×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

7 metrów pod ziemią, Ile zarabia KSIĄDZ i na co idą pieniądze z TACY? – 7 metrów pod ziemią (1)

Ile zarabia KSIĄDZ i na co idą pieniądze z TACY? – 7 metrów pod ziemią (1)

Jechała taksówka, zatrzymała się i gościu z tyłu, który siedział,

otworzył drzwi i krzyknął:

„hej, pedofilu, chodź pojedziemy do dzieci”.

Uwielbiam spowiadać, naprawdę.

Nie dlatego, że jest to proste,

bo jest bardzo trudne i trzeba dotykać rzeczy bardzo delikatnych.

Jest coraz mniej ludzi chodzących do kościoła,

ale ci, którzy są, w większości dobrze z niego korzystają.

Nie chciałbyś mieć żony, dzieci?

Chciałbym.

No to co jest?

Trzy lata temu zostałeś księdzem. Nie żałujesz?

Nie żałuję zdecydowanie.

Naprawdę jestem szczęśliwy w tym miejscu, w którym jestem,

w parafii, w której się znajduję i z ludźmi, którzy mnie otaczają.

W życiu często jest tak, że nasze wyobrażanie o różnych rzeczach

nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością.

Jak było w twoim przypadku? Jakie były twoje wyobrażenia,

kiedy zostawałeś księdzem i czy rzeczywistość je jakoś zweryfikowała?

Tak, zdecydowanie inaczej sobie to wyobrażałem.

Chociaż klerykom, czyli przyszłym księżom, jest o wiele łatwiej,

bo jeżdżą na tzw. powołaniówki.

To jest taki moment, kiedy jedziemy na całą niedzielę i w danej parafii głosimy swoje świadectwa

jak doszło do tego momentu decyzyjnego, że jednak chcemy być w seminarium.

Czy można nazwać to takim „stażem”?

Poniekąd tak...

Są też tzw. praktyki,

że jedziemy na miesiąc do parafii, jedziemy na dwa tygodnie po akolitacie,

czyli wtedy, kiedy już możemy rozdawać komunię świętą.

I wtedy jest okazja zobaczyć parafię bliżej,

aczkolwiek to są krótkie odstępy czasu,

więc nie zawsze to jest 1:1 jak to wszystko wygląda,

ale już daje to pewne wyobrażenie.

Ale zaskoczyłem się jednak w kapłaństwie tym, co spotkałem,

ludźmi, z którymi współpracuję.

Ale wydaje mi się, że to są i dobre i złe doświadczenia,

ale suma sumarum jednak jest na plus.

Co cię zaskoczyło na plus, a co na minus w takim wypadku?

Zaskoczyło mnie na plus

to, że spotkałem ludzi, którzy chcą się otworzyć i porozmawiać

o swoich takich najgłębszych, najintymniejszych rzeczach

czy to w konfesjonale czy w kierownictwie duchowym,

a ich akurat mam bardzo dużo z racji na te wszystkie portale internetowe, które prowadzę

czy kanał na YouTube i też pisane książki,

więc wiadomo, że ludzie gdzieś tam się zgłaszają

i też w samej parafii.

Więc to jest ciekawe, że czasami mąż, żona nie wie,

a jednak księdzu to powiedzą. A na początku jesteś obcym człowiekiem,

dopiero się ta więź rozwija,

gdzieś kształtuje, więc to jest zachwycające.

Magia sutanny?

I sutanny i też pewnego kredytu zaufania,

który jest wypracowany przez Kościół.

Ja pamiętam słowa jednego z przełożonych z seminarium, który powiedział:

„szanujcie Kościół, bo on wiele rzeczy wypracował,

w które wy teraz wchodzicie”.

A na minus?

Na minus... Moje wewnętrzne kryzysy kapłańskie,

gdzie rzeczy okazywały się dla mnie zbyt trudne,

bo w ogóle to jest specyfika kapłaństwa,

że my podejmujemy się rzeczy, które teoretycznie przerastają ludzkie możliwości.

Raz, że udzielamy sakramentów, które są największą świętością

i musimy być bardzo w tym delikatni,

spotykamy się z ludźmi, z ich intymnymi rzeczami

i czasami zagrają emocje, czasami po prostu gdzieś sobie nie poradzimy.

