×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Henryk Sienkiewicz - Latarnik, Henryk Sienkiewicz - Latarnik (1)

Henryk Sienkiewicz - Latarnik (1)

Henryk Sienkiewicz

Latarnik

Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki.

Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall, niedaleko Panamy, przepadł bez wieści. Ponieważ stało się to wśród burzy, przypuszczano, że nieszczęśliwy musiał podejść nad sam brzeg skalistej wysepki, na której stoi latarnia, i został spłukany przez bałwan. Przypuszczenie to było tym prawdopodobniejsze, że na drugi dzień nie znaleziono jego łódki stojącej w skalistym wrębie. Zawakowało tedy miejsce latarnika, które trzeba było jak najprędzej obsadzić, ponieważ latarnia niemałe ma znaczenie tak dla ruchu miejscowego, jak i dla okrętów idących z New Yorku do Panamy. Zatoka Moskitów obfituje w piaszczyste ławice i zaspy, między którymi droga nawet w dzień jest trudna, w nocy zaś, zwłaszcza wśród mgieł podnoszących się często na tych ogrzewanych podzwrotnikowym słońcem wodach prawie niepodobna. Jedynym wówczas przewodnikiem dla licznych statków bywa światło latarni. Kłopot wynalezienia nowego latarnika spadł na konsula Stanów Zjednoczonych, rezydującego w Panamie, a był to kłopot niemały, raz z tego powodu, że następcę trzeba było znaleźć koniecznie w ciągu dwunastu godzin; po wtóre, następca musiał być nadzwyczaj sumiennym człowiekiem, nie można więc było przyjmować byle kogo; na koniec w ogóle kandydatów na posadę brakło. Życie na wieży jest nadzwyczaj trudne i bynajmniej nie uśmiecha się rozpróżniaczonym i lubiącym swobodną włóczęgę ludziom Południa Latarnik jest niemal więźniem. Z wyjątkiem niedzieli nie może on wcale opuszczać swej skalistej wysepki. Łódź z Aspinwall przywozi mu raz na dzień zapasy żywności i świeżą wodę, po czym przywożący oddalają się natychmiast, na całej zaś wysepce, mającej morgę rozległości, nie ma nikogo. Latarnik mieszka w latarni, utrzymuje ją w porządku; w dzień daje znaki wywieszaniem różnokolorowych flag wedle wskazówek barometru, w wieczór zaś zapala światło. Nie byłaby to wielka robota, gdyby nie to, że chcąc się dostać z dołu do ognisk na szczyt wieży, trzeba przejść przeszło czterysta schodów krętych i nader wysokich, latarnik zaś musi odbywać tę podróż czasem i kilka razy dziennie. W ogóle jest to życie klasztorne, a nawet więcej niż klasztorne, bo pustelnicze. Nic też dziwnego, że Mr. Izaak Falconbridge był w niemałym kłopocie, gdzie znajdzie stałego następcę po nieboszczyku, i łatwo zrozumieć jego radość, gdy najniespodzianiej następca zgłosił się jeszcze tegoż samego dnia. Był to człowiek już stary, lat siedmiudziesiąt albo i więcej, ale czerstwy, wyprostowany, mający ruchy i postawę żołnierza. Włosy miał zupełnie białe, płeć spaloną, jak u Kreolów, ale sądząc z niebieskich oczu, nie należał do ludzi Południa Twarz jego była przygnębiona i smutna, ale uczciwa. Na pierwszy rzut oka podobał się Falconbridge'owi. Pozostało go tylko wyegzaminować, wskutek czego wywiązała się następująca rozmowa:

— Skąd jesteście?

— Jestem Polak.

— Coście robili dotąd?

— Tułałem się.

— Latarnik powinien lubić siedzieć na miejscu.

— Potrzebuję odpoczynku.

— Czy służyliście kiedy? Czy macie świadectwa uczciwej służby rządowej?

Stary człowiek wyciągnął z zanadrza spłowiały jedwabny szmat, podobny do strzępu starej chorągwi. Rozwinął go i rzekł:

— Oto są świadectwa. Ten krzyż dostałem w roku trzydziestym. Ten drugi jest hiszpański z wojny karlistowskiej; trzeci to legia francuska; czwarty otrzymałem na Węgrzech Potem biłem się w Stanach przeciw południowcom, ale tam nie dają krzyżów — więc oto papier.

Falconbridge wziął papier i zaczął czytać.

— Hm! Skawiński? To jest wasze nazwisko?… Hm!… Dwie chorągwie zdobyte własnoręcznie w ataku na bagnety… Byliście walecznym żołnierzem!

— Potrafię być i sumiennym latarnikiem.

— Trzeba tam co dzień wchodzić po kilka razy na wieżę. Czy nogi macie zdrowe?

— Przeszedłem piechotą „pleny”.

— All right!

Czy jesteście obeznani ze służbą morską?

— Trzy lata służyłem na wielorybniku.

— Próbowaliście różnych zawodów?

— Nie zaznałem tylko spokojności.

— Dlaczego?

Stary człowiek ruszył ramionami.

