź na mostek, potrzebujemy cię”.

Przychodzisz na mostek, każdy podaje ci rękę, każdy jest nowy,

każdy jest, że tak powiem, nowo poznany.

Poznajesz cały czas nowych ludzi, różnych narodowości.

Obsada ciągle się zmienia?

Tak, obsada się cały czas zmienia, bo inni zjeżdżają, inni przyjeżdżają.

Poznałem wtedy właśnie oficera Bługara, właśnie tego drugiego oficera Polaka,

był drugi kadet, który był z Chin,

więc była duża bardzo różnorodność i...

Idziesz na ten mostek.

Idę na ten mostek, tak,

i dostaje już pierwsze zadanie „Słuchaj młody, tutaj masz ołówek, tutaj masz GPS skreśl nam pozycje na mapie”, bo byłem wtedy kadetem pokładowym

i pamiętam właśnie to pierwsze uczucie, kiedy poszły cumy i ruszyła maszyna.

Kiedy się wszystko zaczęło pod tobą trząść i „Łał! Ja jestem na statki. Ja płynę.”

I to było fajne,

to było coś nowego i za każdym razem, jak wchodzisz na nowy statek, to jest za każdym razem coś innego,

bo każdy statek jest inny, każda załoga jest inna.

Jakie są niedogodności twojego zawodu?

To, że nie wiesz czego się spodziewać.

Podpisujesz z kampanią kontrakt, powiedzmy na cztery miesiące, na sześć miesięcy

i oczywiście kiedy podpisujesz ten kontrakt, to agencja udzieli ci wszelkich potrzebnych informacji,

nazwa statku, gdzie on mniej więcej może pływać, pi razy drzwi oczywiście,

w razie możliwości narodowość załogi, jeśli jest ta sama, albo jest w miarę jednolita,

natomiast, nie są w stanie ci powiedzieć z nazwiska, z imienia kto tam pływa,

na jakim jest stanowisku

i tak naprawdę możesz się nadziać na różnych ludzi.

Wypływasz w ciemno?

Wypływasz w ciemno tak naprawdę.

No przepraszam, to nie jest praca taka jak na lądzie, że coś ci się nie spodoba i możesz zerwać umowę,

trzasnąć drzwiami i sobie wyjść,

bo masz wodę dookoła.

I możesz trafić na... no po prostu na różnych ludzi.

Zdarzało ci się, nie mieć szczęścia?

Powiedziałbym, że aż za często.

Tak uczciwie mówiąc, aż za często.

Rozumiem, że to miedzy innymi dlatego nie zdecydowałeś się pokazać twarzy?

Wiesz co? Poznałem właśnie na morzu różnych ludzi, z którymi różnie się dogadywałem, także Polaków,

nie zawsze układało się nam dobrze i po prostu wolałbym pozostać anonimowy.

Byłem trochę skonfliktowany z facetem, który no lubił przygrzać w rurę.

Lubił pić alkohol i po prostu upatrywał sobie we mnie taki łatwy cel, powiedzmy, do zaczepek.

Oczywiście, nie żeby tam dochodziło do bójek, broń Boże,

jeśli dojdzie do czegoś takiego na pokładzie idziesz do starszego oficera albo kapitana i mówisz,

że dzieje ci się krzywda, że jest nie dobrze,

opisujesz sytuacje i facet jedzie do domu.

Na własny koszt często.

Wspomniałeś o alkoholu. Czy na statkach się pije?

To jest, że tak powiem, surowo wzbronione na większości statkach,

na większości, na wszystkich jest w zasadzie stricte zabronione,

aczkolwiek wiadomo, człowiek jest człowiekiem,

ludzie czasami mają ochotę przewieść sobie jedno piwo, dwa.

Mnie, jeśli o mnie chodzi, nie mam potrzeby.

Nie mam potrzeby pić alkoholu, ja mogę bez alkoholu wytrzymać ponad pół roku,

jak nie dłużej

i nie jest to dla mnie, że tak powiem, element niezbędny do rozrywki,

ale poznałem już ludzi, którzy na przykład bez wódki, no to ciężko,

a jak im jej zabrakło, to było jeszcze gorzej,

bo na czymś musieli się wyładować.

A tobie, czego najbardziej brakuje kiedy jesteś na morzu?

Kontaktu ze znajomymi.