I miałem takie kryzysy.

Wcześniej w seminarium myślałem, że wszystko sobie przepracowałem, że mam nad tym kontrolę,

a potem takie... trochę wbijanie się w ziemię,

zyskiwanie pokory i zobaczenie, że jednak nie jest to proste.

Jakie to były sytuacje?

Oj, tego było bardzo dużo.

Np. rozmowy z ludźmi, którzy mieli tak trudne życia,

że ja, który miałem 26 lat,

kiedy zostałem księdzem,

po prostu nie miałem wystarczającego doświadczenia, by im poradzić.

Oczywiście wtedy obdzwaniałem różnych znajomych księży,

mam też dużo znajomych psychologów

chrześcijańskich i nie tylko,

którzy mi gdzieś tam doradzali.

Dużo też czytam, staram się rozwijać,

więc podejmuję to wyzwanie, ale jednak okazywało się, że jest to za mało.

No i na szczęście jestem osobą wierzącą.

To nie jest tylko kwestia stroju, ale również wnętrza.

I to potwierdzało, że wiara jest tym fundamentem, na którym wszystko można zbudować.

A miałeś takie myśli typu: „a może ja się do tego nie nadaję”?

Tak, miałem w trakcie seminarium.

Miałem dwa, może nawet i trzy momenty, kiedy chciałem zrezygnować z seminarium,

bo stwierdziłem, że sobie z tym nie poradzę.

A później, w wyniku wiary, powiedziałem:

„Panie Boże, gdybyś nie dał mi wystarczających umiejętności, predyspozycji

do tego, żeby być księdzem, to byś mnie nie dopuścił do kapłaństwa”.

Tym bardziej, że były turbulencje.

I nie od razu dostałem ten diakonat.

Zostałem na chwilę wstrzymany

i to był tez pewien okres na nowo sobie zadania pytania, czy to jest dla mnie.

Te turbulencje, o których wspomniałeś, to...? Co masz na myśli?

Bo... To też jest ciekawa rzecz.

Żeby zostać małżonkiem wystarczy odbyć trzymiesięczne przygotowanie, kilka kursów,

pieczątki, podpis i zapraszamy do ołtarza.

I jest sakrament małżeństwa.

A w wypadku kapłaństwa jest to sześć lat formacji.

I każdy wyjazd na wakacje jest już momentem takim decyzyjnym,

że powracasz do swojego środowiska, na nowo to masz przemyśleć,

zastanowić się i również są rady,

gdzie księża przełożeni rozmawiają o tobie,

czy on się nie nadaje, czy może ma wystarczające umiejętności

i rozważają po drodze, więc raz, że my się formujemy, a dwa, że oni nas obserwują.

I właśnie oni zadecydowali, że to nie jest jeszcze ten moment.

Oczywiście dopytywałem, skąd się to bierze.

No bo to takie naturalne, prawda?

Dajecie mi blocka, więc pytam, skąd się to bierze.

Wytłumaczyli.

Stwierdzili, że jestem zbyt pewny siebie.

To jest moją cechą i chyba dlatego tak dużo rzeczy robię

i jestem pewny w tym siebie.

Czy była to rzeczywiście zarozumiałość?

Przedstawiłem rektorowi kilka propozycji, czy rzeczywiście coś takiego się wydarzyło.

On powiedział: „no widocznie nie, ale daj sobie ten czas”.

„Widzę, że masz powołanie, ale poczekaj”.

No i przeżyłem ten czas dobrze.

I uważam, że to jest czas naprawdę wyjątkowej łaski.

Pytanie, które - myślę - wielu Polaków chciałoby zadać:

ile zarabiają księża?

Wiesz, jest 44 diecezje w Polsce.

41 naszego obrządku łacińskiego, 2 grekokatolickiego, 1 Ordynariat Polowy.

W ogóle księży jest 31 tys., więc to jest naprawdę bardzo zróżnicowane.

