×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

Tajemnicza wyprawa Tomka - Alfred Szklarski, Pojedynek (1)

Pojedynek (1)

Tomek pełen najczarniejszych myśli niemal biegł w stronę pałacu, którego okna w przedwieczornym mroku gorzały jasnym światłem. Czy będzie miał możność natychmiast porozumieć się z przyjaciółmi? Przecież nieoczekiwane spotkanie z posłańcem Pawłowa znacznie przedłużyło jego pobyt na dworcu! Drzemka stangretów kilkunastu powozów stojących przed okazałą rezydencją Naszkina świadczyła, że przyjęcie już się rozpoczęło. Teraz wywabienie Smugi i bosmana na ubocze mogło się okazać niemożliwe. Obawy Tomka wkrótce sprawdziły się całkowicie. Zaledwie bowiem wkroczył do hallu, służba zaraz go poinformowała, że goście zasiedli do stołu.

Poprzedzany przez lokaja szedł zdumiony przepychem pałacu, który nawet w stolicy Rosji, Petersburgu[112], nie znalazłby wiele równych sobie. Na pokrytych drogimi tapetami ścianach salonów wisiały obrazy najbardziej znanych w Europie malarzy. W jednej z sal Tomek ujrzał największe wówczas na świecie zwierciadło, zakupione przez Butina na paryskiej wystawie w roku 1878, przewiezione morzem do portu w Mikołajewsku, a potem Amurem do Nerczyńska na specjalnie w tym celu zbudowanym statku. W lśniących posadzkach odbijały się kryształowe kandelabry oraz marmurowe rzeźby, a w zacisznych gabinetach wzorzyste perskie dywany tłumiły kroki. Jedwabne portiery, oryginalne stylowe meble i egzotyczne palmy stanowiły wymowny dowód bogactwa właściciela tej wspaniałej siedziby.

[112] Petersburg – do 1914 r. Sankt-Petersburg, potem do 1924 r. Piotrogród, a po śmierci Lenina przemianowany na Leningrad (dziś Sankt Petersburg) – jest miastem i portem leżącym u ujścia Newy, założonym przez cara Piotra Wielkiego w 1703 r. Od 1713 do 1918 był stolicą carskiej Rosji. Obecnie drugi po Moskwie ośrodek kulturalno-naukowo-przemysłowy w Rosji. Posiada liczne zabytki architektury. Miasto ma bogate tradycje rewolucyjne: w 1825 r. przeżyło powstanie dekabrystów, w 1905 r. Krwawą Niedzielę, która zapoczątkowała rewolucję 1905–1907, w 1917 r. zbrojne powstanie w Piotrogrodzie, początek rewolucji październikowej, a w czasie drugiej wojny światowej mieszkańcy Leningradu bohatersko przetrzymali 29-miesięczne oblężenie przez Niemców.

Na przyjęciach u syberyjskich bogaczy gromadzili się zazwyczaj najwybitniejsi obywatele miasteczka. Tak więc i tego wieczoru wśród biesiadników nie brakło dwóch właścicieli prywatnych kopalń złota położonych w okręgu nerczyńskim, zamożniejszych kupców, dygnitarzy wojskowych i cywilnych, jak i reprezentantów tego prowincjonalnego światka kulturalnego. Gdy lokaj wprowadził do jadalni nowego gościa, przycichły na krótką chwilę rozmowy przy długim stole. Naszkin, jako gospodarz, powstał na powitanie Tomka, ogólnie przedstawił go całemu towarzystwu i zaprowadził ku wyznaczonemu dla niego miejscu.

Tomek, zaledwie usiadł, niecierpliwym wzrokiem szukał swoich przyjaciół, chcąc ściągnąć ich uwagę i gdy tylko nadarzy się sprzyjający moment, powiadomić o nieznanym nowym niebezpieczeństwie. Najpierw spostrzegł olbrzymiego bosmana. Rubaszny przyjaciel niefrasobliwie mrugnął do niego okiem i zaraz odwrócił się ku dwóm wpatrzonym w niego damom, z którymi wiódł wesołą rozmowę. W czarnym żakiecie[113] oraz sztywnej białej koszuli wyglądał bardzo szykownie, lecz zapewne w wizytowym stroju nie czuł się zbyt swobodnie, gdyż co chwilę mimo woli poprawiał krawat. W przeciwieństwie do niego Smuga od razu zauważył niezwykłe podniecenie Tomka. Początkowo sądził, że huczne przyjęcie w tchnącym przepychem pałacu wprawia go w zakłopotanie, ale wkrótce porzucił tę myśl, Tomek bowiem wcale nie zwracał uwagi na swe otoczenie przy stole. Toteż gdy młodzieniec w końcu wypatrzył Smugę usadowionego między jakąś damą i oficerem, napotkał jego karcący wzrok.

[113] Żakiet – rodzaj męskiej długiej marynarki z zaokrąglonymi połami, noszonej do stroju wizytowego na przełomie XIX i XX w.

Nieme upomnienie podziałało na Tomka jak zimny prysznic. Zaczerwienił się i pomyślał zmieszany:

„Widocznie przestrach pozbawił mnie rozsądku, muszę cierpliwie poczekać, dopóki nie wstaniemy od stołu”.

Naszkin właśnie wzniósł toast za zdrowie gości z dalekich krain, więc Tomek, pragnąc opanować własne wzburzenie, uniósł kielich napełniony szampanem i wychylił go do dna. Z wysiłkiem odetchnął, gdyż dzięki wzorowym zasadom wpojonym przez ojca nie używał napojów wyskokowych. Po chwili poczuł pewną ulgę. Teraz zerknął na swe sąsiadki.

Dama z prawej strony, pochylona ku siedzącemu tuż obok niej oficerowi, rozmawiała z nim półszeptem. Natomiast młoda, znacznie skromniej ubrana dziewczyna z drugiej strony Tomka, przymrużywszy oczy, uważnie mu się przyglądała. Była to szczupła, błękitnooka blondynka o bardzo regularnych rysach twarzy. Tomek zaczerwienił się pod jej badawczym, poważnym spojrzeniem.

„Do licha, pewno spostrzegła moje głupie zachowanie” – pomyślał.