To jest takie...

Znaczy wiadomo, nic nie zastąpi ci rodziny.

Rodzina to jest taki fundament wszystkiego,

natomiast znajomi, koledzy, przyjaciele to są osoby, z którymi tak naprawdę na co dzień spędzasz czas,

z którymi rozmawiasz, z którymi coś tam napiszesz na facebooku, z którymi rozmawiasz przez telefon

i myślę, że właśnie tego mi brakuje,

a poza tym książek, książek, książek i jeszcze raz książek.

Na ile ty masz możliwości, żeby wejść do internetu, zadzwonić, wysłać e-maila?

Zależy od kompanii.

Są firmy, w których się strasznie skąpi na ten internet

i to jest na tej zasadzie, że można na przykład wysłać do 20 e-maili miesięcznie

i to jest na tej zasadzie, że piszesz sobie tego e-mail w notatniku

i na samej górze, albo na samym dole dajesz adres e-mail gdzie ta wiadomość ma pofrunąć

i to kapitan odczytuje u siebie na komputerze i on to może posłać.

A czasami jest tak, że jest na przykład system komputerowy,

do którego wglądu nie ma absolutnie nikt.

W sensie nikt nie może czytać twoich wiadomości,

bo w przypadku pierwszym trzeba się niestety na zaufanie względem starego, kapitana w sensie.

No, a w drugim możesz wysłać do, powiedzmy 40 e-maili

i to jest twój limit.

I program po prostu już ci w tym momencie zakłada blokadę,

jak chcesz wysyłać więcej, mówisz kapitanowi,

tylko, że już za każdy e-mail będziesz płacił 20 centów powiedzmy,

to jest taka dosyć śmieszna cena.

A czasami jest tak, że internet jest oczywiście jak najbardziej dostępny.

Jest modem.

Fakt, nie jest to internet rewelacyjny,

zrywa go często, nawet kilka razy pod rząd jak próbujesz się z kimś rozmówić na messengerze, czy coś,

no ale jest. Ważne, że jest.

Kiedy jesteś na statku, jakie są właściwie twoje obowiązki?

Co robisz na co dzień?

Powiem ci tak, ja jestem tak zwanym ordinary seaman,

jestem marynarzem wachtowym

i do moich obowiązków należy:

na pokładzie, podczas takich dziennych robót, stukanie rdzy, malowanie,

prace konserwacyjne czyli smarowanie niektórych mechanizmów,

jeśli statek jest typowo towarowy, jest to właśnie masowiec, kontener,

to także sprzątanie ładowni po wyładunku.

Trzeba wliczyć też do tego także takie prace, no niekonwencjonalne,

na przykład raz się zdarzyło, że zaczepiliśmy kotwicą o żaki,

to są takie małe koszyki, w które rybacy łapią krewetki

i one nam wisiały na kotwicy na takich stalowych linach,

nie mieliśmy, cholera jasna, jak ich stamtąd ściągnąć,

no to co wymyśliliśmy, a w zasadzie wymyślił starszy oficer,

wzięliśmy, rozumiesz, taką sześcio metrową sztycę,

do niej doczepiliśmy szlifierkę kątową,

poprowadziliśmy kabel parę metrów, gdzieś tam do najbliższej wtyczki,

opuściliśmy tę sztycę, podłączyliśmy wtyczkę

i już z włączoną tą szlifierką kątową, żeśmy musieli pourzynać te linki i spadła.

Także dużo jest takich nietypowych prac, nietypowych sytuacji.

Czasami jest to też praca na sterlingu,

chociaż to już się odbywa jak statek jest na kotwicy, albo jest w porcie,

bo takie jest zalecenie.

Safety, bezpieczeństwo,

Czyli na tak zwanej ławeczce bosmańskiej

czyli, że wisisz, powiedzmy, wywieszony za burtą statku i coś tam robisz.

Co robisz w czasie wolnym?

Tutaj następuje taki spory dysonans,

ponieważ na moim pierwszym kontrakcie nie miałem ze sobą żadnej elektroniki zabranej,

nie miałem ze sobą laptopa, moja MP3 wysiadła po trzecim tygodniu używania,

nie miałem telewizora

i tak naprawdę moją jedyną rozrywką było przychodzenie do TV roomu,

to jest taki właśnie pokoik rekreacyjny dla marynarzy,

tam są szachy, tam są różne gry,

tam jest właśnie między innymi telewizor, czy jakaś konsola do gier,

no i tam przychodziłem, spotykałem się z załogą.