— Taki los…

— Wszelako na latarnika wydajecie mi się za starzy.

— Sir — ozwał się nagle kandydat wzruszonym głosem — Jestem bardzo znużony i skołatany. Dużo, widzicie, przeszedłem. Miejsce to jest jedno z takich, jakie najgoręcej pragnę otrzymać. Jestem stary, potrzebuję spokoju! Potrzebuję sobie powiedzieć: tu już będziesz siedział, to jest twój port. Ach, Sir! To od was tylko zależy. Drugi raz się może taka posada nie zdarzy. Co za szczęście, że byłem w Panamie… Błagam was… Jak mi Bóg miły, jestem jak statek, który jeśli nie wejdzie do portu, to zatonie… Jeśli chcecie uszczęśliwić człowieka starego… Przysięgam, że jestem uczciwy, ale… Dość mam już tego tułactwa…

Niebieskie oczy starca wyrażały tak gorącą prośbę, że Falconbridge, który miał dobre, proste serce, czuł się wzruszony.

— Well! — rzekł. — Przyjmuję was. Jesteście latarnikiem

Twarz starego zajaśniała niewypowiedzianą radością.

— Dziękuję.

— Czy możecie dziś jechać na wieżę?

— Tak jest.

— Zatem good bye!… Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję.

— All right!

Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła. Noc była zupełnie spokojna, cicha, prawdziwie podzwrotnikowa, przesycona jasną mgłą, tworzącą koło księżyca wielki, zabarwiony tęczowo krąg o miękkich, nieujętych brzegach. Morze tylko burzyło się, ponieważ przypływ wzbierał. Skawiński stał na balkonie, tuż koło olbrzymich ognisk, podobny z dołu do małego, czarnego punkciku. Próbował zebrać myśl i objąć swe nowe położenie. Ale myśl jego była nadto pod naciskiem, by mogła snuć się prawidłowo Czuł on coś takiego, co czuje szczuty zwierz, gdy wreszcie schroni się przed pogonią na jakiejś niedostępnej skale lub w pieczarze. Nadszedł nareszcie dla niego czas spokoju. Poczucie bezpieczeństwa napełniło jakąś niewysłowioną rozkoszą jego duszę. Oto mógł na tej skale po prostu urągać dawnemu tułactwu, dawnym nieszczęściom i niepowodzeniom. Był on naprawdę jak okręt, któremu burza łamała maszty, rwała liny, żagle, którym rzucała od chmur na dno morza, w który biła falą, pluła pianą — a który jednak zawinął do portu. Obrazy tej burzy przesuwały się teraz szybko w jego myśli w przeciwstawieniu do cichej przyszłości, jaka miała się rozpocząć. Część swych dziwnych kolei opowiadał sam Falconbridge'owi, nie wspomniał jednak o tysiącznych innych przygodach. Miał on nieszczęście, że ilekroć rozbił gdzie namiot i rozniecił ognisko, by się osiedlić stale, jakiś wiatr wyrywał kołki namiotu, rozwiewał ognisko, a jego samego niósł na stracenie. Spoglądając teraz z wieżowego balkonu na oświecone fale, wspominał o wszystkim, co przeszedł. Oto bił się w czterech częściach świata — i na tułaczce próbował wszystkich niemal zawodów. Pracowity i uczciwy, nieraz dorabiał się grosza i zawsze tracił go wbrew wszelkim przewidywaniom i największej ostrożności. Był kopaczem złota w Australii, poszukiwaczem diamentów w Afryce, strzelcem rządowym w Indiach Wschodnich. Gdy w swoim czasie założył w Kalifornii farmę, zgubiła go susza; próbował handlu z dzikimi plemionami zamieszkującymi wnętrze Brazylii: tratwa jego rozbiła się na Amazonce, on sam zaś bezbronny i prawie nagi tułał się w lasach przez kilka tygodni, żywiąc się dzikim owocem, narażony co chwila na śmierć w paszczy drapieżnych zwierząt. Założył warsztat kowalski w Helenie, w Arkansas, i — spalił się w wielkim pożarze całego miasta. Następnie w Górach Skalistych dostał się w ręce Indian i cudem tylko został wybawiony przez kanadyjskich strzelców. Służył jako majtek na statku kursującym między Bahią i Bordeaux, potem jako harpunnik na wielorybniku: oba statki rozbiły się. Miał fabrykę cygar w Hawanie — został okradziony przez wspólnika w chwili, gdy sam leżał chory na „vomito”. Wreszcie przybył do Aspinwall — i tu miał być kres jego niepowodzeń. Cóż go bowiem mogło doścignąć jeszcze na tej skalistej wysepce? Ani woda, ani ogień, ani ludzie. Zresztą od ludzi Skawiński niewiele doznał złego. Częściej spotykał dobrych niż złych.