Chcąc w jakiś sposób zatuszować niezręczność, podsunął sąsiadce paterę z kawiorem. Jak by tylko czekała na okazję do rozmowy, uśmiechnęła się i zagadnęła po rosyjsku:

– Spóźnił się pan, już myślałam, że stracił pan ochotę do zabawy z syberyjskimi dzikusami!

– Załatwiałem po drodze drobny sprawunek – usprawiedliwiał się Tomek. – Proszę wybaczyć moje roztargnienie. Trochę oszołomił mnie przepych pałacu. Nie spodziewałem się ujrzeć takich wspaniałości w głębi Syberii.

– Kraj kontrastów, dorobkiewicze dzięki katorżniczej pracy zesłańców pławią się w szampanie, tubylcy natomiast przymierają głodem, zżerani jeszcze za życia przez robactwo – ironicznie odparła dziewczyna.

Tomek uważniej na nią spojrzał. Czyżby prowokowała go do jakichś nieostrożnych wypowiedzi? Nie, nie sprawiała takiego wrażenia. Dużymi, jasnymi oczyma poważnie wpatrywała się w niego. Zagadkowy uśmiech czaił się w kącikach jej ust.

– Mniej tu kontrastów niż na przykład w Indiach – powiedział Tomek. – Gościliśmy niedawno u maharadży Alwaru. Jego pałac mógłby olśnić nawet królów państw europejskich, a przecież większość Hindusów żyje w nędzy i często ginie śmiercią głodową. Mój przyjaciel, król Bugandy w Afryce, również inaczej żyje niż jego poddani.

– Przez grzeczność lub… z innych względów usiłuje pan usprawiedliwić gwałt, jaki dzieje się prawowitym mieszkańcom Syberii. Nie dziwię się, przecież to ja tylko znam pana, podczas gdy pan nic o mnie nie wie.

– Czy to ma znaczyć, że gdybym więcej wiedział o pani, to zmieniłbym zdanie o takich czy innych sprawach? – ostrożnie zapytał Tomek.

Ktoś wzniósł toast na cześć gospodarza. Intrygująca rozmowa urwała się, wszyscy powstali z kielichami w dłoniach. Tomek teraz ledwo dotknął ustami kieliszka. Usiedli. Dziewczyna pochyliła się ku niemu i szepnęła:

– Nazywam się Natasza Władimirowna Bestużewa. Nerczyńsk jest moim więzieniem, przybyłam tutaj z wyroku sądu jako zesłaniec polityczny.

– Nie przypuszczałem, że zesłańcy mogą uczestniczyć w przyjęciach u syberyjskich bogaczy – zauważył Tomek, nieufnie mierząc ją wzrokiem. – Nie taki więc diabeł straszny, jak go malują!

– To tylko dzięki wpływom wszechwładnego tutaj Naszkina. On jest spokrewniony z moją matką. Na wieść o aresztowaniu wyjednał, by zesłano mnie do Nerczyńska. Pracuję w jego przedsiębiorstwie.

– Hm, jeśli tak, to naprawdę przyzwoicie postąpił – powiedział Tomek. – Czy on zatrudnia również innych zesłańców?

– Tak, przecież to przeważnie inteligentni ludzie. Na Syberii brak umiejących czytać i pisać. Ja studiowałam w Moskwie medycynę.

– Ciekawe, słyszałem, że są trudności w przyjmowaniu zesłańców do pracy.

– Naszkin dorobił się fortuny, nawet gubernator mile widzi go u siebie. Carska administracja na Syberii pławi się w wódce, a na to przecież trzeba pieniędzy. Kto ma czym płacić, może sobie na wiele pozwolić.

Niespodziewane wyznanie młodej dziewczyny dało Tomkowi wiele do myślenia. Zamilkł i zaczął obserwować biesiadników siedzących przy stole. Niebawem zwrócił uwagę na wysokiego, barczystego oficera, który uparcie wpatrywał się w jego towarzyszkę.

Tomek pochylił się ku niej i szepnął:

– Ktoś pilnie panią obserwuje!

– Czy ma pan na myśli tego oficera w żandarmskim mundurze? – zapytała.

Tomek potwierdził, a wtedy rzekła:

– To sztabskapitan żandarmerii Mikołaj Aleksiejewicz Gołosowow. Twierdzi, że zakochał się we mnie. Niech pan się go wystrzega, to niebezpieczny człowiek. Postarałam się o to, aby wyznaczono panu miejsce obok mnie. Pragnęłam pana ostrzec.

Tomek zdumiony oparł się ciężko o poręcz krzesła. Co miały oznaczać słowa tej dziwnej, tajemniczej dziewczyny? Czego ona od niego chciała? Zdezorientowany zerknął ku Smudze. Na krótką chwilę spotkały się ich spojrzenia. Tomek odetchnął głęboko i odzyskał spokój. Znów pochylił się ku Nataszy.

– Dziękuję za… radę, lecz nie znam żandarma Gołosowowa i nie wiem, dlaczego miałbym się go obawiać. Jestem łowcą zwierząt, a nie więźniem politycznym[114]. Czy jednak nie będzie pani miała przykrości za tę rozmowę z cudzoziemcem?

[114] Żandarmeria była w Rosji policją do spraw politycznych.

– Być może, lecz w tej chwili to nie ma znaczenia. Niecierpliwie czekałam tego wieczoru – odparła dwuznacznie spoglądając na młodzieńca.

– Nie rozumiem pani… – zdumiał się Tomek.

– Kilka dni temu sotnik Tucholski powiadomił Naszkina o ujęciu bandy chunchuzów i panów cennej pomocy. Zaledwie usłyszałam wasze nazwiska, od razu domyśliłam się, w jakim celu przybył pan do Nerczyńska. Niestety, spóźnił się pan! Kilka miesięcy temu Zbyszka wywieźli do Ałdanu…

Widelec wysunął się ze zmartwiałej dłoni Tomka i z brzękiem upadł na talerz. Na szczęście czujny Smuga, choć nie mógł odgadnąć, co się dzieje z Tomkiem, spostrzegł jego przerażenie i niemal w tej samej chwili nożem zastukał w talerz, dając tym sposobem znać, że pragnie przemówić. Tym sprytnym manewrem skupił na sobie uwagę wszystkich biesiadników. W grzecznych słowach podziękował gospodarzowi za miłą gościnę. Zanim skończył, Tomek zdążył nieco ochłonąć. Jeszcze tylko lekko drżącym głosem zapytał:

– Czy Zbyszek pani powiedział…?