Na moim pierwszym statku, warto wspomnieć, załogą szeregową byli Kiribaci,

nie wiem czy kojarzysz taki kraj,

to są wysepki gdzieś na środku Pacyfiku

i ci Kiribaci właśnie, nie wiem...

Oni dla mnie zawsze będą słynąc z tego, że oni potrafią sobie ten czas wolny jakoś zagospodarować.

Czy tam sobie pośpiewać jakieś karaoke,

czy pograć sobie na ukulele.

To jest fajne, bo to jest coś nowego, to jest coś obcego

i na początku strasznie w tą wsiąkłem,

później wiadomo jak już jest blisko zjazdu do domu, to już troszkę człowiek chcę od tego odpocząć

i wtedy sobie szuka innych rozrywek,

na przykład przetrzepuje biblioteczkę statkową z jakimiś książkami

starszymi, nowymi, nie ważne, ale żeby było co czytać.

No, a mówię, na późniejszych kontraktach, jak już miałem ze sobą komputer,

to z reguły jakieś gry, film sobie jakiś obejrzeć, książki poczytać,

to jest taki najbardziej popularny sposób spędzania wolnego czasu.

Ewentualnie, jeśli mamy potrzebę zapukać do kolegi do kabiny,

przyjść, porozmawia po prostu.

Jak w życiu.

Czy praca na statku bywa niebezpieczna?

To jest cholernie niebezpieczny zawód.

To jest cholernie niebezpieczny zawód i musisz bardzo uważać na każdym kroku co robisz.

Jest nawet taka bardzo ważna zasada,

kiedy wchodzisz na statek, jeśli nie wiesz czegoś, pytaj.

Zapytaj się dwa razy, zapytaj się pięć razy, zapytaj się dziesięć razy, ktoś się wk*rwi w końcu

i ci powie, że masz spadać na bambus bo on ma swoją robotę,

nie ważne, zapytaj się, ale żebyś wiedział.

Co może się wydarzyć?

Powiem ci, że z własnej głupoty, no mogłem się targnąć.

To było w kanale angielskim.

Podczas sztormu holowaliśmy statek, który stracił maszyny

i to była o tyle nerwowa sytuacja, że to była ósemka Beauforta.

Czyli wiało.

Wiało, były bardzo wysokie fale,

kiedy fala przechodziła przez pokład...

Nasz statek był mały, myśmy byli takim pełnomorskim holownikiem,

jak fala przechodziła przez pokład, to była w stanie pokryć człowieka od stóp do głów, także no...

Byliśmy mokrzy, byliśmy zmarznięci, bo to jeszcze była zima

i pamiętam, że kiedy w końcu udało nam się podpiąć ten statek pod hol,

cuma się jakoś tak dziwnie ułożyła, w sensie ta lina stalowa się jakoś tak dziwnie ułożyła

i stanąłem w cholernie niefortunnym miejscu,

bo w momencie kiedy ten hol został by napięty,

to mówiąc kolokwialnie mógłbym zostać wystrzelony jak z katapulty do wody, prosto.

A w sztormie nie odnajdziesz człowieka. Zapomnij.

Także no, dostałem, że tak powiem

dwie sekundy przed, na ostatni gwizdek, dostałem komunikat na radiu,

„Nikodem, uciekaj stamtąd”

Odskoczyłem do tyłu.

Cuma poszła.

Udało się.

No, udało się.

To był, wiesz, no nie będę ukrywał,

to moja głupota mogła się po prostu przyczynić do tego, że coś bym sobie zrobił.

Ponad to, kiedy wychodzimy do takiej codziennej pracy,

jakieś właśnie stukanie, malowanie,

obowiązkiem twoim jest, żeby mieć rękawiczki, żeby mieć gogle, żeby mieć, czasami kask,

jeśli pracujesz gdzieś tam na wysokości podpięty do uprzęży bezpieczeństwa,

bo nie raz właśnie, dochodzi do takich wypadków,

że ktoś coś stuka, nawet nie młotkiem, ale używa tak zwanego chisel gun'a,

to jest pistolet naładowany gwoźdźmi,

który z bardzo dużą szybkością, właśnie uderza w rdzę, uderza w stal,

no i kurczę, dostaniesz odprysk w oko i zaczyna się płacz.

