ODKURZACZ NA WYCIECZCE
Zebranie rodziców wszyscy przywitali ze strachem. A nuż planowana wycieczka do Białowieży się nie odbędzie? Maks zdenerwował się najbardziej. Już nawet nie wycieczką. Czuł, że może na nią nie pojechać, jeśli wyjdzie na jaw fakt, że Michał upił się u niego w domu. Co robić?
– Powiedz im, że Michał miał alkohol ze sobą – poradziła Kinga.
– Głupia jesteś? – obruszyła się Ewa. – Wtedy wyjdzie jeszcze gorzej!
– To co robić? ! – Może powiedz, że wypił przez przypadek – zaproponowała Ewa. – Trafił na piwo w kuchni u Maksa rodziców i wypił.
– A nie lepiej, Maks, żebyś po prostu powiedział rodzicom przed zebraniem, co się stało? – spytał Maciek.
– To będzie awantura, że wtedy im nie powiedziałem – odezwał się milczący dotąd Maks.
– Awantura i tak będzie – stwierdził Maciek. – A lepiej, jak dowiedzą się od ciebie, czego mają się spodziewać na zebraniu.
Zapadło milczenie. Trudno było nie zgodzić się z jego słowami. Po zebraniu o incydencie u Maksa dowiedzą się wszyscy. I co dalej? Maks zdecydował się posłuchać rady Maćka.
Ku jego zdumieniu rodzice przyjęli opowieść o pijanym Michale… rykiem śmiechu! A tata to nawet przyznał, że jak on chodził do szkoły, to nie takie numery robili! Kiedyś ukradli nauczycielowi z szafki piersiówkę i… wiatrówkę, a potem spędzili dzień na komisariacie. Nauczyciel ich wykupywał z posterunku, by się sprawa nie wydała i rodzice się nie dowiedzieli. W końcu mieli wówczas po szesnaście lat.
Tak więc zdaniem taty Maksa trzy piwka po lekcjach to jest nic w porównaniu z butelką wódki i bronią palną w czasie lekcji.
* * *
Zebranie zapowiadało się burzliwie. Mama Michała już na korytarzu słała piorunujące spojrzenia w kierunku rodziców Maksa.
Na zebraniu pani Czajka zaczęła omawiać wycieczkę do Białowieży. Do incydentu z piwem jedynie nawiązała:
– Ponieważ ostatnio zdarzył się przypadek, że uczeń z naszej klasy spożył alkohol, i to w dużej ilości – tu pani Czajka wymownie spojrzała na Michała i jego matkę – więc z góry uprzedzam, że wszelkie próby kupowania na wycieczce piwa, wina i innych trunków będą miały poważne konsekwencje. – Tu znowu przerwała i powiodła wzrokiem po klasie. – Z reguły takie słowa kierowałam do uczniów starszych klas. Nie pierwszych! Ale ostatnia historia zmusiła mnie, bym powiedziała to już teraz. Przed pierwszą klasową wycieczką…
I nagle… z ławki zerwała się mama Michała.
– Jestem oburzona! – zaczęła wykrzykiwać. – Moje dziecko wróciło do domu pijane, a pani sobie to lekceważy! Należy ukarać…
– Kogo? – spytała pani Czajka. – Przecież to nie miało miejsca w szkole, tylko po lekcjach. A wtedy za dzieci odpowiadają rodzice.
– To gdzie byli rodzice tego całego Maksa! – gorączkowała się mama Michała.
Nagle dał się słyszeć spokojny głos mamy Maćka:
– Owszem, takich rzeczy nie należy bagatelizować, ale to pani powinna porozmawiać z dzieckiem, a nie obarczać winą szkoły i rodziców Maksa. Jakoś nikt inny u Maksa się nie upił ani nawet nie próbował alkoholu.
Przez chwilę panowała cisza.
– Pani mi obiecała, że poruszy tę sprawę na zebraniu… – wyszeptała mama Michała.
– Proszę pani! – w głosie pani Czajki dało się wyczuć zniecierpliwienie. – Ja poruszyłam tę sprawę.
– Ale nie tak, jak pani chciała – odezwał się tata Maksa. – Pani z pewnością domagała się zlinczowania nas.
– A bo to jest państwa wina! W domu piwo trzymać! – krzyczała mama Michała.
– Czy pani zwariowała? – nie wytrzymał milczący dotąd na zebraniach tata Kingi.
– Proszę się uspokoić! – zawołała pani Czajka. – Nie będziemy zajmować się tym, co się stało, bo stało się to poza szkołą! Tu – pani Czajka położyła nacisk na słowo „tu” – mówimy o tym, co może się stać! A mamy w perspektywie wycieczkę. I to już jest państwa zadanie!
* * *
A więc jadą! Wszyscy! Autokar pod szkołę zajechał punktualnie. Mateusz już w godzinę od rozpoczęcia podróży zjadł cały prowiant, jaki mama zapakowała mu na wyjazd. Mniej więcej w drugiej godzinie wyruszył na… żebry.
– Kto ma coś do zjedzenia?! – próbował przekrzyczeć szum silnika i autokarowy telewizor.
Dziewczyny podtykały mu swoje kanapki, pierniczki i paczki chipsów.
– Wiesz co, Mateusz… – Kaśka trąciła jego ramię.
– Co?
– Ty się zachowujesz jak… odkurzacz!
Wszyscy, którzy to słyszeli, ryknęli śmiechem! Odkurzacz! A to dobre!