– Pan jeszcze nie wie, że Zbyszek pisał do pana do Anglii. Czytałam ten fatalny list, zanim wpadł w ręce policji – potwierdziła. – Wszystko wiem o panu i pana ojcu. Zbyszek wierzy w pana jak w nikogo na świecie. Żal mi go było, bo nie sądziłam, żeby ktokolwiek mógł teraz pokusić się o uprowadzenie zesłańca z serca Syberii.

Tomek wydobył chusteczkę. Wytarł czoło z potu. Dziewczyna patrzyła mu prosto w oczy. Cicho zapytał:

– Co on pisał w tym liście?

– Prosił o pomoc w zorganizowaniu ucieczki. List miał być wysłany nielegalnie. Jednemu z naszych wspólnych znajomych skończyła się kara zesłania. Wracał do Moskwy, stamtąd zamierzał przemycić list za granicę.

– Czy on zdradził?

– Och, nie! To agent Pawłow wykrył naszą tajemnicę i podstępnie odebrał list.

– Byliście nieostrożni… Dlaczego tu śledzono Zbyszka? Czy tak postępuje się również z innymi więźniami?

– Wszyscy zesłańcy podlegają tutaj Gołosowowowi. To prawdziwa kanalia, lecz Zbyszka szczególnie nienawidził. Mścił się za to, że Zbyszek darzył mnie sympatią. Teraz już wie pan wszystko.

Tomek zamyślił się. Natasza na pewno mówiła prawdę. Informacje jej nie tylko pokrywały się ze znanymi mu faktami, lecz nawet logicznie uzupełniały. Natomiast ona nie była świadoma, że Pawłow znów schwycił nić spisku w swoje drapieżne ręce. Po krótkim namyśle powiedział jej o liście do sztabskapitana żandarmerii. Po raz pierwszy podczas całej rozmowy dziewczyna pobladła. Tomkowi zdawało się, że zemdleje. Jednakże zapanowała nad sobą. Marszcząc gniewnie brwi, powiedziała:

– Gdybym była mężczyzną, wyzwałabym go pod jakimkolwiek pretekstem na pojedynek i w uczciwej walce usunęłabym z waszej drogi. Niestety, jestem tylko dziewczyną-zesłańcem, więc zastrzelę go po prostu jak wściekłego psa!

Tomek, przestraszony nie na żarty, milczał dłuższą chwilę. Nie mógł się zdobyć na słowa. Rozejrzał się ostrożnie; na szczęście najbliżsi sąsiedzi, zajęci sobą, prowadzili ożywione rozmowy.

Nachylił się bardziej ku dziewczynie i siląc się na spokój, rzekł:

– Cóż z tego, że zginie Gołosowow? Przecież oprócz niego istnieje jeszcze Pawłow.

– Zabiję Gołosowowa! Musicie uwolnić Zbyszka! On jest ciężko chory, załamał się, rozumiesz? Umrze na pewno, jeśli dłużej tu zostanie.

– Głupstwa pleciesz? Zastanów się, co by uczynił Zbyszek, gdybyś przez niego zginęła na szubienicy? Łzy zalśniły w oczach dziewczyny, usta jej drżały. Tomek przeraził się, że Gołosowow lub ktoś inny z gości zauważy wzburzenie Nataszy, przerwał więc rozmowę i pospiesznie nakładał jej na talerz zakąski. Gdy po chwili ochłonęła, Tomek nie powracał już do przerwanej rozmowy. Uczta ożywiała się w miarę spełnianych toastów. Gdzieś z głębi pałacu dobiegały dźwięki orkiestry… Biesiadnicy zaczęli wstawać od stołu. Tomek ujął dziewczynę pod ramię i poprowadził do sali balowej. Na galerii tworzącej półkole, obok instrumentu przypominającego kościelne organy, stało kilku muzykantów. Grali walce. Tomek otoczył Nataszę ramieniem, zaczęli tańczyć.

– Zachowuj się rozsądnie – szepnął, gdy znaleźli się z dala od innych par. – Pozostaw nam całą sprawę, jakoś damy sobie radę. Nie zrezygnujemy z uwolnienia Zbyszka. Możesz być pewna.

– Pawłow jest mniej groźny, to zwykły policyjny szpicel – odparła. – Gołosowow natomiast nawet i bez jego pomocy może się domyślić prawdy. Czy ty nie rozumiesz, że on już interesuje się wami jedynie dlatego, że jesteście cudzoziemcami? Muszę go unieszkodliwić za wszelką cenę!

Tomek zasępił się, przecież doskonale rozumiał, że w tej chwili największe niebezpieczeństwo groziło im ze strony sztabskapitana żandarmerii. Spojrzał w zdeterminowaną twarz Nataszy i nagle wprost szaleńczy pomysł przyszedł mu do głowy.

– Czy chcesz mi pomóc? – szepnął.

– Wszystko uczynię dla ratowania Zbyszka…

– A więc uważaj…!

Orkiestra właśnie kończyła walca. Już od dłuższej chwili Tomek widział Gołosowowa. Stał na uboczu sali. Wściekłym wzrokiem śledził tańczącą Nataszę. Tomek zręcznym manewrem zbliżył się do niego. Zawirował tuż przed nim. Natasza nie zdawała sobie nawet sprawy, jak zderzyli się z żandarmem. Zaskoczony Gołosowow odruchowo odepchnął dziewczynę, gdy na moment utraciła równowagę i oparła się plecami o jego pierś. Tomek natychmiast podtrzymał Nataszę.

Zasłaniając ją sobą, zawołał:

– Uderzył pan kobietę! To nikczemne!

Sztabskapitan osłupiał. Przez chwilę stał zdumiony; zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Tomek dodał:

– Tylko tchórz i podlec tak postępuje!