Trzeba płukać, trzeba lecieć do drugiego.

To jest bardzo niebezpieczne.

Czasami się zdarza, że to trafił ci się opiłek, nic się nie stało,

a innym razem ktoś będzie jechał szlifierką i dostanie mu się na przykład, drut do oka.

I to już musisz lecieć do szpitala.

Na statku nie ma lekarza?

Nie ma lekarza.

Jest tylko drugi oficer.

Drugi oficer jest odpowiedzialny za utrzymanie szpitaliku w stanie używalności, tak bym to nazwał.

Odpowiada za sprzęt medyczny,

ale to nie jest jego jedyne zobowiązanie, to jest przede wszystkim nawigator.

Także on nie ma jakby takiego wykształcenia lekarskiego powiedział bym.

Oczywiście trzeba mieć pewne certyfikaty i trzeba mieć pojęcia na temat medycyny, jakieś tam drobne,

natomiast, nie, nie ma lekarza.

Czy piraci istnieją?

Znaczy, powiem ci tak, tacy z drewnianymi nogami, z papugami, to już dawno nie.

To już dawno nie, to już w ogóle odeszło, że tak powiem.

To jest w ogóle mitologia.

To nawet w historii tego nie było. To po prostu wykształciły mass media.

Piraci są, jak najbardziej.

Są somalijczycy.

Działają, jak najbardziej.

Jak to wygląda?

Metody działania piratów wyglądają też inaczej,

to się odbywa znacznie mniej hucznie, nie ma armat, nie ma strzelania, znaczy jest,

czasami tak, ale z kałasznikowów.

I odbywa się to w tan sposób, że piraci wypływają często na otwarte morze,

mają tak zwany statek matkę

i ten statek matka, jako większa jednostka,

jest właśnie taką jednostką operacyjną, na której oni posiadają swój sprzęt radiowy, nawigacyjny,

i pod którą to jednostkę podlega kilka mniejszych,

to są już motorówki, łódeczki,

mające, nie wiem, z cztery metry długości, z trzy,

no i te łódeczki sobie krążą po akwenie

i prowadzą obserwacje statku, który mógł by się nadać do złupienia.

Takim najczęstszym celem tych statków pirackich są wolne jednostki.

Tak bym to powiedział.

Wolniejsze statki towarowe, które nie są w stanie uciec.

Wiadomo, jeśli kontenerowiec rozwinie cie prędkość do 20-paru węzłów, a one tak potrafią,

no to taka mała, drewniana łubianka tego nie dogoni,

ale jeśli masz wyładowanego product tanker'a, który jest po brzegi wypełniony benzyną

i on co najwyżej może rozwinąć prędkość do 11 węzłów,

no i jeżeli dogonią taki statek, to wiadomo, nie ważne czy on jest jakoś tam ufortyfikowany,

jakimiś drutami kolczastymi, czy innymi przeszkodami.

Sru, leci kotwiczka, zrywa się to po prostu, ustawiają drabinę

i wchodzą sobie na pokład.

Miałeś podobne sytuacje?

Pamiętam, że właśnie płynęliśmy przez Gulf of Aden, Zatokę Adeńską

i w pewnym momencie statek po naszej lewej burcie zaczął strasznie przyspieszać,

ale to tak tak przyspieszać, że on był za nami, i on był zaraz już przed nami

i tuż za rufą wypłynęły mu dwie motorówki.

To już był sygnał, że trzeba się szykować, że coś się dzieje.

Ochrona od razu, hełmy, kamizelki, karabiny.

W pełnej gotowości, no na szczęście się okazało, że to byli tylko rybacy.

Problem jest taki, że nie jesteś w stanie, na dobrą sprawę, odróżnić rybaka od pirata,

bo oni wyglądają tak samo.

Jak wyglądają zarobki?

Ile się zarabia?

Zależy od stanowiska, od rangi.

Nie muszę chyba jakoś tam specjalnie udowadniać czy tłumaczyć,

że statek w pewnym tam stopniu, przypomina w sumie wojsko,

bo to jest praca hierarchiczna, to jest życie w hierarchii.

No my jako marynarze, przeciętnie zarabiamy powiedzmy od 1100 do 1500 euro, około.