To nie jest tak, że otrzymujesz pensję jedną i jest to rozwiązane, tylko jest to zróżnicowane

od terenu, czy jest bardziej pobożny czy mniej pobożny, ile ludzie dają na mszę świętą,

ile masz godzin w szkole,

czy może masz dodatkowe jakieś funkcje

jakiegoś kapelaństwa, przeróżne rzeczy.

Więc to się składa wiele czynników na to.

Bywa różnie - to jasne. Jak jest w twoim przypadku?

Czy możesz powiedzieć?

Mam 20 godzin w szkole.

14 godzin w normalnej szkole takiej pod Kartę Nauczyciela, 6 godzin w szkole branżowej.

Więc otrzymuję pensję, która jest dla mnie.

Z tacy, co ciekawe, wikariusz nie dostaje ani złotówki.

Tak realnie, bo wytłumaczę, jakie zagospodarowywane są przestrzenie z tacy.

Pieniądze, które rzucają w trakcie mszy świętej dokładnie na ofiarowanie ludzie,

są po pierwsze przekazywane na utrzymanie tego kościoła:

osoba sprzątająca, organista, zakrystian, ocieplenie, zabezpieczenie budynku.

Druga część tacy jest przekazywana na potrzeby diecezjalne,

czyli danego rejonu kościelnego.

W tym wypadku jest to u mnie diecezja szczecińsko-kamieńska,

jedna z najmniej pobożnych.

I przez to też pod względem materialnym

jest ona jedną z najsłabiej dotowanych.

I utrzymujemy te wszystkie struktury, czyli budujące się kościoły czasami,

utrzymanie księży emerytów,

domów spokojnej starości,

różnych spraw diecezjalnych,

więc konkretne kwoty są przekazywane na kurię.

I to jest ta część tacy właśnie?

Tak, to jest taka druga część tacy umowna.

A trzecia, ostatnia?

Trzecia to jest utrzymanie plebanii, czyli miejsca, w którym mieszkamy.

Na mojej plebanii jest pięciu księży:

proboszcz, ksiądz rezydent, czyli będący kiedyś proboszczem,

teraz już nam pomagający w konfesjonale, na porannych mszach też odprawiający,

ksiądz dyrektor radia katolickiego, który też posługuje jak normalny wikary

i nas dwóch wikariuszy.

Więc utrzymanie tego, żeby była kucharka,

chociaż też nie w każdej plebanii jest kucharka.

To nie jest standardem, czasami księża sami gotują.

Ja jestem po szkole gastronomicznej,

więc wszyscy się śmieją, że jak trafię na pojedynczą parafię, gdzie będę sam,

to będę mógł sobie ugotować,

także taka jest pociecha.

O gotowanie zapytam za chwilę.

Powiedz jeszcze: ta trzecia część

to jest ta część, z której wypłaca się pieniądze księżom także?

Nie. Wtedy księża z tego nie otrzymują, tylko utrzymywany jest ich dom.

A jeśli chodzi o nasze finanse,

które my otrzymujemy z parafii...

No właśnie, takie pieniądze na życie.

To jest z mszy świętej.

Czyli ktoś, kto składa ofiarę...

Ofiarę, czyli dobrowolną kwotę, którą chce dać.

Chociaż niektórzy mówią, że są gdzieś cenniki.

Ja się do tej pory nie spotkałem w mojej diecezji.

Może gdzieś to ma miejsce, nie wiem.

U nas czegoś takiego nie ma, więc dobrowolna ofiara.

Czy to będzie 10 zł, 50 zł, czasami więcej w zależności od hojności danego wiernego,

jest z tego zrobiony tzw. cumulus,

czyli wszyscy księża zapisują, jakie ofiary zostały złożone,

jest to podsumowywane i dzielone na ilość księży, którzy posługują w danej parafii.

Czy możesz powiedzieć w przybliżeniu, ile to wychodzi na głowę? To w zależności od parafii.

Wiadomo są różne kwoty, ale przeważnie 1500 zł, czasami więcej.

W zależności też od diecezji od od hojności wiernych.

Są jeszcze sakramenty.

Wspomniałeś o cennikach, tu też gdzieniegdzie można spotkać się z cennikami.

Za chrzest tyle, za pogrzeb tyle.

Jaki ty masz w ogóle do tego stosunek?