Twarz sztabskapitana pokryła się purpurą. Zamachnął się prawą ręką i uderzył przeciwnika w twarz. Tomek pobladł, przysunął się ku Gołosowowowi, lecz nie oddał policzka.

– Zapłaci mi pan za tę obelgę! – powiedział złowrogo.

Kilku innych gości spostrzegło przykre zajście. Otoczyli powaśnionych. Smuga był między innymi.

– Co się stało, Tomku? – zapytał po rosyjsku, niespokojnym wzrokiem mierząc przyjaciela i dziewczynę stojącą u jego boku.

– Co tu się dzieje? – basem zahuczał bosman, wyrósłszy jak spod ziemi.

Tomek umyślnie zwlekał z wyjaśnieniem, gdyż spostrzegł Tucholskiego przepychającego się ku nim. Sotnik był już w mundurze esauła[115]. Nie minął go awans za „rozgromienie” bandy chunchuzów.

[115] Esauł – stopień oficerski w przedrewolucyjnych pułkach kozackich.

– Ten pan najpierw uderzył kobietę będącą w moim towarzystwie, a potem mnie spoliczkował – powiedział Tomek, gdy Tucholski zbliżył się do niego. – Żądam satysfakcji!

– Wot, skatina![116]. Upił się pewno, na uczastok[117] go wziąć, to wytrzeźwieje – syknął Gołosowow.

[116] A to bydlę.

[117] Uczastok – komisariat.

– Zachował się pan jak na śledztwie! – zawołała Natasza. – Na szczęście ten pan nie jest więźniem!

Smuga odwrócił się do Gołosowowa, zmierzył go ostrym wzrokiem i rzekł głośno:

– Powściągnij swój język, sztabskapitanie, żebym nie musiał ci go przyciąć bez żądania zadośćuczynienia.

– Pozwól pan, porozmawiam z tym… – odezwał się bosman, wyciągając łapsko ku żandarmowi.

– Przepraszam, to moja sprawa, mnie tu obrażono – wtrącił Tomek.

– Chwileczkę, panowie, nie zakłócajmy wszystkim zabawy. Przejdźmy porozmawiać w ustronne miejsce – zaproponował Tucholski. – Proszę panów za mną.

Trzej przyjaciele i Gołosowow w ślad za esaułem Tucholskim opuścili salę balową.

– Oszalałeś! Coś ty zrobił najlepszego?! – szepnął Smuga do Tomka.

– Później wyjaśnię… Grozi nam niebezpieczeństwo… Specjalnie go sprowokowałem… – odszepnął Tomek.

Weszli do gabinetu. Esauł Tucholski rzekł oschłym tonem:

– Sztabskapitanie Gołosowow, ci panowie wyświadczyli władzom wojskowym dużą przysługę. Jego Ekscelencja gubernator interesuje się nimi. Jest pan zobowiązany dać im satysfakcję!

Gołosowow ze złością spojrzał na Tucholskiego. Był to oficer do specjalnych poruczeń i zarazem ulubieniec gubernatora. Jego opinia mogła zaważyć na dalszej karierze, toteż Gołosowow powstrzymał cisnące mu się na usta przekleństwo i tłumiąc wściekłość, mruknął:

– Nie miałem złego zamiaru, sam przyczepił się, czegóż chcecie ode mnie?

W tej chwili do gabinetu wbiegł Naszkin.

– Gospodi[118], taka nieprzyjemność spotkała panów w moim domu! – zawołał. – Przeproś, sztabskapitanie, naszego miłego gościa, bo pomyśli, że znajduje się wśród bradiagów!

[118] Boże drogi!

– Pospiesz się pan, bo ręka mnie diabelnie świerzbi! – dodał bosman, postępując ku żandarmowi.

Smuga natychmiast zagrodził mu drogę, nie spuszczając czujnego wzroku z Tomka.

Gołosowow drżał z gniewu, lecz czuł własną bezsilność. Skoro zausznik gubernatora i potentat syberyjski byli przeciwko niemu, nierozsądnie byłoby przeciwstawiać się im.

Tomek obawiał się, że bosman lub Smuga mogą lada chwila przeszkodzić mu w jego zamiarach, podszedł więc do Naszkina i rzekł stanowczym tonem:

– Przykro mi, że to… zdarzyło się tutaj, wszakże wśród ludzi honoru za policzek nie płaci się zwykłym przeproszeniem. Żądam satysfakcji z bronią w ręku.

– Cóż, ma pan słuszność, ale proszę wziąć pod uwagę, że pojedynki są zakazane – zafrasował się Naszkin. – Co pan na to, esaule?

Tucholski, do którego były zwrócone ostatnie słowa, ze złośliwym błyskiem w oczach spojrzał na oficera żandarmerii. Wielu wojskowych nie lubiło policji politycznej.

– Zakaz zakazem, a honor honorem, zwłaszcza… oficera! – odparł. – Przy zachowaniu dyskrecji można by to jakoś urządzić.

– A co będzie, jeśli tego pana spotka dalsza nieprzyjemność podczas pojedynku? – zapytał Gołosowow.

– O ile nie brak panu odwagi, to o mnie proszę się nie troszczyć – wtrącił Tomek.

– Dość tego, proszę o sekundantów – warknął Gołosowow.

– Ejże, nie wytrzymam, jak mi Bóg miły – rozgniewał się bosman.

– Panowie, panowie, proszę o chwilę cierpliwości! – pojednawczo zawołał Naszkin. – Najlepiej niech sekundanci omówią to między sobą. Ja proponuję wymianę strzałów. W ten sposób wilk będzie syty i owca cała.

Bosman pochylił się do Smugi.

– Zwariował chłopak czy co? – zaoponował. – Po jakiego diabła ma się strzelać z tym żandarmem?! Jeśli nie mógł oddać mu policzka, zaraz zrobię to za niego i sprawa załatwiona!

– Już za późno, bosmanie – odszepnął Smuga, powstrzymując krewkiego marynarza za ramię. – Tomek powiedział, że umyślnie go sprowokował. Grozi nam jakieś poważne niebezpieczeństwo…

– Czyżby coś wyniuchał?

