KINO
– Moja mama zarezerwowała już dla nas bilety. Przyjedziemy po ciebie tak, żebyśmy wylądowali w kinie pół godziny przed seansem – tłumaczył Maciek Małgosi. – Mama nas potem odwiezie z powrotem.
Siedzieli w klasie tyłem do drzwi, więc nawet nie usłyszeli, kiedy za ich plecami stanęła Kaśka:
– Idziecie do kina, dzieciaczki?
Małgosia wymieniła się z Kamilą porozumiewawczym spojrzeniem i popatrzyła na Kaśkę z niechęcią. Nie cierpiały jej pogardliwego tonu. Zresztą chyba nie tylko one, bo kiedy do nich dołączyła, Maciek rzucił: „Pogadamy później” i się ulotnił.
– No? – Kaśka szturchnęła Małgosię. Wyraźnie szukała zwady. – Ogłuchłaś czy co? Na co idziecie?
– Na Harry'ego – rzuciła Małgosia na odczepnego i odwróciła się plecami. – I tak we dwójkę? Tylko czemu na film dla dzieci? Nie możesz się zdecydować: Barbie czy szminka? Ten cały Harry to jest dla ośmiolatków! Moja siostra się tym zaczytuje!
Małgosia nie odpowiedziała na żadną z zaczepek, choć Kaśka stała z nimi jeszcze kilka minut. Docinała, że matka, która będzie robić za przyzwoitkę, nie jest im specjalnie potrzebna, bo Małgosia „stanik ogląda jedynie na manekinie”. Aż Kinga, jak zwykle zajęta powtarzaniem lekcji, przerwała czytanie notatek, by powiedzieć:
– Weź ty się, Kaśka, lecz!
* * *
I pomyśleć, że jeszcze wczoraj to kino, do którego Małgosia miała iść z Maćkiem, zaczęło się niebezpiecznie oddalać. Wszystko dlatego, że kiedy powiedziała rodzicom, że chce iść na film Harry Potter i kamień filozoficzny, usłyszała, że owszem, pójdzie, ale… nie dziś.
– Może jutro – powiedział tata i zanurzył nos w rozłożonych na biurku papierach.
Tymczasem Maciek miał po nią przyjść za dwie godziny. Ech, te pieniądze! Tata nie ma ani grosza! Na myśl o dzwonieniu do Maćka Małgosi zrobiło się słabo. Znowu ma komuś tłumaczyć, że w domu ledwo wiążą koniec z końcem? Ale przecież musiała coś Maćkowi powiedzieć. W przeciwnym razie on przyjdzie z mamą… i co wtedy? Będzie wstyd, gdy na miejscu okaże się, że Małgosia nie ma pieniędzy. A może skłamać? Nie może iść, bo ma imieniny cioci, o których na śmierć zapomniała? Ale że w piątek… A może Kamila coś wymyśli? Małgosia szybko wykręciła znany na pamięć numer.
– Halo? – Kamili głos w słuchawce brzmiał obco.
– To ty, Kamila? – zdziwiła się Małgosia. Zamiast odpowiedzi usłyszała szloch. – Co się stało? – Słoń! Ten cholerny gipsowy słoń!
– Stłukł się?
– Nie! Niestety nie!
– Jak to: „niestety”?
– Bo ten słoń… to Michał! – szlochała Kamila.
– Co Michał? – spytała Małgosia, ale odpowiedział jej tylko płacz. – Nic nie rozumiem! Mów jaśniej! No i poradź, co mam powiedzieć Maćkowi? Nie mogę z nim iść do kina, bo tata dopiero jutro da mi pieniądze.
Kamila urywanym głosem wydukała, że zaraz przyjdzie, i odłożyła słuchawkę. „Kama też ma problem – rozmyślała Małgosia wpatrzona w przestrzeń. – Ciekawe, o co chodzi z Michałem i słoniem? Czyżby Kaśka miała rację? To on go podrzucił?”. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Maciek! Małgosia nie wierzyła własnym uszom. Chciał przełożyć kino na jutro, bo…
– Jutro jest piątek! – mówił podekscytowany. – A w piątek w Multikinie grają nocny, magiczny seans. O północy! Tylko czy twoi rodzice cię puszczą? Zadzwonię znów za chwilę, gdyby mieli jakieś „ale”, to powiedz im, że moja mama nas zawiezie i przywiezie.
Pod Małgosią ugięły się nogi.
„Boże! – pomyślała. – Jak ja o to zapytam?”. Przecież już raz pytała rodziców, czy może pójść z Maćkiem do kina? To wtedy tata powiedział swoje: „Może jutro” i wrócił do pracy, a mama… spojrzała na nią spoza okularów. Zawsze tak patrzyła, kiedy uznawała, że w córce odzywa się kobieta. Małgosia jednak odbierała to spojrzenie jako mówiące: „Robisz coś złego”. Może dlatego, że potem następowała cała seria pytań? Tym razem musiała odpowiadać na pytania dotyczące Maćka. Że to ten chłopiec, z którym jeździła na nartach. Ten, który jest taki wesoły.