Zdawało się natomiast, że prześladują go wszystkie cztery żywioły. Ci, co go znali, mówili, że nie ma szczęścia, i tym objaśniali wszystko. On sam wreszcie stał się trochę maniakiem. Wierzył, że jakaś potężna a mściwa ręka ściga go wszędzie, po wszystkich lądach i wodach. Nie lubił jednak o tym mówić; czasem tylko, gdy go pytano, czyja to miała być ręka, ukazywał tajemniczo na Gwiazdę Polarną i odpowiadał, że to idzie stamtąd… Rzeczywiście, niepowodzenia jego były tak stałe, że aż dziwne, i łatwo mogły zabić gwóźdź w głowie, zwłaszcza temu, kto ich doznawał. Zresztą miał cierpliwość Indianina i wielką spokojną siłę oporu, jaka płynie z prawości serca. W swoim czasie na Węgrzech dostał kilkanaście pchnięć bagnetem, bo nie chciał chwycić za strzemię, które mu ukazywano jako środek ratunku, i krzyczeć: pardon. Tak samo nie poddawał się i nieszczęściu. Lazł pod górę tak pracowicie, jak mrówka. Zepchnięty sto razy, rozpoczynał spokojnie swoją podróż po raz setny pierwszy. Był to w swoim rodzaju szczególniejszy dziwak. Stary ten żołnierz, opalony Bóg wie w jakich ogniach, zahartowany w biedach, bity i kuty, miał serce dziecka. W czasie epidemii na Kubie zapadł na nią dlatego, że oddał chorym wszystką swoją chininę, której miał znaczny zapas, nie zostawiwszy sobie ani grama.

Było w nim jeszcze i to dziwnego, że po tylu zawodach zawsze był pełen ufności i nie tracił nadziei, że jeszcze wszystko będzie dobrze. W zimie ożywiał się zawsze i przepowiadał jakieś wielkie wypadki. Czekał ich niecierpliwie i myślą o nich żył lata całe… Ale zimy mijały jedne za drugimi i Skawiński doczekał się tylko tego, że ubieliły mu głowę. Wreszcie zestarzał się — począł tracić energię. Cierpliwość jego poczynała być coraz podobniejsza do rezygnacji. Dawny spokój zmienił się w skłonność do roztkliwiania się i ten hartowny żołnierz jął przeradzać się w beksę gotowego załzawić się z lada powodu. Prócz tego od czasu do czasu tłukła go najstraszliwsza nostalgia, którą podniecała lada okoliczność: widok jaskółek, szarych ptaków podobnych do wróbli, śniegi na górach lub zasłyszana jakaś nuta, podobna do słyszanej niegdyś… Na koniec opanowała go tylko jedna myśl: myśl spoczynku. Owładnęła ona starcem zupełnie i wchłonęła w siebie wszelkie inne pragnienia i nadzieje. Wieczny tułacz nie mógł już sobie wymarzyć nic bardziej upragnionego, nic droższego nad jaki spokojny kąt, w którym by mógł odpocząć i czekać cicho kresu. Może właśnie dlatego, że szczególne jakieś dziwactwo losu rzucało nim po wszystkich morzach i krajach tak, że prawie nie mógł tchu złapać, wyobrażał sobie, że największym ludzkim szczęściem jest — tylko nie tułać się. Co prawda, to i należało mu się takie skromne szczęście, ale tak już był zwyczajny zawodów, że myślał o tym, jak w ogóle ludzie marzą o czymś niedoścignionym. Spodziewać się nie śmiał. Tymczasem niespodzianie w ciągu dwunastu godzin dostał posadę jakby wybraną dla siebie ze wszystkich na świecie. Nic też dziwnego, że gdy wieczorem zapalił swoją latarnię, był jakby odurzony, że pytał sam siebie, czy to prawda, i nie śmiał odpowiedzieć: tak. A tymczasem rzeczywistość przemawiała do niego nieprzepartymi dowodami; więc godziny jedna za drugą spływały mu na balkonie. Patrzył, nasycał się, przekonywał. Mogłoby się zdawać, że pierwszy raz w życiu widział morze, bo północ wybiła już na aspinwallskich zegarach, a on jeszcze nie opuszczał swojej powietrznej wyżyny — i patrzył. W dole pod jego stopami grało morze. Soczewka latarni rzucała w ciemność olbrzymi ostrokrąg światła, poza którym oko starca ginęło w dali czarnej zupełnie, tajemniczej i strasznej. Ale dal owa zdawała się biegnąć ku światłu. Długie wiorstowe fale wytaczały się z ciemności i rycząc szły aż do stóp wysepki, a wówczas widać było spienione ich grzbiety, połyskujące różowo w świetle latarni. Przypływ wzmagał się coraz bardziej i zalewał piaszczyste ławice. Tajemnicza mowa oceanu dochodziła z pełni coraz potężniej i głośniej, podobna czasem do huku armat, to do szumu olbrzymich lasów, to do dalekiego, zmąconego gwaru głosów ludzkich. Chwilami cichło. Potem o uszy starca odbijało się kilka wielkich westchnień, potem jakieś łkania — i znów groźne wybuchy. Wreszcie wiatr zwiał mgłę, ale napędził czarnych, poszarpanych chmur, które przysłaniały księżyc Z zachodu poczynało dąć coraz mocniej. Bałwany skakały z wściekłością na urwisko latarni, oblizując już pianą i podmurowanie. W dali pomrukiwała burza. Na ciemnej, wzburzonej przestrzeni zabłysło kilka zielonych latarek, pouwieszanych do masztów okrętowych. Zielone owe punkciki to wznosiły się wysoko, to zapadały w dół, to chwiały się na prawo i na lewo. Skawiński zeszedł do swej izby. Burza poczęła wyć. Tam, na dworze, ludzie na owych okrętach walczyli z nocą, z ciemnością, z falą; w izbie zaś spokojnie było i cicho. Nawet odgłosy burzy słabo przedzierały się przez grube mury i tylko miarowe tik–tak! zegara kołysało utrudzonego starca jakby do snu.