– Prawdopodobnie. Milcz teraz…


Pojedynek (1) Duell (1) Duel (1) Duel (1) Дуэль (1) Дуель (1)

Tomek pełen najczarniejszych myśli niemal biegł w stronę pałacu, którego okna w przedwieczornym mroku gorzały jasnym światłem. Czy będzie miał możność natychmiast porozumieć się z przyjaciółmi? Przecież nieoczekiwane spotkanie z posłańcem Pawłowa znacznie przedłużyło jego pobyt na dworcu! Drzemka stangretów kilkunastu powozów stojących przed okazałą rezydencją Naszkina świadczyła, że przyjęcie już się rozpoczęło. Das Dösen der Kutscher von einem Dutzend Kutschen vor Nashkins stattlichem Herrenhaus deutete darauf hin, dass die Party bereits begonnen hatte. Teraz wywabienie Smugi i bosmana na ubocze mogło się okazać niemożliwe. Obawy Tomka wkrótce sprawdziły się całkowicie. Zaledwie bowiem wkroczył do hallu, służba zaraz go poinformowała, że goście zasiedli do stołu.

Poprzedzany przez lokaja szedł zdumiony przepychem pałacu, który nawet w stolicy Rosji, Petersburgu[112], nie znalazłby wiele równych sobie. Na pokrytych drogimi tapetami ścianach salonów wisiały obrazy najbardziej znanych w Europie malarzy. W jednej z sal Tomek ujrzał największe wówczas na świecie zwierciadło, zakupione przez Butina na paryskiej wystawie w roku 1878, przewiezione morzem do portu w Mikołajewsku, a potem Amurem do Nerczyńska na specjalnie w tym celu zbudowanym statku. W lśniących posadzkach odbijały się kryształowe kandelabry oraz marmurowe rzeźby, a w zacisznych gabinetach wzorzyste perskie dywany tłumiły kroki. Jedwabne portiery, oryginalne stylowe meble i egzotyczne palmy stanowiły wymowny dowód bogactwa właściciela tej wspaniałej siedziby.

[112] Petersburg – do 1914 r. Sankt-Petersburg, potem do 1924 r. Piotrogród, a po śmierci Lenina przemianowany na Leningrad (dziś Sankt Petersburg) – jest miastem i portem leżącym u ujścia Newy, założonym przez cara Piotra Wielkiego w 1703 r. Od 1713 do 1918 był stolicą carskiej Rosji. Obecnie drugi po Moskwie ośrodek kulturalno-naukowo-przemysłowy w Rosji. Posiada liczne zabytki architektury. Miasto ma bogate tradycje rewolucyjne: w 1825 r. przeżyło powstanie dekabrystów, w 1905 r. Krwawą Niedzielę, która zapoczątkowała rewolucję 1905–1907, w 1917 r. zbrojne powstanie w Piotrogrodzie, początek rewolucji październikowej, a w czasie drugiej wojny światowej mieszkańcy Leningradu bohatersko przetrzymali 29-miesięczne oblężenie przez Niemców.

Na przyjęciach u syberyjskich bogaczy gromadzili się zazwyczaj najwybitniejsi obywatele miasteczka. Tak więc i tego wieczoru wśród biesiadników nie brakło dwóch właścicieli prywatnych kopalń złota położonych w okręgu nerczyńskim, zamożniejszych kupców, dygnitarzy wojskowych i cywilnych, jak i reprezentantów tego prowincjonalnego światka kulturalnego. Gdy lokaj wprowadził do jadalni nowego gościa, przycichły na krótką chwilę rozmowy przy długim stole. Naszkin, jako gospodarz, powstał na powitanie Tomka, ogólnie przedstawił go całemu towarzystwu i zaprowadził ku wyznaczonemu dla niego miejscu.

Tomek, zaledwie usiadł, niecierpliwym wzrokiem szukał swoich przyjaciół, chcąc ściągnąć ich uwagę i gdy tylko nadarzy się sprzyjający moment, powiadomić o nieznanym nowym niebezpieczeństwie. Najpierw spostrzegł olbrzymiego bosmana. Rubaszny przyjaciel niefrasobliwie mrugnął do niego okiem i zaraz odwrócił się ku dwóm wpatrzonym w niego damom, z którymi wiódł wesołą rozmowę. W czarnym żakiecie[113] oraz sztywnej białej koszuli wyglądał bardzo szykownie, lecz zapewne w wizytowym stroju nie czuł się zbyt swobodnie, gdyż co chwilę mimo woli poprawiał krawat. W przeciwieństwie do niego Smuga od razu zauważył niezwykłe podniecenie Tomka. Początkowo sądził, że huczne przyjęcie w tchnącym przepychem pałacu wprawia go w zakłopotanie, ale wkrótce porzucił tę myśl, Tomek bowiem wcale nie zwracał uwagi na swe otoczenie przy stole. Toteż gdy młodzieniec w końcu wypatrzył Smugę usadowionego między jakąś damą i oficerem, napotkał jego karcący wzrok.

[113] Żakiet – rodzaj męskiej długiej marynarki z zaokrąglonymi połami, noszonej do stroju wizytowego na przełomie XIX i XX w.

Nieme upomnienie podziałało na Tomka jak zimny prysznic. Zaczerwienił się i pomyślał zmieszany:

„Widocznie przestrach pozbawił mnie rozsądku, muszę cierpliwie poczekać, dopóki nie wstaniemy od stołu”.

Naszkin właśnie wzniósł toast za zdrowie gości z dalekich krain, więc Tomek, pragnąc opanować własne wzburzenie, uniósł kielich napełniony szampanem i wychylił go do dna. Z wysiłkiem odetchnął, gdyż dzięki wzorowym zasadom wpojonym przez ojca nie używał napojów wyskokowych. Po chwili poczuł pewną ulgę. Teraz zerknął na swe sąsiadki.

Dama z prawej strony, pochylona ku siedzącemu tuż obok niej oficerowi, rozmawiała z nim półszeptem. Natomiast młoda, znacznie skromniej ubrana dziewczyna z drugiej strony Tomka, przymrużywszy oczy, uważnie mu się przyglądała. Była to szczupła, błękitnooka blondynka o bardzo regularnych rysach twarzy. Tomek zaczerwienił się pod jej badawczym, poważnym spojrzeniem.