Do cenników?

Uważam, że jest to zdecydowanie błędne,

niepotrzebne, dlatego że pokazuje jakby to był produkt.

Przychodzisz do sklepu, płacisz kwotę i to otrzymujesz.

Wiem, skąd może to wynikać.

Księża boją się, że ludzie nie będą mieli w sobie poczucia.

I oczywiście to poczucie, jeżeli chodzi o utrzymanie księży, jest coraz mniejsze.

Wiadomo, we wspólnotach, wśród ludzi pobożnych, rozumiejących istotę rzeczy,

ta hojność jest duża.

Ale u większości jest pewne wycofanie z tematu kwot dawanych Kościołowi,

nawet często wymaganie,

żeby to było na takim a nie innym poziomie

i potem za bardzo długą pracę, np. przygotowanie ślubu,

czyli wszystkie spotkania, kiedy nie jest postawiony cennik - tak jak u mnie w parafii,

ktoś potem przyjeżdża piękną limuzyną,

pięknie wystrojony kościół, dobrze wygląda

i np. daje 100 zł za cały ślub.

Zdarza się?

Tak, oczywiście. Nawet u nas zdarzają się śluby za darmo.

Czasami nawet, kiedy jest problem, żeby ktoś ze względu na pieniądze wziął ten ślub,

to my od razu mówimy, że możemy dać za darmo.

Przecież to jest tylko dobrowolna ofiara,

więc to nie jest argument.

Mówisz, że zdarza się za darmo, a najhojniejsi?

Ile zostawiają?

Z tego, co ja pamiętam, no to 1000 zł zostało zostawione.

Czy to są pieniądze dla księży?

Czy musicie je oddawać dalej?

To jest również utrzymanie plebanii.

To jest tzw. iura stolae, czyli prawo stuły.

I te pieniądze wszystkie są odkładane,

chociaż jak jest np. pogrzeb, to wtedy procent z tej kwoty - 20 proc. - odlicza się na mszę świętą.

I wtedy ta kwota jest dodawana do mszy świętej, do tego cumulusu.

Wspomniałeś wcześniej o gotowaniu.

Bardzo ciekawi mnie to, jak wygląda takie codzienne życie na plebanii.

Czy ty jako ksiądz musisz martwić się np. tym, by znaleźć czas na obiad, na przygotowanie posiłków?

By uprasować sobie sutannę?

Czy macie to szczęście, że jest taka Michałowa, która tym się zajmuje?

Jak na plebanii w serialu.

Jak to jest w rzeczywistości?

Znowu zróżnicowanie. Opowiem, jak jest u mnie.

W ogóle chcę, aby to było odczytane bardzo subiektywnie,

bo to jest jeden z 31 tys. głosów na temat kapłaństwa.

Tak, opowiadasz tylko i wyłącznie o swoich doświadczeniach.

Dokładnie. I to trzeba podkreślić.

To nie jest tak, że zostałem wysłany tutaj przez kurię,

a kuria mi powiedziała: „wypowiedz się tak i tak”.

Nie, to tak nie działa.

U mnie jest tak, że przychodzimy na śniadania, one są w lodówce,

wyciągamy je i tam po prostu już są produkty zakupione przez gospodynię.

Wyciągam, zjadam, chowam, idę do szkoły, wracam.

I o 13:00 jest obiad.

Jeśli nie zdążę, bo mam inny układ lekcji,

to wtedy sobie po prostu ten obiad odgrzewam.

Później kolację również wyciągam sobie z lodówki.

I tak wygląda, jeśli chodzi o gastronomię.

Dosyć wygodne.

Tak, to jest wygodne i ta wygoda wydaje mi się, że jest tutaj bardzo potrzebna.

Tak jak rozmawialiśmy o kwestii finansowej.

Bo gdybyśmy mieli problem z finansami,

to to by spowodowało, że byśmy za bardzo o nich myśleli.

Więc ta wygoda jest potrzebna i tak samo pod względem gospodarzenia.

Że przychodzisz na gotowe, ale dzięki temu mam więcej czasu dla ludzi.

I w wypadku mnie, znowu mówię o moim subiektywnym przykładzie,

bardzo dużo poświęcam czasu na rozmowy z ludźmi.