Henryk Sienkiewicz - Latarnik (1)

Henryk Sienkiewicz Henryk Sienkiewicz

Latarnik Lighter

Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki. This story is based on a real accident, about which J. Horain wrote in one of his correspondences from America.

Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall, niedaleko Panamy, przepadł bez wieści. Es war einmal ein Leuchtturm in Aspinwall in der Nähe von Panama, der spurlos verschwand. Once upon a time the lighthouse keeper in Aspinwall, near Panama, disappeared without a trace. Ponieważ stało się to wśród burzy, przypuszczano, że nieszczęśliwy musiał podejść nad sam brzeg skalistej wysepki, na której stoi latarnia, i został spłukany przez bałwan. Weil es zwischen den Stürmen passierte, wurde angenommen, dass er unglücklich an das Ufer der Felseninsel gehen musste, auf der der Leuchtturm stand und von einem Schneemann gespült wurde. As it happened amidst a storm, it was supposed that the unfortunate had to come to the very edge of the rocky island on which the lantern stands, and he was washed away by a snowman. Przypuszczenie to było tym prawdopodobniejsze, że na drugi dzień nie znaleziono jego łódki stojącej w skalistym wrębie. Diese Annahme war wahrscheinlicher, dass sein Boot am zweiten Tag nicht in einem felsigen Baumstamm aufgefunden wurde. This supposition was all the more probable that on the following day his boat was not found standing in a rocky notch. Zawakowało tedy miejsce latarnika, które trzeba było jak najprędzej obsadzić, ponieważ latarnia niemałe ma znaczenie tak dla ruchu miejscowego, jak i dla okrętów idących z New Yorku do Panamy. The lighthouse keeper's place was occupied, which had to be filled as soon as possible, because the lighthouse is of considerable importance both for local traffic and for ships going from New York to Panama. Zatoka Moskitów obfituje w piaszczyste ławice i zaspy, między którymi droga nawet w dzień jest trudna, w nocy zaś, zwłaszcza wśród mgieł podnoszących się często na tych ogrzewanych podzwrotnikowym słońcem wodach prawie niepodobna. The Mosquito Bay abounds in sandy shoals and drifts, between which the road is difficult even during the day, while at night, especially among the mists often rising in these subtropical waters heated by the sun, it is almost impossible. Jedynym wówczas przewodnikiem dla licznych statków bywa światło latarni. At that time, the light of the lanterns is the only guide for many ships. Kłopot wynalezienia nowego latarnika spadł na konsula Stanów Zjednoczonych, rezydującego w Panamie, a był to kłopot niemały, raz z tego powodu, że następcę trzeba było znaleźć koniecznie w ciągu dwunastu godzin; po wtóre, następca musiał być nadzwyczaj sumiennym człowiekiem, nie można więc było przyjmować byle kogo; na koniec w ogóle kandydatów na posadę brakło. The trouble of inventing a new lighthouse keeper fell on the US consul residing in Panama, and it was no small trouble, once because a replacement had to be found within twelve hours; secondly, the heir had to be an extremely conscientious man, so one could not accept just anyone; in the end, there were no candidates for the job. Życie na wieży jest nadzwyczaj trudne i bynajmniej nie uśmiecha się rozpróżniaczonym i lubiącym swobodną włóczęgę ludziom Południa Latarnik jest niemal więźniem. Life on the tower is extremely difficult and does not smile at all to the distressed and wandering people of the South. The lighthouse keeper is almost a prisoner. Z wyjątkiem niedzieli nie może on wcale opuszczać swej skalistej wysepki. Except for Sunday, he cannot leave his rocky island at all. Łódź z Aspinwall przywozi mu raz na dzień zapasy żywności i świeżą wodę, po czym przywożący oddalają się natychmiast, na całej zaś wysepce, mającej morgę rozległości, nie ma nikogo. Once a day the boat from Aspinwall brings him supplies of food and fresh water, and the ferryers depart immediately, and the entire island, which is a morga of land, is empty. Latarnik mieszka w latarni, utrzymuje ją w porządku; w dzień daje znaki wywieszaniem różnokolorowych flag wedle wskazówek barometru, w wieczór zaś zapala światło. The lighthouse keeper lives in the lighthouse, keeps it tidy; During the day it signals the display of multicolored flags according to the indications of the barometer, and in the evening it turns on the light. Nie byłaby to wielka robota, gdyby nie to, że chcąc się dostać z dołu do ognisk na szczyt wieży, trzeba przejść przeszło czterysta schodów krętych i nader wysokich, latarnik zaś musi odbywać tę podróż czasem i kilka razy dziennie. It would not be a great job if it were not for the fact that in order to get from below to the fires to the top of the tower, one has to climb over four hundred winding and very high stairs, and the lighthouse keeper must make this journey sometimes and several times a day. W ogóle jest to życie klasztorne, a nawet więcej niż klasztorne, bo pustelnicze. It is a monastic life in general, and even more than a monastic life, because it is a hermit. Nic też dziwnego, że Mr. Izaak Falconbridge był w niemałym kłopocie, gdzie znajdzie stałego następcę po nieboszczyku, i łatwo zrozumieć jego radość, gdy najniespodzianiej następca zgłosił się jeszcze tegoż samego dnia. No wonder Mr. Isaac Falconbridge was in no small trouble to find a permanent heir to the deceased, and it is easy to understand his joy when the heir unexpectedly came forward the same day. Był to człowiek już stary, lat siedmiudziesiąt albo i więcej, ale czerstwy, wyprostowany, mający ruchy i postawę żołnierza. He was an old man, seventy or more, but stale, upright, with the movements and posture of a soldier. Włosy miał zupełnie białe, płeć spaloną, jak u Kreolów, ale sądząc z niebieskich oczu, nie należał do ludzi Południa Twarz jego była przygnębiona i smutna, ale uczciwa. His hair was completely white, his sex was burned, like that of Creoles, but judging from his blue eyes, he was not of the people of the South. His face was depressed and sad, but fair. Na pierwszy rzut oka podobał się Falconbridge’owi. At first glance, Falconbridge liked it. Pozostało go tylko wyegzaminować, wskutek czego wywiązała się następująca rozmowa: All that was left to do was to examine him, which resulted in the following conversation:

— Skąd jesteście? - Where are you from?

— Jestem Polak. - I'm Polish.

— Coście robili dotąd? - What have you been doing so far?

— Tułałem się. - I was wandering.

— Latarnik powinien lubić siedzieć na miejscu. - A lighthouse keeper should like to sit still.

— Potrzebuję odpoczynku. - I need rest.

— Czy służyliście kiedy? - Did you serve when? Czy macie świadectwa uczciwej służby rządowej? Do you have certificates of honest government service?

Stary człowiek wyciągnął z zanadrza spłowiały jedwabny szmat, podobny do strzępu starej chorągwi. The old man pulled a faded silk rag like a scrap of an old banner from his sleeve. Rozwinął go i rzekł: He unfolded it and said:

— Oto są świadectwa. - Here are the testimonials. Ten krzyż dostałem w roku trzydziestym. I received this cross in the thirtieth year. Ten drugi jest hiszpański z wojny karlistowskiej; trzeci to legia francuska; czwarty otrzymałem na Węgrzech Potem biłem się w Stanach przeciw południowcom, ale tam nie dają krzyżów — więc oto papier. The latter is Spanish from the Carlist War; the third is the French Legion; I got the fourth in Hungary. Then I fought in the States against the South, but they don't give crosses there - so here's the paper.

Falconbridge wziął papier i zaczął czytać. Falconbridge took the paper and began reading.

— Hm! Skawiński? Skawiński? To jest wasze nazwisko?… Hm!… Dwie chorągwie zdobyte własnoręcznie w ataku na bagnety… Byliście walecznym żołnierzem! This is your name?… Hm!… Two banners won by yourself in the bayonet attack… You were a brave soldier!

— Potrafię być i sumiennym latarnikiem. - I can be a diligent lighthouse keeper.

— Trzeba tam co dzień wchodzić po kilka razy na wieżę. - You have to climb the tower several times every day. Czy nogi macie zdrowe? Are your legs healthy?

— Przeszedłem piechotą „pleny”. - I went pleny on foot.

— All right! - All right!

Czy jesteście obeznani ze służbą morską? Are you familiar with the maritime service?

— Trzy lata służyłem na wielorybniku. - I spent three years on the whaler.

— Próbowaliście różnych zawodów? - Have you tried different professions?

— Nie zaznałem tylko spokojności. - I just did not know peace.

— Dlaczego? - Why?

Stary człowiek ruszył ramionami. The old man shrugged.

— Taki los… - Such a fate ...

— Wszelako na latarnika wydajecie mi się za starzy. - But you seem too old for a lighthouse keeper.