„Do licha, pewno spostrzegła moje głupie zachowanie” – pomyślał.

Chcąc w jakiś sposób zatuszować niezręczność, podsunął sąsiadce paterę z kawiorem. Jak by tylko czekała na okazję do rozmowy, uśmiechnęła się i zagadnęła po rosyjsku:

– Spóźnił się pan, już myślałam, że stracił pan ochotę do zabawy z syberyjskimi dzikusami!

– Załatwiałem po drodze drobny sprawunek – usprawiedliwiał się Tomek. – Proszę wybaczyć moje roztargnienie. Trochę oszołomił mnie przepych pałacu. Nie spodziewałem się ujrzeć takich wspaniałości w głębi Syberii.

– Kraj kontrastów, dorobkiewicze dzięki katorżniczej pracy zesłańców pławią się w szampanie, tubylcy natomiast przymierają głodem, zżerani jeszcze za życia przez robactwo – ironicznie odparła dziewczyna.

Tomek uważniej na nią spojrzał. Czyżby prowokowała go do jakichś nieostrożnych wypowiedzi? Nie, nie sprawiała takiego wrażenia. Dużymi, jasnymi oczyma poważnie wpatrywała się w niego. Zagadkowy uśmiech czaił się w kącikach jej ust.

– Mniej tu kontrastów niż na przykład w Indiach – powiedział Tomek. – Gościliśmy niedawno u maharadży Alwaru. Jego pałac mógłby olśnić nawet królów państw europejskich, a przecież większość Hindusów żyje w nędzy i często ginie śmiercią głodową. Mój przyjaciel, król Bugandy w Afryce, również inaczej żyje niż jego poddani.

– Przez grzeczność lub… z innych względów usiłuje pan usprawiedliwić gwałt, jaki dzieje się prawowitym mieszkańcom Syberii. Nie dziwię się, przecież to ja tylko znam pana, podczas gdy pan nic o mnie nie wie.

– Czy to ma znaczyć, że gdybym więcej wiedział o pani, to zmieniłbym zdanie o takich czy innych sprawach? – ostrożnie zapytał Tomek.

Ktoś wzniósł toast na cześć gospodarza. Intrygująca rozmowa urwała się, wszyscy powstali z kielichami w dłoniach. Tomek teraz ledwo dotknął ustami kieliszka. Usiedli. Dziewczyna pochyliła się ku niemu i szepnęła:

– Nazywam się Natasza Władimirowna Bestużewa. Nerczyńsk jest moim więzieniem, przybyłam tutaj z wyroku sądu jako zesłaniec polityczny.

– Nie przypuszczałem, że zesłańcy mogą uczestniczyć w przyjęciach u syberyjskich bogaczy – zauważył Tomek, nieufnie mierząc ją wzrokiem. – Nie taki więc diabeł straszny, jak go malują!

– To tylko dzięki wpływom wszechwładnego tutaj Naszkina. On jest spokrewniony z moją matką. Na wieść o aresztowaniu wyjednał, by zesłano mnie do Nerczyńska. Pracuję w jego przedsiębiorstwie.

– Hm, jeśli tak, to naprawdę przyzwoicie postąpił – powiedział Tomek. – Czy on zatrudnia również innych zesłańców?

– Tak, przecież to przeważnie inteligentni ludzie. Na Syberii brak umiejących czytać i pisać. Ja studiowałam w Moskwie medycynę.

– Ciekawe, słyszałem, że są trudności w przyjmowaniu zesłańców do pracy.

– Naszkin dorobił się fortuny, nawet gubernator mile widzi go u siebie. Carska administracja na Syberii pławi się w wódce, a na to przecież trzeba pieniędzy. Kto ma czym płacić, może sobie na wiele pozwolić.

Niespodziewane wyznanie młodej dziewczyny dało Tomkowi wiele do myślenia. Zamilkł i zaczął obserwować biesiadników siedzących przy stole. Niebawem zwrócił uwagę na wysokiego, barczystego oficera, który uparcie wpatrywał się w jego towarzyszkę.

Tomek pochylił się ku niej i szepnął:

– Ktoś pilnie panią obserwuje!

– Czy ma pan na myśli tego oficera w żandarmskim mundurze? – zapytała.

Tomek potwierdził, a wtedy rzekła:

– To sztabskapitan żandarmerii Mikołaj Aleksiejewicz Gołosowow. Twierdzi, że zakochał się we mnie. Niech pan się go wystrzega, to niebezpieczny człowiek. Postarałam się o to, aby wyznaczono panu miejsce obok mnie. Pragnęłam pana ostrzec.

Tomek zdumiony oparł się ciężko o poręcz krzesła. Co miały oznaczać słowa tej dziwnej, tajemniczej dziewczyny? Czego ona od niego chciała? Zdezorientowany zerknął ku Smudze. Na krótką chwilę spotkały się ich spojrzenia. Tomek odetchnął głęboko i odzyskał spokój. Znów pochylił się ku Nataszy.

– Dziękuję za… radę, lecz nie znam żandarma Gołosowowa i nie wiem, dlaczego miałbym się go obawiać. Jestem łowcą zwierząt, a nie więźniem politycznym[114]. Czy jednak nie będzie pani miała przykrości za tę rozmowę z cudzoziemcem?

[114] Żandarmeria była w Rosji policją do spraw politycznych.

– Być może, lecz w tej chwili to nie ma znaczenia. Niecierpliwie czekałam tego wieczoru – odparła dwuznacznie spoglądając na młodzieńca.

– Nie rozumiem pani… – zdumiał się Tomek.

– Kilka dni temu sotnik Tucholski powiadomił Naszkina o ujęciu bandy chunchuzów i panów cennej pomocy. Zaledwie usłyszałam wasze nazwiska, od razu domyśliłam się, w jakim celu przybył pan do Nerczyńska. Niestety, spóźnił się pan! Kilka miesięcy temu Zbyszka wywieźli do Ałdanu…

Widelec wysunął się ze zmartwiałej dłoni Tomka i z brzękiem upadł na talerz. Na szczęście czujny Smuga, choć nie mógł odgadnąć, co się dzieje z Tomkiem, spostrzegł jego przerażenie i niemal w tej samej chwili nożem zastukał w talerz, dając tym sposobem znać, że pragnie przemówić. Tym sprytnym manewrem skupił na sobie uwagę wszystkich biesiadników. W grzecznych słowach podziękował gospodarzowi za miłą gościnę. Zanim skończył, Tomek zdążył nieco ochłonąć. Jeszcze tylko lekko drżącym głosem zapytał:

– Czy Zbyszek pani powiedział…?