To jest taka średnia wyciągnięta oczywiście,

bo zdarzają się kompanie, gdzie marynarze na przykład zarabiają dużo więcej. 1800, 2000.

Ale to już trzeba naprawdę dobrze trafić.

Od marynarza w górę, no starszy marynarz powiedzmy z reguły ma to 100, 200 euro więcej.

Bosman jeszcze 300 euro więcej, także no, tak trzeba liczyć około dwóch tysięcy euro.

1800.

Coś w tych widełkach.

Oficerowie, to już jest inna sprawa.

Oni zarabiają z reguły około trzech tysięcy dolarów, trzech tysięcy euro.

Starszy oficer, to już jest zarobek około, tak strzelając no, pięć, siedem tysięcy euro,

no i kapitan, najwyższy zarobek o jakim słyszałem jaki miał kapitan było 10 tysięcy dolarów miesięcznie.

I mówię, to naprawdę zależy od kompani, od konkretnego kontraktu, wynagrodzenia,

bo są i kontrakty zbójeckie, gdzie no, na przykład drugi mechanik zarabia 2200 euro,

gdzie po chief'ie maszynowym, to jest najważniejsza osoba w tym departmęcie.

I to są pieniądze, które dostajesz kiedy jesteś na wodzie?

Tak.

Co kiedy nie pływasz?

Kiedy nie pływam, to przez pierwszy tydzień jestem królem życia,

bo siedzę na górze pieniędzy.

Tylko trzeba...

Bo nie wydawałeś przez ten czas.

Bo nie wydajesz ich czas,

to są twoje pieniądze, od tego nie jest odliczany żaden podatek.

My jako marynarze, nie jesteśmy opodatkowani.

I to jest faktycznie twoje,

tylko, że niestety trzeba się liczyć z tym, że jeśli nie jesteś na stałe zakotwiczony w jakiejś kompanii,

no to, musisz liczyć się z tym, że może ci się szykować dłuższa lub krótsza przerwa.

Trzeba czasami dokonać takiego rachunku sumienia i ocenić czy warto, czy nie warto płynąć,

bo to naprawdę, pieniądze zaczną ci się kończyć i musisz podjąć męską decyzje.

Jadę, bo muszę.

Bo muszę zarobić. Muszę zarobić na dzieci. Muszę zarobić na kredyt.

Muszę z czegoś żyć, no po prostu.

Wiesz co mówi się o marynarzach?

A, o dziewczynie w każdym porcie.

No tak, no to jest często poruszany temat.

Jest coś na rzeczy?

Przez całe sześć lat, jak pływam, poznałem dwóch ludzi.

Jeden mi się przyznał do tego, że zdradził żonę,

raz, jeden jedyny, jakieś nie wiem tam, 20 lat temu,

tam opowiedział historię z tym związaną, że on tam gdzieś w porcie zjeżdżał,

a raz, poznałem gościa, który, no zdradzał dziewczynę.

Tylko, że to też działa w obydwie strony.

Na przykład miałem kolegę z Filipin, marynarza,

Strasznie fajny facet, bardzo religijny, do serca przyłóż,

miał dziewczynę, którą bardzo kochał,

i zwierzył mi się kiedyś, że wypłynął na osiem miesięcy,

bo ich kontrakty są trochę dłuższe niż nasze,

zapukał do dziewczyny, a tam go przywitał obcy facet

i sprawa została wyjaśniona pokojowo,

dziewczyna powiedziała mu, że już go nie kocha, że ona tak nie może, że to jest bez sensu,

no i musieli się rozejść.

Także to nie jest tak, że my chodzimy po burdelach, absolutnie nie.

Większość ludzi, których poznałem na morzu, ani razu nie przekroczyła, że tam powiem,

progu domu publicznego, nie chodzili na dziewczynki,

szczerze powiedziawszy, jest to rozrywka głównie uprawiana przez ludzi, którzy nie mają zobowiązań, jeszcze.

Nie mają żony, nie mają dzieci. Mogą sobie po prostu poszaleć.

Coś jest na rzeczy, natomiast stwierdzenie jakoby marynarze byli dziwkarzami,

k*rwami, jak czasami słyszałem.

Jest nadużyciem?

Jest nadużyciem, sporym nadużyciem.