— Sir — ozwał się nagle kandydat wzruszonym głosem — Jestem bardzo znużony i skołatany. "Sir," the candidate said suddenly in an emotional voice, "I am very weary and confused." Dużo, widzicie, przeszedłem. A lot, you see, I've been through. Miejsce to jest jedno z takich, jakie najgoręcej pragnę otrzymać. This place is one of those places that I wish to receive the most. Jestem stary, potrzebuję spokoju! I'm old, I need some peace! Potrzebuję sobie powiedzieć: tu już będziesz siedział, to jest twój port. I need to say to myself: here you will be sitting, this is your port. Ach, Sir! Ah, Sir! To od was tylko zależy. It only depends on you. Drugi raz się może taka posada nie zdarzy. The second time may not happen. Co za szczęście, że byłem w Panamie… Błagam was… Jak mi Bóg miły, jestem jak statek, który jeśli nie wejdzie do portu, to zatonie… Jeśli chcecie uszczęśliwić człowieka starego… Przysięgam, że jestem uczciwy, ale… Dość mam już tego tułactwa… How lucky to have been to Panama ... I beg you ... Dear God, I am like a ship that will sink if you don't enter the port ... If you want to make the old man happy ... I swear I'm honest, but ... I'm fed up with this wandering …

Niebieskie oczy starca wyrażały tak gorącą prośbę, że Falconbridge, który miał dobre, proste serce, czuł się wzruszony. The old man's blue eyes expressed such a fervent request that Falconbridge, who had a good, simple heart, felt moved.

— Well! - Well! — rzekł. He said. — Przyjmuję was. - I accept you. Jesteście latarnikiem You are the lighthouse keeper

Twarz starego zajaśniała niewypowiedzianą radością. The old man's face shone with unspeakable joy.

— Dziękuję.

— Czy możecie dziś jechać na wieżę? - Can you go to the tower today?

— Tak jest. - This is.

— Zatem good bye!… Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję. - Then good bye! ... One more word: for each failure in the service you will get dismissal.

— All right! - All right!

Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła. On the same evening, when the sun rolled down to the other side of the sea and the day of sunshine followed by a night without dusk, the new lighthouse keeper was apparently already there, because the lighthouse cast its shafts of bright light on the waters as usual. Noc była zupełnie spokojna, cicha, prawdziwie podzwrotnikowa, przesycona jasną mgłą, tworzącą koło księżyca wielki, zabarwiony tęczowo krąg o miękkich, nieujętych brzegach. The night was completely calm, silent, truly subtropical, saturated with a bright mist, making a great rainbow-hued circle with soft, unreachable edges near the moon. Morze tylko burzyło się, ponieważ przypływ wzbierał. The sea was just getting rough because the tide was rising. Skawiński stał na balkonie, tuż koło olbrzymich ognisk, podobny z dołu do małego, czarnego punkciku. Skawiński stood on the balcony, right next to huge fires, resembling a small black point from below. Próbował zebrać myśl i objąć swe nowe położenie. He tried to gather his thoughts and assume his new position. Ale myśl jego była nadto pod naciskiem, by mogła snuć się prawidłowo Czuł on coś takiego, co czuje szczuty zwierz, gdy wreszcie schroni się przed pogonią na jakiejś niedostępnej skale lub w pieczarze. But his thought was too much pressurized to walk properly. He felt what a ragged beast would feel when it finally took refuge on some inaccessible rock or cave. Nadszedł nareszcie dla niego czas spokoju. The time of peace has come for him at last. Poczucie bezpieczeństwa napełniło jakąś niewysłowioną rozkoszą jego duszę. A sense of security filled his soul with some inexpressible delight. Oto mógł na tej skale po prostu urągać dawnemu tułactwu, dawnym nieszczęściom i niepowodzeniom. Here, on this rock, he could simply insult the old wandering, the old misfortunes and failures. Był on naprawdę jak okręt, któremu burza łamała maszty, rwała liny, żagle, którym rzucała od chmur na dno morza, w który biła falą, pluła pianą — a który jednak zawinął do portu. It was really like a ship whose masts were broken by the storm, ropes tore, sails which she threw from the clouds to the bottom of the sea, into which she beat in waves, spewed foam - and which nevertheless entered the port. Obrazy tej burzy przesuwały się teraz szybko w jego myśli w przeciwstawieniu do cichej przyszłości, jaka miała się rozpocząć. The images of that storm were moving swiftly in his mind now against the silent future that was about to begin. Część swych dziwnych kolei opowiadał sam Falconbridge’owi, nie wspomniał jednak o tysiącznych innych przygodach. Falconbridge himself told some of his strange turns, but he did not mention thousands of other adventures. Miał on nieszczęście, że ilekroć rozbił gdzie namiot i rozniecił ognisko, by się osiedlić stale, jakiś wiatr wyrywał kołki namiotu, rozwiewał ognisko, a jego samego niósł na stracenie. He had the misfortune that whenever he pitched a tent and made a fire in order to settle permanently, some wind tore the tent pegs, blown the fire, and carried him to execution. Spoglądając teraz z wieżowego balkonu na oświecone fale, wspominał o wszystkim, co przeszedł. Now, looking at the illuminated waves from the tower balcony, he remembered everything he had gone through. Oto bił się w czterech częściach świata — i na tułaczce próbował wszystkich niemal zawodów. Here he fought in four parts of the world - and tried almost every profession while wandering. Pracowity i uczciwy, nieraz dorabiał się grosza i zawsze tracił go wbrew wszelkim przewidywaniom i największej ostrożności. Hard-working and honest, he often made a dime and always lost it against all predictions and the greatest caution. Był kopaczem złota w Australii, poszukiwaczem diamentów w Afryce, strzelcem rządowym w Indiach Wschodnich. He was a gold miner in Australia, a diamond prospector in Africa, a government shooter in the East Indies. Gdy w swoim czasie założył w Kalifornii farmę, zgubiła go susza; próbował handlu z dzikimi plemionami zamieszkującymi wnętrze Brazylii: tratwa jego rozbiła się na Amazonce, on sam zaś bezbronny i prawie nagi tułał się w lasach przez kilka tygodni, żywiąc się dzikim owocem, narażony co chwila na śmierć w paszczy drapieżnych zwierząt. When he set up a farm in California in his time, the drought lost him; he tried to trade with wild tribes inhabiting the interior of Brazil: his raft crashed on the Amazon, while he himself, defenseless and almost naked, wandered in the forests for several weeks, feeding on wild fruit, exposed to death in the mouths of predatory animals. Założył warsztat kowalski w Helenie, w Arkansas, i — spalił się w wielkim pożarze całego miasta. He set up a blacksmith's shop in Helena, Arkansas, and - burned down in a great city-wide fire. Następnie w Górach Skalistych dostał się w ręce Indian i cudem tylko został wybawiony przez kanadyjskich strzelców. Then, in the Rocky Mountains, it fell into the hands of the Indians and was only miraculously saved by the Canadian shooters. Służył jako majtek na statku kursującym między Bahią i Bordeaux, potem jako harpunnik na wielorybniku: oba statki rozbiły się. He served as an underpants on a ship sailing between Bahia and Bordeaux, then as a harpooner on a whaler: both ships crashed. Miał fabrykę cygar w Hawanie — został okradziony przez wspólnika w chwili, gdy sam leżał chory na „vomito”. He had a cigar factory in Havana - he was robbed by an accomplice while he himself was sick with "vomito". Wreszcie przybył do Aspinwall — i tu miał być kres jego niepowodzeń. Finally he came to Aspinwall - and this was where his failures would end. Cóż go bowiem mogło doścignąć jeszcze na tej skalistej wysepce? For what could still catch him on this rocky island? Ani woda, ani ogień, ani ludzie. Neither water, nor fire, nor people. Zresztą od ludzi Skawiński niewiele doznał złego. Anyway, Skawiński suffered little harm from the people. Częściej spotykał dobrych niż złych. He met the good ones more than the bad ones.