– Pan jeszcze nie wie, że Zbyszek pisał do pana do Anglii. Czytałam ten fatalny list, zanim wpadł w ręce policji – potwierdziła. – Wszystko wiem o panu i pana ojcu. Zbyszek wierzy w pana jak w nikogo na świecie. Żal mi go było, bo nie sądziłam, żeby ktokolwiek mógł teraz pokusić się o uprowadzenie zesłańca z serca Syberii.

Tomek wydobył chusteczkę. Wytarł czoło z potu. Dziewczyna patrzyła mu prosto w oczy. Cicho zapytał:

– Co on pisał w tym liście?

– Prosił o pomoc w zorganizowaniu ucieczki. List miał być wysłany nielegalnie. Jednemu z naszych wspólnych znajomych skończyła się kara zesłania. Wracał do Moskwy, stamtąd zamierzał przemycić list za granicę.

– Czy on zdradził?

– Och, nie! To agent Pawłow wykrył naszą tajemnicę i podstępnie odebrał list.

– Byliście nieostrożni… Dlaczego tu śledzono Zbyszka? Czy tak postępuje się również z innymi więźniami?

– Wszyscy zesłańcy podlegają tutaj Gołosowowowi. To prawdziwa kanalia, lecz Zbyszka szczególnie nienawidził. Mścił się za to, że Zbyszek darzył mnie sympatią. Teraz już wie pan wszystko.

Tomek zamyślił się. Natasza na pewno mówiła prawdę. Informacje jej nie tylko pokrywały się ze znanymi mu faktami, lecz nawet logicznie uzupełniały. Natomiast ona nie była świadoma, że Pawłow znów schwycił nić spisku w swoje drapieżne ręce. Po krótkim namyśle powiedział jej o liście do sztabskapitana żandarmerii. Po raz pierwszy podczas całej rozmowy dziewczyna pobladła. Tomkowi zdawało się, że zemdleje. Jednakże zapanowała nad sobą. Marszcząc gniewnie brwi, powiedziała:

– Gdybym była mężczyzną, wyzwałabym go pod jakimkolwiek pretekstem na pojedynek i w uczciwej walce usunęłabym z waszej drogi. Niestety, jestem tylko dziewczyną-zesłańcem, więc zastrzelę go po prostu jak wściekłego psa!

Tomek, przestraszony nie na żarty, milczał dłuższą chwilę. Nie mógł się zdobyć na słowa. Rozejrzał się ostrożnie; na szczęście najbliżsi sąsiedzi, zajęci sobą, prowadzili ożywione rozmowy.

Nachylił się bardziej ku dziewczynie i siląc się na spokój, rzekł:

– Cóż z tego, że zginie Gołosowow? Przecież oprócz niego istnieje jeszcze Pawłow.

– Zabiję Gołosowowa! Musicie uwolnić Zbyszka! On jest ciężko chory, załamał się, rozumiesz? Umrze na pewno, jeśli dłużej tu zostanie.

– Głupstwa pleciesz? Zastanów się, co by uczynił Zbyszek, gdybyś przez niego zginęła na szubienicy? Łzy zalśniły w oczach dziewczyny, usta jej drżały. Tomek przeraził się, że Gołosowow lub ktoś inny z gości zauważy wzburzenie Nataszy, przerwał więc rozmowę i pospiesznie nakładał jej na talerz zakąski. Gdy po chwili ochłonęła, Tomek nie powracał już do przerwanej rozmowy. Uczta ożywiała się w miarę spełnianych toastów. Gdzieś z głębi pałacu dobiegały dźwięki orkiestry… Biesiadnicy zaczęli wstawać od stołu. Tomek ujął dziewczynę pod ramię i poprowadził do sali balowej. Na galerii tworzącej półkole, obok instrumentu przypominającego kościelne organy, stało kilku muzykantów. Grali walce. Tomek otoczył Nataszę ramieniem, zaczęli tańczyć.

– Zachowuj się rozsądnie – szepnął, gdy znaleźli się z dala od innych par. – Pozostaw nam całą sprawę, jakoś damy sobie radę. Nie zrezygnujemy z uwolnienia Zbyszka. Możesz być pewna.

– Pawłow jest mniej groźny, to zwykły policyjny szpicel – odparła. – Gołosowow natomiast nawet i bez jego pomocy może się domyślić prawdy. Czy ty nie rozumiesz, że on już interesuje się wami jedynie dlatego, że jesteście cudzoziemcami? Muszę go unieszkodliwić za wszelką cenę!

Tomek zasępił się, przecież doskonale rozumiał, że w tej chwili największe niebezpieczeństwo groziło im ze strony sztabskapitana żandarmerii. Spojrzał w zdeterminowaną twarz Nataszy i nagle wprost szaleńczy pomysł przyszedł mu do głowy.

– Czy chcesz mi pomóc? – szepnął.

– Wszystko uczynię dla ratowania Zbyszka…

– A więc uważaj…!

Orkiestra właśnie kończyła walca. Już od dłuższej chwili Tomek widział Gołosowowa. Stał na uboczu sali. Wściekłym wzrokiem śledził tańczącą Nataszę. Tomek zręcznym manewrem zbliżył się do niego. Zawirował tuż przed nim. Natasza nie zdawała sobie nawet sprawy, jak zderzyli się z żandarmem. Zaskoczony Gołosowow odruchowo odepchnął dziewczynę, gdy na moment utraciła równowagę i oparła się plecami o jego pierś. Tomek natychmiast podtrzymał Nataszę.

Zasłaniając ją sobą, zawołał:

– Uderzył pan kobietę! To nikczemne!

Sztabskapitan osłupiał. Przez chwilę stał zdumiony; zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Tomek dodał:

– Tylko tchórz i podlec tak postępuje!