Ile zarabia KSIĄDZ i na co idą pieniądze z TACY? – 7 metrów pod ziemią (1)

Jechała taksówka, zatrzymała się i gościu z tyłu, który siedział,

otworzył drzwi i krzyknął:

„hej, pedofilu, chodź pojedziemy do dzieci”.

Uwielbiam spowiadać, naprawdę.

Nie dlatego, że jest to proste,

bo jest bardzo trudne i trzeba dotykać rzeczy bardzo delikatnych.

Jest coraz mniej ludzi chodzących do kościoła,

ale ci, którzy są, w większości dobrze z niego korzystają.

Nie chciałbyś mieć żony, dzieci?

Chciałbym.

No to co jest?

Trzy lata temu zostałeś księdzem. Nie żałujesz?

Nie żałuję zdecydowanie.

Naprawdę jestem szczęśliwy w tym miejscu, w którym jestem,

w parafii, w której się znajduję i z ludźmi, którzy mnie otaczają.

W życiu często jest tak, że nasze wyobrażanie o różnych rzeczach

nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością.

Jak było w twoim przypadku? Jakie były twoje wyobrażenia,

kiedy zostawałeś księdzem i czy rzeczywistość je jakoś zweryfikowała?

Tak, zdecydowanie inaczej sobie to wyobrażałem.

Chociaż klerykom, czyli przyszłym księżom, jest o wiele łatwiej,

bo jeżdżą na tzw. powołaniówki.

To jest taki moment, kiedy jedziemy na całą niedzielę i w danej parafii głosimy swoje świadectwa

jak doszło do tego momentu decyzyjnego, że jednak chcemy być w seminarium.

Czy można nazwać to takim „stażem”?

Poniekąd tak...

Są też tzw. praktyki,

że jedziemy na miesiąc do parafii, jedziemy na dwa tygodnie po akolitacie,

czyli wtedy, kiedy już możemy rozdawać komunię świętą.

I wtedy jest okazja zobaczyć parafię bliżej,

aczkolwiek to są krótkie odstępy czasu,

więc nie zawsze to jest 1:1 jak to wszystko wygląda,

ale już daje to pewne wyobrażenie.

Ale zaskoczyłem się jednak w kapłaństwie tym, co spotkałem,

ludźmi, z którymi współpracuję.

Ale wydaje mi się, że to są i dobre i złe doświadczenia,

ale suma sumarum jednak jest na plus.

Co cię zaskoczyło na plus, a co na minus w takim wypadku?

Zaskoczyło mnie na plus

to, że spotkałem ludzi, którzy chcą się otworzyć i porozmawiać

o swoich takich najgłębszych, najintymniejszych rzeczach

czy to w konfesjonale czy w kierownictwie duchowym,

a ich akurat mam bardzo dużo z racji na te wszystkie portale internetowe, które prowadzę

czy kanał na YouTube i też pisane książki,

więc wiadomo, że ludzie gdzieś tam się zgłaszają

i też w samej parafii.

Więc to jest ciekawe, że czasami mąż, żona nie wie,

a jednak księdzu to powiedzą. A na początku jesteś obcym człowiekiem,

dopiero się ta więź rozwija,

gdzieś kształtuje, więc to jest zachwycające.

Magia sutanny?

I sutanny i też pewnego kredytu zaufania,

który jest wypracowany przez Kościół.

Ja pamiętam słowa jednego z przełożonych z seminarium, który powiedział:

„szanujcie Kościół, bo on wiele rzeczy wypracował,

w które wy teraz wchodzicie”.

A na minus?

Na minus... Moje wewnętrzne kryzysy kapłańskie,

gdzie rzeczy okazywały się dla mnie zbyt trudne,

bo w ogóle to jest specyfika kapłaństwa,

że my podejmujemy się rzeczy, które teoretycznie przerastają ludzkie możliwości.

Raz, że udzielamy sakramentów, które są największą świętością

i musimy być bardzo w tym delikatni,

spotykamy się z ludźmi, z ich intymnymi rzeczami

i czasami zagrają emocje, czasami po prostu gdzieś sobie nie poradzimy.