Zdawało się natomiast, że prześladują go wszystkie cztery żywioły. Instead, he seemed to be haunted by all four elements. Ci, co go znali, mówili, że nie ma szczęścia, i tym objaśniali wszystko. Those who knew him said he was not lucky, and they explained everything with it. On sam wreszcie stał się trochę maniakiem. He himself has finally become a bit of a geek. Wierzył, że jakaś potężna a mściwa ręka ściga go wszędzie, po wszystkich lądach i wodach. He believed that some mighty and vengeful hand was chasing him everywhere, on all lands and waters. Nie lubił jednak o tym mówić; czasem tylko, gdy go pytano, czyja to miała być ręka, ukazywał tajemniczo na Gwiazdę Polarną i odpowiadał, że to idzie stamtąd… Rzeczywiście, niepowodzenia jego były tak stałe, że aż dziwne, i łatwo mogły zabić gwóźdź w głowie, zwłaszcza temu, kto ich doznawał. But he didn't like to talk about it; sometimes only when he was asked whose hand it was he would mysteriously point to the Pole Star and reply that it was coming from there ... Indeed, his failures were so constant that it was strange and could easily kill a nail in the head, especially to those he experienced them. Zresztą miał cierpliwość Indianina i wielką spokojną siłę oporu, jaka płynie z prawości serca. Besides, he had the patience of the Indian and the great calm force of resistance that flows from righteous heart. W swoim czasie na Węgrzech dostał kilkanaście pchnięć bagnetem, bo nie chciał chwycić za strzemię, które mu ukazywano jako środek ratunku, i krzyczeć: pardon. During his time in Hungary, he got a dozen bayonet thrusts, because he did not want to grab the stirrup, which was shown to him as a means of rescue, and shout: pardon. Tak samo nie poddawał się i nieszczęściu. Neither did he give in to misfortune. Lazł pod górę tak pracowicie, jak mrówka. He crawled uphill as busily as an ant Zepchnięty sto razy, rozpoczynał spokojnie swoją podróż po raz setny pierwszy. Pushed back a hundred times, he began his journey peacefully for the hundred and first time. Był to w swoim rodzaju szczególniejszy dziwak. It was a kind of a peculiar freak in its own right. Stary ten żołnierz, opalony Bóg wie w jakich ogniach, zahartowany w biedach, bity i kuty, miał serce dziecka. This old soldier, tanned God knows in what fires, hardened in poverty, beaten and forged, had the heart of a child. W czasie epidemii na Kubie zapadł na nią dlatego, że oddał chorym wszystką swoją chininę, której miał znaczny zapas, nie zostawiwszy sobie ani grama. During the epidemic in Cuba, he contracted it because he gave all his quinine to the sick, which he had a significant supply, without leaving himself a single gram.