Na miejsce dotarli dość szybko. Rozpakowali się w pokojach, przebrali, wyciągnęli aparaty fotograficzne i… pognali na spotkanie z przewodnikiem, który miał ich oprowadzić po rezerwacie. Kamila dostała ostatnio nowy aparat fotograficzny. To ona została osobą odpowiedzialną za zdjęcia do klasowej kroniki. Uwieczniła więc Małgosię na tle łosia. Maćka na tle klatki z dzikami. Kaśkę, Kingę i Hankę na tle woliery z ptakami. Oraz… panią Czajkę wpatrzoną w żubra i zasłuchaną w opowieść przewodnika. Po zwiedzaniu wyszli na placyk przed muzeum, gdzie stały budki pełne pamiątek.
Cała klasa zaczęła się kłębić wokół stoisk pełnych kiczowatych jeleni, żubrów, łosi, termometrów z mchem i sztucznymi grzybami.
– Mam łychę! Drewnianą! – wykrzykiwał Mateusz. – W domu odkurzę nią superbigosik, na który namówię babcię! Ta łycha będzie właśnie do tego!
Do ośrodka wrócili na obiad. Niestety, nowa Mateuszowa łycha nie mogła zostać użyta. Porcje obiadowe były za małe.
Wieczorem miało być ognisko.
– Niech każdy, kto ma ze sobą Off lub Autan, natrze się tym specyfikiem, wieczorem mogą gryźć komary – poradziła pani Czajka i pomaszerowała do pokoju.
Przebieranie się na ognisko zdawało się nie mieć końca.
– Kaśka! Po co ci szminka na ognisku, na którym będziesz jadła kiełbasę prosto z kija! – krzyknęła pani Czajka, gdy w łazience przyłapała Kaśkę na szminkowaniu ust. – Ja z tobą zwariuję! W mini na ognisko? Już się przebierać! Tam będą komary, błoto i w ogóle nie jest to okazja, na którą należy się stroić!
Mateusz sam zjadł cztery kiełbasy, choć na jedną osobę przypadała jedna. Ale… od czego jest się odkurzaczem? Tyle osób z klasy nie dokończyło swoich porcji. Ku rozbawieniu klasy chłopak zostawił sobie na noc różne resztki z ogniska.
Po tym, jak wrócili do ośrodka i ogłoszono ciszę nocną, rozpoczęło się hałasowanie. Wszyscy biegali po pokojach, podglądali się przez dziurki od klucza i bawili się dość wesoło do czasu, aż podglądającemu Kamilę Michałowi nie nabito klamką guza na czole, a podsłuchującej chłopców Agnieszki nie uderzono drzwiami w ucho. Ryki w ośrodku ustały.
Mateusz położył się do łóżka z… łychą, wzbudzając tym wielką wesołość współmieszkańców.
– Mateusz, czy ty aby nie chcesz zostać w przyszłości kucharzem? – spytał Maciek.
– Yhym – odparł Mateusz, który już w łóżku i piżamie obżerał się przyniesionymi z ogniska resztkami.
Michał z Patrykiem zaczęli we dwóch przepychanki i kłótnie o to, kto ma spać na górze, a kto na dole piętrowego łóżka. Prośby Mateusza o spokój: „Chcę oddać się trawieniu, koledzy!” nie skutkowały. Nagle poczuł, jak lądują mu na twarzy skarpetki, którymi obrzucali się chłopcy.
Następnego dnia czekało ich tylko zwiedzanie muzeum, wejście na wieżę obserwacyjną i po obiedzie odjazd do domu. Pobudka okazała się łatwa. Wszyscy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ocknęli się już o szóstej rano. Tylko Mateusz nie miał humoru. Nie mógł znaleźć żadnej ze swoich par skarpetek, ani czystej, ani brudnej. Znikły! Tak po prostu! Pani Czajka musiała pożyczyć mu własne.
Poza tym zwiedzanie, obiad i pakowanie przebiegły bez zakłóceń. Mateusz napakował sobie sporo prowiantu z obiadu. Ponadto przeszedł się do sklepiku obok ośrodka i kupił na drogę pączki.
Gdy ruszali, by zdążyć na ósmą do domu, Mateusz właśnie pałaszował trzeciego pączka.
Mniej więcej po godzinie od wyjazdu ktoś trącił w ramię drzemiącą na przednim siedzeniu autokaru panią Czajkę. To był Maciek.
– Proszę pani – zaczął – odkurzacz zachorował.
– Co takiego? – Nauczycielka przetarła sennie oczy, które następnie wytrzeszczyła, myśląc, że źle słyszy.
– Mateusza rozbolał brzuch – powtórzył Maciek. – Całą wycieczkę odkurzał, co się dało, i teraz wymiotuje.
Zatrzymali autokar. To, co działo się na poboczu drogi, przechodziło ludzkie pojęcie. Pani Czajka biegała po wodę, obmywała twarz Mateusza, Mateusz zieleniał, Maciek układał piosenkę o odkurzaczu, który struł się kiełbasami, a kierowca biegał na stację benzynową po gorzką herbatę i węgiel. Poza tym obyło się bez przygód. Po powrocie pani Czajka uznała jednak, że klasa zdała egzamin i pojedzie na letni obóz. Jeśli nie w te wakacje, to w następne na pewno.
– Tylko Mateusz będzie musiał być na diecie! – dodała wesoło. – Odkurzaj to ty sobie lodówkę w domu.
Mateusz spuścił głowę.
– To wszystko nic – powiedział grobowym głosem. – Czy pani wie, że w tej całej Białowieży została moja łycha?