I miałem takie kryzysy.

Wcześniej w seminarium myślałem, że wszystko sobie przepracowałem, że mam nad tym kontrolę,

a potem takie... trochę wbijanie się w ziemię,

zyskiwanie pokory i zobaczenie, że jednak nie jest to proste.

Jakie to były sytuacje?

Oj, tego było bardzo dużo.

Np. rozmowy z ludźmi, którzy mieli tak trudne życia,

że ja, który miałem 26 lat,

kiedy zostałem księdzem,

po prostu nie miałem wystarczającego doświadczenia, by im poradzić.

Oczywiście wtedy obdzwaniałem różnych znajomych księży,

mam też dużo znajomych psychologów

chrześcijańskich i nie tylko,

którzy mi gdzieś tam doradzali.

Dużo też czytam, staram się rozwijać,

więc podejmuję to wyzwanie, ale jednak okazywało się, że jest to za mało.

No i na szczęście jestem osobą wierzącą.

To nie jest tylko kwestia stroju, ale również wnętrza.

I to potwierdzało, że wiara jest tym fundamentem, na którym wszystko można zbudować.

A miałeś takie myśli typu: „a może ja się do tego nie nadaję”?

Tak, miałem w trakcie seminarium.

Miałem dwa, może nawet i trzy momenty, kiedy chciałem zrezygnować z seminarium,

bo stwierdziłem, że sobie z tym nie poradzę.

A później, w wyniku wiary, powiedziałem:

„Panie Boże, gdybyś nie dał mi wystarczających umiejętności, predyspozycji

do tego, żeby być księdzem, to byś mnie nie dopuścił do kapłaństwa”.

Tym bardziej, że były turbulencje.

I nie od razu dostałem ten diakonat.

Zostałem na chwilę wstrzymany

i to był tez pewien okres na nowo sobie zadania pytania, czy to jest dla mnie.

Te turbulencje, o których wspomniałeś, to...? Co masz na myśli?

Bo... To też jest ciekawa rzecz.

Żeby zostać małżonkiem wystarczy odbyć trzymiesięczne przygotowanie, kilka kursów,

pieczątki, podpis i zapraszamy do ołtarza.

I jest sakrament małżeństwa.

A w wypadku kapłaństwa jest to sześć lat formacji.

I każdy wyjazd na wakacje jest już momentem takim decyzyjnym,

że powracasz do swojego środowiska, na nowo to masz przemyśleć,

zastanowić się i również są rady,

gdzie księża przełożeni rozmawiają o tobie,

czy on się nie nadaje, czy może ma wystarczające umiejętności

i rozważają po drodze, więc raz, że my się formujemy, a dwa, że oni nas obserwują.

I właśnie oni zadecydowali, że to nie jest jeszcze ten moment.

Oczywiście dopytywałem, skąd się to bierze.

No bo to takie naturalne, prawda?

Dajecie mi blocka, więc pytam, skąd się to bierze.

Wytłumaczyli.

Stwierdzili, że jestem zbyt pewny siebie.

To jest moją cechą i chyba dlatego tak dużo rzeczy robię

i jestem pewny w tym siebie.

Czy była to rzeczywiście zarozumiałość?

Przedstawiłem rektorowi kilka propozycji, czy rzeczywiście coś takiego się wydarzyło.

On powiedział: „no widocznie nie, ale daj sobie ten czas”.

„Widzę, że masz powołanie, ale poczekaj”.

No i przeżyłem ten czas dobrze.

I uważam, że to jest czas naprawdę wyjątkowej łaski.

Pytanie, które - myślę - wielu Polaków chciałoby zadać:

ile zarabiają księża?

Wiesz, jest 44 diecezje w Polsce.

41 naszego obrządku łacińskiego, 2 grekokatolickiego, 1 Ordynariat Polowy.

W ogóle księży jest 31 tys., więc to jest naprawdę bardzo zróżnicowane.

To nie jest tak, że otrzymujesz pensję jedną i jest to rozwiązane, tylko jest to zróżnicowane

od terenu, czy jest bardziej pobożny czy mniej pobożny, ile ludzie dają na mszę świętą,

ile masz godzin w szkole,

czy może masz dodatkowe jakieś funkcje

jakiegoś kapelaństwa, przeróżne rzeczy.