Twarz sztabskapitana pokryła się purpurą. Zamachnął się prawą ręką i uderzył przeciwnika w twarz. Tomek pobladł, przysunął się ku Gołosowowowi, lecz nie oddał policzka.

– Zapłaci mi pan za tę obelgę! – powiedział złowrogo.

Kilku innych gości spostrzegło przykre zajście. Otoczyli powaśnionych. Smuga był między innymi.

– Co się stało, Tomku? – zapytał po rosyjsku, niespokojnym wzrokiem mierząc przyjaciela i dziewczynę stojącą u jego boku.

– Co tu się dzieje? – basem zahuczał bosman, wyrósłszy jak spod ziemi.

Tomek umyślnie zwlekał z wyjaśnieniem, gdyż spostrzegł Tucholskiego przepychającego się ku nim. Sotnik był już w mundurze esauła[115]. Nie minął go awans za „rozgromienie” bandy chunchuzów.

[115] Esauł – stopień oficerski w przedrewolucyjnych pułkach kozackich.

– Ten pan najpierw uderzył kobietę będącą w moim towarzystwie, a potem mnie spoliczkował – powiedział Tomek, gdy Tucholski zbliżył się do niego. – Żądam satysfakcji!

– Wot, skatina![116]. Upił się pewno, na uczastok[117] go wziąć, to wytrzeźwieje – syknął Gołosowow.

[116] A to bydlę.

[117] Uczastok – komisariat.

– Zachował się pan jak na śledztwie! – zawołała Natasza. – Na szczęście ten pan nie jest więźniem!

Smuga odwrócił się do Gołosowowa, zmierzył go ostrym wzrokiem i rzekł głośno:

– Powściągnij swój język, sztabskapitanie, żebym nie musiał ci go przyciąć bez żądania zadośćuczynienia.

– Pozwól pan, porozmawiam z tym… – odezwał się bosman, wyciągając łapsko ku żandarmowi.

– Przepraszam, to moja sprawa, mnie tu obrażono – wtrącił Tomek.

– Chwileczkę, panowie, nie zakłócajmy wszystkim zabawy. Przejdźmy porozmawiać w ustronne miejsce – zaproponował Tucholski. – Proszę panów za mną.

Trzej przyjaciele i Gołosowow w ślad za esaułem Tucholskim opuścili salę balową.

– Oszalałeś! Coś ty zrobił najlepszego?! – szepnął Smuga do Tomka.

– Później wyjaśnię… Grozi nam niebezpieczeństwo… Specjalnie go sprowokowałem… – odszepnął Tomek.

Weszli do gabinetu. Esauł Tucholski rzekł oschłym tonem:

– Sztabskapitanie Gołosowow, ci panowie wyświadczyli władzom wojskowym dużą przysługę. Jego Ekscelencja gubernator interesuje się nimi. Jest pan zobowiązany dać im satysfakcję!

Gołosowow ze złością spojrzał na Tucholskiego. Był to oficer do specjalnych poruczeń i zarazem ulubieniec gubernatora. Jego opinia mogła zaważyć na dalszej karierze, toteż Gołosowow powstrzymał cisnące mu się na usta przekleństwo i tłumiąc wściekłość, mruknął:

– Nie miałem złego zamiaru, sam przyczepił się, czegóż chcecie ode mnie?

W tej chwili do gabinetu wbiegł Naszkin.

– Gospodi[118], taka nieprzyjemność spotkała panów w moim domu! – zawołał. – Przeproś, sztabskapitanie, naszego miłego gościa, bo pomyśli, że znajduje się wśród bradiagów!

[118] Boże drogi!

– Pospiesz się pan, bo ręka mnie diabelnie świerzbi! – dodał bosman, postępując ku żandarmowi.

Smuga natychmiast zagrodził mu drogę, nie spuszczając czujnego wzroku z Tomka.

Gołosowow drżał z gniewu, lecz czuł własną bezsilność. Skoro zausznik gubernatora i potentat syberyjski byli przeciwko niemu, nierozsądnie byłoby przeciwstawiać się im.

Tomek obawiał się, że bosman lub Smuga mogą lada chwila przeszkodzić mu w jego zamiarach, podszedł więc do Naszkina i rzekł stanowczym tonem:

– Przykro mi, że to… zdarzyło się tutaj, wszakże wśród ludzi honoru za policzek nie płaci się zwykłym przeproszeniem. Żądam satysfakcji z bronią w ręku.

– Cóż, ma pan słuszność, ale proszę wziąć pod uwagę, że pojedynki są zakazane – zafrasował się Naszkin. – Co pan na to, esaule?

Tucholski, do którego były zwrócone ostatnie słowa, ze złośliwym błyskiem w oczach spojrzał na oficera żandarmerii. Wielu wojskowych nie lubiło policji politycznej.

– Zakaz zakazem, a honor honorem, zwłaszcza… oficera! – odparł. – Przy zachowaniu dyskrecji można by to jakoś urządzić.

– A co będzie, jeśli tego pana spotka dalsza nieprzyjemność podczas pojedynku? – zapytał Gołosowow.

– O ile nie brak panu odwagi, to o mnie proszę się nie troszczyć – wtrącił Tomek.

– Dość tego, proszę o sekundantów – warknął Gołosowow.

– Ejże, nie wytrzymam, jak mi Bóg miły – rozgniewał się bosman.

– Panowie, panowie, proszę o chwilę cierpliwości! – pojednawczo zawołał Naszkin. – Najlepiej niech sekundanci omówią to między sobą. Ja proponuję wymianę strzałów. W ten sposób wilk będzie syty i owca cała.

Bosman pochylił się do Smugi.

– Zwariował chłopak czy co? – zaoponował. – Po jakiego diabła ma się strzelać z tym żandarmem?! Jeśli nie mógł oddać mu policzka, zaraz zrobię to za niego i sprawa załatwiona!

– Już za późno, bosmanie – odszepnął Smuga, powstrzymując krewkiego marynarza za ramię. – Tomek powiedział, że umyślnie go sprowokował. Grozi nam jakieś poważne niebezpieczeństwo…

– Czyżby coś wyniuchał?

– Prawdopodobnie. Milcz teraz…