– Mamo… – zaczęła teraz i głos utknął jej w gardle. „Może lepiej nie pytać mamy? Może tatę?” – pomyślała. – Tato… – urwała raptownie.
A jak tata powie, że nie?
Nagle jednocześnie zadzwonił telefon i ktoś zapukał do drzwi.
– Idź otwórz, a ja odbiorę – usłyszała Małgosia głos ojca.
– Tata mnie podrzucił samochodem – powiedziała stojąca za drzwiami Kamila.
A telefon? Dzwoniła mama Maćka! Małgosia zorientowała się po treści rozmowy, no i po tym, że tata zmieniał się na twarzy jak kameleon. Zgodził się! Gdy skończył rozmawiać, z okrzykiem radości rzuciła mu się na szyję. Nawet Kamila, która przyszła w grobowym nastroju, zaśmiała się, widząc, jak przyjaciółka zawisła na tacie, który rzucił:
– Przestań udawać krawat. A jutro zachowuj się przyzwoicie. Żebym się za ciebie nie wstydził!
Ech, ten tata! Zawsze taki strasznie zasadniczy.
– Myślisz, że Michał się zakochał? – spytała Małgosię Kamila. Siedziały w jej ciasnym pokoiku.
– Nie wiem – Kamila westchnęła. Już nie płakała, ale minę miała niewesołą. – Nie lubię go – strasznie mnie denerwuje! A poza tym… pal sześć Michała, ale przed Krzyśkiem to tak wyszło, jakbym myślała, że słonik jest od niego.
– No przecież tak myślałaś.
– Ale skoro nie był od niego, to lepiej, żeby Krzysiek nie myślał, że ja myślałam…
– Myślałam, myślałam… A co w tym złego? Słonik był na nartach? A z kim jeździłaś na nartach? Z Krzyśkiem. Masz prawo myśleć, że dostałaś prezent od niego. Śmiej się z całej sytuacji, i tyle.
– Faktycznie. – Kamila spojrzała na Małgosię z uznaniem.
Pierwszy raz to ona, a nie Kamila wykazała się zdrowym rozsądkiem. A wszystko dlatego, że sprawa z kinem się wyjaśniła.
* * *
W piątkowy wieczór wylądowali w kinie pół godziny przed seansem. Mama Maćka zostawiła ich przed kasą, w której czekały zarezerwowane telefonicznie bilety. Co robić przez te pół godziny? Kupili popcorn i colę i usiedli przy stoliku w kinowym bufecie.
– Ciekawe, jak wygląda Malfoy – Małgosia odezwała się pierwsza.
– Nie widziałaś zajawek? – zdziwił się Maciek z ustami pełnymi popcornu.
– Nic a nic.
– A zdjęcia w gazecie?
– Jakoś nie pamiętam, by był na nich Malfoy.
– Może to i dobrze… – nagle urwał. – Czemu się tak rozglądasz? Szukasz kogoś?
– Tak tylko patrzę. Kaśka się śmiała, że to film dla dzieci, ale dzieci na ten seans niewiele przyszło.
– Przejmujesz się Kaśką?
– Nie, tylko… – Małgosia wzruszyła ramionami – tylko ona mnie denerwuje. Te jej teksty… – urwała raptownie.
Nie powie przecież Maćkowi, że chodzi o te głupie gadki o staniku. Na chwilę zapadła niezręczna cisza.
– Chodź, zajmiemy nasze miejsca – zaproponował Maciek, zbierając rzeczy ze stołu.
Po dwóch godzinach wyszli rozgadani, z wypiekami na twarzy. Film zachwycił oboje. Wprawdzie zdaniem Małgosi mecz quidditcha trwał za długo, no i nie wszystkie wątki były pokazane, ale klimat był.
– Tylko czemu zmienili hasło do Gryffindoru? W książce było „świński ryj” i bardzo mnie bawiło, a tutaj jakieś coś bez sensu – zastanawiał się Maciek, kiedy wsiadali do samochodu. – Wiesz, że my się w domu tak wygłupialiśmy? Pamiętasz, mamo? Jak dzwonił domofon, to się pytaliśmy o hasło, no i odzew miał brzmieć „świński ryj”. Ale któregoś razu byłem przekonany, że to ojczym, i mówię do domofonu: „Hasło”, a ten ktoś: „Otwórz”, więc ja na to: „A świński ryj gdzie?” i wiesz… okazało się, że to listonosz…
– O rany! – Małgosia przerwała mu raptownie i aż usta rozdziawiła ze zdumienia.
– Co?
Przy wyjściu z kina stała Kaśka i rozglądała się. Obok niej była najwyżej ośmioletnia dziewczynka, którą Kaśka trzymała za kołnierz kurtki.
– To jej siostra – wyjaśnił Maciek.
– Odpowiednia para na randkę w kinie – stwierdziła Małgosia nie bez złośliwości.
– Ta mała na pewno jest „bardzo dorosła, a stanika nie widuje tylko na manekinie” – dodał Maciek, przedrzeźniając głos Kaśki tak udanie, że Małgosia ryknęła śmiechem.