Więc to się składa wiele czynników na to.

Bywa różnie - to jasne. Jak jest w twoim przypadku?

Czy możesz powiedzieć?

Mam 20 godzin w szkole.

14 godzin w normalnej szkole takiej pod Kartę Nauczyciela, 6 godzin w szkole branżowej.

Więc otrzymuję pensję, która jest dla mnie.

Z tacy, co ciekawe, wikariusz nie dostaje ani złotówki.

Tak realnie, bo wytłumaczę, jakie zagospodarowywane są przestrzenie z tacy.

Pieniądze, które rzucają w trakcie mszy świętej dokładnie na ofiarowanie ludzie,

są po pierwsze przekazywane na utrzymanie tego kościoła:

osoba sprzątająca, organista, zakrystian, ocieplenie, zabezpieczenie budynku.

Druga część tacy jest przekazywana na potrzeby diecezjalne,

czyli danego rejonu kościelnego.

W tym wypadku jest to u mnie diecezja szczecińsko-kamieńska,

jedna z najmniej pobożnych.

I przez to też pod względem materialnym

jest ona jedną z najsłabiej dotowanych.

I utrzymujemy te wszystkie struktury, czyli budujące się kościoły czasami,

utrzymanie księży emerytów,

domów spokojnej starości,

różnych spraw diecezjalnych,

więc konkretne kwoty są przekazywane na kurię.

I to jest ta część tacy właśnie?

Tak, to jest taka druga część tacy umowna.

A trzecia, ostatnia?

Trzecia to jest utrzymanie plebanii, czyli miejsca, w którym mieszkamy.

Na mojej plebanii jest pięciu księży:

proboszcz, ksiądz rezydent, czyli będący kiedyś proboszczem,

teraz już nam pomagający w konfesjonale, na porannych mszach też odprawiający,

ksiądz dyrektor radia katolickiego, który też posługuje jak normalny wikary

i nas dwóch wikariuszy.

Więc utrzymanie tego, żeby była kucharka,

chociaż też nie w każdej plebanii jest kucharka.

To nie jest standardem, czasami księża sami gotują.

Ja jestem po szkole gastronomicznej,

więc wszyscy się śmieją, że jak trafię na pojedynczą parafię, gdzie będę sam,

to będę mógł sobie ugotować,

także taka jest pociecha.

O gotowanie zapytam za chwilę.

Powiedz jeszcze: ta trzecia część

to jest ta część, z której wypłaca się pieniądze księżom także?

Nie. Wtedy księża z tego nie otrzymują, tylko utrzymywany jest ich dom.

A jeśli chodzi o nasze finanse,

które my otrzymujemy z parafii...

No właśnie, takie pieniądze na życie.

To jest z mszy świętej.

Czyli ktoś, kto składa ofiarę...

Ofiarę, czyli dobrowolną kwotę, którą chce dać.

Chociaż niektórzy mówią, że są gdzieś cenniki.

Ja się do tej pory nie spotkałem w mojej diecezji.

Może gdzieś to ma miejsce, nie wiem.

U nas czegoś takiego nie ma, więc dobrowolna ofiara.

Czy to będzie 10 zł, 50 zł, czasami więcej w zależności od hojności danego wiernego,

jest z tego zrobiony tzw. cumulus,

czyli wszyscy księża zapisują, jakie ofiary zostały złożone,

jest to podsumowywane i dzielone na ilość księży, którzy posługują w danej parafii.

Czy możesz powiedzieć w przybliżeniu, ile to wychodzi na głowę? To w zależności od parafii.

Wiadomo są różne kwoty, ale przeważnie 1500 zł, czasami więcej.

W zależności też od diecezji od od hojności wiernych.

Są jeszcze sakramenty.

Wspomniałeś o cennikach, tu też gdzieniegdzie można spotkać się z cennikami.

Za chrzest tyle, za pogrzeb tyle.

Jaki ty masz w ogóle do tego stosunek?

Do cenników?

Uważam, że jest to zdecydowanie błędne,

niepotrzebne, dlatego że pokazuje jakby to był produkt.