Na samym początku, zacząłeś wymieniać kraje, które odwiedziłeś,

jest takie wyobrażenie, że pracując w ten sposób masz możliwość zwiedzić cały świat.

A jak to wygląda w rzeczywistości? Czy jest na to czas?

Powiem w ten sposób,

Czas jak najbardziej jest,

ale nie zawsze.

Często się zdarza, że terminale ładunkowe są bardzo oddalone od miasta,

zwłaszcza jeśli mówimy o tankowcach albo chemical tanker'ach, czyli właśnie chemikaliowcach.

Są nawet przepisy, które nakazują, żeby te zbiorniki, te rury, to wszystko trzymać z dala od aglomeracji miejskiej

Wiadomo, no względy bezpieczeństwa.

I po prostu nie opłaca ci się wydawać tych pieniędzy na taksówkę, żeby gdzieś tam daleko jechać na miasto,

aczkolwiek, czasami zdarza się, że port jest względnie blisko centrum miasta,

czasami zdarza się, tak jak w Ameryce Południowej, że taksówka jest bajecznie tania,

płacisz pięć dolarów i jedziesz jak król, gdzie chcesz i jak chcesz,

na jakie stoisko chcesz, od razu wychodzisz, kupujesz sobie jakieś przyprawy, pamiątki.

To jest też taki fajny aspekt tej pracy.

Za co, w takim razie, kochasz tę pracę najbardziej?

Nie powiedziałbym żebym ją kochał,

bo to jest za dużo powiedziane. Nie jest to zawód, który chciałbym uprawiać do końca życia.

Jednak?

Jednak. Jednak nie.

To jest fajna praca jeśli chcesz sobie zarobić na samochód,

to jest fajna praca jeśli chcesz odłożyć na fajny komputer,

to jest praca jeśli chcesz sobie właśnie dorobić do spłacania kredytu, albo zarobić sobie na mieszkanie,

po prostu taki strzał, żeby zarobić dużo ilość gotówki, żeby to się odbyło legalnie etc.

Ale jeśli miałbym powiedzieć, za co lubię tę pracę,

to chyba właśnie za tę zwiedzone miejsca.

Za tę zwiedzone miejsca. Za tych poznanych ludzi różnych kultur,

bo powiem ci, że kiedyś nie miałem takiego oglądu otwartego, że tak powiem

i mogę na przykład o muzułmanach, których poznałem na morzu, powiedzieć śmiało,

że to są jedni z najfajniejszych ludzi jakich ja poznałem, jedni z najbardziej życzliwych.

Nie sądziłem, że ja to kiedykolwiek powiem i dojdę do takiego wniosku,

ale faktycznie, muzułmanie, czy chociażby hindusi, których poznałem,

to byli naprawdę do rany przyłóż ludzie. it was really to the wound apply people.

Z jednej strony żałuję, że wybrałem ten kierunek,

bo zerwałem sporo lat, które mogłem spędzić na lądzie ze znajomymi,

z przyjaciółmi, z rodziną,

a z drugiej strony, to jest niepowtarzalne takie doświadczenie,

którego, to będzie takie masło maślane, no ale które mało kto doświadcza.

No jakby nie patrzeć, moja praca nadal pozostaje w takiej kwestii mitów, legend,

tak jak sobie powiedzieliśmy o piratach, o drewnianych statkach.

No, ludzie tym żyją jeszcze.

Nie każdy może być marynarzem.

No, nie każdy.

Nikodem, bardzo dziękuję za spotkanie i za bardzo fascynującą...

Jasne tylko za nim podamy sobie ręce i się rozejdziemy na wieczny czas,

ja tu mam dla ciebie taką małą pamiątkę.

Bardzo dziękuję.

Ojciec swego czasu przywiózł tego od czorta z Afryki

i mamy tego całe pudła,

także myślę, że nic się nie stanie jeśli mu zginie jedna figurka.

To jest ręczna robota z Afryki.

Bardzo dziękuję, to ja mam pomysł,

może przekażemy figurkę naszym widzom.

Jak najbardziej.

Zasady konkursu opublikujemy w mediach społecznościowych,

jeszcze ich nie wymyśliłem, więc zaglądajcie.

Uprzejmie dziękuję ci za figurkę,

za spotkanie i za naprawdę fascynującą opowieść.

Dzięki.