Było w nim jeszcze i to dziwnego, że po tylu zawodach zawsze był pełen ufności i nie tracił nadziei, że jeszcze wszystko będzie dobrze. W zimie ożywiał się zawsze i przepowiadał jakieś wielkie wypadki. In winter, he always revived and predicted some great accidents. Czekał ich niecierpliwie i myślą o nich żył lata całe… Ale zimy mijały jedne za drugimi i Skawiński doczekał się tylko tego, że ubieliły mu głowę. He waited for them impatiently and thought about them for years... But winters passed one after another and Skawinski lived to see only that they clothed his head. Wreszcie zestarzał się — począł tracić energię. Cierpliwość jego poczynała być coraz podobniejsza do rezygnacji. Dawny spokój zmienił się w skłonność do roztkliwiania się i ten hartowny żołnierz jął przeradzać się w beksę gotowego załzawić się z lada powodu. The former calmness turned into a tendency to fret, and this hardened soldier began to turn into a crybaby ready to snap at any reason. Prócz tego od czasu do czasu tłukła go najstraszliwsza nostalgia, którą podniecała lada okoliczność: widok jaskółek, szarych ptaków podobnych do wróbli, śniegi na górach lub zasłyszana jakaś nuta, podobna do słyszanej niegdyś… Na koniec opanowała go tylko jedna myśl: myśl spoczynku. Owładnęła ona starcem zupełnie i wchłonęła w siebie wszelkie inne pragnienia i nadzieje. Wieczny tułacz nie mógł już sobie wymarzyć nic bardziej upragnionego, nic droższego nad jaki spokojny kąt, w którym by mógł odpocząć i czekać cicho kresu. Może właśnie dlatego, że szczególne jakieś dziwactwo losu rzucało nim po wszystkich morzach i krajach tak, że prawie nie mógł tchu złapać, wyobrażał sobie, że największym ludzkim szczęściem jest — tylko nie tułać się. Co prawda, to i należało mu się takie skromne szczęście, ale tak już był zwyczajny zawodów, że myślał o tym, jak w ogóle ludzie marzą o czymś niedoścignionym. Spodziewać się nie śmiał. Tymczasem niespodzianie w ciągu dwunastu godzin dostał posadę jakby wybraną dla siebie ze wszystkich na świecie. Nic też dziwnego, że gdy wieczorem zapalił swoją latarnię, był jakby odurzony, że pytał sam siebie, czy to prawda, i nie śmiał odpowiedzieć: tak. A tymczasem rzeczywistość przemawiała do niego nieprzepartymi dowodami; więc godziny jedna za drugą spływały mu na balkonie. Patrzył, nasycał się, przekonywał. Mogłoby się zdawać, że pierwszy raz w życiu widział morze, bo północ wybiła już na aspinwallskich zegarach, a on jeszcze nie opuszczał swojej powietrznej wyżyny — i patrzył. W dole pod jego stopami grało morze. Soczewka latarni rzucała w ciemność olbrzymi ostrokrąg światła, poza którym oko starca ginęło w dali czarnej zupełnie, tajemniczej i strasznej. The lens of the lantern cast a huge sharp circle of light into the darkness, beyond which the old man's eye was lost in a distance that was completely black, mysterious and terrible. Ale dal owa zdawała się biegnąć ku światłu. Długie wiorstowe fale wytaczały się z ciemności i rycząc szły aż do stóp wysepki, a wówczas widać było spienione ich grzbiety, połyskujące różowo w świetle latarni. Przypływ wzmagał się coraz bardziej i zalewał piaszczyste ławice. Tajemnicza mowa oceanu dochodziła z pełni coraz potężniej i głośniej, podobna czasem do huku armat, to do szumu olbrzymich lasów, to do dalekiego, zmąconego gwaru głosów ludzkich. Chwilami cichło. Potem o uszy starca odbijało się kilka wielkich westchnień, potem jakieś łkania — i znów groźne wybuchy. Wreszcie wiatr zwiał mgłę, ale napędził czarnych, poszarpanych chmur, które przysłaniały księżyc Z zachodu poczynało dąć coraz mocniej. Finally, the wind rolled away the fog, but propelled black, ragged clouds that obscured the moon From the west it began to blow harder and harder. Bałwany skakały z wściekłością na urwisko latarni, oblizując już pianą i podmurowanie. W dali pomrukiwała burza. Na ciemnej, wzburzonej przestrzeni zabłysło kilka zielonych latarek, pouwieszanych do masztów okrętowych. Zielone owe punkciki to wznosiły się wysoko, to zapadały w dół, to chwiały się na prawo i na lewo. Skawiński zeszedł do swej izby. Burza poczęła wyć. Tam, na dworze, ludzie na owych okrętach walczyli z nocą, z ciemnością, z falą; w izbie zaś spokojnie było i cicho. Nawet odgłosy burzy słabo przedzierały się przez grube mury i tylko miarowe tik–tak! zegara kołysało utrudzonego starca jakby do snu.