Przychodzisz do sklepu, płacisz kwotę i to otrzymujesz.

Wiem, skąd może to wynikać.

Księża boją się, że ludzie nie będą mieli w sobie poczucia.

I oczywiście to poczucie, jeżeli chodzi o utrzymanie księży, jest coraz mniejsze.

Wiadomo, we wspólnotach, wśród ludzi pobożnych, rozumiejących istotę rzeczy,

ta hojność jest duża.

Ale u większości jest pewne wycofanie z tematu kwot dawanych Kościołowi,

nawet często wymaganie,

żeby to było na takim a nie innym poziomie

i potem za bardzo długą pracę, np. przygotowanie ślubu,

czyli wszystkie spotkania, kiedy nie jest postawiony cennik - tak jak u mnie w parafii,

ktoś potem przyjeżdża piękną limuzyną,

pięknie wystrojony kościół, dobrze wygląda

i np. daje 100 zł za cały ślub.

Zdarza się?

Tak, oczywiście. Nawet u nas zdarzają się śluby za darmo.

Czasami nawet, kiedy jest problem, żeby ktoś ze względu na pieniądze wziął ten ślub,

to my od razu mówimy, że możemy dać za darmo.

Przecież to jest tylko dobrowolna ofiara,

więc to nie jest argument.

Mówisz, że zdarza się za darmo, a najhojniejsi?

Ile zostawiają?

Z tego, co ja pamiętam, no to 1000 zł zostało zostawione.

Czy to są pieniądze dla księży?

Czy musicie je oddawać dalej?

To jest również utrzymanie plebanii.

To jest tzw. iura stolae, czyli prawo stuły.

I te pieniądze wszystkie są odkładane,

chociaż jak jest np. pogrzeb, to wtedy procent z tej kwoty - 20 proc. - odlicza się na mszę świętą.

I wtedy ta kwota jest dodawana do mszy świętej, do tego cumulusu.

Wspomniałeś wcześniej o gotowaniu.

Bardzo ciekawi mnie to, jak wygląda takie codzienne życie na plebanii.

Czy ty jako ksiądz musisz martwić się np. tym, by znaleźć czas na obiad, na przygotowanie posiłków?

By uprasować sobie sutannę?

Czy macie to szczęście, że jest taka Michałowa, która tym się zajmuje?

Jak na plebanii w serialu.

Jak to jest w rzeczywistości?

Znowu zróżnicowanie. Opowiem, jak jest u mnie.

W ogóle chcę, aby to było odczytane bardzo subiektywnie, In general, I want it to be read very subjectively,

bo to jest jeden z 31 tys. głosów na temat kapłaństwa.

Tak, opowiadasz tylko i wyłącznie o swoich doświadczeniach.

Dokładnie. I to trzeba podkreślić.

To nie jest tak, że zostałem wysłany tutaj przez kurię,

a kuria mi powiedziała: „wypowiedz się tak i tak”.

Nie, to tak nie działa.

U mnie jest tak, że przychodzimy na śniadania, one są w lodówce,

wyciągamy je i tam po prostu już są produkty zakupione przez gospodynię.

Wyciągam, zjadam, chowam, idę do szkoły, wracam.

I o 13:00 jest obiad.

Jeśli nie zdążę, bo mam inny układ lekcji,

to wtedy sobie po prostu ten obiad odgrzewam.

Później kolację również wyciągam sobie z lodówki.

I tak wygląda, jeśli chodzi o gastronomię.

Dosyć wygodne.

Tak, to jest wygodne i ta wygoda wydaje mi się, że jest tutaj bardzo potrzebna.

Tak jak rozmawialiśmy o kwestii finansowej.

Bo gdybyśmy mieli problem z finansami,

to to by spowodowało, że byśmy za bardzo o nich myśleli.

Więc ta wygoda jest potrzebna i tak samo pod względem gospodarzenia.

Że przychodzisz na gotowe, ale dzięki temu mam więcej czasu dla ludzi.

I w wypadku mnie, znowu mówię o moim subiektywnym przykładzie,

bardzo dużo poświęcam czasu na rozmowy z ludźmi.